Skocz do zawartości

plusqanie

  • wpisy
    15
  • komentarzy
    59
  • wyświetleń
    14261

sajfajtraj


plusq

404 wyświetleń

Niesamowicie przyjemnym jest doświadczać owoców ludzkiej wyobraźni, sondujących przyszłość a mniej lub bardziej zakotwiczonych w nauce, zawsze jednakże będących bogatą fikcją. Science Fiction w przeróżnych formach od dawna inspirowało ludzi i de facto napędzało postęp technologiczny. Czy jest bowiem coś piękniejszego niźli możliwość spełnienia własnych marzeń? Tylko prześliznę się po tym temacie, gdyż jak już empirycznie udowodniono, każda próba zagłębienia choćby jego części grozi popełnieniem kolejnej książki (przynajmniej z objętościowego punktu widzenia).

Tak więc fantastyka naukowa zajmuje bardzo zaszczytne miejsce w mym prywatnym rankingu. Jakoś tak to mi się w życiu ułożyło, że moje zainteresowania obracają się w trójkącie, którego wierzchołkami są: sci fi, fantasy i historia, wszystko zaś najczęściej połączone szeroko rozumianymi militariami i batalistyką. Jest też w tym wszystkim pewien element trudno opisywalny, oscylujący w rejonie emocji i doznań i będący czymś w rodzaju mistycyzmu choć raczej nie jest to słowo które oddaje dobrze jego istotę.

Obecnie cieszyć możemy się książkami, telewizją, i grami o tematyce fantastyczno naukowej, które to naturalnie przeplatają się ze sobą, eksploatując dany tytuł niemal do granic możliwości. Zacznę może od książek.

O kim innym jeśli nie o Stanisławie Lemie miałbym najpierw wspomnieć. Jedyny rodzimy pisarz s-f znany jak ziemia długa i szeroka. Osobiście uważam, iż polski system szkolnictwa najzwyczajniej kastruje Lema. O ile bowiem ?Cyberiada?, ?Bajki Robotów? jako przykład majstersztyku słowotwórstwa i płodnej fantazji w młodych głowach jeszcze się przyjmą o tyle z takim Pirxem sprawa prosta już nie jest. Do Lema i do jego stylu trzeba bowiem dojrzeć. ?Opowieści o pilocie Pirxie? są bowiem takim pierwszym ?przęsłem? mostu pomiędzy dwoma biegunami jego twórczości, które uproszczę nazywając ?lżejszym? i ?wymagającym?. Piękne jest to, że sam jestem jeszcze w trakcie podróży przez ów ?most?.

Lem ucieka głównie w filozofię ale i humor, gry językowe, deliberacje. Potrafi wpleść ową filozofię w nawet najbardziej ?hollywoodzką? fabułę. ?Solaris? szczęścia do adaptacji jednak nie miało, ?Niezwyciężony? nie miał natomiast okazji do adaptacji. Ponoć sam Lem śmiał się, iż jest to wina braku kobiet w tej ostatniej. Z dzisiejszymi twórcami filmowymi nie jest to już wszak żaden problem, gdyż nie mieli by najmniejszych skrupułów zamienić płeć kilku kluczowych postaci i nadmuchać im nieco tu i ówdzie co niektóre anatomii szczegóły. Główny bohater stałby się zapewne bohaterką graną przez, na przykład, Jolene Blalock, Evangeline Lilly bądź Tricie Helfer, która to w przepoconym, podartym ale ciasnym i przylegającym podkoszulku z pewnością wyniosła by pamiętną scenę biegu przez pustynię na nowy poziom. Zaraz czy to już gdzieś nie było...??? Nie żebym narzekał. Zdecydowanie bardziej wolałbym to, niźli pupę Clooneya.

Amerykańskie ?Solaris? stanowiło wyselekcjonowaną i wybrakowaną połowę fabuły książki. Rosyjska wersja ?Solaris? tylko w połowie dotyczyła książki, resztę zaś stanowiły ?widziadła? Tarkowskiego przemycone i pod nią podpięte. I tak źle i tak niedobrze.

Lem to także przezabawne ?Dzienniki Gwiazdowe?, niesamowity ?Głos Pana?, interesujący ?Powrót z Gwiazd?, będący protoplastą matrixa ?Kongres Futurologiczny?, niedocenione ?Fiasko?, ?lekki? ?Eden? i tak dalej. Jak już napisałem wcześniej, musnąć tylko można temat aby nie rozpisać się za bardzo.

Był Lem jako pierwszy. Doszedłem do wniosku, iż teraz będzie Frank Herbert - znany za sprawą ?Diuny?. Swego czasu wywarł ów cykl, a w szczególności sama ?Diuna?, ogromne na mnie wrażenie. Jest wątek mesjanizmu, jest walka charakteru człowieka i jego ducha z przeciwnościami. Jest wiele uniwersalnych dylematów i problemów i co najważniejsze jest w niej właśnie to coś, wymykające się porównaniom, trudne do opisania uczucie towarzyszące lekturze. To coś co doskonale zawarł w filmowej adaptacji David Lynch, choć fabularnie i merytorycznie odbiegł na niekorzyść. Taki rodzaj mistycyzmu charakteryzuje poniekąd inne Lyncha filmy. Nowa wersja ?Diuny? miała ?tego czegoś? mniej ale była doskonała fabularnie. Do dzisiaj nie potrafię zdecydować która adaptacja jest lepsza, gdyż każda jest po prostu inna.

Co zaś się tyczy książkowego cyklu, był jeszcze bardzo dobry ?Mesjasz Diuny? i niezłe ?Dzieci Diuny? potem każda kolejna część w moim odczuciu była coraz gorsza do tego stopnia, iż ?Kapitularza? już nawet nie dokończyłem czytać, co zdarza mi się bardzo rzadko (chyba już nawet przez syna Herberta był napisany). Uwaga! Książka została ?złoźmińskowana? więc trzeba kupując ostrożnie dobierać przekład.

Robert A Heinlein napisał kilka dobrych książek ale ja zawsze będę kojarzył go z ?Kawalerią Kosmosu? (Starship Troopers). Niesamowicie interesująca i wciągająca książka. Doczekała się nawet ?adaptacji?. I teraz jest taki myk. Jeśli ktoś oczekiwał prawdziwej adaptacji to film mógł co najwyżej opluć i to niecelnie zważywszy na pośpiech z jakim od niego uciekał. Ja tam znalazłem się w drugiej grupie, która dostrzegła dobry film klasy co najwyżej B, w którym to Beverly Hills 90210 wymieszano z teksańską masakra piłą mechaniczną i totalitarną kroniką filmową w myśl najlepszych kanonów tandetnego s-f, niespodziewanie tworząc dobrą, prostą rozrywkę z myślą przewodnią: ?Dobry robal to martwy robal? i mnóstwem śmiechu po drodze. Nawet mojej babci film się spodobał o co nigdy bym Jej nie podejrzewał.

Philip K. Dick z chociażby ?Ubikiem?, Asimov ze swoim cyklem o Fundacji, Clarke z ?Odyseją?, Frederik Pohl i ?Gateway ? brama do gwiazd?, Dan Simmons z ?Hyperionem? , Harry Harrison z ?Planetą Śmierci?, Orson Scott Card z ?Grą Endera? i cały panteon pisarzy wraz ze swoimi dziełami. Zdaje sobie sprawę jak wielu umyślnie lub nieumyślnie tu pominąłem. Sam łapie się na tym iż zaczynam zapominać ich nazwiska. Ale skrót był tu bardzo potrzebny, gdyż jest jeszcze jeden o którym chcę wspomnieć bo na swój szczególny sposób zasłużył na mój szacunek.

Nie ma co ukrywać uwielbiam military ? science fiction. W tym gatunku pierwszy jest zaś nikt inny tylko David Weber. Zarówno w kooperacji (zapewne tylko użyczając swego nazwiska) ze Stevem White w serii ?Starfire? lub Johnem Ringo i cyklem ?Imperium człowieka? ale przede wszystkim samodzielnie w czymś co ochrzczono już jako Honorverse.

Jest to cała seria której bohaterką jest Honor Harrington, będąca niczym innym tylko odbiciem Horatio Hornblowera, bohatera niezwykle ciekawego marynistycznego cyklu C.S. Forrestera. Oprócz serii dotyczącej samej Honor jest też kilka krótszych cykli pobocznych, w których pierwsze skrzypce odgrywają inne pierwszoplanowe postacie, którym w tym niezwykle bogatym świecie dał i odebrał życie Weber. Można zarzucić Weberowi, iż czasem nadmiernie korzystał z analogii do prawdziwych politycznych wydarzeń, bądź inspirowania się bohaterami i wydarzeniami znanymi z innych kart. Jednakże niezaprzeczalnym pozostanie w mej opinii fakt, iż jest to najlepsze wojskowe sci fi jakie dane mi było kiedykolwiek czytać a rozmach i ?realizm? scen batalistycznych jest naprawdę imponujący. Warunkiem jest oczywiście posiadanie własnej wyobraźni gdyż, na nieszczęście, nie doczekał się cykl jeszcze ani ekranizacji ni też egranizacji (modne ostatnio określenie tylko cholera nowe i podkreśla mi je wciąż na czerwono!). Może wkrótce. Jakaś strategia by się przydała. Jako ciekawostkę wspomnę, że pojawia się kilkukrotnie u Webera drobne odniesienie do Polski.

I znów muszę uciąć choć chciało by się dalej pisać. Teraz czas na mały i duży ekran.

Tak więc jest Star Trek a w szczególności TNG i DS9. Jestem najwyraźniej fanem łysych kapitanów. Star Trek od zawsze bogaty był o pewne wartości i przesłania a w DS9 pozwalał też zaczerpnąć odrobinę batalistyki i efektowności. Nigdy przy tym jednak nie utracił pierwotnych idei które wyznaczył Gene Roddenberry.

W tym samym mniej więcej czasie co DS9 emitowany był również ?Babylon 5? J.M. Straczynskiego. Wyjątkowy bo od początku do końca zaplanowany jako fabularna całość zamknięta w pięciu sezonach. Posiadał w sobie pewną tajemnicę, którą odkrywało się wraz z historią. Kolejny dobry tytuł warty poznania.

Poruszając temat seriali nie sposób zapomnieć o najatrakcyjniejszym w ostatnich latach remake'u. Nowy, rewelacyjny Battlestar Galactica wyznaczył standardy na kilka następnych lat w kwestii efektów specjalnych ale też i fabuły, która znów miała ten pewien tajemniczy mistyczny element. Podążający równolegle do fabuły, stanowiący swoista drogę po której czasami się podróżuje ale która stanowi też punkt odniesienia i wyznacznik kierunku gdy zboczy się z niej na pewien czas. Serial wart poznania. Nie spojlerując mogę napisać, że zakończenie wywołało wiele kontrowersji, szczególnie w Stanach Zjednoczonych. Wpływ na nie bowiem wywarł Michael Moore (ten od ?Zabaw z bronią? i ?Fahrenheit 9/11?) który znany jest z naginania do własnych potrzeb i ideologi faktów. Mój znajomy kolega, Amerykanin był bardzo zbulwersowany zakończeniem, ja jednak bez owych podtekstów i aluzji ?pro-środowiskowych? i ?anty-industrialnych? odebrałem je, mając co najwyżej stosunek ambiwalentny.

?Space: Above and Beyond? w Polsce znane jako ?Gwiezdna Eskadra?. Kto jeszcze pamięta tą znakomitą i klimatyczną produkcję?

W kilku słowach wspomnę jeszcze o dwóch serialach które mi się spodobały, a które niesłusznie zostały z anteny zdjęte już w połowie sezonu.

Pierwszym jest ?Firefly? w którym to kosmos przedstawiony jest pod postacią dzikiego zachodu. Z jednej strony jest tam pełno przegięć, jak chociażby scena, w której zbudowany na platformie grawitacyjnej wóz, ciągnięty jest przez parę wołów lub statek lądujący na planecie tylko po to aby przewożone w nim bydło mogło wyjść i popaść się na zielonej trawce. Z drugiej strony serial był niebywale dowcipny i niejako oderwany od klasycznych wizji s-f. Zawiniła oglądalność i po połowie sezonu przerwano produkcję. Potem zaś stała się ponoć rzecz niebywała ? serial osiągnął zaskakująco wysokie wyniki sprzedaży DVD. Sukces ten zmotywował do nakręcenia pełnometrażowego filmu ?Serenity? w którym rozwiązano rozpoczęte wątki fabularne. Ale szkoda się stała i już nie doświadczy się prostackiego ale zabawnego Jayne Cobb'a genialnie zagranego przez Adama Boldwina, ani też potencjału roli w postaci River granej przez Summer Glau znanej później z ?Kronik Sary Connor?.

Drugim serialem jest ?Defying Gravity?, również zdjęty z anteny w połowie sezonu, choć tu i ówdzie znaleźć można plotki jakoby debatuje się nad wznowieniem jego produkcji. W mojej opinii był to pierwszy prawdziwy następca ?Odysei Kosmicznej? pod względem poruszanej tematyki i sposobu prezentacji. Było by wielką szkodą dla merytorycznej ramówki telewizyjnej, szczególnie spod znaku sci fi, gdyby już nigdy nie wznowiono jego produkcji.

Seriali o tej tematyce jeszcze trochę by się znalazło. Jak chociażby całkiem dobry remake ?V? lub tasiemce spod znaku ?Stargate?, które, szczerze powiedziawszy, na razie nie wciągnęły mnie tak bardzo. I znów należy sporo pominąć bo czas szybko omieść spojrzeniem duży ekran.

?Blade Runner? Ridleya Scotta i najbardziej dla mnie pamiętna, wypalająca znamię na duszy i pamięci końcowa przemowa Roya Betty (?I've seen things you people wouldn't believe...).

?Obcy? w tym ulubiona, druga część (?Decydujące starcie?) nakręcona przez Camerona.

Gwiezdne Wojny z najlepszymi ?Imperium Kontratakuje?, ?Nową Nadzieją?, ?Zemstą Sithów? i ?Powrotem Jedi?.

Niezwykle klimatyczny ?K-Pax? z przepiękną muzyką i magiczną fabułą.

Niespodziewanie dobry ?Event Horizon? w konwencji space-horroru.

Młody ?Dystrykt 9? udowadniający, że pieniądze to nie wszystko co w kinie się liczy.

?Sunshine? (?W stronę słońca?) w sumie też dość świeży film.

?Galaxy Quest? wyśmienita komedia i parodia ?trekowych? produkcji. Przezabawna ?Futurama? o której chyba wszyscy słyszeli (dr Zoidberg rządzi!!!). Czerpiący z francuskiego komiksu ?Piaty Element? Luca Bessona o komediowym zabarwieniu.

Poruszone już wcześniej ekranizacje książek.

Mógłbym dalej wymieniać. Tak naprawdę łapię się na tym, że zapominam mnóstwo obejrzanych lub przeczytanych tytułów. Ale trzeba przerwać te wyliczenia i szybciutko podsumować ostatni element ? gry.

Niezapomniany Frontier First Encounters ? na trzech dyskietkach świat i wolność nigdy wcześniej i później już nie widziana. Wschody słońca nad lodowymi pustyniami, błękitne karły i czerwone giganty. Po prostu wolność. I średnia życia nowego gracza liczona w sekundach pomiędzy sejwami.

Seria Master of Orion ( z naciskiem na dwójkę i trójkę ? tak, tak lubiłem bardzo i trójkę). Galactic Civilizations II. Space Empires V.

Bardzo dobry Sword of the Stars jako nieco uproszczone pod względem rozbudowy 4x oraz Sins of the Solar Empire idealne pod multi.

Pamiętny Homeworld gdzie po raz pierwszy trzy wymiary strategii w pustce kosmosu spotkały się z piękną grafiką i cudowną muzyką ? tą samą która tworzyła klimat w ?Plutonie? Olivera Stone'a.

?Nexus - The Jupiter Incident? - ambitny następca Homeworlda

Seria X ze szczególnym uwzględnieniem X2 i X3 ? handel i walka w kosmosie nigdy wcześniej nie wyglądały tak pięknie.

Ciekawy Bridge Commander z universum Star Treka ? jedyna taka gra dająca okazję bycia kapitanem okrętu klasy Galaxy i Sovereign a w trybie potyczki każdym innym w grze obecnym. Nie wiem dlaczego pełna wersja nie znalazła się jeszcze na płytce cda.

?Starfleet command 2? - znów star trek tyle, że ?na płasko?.

?KotOR? klimatyczny rpg Bioware.

?Battlecruiser 3000AD? i jego dalsze wersje, co ciekawe, dostępne do ściągnięcia za darmo ze strony twórcy. Gra o tyle wyjątkowa co niestety zmarnowana. Ogromne możliwości, fantastyczny potencjał w kontrolowaniu statku i załogi i niestety zero fabuły. To taki ?Mount and Blade? któremu zabrano te kilka ostatnich celów które gracz może osiągnąć. Przy nieograniczonej wyobraźni, gra zaś ma ogromny potencjał. Taka dosłowna piaskownica w której niestety wszystko trzeba sobie wymyślić łącznie z kolegami.

I tu znów skończę aby omówić jeszcze jeden bardzo ważny tytuł. Jeśli marzy wam się, życie i niestety czasochłonna praca i zabawa w kosmosie to jest tylko jeden tytuł. Tylko on pozwoli doznać zwycięstw i porażek, wielkiej polityki i małych przekrętów, szybkich rajdów i ogromnych przez co zlagowanych bitew. Tym tytułem jest ?Eve Online?. Jedno z najlepszych dojrzałych mmo w której średnia wieku graczy prawdopodobnie waha się w okolicach 35 lat. Jedyne prawdziwe odbicie machiawelicznych intryg dzisiejszego świata. Potęga możliwości jakie daje nullsec. I jeden serwer dla całego świata z wyjątkiem Chin, nadający nowe znaczenie słowu Time Zone War. Gra płatna ale co pół roku darmowe rozszerzenia zmieniają ją nie do poznania -merytorycznie i wizualnie. Multum możliwości kariery. Warto spróbować. Wciąga. I pożera czas szybciej niż amerykańskie auta kolejne galony paliwa. Na własną odpowiedzialność.

Trochę mi się wpis wydłużył. Obawiałem się tego na początku i nie ustrzegłem rozległości tematu choć przecież tylko prześliznąłem się po nim.

Bo fantastyka naukowa ma ogromny potencjał. Jest czymś niezwykle intrygującym. I czasochłonnym.

I to było by na razie tyle. Bo jeszcze przypomnę sobie, boże uchroń, o kolejnych wartych wspomnienia tytułach.

12 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Gentleman, przebrnąłem przez cały wpis i jestem zadowolony. Naprawdę podoba mi się twój styl pisania. Swoją drogą, koniecznie musisz nadesłać swoje teksty do redakcji znakomitego miesięcznika poświęconego grom "CD-ACTION" ;].

Ahh.. to straszne cóż za niewykształcone grono użytkowników odwiedza twojego bloga.. Smutne, że dzisiejsza młodzież boi się dużych ilości tekstu. Nie zrażaj się nimi, pisz dalej, bo jak najbardziej warto czytać twoje posty. Dziwię się okropnie czemu twój blog nie został dołączony do blogów polecanych..

Link do komentarza

Presja by mnie zeżarła. A tak na serio to lubię zrzucić czasem myśli z głowy i po to właśnie powstał ten blog. Niemniej jednak miło usłyszeć kilka pozytywnych słów za które dziękuję.

Link do komentarza

Gentleman... Bardzo ciekawy wpis, dodam tylko, że o porażce Battlecruiserów zadecydowała nie tyle fabuła czy jej brak (Elite i Frontier miały przecież tak samo), a straszliwe, ślimacze tempo gry bez możliwości przyspieszenia. W sytuacji, gdy na sam trening załogi do możliwie sensownego poziomu (czyt. żeby robili cokolwiek poza siedzeniem na zadkach) trzeba poświęcić grubo ponad kilkadziesiąt godzin, a podróż wewnątrz systemu to "rozrywka" na przynajmniej kilkanaście minut za każdym razem...

Ach, wspomniałeś o Harrisonie - czy kojarzysz jego trylogię Ku Gwiazdom? Dość ciekawy nurt jego twórczości, bardzo inny od Stalowego Szczura i Planety Śmierci.

Link do komentarza

Gentlemen, dawno nie raczyłem się tak dobrze zmiksowaną fantstycznonaukową papką. Tym samym uświadomiłem sobie, jak wiele mnie w życiu ominęło, na co jeszcze nie raczyłem spojrzeć. Twórczość Lema jest dla mnie obca, filmowy Blade Runner jest dla mnie tylko dwuczłonowym tytułem a do X3 boję się podchodzić bez skafandra (cierpię na agorafobię). Jednak śmiem uważać, że lubię science-fiction. K-Pax mnie oczarował, Sunshine też, jednak nie obyło się bez zgrzytów, jak i mile wspominane Serenity. Dodam jedynie swoją cegiełkę w postaci wielkich, humanoidalnych kroczących maszyn. Tak, Wielkie Roboty. Bo czymże byłaby potęga cywilizacji, jeżeli człowiek nie stworzyłby idealnego narzędzia na podobieństwo swego własnego ciała?

Link do komentarza
Gentleman... Bardzo ciekawy wpis, dodam tylko, że o porażce Battlecruiserów zadecydowała nie tyle fabuła czy jej brak (Elite i Frontier miały przecież tak samo), a straszliwe, ślimacze tempo gry bez możliwości przyspieszenia. W sytuacji, gdy na sam trening załogi do możliwie sensownego poziomu (czyt. żeby robili cokolwiek poza siedzeniem na zadkach) trzeba poświęcić grubo ponad kilkadziesiąt godzin, a podróż wewnątrz systemu to "rozrywka" na przynajmniej kilkanaście minut za każdym razem...

Ach, wspomniałeś o Harrisonie - czy kojarzysz jego trylogię Ku Gwiazdom? Dość ciekawy nurt jego twórczości, bardzo inny od Stalowego Szczura i Planety Śmierci.

Jeśli chodzi o Bc to zgodzę się, ale warto pamiętać, iż w Elite i Frontier handel i zdobywanie coraz lepszego sprzętu samo w sobie było celem. O ile pamiętam była tam też pewna fabuła związana z obcymi ale wymagała perfekcyjnego opanowania gry i miała bodajże "ciasne" ramy czasowe. Ja byłem za "cienki" aby dać radę fabule. Battlecruiser w sumie dawał już wszystko od początku, handel praktycznie wykluczał - sam dbałem tylko o części zamienne i uzbrojenie. Ale stopień kontroli załogi, usuwanie uszkodzeń itd. było w gruncie rzeczy fascynujące i unikatowe.

Od jakiegoś już czasu chcę położyć rączki na tej trylogii więc jak tylko się uda na pewno wygospodaruję na to czas.

Link do komentarza

Dla równowagi po zmilitaryzowanych utworach Henleina, głoszących często naturalną wyższość ludzkości nad wszelką kosmiczną swołoczą, warto zajrzeć do powieści Joe Haldemana, będących równie często polemiką dla twórczości tego pierwszego.

Harry Harrison popełnił również cykl Eden, umieszczony w alternatywnej rzeczywistości, w której dinozaury nie wymarły. Szczytny zamiar, szczere chęci, wynik mizerny. :tongue:

Star Trek nie od początku miał stanowić pożywkę dla przemyśleń widzów. Pierwszą serię, kojarzoną głównie ze spiczastymi uszami pierwszego oficera, można porównać do westernu w przestrzeni kosmicznej. :tongue:

Dopiero First Encounters miało dostępną dla gracza linię fabularną. W "Granicy" niczego takiego nie zauważyłem, a grałem dużo.

Link do komentarza
Dopiero First Encounters miało dostępną dla gracza linię fabularną

Prawda to, aczkolwiek faktycznie wymagania czasowe były ostro cięte (czy komuś u licha udało się wygrać ten rajd Dreamware z samiusieńkiego początku gry? D: ), kosmici natomiast pojawiali się chyba we wszystkich częściach. Przy okazji, Frontier i FFE mają kilka bardzo fajnych nakładek (typu GLFRONTIER, JJFFE i jego pochodne), choć mój sprzęt nie uciągnie wielu fajniejszych. A szkoda.

Link do komentarza

Gwiezdna eskadra? Czuję się wywołany do tablicy. Oglądałem, gdy leciało na polsacie dawno temu - rewelacyjny serial. Szkoda, że nie było drugiego sezonu. Babilon 5 - kolejny serial mojego dzieciństwa, który oglądałem nałogowo :-) ST:TNG oglądałem zawsze, chyba że akurat mama chciała oglądać modę na sukces - wtedy traciłem parę minut filmu. Starship troopers widziałem i można mnie zaklasyfikować do kategorii pierwszej. Oglądałem i kląłem na autorów za zmiany względem książki.

Może skończę ten komentarz, bo o fantastyce mógłbym długo i namiętnie nawijać :-)

Link do komentarza

Ja P. K. Dicka znam z "Trzech stygmatów Palmera Eldritcha" - chyba jednej z najlepszych książek s-fi, jakie dane mi było przeczytać (parę razy) - oraz zbioru opowiadań "Ostatni pan i władca" - także genialnej. Z kolei Stanisława Lema uwielbiam przede wszystkim za "Powrót z gwiazd" i "Solaris", a także "Niezwyciężonego".

O samym wpisie powiem, że jest bardzo dobry. Z chęcią rzucę okiem na wymienione pozycje. Na pierwszy ogień idzie Herbert - wstyd przyznać, ale dotychczas nie miałem styczności z jego twórczością.

Link do komentarza
Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...