Dobra muzyka - czyli taka sprzed stu lat lub starsza...
Mam do Was jedno proste pytanie - jakiej muzyki słuchacie? Techno? (ciężkiego) Rocka? Hip-Hopu?...
Pomyślmy, jak owa "muzyka" powstaje. Idziesz do hipermarketu, kupujesz super-mega-ultra-odjechany-w-kosmos-i-w-ogóle "program do tworzenia muzyki" za 9,99zł, siadasz, ustalasz liczbę uderzeń na minutę i układasz klocki, przy czym każdy z nich pasuje do każdego. Jeśli chcesz być bardziej odkrywczy, tudzież - po prostu - szpanerski, kupujesz lepsze oprogramowanie, klawiaturkę sterującą i próbujesz coś sklecić. Owszem, w tym wypadku przydaje się odrobina wiedzy muzycznej, niemniej jednak więcej tu zabawy z milionem wirtualnych pokrętełek i suwaków niż kreatywnej pracy. Jeżeli chcesz sprzedawać owoce swej "pracy artystycznej" powinieneś wyposażyć się w trochę lepszy sprzęt, przecież "profesjonalny muzyk" nie może pracować w "garażowych" warunkach, no nie?
A teraz drugie pytanie - z czym kojarzy się Wam hasło "muzyka poważna"? Stronicie od tego, co? Nie da się tego słuchać, bo to takie nudne, rozlazłe i w ogóle do kitu, nie? A czy ktokolwiek z Was WYSŁUCHAŁ jakiegoś utworu w całości? WYSŁUCHAŁ i PRZETRAWIŁ, nie tylko wysiedział (z trudem) do końca?
Nie lubię określenia "muzyka poważna". Posłuchajcie na przykład pierwszej części symfonii "Z uderzeniem w kocioł" J. Haydna (angielski tytuł: "Surprise" - Niespodzianka) albo takiej "Polki Węgierskiej" Straussa. Nie wiem, czy to na pewno "poważne" utwory. Albo taka symfonia Haydna pt. "Pożegnanie" - co jakiś czas jeden z muzyków opuszcza (w założeniu) salę tak, że pod koniec dzieła zostaje tylko jeden skrzypek (o ile mnie pamięć nie myli). W ogóle Haydn był bardzo pogodnym człowiekiem, dożył siedemdziesiątki, a to nieczęsto się zdarza wśród słynnych kompozytorów.
A teraz rzucę parę tytułów utworów. Poszukajcie ich i posłuchajcie. Z czym Wam się kojarzą?
S. Rachmaninow (Anglicy piszą przez -v lub -ff) - Koncert fortepianowy nr. 2, c-moll, cz. II (nie kojarzy Wam się z pewną, dość starą już piosenką?);
J. S. Bach - Aria na strunie G;
F. Chopin - Etiuda op. 10 nr. 12 (celowo nie podaję programowego tytułu);
F. Liszt - Rapsodia Węgierska nr. 2 (na pewno skojarzycie z pewną kreskówką);
A teraz parę ciekawostek, otóż - nie wiem, czy wiecie - w starych kreskówkach w "scenach miłosnych" (nie wiem, jak to inaczej określić) często pojawia się powszechnie znany, rzewny motyw muzyczny. Pochodzi on z "Romeo i Luiii" Piotra Czjkowskiego.
Ostatnio w telewizji puszczli reklamę czegoś do samochodu, nie pamiętam, oleju lub opon. W tle leciała taka patetyczna muzyczka (na rozłożonym e-moll, jeśli ktoś zakojarzy) - to z kolei "Romeo i Julia" Prokofiewa.
Oglądaliście film "Szpital przemienienia"? Tam z kolei, na samym początku słyszymy pierwszą część sonaty fortepianowej L. van Beethovena noszącą podtytuł "Waldsteinowska".
Chcecie, czy nie - ta muzyka jest wszędzie. Wielcy "artyści" hip-hopu mają swoje pięć minut, po czym przepadają. Techno - właściwie to obojętne, kto "skomponował" dany utwór, bo wszystko i tak brzmi niemalże identycznie. A na tę wielką, autentyczną MUZYKĘ zawsze będzie zapotrzebowanie.
Jeśli chcecie podyskutować, pokłócić się, uświadomić mnie o wyższości punk-rockowców nad Cameratą Florencką, metalowców nad klasykami wiedeńskimi, czy też rapperów nad Potężną Gromadką - zapraszam do dyskusji w komentarzach. Kto się wstydzi, zawsze może napisać do mnie e-maila, mój adres - stały i niezmienny od lat - bipek@poczta.fm
Następnym razem o mojej trwającej już szesnaście lat przygodzie z "królem instrumentów" - fortepianem.
12 komentarzy
Rekomendowane komentarze