Skocz do zawartości

“Literackie” wstępy do moich sesji Wolsunga cz. 3


eliandir

434 wyświetleń

1711000446_AlistairBlackwood.thumb.jpg.116e744ffabd52b8adc9661dc9688a04.jpg

Sir Alistair Blackwood był osobą, której z całą pewnością nie można było pozwalać na siebie czekać, dlatego w dużym pośpiechu pokonywałeś kolejne kondygnacje gmachu Ministerstwa Spraw Zagranicznych Imperium. Po marmurowych schodach w górę i w dół podążały tłumy zarówno pracowników, jak i petentów wszelkiej maści. Energicznie przestąpiłeś próg biura Pana Blackwooda – jego asystentka spojrzała na Ciebie zdegustowana sponad binokli w drucianych oprawkach i rzuciła – Lord Blackwood już Pana oczekuje Panie Black. Czym prędzej przekroczyłeś próg gabinetu.

- Witaj James. – rzucił siedzący za ogromnym, rzeźbionym i zdobionym ornamentami z masy perłowej biurkiem, siwowłosy, dystyngowanie ubrany elf w podeszłym, nawet jak na przedstawiciela tej rasy wieku. – Usiądź proszę. – Jego surowy, nieznoszący sprzeciwu ton, nie pozostawiał wątpliwości, co do tego, kto na tym spotkaniu gra pierwsze skrzypce.

Kiedy bez słowa sprzeciwu usiadłeś naprzeciwko swojego rozmówcy, kładąc na kolanach niesioną ze sobą aktówkę, Alistair oderwał wreszcie wzrok od przeglądanych przez siebie dokumentów, rozparł się wygodnie w dużym fotelu z rzeźbionego drewna, na którym siedział, łokcie oparł na poręczach, a palce smukłych dłoni złączył na kształt piramidy. Przez chwilę lustrował Cię zimnym spojrzeniem swoich stalowoszarych oczu.
- Napije się Pan czegoś, Panie Black? – nutka fałszywej uprzejmości w tonie głosu elfiego arystokraty dała Ci do zrozumienia, że siedzący naprzeciw Ciebie mężczyzna przedstawicieli innych ras, a z pewnością rasy ludzkiej, traktuje zwyczajowo co najmniej protekcjonalnie.
 
***
- Zastanawiasz się pewnie, po co Cię tutaj wezwałem. – rzucił Alistair, ciągle bacznie Ci się przyglądając. – Otóż Twoja popisowa dyskusja z grafem Manfredem Pankratzem nie pozostała niezauważona. Zdobyte dzięki niej informacje pomogły uniknąć nielichego skandalu, za co Królowa i Alfheim są Ci niebywale wdzięczni.
Jednakże szkoda, żeby takie talenty w służbie JKM się marnowały, dlatego też Twoja osoba została przedstawiona jako dobry kandydat do pewnej dość delikatnej misji. – to mówiąc pochylił się w kierunku biurka i z jednej z szuflad po swojej prawej stronie wyciągnął teczkę, położył ją przed sobą i zapytał – Jesteś zainteresowany, James?
 
***
Kiedy wyraziłeś swoje zainteresowanie, elf podał Ci teczkę, a Ty sięgnąłeś po nią i otworzyłeś ją, a Twoim oczom ukazała się przyczepiona stara fotografia i wpisane w rubryce na pierwszej stronie imię i nazwisko – Juda Schultz.
- Twoją misją będzie odnaleźć tego gnoma, dowiedzieć się co knuje – on i jego ekipa, a także jeżeli się da, powstrzymać wszelkie działania, które mogłyby zaszkodzić Imperium. – w tym miejscu Blackwood przerwał i przyglądał Ci się chwilę w milczeniu – Jest jeden szkopuł. Z nieznanych nam na razie powodów sprawą zainteresował się wywiad Pontyfikału. Wysyłają do Orseaux swojego agenta – niejaką Pannę Ha Noi. Nawiążesz z nią kontakt oraz współpracę w takim zakresie jakiego będzie wymagała sprawa – oczywiście dyskretnie i w białych rękawiczkach. Masz mieć na nią oko i informować nas na bieżąco. Jakieś pytania?

***

1058046614_RichardCrowley.thumb.jpg.243058de63cb1c74db0f37e90b8f8a14.jpg

- To wszystko James. – Alistair Blackwood podniósł się z fotela tym samym sygnalizując koniec waszego spotkania. – Za kilka godzin masz pociąg do Orseaux. Pierwsza klasa oczywiście. Na miejscu zgłosisz się do naszej ambasady w dzielnicy Palais-Bourbon - Lord Richard Crowley, tamtejszy attaché będzie Twoim bezpośrednim przełożonym. Jemu będziesz zdawał wszelkie raporty. On też zorganizuje Ci zakwaterowanie na miejscu. – To mówiąc odprowadził Cię do drzwi gabinetu – Powodzenia. Królowa Tytania liczy na Ciebie. – rzucił na odchodnym.

***

219476575_PenelopeBrightburndress.jpg.e8f1fe14c52d6a85a56b169f2824483b.jpg

W półświatku zwana zazwyczaj „Czerwoną Królową” z racji zamiłowania do noszenia sukni w odcieniach czerwieni, a także niezłomnego charakteru – hrabina Penelope Brightburn na co dzień kojarzona jest jako dobrze prosperująca właścicielka licznych lokali rozrywkowych i innych nieruchomości w Lyonesse. Osoby nieco bardziej zaznajomione z ciemniejszą stroną miasta wiedzą, że Lady Brightburn z pewnością zaangażowana jest w handel czarnym lotosem, kradzionymi dziełami sztuki, stręczycielstwo i hazard. Zarówno z racji wysokiej pozycji społecznej, jak i powiązań jej męża Algernona Brightburna, ani inspektorom Alven Yardu, ani nawet agentom secret service nie udało się do dnia dzisiejszego niczego jej udowodnić. Być może dlatego, że wszyscy, którym przyszło do głowy próbować zaszkodzić jej interesom, zniknęli w tajemniczych okolicznościach albo kończyli martwi.

***
Paromobil podjeżdża na tyły lokalu „Czarna Lilia” – to największy w dzielnicy i najbardziej ekskluzywny klub muzyczny, do którego wstęp mają nieliczni i tylko za okazaniem karty członkowskiej. Głowna część lokalu często spowita jest lotosowym dymem, a zaufani goście zwykle przesiadują w prywatnych alkowach. Szofer otwiera Ci drzwi pojazdu i gestem zaprasza byś wysiadł i poszedł za nim. Prowadzi Cię do drzwi od strony zaplecza, których pilnuje potężnej budowy ogr o nieprzeniknionym wyrazie twarzy. Zamienia z nim kilka słów po czym ogr obrzuca Cię uważnym spojrzeniem, otwiera opancerzone drzwi i gestem wskazuje byś szedł za nim.
- Za mną proszę! – rzuca zdawkowo. – Szofer kłania Ci się uprzejmie i rusza w kierunku pojazdu. Zbierasz w sobie całą odwagę i ruszasz za ochroniarzem. Ogr prowadzi Cię przez zaplecze klubu, gdzie uwija się służba, kelnerki, tancerki, kucharze, muzycy i cała reszta obsady, która służy do zapewniania klienteli wszelkich wygód i rozrywki. Prowadzi Cię na wyższe kondygnacje Czarnej Lilii, gdzie jest ciszej i mniej tłoczno. Przed schodami na kolejne piętro stoi dwóch orkowych ochroniarzy ubranych w gustowne czarne smokingi, w rękach trzymają wypolerowane automaty z bębnowymi magazynkami, a do pasa przytroczone mają orientalnie wyglądające miecze. Ewidentnie pochodzą gdzieś z dalekiego Sunniru. Zatrzymują was i jeden z nich z pomocą dziwnego urządzenia – metalowej, płaskiej skrzynki z mnóstwem pokręteł, wielkości przeciętnej książki zakończonej poskręcaną antenką i niewielką tubą głośnikową z boku, zaczął przesuwać nim wokół Ciebie. Ewidentnie to jakiś technomagiczny skaner, być może wykrywacz broni lub żelaznych/stalowych przedmiotów.
Po przeszukaniu ochroniarze puszczają was dalej, wchodzicie po schodach na ostatnie piętro lokalu, gdzie szeroki, gustownie urządzony korytarz prowadzi do dwuskrzydłowych, solidnych drewnianych drzwi, po bokach których stoi kolejnych dwóch ochroniarzy. Ogr podchodzi do drzwi, otwiera je i gestem zaprasza Cię do środka. Przekraczasz próg i drzwi zamykają się za Tobą bezszelestnie.
Znajdujesz się w obszernym o ile nie olbrzymim gabinecie, urządzonym gustownie i z przepychem. Marmurowa podłoga wyścielana miękkimi dywanami, meble z inkrustowanego drewna, mnóstwo obrazów na ścianach, ornamentów, dzieł sztuki na podestach, do tego mnóstwo kolorowych roślin. Spod sufitu zwisają kryształowe żyrandole rozświetlane energią maniczną. Naprzeciw Ciebie po drugiej stronie pomieszczenia większą część ściany stanowi olbrzymia witryna z widokiem na resztę „Czarnej Lilii” – prawdziwe centrum dowodzenia.
- Witaj James, ile to już minęło? – stojąca przy witrynie, tyłem do Ciebie, wysoka postać elfiej arystokratki oderwała wzrok od widoku roztaczającego się na zewnątrz gabinetu i powoli zwróciła się w Twoją stronę. Chwilę ciszy przerwał szelest jej olśniewającej sukni o barwie głębokiej czerwieni. W tym momencie przypomniałeś sobie, jak piękną kobietą była Penelope, piękną i śmiertelnie niebezpieczną. Podeszła do Ciebie na tyle blisko by owiała Cię aura jej delikatnych perfum o słodkawym zapachu – długie blond włosy swobodnie spływały na alabastrową skórę ramion, oczy barwy opali lustrowały Cię uważnie, a przyozdobione krwistoczerwonej barwy pomadką usta układały się w lekko ironicznym półuśmiechu. W palcach dłoni ubranej w długie, sięgające za łokieć rękawiczki, również czerwonej, jak suknia, trzymała kieliszek wybornego Chardonnay – jej ulubionego.
- Napijesz się czegoś James? – zapytała wyczekująco.

0 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Brak komentarzy do wyświetlenia.

Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...