Skocz do zawartości
  • wpisy
    105
  • komentarzy
    105
  • wyświetleń
    20502

Wallop!


Przemyslav

387 wyświetleń

Jeszcze tydzień temu nie sądziłem, że tak bardzo polubię jazz.

O Cupheadzie napisano już chyba wszystko, ja tylko chcę dorzucić dwa słowa od siebie.

To, jaki jest on wyjątkowy, każdy widzi, ale co zostanie z Cupheada po zdarciu zeń starokreskówkowej stylistyki? Diablo satysfakcjonujący  run’n’gun, w którym starcia z bossami są łatwiejsze niż „szeregowe” poziomy.

Każda walka z bossem to kolorowa, przecudna, ekscytująca, wymagająca, niezapomniana, przerażająca, wprowadzająca w trans uczta dla zmysłów, a śmierć w jej trakcie jest elementem nauki, co można powiedzieć też choćby o wydanej rok później Celeste. Ta idzie nawet o krok dalej, otwarcie mówiąc graczowi, by czuł się dumny z rosnącego licznika zgonów.

Większość starć z bossami składa się z kilku faz, co oznacza tylko tyle, że jeśli wydaje ci się, że rozpracowałeś przeciwnika, to masz rację – wydaje ci się.  Przykład?

Dwie żaby strzelają w ciebie rękawicami bokserskimi, potem jedna z nich przetacza się na przeciwną stronę ekranu, druga zaczyna na ciebie dmuchać, spychając cię w jej kierunku i święty szwarckopfie, czy jedna z nich właśnie zeżarła drugą, po czym zmieniła się w automat do gier cooooo

 

 

 

 

Chyba jedynym minusem starć z bossami jest to, że podczas rozgrywki trzeba tak mocno skupić się na walce, że rzadko natrafia się okazja, by wystarczająco docenić absurdalnie wysoką jakość animacji. Za to kiedy już zobaczy się na ekranie napis: KNOCKOUT!, satysfakcja jest nieziemska.

Każdy boss jest inny, co sięga apogeum pod sam koniec, gdzie podczas jednej walki twórcy wprowadzili tyle przeróżnych zagrań, że można by nimi obdzielić z dziesięciu (!!!) niemilców.

Może to tylko moje wrażenie, ale moim zdaniem zwykłe „chodzone” poziomy są trudniejsze od bossów. Nieraz są dłuższe, a przeciwnicy spawnują się w nieskończoność. Nic nie stoi jednak na przeszkodzie, by przejść je… Nie zabijając żadnego z nich. Jeśli wierzyć jednej z postaci szlajających się po mapie, z której wybieramy poziomy, „pacyfistyczne” przechodzenie poziomów ma odblokować czarno-biały filtr. Sorry, ale kolorowy mi wystarczy. Jak dla mnie to tych misji mogłoby w ogóle nie być – bossowie rządzą!

Ja przechodziłem Cupheada w co-opie. Frajda wtedy na pewno większa, a może nawet poziom trudności. Gdy gra się samemu, na ekranie siłą rzeczy mniej się dzieje i panuje mniejszy chaos. Za to grając z kumplem, prawie zawsze możesz liczyć na to, że cię odratuje, kiedy pasek zdrowia pokaże okrągłe 0.

Tak czy inaczej, ciężko mi Cupheada nie polecić. Owszem, jest trudny, ale nie absurdalnie trudny. Będziesz ginąć raz za razem, lecz będziesz chciał dalej próbować. A nawet jeśli nie będziesz chciał, obejrzyj parę starć z bossami dla samej jakości oprawy audiowizualnej, która w przypadku Cupheada nie zestarzeje się nigdy.

Edytowano przez Przemyslav

0 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Brak komentarzy do wyświetlenia.

Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.


×
×
  • Utwórz nowe...