Skocz do zawartości
  • wpisy
    105
  • komentarzy
    105
  • wyświetleń
    20507

Powrót na Pogranicze


Przemyslav

934 wyświetleń

Jak prezentuje się Assassin’s Creed III na PC po ośmiu latach?

Tekst może zawierać spoilery, spoilerki i śladowe ilości orzechów.

Najpierw trochę backgroundu. Jako członek istniejącego od stworzenia świata tajnego bractwa (i siostrzeństwa) Asasynów szukamy sposobu na powstrzymanie końca świata, mającego nastąpić 21.12.2012 roku. W międzyczasie prowadzimy wojnę z Zakonem Templariuszy, który chce przejąć kontrolę nad światem. W celu zapobieżenia Armagedonowi, za pomocą specjalnej maszyny rodem z Matriksa musimy przeżyć wspomnienia naszego przodka z niedawno skolonizowanej i dopiero walczącej o niepodległość Ameryki Północnej.

 Wszystko jasne i klarowne, nie?

 

 

Na początek podróżujemy do Stanów w skórze Haythama Kenwaya. Tam zakładamy komórkę wywiadowczą, zbieramy Drużynę Pierścienia składającą się z handlarza ziemią, żołnierza, typowego Seby, lekarza oraz byłego wojskowego, który jest bardzo, bardzo, bardzo ambitny.

Po kilku udanych akcjach w XVIII-wiecznym Bostonie i przyległościach dowiadujemy się, że nasza postać, Haytham, jest tak naprawdę członkiem Templariuszy, z którymi mamy walczyć. Dopiero po tej rewelacji przechodzimy do wspomnień jego syna, Connora, który stoi po asasyńskiej stronie barykady.

Trzeba przyznać, że podstawy historii są naprawdę solidne, a setting ciekawy, ale naprawdę wyróżnia ją co innego. Po raz pierwszy (jedyny?) w serii mamy niesamowicie charyzmatycznego głównego przeciwnika – Haythama. Po części dlatego, że graliśmy nim przez nie tak małą część głównego wątku i zdążyliśmy się z nim w jakimś stopniu utożsamić.

I choć większość Templariuszy rzeczywiście była ciekawymi, charakterystycznymi postaciami, tak Charles Lee mnie trochę rozczarował. Jak każdy kreskówkowy czarny charakter, spotka się on z głównym bohaterem chyba ze trzy razy, ale nie może go zabić przed finałowym starciem, choć raz faktycznie spróbuje. Poza tym Lee strasznie często wykorzystuje przemoc słowną, stając się kolejnym przegadanym złolem i wywołując reakcję: mógłbyś NAJPIERW mnie zabić, a POTEM gęgać?

Swoją drogą, wspomniany wyżej twist fabularny ciekawie pokazuje, jak niewiele różnią się Asasyni i Templariusze. Kto się wcześniej zorientował, że graliśmy Templariuszem? Pod względem rozrywki nie było żadnej różnicy.

Haytham kradnie każdą scenę. Jest niewiarygodny, ale w dobrym sensie tego słowa – praktyczny, nieznoszący ociągania się, a także szczery i bezpośredni do bólu.

A jego syn, Connor, choć charakter ma odmienny, niewiele mu ustępuje. Jego początkowa naiwność (dlaczego nie mogę im po prostu powiedzieć, że jestem niewinny?) jest urocza, a zaradność odziedziczył po tatuśku.

Historia jako całość jest mocna, choć momentami podziurawiona, zwłaszcza pod koniec.

Spoiler

 

Dlaczego pudełko z Fragmentem Edenu leży sobie ot tak, w opuszczonej wiosce, żeby znaleźli je Brytyjczycy, myśliwi, albo oszczał je jakiś jeleń?

W jednej sekwencji Connor urządza całą akcję związaną z dostaniem się do jednego fortu, w następnej po prostu idzie sobie porozmawiać z Charlesem Lee? Jaki sens miała ta akcja poza tym, by trochę się ponapawać bólem swojego największego wroga, któremu zabiliśmy przyjaciela i mentora?

Co się stało z oddziałem Washingtona, który miał zaatakować wioskę Connora? Najpierw własnoręcznie udaremniliśmy jej skuteczną obronę, unieszkodliwiając Mohawków i Kanen'tó:kona, zostawiając wioskę bez obrony, a potem… No właśnie, co? Cały legion wziął i zawrócił, śpiewając: Cezar mówi: poszli won? W bazie danych nie było informacji na ten temat, a wioska pozostała nienaruszona.

 

 

 

AC3 ma genialny, rześki klimat. Może XVIII-wieczny Bostą i Niujork nie mają w sobie tyle przepychu co Konstantynopol, ale leśne, pełne zwierzyny Pogranicze (powierzchniowo chyba większe niż oba miasta razem wzięte) daje miejsce na oddech.

Na osobny akapit zasługuje rozbudowywanie naszego domostwa, w ramach którego pomagamy skłopotanym wędrowcom, którzy w zamian zakładają swój biznes w rejonie naszej kwatery głównej, dzięki czemu możemy tworzyć ulepszenia do naszego rynsztunku. Choć większość tych misji jest nudnawa i nie wykracza poza standardy serii (przynieś, podaj, pobij), tak jest wśród nich kilka perełek (Godfrey i Terry! Duży Dave! Wesele!).

W trzeciej, czyli piątej, odsłonie serii ponownie mamy rozbudowany arsenał narzędzi mordu, choć wybór między rapierem, tomahawkiem a toporem jest niemal czysto estetyczny – zmieniają się tylko animacje i ewentualnie szybkość ruchu. Walka nie sprawia żadnego wyzwania, ale mnie osobiście nigdy to nie przeszkadzało – lubię nacieszyć oczy ultrapłynnymi, mięsistymi animacjami. Wybór broni sprowadza się w zasadzie do wyboru animacji, które chcemy oglądać.

Z kolei niemile zaskoczyło mnie to, jak bardzo zabugowana (mimo lat) jest ta gra. Tutaj co chwila postacie rozmawiają do pleców Connora, a strażnicy są na tyle zdeterminowani i uporczywi, że gotowi są zaciukać bohatera nawet w cut-scenkach (no dobra, to zdarzyło mi się tylko raz). Na szczęście nie napotkałem żadnego błędu wymagającego restartu misji. Ani razu nie wywaliło mnie też do pulpitu. Może w remasterze poprawiono chociaż część glitchy?

 

 

Skoro o remasterze mowa, to jeśli macie oryginalne wydanie AC3 na PC, to żeby kupić dodatek Tyrania Króla Washingtona, musicie… Nabyć remaster właśnie. Ja już na szczęście przeszedłem tego potworka (na PS3) i pamiętam z niego tyle, że były supermoce, piramida w środku Niujork i że mi się nie podobało. Pozostaje mi jedynie podziękować Ubisoftowi za uszanowanie cennego czasu swoich klientów i utrudnienie im kupna tego gniota.

Dziękuję również Ubisoftowi za stworzenie Assassin’s Creed III, bo to moja ulubiona część. Może zmieni się to po przejściu Origins i jej następców? Liczę na to.

Jak Wy zapamiętaliście tę część? Podzielcie się opiniami!

Edytowano przez Przemyslav

5 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Trójkę już recenzowałem na moim blogu, ale muszę przyznać, że jest to jedna z części, do której mam pewien sentyment. Jasne, Brotherhood i "jedynka" były świetne, ale pływanie statkiem (świetnie rozwinięte w Black Flag, Rogue oraz Odyssey) oraz inne podejście do rozwoju osady sprawiały, że uwielbiałem 'trójkę". Podobał mi się też ciąg chronologiczny Black Flag - Rogue - Unity - "trójka".

Jedynie protagonista mnie irytował - dla mnie był nijaki po Ezio i Altairze.

Co do Remastera - otrzymałem go jakiś czas temu od Ubisoftu za free (nie pamiętam czemu ;)) i będę musiał w końcu w niego zagrać. Może przy okazji przekonam się czy z Królem Waszyngtonem faktycznie jest tak źle ;).

  • Upvote 1
Link do komentarza
Cytat

Co do Remastera - otrzymałem go jakiś czas temu od Ubisoftu za free (nie pamiętam czemu ;)) i będę musiał w końcu w niego zagrać. Może przy okazji przekonam się czy z Królem Waszyngtonem faktycznie jest tak źle ;).

Bardzo jestem ciekaw, czemu otrzymałeś remastera od Ubi. Może w celach promocyjnych? :D

Co do Króla Waszyngtona, to sam pomysł był ciekawy, ale coś mnie jeszcze strasznie denerwowało podczas grania, choć niezbyt pamiętam co. Kojarzę za to, że to samo studio zrobiło potem Rogue, które też mnie rozczarowało (fabułą, piracenie nadal jest świetne).

  • Upvote 1
Link do komentarza
20 godzin temu, Przemyslav napisał:

Bardzo jestem ciekaw, czemu otrzymałeś remastera od Ubi. Może w celach promocyjnych? :D

Już wiem - otrzymałem go z AC: Odyssey ;). Tak mnie wciągnęły przygody Kassandry, że o tym zapomniałem :P.

20 godzin temu, Przemyslav napisał:

Rogue, które też mnie rozczarowało (fabułą, piracenie nadal jest świetne).

Rogue ma dość przeciętną fabułę, fakt. Ale muszę przyznać, że świetnie spina wątek "amerykańskich" części AC z Unity. Podobało mi się też, że konflikt został pokazany od strony Templariuszy.

  • Upvote 1
Link do komentarza

Co do Assasin's Creed 3, właśnie ta odsłona wprowadziła pływanie statkiem i zarządzaniem nim, najlepiej zrealizowano to w Black Flag. Fajny był też rozwój osady oraz misje poza miastem. A jeśli ktoś uważa, że Connor to bohater bez charyzmy i nieciekawy, to co powiedzieć dopiero o Arno? On dopiero był taki bezpłciowy i bez wyrazu.  A co do DLC do trójki, nie skończyłem nawet pierwszej części Tyranii Króla Waszyngtona przez buga, może w wersji zremasterowanej, którą dostałem przy zakupie Assasin's Creed Odyssey w wersji Ultimate dokończę ten dodatek. 

Pływanie statkiem w Odyssey jest przyjemne, przyśpiewki marynarzy też, ale to nie to samo, co w Black Flag.

  • Upvote 1
Link do komentarza
10 minut temu, goliat napisał:

A jeśli ktoś uważa, że Connor to bohater bez charyzmy i nieciekawy, to co powiedzieć dopiero o Arno?

Arno (i praktycznie całe AC Unity) to dno dna - nie ma co do tego zastrzeżeń (żałowałem, że nie dało się grać Elise).

11 minut temu, goliat napisał:

Pływanie statkiem w Odyssey jest przyjemne, przyśpiewki marynarzy też, ale to nie to samo, co w Black Flag.

Dla mnie głównym problemem z pływaniem w Odyssey byli marynarze. W Black Flag trzeba było pilnować ich liczebności, dbać, by nie ginęli z byle powodu - a w "greckiej" odsłonie wyłazili w nieskończoność spod pokładu.

Nie oszukujmy się też - bitwy morsie w XVIII wieku był bardziej widowiskowe niż w V wieku p.n.e. ;).

  • Upvote 1
Link do komentarza
Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.


×
×
  • Utwórz nowe...