przemyślenia Spotkanie trzeciego stopnia z fantastyką
Przez wiele lat chciałem wybrać się na konwent fanów fantastyki i w tym roku, w końcu, mi się udało. Wprawdzie byłem tylko w niedzielę, ale mogłem wyrobić swoje zdanie na ten temat.
Bowiem, choć „Falkon” - bo na ten konwent się wybrałem - odbywa się w Lublinie (czyli w moim mieście ) od 2000 roku to jakoś zawsze „coś” mi wypadało... Tym razem jednak kupiłem bilet z wyprzedzeniem i nie było już mowy o wykrętach . Do tego wybierałem się ze znającym ten konwent znajomym, więc miałem przewodnika .
I muszę przyznać, że trochę żałuję, że byłem tylko na jednym dniu. Ale i tak widziałem tłumy zwiedzających, wystawców oraz sporo przebranych osób. Co do tych ostatnich to wielu z tych postaci nie rozpoznawałem, ale widziałem Jokera, szturmowców, Obi-Wana, Spider-Manów, ratowników medycznych [skreślić] i innych barwnych postaci. Oczywiście, znalazło się też parę osób z zawieszkami typu „Free Hugs”, ale albo byli to mężczyźni, albo miałem wrażenie, że gdzieś w pobliżu kręci się prokurator (i to bynajmniej nie przebieraniec). Generalnie jednak było wesoło i kolorowo.
Jeśli chodzi o stronę organizacyjną to można było pójść na oddzielną halę i albo wziąć udział w sesji RPG, albo zagrać ze znajomymi. Konwent to także spotkania m.in. z autorami fantasy (jakby Was to interesowało to ich pełna lista jest dostępna tu). Niestety w tym roku mnie to ominęło, ale nie oszukujmy się – spędziłem na „Falkonie” jakieś 2-3 godziny .
Naturalnie, chętni mogli kupić niemal każdy gadżet związany z którymś z uniwersów – od anime (pluszowy Zen-Oh!) do seriali (m.in. Gra o Tron). Choć, z czego dość szybko zdałem sobie sprawę, świat Warcrafta praktycznie nie istniał. Widziałem może ze trzy kubki i jakieś koszulki i tyle. Oczywiście, ceny były miejscami zaporowe (6 (słownie: sześć!) złotych za małą kostkę do gry? I to zwyczajną, sześciościenną? Sporo! ), ale takie prawo konwentów (i cen na nich), więc rozumiem i się nie czepiam .
Naturalnie, musiałem kupić sobie jakąś pamiątkę. Sęk w tym, że nie mogłem znaleźć nic dla siebie. Znajomy kupił tego sporo, a mi zależało na czymś... nietypowym. I tym sposobem pierwszy raz w życiu postanowiłem kupić loot-boksa! Co lepsze – realnego, namacalnego. Ale z którego świata? Po dłuższym namyśle zapłaciłem 60 zł za torbę z rzeczami związanymi z Dragon Ballem. Jeszcze na miejscu otworzyłem i muszę przyznać, że choć nie były to najlepiej wydane pieniądze w moim życiu to i nie było najgorzej. Oto, co znalazłem w środku:
I. Podkładkę pod mysz (jeszcze nie rozpakowana; wybaczcie jakość, zdjęcie wykonane przeze mnie );
II. Magnes na lodówkę z Goku SSJ Blue;
III. Przypinkę z Goku Autonomous Ultra Instinct;
IV. Dwie podkładki pod piwo, obie z Goku – na jednej w formie SSJ God, a na drugiej zbierającym energię dla Spirit Bomb w Sadze Buu;
V. Kubek z fanartem – od lewej: „dorosły” Dende, stary Krillin w stroju Master Roshi’ego, dorosły Goten (?), Gohan, duża Pan w pomarańczowym gi, dziwnie ubrany Goku (z ogonem), równie dziwnie ubrany Vegeta (też z ogonem), dorosły Trunks w zielonym gi (przypomina jego strój z Sagi Buu), Bulla albo młoda Bulma oraz dorosły Uub w pomarańczowym gi... (na konwencie widziałem podobny za 30 zł);
VI. Pluszowa zawieszka z Shenronem owiniętym wokół czterogwiezdnej Smoczej Kuli (na ebay za jakieś 42 zł).
I tak naprawdę tylko ten ostatni przedmiot mi się przydał jako ozdoba na żyrandol (no, chyba, że stłukę swój obecny kubek ;)). Jednakże, co widzicie po cenie dwóch ostatnich przedmiotów z zestawienia, wyszedłem na plus, zatem nie narzekam :). Przynajmniej, łaska Zen-Oh, nie dostałem poszewki na poduszkę .
Podsumowując, było warto się wybrać i z całą pewnością będę chciał ponownie wziąć udział w „Falkonie” w przyszłym roku.
A jakie są Wasze przemyślenia na temat konwentów? I czy bywacie/bywaliście na takich (sporo z Was pewnie tak )?
3 komentarze
Rekomendowane komentarze