Skocz do zawartości

Titan Souls - recenzja. Z łuku to się szyje


Przemyslav

670 wyświetleń

Gra, w której zginiesz zanim zdążysz powiedzieć: co do kur...

Czas czytania: 4 min

 

Bossowie w Shadow of the Colossus budzili respekt samym swoim rozmiarem, nie mówiąc o towarzyszącej im majestatyczności oraz spokoju, z jakim przemierzali oni zielone pustkowia.

Bossowie w Titan Souls budzą respekt nie tyle rozmiarem, co ciekawym wyglądem, błyskawicznymi atakami i zegarmistrzowską precyzją.

Choć na pierwszy rzut oka Shadow of the Colossus oraz Titan Souls bardzo różnią się od siebie, okazują się mieć ze sobą całkiem wiele wspólnego.

 

Lwią część gry spędzimy na przemierzaniu rozległej planszy, walkach z bossami oraz umieraniu. W mniej więcej równych proporcjach.

Serio - gra ma "Souls" w nazwie nie bez powodu. Można śmiało nastawić się na wielokrotne powtarzanie tych samych starć w nadziei, że tym razem na pewno się uda. Mimo tego każdy pojedynek może zakończyć się w ciągu sekund. Zwycięstwem tytana... lub twoim.

Ani my, ani żaden z bossów nie mamy paska zdrowia z prostej przyczyny - jeden celny strzał wystarczy, by zgładzić przeciwnika lub samemu zginąć. Gra jest pod tym względem bezlitośnie sprawiedliwa.

Przy czym nie wystarczy tylko puścić strzałę w kierunku wroga. Interesuje nas jego słaby punkt. Może jest na plecach, może jest nim oko, a może serducho odsłonięte na pół sekundy przed atakiem zajmującym pół mapy. Tak czy siak Titan Souls to studium cierpliwości i precyzji.

Ma to swoje dobre i złe strony. Przede wszystkim taka formuła jest odświeżająca. Twoim zadaniem nie jest systematyczne zbijanie paska zdrowia bossa do zera, lecz wypatrywanie tego jednego, jedynego momentu, kiedy możesz puścić mu strzałę prosto między oczy.

DOi4xk6.jpg

Ktoś tu chyba zginie.

 

Tytani nie pozostają ci dłużni i spróbują cię zastrzelić, przebić, zmiażdżyć, usmażyć i zeżreć na każdym kroku. Ponownie - gra jest moim zdaniem piekielnie trudna. Pamiętam komentarz, którego autor zastanawiał się, czy przejście jej bez pada jest w ogóle możliwe.

Za to kiedy już odniesiesz zwycięstwo, radocha jest nie-sa-mo-wi-ta. Ponownie przywodzi mi to na myśl Shadow of the Colossus, gdzie zabicie bossa potrafiło być arcysatysfakcjonujące i piekielnie dołujące zarazem.

W Titan Souls odczucia były podobne, z przewagą radości i dumy z dobrze wykonanej roboty. Jest w tym jednak jakieś drugie dno, którego nie odkryłem. Na pewno nie bez znaczenia jest to, że za każdym razem to ty rozpoczynasz walkę, nie przeciwnik.

Choć tajemnicza historia może brzmieć teraz ciekawie, podczas rozgrywki nie chciało mi się jej odkrywać. Wolałem już mieć tę grę za sobą, toteż niespecjalnie przejmowałem się różnymi dziwnymi miejscami i zagadkami, jakie skrywały. Biegałem od bossa do bossa.

Trochę kilometrów natrzaskałem. Mapa jest ogromna, choć nie przeraża tak skalą, jak w Shadow of the Colossus. Powód jest prosty: ciężko ukazać ogrom mapy, kiedy obserwujemy postać z góry. A szkoda.

Gdyby dało się co nieco popodziwiać świat, wycieczka po nim byłaby mniej nużąca. A tak, z niemal każdego kąta mapy zieje pustka. Nawet relaksacyjna muzyczka trochę słabo umila przemierzanie tych lasów i łąk umajonych.

qyCOVNp.jpg

Boli od samego patrzenia.

 

System walki jest prosty, lecz wprowadza ciekawy smaczek. Nasz bohater ma do dyspozycji łuk z jedną strzałą. Po jej wystrzeleniu możemy ją przyzwać z powrotem do ręki niczym topór w God of Warze.

Jednakże zarówno wypuszczenie strzały, jak i jej przywołanie wymaga pozostania w miejscu, a jest to luksus, na który rzadko nas stać. Bossowie potrafią być strasznie upierdliwi, wymagając od nas niemal nieustannego truchtania z kąta w kąt. Każda decyzja o strzale musi być obliczona tak, aby zmieścić się w wąskim okienku czasowym.

I choć sama idea przyzywania strzały totalnie mnie kupuje od samego początku (wyobraźcie to sobie w grze akcji AAA!), w praktyce niezbyt często korzysta się z tej mocy. Po prostu nie ma kiedy.

Ustawianie bossa akurat tak, by mu wrazić strzałę-niespodziankę w rzyć jest piekielnie trudne. Jedyną nagrodą za eliminację wroga w nieoczywisty sposób jest osiągnięcie na Steamie. Pod warunkiem, że zrobimy to w przewidziany przez achievementa sposób.

Mnie to jednak nie przeszkadza. W ogniu walki zwracałem mało uwagi na elegancję i wdzięk. Byłem zajęty pozostawaniem przy życiu.

0kVpQTG.jpg

Garść statystyk. Ponoć wszystkich tytanów jest ponad dwadzieścia, ale jakoś nie mam ochoty tego sprawdzać.

 

Jeśli miałbym podsumować Titan Souls jednym słowem, brzmiałoby ono: minimalizm. Twórcy gry postawili na jedną tylko mechanikę i doprowadzili ją niemalże do perfekcji.

Nasz zakres ruchu podczas walki pozostawia niewiele miejsca na kombinowanie. Albo opanujesz unikanie w odpowiednim momencie, albo nie. Albo nauczysz się strzelać celnie, albo nie. Nie ma opcji pośredniej. Co nie znaczy, że nie da się pokonać bossa czystym fartem. :)

To właśnie ta prostota jest urzekająca. Między innymi dzięki niej gra jest tak strasznie trudna i satysfakcjonująca zarazem. Gdyby była odrobinę łatwiejsza i czytelniejsza (o zagadkach dowiedziałem się z internetu), wymaksowałbym ją z chęcią.

 

Nagroda dla wytrwałych.

 

A jak Wam podobało się Titan Souls? Planujecie zagrać? Dajcie znać poniżej i do następnego!

 

Ten tekst możesz przeczytać również na PPE.pl.

0 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Brak komentarzy do wyświetlenia.

Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.


×
×
  • Utwórz nowe...