Kolejna Żałoba Narodowa
Żałoba narodowa zwykle ogłaszana jest po śmierci jakiejś wybitnej osobistości, lub dla uczczenia pamięci ofiar wielkich katastrof naturalnych i złożeniu im hołdu. W mojej opinii powinno to być zarezerwowane dla wydarzeń szczególnie ważnych dla kraju (np. śmierć papieża, zamachy terrorystyczne, ofiary pwoodzi, itd.). W ostatnich latach nasi politycy chcąc ukazać wyborcom swoją wrażliwość ogłaszają żałoby niemal rokrocznie. Doprowadziło to do dewaluacji tego rozporządzenia.
Przyjrzyjmy się jak to było z tymi żałobami wcześniej.
1) II RP
- śmierć Woodrowa Wilsona, byłego prezydenta USA, dzięki któremu Polska odzyskała niepodległość po 1918 r.,
- śmierć Józefa Piłsudskiego, przywódcy wojskowego i politycznego podczas XX - lecia międzywojennego,
- śmierć arcybiskupa lwowskiego obrządku ormiańskiego Józefa Teodorowicza, w uznaniu za zasługi dla niepodległej Polski.
I to by było na tyle. W ciągu 20 lat ledwie trzy żałoby związane ze śmiercią osób.
2) PRL
- śmierć Józefa Stalina
- śmierć Bolesława Bieruta
- śmierć Przewodniczącego Rady Państwa Aleksandra Zawadzkiego
- śmierć prymasa Polski kard. Stefana Wyszyńskiego
Sytuacja pdoobna do tej z czasów II RP, tutaj jednak rozporządzenie wprowadzające żałobę narodową wprowadzane było jeszcze rzadziej.
Wróćmy do czasów obecnych. W 20 - leciu III RP mieliśmy już 11 żałób narodowych, w tym aż 9 od 2004 roku! Wydawanie rozporządzeń stało się już normą w ostatnich latach, wystarczyło, że zginie ok. 20 lub więcej osób i mamy gwarantowaną żałobę. Najpierw była katastrofa polskiego autokaru wiozącego polskich pielgrzymów pod Grenoble. Zginęło 26 osób, w mediach trąbiono o tym przez kilka dni, prezydent ogłosił żałobę narodową. Wypadaloby dodać, że autokar nie dostał pozwolenia na przejazd tą drogą, więc nic dziwnego, że doszło do tragedii. Przypadek ten był szczególnie głośny, ponieważ każdego tygodnia na poplskich drogach ginie po kilkadziesiąt osób, ale nie robi się z tego pwoodu wielkiego larum, ponieważ media mając kilkanaście przypadków, gdzie ginie 1, 2 lub 3 osoby, nie mogą się na każdym z nich skupić. Jeśli ginie na raz kilkanaście to już jest temat. Teraz wypada modlić się, żeby bliscy ginęli w większym gronie, bo wtedy można będzie liczyć na jakąś pomoc państwa czy jakichś fundacji. Oczywiście znacząco przesadzam, ale sprawiedliwości w tym nie ma żadnej. Uważam, że każda śmierć liczy się tak samo. Za sprawą naszych kochanych hien (dziennikarzy) różnie to jednak z tym bywa.
Kolejna sprawa - wypadek lotniczy w Mirosławcu. Wskutek jakiegoś błędu (maszynerii czy pilotów) rozbił się samolot z kilkunastoma pilotami na pokładzie. Oczywiście gdy tylko specjalna komisja ustaliła, że prawdopodobnie był to błąd pilota to zostaliśmy ostrzelani oburzeniem dziennikarzy i rodzin ofiar, że jak ktoś śmie mówić, że to oni odpowiadali za tę tragedię. Jeszcze te wszystkie odznaczenia, mowa o kwiecie polskiego lotnictwa. Rozumiem jakby ich zestrzelili talibowie nad Afganistanem - polegli na służbie, w walce. Tutaj rozdawane są odznaczenia bo zdarzył się wypadek. Jeszcze pamiętam słynny tekst prezydenta "to było 100 metrów nad ziemią, więc to chyba nie były drzewa". Najbardziej zadowoleni z tego wypadku byli jak zwykle dziennikarze. "Prosze Państwa jaka wielka tragedia się wydarzyła. Specjalnie dla Państwa relacjonujemy z miejsca katastrofy. Dookoła mnie leżą ludzkie członki, wyczuwa się ponury odór Śmierci."
No i najnowsza historia związana z pożarem hotelu socjalnego w Kamieniu Pomorskim. Tutaj doszło już do ogromnego nagromadzenia absurdów. Premier specjalnie jedzie na miejsce katastrofy. Lech Kaczyński robi wielką aferę, bo KPRM nie poinformowała go i BBN-u o tym wydarzeniu. Nie wiem jak was, ale mnie mocno zastanawia czy bezpieczeństwo państwa jest zależne od spłonięcia jakiegoś baraku w małej mieścinie (bez obrazy dla Kamienia Pomorskiego). Oczywiście była mowa o pomocy jaką państwo przeznaczy dla rodzin ofiar, wszyscy jak piorunem strzelił zaczeli się przejmować bezpieczeństwem pozarowym (chociaż jakiś pozytyw). Jednak znowu najbardziej przegięli dziennikarze. Wydanie "Faktów" z miejsca tragedii. Kamil Durczok niemal stojąc na szczątkach ofiar relacjonował nam, co się wydarzyło w ostatnich dniach i jakie są wieści ze świata. Byłem tym zobrzydzony, bo podbijanie sobie oglądalności kosztem ofiar pożaru jest ogromną bezczelnością. Nie mam pojęcia jak na to zareagowały rodziny ofiar, ale podejrzewam, że miały poważniejsze zmartwienia na głowie.
Tytułem podsumowania: Wystarczy, że zginie jakaś większa liczba osób w konkretnym zdarzeniu, to tym większa szansa, że zainteresują się tym media. Jeśli media nakręcą jakiś temat, to nie może abraknąć tam polityków, którzy muszą dbać o swoje słupki popularności. W tym wszystkim najbardziej sensowna jest wypowiedź byłego premiera Włodzimierza Cimoszewicza z czasów Powodzi Tysiąclecia "Trzeba się było ubezpieczać." Prawdziwe, ale jednak cała opinia jechała po nim jak po burej suce. Nic dziwnego, że dzisiejsi politycy nie chcąc się narażać przesadzają w drugą stronę.
24 Comments
Recommended Comments