Skocz do zawartości
  • wpisy
    105
  • komentarzy
    105
  • wyświetleń
    20506

MGSV - gra, której nie dostaliśmy


Przemyslav

476 wyświetleń

Choć Metal Gear Solid V, oczywiście, dostaliśmy, jego końcowy wygląd znacząco odbiegł od tego, co prezentowały nam zwiastuny. Mimo że Hideo Kojima znany jest z robienia swoich fanów w balona, to raczej nie on stał za wszystkimi zmianami.

 

 

Standing on the edge of the crater

 

MGSV to skradankowy mesjasz i gra, na którą czekali nie tylko fani serii, ale po prostu… wszyscy fani skradanek. Po niecałych trzydziestu latach seria wciąż przyciągała nowych fanów. Tymczasem zdenerwowała wielu starych.

Od Peace Walkera formuła Tactical Espionage Action zmieniła się na Tactical Espionage Operations. Zmiana zabawy na miks skradania, strzelania i zarządzania bazą wyszła serii na dobre. Po prawdzie The Phantom Pain to taka rozszerzona wersja Peace Walkera. Bardzo nawet. Co mogło pójść nie tak?

Kojima lubi szlifować swoje gry w nieskończoność. W końcu Konami ustanowiło nieprzesuwalny termin wydania MGSV. Na tyle rychły, że gra ukazała się na rynku niedokończona. Tyle że… większość i tak tego nie zauważyła.

The Phantom Pain to świetna gra. Już nie jesteś samotnym wilkiem, infiltrującym jedną bazę. Jesteś samotnym wilkiem, infiltrującym jakieś trzydzieści baz, zbierając w międzyczasie swoją własną armię ze wszystkim, co ci potrzeba – czołgi, śmigłowce, nawet broń jądrowa. Tutaj to ty wydajesz rozkazy, nie na odwrót, a zbieranie kaset z muzyką umożliwiało nawet poranny jogging z psem, słuchając Only Time Will Tell albo Kids in America. Jedyne w swoim rodzaju!

Finalna wersja gry obraca się wokół rozgrywki i otwartego świata, w przeciwieństwie do poprzednich części, w których to historia była zawsze na pierwszym planie. Niektórym to przeszkadzało, niektórym nie, ja akurat należę do tych drugich. Większość serii gier albo stawia na mocną rozgrywkę, albo mocną historię. Seria Metal Gear Solid stawiała na oba – można się zdziwić, jak przebogatą rozgrywkę da się zmieścić w niecałych, ja wiem, czterech, pięciu, godzin czystej gry (bez oglądania).

 

 

 

 

Like the prophets once said

 

Ostatnia część Metal Geara (Survive nie istnieje) postawiła na więcej rozgrywki, niestety kosztem historii, która zostawia jednak więcej pytań, zamiast być „brakującym ogniwem, które dopełnia serię”. Razem z opowieścią o zemście, mieliśmy dostać historię w stylu Scarface – zobaczyć na własne oczy upadek moralny Big Bossa i jego powolne przeistaczanie się w szaleńca grożącego atomówkami. W końcu był on głównym przeciwnikiem Solid Snake’a, i to dwukrotnie, w Metal Gear 1 i 2 – pierwszych odsłonach cyklu, wydanych pierwotnie tylko w Japonii na komputery MSX2. Tymczasem w MGS3, Peace Walkerze, a nawet w Ground Zeroes, Bis Boss dalej był fajnym gościem, choć nie zawsze robił same dobre rzeczy. W The Phantom Pain jest jednak odrobinę… małomówny. I niewiele ponadto.

Spoiler

Już pomijając to, że w całej grze pojawia się tylko na kilka chwil, a my mamy kontrolę nad jego (kolejnym…) klonem.

Po tych pierwotnych założeniach pozostało jednak sporo rzeczy – system demona oraz kilka dialogów o złych konsekwencjach podjętych przez nas (a raczej wymuszonych w misjach fabularnych, gracz nie ma na nie wpływu) decyzji. Największy ładunek emocjonalny ma pamiętna misja 43, w której trzeba było powstrzymać rozprzestrzenianie się pasożyta w Mother Base. W dosyć… gwałtowny sposób. I tyle.

 

 

 

 

And the ashes are all cold now

 

Tak całkiem poważnie: zwiastuny MGSV nie dość, że zawierają jakąś połowę cut-scenek z gry, to wywołują więcej emocji, niż poczujemy w całej grze. Historia, którą dostaliśmy, choć i tak całkiem niezła, jest rozmemłana przez długie i dużo misji głównych, które czasem nie wnoszą do fabuły kompletnie niczego. Ponadto mamy całą masę powtarzalnych zadań pobocznych, z których większość nie wyróżnia się żadną historią, tylko opatrzone są kolejnymi numerkami, np. „Ocal zakładnika 1, 2… 16”. Ileż tych zakładników można w kółko i w kółko ratować?

Poza tym, w grze w zasadzie nie ma walk z bossami. Są dwie „legalne”, których nie sposób ominąć, i może jeszcze ze dwie. Jak pamiętam każdego bossa z poprzednich „numerowanych” części, tak tutaj ciężko mi ich sobie przypomnieć. A tak na marginesie, to w miarę kompletne przejście gry (z odkryciem trzech możliwych zakończeń i w miarę porządnie rozwiniętą bazą) zajęło mi jakieś 100 godzin.

W The Phantom Pain znalazł się jedynie ułamek ogromnego dziedzictwa serii. Potwornie mało tu nawiązań do przebogatej historii serii i samego Big Bossa, co bez wątpienia zasmuciło wiernych fanów. MGSV nie musi jednak przypominać, że jest Metal Gearem – „transportowanie” żołnierzy (a także kontenerów i zwierząt) za pomocą balonów jest tak samo satysfakcjonujące za pierwszym, jak za trzysta pierwszym razem.

Największym grzechem MGSV jest jednak brak możliwości ponownego obejrzenia cut-scenek, które w przeciwieństwie do poprzednich części są strasznie krótkie, ale za to wspaniale wyreżyserowane. W ogóle cała gra (cała seria!) ma ogromny potencjał serialowy i z niecierpliwością wypatruję JAKICHKOLWIEK informacji na temat powstającego już filmu.

 

 

 

 

No more bullets and the embers are dead

 

Ale trudno, dostaliśmy to co dostaliśmy. Jaki z tego wniosek? Że Hideo Kojima, nawet gdy mu coś nie wychodzi, potrafi to przemienić w złoto. Ogrom świata, uzbrojenia, rozbudowywania bazy, sprzętu, misji oraz dowolność taktyki z początku przytłacza. Trochę czasu zajęło mi oswojenie się z bardzo rozbudowanym (jak na pada) sterowaniem. Jeszcze więcej czasu zajęło mi opanowanie rozgrywki na tyle, by nie ścigało mnie pół Afganistanu, gdy ktoś zauważy kartonowe pudło z nogami. The Phantom Pain jest genialny – to jedna z niewielu gier, która naprawdę nagradza myślenie, a nie wpadanie do bazy na pełnej kurtyzanie z ogniem i mieczem.

Niemniej szkoda, że wyszło jak wyszło.

 

…A jak by nie wyszło, życzę Wam zdrowych, udanych i wesołych Świąt! :)

 

Edytowano przez Przemyslav

0 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Brak komentarzy do wyświetlenia.

Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.


×
×
  • Utwórz nowe...