Half Life - powrót do przeszłości
Jakiś czas temu naszła mnie nieodparta ochota przejścia pewnego klasyka, a mianowicie pierwszej odsłony Half Life'a wraz z jego dodatkami. Było to spowodowane dwoma faktami: tym, że wcześniej nie miałem styczności z tą produkcją (wiem, grzech ) oraz tym, że zamówiłem właśnie (nareszcie?) Orange Boxa. Wpis ten (oraz kolejne dwa na temat dodatków do tego produktu) będzie raczej czymś w rodzaju krótkiej recenzji - recenzji bardzo opartej na moich odczuciach po podejściu do tej gry teraz, kiedy ma ona już tyle lat.
Kiedy zacząłem jechać kolejką w kompleksie Black Mesa, wiedziałem, że trudno będzie od tej gry oczekiwać fajerwerków na miarę drugiej części przygód Gordona Freemana. Po zabiciu głównego bossa moje przypuszczenia sprawdziły się... ale nie do końca, przez co jestem mile zaskoczony. Panowie z Valve odwalili kawał dobrej roboty jak na swoje czasy, gdyż świat, który stworzyli, jest po prostu świetny w moim przekonaniu. Wprawdzie grafika nie ma prawa już zachwycać, ale nie to jest ważne. Tak jak w przypadku Gothica, Half Life ma swój klimat, fabułę, która wciąga i uzależnia - pragniesz w dalszym ciągu poznawać losy Freemana, przez co mi przejście podstawki zajęło raptem dwa dni. Czy w takim razie gra jest aż tak krótka? Nie, i to jest jej kolejny, cholernie duży atut, bo ma się wrażenie, że korytarze i podziemia Black Mesy ciągną się i ciągną bez końca, i nigdy nie wiesz, gdzie twórcy zaplanowali koniec. Ale wraz z tym walorem gry wiąże się pewna nieprzyjemna sprawa: część poziomów po prostu jest nudna/denerwująca, przez co chcesz jak najszybciej je przejść i mieć je z głowy. W pewnym sensie niektóre poziomy wyglądają bardzo sztucznie i robione na siłę, a szkoda, bo np. pierwsze etapy bardzo przypadły mi do gustu, tak samo, gdy zaczynamy pierwsze walki z oddziałami żołnierzy.
Inna rzecz, która mi się spodobała jak na taką starą grę, to ilość dostępnych broni. Wprawdzie jest to w większości wszystkim znane uzbrojenie, ale trafiają się takie smaczki, jak broń obcych (z nieskończoną ilością amunicji). Ale i tu nie może być za dobrze: często giwery okazują się bardzo słabe (jak M16 (?) lub Shotgun) - albo przeciwnicy zbyt wytrzymali, co skutkuje tym, że najwygodniej jest ich eliminować z rewolweru.
Wrogowie, których również jest całkiem sporo, potrafią wprawdzie czasami zaskoczyć, ale już po dwóch godzinach gry ich ruchy są na tyle przewidywalne, iż eliminowanie ich bardziej męczy, niż sprawia radość. Sytuację tutaj ratują potwory z Xen, które potrafią się zmaterializować dosłownie koło Ciebie w najmniej oczekiwanych chwilach; albo headcraby, które na 80% będą się czaić tuż za rogiem lub skrzyniami. Lekki dreszczyk potrafi przejść, ale to jednak nadal typowa strzelanka, gdzie liczy się ilość zabitych, a nie jakość wykonanych wyroków.
Wspomniałem już o bossie - etapy w wymiarze Xen, w tym finałową walkę, zapamiętałem w dosyć negatywnym świetle. Plus dla twórców, że pokusili się o coś więcej, niż tylko korytarze kompleksu, ale... wyszło im to tak sobie. Szczególnie irytujący są przeciwnicy i niektóre zagadki - sprawia to, iż nie mam ochoty drugi raz odwiedzić tego świata.
Half Life wciągnął mnie na tyle, iż postanowiłem go przejść od deski do deski i zapoznać się z historią Freemana oraz Black Mesy. Rozgrywka była na tyle ciekawa (mimo pewnych niedogodności), że sięgnąłem po dodatki. Wrażenia po nich również są pozytywne i negatywne, a konkretnie... to już w następnych dwóch wpisach. Póki co pod spodem lekkie zestawienie plusów i minusów.
+ Half Life i Gordon Freeman!
+ G Man po raz pierwszy...
+ Klimat, fabuła i kilka niespodziewanych zwrotów akcji
+ Długość
+ Masa broni i przeciwników (w tym headcraby)
+ Kompleks Black Mesy to miejsce, które powinien odwiedzić każdy gracz
+ Dużo ciekawych rozwiązań jak na tak starą grę
- Niektóre etapy są zbyt nużące
- Wytrzymałość przeciwników
- Świat Xen i jego niektórzy, denerwujący mieszkańcy
- Ostatni Boss
Ta gra ma potencjał i ten, kto jeszcze nie zna przygód Gordona od podszewki, powinien te braki jak najszybciej uzupełnić. Zagrać w nią warto chociażby po to, by przypomnieć sobie wydarzenia z Black Mesy, jeśli ktoś ma zamiar ponownie poznać losy City 17.
3 Comments
Recommended Comments