Ciężka dola animeoglądacza
Kto interesuje się japońskimi tworami? - ręka w górę! Hmm... A spośród tych - kto bywa na konwentach? ...
Tak, chodzi o mangowe konwenty, czyli zjazdy pasjonatów, fanów i wszelkiego rodzaju -tardów czy -konów. Do niedawna słyszałem o nich jedynie z opowiadań. Do niedawna, ponieważ w tym roku postanowiłem osobiście uczestniczyć w tym, jakże ociekającym zUem, wydarzeniu. Jako że daleko mi od doświadczonego konwentowicza, poradziłem się kolegów z klubu co do wyboru imprezy. Padło na Ecchicon 5ummer 5pecial, który odbywał się w stolicy. A zapowiadał się naprawdę dorodny spęd - prawie dwa tysiące mangowców, upchanych w jednym budynku przez dwie doby. Pomijając nużącą podróż pociągiem i błądzenie na beznadziejnie zaprojektowanym dworcu oraz dojazd na miejsce przeznaczenia wypchanym po brzegi conBusem, pełnym spoconych otaków*, to konwent zaczął się całkiem miło.
A atrakcji było od groma - każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Główna tematyka konwentu, czyli szeroko pojęte ecchi*, nie jest moją dyscypliną i niezbyt przypada mi do gustu, ale nawet ja zdołałem odnaleźć się w gąszczu rozkładu zajęć. Było w czym przebierać - od piątkowego wieczoru do niedzielnego południa plan zapakowany był panelami, konkursami, warsztatami i grami, które działy się równolegle w różnych miejscach (których było -naście). Plan był napięty i trzeba było dobrze manewrować żeby być zawsze tam, gdzie chce się być. No i tutaj wyszła pierwsza bolączka organizacyjna - pomimo, że każdy uczestnik dostał plan budynku, to gubił się, ponieważ nie naniesiono na niego numerów poszczególnych sal (jak to na gmach szkoły przystało) i przez pierwszą godzinę konwentowicze, czytając kartki na drzwiach, krążyli w tę i nazad zwiedzając wszystkie korytarze. Które w większości i były usiane gęsto śpiworami i materacami, ponieważ dla sporej części nie starczyło miejsca w roomach, które z resztą były tak upchane, że nie szło szpilki wcisnąć. Całe szczęście rozstawiłem się z posłaniem w takim miejscu, gdzie żadna obca stopa nie miała możliwości miziania mnie podczas snu po twarzy.
Cóż, niektórzy nawet nie pozwolili sobie na rozłożenie się, biegnąc w pośpiechu do hali, gdzie mieściły się stoiska z wszelkiego rodzaju dobrami. Przechadzając pomiędzy straganami widziałem plakaty, kubki, smycze, koszulki, poduszki, figurki, pluszaki, torby, artbooki, modele, komiksy, dvd, gry, i smakołyki prosto z Japonii. Bez przesady - to najnormalniejsze w świecie jedzenie, które zdobi półki tamtejszych spożywczaków, tak jak u nas zwyczajne chińskie zupki z Radomia. Druga sprawa - ceny. Niemal wszystkie produkty (oprócz tych made in Poland) kosztowały więcej niż powinny. Na przykład figurki, pokroju mojej Konaty, były droższe niż zamawiane pojedynczo z eBaya (wliczając koszt przesyłki). Nie dziwię się - ludzie, którzy te rzeczy sprowadzają, chcą na tym zarobić. Dlatego też nic nie kupiłem. Byłem świadom tego, że gdyby zależało mi na danym produkcie to równie dobrze mogę go zdobyć nie ruszając się z domu i nie wyjmując gotówki na światło dzienne. Pomijając fakt, że 99% artykułów nie wzbudziło mojego zainteresowania. Owszem, dostrzegłem kilka rzeczy wartych uwagi, ale jednocześnie niezbędnych jak orangutan w basenie.
A że pogoda była dobra, konwentowicze pluskali się w brodziku, rozłożonym na świeżym powietrzu. Wszelkie fizyczne rywalizacje (catfight, kartonowe sumo, air guitar contest itp) odbywały się na zewnątrz - największym powodzeniem cieszyły się walki w kisielu i wyścigi w miniówkach. Co jak co, ale nazwa imprezy zobowiązuje. W salach miały miejsce konkursy wiedzy, umiejętności, turnieje gier i warsztaty, ale o nich wiele nie napiszę, bo po prostu w nich nie uczestniczyłem. Zainteresowały mnie bardziej panele, czyli prelekcje bądź dyskusje na różne tematy. Tematów było sporo, ale łatwo było się połapać kiedy o czym mowa. Niektóre zmuszały do aktywnego uczestnictwa słuchaczy, inne były po prostu zwykłymi wykładami. Jednak czasem trudności sfery organizacyjnej psuły efekt. A to nie działa komputer, nie ma prezentacji, prowadzący się nie zjawia, albo trzeba czekać aż skończy się poprzedni, który ciągnie się nadzwyczaj długo. Niektóre tematy miały zbyt mało czasu, inne nie wypełniały całego. Jedni prowadzący mówili szybko i wyraźnie, inni niestety nie. Pomimo, że obstawiłem sporo paneli, to tak naprawdę dowiedziałem się bardzo niewiele. Albo świadczy to o mojej wiedzy, albo o ilości materiału, przygotowanego na panele. Myślę, że raczej o tym drugim. Dla przykładu: pogawędka o Tengen Toppa Gurren Lagann prowadzona była zupełnie spontanicznie - większość czasu minęło w żywiołowej dyskusji, aby pod koniec wszyscy jednomyślnie doszli do wniosku, że TTGL jest awesome i nie ma co snuć żadnych niepotrzebnych domysłów. Za to panel o loliconach* w społeczeństwie japońskim pełen był historii i mało ciekawych faktów oraz szczegółowych konkretów. Oczywiście wykłady na bardziej kontrowersyjne tematy przeznaczone były dla pełnoletnich uczestników, co z resztą było skrupulatnie przestrzegane. Jak już pisałem, niczego nowego się z nich nie dowiedziałem.
Chodząc po korytarzach można było natrafić na... zombie! Pierwszego dnia bowiem na terenie konwentu rozgrywał się LARP* Resident Evil, w ramach którego jedni gracze jedli drugich. Widok zakrwawionego, powłóczącego nogami i wołającego "móóóóó" zombiaka nie wzbudzał większego zdziwienia. Tak samo jak widok dziewczyn z kocimi uszami lub/i w mundurkach szkolnych. Sobotnim gwoździem programu był bowiem cosplay*. Cała prezentacja trwała dosyć długo, bo grup, udających mangowe postacie było całkiem sporo. Poziom był bardzo zróżnicowany, były akcenty humorystyczne, scenki, piosenki. Nagrodę za najlepszą grupę dostali ci, którzy dokonali największego wkładu pracy (oraz wystąpili najliczniej), a nagrodę dla pojedynczego cosplayu zgarnęła najbardziej skąpo ubrana dziewczyna. Standard. Poza tym od rana do rana scena rozbrzmiewała dźwiękami popularnej muzyki, która mieściła się jeszcze w granicach mojej tolerancji. Co do muzyki, to jedna sala była przeznaczona tylko i wyłącznie dla k- i j-music*. Tak samo jak w innej non-toper leciały AMVki*. W kolejnej za to ludzie bez wytchnienia rżnęli w mahjonga, zdzierali gardła w singstarach, maltretowali plastikowe wiosła i gary, czy wymachiwali pilotami. W głowie nie mieściło mi się jakim cudem można zająć 2 tysiące konwentowiczów, a jednak system ten zdawał egzamin, bo nikt nie narzekał na nudę, wszędzie było coś do roboty. Chociaż i tak nadal znajdowały się osoby, które najwyraźniej przyjechały... spać. Ilekroć przechodziłem obok, leżały w tym samym miejscu. Może tylko takie odniosłem wrażenie, będąc porażony ilością przetaczającego się przez małą przestrzeń ludzi. Co do tłoku, kolejnym składnikiem konwentu był zapach. Pomijając kwestię czystości, sam fakt takiego zagęszczenia w trzydziestostopniowym upale robi swoje. Całe szczęście wszystkie okna były cały czas otwarte na oścież, przez co nigdzie nie zalatywało starymi skarpetkami.
No cóż - byłem, zobaczyłem i nie żałuję. Pomijając cały trud i liczne niewygody, warto było ruszyć tyłek z miejsca i pobyć w towarzystwie kilkuset osób, które interesują podobne rzeczy. Powoli leczę się z mojego społecznego zacofania, a konwent napełnił mnie nowymi siłami do brnięcia dalej w świat japońskiej animacji, przez co z zapałem sięgam po nowe tytuły. Radzę każdemu miłośnikowi japońszczyzny wybrać się kiedykolwiek na jakiś konwent temu poświęcony. Bo czasem dwie nieprzespane noce są więcej warte niż cały miesiąc życia.
PS Szkoda, że nie było mr Jedi :[
PS2 All photoz by meh and my toy camera
_______
1* otaku (jap.) - fan (najczęściej mangi i anime)
2* ecchi (bądź etchi) - gatunek mangi i anime, pełen podtekstów seksualnych, skierowany do męskiej grupy odbiorców
3* lolicon (od lolita complex) - zainteresowanie młodymi dziewczynkami
4* LARP (Live Action Role Playing) - odgrywanie gry fabularnej na żywo
5* cosplay (od costume playing) - przebieranki
6* j-music - japanese music; k-music - korean music
7* AMV (Anime Music Video) - teledysk z anime
23 komentarzy
Rekomendowane komentarze