Pośród mechów i paproci, czyli Titanfall 2
Nie lubię mechów, dlatego miałem przeczucie, że Titanfall może nie trafić w moje gusta. Jedynkę pominąłem, ale z uwagi na singla dołożonego w dwójce postanowiłem się przemóc i wskoczyłem do zaskakująco interesującego świata s.f.
Całkiem dobra kampania co chwilę przypominała mi inną grę. Na początku Crysisa, potem Call od Duty Infinite Warfare, jeszcze później Somę i inne mroczne s.f., a gdy dostałem w swoje śliskie od potu i innych wydzielin łapska urządzenie do zabaw z czasem, nagle skojarzyło mi się to wszystko z Prince of Persia Warrior Within. W Titanfallu też dużo biegamy po ścianach, skaczemy i przełączamy się w locie pomiędzy ponurym tu i teraz, a tętniącym życiem tam i wtedy. Wybuchowe zakończenie w sam raz pobudza zainteresowanie na myśl o Titanfallu 3 czy innym Apexie. Do tego dochodzą akcenty humorystyczne, zwłaszcza w rozmowach z tytanem, niezłe strzelanie, dużo róznych gadżetów i broni, zróżnicowana rozgrywka, ładna grafika i w miarę intrygująca fabuła. Aż nachodzi ochota poczytać, czy obejrzeć coś w klimatach science fiction.
Multi natomiast już tak zaskakująco dobre nie jest. Początkowo nie mogłem się odnaleźć w tym całym chaosie. Zdecydowanie wolę klasyczne deatchmatche, dlatego rzadko zasiadałem za sterami powolnego tytana. Niestety pod koniec rundy wszyscy praktycznie siedzą w mechach i nie ma do kogo strzelać. Pozostaje tylko biegać pomiędzy gigantami próbując nie zginąć. Nie załapałem do końca bakcyla, bo i dużo nie grałem. W każdym razie fanem nawalania się tytanów po czerepach nie jestem, futurystyczne mapy też mnie do końca nie przekonały.
Końcowa ocena 8/10.
Źle nie było. Kampania interesująca, za to multi takie sobie i ciężko się wciągnąć na dłużej. Mimo wszystko naprawdę warto, zwłaszcza jeśli jest się fanem dużych robotów.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia.