Skocz do zawartości

Wielka Gala Podsumowująca Rok 2021


SerwusX

310 wyświetleń

Panie i panowie, mam niewątpliwą przyjemność powitać państwa na trzeciej już edycji Wielkiej Gali! Zapytacie się pewnie co to za moda na robienie zeszłorocznych podsumowań w połowie lutego?

Cóż, moja w tym wina. Choć postanowiłem sobie organizować wydarzenia z tej serii w terminie do końca stycznia, to jednak nie udało się. Powód jest prozaiczny, mianowicie wcześniej mi się nie chciało nie miałem weny. Mam nadzieję, że wszyscy artyście takiego formatu, jak ja, rozumieją. *Klepie się po brzuchu.*

Jak widzicie, w tym roku gościmy w restauracji zaprzyjaźnionej (choć nieistniejącej już) sieci Fazbear Entertainment. Niestety, nie wiem jak nazywa się ta konkretna placówka, poza tym nikt tego nie wie, bo opinie na ten temat zmieniały się już kilka razy. Korzystając z uprzejmości strażnika nocnego, który aktualnie odgania się od nawiedzonych animatroników (więc nie miał jak nas powstrzymać przed wtargnięciem), pozwolę sobie zaprezentować zeszłoroczne podsumowanie:

  • Ukończonych zostało 6 gier: o 2 mniej (25% mniej) względem roku 2020. Zasady znamy, ale mimo wszystko przypominam – gra mogła być rozpoczęta kiedykolwiek, wystarczy, że napisy końcowe ujrzałem w rozpatrywanym roku.
  • We wszystkich grach spędziłem łącznie 43369,17 minut, co daje łącznie 722,82 godzin, 30,12 dni, średnio 1 godzinę 59 minut dziennie. Łączny spadek wyniósł 3 666,47 minut, czyli 61,11 godzin, średnio 10,05 minut dziennie. Łącznie 8% mniej.
    Nml7N51.png
  • 1 gra miała premierę w 2021 roku, 1 gra mniej w porównaniu do identycznej statystyki z roku 2020. Spadek o 50%. Rzeczony tytuł to Examtaker.

Prosimy naszego specjalnego gościa o przyniesienie koperty z rankingiem gier!

*Na scenę wbiega Freddy Fazbear i zaczyna drzeć japę. Nie wiadomo skąd pojawia się kreskówkowy młot i wgniata go w posadzkę. Serwus ze szczątków wyciąga kopertę i odchrząkuje.*

Taak, to chyba zakończy definitywnie możliwość pojawiania się kolejnych teorii. Albo może doda z trzy kolejne. Tak czy owak, oto jak prezentuje się ranking!

Miejsce 3. Pillars of Eternity z dodatkami

dCpBfNw.jpg

Już dawno żadna gra nie napsuła mi tyle krwi, co Pillars of Eternity. Przez kilka pierwszych godzin gry miałem poczucie brania udziału w dobrej sesji RPG. Było sporo interaktywnych wydarzeń, które wymagały testów jakiejś statystyki lub posiadania konkretnego przedmiotu. Dialogi, w których naprawdę mieliśmy uczucie obcowania z postaciami z krwi i kości.
Ale im dalej w grę, tym było gorzej, jakby twórcom wystarczyło iskry bożej jedynie na sam początek. 
Zacząć trzeba od nierównego i dziwnie odwróconego poziomu trudności. Na początku miałem problem z pokonaniem większych grup Xauripów, albo pojedynczych trolli. Później, gdy magowie mieli więcej niż kilka zaklęć, wojownik stał się twardszy, a drużyna miała pełną liczebność, było w miarę w porządku, ale o tym zaraz. Za to na koniec prasowałem smoki, będące opcjonalnymi bossami, za pierwszym podejściem…
Sama walka również była problemem. Potyczki z “płotkami” nie wymagała właściwie niczego, poleć atak albo rzuć jakieś odnawialne zaklęcie i tyle. W potyczkach z silniejszymi przeciwnikami korzystało się po prostu z prostego ustawienia w stylu “silni z przodu, miękcy z tyłu”. I problemem nie była trudność walk, tylko braki możliwości taktycznych. Na niskim poziomie jest za łatwo, na średnim (na którym ukończyłem grę) jest najpierw za trudno, a potem za łatwo, a na wysokim po prostu jest za trudno. I albo wygrywasz wszystkie walki bez zastanawiania się zbytnio nad nimi, albo męczysz się z jedną, a musisz ją wygrać, żeby przejść dalej.
Mam mieszane uczucia w kwestii systemu ekwipunku. Z jednej strony twórcom udało się zrobić coś innego niż “siła dla wojownika, inteligencja dla maga”, bo każda postać mogła czerpać z każdej statystyki. Gorzej, że niejasne było jaka statystyka będzie opłacalna w danej sytuacji, więc ostatecznie skończyłem z wyposażeniem każdej postaci “na czuja”. I tylko w przypadku drużynowego obrońcy miałem wrażenie, że to naprawdę miało sens. Dodatkowo wymiana przedmiotów w trakcie gry było katorgą, bo gra wybierała tylko największy bonus dla danej cechy, ignorując te z reszty przedmiotów. Gdy chcieliśmy wymienić którejś postaci jakiś przedmiot na teoretycznie lepszy, najpierw trzeba było sprawdzić, czy jego statystyki czasem nie zniosą się jakimś innym. A porównywanie wymagało oczywiście żonglowania okienkami, a sam system ekwipunku tego nie ułatwiał, bo przedmioty były poukładane w maleńkich kratkach, których nie dało się sensownie posortować według np. konkretnej statystyki.
Fabularnie było również nierówno. Świetny rozdział pierwszy, w porządku drugi i słaby trzeci, w którym to już w ogóle zabrakło twórcom weny, bo dostajemy lokację, w której wygodnie wrzucono całą resztę zawartości, która była niezbędna do domknięcia przygody. Przykładowo, w różnych miejscach wyznawano różnych bogów w różny sposób, za to w ostatniej lokacji wygodnie wrzucono świątynię ku czci wszystkich bogów w jedno miejsce, co by gracz nie musiał przypadkiem biegać. Epilog natomiast to już wolna wariacja na temat “chcemy być Planescapem, ale nie wiemy jak” i wybór, przed jakim przyszło nam stanąć, nie niósł kompletnie żadnego ładunku emocjonalnego. Tak samo motywacje głównego bohatera były co najmniej niejasne, ale w to już nie będę wnikał, bo wymagałoby to grubszych spoilerów.
Ponarzekałem, za to naprawdę spory plus za krainę i jej historię, naprawdę sporo wysiłku włożono w jego przedstawienie, które okazało się nie tylko książkami z suchymi notatkami, ale także dialogami, wyglądem poszczególnych postaci oraz opisami przedmiotów, które również sporo wnosiły do klimatu i fabuły.

Ocena 7-/10

Miejsce 2. (Ex aequo) Examtaker 

tLIRUC3.jpg

Darmowy dodatek do całkiem niespodziewanego hitu sprzed roku, opowiadającego o podboju piekła wypełnionego zmysłowymi demonicami w mundurkach (tym razem dla niepoznaki dodano jeszcze fartuchy) przez pewnego Chada, który stwierdził, bo tak. Identycznie jak w przypadku podstawki, grę ukończyć można w ciągu godzinki, nawet za jednym podejściem. I nie ma co się rozpisywać, bo jaki Helltaker jest, każdy widzi, a Examtaker jest taki, jak Helltaker, tylko nieco krótszy. Chociaż niektóre etapy różniły się nieco od tych standardowych, bo poza pomysłowością testowały pamięć nie tylko podczas statystycznych sekwencji, ale również podczas plansz z ograniczonym czasem na reakcję. Zabrakło mi tylko widowiskowej walki z widowiskowym bossem, jak w podstawce.
Tutaj można znaleźć moją opinię o Helltakerze.

Ocena 8/10

Miejsce 2. (Ex aequo) Dishonored z dodatkami fabularnymi

wPN1wDp.jpg

Do Dishonored zabierałem się już od dłuższego czasu, w końcu udało się go ukończyć. 
Dobra gra, świetna fabuła, podobała mi się dowolność w przemieszczaniu się po lokacjach oraz wolność wyborów w rozwiązywaniu zadań. Tutaj też mały zgrzyt, bo gra pozwalała na przejście gry w pełni bez zabijania kogokolwiek i czasami pokojowe rozwiązanie pewnych fabularnych sytuacji spadało z nieba wręcz na siłę, byle tylko postać nie musiała pobrudzić sobie rączek. Zupełnie inaczej, niż w rzeczywistości!
Co dodatkowo nieco psuło odbiór całości, to pewna powtarzalność. Choć lokacje zmieniały się często, to ciągle stawiamy czoła tym samym (żeby nie rzec: identycznym) przeciwnikom, na których działają te same metody, a gra odkrywa swoje sztuczki bardzo szybko i jedyną zmianą jest drzewko rozwoju postaci, które urozmaica, lecz również zbytnio ułatwia rozgrywkę. Niestety, odblokowanie punktów potrzebnych na zakup umiejętności wymaga poszukiwania znajdziek, ale chociaż jest ich mniej i są bardziej pomysłowo ukryte, niż w pewnych grach wiadomo jakich, tworzonych przez wiadomo kogo.

Ocena 8/10

Miejsce 2. (Ex aequo) SOMA

NrQSv2q.jpg

Kolejna gra studia Frictional Games, którą przeszedłem. W Amnezji zwiedzaliśmy XIX wieczne zamczysko w Brandenburgii w Prusach, w Penumbrze odwiedziliśmy placówkę na dalekiej Grenlandii, natomiast tym razem przenieśliśmy się na dno oceaniczne. Gra ma zresztą więcej wspólnego z pierwszą serią studia, ponieważ przemierzamy wysoce zindustrializowane lokacje, a nie zacofane lochy. Tak jak w Penumbrze towarzyszył nam przez część serii Clarence, częstując nas od czasu swoimi złowróżbnymi monologami, tak w Somie w niektórych fragmentach gry towarzyszyła nam pani doktor, z którą nasza postać naprawdę mogła odbyć rozmowę. Tak jest, tym razem słyszymy głos protagonisty nie tylko w czasie retrospekcji. Fabularnie zwiększyła się skala problemu, ale o tym już nie mogę napisać bez ujawniania szczegółów rozrywki, a to warto samemu odkryć.
Powiedziałbym, że gra może z dwa razy przyprawiła o mocniejsze bicie serca, za to ciężko powiedzieć, żebym się porządnie przestraszył. Ale po przejściu innych gier studia uważam, że nie to jest rdzeniem gier Frictional Games, a ciężki klimat mierzenia się z czymś, czego nie rozumiemy oraz poczucie znajdowania w odosobnieniu gdzieś, gdzie diabeł mówi dobranoc. Tutaj zwiedzamy podwodną placówkę, a w pewnym momencie nawet będziemy mogli przejść się po samym dnie morskim coc muszę przyznać, było naprawdę widowiskowe. 

Ocena 8/10

Miejsce 1. (Ex aequo) Penumbra: Twilight of the Archaic

FE7lPHZ.jpg

Co tu dużo mówić. Twilight of the Archaic to druga i ostatnia część moda Necrologue, którego ukończyłem rok wcześniej. Zachował wszystkie zalety pierwszego rozdziału, czyli świetny klimat, który tylko potęgowało poczucie bezsilności oraz dobrą historię. Wady? Może to, że był o przeszło połowę krótszy. Czy to istotnie źle, trzeba ocenić już samemu. Moim zdaniem te kilka godzin zostało dobrze zagospodarowane (w przeciwieństwie do dodatku Requiem do oryginalnej Penumbry, który nie wiadomo po co powstał). Warto wspomnieć, że późniejsza gra studia Frictional Games, Amnesia, była niewiele dłuższa od tego moda.
Tutaj można znaleźć moją opinię o Necrologue.

Ocena 8+/10

Miejsce 1. (Ex aequo) Slay the Spire

oQG3dnf.jpg

Jak karcianki to tylko dla pojedynczego gracza! Te dla wielu mają problemy ze swoją tożsamością, bo stoją w rozkroku pomiędzy monetyzacją a balansem. Do dzisiaj mam w pamięci partię ze znajomym w Hearthstone’a, w której po mojej karcie on wystawił kartę z ponad dwa razy lepszymi statystykami i jakimś dodatkowym efektem. A obie miały ten sam koszt...
Slay the Spire nie ma tego problemu. Więcej nawet silnych kart w talii niekoniecznie ma pozytywny skutek i czasami po prostu opłacało się nie dobierać niczego. Część kart odblokowujemy wraz z kolejnymi próbami, ale karty te są przeważnie bardzo odmienne od tych podstawowych, za to niekoniecznie silniejsze. Tak, jak to powinno być, bo można przejść grę już za pierwszym podejściem. 
Dodatkowo podoba mi się fakt, że gra jest łatwa do ogarnięcia, ale trudna do zostania mistrzem. Samemu postanowiłem nie sprawdzać żadnych taktyk w Internecie i samemu odkryłem taką, która pozwoliła mi w końcu Powalić Iglicę. 
Ale wady również są. Jako, że talię tworzymy samemu w czasie rozgrywki dobierając karty po kolejnych potyczkach i w trakcie wydarzeń, może się okazać, że w pewnym momencie nie skompletujemy żadnego sensownego deku. To samo tyczy się artefaktów. Bierzemy co jest, możemy ewentualnie zignorować te, które nam wręcz przeszkadzają, a i to nie zawsze. O ile przejście gry jest dość proste, to dodatkowy akt jest bardzo trudny. Świadczy o tym fakt, że grę przeszedłem za jednym z trzech pierwszych podejść, nie wiedząc jeszcze za dużo o grze, natomiast pokonanie ostatniego aktu, po zdobyciu wszystkich odłamków i dobrym poznaniu mechaniki, zajęło mi jeszcze z 40 godzin prób.

Ocena 8+/10

Jeszcze słów kilka...

VwICMAk.gif

Ciekawa sprawa, bo wszystkie gry z rankingu zmieściły się na podium, można więc powiedzieć, że rywalizacja była wyrównana. Już miałem pisać, że w całym roku nie pojawił się żaden ciekawy tytuł, ale skłamałbym, bo była jedna gra, która okazała się istnym objawieniem. Niestety, ze względu na jej długość i czas wydania, opowiem o niej w następnej edycji.

Ogólnie nic ciekawego się nie działo, więc powiem tylko, że udało przejechać ponad 1400 kilometrów na rowerze (ponad połowę więcej, niż rok wcześniej!). Aha! I chciałbym tylko powiedzieć, że nowy Krzyk był całkiem dobrym filmem, ale seans zepsuły mi jakieś półgłówki rozmawiające głośno w tylnych rzędach. Nowy Matrix był beznadziejnym filmem, seans zepsuł mi reżyser.

Zakończenie

Dziękuje wszystkim za tak liczne przybycie! 

*Z daleka dobiegają głucha odgłosy uderzeń i mechanicznie brzmiący wrzask.*

Zalecam jednak czym prędzej udać się do wyjść, ponieważ wygląda na to, że strażnikowi skończyła się energia. Do następnego roku!

*Serwus kłania się i ucieka przez zapadnię. Na salę wbiegają animatroniki i zaczynają wpychać gości w puste kostiumy na endoszkielety.*
 

Edytowano przez SerwusX

0 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Brak komentarzy do wyświetlenia.

Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...