Skocz do zawartości

Unmade - wspominki

  • wpisy
    11
  • komentarze
    2
  • wyświetleń
    676

Deus ex machina


Unmade

275 wyświetleń

Moim problemem z pisaniem tych tutaj memuarów jest taki, że są okresy o których potwornie chcę napisać, ale zupełnie wypadają z chronologii. Są dużo później, kilka już było, inne trudno mi umiejscowić w czasie... Postaram się to lepiej uporządkować, a tymczasem zwalczam w sobie pośpiech i chęć przelecenia po łebkach połowy historii, bo przecież nie o to chodzi:)

Pamiętam, że ten pierwszy komputer który dostałem, prawdziwy pecet, miał pentiuma 3 na pokładzie i pamiętną (bardziej za markę) kartę Voodoo 5 5500. Później, z czasem robiłem nieustanne upgrade'y tego sprzętu, a dyski twarde o pojemności 16 (a może 32?) gb z komputerów mojego i brata chyba jeszcze gdzieś mam. To na nim ogrywałem te wymienione wcześniej zaległości. 

Fun fact- mój brat miał dokładnie identyczny komputer, a ojciec miał trzeci, trochę słabszy, którego nie wolno nam było używać do czegokolwiek.

Pamiętam, że to były czasy absolutnej rewolucji hormonalnej. Był rok 2001 (chyba), ja siedziałem w I gimnazjum i  zmieniło mi się wszystko, gust do gier, gust muzyczny, gust kulinarny... Zacząłem się interesować dziewczynami i nieakceptowalnie kompromitować się przed nimi. Miałem swoją skrytą miłość, co przy dosyć mało licznej klasie było tajemnicą Poliszynela. Ja w ogóle dosyć późno łapałem różne takie rzeczy. Dużo dowcipów kolegów z 5,6 klasy dochodziło do mnie dopiero wtedy i w zasadzie każdą rzecz, od wspomnianych żartów, przez zasady jakimi rządzi się spalony w piłce nożnej po życie uczuciowe właśnie docierały z potężnym lagiem, koło tej I gim.

Co do samych podbojów, jak jakiś idiota obrałem sobie za cel najładniejszą (choć zdecydowanie nie najmądrzejszą, o czym przekonałem się...10 lat później) dziewczynę spośród 3 roczników które miałem w zasięgu. Nie dość, że jako niecierpiący słońca wampir wyglądałem jak wyglądałem, to do tego przy wrodzonej fajtłapowatości próbowałem sił na zajęciach z tańca grupowego, żeby się jej jakoś przypodobać. Efekt możecie sobie wyobrazić, do tej pory potrafię się na wspomnienie obudzić zlany zimnym potem. Sytuacji nie poprawił brat na którego w pewnych kwestiach zawsze mogłem liczyć. Otóż, jak to nieraz w rodzeństwie bywa, nie byliśmy wobec siebie przesadnie wstydliwi. To pozwoliło mu na niezwykle wnikliwą obserwację dotyczącą mojego dojrzewania, w szczególności włosów, które zaczęły pojawiać się gdzieniegdzie. Eh. Cała szkoła wiedziała. Wychowawczyni, dyrektorka, nauczycielka od matmy. Wszyscy kumple z klasy, dziewczyna z którą siedziałem w ławce. No i skryta miłość.

W związku z tak potwornym blamażem, który zesłał na mnie armageddon ponurych myśli, uciekłem do moich świeżo poznanych i intensywnie eksplorowanych Hybrid Theory linkin parku i Toxicity od SOAD. Był mrok, było zło (prawie satanistyczny metal, jak wtedy myślałem), brakowało może żyletek albo odwagi do nich. Jak ulał pasowało do tego zatopić się w kilka cudownych światów, które miał do zaoferowania komputer. jedną z nich był pierwszy DEUS EX.

To była gra, którą sprzedał mi podczas wakacji dobry przyjaciel z dzieciństwa, który przynajmniej ostatnio kiedy się widzieliśmy jako jeden z niewielu dalej był aktywnym graczem. W trakcie tych wakacji było dużo siedzenia po jakichś gankach, murkach i innych pomostach i niezwykle mądrego dyskutowania o grach, takich jak deus ex właśnie, choć na wokandzie znalazło się też tylko lizane wcześniej diablo, pierwszy Hitman 47, american mcgee's Alice, czy Clive Barker's Undying. Myślę że kilka słów o każdej z nich znajdzie tu drogę, ale zacznę od wiekopomnego RPG sci fi. Bo mam taki klimat, no i rzecz jest całkiem na czasie z racji Cyberpunka.

Tak więc teoretyczne przygotowanie miałem dobre, kolega opowiedział mi sporo o mechanice, o możliwościach rozwoju postaci i realiach świata. Wiedziałem że jest przyszłość, są korporacje, implanty poprawiające różnego rodzaju zdolności i bronie, od cichych po bazooki (jak się wtedy mówiło na dowolną rakietnicę). Nie przygotował mnie za to na odmóżdżający ogrom możliwych do podjęcia decyzji i kierunków rozwoju scenariusza. Na to, że bez mała każdą jedną czynność mogę zrobić na więcej niż jeden sposób, każdy cel osiągnąć kilkoma skrajnie różnymi metodami. Wytłuc wszystkich w bazie? Jasne. Strzałkami? Rakietnicą? konwencjonalną bronią palną? A może olać temat, przekraść się, zhackować komputer, wyjść po angielsku i jechać dalej. 

Pierwszy większy twist fabularny, gdzie napotykało się brata którego można było albo wsypać albo zostawić był dla mnie porażający. Nie dlatego ,że wybór był jakoś moralnie trudny, ale dlatego że po przejściu w konkretny sposób i poradzeniu sobie z konsekwencjami z ciekawości wczytałem sejwa sprzed. Zrobiłem inaczej i.... okazało się że mam inną grę przed sobą. Inne questy, inne cele. ocb? Wait, isnt this illegal? 

Ogrywałem deus eksa dobrych kilka razy, z czego 2 na pewno dobrnąłem do jednego z zakończeń. Inne próbowałem później obejrzeć na youtubie, ale okazało się że przynajmniej w części wypadków trzeba było śledzić historię trochę dłużej żeby zakończenie było uczciwie zrozumiałe. To był absolutny majstersztyk, szczególnie biorąc pod uwagę nieprzyjazny sposób narracji. Widok z pierwszej osoby bardzo utrudnia tego typu zabiegi, bo wymusza wykreowanie dużo więcej dodatkowego contentu, niż dajmy na to widok z góry w klasycznych cRPG. Mniej możliwości recyklingu assetów, modeli, questów i tak dalej, po prostu większe wyzwanie. Gra nie była piękna, nawet w dniu premiery miała sporo gier, dla których nie była specjalnie konkurencyjna pod względem grafiki, co nie zmieniało faktu, że oprawa była konsekwentna i pozwalała się wczuć. W dodatku cała ta elektroniczna epopeja miała świetny soundtrack. Serio, muzyka dawała radę.

Najgorsze że naprawdę podle się zestarzała. Robiłem kilka podejść żeby wrócić do niej w ostatnich 5 latach. Nie mogę. Zabijcie, po prostu nie mogę, przy całym moim szacunku dla twórców i tego jaki kawał dobrej roboty odwalili nie potrafię się zmusić żeby patrzeć na te kanciaki, wszystkie wyglądające jak ten typek w okularach z half life'a (pierwszego, żeby nie było).

Dlatego odpalam sobie soundtrack. I myślę sobie, że miałem szczęście być w tym wieku w tamtym momencie, kiedy ta gra się pojawiła. Tak jak z kilkoma innymi tytułami, miałem szansę ją poznać bez spoilerów, bez naleciałości późniejszego "parówkowania" gier. Z wczuciem, z taką energią jaką mieli na myśli autorzy. Mogłem ją przeżyć i zapamiętać sobie ten klimat i te uczucia. Jeśli miałbym to do czegoś porównać, to do bycia kimś kto przeczytał całego władcę pierścieni, albo tolkiena przed tym jak wszystkie bez wyjątku kopie szlag trafił. Mogę opowiedzieć historię tak dokładnie jak się da, ale klimat jest nieopowiadalny.

0 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Brak komentarzy do wyświetlenia.

Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...