Skocz do zawartości

Vampyr i Hollow Knight - rzut okiem


fanthomas212

600 wyświetleń

Dzisiaj dwie gry, ale takie, które mi się (zbytnio) nie spodobały:

Vampyr – Przedstawiona opowieść przechyla się bardziej w stronę dramatu niż horroru, a trzeba przyznać, że mało jest tematów tak wyeksploatowanych jak zombie i wampiry, dlatego trudno o powiedzenie czegoś nowego w tej kwestii. Niestety fabuła mnie nie wciągnęła. Ciężko  wczuć się w historię, kiedy do baru wchodzi zalany krwią facet z wystającymi kłami, a barman mówi mu: „Coś niewyraźnie pan wygląda”. Lokacje są ponure niczym mina pesymisty, który odkrył, że świat znów się nie skończył i dość monotonne. Szaro-bury Londyn sprawił, że cały czas miałem wrażenie jakbym biegał obok tych samych budynków. Grafika osiąga co najwyżej średnie stany średnie. Najjaśniejszym elementem gry jest walka, nieco zerżnięta z soulsów, niestety chyba za słabo, bo nie przynosi aż takiego morza satysfakcji. Topornie w to się gra. No i ten zmarnowany potencjał na osadzenie akcji w tak interesującym okresie. Są jakieś elementy erpegowe i można zjadać szczury, niestety gra twórców Life is strange jest gorsza od Life is strange. Chyba interaktywne filmy im lepiej wychodzą. 5/10

Hollow Knight – W tym przypadku jest dużo lepiej, niestety głównym minusem jest także spora monotonność lokacji, wynikająca z konieczności przedzierania się przez nie setki razy, dopóki nie zrozumie się, że to nie w ten tunel miało się skręcić. Po pewnym czasie naprawdę odechciewa się ciachania wrogów. Soulsy miały genialnie przemyślane i cudownie klimatyczne lokacje ze świetnym modelem walki. Tutaj troszkę tego zabrakło, choć trzeba przyznać, że inspiracje widać na kilometr. Zamiast ogniska jest ławeczka, przy której odpoczywamy po śmierci, a każdorazowo zgon wiąże się z odrodzeniem wszystkich pokonanych przeciwników, z których wypada lokalna waluta, czyli kamyczko-malinki (czy coś w tym stylu). Lokacje są zabójcze, tak samo jak wrogowie, choć poziom trudności nie jest tak porażający jak w soulsach. Co do walki wciąż bardziej opłaca się stosować metodę atak-atak-unik, niż atak-atak-atak-zgon. Przeciwnicy wyraźnie zdają się należeć do owadziego królestwa, klimatem gra przypomina mi nieco takie twory jak Badland, Feist, czy Limbo, a historia jest odpowiednio tajemnicza i nieinwazyjna. Całkiem dobre, ale na dłuższą metę nudne. 7/10

Na koniec muszę jeszcze wspomnieć o nowych konsolach, czyli najważniejszym branżowym wydarzeniu 2020 roku. Ceny cyfrowych wersji gier (pudełkowych pewnie też)  jeszcze długo nie spadną, a wydawać 350 złotych na jedną pozycję prawie szaleństwo. Z tą tendencją zwyżkową Playstation 10 pewnie kupimy taniej niż grę na nią. Do tego dochodzi fakt, iż na razie żadnego ciekawego exa na horyzoncie nie widać, a nawet jak będzie widać to… będzie drogo, ale trzeba przyznać, że za nieco ponad 1000 złotych nowego kompa nie złożymy, nawet słabszego niż stary komp, więc na czymś muszą sobie twórcy odbić.

0 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Brak komentarzy do wyświetlenia.

Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...