Skocz do zawartości

Mama

  • wpisy
    30
  • komentarzy
    45
  • wyświetleń
    6407

Oświęcim w Oczach SS- Kremer


LukasAlexander

441 wyświetleń

     Oświęcim w Oczach SS

     Tytułowa publikacja wpadła mi w ręce przypadkiem- w naszym domu kultury ktoś zrobił sobie z niej podstawkę pod regał. Kim bym był, gdybym pozostawił tam książkę na okładce której widnieją dwie, bardzo wymowne "błyskawice"? 300-stronicowy tomik wydany został przez Państwowe Muzeum Oświęcimskie w 1976 roku. Na pierwszej stronie znajdujemy nazwiska "autorów": Höss, Broad i Kremer. Celowo posłużyłem się tym terminem, ponieważ całość to nic innego niż odpowiednio zredagowane zapiski wspomnianych SS-manów. Pierwszy był komendantem KL Auschwitz, drugi członkiem Politische Abteilung (odpowiednik Gestapo) a ostatni to lekarz obozowy.

Höss i Broad spisali swoje wspomnienia w więzieniu- można by rzec, dla potomnych. Kremer prowadził pamiętnik "na bieżąco", przez co materiał był bardziej wiarygodny z punktu widzenia komisji śledczej. Wszyscy trzej starali się podczas procesu usprawiedliwiać i negować swoje czyny na różne sposoby. Komendant twierdził np. że ostatecznie nie miał wpływu na to jak wartownicy traktują swoje ofiary. Jego zadaniem było pilnowanie aby "machina" pracowała tak jak powinna. Obóz Śmierci został w jego mniemaniu zrównany z fabryką, którą miał zaszczyt prowadzić. Uważał się wręcz za jednego z architektów dziejowych wydarzeń.

Broad jako szeregowy żołnierz nie mógł tłumaczyć się w podobny sposób. Brał bezpośredni udział w ludobójstwie rozgrywającym się za drutami kompleksu. W swoich wspomnieniach zawarł bardzo wiele szczegółów z tamtych dni. Co zatem zrobił, że udało mu się uniknąć egzekucji? Może się to wydawać absurdalne, ale zwyczajnie o sobie nie wspominał. W trakcie procesu nie udowodniono mu niczego, poza samą obecnością w miejscach gdzie dokonywano zbrodni. W świetle braku dowodów został po pewnym czasie wypuszczony n wolność.

KREMER

Dr33tQiX0AA0hIK.jpg

     Kremer to postać trochę bardziej skomplikowana. Od młodości związany z nauką i środowiskiem uniwersyteckim. Posiadał tytuły doktora w dziedzinie medycyny i filozofii. Formalnie należał do intelektualnej elity III Rzeszy, i jako jeden z pierwszych docentów Münsteru otrzymał partyjną legitymację NSDAP. Do SS dołączył w roku 1935 i należał do grupy najstarszych przedstawicieli tej formacji pełniących służbę w kompleksie oświęcimskim. Jako lekarz obozowy przebywał tam zaledwie przez trzy miesiące 1942 roku (wrzesień-listopad), i na postawie tego został w PRL'u skazany na karę śmierci (1947). Z racji podeszłego (60 lat) wieku został osadzony w więzieniu na całą, kolejną dekadę. Podobnie jak wielu swoich "kolegów po fachu" wykazywał się wzorowym zachowaniem i po wyjściu na wolność udał się do RFN aby odgrywać "męczennika niemieckiej sprawy". W związku z powyższym, ponownie zasiadł na ławie oskarżonych i otrzymał wyrok w wysokości 10 lat pozb. wolności, z uwzględnieniem kary odbywanej w naszym kraju. Tym razem nasz "bohater" więzienia uniknął, ale władze uniwersyteckie postanowiły odebrać mu tytuły naukowe. Zmarł w latach sześćdziesiątych.

Znamy już jego historię. Co więcej mogą powiedzieć pamiętniki? Kilkadziesiąt stron zapisków ilustruje nam Kremera jako nazistę i ekscentrycznego inteligenta. Niby nic niezwykłego, ale diabeł tkwi w szczegółach. Johann podobnie jak wielu ówczesnych naukowców zajmował się zagadnieniem dziedziczności. Przez długi czas badał możliwość przekazywania potomstwu urazów ciała doznanych przez rodziców. W środowisku uniwersyteckim nie był popularny z tego powodu. Koledzy po fachu uznali, że postawiona przez niego teza jest absurdalna i kiedy tylko mogli, wyrażali w tej kwestii niepochlebne opinie. Kremer starał się w tamtym okresie o posadę wykładowcy w Münsterze i wielokrotnie wspominał, że zawiązał się przeciw niemu spisek- istna pajęczyna intryg. Ktoś postawił sobie za cel zanegować dzieło jego życia.

Czym w rzeczywistości była jego praca? Nosiła tytuł "Godny uwagi przyczynek w sprawie dziedziczenia okaleczeń" i traktowała o "kotach z kikucimi ogonami". Autor próbował dowieść, że zwierzę które straciło w wypadku ogon będzie miało w przyszłości równie "niedoskonałe" potomstwo. Teza miała odnosić się również do ludzi, i faktycznie zdarzały się osoby informujące Kremera o podobnych przypadkach we własnej rodzinie. Cała sprawa osiągnęła apogeum absurdu gdy doktor wysłał do jednego z lokalnych biskupów list w którym prosił o pomoc w poszukiwaniach innych "kotów", ponieważ te badane przez niego gdzieś zaginęły razem ze swym właścicielem. 

Trzy miesiące w Auschwitz

     Wpisy dotyczące okresu od września do listopada sprawiają wrażenie czegoś wręcz nierealnego. W tym czasie Kremer pełnił funkcję lekarza obozowego i był obecny podczas kilku egzekucji. Zazwyczaj jego zadaniem było stwierdzanie zgonów lub doraźna pomoc SS-manom którzy dostali się przypadkowo pod działanie "Cyklonu-B". W oczy rzuca się skrajna znieczulica i brak empatii w stosunku do ofiar. Najpierw czytamy o wymordowaniu 1500 osób w różnym wieku. Brak jakichkolwiek negatywnych odczuć i refleksji ze strony autora. W kolejnym zdaniu, niespodziewanie, zachwyty nad pieczoną kaczką serwowaną w oficerskim kasynie. Kolejna egzekucja i wyśmienita śliwowica podana w Domu Broni SS. Trzecie ludobójstwo łączy się ze świetnym filmem, którego projekcja miała miejsce w obozowym kinie. Pobyt Kremera w KL Auschwitz wygląda dokładnie w ten sposób. Jeden, jedyny raz autor przyznaje się, że to co widzi jest obrzydliwe. Chodziło wtedy o wychudzone więźniarki prowadzone do komory. Nie fakt egzekucji, ale scena gdy wygłodzone kobiety błagają o litość każe mu stwierdzić, że znajduje się w "odbytnicy świata" (oryg.).

W czasie trwania trzymiesięcznej służby, Kremer znalazł zajęcie godne jego naukowej profesji. Postanowił studiować stan ludzkich organów w warunkach silnego, długotrwałego niedożywienia. Z wielkim zapałem dokonywał kolejnych sekcji zwłok, pobierał narządy i po wykonaniu notatek konserwował je w odpowiednich odczynnikach. Zdarzało się, że w towarzystwie kolegów-lekarzy wybierał się na teren obozu i samodzielnie wskazywał "potencjalnie wartościowe egzemplarze" spośród więźniów różnych narodowości. Po śmierci mieli oni trafiać na jego stół operacyjny.

2b43c20b91.jpg?w=750

     Co było potem? Po powrocie do domu batalia z Münsterskimi profesorami rozgorzała na nowo. Ostatecznie "nasz bohater" poniósł klęskę i musiał odstąpić od forsowania teorii własnego autorstwa. Kolejne miesiące to zmaganie się z trudami życia w bombardowanych dniem i nocą niemieckich miastach. Wielokrotnie czytamy o "podniebnych gangsterach" z USAF (US Air Force), dopuszczających się największej ze wszystkich zbrodni- niszczenia zabytkowych budowli i dzieł sztuki. 

Te wpisy są o tyle ciekawe, że pokazują inne spojrzenie na ostatnie miesiące III Rzeszy. Do ostatniej chwili propagandowa maszynka obiecywała punkt zwrotny w działaniach na froncie. W momencie gdy Alianci przedzierali się w głąb Niemiec nastąpiło załamanie wszelkich struktur państwowych. Wojskowe magazyny były masowo opróżniane z żywności i innych, podstawowych artykułów. Składy węgla przypominały zajezdnie dla chłopskich wozów. Każdy mógł nabrać czego tylko chciał w dowolnej ilości (o ile "konkurenci" mu w tym nie przeszkodzili). Kremer wielokrotnie krążył na swym rowerze pomiędzy sklepami i składami w których trwało "rozdawnictwo".

Münsterze pojawiają się amerykanie. Wyglądają dobrze- całkiem inaczej niż opisywani przez Goebbelsa "zdegenerowani niechluje zza oceanu". Realia uległy zmianie. Narzekano na przetrząsanie kolejnych domów w poszukiwaniu ukrytej broni. Wiele osób musiało zostać przeniesionych do mieszkań zastępczych, ponieważ ich lokum służyło za kwaterę dla wojsk okupacyjnych. Niemców oburzyły kradzieże i rekwizycja mimo, iż przez całą wojnę robili dokładnie to samo w innych częściach Europy. Cywile mieli świadomość skąd napływały kolejne strumienie luksusowych towarów przez ostatnie 6 lat. Doktor Kremer jako "były nazista" był zniesmaczony postacią wielu Niemek które "za garść kawy stręczą swoje córki amerykanom, a nawet nie spojrzą na kolejnych, umęczonych żołnierzy niemieckich powracających do ojczyzny po przegranej wojnie".

W tym momencie pamiętnik się kończy.

Koniec części pierwszej.

 

0 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Brak komentarzy do wyświetlenia.

Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...