Skocz do zawartości

What the hell?!

  • wpisy
    29
  • komentarzy
    206
  • wyświetleń
    22948

Magiczne gry sv3na: The Elder Scrolls


sv3n

746 wyświetleń

I tym oto dumnym wpisem rozpoczynam jeden i jedyny stały cykl wpisów na moim blogu. O grach magicznych, które brać graczy uwielbia, a (nie)koniecznie muszą być dopięte na ostatni guzik. Tą dumną chwilę poświęcam mojej jeśli nie ulubionej, to jednej z ulubionych serii, The Elder Scrolls!

Mamo, a skąd się biorą TES?

Serię wszyscy znają, ale mało kto kojarzy tytuł "Arena". Tak właśnie brzmiał podtytuł pierwszej części, i choć w 94 roku, kiedy wyszła, już egzystowałem, to na tyle świadomy by na komputerze grać, a nie gryźć go, czy w ogóle posiadać - nie byłem. Gra była wielka - ponad czterysta miast i wiosek mówią same za siebie. System awansowania był raczej standardowy - 8 współczynników, ot co. Fabuła opowiadała o Jagarze Tharnie, imperialnym magu bitewnym, który dzięki potężnemu artefaktowi uwięził cesarza Uriela Septima w innym wymiarze i przybrał jego postać. Nie zanudzając, strzelił sobie focha na różdzkę, pociął na 8 części i kazał nam, biednemu graczowi szukać ich po całym Tamriel. W Arenę zagrałem, porządna gra, trochę jak stare Might & Magic. Szkoda, że nie ukończyłem, ale akurat wymieniałem komputer.

2e24ae38b731513cfad1a93055528570.png

Antyfani byli już wtedy.

Rewolucja Buggerfallska

Problem odnośnie Areny polegał na tym, że Bethesda wystawiła całe Tamriel, znany kontynent uniwersum gry. W tamtych czasach nie dało się tego fajnie zróżnicować, a i questy poboczne polegały tylko na odprowadzaniu kupców i poszukiwaniach artefaktów - dłuższe zwiedzanie świata gry nie miało sensu.

Ale Bethesda nadciągnęła z kolejną odsłoną, zatytułowaną "Daggerfall". Do jej konsumpcji przejdę dopiero w tym lecie (wcześniej nie miałem czasu, a dopiero gdzieś pod koniec roku się dowiedziałem o możliwości legalnego ściągnięcia), ale jako fan serii zdołam wam opowiedzieć co nieco.

Tym razem terenu było teoretycznie mniej, ale został wyraźnie zróżnicowany, a rozmiary były bodajże jeszcze bardziej imponujące od jedynki (przejście od jednego końca do drugiego w czasie rzeczywistym miało zajmować dwa tygodnie!). Zostały udostępnione królestwa Bretonów - High Rock (ze stolicą Daggerfall) oraz Redgardów, Hammerfell. Gracz trafił tam (po drobnych turbulencjach) jako agent Ostrzy - bractwa, które w owych czasach parało się odbudowywaniem takiego jednego słitaśnego golema, który mógłby zawładnąć całym Tamriel. Oczywiście, Numidium, bo tak się nazywa golem, będzie ważną częścią wątku głównego, ale na początku masz tylko ukoić duszę zmarłego króla Lysandusa, która straszy nocą na ulicach Daggerfall, a także przekazać wiadomość od samego cesarza. W grze został wprowadzony zupełnie nowy system rozwoju postaci, typowy dla The Elder Scrolls, z umiejętnościami głównymi i pobocznymi na czele i tak ważne dla cyklu gildie - mogłeś należeć do Zakonu, kultu któregoś z Bóstw, wróżek, gildii magów, gildii wojowników, gildii złodziei, Mrocznego Bractwa! Ale rozgłos wywołał też piękny jak na owe czasy silnik graficzny, prawdziwe 3D w ogromnym świecie. A miasta były po prostu ogromne, pełne ludzi - jakkolwiek pięknie to nie wygląda, to szczerze mówiąc mam jakiś żal, że Imperialne Miasto w Oblivionie nie umywa się nawet do miast z Areny, w których dało się zgubić, a spaceruje tam kilkudziesięciu NPC ledwo (phi, serce Tamriel). Ale nie na darmo gra zyskała przydomek Buggerfall. Pewnie wrócę do tematu, jak w wakacje zakosztuje odrobinę historii.

The-Elder-Scrolls-II-Daggerfalls-Map-Is-

Zamiast mówić, że nie masz w co grać, i szukać rozpaczliwie gier flash, nie lepiej spróbować klasyki gier? I to wcale nie odnosi się tylko do TES!

Czasy nowożytne

Temat nieszczególnie głośnych i nieszczególnie chwalonych Battlespire (szczególnie "niechwalona") i Redguarda (z dużą dozą zręcznościową) pominę, nie grałem, a i tak mało kto grał. Przejdę do dwóch tytułów, za które serię znają współcześni gracze. Do Morrowinda i Obliviona.

Zacznijmy od pierwszego. Akcja gry przenosiła się do prowincji Dunmerów, a konkretniej do Vvardenfell z terenami Czerwonej Góry (którą odwiedziliśmy w Arenie). Gracz wciela się w więźnia na okręcie Legionu Cesarskiego, który zostaje zwolniony i skierowany bezpośrednio do agenta Ostrzy w pobliskiej Balmorze. Przez większą część gry jesteśmy karmieni wymówkami i tak na prawdę nie wiadomo "czemu my". W rzeczywistości sprawa dotyczy widma ponownego zagrożenia ze strony Czerwonej Góry i sprawy Neverejczyka, nowego wcielenia dunmerskiego generała, którego nadejście zapowiadają wierzenia. Skłócone rody szlacheckie, węsząca za tobą Świątynia Trójcy i poczucie niepewności o co w tym chodzi, to całkiem fajna otoczka fabularna. Morrowind rozbroił ludzi pod względem oszałamiającej oprawy graficznej. Ba, Bethesda czekała kilka lat, by mogli zrobić kolejny skok graficzny, jak w przypadku Daggerfalla. Czarowała - wielkim światem i jego otwartością (nawet do Balmory można było pójść przez góry przez miasto górnicze Caldera, albo nie iść wogóle, bo wątek główny robiłeś, jeśli chciałeś), pogłębionymi fabularnie gildiami (skorumpowanie na najwyższych szczeblach, otwarty konflikt z inną, to było coś!), ponurym, mrocznym klimatem z enigmatycznymi Dwemerami (quest dla szefa Gildii Magów, bezcenne), poczuciem zagrożenia za Upiorną Bramą czy piękną Wenecją Tamriel - Vivek i klasą zadań pobocznych (rytualne morderstwa w Vivek, biały guar). W dodatku Tribunal poznawaliśmy losy reszty czczonej przez Dunmerów Trójcy (Viveka poznaliśmy w podstawce, ale jest jeszcze Almalexia i Sotha Sil) i był po prostu średniakiem. Złą passę przerwał Bloodmoon, świetny dodatek wprowadzający znaną z poprzednika lykantropię (wilkołactwo) i śnieżną wyspę Solstheim, na której wilkołaki są ostatnio poważnym problemem.

Oblivion był szybszy, odrobinkę uproszczony i barwniejszy. Co nie znaczy, że zły, wcale nie! To też była dla mnie świetna gra, chociaż palmę zwycięzcy ma u mnie Morrowind. Zaczynaliśmy jako więzień (deja vu?) w Imperialnym Mieście. Na szczęście, akurat przez naszą celę prowadziły kanały ewakuacyjne dla Cesarza Tibera Septima (ten sam co w Arenie, dokładnie tak), którego prześladują tajemniczy skrytobójcy. Z początku kryjemy się przed Tiberem i jego gwardią, w końcu nie bez przyczyny byliśmy uwięzieni. Ale gdy władca ginie z rąk morderców, daje nam przed śmiercią amulet, mówiąc o jakichś wizjach. Ma on trafić w ręce jego nieślubnego dziecka, o którym nie wiedzą zabójcy. Wprowadzone zostało skalowanie potworów, szybsze tempo rozgrywki, minigierki przy niektórych umiejętnościach, ale spłycono niestety odrobinę gildie (było ich po prostu mniej i bez Legionu Cesarskiego :( ) i rozwój postaci. Jednak ponownie zatriumfował silnik graficzny, jeszcze lepsze questy poboczne i wielki świat (całe Cyrodiil, serce Tamriel). Świat poszerzyła niesławna zbroja dla konia, dodatek z Zakonem Dziewięciorga i świetną wyspą Sheogoratha, szalonego Boga!

Brundisium-Vivec2.jpg

Vivec - Wenecja Tamriel

Ale o so chodzi?

Jako ogromny fan, nie mogłem się nie wygadać o fenomenie The Elder Scrolls. A więc dla formalności. Seria zachwycała przede wszystkim wielkim, otwartym światem. Mogłeś robić co chciałeś, pójść gdzie chciałeś, dołączyć gdzie chciałeś, obić kogo chciałeś. Olej wątek główny, zostań wilkołakiem i terroryzuj wioski, aż w końcu zaatakujesz Vivek. Zostań sługusem Daedr. Whatever works! Zawsze cykl olśniewał grafiką, bez dwóch zdań. Ewolujące z gry na grę gildie i zadania poboczne też nie były bez znaczenia. Fajne uniwersum, nie zajeżdzające plagiatem, z własnym charakterem i pazurem, ciekawe (dobra, to nie Planescape, ale irytuje mnie porównywanie wszystkich RPG do tej skądindąd genialnej pozycji), a także odmienny system rozwoju postaci dopełniał efekt.

Seria jest też w pewien sposób magiczna, bo ten kto w nią zagrał, najczęściej ją uwielbia albo jej nie cierpi. Nie przypominam sobie opinii na temat Morrowinda albo Obliviona, że to "średniak" czy "solidna gra". Skoro powiedziałem już czym zachwyca, to powiem, czym odpycha. Odpycha przede wszystkim wolnym tempem rozgrywki - tutaj nie ma groty orków zaraz za miastem, nawet żeby spotkać kraba błotnego trzeba się chwilę przejść. Chociaż Oblivion jest odrobinę szybszy, to dalej nie jest to Two Worlds czy Gothic. Nie wszystkim musi przypaść unikatowy system rozwoju postaci (10 rozwinięć umiejętności głównej danej klasy = awans). Niektórzy mają po prostu wewnętrzne fuj przed tą serią.

1953024013_000542e169.jpg

Na koniec monumentalne Imperialne Miasto z Obliviona.

Wojny tamrielsko-gotyckie

Po premierze Obliviona i Gothica 3 na forach polskich wytworzył się zwyczaj konkurowania dwóch serii, chociaż konflikt ten był już obecny wcześniej. Fani na ogół nie cierpią przeciwnej serii, chociaż ja jestem chlubnym wyjątkiem. Uwielbiam The Elder Scrolls, ale dwa pierwsze 'gotyki' i Risen na pewno też się pojawią w Magicznych grach.

Przepraszam za opóźnienie artykułu, był gotowy w czwartek, ale przez przypadek wyłączyłem przeglądarkę i godzina przygotowywania poszła się kochać, a z mych ust padło kilka niecenzuralnych słów o zmarnowanym wieczorze. Zapraszam do komentowania, zarówno fanów Gothica jak i The Elder Scrolls, za co kochają, a za co nie cierpią TES. W końcu, jednoczmy się, fani Gothica i fani TES! Mamy wspólny cel: modlitwę, by kolejny The Elder Scrolls nie był chińskim MMO, a Gothic 4 uproszczonym RPG stworzonym pod kątem Zachodu.

11 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Cóż, ja osobiście Morrowinda nie skończyłem - robiłem same zadania poboczne. W Oblivionie natomiast już skupiłem się na wątku głównym (choć i dużo pobocznych też zrobiłem). W sumie lubię TES'a, ale i tak Gothic to moja ulubiona seria gier RPG.

Link do komentarza

IMO Gothic to po prostu średnia gierka, która może istnieć (skoro musi...). A TES to arcydzieło w sztuce RPG, coś co zmieniło moje życie jako gracza. RPG niemal idealny, który zresztą natchnął mnie do stworzenia Tamriel RPG.

Link do komentarza

Bardzo dobry tekst! Przeczytałem od początku do końca (co rzadko w przypadku blogów mi się zdarza).

TES to dla mnie seria marzeń - wielkie, otwarte światy, duża swoboda, jest co zwiedzać. Z tego samego powodu uwielbiam też Fallouty na przykład. Na początku grałem w Arenę, chyba nawet jeszcze niezbyt legalnie (nie pamiętam, czy była już dostępna jako abondonware, ale młodziutki byłem, ledwie dziesięć latek, więc niestety podejrzewam, że nie) ale jedyne co pamiętam to lochy. Nie mogłem ich przejść:).

Potem na urodziny od kolegi-fanaRPG dostałem Morrowinda. Boziu, jak ta gra wciąga! Ale zawsze przechodzę Balmorę i już mam dość. Nie wiem, zawsze tak mam, za to w tej Balmorze (i wcześniej) wyciskam z gry wszystkie soki.

Na końcu (całkiem niedawno) grałem w Daggerfall. Dla mnie to już gra za bardzo archaiczna (rzuca Cię od razu na głęboką wodę i nie wiesz co masz robić praktycznie, a świat wielki - wielkości Wielkiej Brytanii ponoć). Też świetna gra.

No i muzyka! Ach, soundtracki z Morrowinda i Obliviona to jedne z moich ulubionych. W Daggerfallu też przyjemne melodyjki były;).

Także, również polecam TES (ogólnie podoba mi się podejście Bethesdy do RPG - Fallout 3 też jest świetny), no i pozdrawiam!

Link do komentarza

Xardas80-> Żałuj, Morrowind miał bardzo fajną główną linię fabularną. Ja po Gothicu 3 nigdy nie nazwę tej SERII jedną z moich ulubionych. Zbyt duże rozczarowanie, a wybuliłem nawet na Edycję Kolekcjonerską.

...AAA... -> Gothic miał siermiężne sterowanie, grubo ciosaną grafikę, niełatwy poziom trudności, ale jedynce i dwójce (Risenowi też) warto dać szansę. Te pierwsze gotyki z Risenem uwielbiam za: przyjemną eksplorację, silne poczucie przynależności do jednej z frakcji, fajny system walki i ciekawe, brutalne uniwersum. Ale masz rację, TES to arcydzieło. Osobiście każdego lata muszę przejść od deski do deski któreś The Elder Scrolls, z wszystkimi gildiami, zadaniami pobocznymii zwiedzonym światem ;). Miła, kilkuletnia tradycja, a dalej się nie nudzi. Na ten rok: Daggerfall!

pT -> Thank you, come again. To samo można powiedzieć o twoim blogu :) Tak, w starych grach, lokacje były tak wielkie, że ja przez kilka dni szukałem wyjścia z lochów w Arenie. Aż szkoda, że przy obecnej grafice, takie lokacje nie mogą wrócić odpowiednio unowocześnione. Przy następnym przechodzeniu Morrowinda spróbuj z Vivek albo wątkiem głównym. Może bardziej cię zachęcą do ponownego przejścia. A Daggerfall - tak, stare gry były wymagające. Czasami aż za bardzo, ale przynajmniej w tych czasach opłacało się wydać okrągłą sumkę na grę, bo grałeś w nią miesiącami. O muzyce serii też warto wspomnieć, na swojej playliście w winampie zawsze gościła nutka z menu Obliviona. W Fallouty grałem na razie tylko 1 i 3 - obie mi się bardzo podobały. Z dwójką się wstrzymałem, bo usłyszałem o Restoration Pack - modzie, który przywraca wiekszość elementów, które twórcy chcieli umieścić, a nie zdążyli. Nie znalazłem jednak, czy działa z polską wersją i na razie czekam (na cud?).

Link do komentarza

Ja ogólnie to powiem tak - TES właśnie tym dużym światem trochę mnie też wkurzył. Bo z jednej strony fajnie, na koniu całe Tamriel przejechać (tutaj mówię o Oblivionie) itp. Ale z drugiej te podróże były cholernie nudne. Było wiele krain, ogólnie cała linia fabularna - super. Ale ten świat zbyt duży. W Morrowindzie, z tego co pamiętam, był chyba jeszcze większy, tylko jego się trudniej przemierzało. Na pewno kiedyś powrócę do TES-a i go w końcu skończę, ale jednak to nie jest aż takie bardzo TO.

Sven -> Ja nie uważam, że Gothic III jest wybitną grą serii, ale jeżeli chodzi o Gothic 1 i 2 (z NK), to to były świetne gry z wyśmienitą fabułą. Wspaniale wykreowany świat, muzyka bardzo dobra, ale naprawdę fabuła była cudna i miodna. Lokacje stworzone przez PB były nie do zapomnienia (świątynia Śniącego). Risen był godnym następcą (nieoficjalnym) Gothica, bo był tam powrót do świetnych lokacji, ciekawej, wciągającej fabuły i systemu trzech gildii (bo taki był standard - 3 główne gildie w Gothicu). Gothic III jest słaby, bo JoWood chciał zrobić skok na kasę. Później Zmierzch Bogów to w ogóle nie ma miana gry u mnie tylko buga - jednego wielkiego. Chociaż Gothic 3, gdyby nie fabuła, byłby znośną grą.

Link do komentarza

Znam historię, Gothic też jest dla mnie bardzo ważny, i możesz mi uwierzyć, że pierwsze 'gotyki' z Risenem to ważny kawałek mojego granego życia. Ciekawi mnie Gothic 4. Osobiście myślę, że to będzie całkiem dobra gra, chociaż już mało "gotycka". Bardziej liczyłbym na Risena 2.

Link do komentarza

Sv3n -> Ja uważam wręcz przeciwnie, że Gothic 4 będzie nie warty grania. Po pierwsze nie jest robiony przez PB, którzy tworzyli fabułę do Gothica od podstaw i dla mnie to już będzie zupełnie coś innego... i to gorszego. Warto jednak czekać, bo może się okazać, że to będzie niezły następca serii.

A poza tym, czy PB powiedziało, że będzie Risen 2? Bo w końcu czekają jeszcze inni tytani, ale...

Link do komentarza

Osobiście, rzadko kiedy, podchodzę do następców "to już nie będzie to, niewarte splunięcia, a co dopiero zagrania". Jest to dla mnie podejście ograniczone, do którego się nie stosuje. Jasne, żałuję, że Fallout 3 to nie to samo co 1 i 2, czy, że Red Faction: Guerilla to kompletnie nie to stare, dobre Red Faction z Parkerem. Ale dopóki to dobre gry, a te które wymieniłem, traktuję osobiście jako bardzo udane produkcje, nie mam nic przeciwko. Lepsze to niż zakończenie serii, które uwielbiam.

Napisałem co prawda w zakończeniu, że powinniśmy trzymać kciuki, za to, żeby Gothic 4 był rzeczywiście "gotycki", a The Elder Scrolls nie był MMO. Ale jeśli będą to fajne gry, na pewno nie będę się długo smucił. Jak trzeba będzie - wrócę kolejny raz do Gothica 2 albo Morrowinda.

A co do Risena 2 - Piranie szeptały coś o steampunkowym RPG, ale myślę, że o ile sprzedaż była dobra, a jedyne gry Pirani to "gotyki" z Risenem to powinniśmy kiedyś ujrzeć kolejną część. Zwłaszcza, że fabularnie jest otwarta furtka dzięki

tytanOM, z którym walczyła inkwizycja

Link do komentarza

Och tak, Elder Scrolls, czyli to co kochamy : ) Pomimo, że temat ma już swoje dni, nie mogę go nie skomentować. Niestety, nie dane mi było choćby ujrzeć Arenę czy Daggerfalla na własne oczy, ale jeżeli znajdę odrobinę czasu (co na pewno uda mi się w te wakacje), to na pewno zajrzę w obie produkcje - dzięki za przypomnienie o nich! Poza tym, to nie wiem czy Morrowind nie jest przypadkiem moją ulubioną grą. Swego czasu potrafiłem ją włączać tylko po to, by słuchać jej soundtracku i rozpływać się nad nim : D Niestety, nigdy nie dostałem w swoje rączki ani Tribunala, ani Bloodmoona ( : <<<<<< ), nad czym ubolewam, ale przy pierwszym większym zastrzyku gotówki postaram się to zmienić.

Oblivion też był niesamowity, zwłaszcza w czasie, kiedy wyszedł - zabawy z fizyką były wtedy po prostu wspaniałe! I w końcu można było jakoś w miarę normalnie strzelać z łuku : ) Ale jednak Oblivion to już nie ten klimat, co poprzednik, który o wiele bardziej przypadł mi do gustu i do którego ciągle wracam co jakiś czas.

Link do komentarza
Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...