Skocz do zawartości
  • wpisy
    75
  • komentarzy
    8
  • wyświetleń
    18284

..


Nicek

262 wyświetleń

17 sierpień.

Gdy starałem się odnaleźć swój batalion, wstąpiłem do domu, który stał na granicy miasta. Zwykła chałupa. Czemu tam poszedłem? Powód był bardzo prosty. Byłem głodny. I to bardzo Liczyłem, że jakaś dobra kobieta nakarmi głodnego wojaka.

Jak się okazało, miałem szczęście. W budynku mieszkała staruszka i cała gromada dzieci.

-Oj, takiej zupy, to ja dawno nie jadłem, prze pani.

-Dołożyć jeszcze?

-Nie, dziękuję. Ale proszę mi powiedzieć jedno. Czemu pani i pańskie dzieci się nie ewakuowały? Niemcy tu idą, znowu.

-E...Jakie to moje dzieci? To sieroty. 11 sierot. Rodzice tej małej z warkoczykami zginęli w pierwszym dniu powstania.

Ten z blizną na policzku stracił ojca we wrześniu ?39. Matkę zabili w Auschwitz.

Czemu się nie ewakuowaliśmy?

Mieszkam tutaj od 40 lat. To już moja trzecia wojna, a mimo wszystko dom stoi, jak stoi. Bóg musi chyba czuwać nad tym miejscem.

Jeden z chłopców podszedł do mnie i spytał:

-Strzelał pan z niemieckiego PM?u?

-Nie, nie strzelałem. Ale moi koledzy tak.

-A ma pan Lugera?

-E?tak, mam go gdzieś tutaj.

Wyciągnąłem pistolet i położyłem go na stole.

Dzieciak wytrzeszczył oczy i zaczął przyglądać się broni.

-O?wiele bym dał, by móc go potrzymać. Mogę?

Spojrzałem na kobietę. Ta się uśmiechnęła i kiwnęła głową.

Zanim jednak chłopak wziął go do ręki, wyciągnąłem magazynek.

-Bam! Kolejny Niemiec nie żyje!

Jak go pan zdobył?

-Dostałem od brata. Atakowaliśmy niemieckie okopy na północy. W przeddzień moich urodzin.

Brat znalazł i mi dał.

Rozmowa została przerwana przed głośne pukanie do drzwi.

-To Niemcy?- spytała blond włosa dziewczynka, która bawiła się lalką, siedzą na kolanach kobiety.

-Nie, na pewno nie.- odparłem.

Podszedłem do drzwi i otworzyłem je.

-Witek?

-Zośka?

-Co ty tu robisz?

-Wracam ze szpitala. Próbuje znaleźć swój batalion, a ty?

-Moja kompania dostała rozkaz wzmocnienia zachodniej granicy Warszawy. Niemcy kontratakują i mamy ewakuować mieszkańców. Cała okolica jest pusta, zostało tylko kilka domów. W tym ten.

-Właź, przedstawię Cię.

-Dzień dobry.- przywitała się Zosia. Mam rozkaz ewakuowania każdego cywila, który znajduje się w tej okolicy.- odparła bez żadnego wstępu dziewczyna.

-Ja się stąd nigdzie nie ruszam.- odparła staruszka.

-Rozumiem, ale mam rozkaz?

-Pani kapral, pani da spokój. Ja już się będę zbierać. Dziękuję za zupę.

-Witek, ale Niemcy mogą tędy przechodzić.

-Daj spokój.

Pożegnałem się z domownikami i wyszedłem z siostrą na zewnątrz.

--------------------------------------------

-Cholera. Radio nie działa!

-Co? 30 minut temu działało.

-Tak, ale teraz nie działa. Nie mogę odbierać wiadomości. Nie wiem, czy ktoś mnie słyszy.

-O cholera! Coraz lepiej. Najpierw nam nie dali czołgów, potem okazało się, że z uzupełnień nici, a teraz pieprzone radio!

-Gdzie jest porucznik Lewicki?

-Rozmawia z kapitanem.

-Cholera. Wacek!

-Idę!- krzyknął kapral.

-Szybciej, no!

-Co jest?

-Radio wysiadło.

-Adolf, chłopie. Przecież wiesz, że nie jestem radiooperatorem a strzelcem karabinu maszynowego. Powinieneś opieprzyć Langera, nie mnie.

-E, dzięki stary.

-Do usług.

-Nikogo nie będę opieprzać. Mówiłeś, że przed wojną chodziłeś do technikum. Naprawisz radio?

-W technikum naprawiałem rowery i zegarki. Ale radiostację? Proszę Cię, nie bądź śmieszny.

-Jesteś pewny, że nie działa?

-Tak! Mówię Ci, że jest rozwalona.- odpowiedział Langer.

-A co konkretnie nie działa?

-Nie łapie sygnału. Jakby to była zwykła metalowa puszka.

-Jakieś pomysły?- spytał Adolf zwracając się do Sokoła.

-Hm?Pewnie urządzenie odpowiedzialne za nawiązywanie połączeń jest zepsute.

-No popatrz. Dzięki, że powiedziałeś, geniuszu! W życiu bym tego nie rozgryzł.

-Ej, możecie się przestać wydzierać.

-O, panie poruczniku, dobrze, że pan przyszedł. Radio nie działa.

Tadek stał przez chwilę nad okopem. Myślał co powiedzieć. W takich chwilach zawsze marszczył czoło i drapał się po policzku. Nagle rozkazał:

-Langer, wiesz, co się popsuło?

-Nie, poruczniku.

-Bierz radiostację do 2 kompanii. Tam znajdziesz chorążego Florczka. On może coś poradzi.

-Tak jest.

-Tylko wracaj zaraz!- zawołał Mader.

-Dobrze, dobrze.

-No panowie. Jest jeszcze mały problem. Potrzebuję ładowniczego do działa. Ktoś się zgłasza?

Cisza?

-Ktokolwiek?

-Ja mogę.

-Dobrze, Sokół. Ale przekaż komuś Brena. Będziemy go potrzebować, więc szkoda by było, jakby leżał bezczynnie.

A w ogóle, to ma ktoś z was ogień? Chyba zgubiłem swoją?

-Artyleria!- wrzasnął jeden z żołnierzy.

Wielka nawałnica pocisków zaczęła ostrzeliwać pozycję plutonu Lewickiego. W ułamku sekundy zrobiło się jedno wielkie piekło. Jedno z drzew zostało trafione. Złamane, upadło na okop Tadka.

-Siedzieć w dziurach! Nie wystawiać łbów!- krzyczał Adolf, chociaż ledwo był słyszalny.

Mader i Wacek od razu rzucili się do swoich okopów. Gdy tylko tam dotarli, skulili się w nadziei, że nic im nie będzie.

-Siedzieć! Nie ruszać się!

-A gdzie mieliby iść, do cholery?- zawył Tadeusz.

Kilka sekund później było po wszystkim. Nastała cisza, która wypełniła cały las.

Wyraźnie słychać było każdy, nawet najmniejszy szelest i dźwięk. Każdy był w szoku. Jeszcze nigdy żaden z tych żołnierzy nie dostał się pod taki ogień artyleryjski.

-Dawać sanitariusza!- krzyknął ktoś z głębi lasu.

-Adolf, gdzie Stachowicz?- spytał porucznik.

-Nie wiem, był tu przed chwilą.

-To go znajdź!! Jest przecież cholernym medykiem!

-Tak jest.

Tadek wyszedł z okopu i ruszył w kierunku, z którego dochodziło wołanie.

Gdy dobiegł, zobaczył grupę ludzi, którzy otaczają Langera.

-Jezu, Arek.

Langer leżał na ziemi, zalany krwią. Jego lewa noga ledwo trzymała się reszty ciała. Miał wielkie rozcięcie na twarzy.

-P?poruczniku?

-Tutaj, jestem. Odsunąć się!

-Co z radiostacją?

Tadek spojrzał na zniszczone metalowe pudło, które leżało kilka metrów od nich. Nie nadawało się do niczego.

-W porządku. Jest cała.

-O. Dobrze. Przynajmniej tego nie spieprzyłem.

-Niczego nie spieprzyłeś. Wszystko jest w porządku.- odparł spokojnie oficer.

Gdzie, do cholery, jest sanitariusz!?

-Poruczniku.

-Tak, Arek? O co chodzi?

-Wygramy?

Tadek się zawahał. Chciał powiedzieć, że tak, ale nie był tego pewien. W końcu, mimo braku pewności, stwierdził:

-Tak, musimy wygrać. Dobro zawsze wygrywa.

-Ale czy na pewno? Głupio byłoby umierać na marne.

-Nie umierasz. Słyszysz?

Trzymaj się, lekarz już idzie.

-Dobrze, poruczniku.- wyjąkał szeregowiec.

--------------------------------------------------

-Oto pozycje I batalionu. Dotarliśmy!

-Ano. Ciekawe, jak tam moi się trzymają. 2 dni się nie widzieliśmy.

-Właśnie. W końcu mi nie wyjaśniłeś, co robiłeś w szpitalu.

-Miałem lekkie załamanie.

-Załamanie? A co się stało.

-E, nie chcę o tym gadać.

-No mów! W końcu jestem twoją siostrą.

-Pamiętasz bliźniaków?

-Z twojej drużyny?

-Tak. Jeden strzelił sobie w łeb. Na moich oczach. Drugi się załamał na spółkę razem ze mną.

-Chryste. Nie wiedziałam. Przykro mi.

Idąc tak, nie zauważyłem, że idę wprost na metalowe pudło. Oczywiści musiałem z całej siły w nie uderzyć.

-Ał! Jezu Chryste!- zawyłem. Co za idiota zostawił?radiostację?

-Mocno rozwaloną radiostację.

-No. To zauważyłem.

Uklęknąłem i zacząłem mocno masować obolałe miejsce, które zrobiło się sine.

-Matko. Musieli ich ostrzeliwać. Widzisz te połamane drzewa?

-Ano. Kiedy przyjdzie reszta twojej kompani?

-Nie wiem. Pogadam zaraz z Chichnowskim. On będzie wiedzieć.

-No oby. Nie podoba mi się to.

Naszą rozmowę przerwała kanonada. Artyleria zaczęła ponownie ostrzeliwać pozycję batalionu.

Po pierwszych 3 pociskach wylądowałem na ziemi, gubiąc hełm. Zośka również wylądowała plackiem w błocie.

-Dawaj do okopu!- krzyknąłem.

-Co?!

-Do OKOPU!

-Co?!

-Spieprzaj do ukrycia!!

Dziewczyna odwróciła głowię i spojrzała na wskazany przeze mnie bunkier.

Pokiwała głową i zaczęła się czołgać w jego kierunku.

Byliśmy prawie na miejscu, gdy obok ktoś zaczął wołać sanitariusza.

To było istne piekło.

Odetchnąłem dopiero wtedy, gdy byliśmy bezpieczni w bunkrze, który okazał się bunkrem?dowództwa.

-Witek, Zosia? Co wy tu robicie?

-O. Wujcio. Właśnie szukamy 2 osób do brydża. Dołączysz się?- odparłem z lekkim poirytowaniem.

-Co? Co ty pieprzysz?- odparł oficer.

W tej samej chwili ostrzał ustał.

-Chwałą najwyższemu. Przestali.- mruknęła Zosia, wystawiając głowę.

Wypełzałem się z kryjówki. Obok mnie leżało ścięte drzewo. Ktoś z daleka wołał sanitariusza.

-Niemcom chyba naprawdę zależy na Warszawie.

-Wujku. Straciłem kolejnych ludzi...Witek, Zosia? Co tu robicie.

-Wróciłem zza światów.- odparłem.

-U, dobra nasza. Brakuje nam ludzi.

-Tadek, nie wiem. Postaram się załatwić jeszcze paru ludzi z III batalionu. Zresztą, jedna z kompanii powstańców zajmie zaraz pozycje na naszym lewym skrzydle.

-Dobre i to. Witek, jak stoisz ze sprzętem?

-Tylko mój Colt i Luger od Ciebie. Żadnych ładownic, granatów. Stena zostawiłem w szpitalu.

-Chodź. Skombinujemy Ci jakieś graty.

Zosia, ty idź coś zjedz. A potem wracaj do swoich.

-Taaa jest, poruczniku.- odpowiedziała dziewczyna.

Ps. Wybaczcie zastój w dodawaniu wpisów, ale miałem ostatnio mało czasu, więc tak wyszło. Ale teraz powinno być już z górki.

0 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Brak komentarzy do wyświetlenia.

Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...