Powrót
Po niecałym miesiącu urlopu wracam do pisania bloga i na wstępie pragnę przeprosić wszystkich, których obraziłem pierwszym wpisem do bloga lub wypowiedziami w komentarzach. Przepraszam także Lorda Nargogha za to, że musiał sobie zadawać trud dawania mi urlopu i odpisywania na moje idiotyczne wywody "o tym, co byłoby sympatyczne". Jak widzicie, z urlopu wracam całkowicie odmieniony. Ale jaki jest powód tej przemiany?
Wszystko zaczęło się w nocy z 15 na 16 maja, kiedy to śniło mi się, że jestem w piekle za różne grzechy, ale głównie za brak wiary i obrażanie chrześcijaństwa i Boga. Piekło to nie przypominało tego z opisu Dantego Alighieri, ale było o wiele straszniejsze. Nie potrafię opisać cierpienia fizycznego i psychicznego (zwłaszcza psychicznego), jakie było moim udziałem w tym śnie. Dość powiedzieć, że przyjemne to nie było. Jednak sen ten nie zmienił mojego podejścia do religii i moralności. Gdy obudziłem się 16 maja, nadal nie wierzyłem i gardziłem chrześcijanami, twierdząc, że "ten głupi bożek to tylko wymysł bandy idiotów chcących za wszelką cenę nadać swojemu życiu sens". Jednak 19 maja, w biały dzień (a więc możecie mieć pewność, że to nie był sen) nawiedził mnie Bóg. Nie da się opisać, jak wygląda, ale na pewno nie przypominał człowieka ani ludzkiego oka, więc tu niektórych rozczaruję, że nie są odbiciem Boga. Właściwie Bóg stanowił tylko (a może aż?) światło, od którego cho*ernie bolały oczy. Potem usłyszałem jego głos, który słyszałem tylko w moim umyśle (wiem, bo gdy wizja się skończyła, spytałem siostry, co to był za hałas. Gdy powiedziała, że nie słyszała niczego, odpuściłem, bo wzięłaby mnie za świra). Przemawiał do mnie krótko, ale jego słowa dały mi wiele do zrozumienia. Nie przytoczę wam tutaj monologu Boga, bo szczerze mówiąc mało z tego pamiętam, a poza tym takie rzeczy powinny zostać między mną a Bogiem. Od tego czasu moje życie się zmieniło. Następnego dnia poszedłem do spowiedzi i wyspowiadałem się księdzu z mojego braku wiary i bluźnierstw, które często zdarzało mi się wypowiadać na temat wiary i Boga. Miałem farta, bo trafiłem na księdza, który potrafił mnie zrozumieć i tak w sumie pogadaliśmy niecałe 10 minut (ludzie w kolejce do spowiedzi nie byli zadowoleni). Od tamtego czasu wierzę, a wszystkich ateistów mogę śmiało zapewnić, że błądzą, a Bóg istnieje, bo wiem co widziałem i słyszałem. Ale czasami trzeba przeżyć to, co ja, żeby się nawrócić. Więc, tutaj zwracam się do wszystkich ateistów, trwajcie nadal w swojej bezbożnej ślepocie, mam nadzieję, że was kiedyś też nawiedzi Bóg i rozjaśni wasze umysły.
Nie mam teraz czasu na zmienianie nazwy i opisu bloga, ale jak tylko będę miał czas, zrobię to. Pierwszego posta, a także tego, który teraz czytacie, nie usunę, żebyście byli świadomi tego, jaki byłem kiedyś, jaką przemianę przeszedłem i żebyście byli świadomi prawdy, jaką jest Bóg. Nie będę oczywiście szerzył w moim blogu Dobrej Nowiny (zdaję sobie sprawę, że mało kto by to czytał), ale na pewno moje wpisy diametralnie zmienią swój charakter. Będę pisał o grach i na tematy okołogrowe, może znajdzie się też miejsce dla jakiegoś opowiadania z grami w roli głównej. Tak więc, życzę wam miłej lektury.
Ha! Nabraliście się! Nic z tego, co napisałem wyżej, nie jest prawdą. Naprawdę uwierzyliście w te bzdury, które tu powypisywałem? Trzeba być konkretną procą rzymską, żeby dać się nabrać na takie bzdury, jak "objawienie", "Bóg istnieje" i "przemiana". Na jakim świecie wy żyjecie, naiwni fanatycy religijni? Co was skłania do wiary? Wielokrotnie nauka zaprzeczyła nauczaniu kościoła, ba, jedne fragmenty biblii przeczą innym, ale was to nie obchodzi, wy nadal żyjecie w naiwnym przeświadczeniu, że żyje jakieś bóstwo, które (oczywiście) rządzi światem, (oczywiście) jest wszechmocne, (oczywiście) stworzyło tą żałosną plagę świata, ludzi, na swoje podobieństwo i które bez żadnego sensownego powodu (oczywiście), wybrało ludzi jako władców świata i wywyższa ich ponad wszystkie inne organizmy? Ale wy jesteście ograniczeni, LOL!!!!!!!11!!!1!!jedenjedenjeden!!!
Jeden!
Nadal będę robił na tym blogu wszystko, co obiecałem robić, gdy pisałem pierwszy wpis. Enjoy my blog, jeśli nie jesteście wierzącymi frajerami, jednak jeśli nimi jesteście, cóż... wow... też wolno wam czytać ten blog, ale zmarnujecie czas, a naprawdę jest wiele ciekawszych rzeczy do roboty, niż czytanie moich wypocin. Poważnie, wyłącz wreszcie tego kompa, znajdź sobie dziewczynę/chłopaka i zacznij żyć, bo siedząc 17h dziennie przed kompem marnujesz sobie życie, odpychasz od siebie ludzi (Fuuj! Kiedy ostatnio się kąpałeś?!) i jesteś godnym pogardy nolifem, podobnym do szczerbatego chińczyka, którego zabiła osobista, 17letnia ochrona O-Ren Ishii w pierwszej części Kill Billa.
A, tak przy okazji:
Ave Satan!
0 Comments
Recommended Comments
There are no comments to display.