Granie w grę zwaną życiem
Pierwszy raz w końcu piszę treść już na bloga.
Każdego kto zaglądał tu co jakiś czas ciekaw, czy olałem temat albo rozjechał mnie kombajn, przepraszam szczerze i z głębi człowieka.
Dopadło mnie życie.
Kiedy ma się te 15 lat i zarywa wieczór żeby zrobić 15ste podejście do panther bossa w Zul Gurub (wow vanilla), po to żeby zaraz potem maltretować betę league of legends, albo szczelać headszoty w modern warfarze, czy innym Battlefieldzie, nie myśli się że tak nie będzie zawsze.
Ja taki stan zawieszenia w wirtualnym świecie przedłużałem ile mogłem, udało się przez całe liceum, udało się przez studia, a nawet trochę po nich/w trakcie, przy zupełnie dorosłej normalnej pracy i rodzinie.
Kiedyś jednak życie cię dogania i pojawiają się komplikacje których nawet byś sobie nie wyobraził. Miałem ostatnio mocno cięższe 3 tygodnie. Kto by pomyślał, że jak dziecko ząbkuje, to po prostu nie śpi i wymaga 100% uwagi. Nie takie figuratywne 100/100, a absolutnie faktyczne, wystarczy odwrócić twarz w stronę telefonu żeby zerknąć na przychodzącego maila i masz zorganizowane kolejne 20 minut na uspokajaniu i gaszeniu rozpłakanego pożaru. Fak, dziecko to potrafi naprawdę być gra na poziomie hardkor. Jak pierwsze call of duty, w którym przechodzenie na najwyższym poziomie np Stalingradu polegało na loadowaniu i zapamiętywaniu raz za razem z którego kierunku dostałeś w garnek.
Tu jest to samo, cały dzień pełny fokus, zabawianie, podrzucanie, a wszystko żeby istocie nie było gorzej. To zresztą wpływa zupełnie zabawnie na granie.
Myślałby kto, w końcu przecież kurna pójdzie spać, a wtedy konsola/piecyk i jazda na zasłużony odpoczynek. Dwa apendiksy, 1. Dziad ściemnia i przestaje spać jak przestajesz bujać (+hałas) więc nawet laptop na kolanach odpada 2. Światło świeci, tak samo jak błyszczące w ciemności oczy gremlina ktory...nie śpi!
Tak więc moje ambicje pisania i grania były ostatnio mocno stłumione. Za wyskrobanie posta brałem się chyba z 10 razy i po przeczytaniu kilku linijek stwierdziłem że takiej tortury-lektury sam w życiu bym nie chciał musieć znosić. Więc odpuściłem, w zamian znalazłem sobie kilka rzeczy do robienia na telefonie z wygaszonym ekranem na maksa.
Pierwszym, co szczerze polecam to zmobilizowana gamedev tycoon, która ma swoje uproszczenia, ale trzyma poziom jeśli chodzi o gwarantowanie rozrywki, kiedy półleżysz, jedną nogą ruszając bujak, a drugą opierając gdzieś w powietrzu o ścianę żeby nie zdrętwieć.
Drugim było odkrycie w postaci underlords, valvowskiego autochess. O 3 rano gra się świetnie z Rosjanami tutaj mam takie spostrzeżenie, z którym nie wiem czy ktoś się zgodzi lub będzie chciał dyskutować- underlords jest fajniejsze od dużo lepiej rozpromowanego teamfight tactics lol-a. Itemizacja jest mniej frustrująca, a kompletowanie bonusów o niebo bardziej przejrzyste. No, i można grać na telefonie kiedy pętak w półśnie przegryza ci pasek od spodni, albo piłuje dziąsłami szczebelki łóżka.
2 komentarze
Rekomendowane komentarze