Skocz do zawartości
  • wpisy
    75
  • komentarzy
    8
  • wyświetleń
    18279

...


Nicek

179 wyświetleń

?Urodzinowy prezent?. Warszawa. 7-8 sierpnia 1944.

Rodzina w komplecie. Ja, Tadek, ojciec, wujek i Zosia.

Na wieść, o tym, że matka z Kingą zostały wysłane do obozu wstrząsnęły ojcem tak bardzo, że sanitariusz musiał podać mu leki uspokajające.

Też mi było cholernie smutno. To prawda. Ale?ale nie przeżyłem tego tak bardzo, ze względu na Zosię. Byłem pewien, że cała trójka nie żyje, a tutaj okazało się, że panna Lewicka?tj. kapral Lewicka ma się całkiem dobrze.

-Najlepiej było na maturze. Pisaliśmy z ?Pana Tadeusza?.

-Czemu ?najlepiej??- spytał Tadek.

-Pisałam o tym, że szlachta potrafi się łączyć, gdy jest potrzeba. Bla-bla-bla. Gdy nagle zauważyłam, że piszę praktycznie nie na temat.

-U?Przypomina Ci to coś, Witek?- spytał brat.

-O tak. Nawet bardzo.- odparłem.

Zosiu, w Anglii miałem podobną sytuację. Z tymże ja pisałem test do szkoły oficerskiej.

Nie, nie pisałem o ?Panu Tadeuszu?. Pisałem o sposobach komunikacji niewerbalnej w wojsku polskim po 1919 roku na szczeblach pułku.

-I?

-Zaliczyłem na dopuszczający plus. Ale to pomińmy.

Dziwna rzecz. Gdy siedzisz sobie z własną siostrą i bratem na ulicy, na której kilka godzin temu była zacięta bitwa, i czujesz się niezwyciężony. Jakbyś nie bronił własnego kraju, a szykował się na ostateczny szturm na Reichstag.

Nawet wybuchające pociski nie powodują, że jesteś przerażony.

-Nie chcę wam przerywać, ale mam złą wiadomość.- odparł kapitan Lewicki, gdy do nas podszedł.

-O co chodzi wujku?- spytała Zosia.

-Ciebie to nie dotyczy. Ty masz się zameldować porucznikowi Chichnowskiemu.

A wy macie dołączyć do 1 kompanii i przygotować obronę ulicy. Niemcy są kilkaset metrów stąd.

Dzieli nas tylko parę ulic w getcie.

-Tygrysy?

-O tak. Będzie ostro. Na szczęście II zrzut powinien tutaj dotrzeć przed twoimi urodzinami. Będą Piaty, haubice. Wszystko, czego potrzebujemy.

-Tak, ale Niemcy pewnie zaatakują wcześniej.

Wujek spojrzał na zegarek.

-Jest 15. Niedługo się przekonamy. A teraz do roboty.

Tadek. Za 10 minut chcę widzieć wszystkich oficerów w sztabie. Będzie omawiany plan bitwy.

-Tak jest.

-A ty Witek lepiej idź do swojego plutonu. Teraz przyda się każda para rąk.

-------------------------

-A więc tak?-zaczął Lewicki.

Jak już wszyscy panowie oficerowie wiecie, Niemcy planują próbę odbicia Starego Miasta. Tak przynajmniej twierdzą nasi krasniji przyjaciele.

Czołgi, które na nas jadą, to skromny procent 6 pancernej dywizji SS. Walczyli już na wschodzie- wiedzą, jak zabijać. Do tego dochodzi niezidentyfikowana jednostka Wehrmachtu.

Wujek trochę się zasępił, jednak kontynuował:

-Ale do rzeczy. Bitwa prawdopodobnie rozegra się na ulicach: Nowolipki-Długa-Nalewki. I w ruinach getta.

To jest nasza szansa. Pierwsza i najmocniejsza linia obrony będzie w ruinach. Jeśli zablokujemy tam część czołgów, to Niemcy będą w pułapce. A my chyba wiemy, jak wykorzystywać pułapki, prawda?

Druga linia obrony, to barykady, które dziś zdobyliśmy. KM?y, Piaty i powstańcza broń p-pancerna.

Ostatnia linia obrony- ulica Nalewki, to nic innego, jak pozostałości z tego, co mamy.

Stamtąd nie będzie ucieczki. Ale damy sobie radę. W końcu jesteśmy I batalionem, prawda?

-Kto i co ma objąć, kapitanie?- spytał porucznik Lewicki.

-1 kompania, bo domyślam się, że o nią Ci chodzi, Tadku, zajmie pozycję na 1 linii obrony. W getcie.

Nowym dowódcą kompanii zostaje porucznik Świerczewski.

-Porucznik Świerczewski? A co z moim?

-Jest niedysponowany.- odparł kapitan.

Pozostali dowódcy mają na tablicy wszystko opisane. Wiecie, co robić. Barykady, miejsca strzeleckie dla KM?ów, pola minowe, zasieki. Mamy mało czasu, panowie. Lepiej, byśmy go wykorzystali jak najlepiej.

-Tadek.

-Tak, kapitanie?

-Chcę z tobą zamienić słówko.

Gdy wszyscy już wyszli, wujek zaczął:

-Nie chciałem tego mówić przy innych. Twój ojciec został wysłany na tyły. Na Żoliborz. Po tym, co usłyszał od Zosi, załamał się. Z początku chciałem, byś ty został nowym dowódcą kompanii, ale bałem się, że Witek tego nie przetrawi.

Wiem, że to brzmi żałośnie. Kapitan obawia się reakcji plutonowego. Ale to chodzi o?

-Więzy krwi?

-Możesz to tak nazwać. Poza tym, Świerczewski to bardzo dobry dowódca. Da sobie radę.

---------------------------------------------

Zajęliśmy się przygotowaniem naszej linii obrony. Getto. A dokładniej 2 ulice, które wychodziły z getta na Stare Miasto.

Miały kształt litery V. Przecinała je jeszcze jedna ulica, tworząc dwusieczną kąta ostrego, więc mieliśmy do obrony coś na wzór litery E. Byliśmy na samym czubku. W miejscu, gdzie krzyżowały się wszystkie 3 ulice. Jeśli Niemcy będą chcieli się przedrzeć do Starego Miasta, zrobią to, przejeżdżając gąsienicami po naszej linii obrony.

Plan był prosty, ale cholernie trudny do zrealizowania: Zatrzymać kontratak. Największym problemem był zdecydowanie brak broni do niszczenia czołgów. Mieliśmy Piaty. To fakt, jednak nie było tego za dużo. Oprócz nich, na naszej linii były jeszcze 2 KM?y: Wackowy Bren i poniemiecki Mg42 plus 1500 pocisków.

Kilka butelek z benzyną, trochę min przeciwpancernych, 2 panzerschreck'i plus 5 pocisków i kilka ?min przylepnych?- jak to mawiają Amerykanie. Niewiele, a w dodatku byliśmy najmocniejszą linią obrony. Bo tutaj zgromadziliśmy prawie cały zapas broni, która mogła powstrzymać czołgi.

To był błąd. Przynajmniej ja tak sądziłem. W przypadku nagłego rozkazu wycofania się, moglibyśmy stracić całą p-pancerną.

Wiedzieliśmy również, że zaatakuje piechota. Rosjanie informowali nas o batalionie Wehrmachtu. Nie wiem na ile można wierzyć Ruskim, jednak 300 ludzi plus czołgi, to już nie potyczka, a całkiem duża bitwa.

-Zośka. Było miło, naprawdę. A teraz spadaj na swoją linię obrony. Tutaj się nie przydasz.

-Słucham? To my się nie widzimy od kilku lat, cudem się odnajdujemy, a teraz każesz mi stąd spadać? Nieładnie, Taduś, nieładnie.

-Taduś, ona ma rację.- odpowiedziałem.

-Tutaj zaraz będzie cyrk na kółkach. Będzie gorąco, spadaj stąd.

-O! chyba, że tak stawiasz sprawę.- odparłem. Mała! Idź mi stąd. Ale już!

Siostra spojrzała na nas, jakby chciała wpruć w nas cały magazynek z jej MP-40. Jednak nie sprzeciwiała się. Objęła każdego z nas i powiedziała, że mamy na siebie uważać.

-A co mamy do roboty, oprócz uważania na swoje tyłki? Toć nie będziemy się rzucać na czołgi z bagnetami.

-No, ale mimo wszystko głupio by było, gdybyś, Witek, zginął, nie kończąc 23 lat.

-Spokojnie, do moich urodzin zostało?o cholera. To już za parę godzin.

Całkowicie zapomniałem.

-O swoich urodzinach?

-Tak.

-Dobry agent z Ciebie, nie powiem.

-Poważnie.

-Jak można zapomnieć o swoich urodzinach?

-Nie wiem, ale mi to się udało.

Wzruszyłem ramionami i pomogłem Dawidowi wnieść do jednego z budynków skrzynkę z amunicją do MG.

Wtedy ktoś krzyknął:

-Jadą!

Spojrzałem na szklankę, która była na stole w budynku. Ciesz lekko się trzęsła.

-Jadą. Faktycznie. Dawid. Właź na górę.

Podbiegłem do leju po pocisku artyleryjskiego, który pamiętał jeszcze powstanie w getcie. W środku był już Adolf, Arek i bliźniaki.

-Jak tam Witek? Jak samopoczucie?- spytał Marcin.

-Rewelacja. Jadą na nas największe czołgi na świecie, a ten pieprzy o moim samopoczuciu.- wymamrotałem, by bliźniak nie usłyszał.

Odbezpieczyłem Stena i odpiąłem kaburę pistoletu.

W oknie na 4 piętrze jednego z budynków siedział Dawid. Pokazywał gestami rąk, co na nas jedzie.

-2 Pantery i około 30 ludzi.- wybąkał Świerczewski, wpadając do naszego leju.

-Rany, zaczyna się.- stęknął Wacek, odbezpieczając Brena.

-Kolejna Pantera.- dodał porucznik, patrząc się na Madera, który cały czas stał w oknie.

Porucznik wyszedł z leju i podbiegł do bramy jednej z ulic. Wyciągnął lornetkę i zaczął wypatrywać piechoty.

Wtedy nasz snajper poinformował o 2 plutonach skręcających na południe.

-Nie nabiorą się.- odparłem. Gdyby cały batalion wpieprzył się w naszą pułapkę, byłoby po wszystkim.

-Niemcy to nie idioci.- dodał Adolf. Wiedzą, jak walczyć.

Po chwili zza zakrętu wyskoczyła pierwsza Pantera. Jechała prosto na nas.

Wokół niej było z 30 niemieckich żołnierzy.

-Ognia!- krzyknął dowódca kompanii, gdy uznał, że czołg zbliżył się na wystarczająco bliską odległość, by móc użyć granatnika Piat.

2 pociski z hukiem poleciały w kierunku Pzkw V, który natychmiast wyleciał w powietrze, zabijając co najmniej 3 niemieckich żołnierzy. Pozostali rzucili się na boki, starając się gdzieś schować.

Wtedy właśnie wybuchły materiały wybuchowe, które ukryliśmy na tej wysokości ulicy. W przeciągu 5-6 sekund z niemieckiego plutonu została niepełna drużyna, która została wykończona z broni palnej przez drugi pluton, zajmujący trochę bardziej wysuniętą pozycję od mojej.

-60 ludzi! Na północnym-zachodzie!- krzyknął Świerczewski.

3 pluton. Zmieniać pozycję. Lewicki! Bierz swój pluton i zatrzymaj tych sukinsynów!!!

-Tak jest!- wywrzeszczał porucznik.

Adolf, Witek i reszta! Za mną!

Wybiegliśmy z kryjówki i dopadliśmy do worków z piaskiem. Tam był rozstawiony MG, do którego się dorwałem.

-Witek! Strzelaj krótkimi seriami!- rozkazał brat.

-Pan porucznik prosi, pan porucznik ma!- odparłem, strzelając co parę sekund 2sekundową seryjką.

Wtedy po raz pierwszy odezwał się karabin Dawida. Strzelał z okna budynku, robiąc szwabom dziurki w czołach i gardłach.

Wymienialiśmy się ogniem, gdy ktoś rzucił w naszym kierunku granat.

Na szczęście mój dzielny brat odrzucił ?tłuczek do kartofli?, zabijając kolejnych Niemców.

-Kolejna Pantera! Pantera na środkowej ulicy!- wywrzeszczał jeden z żołnierzy z byłej drużyny Nicewicza.

Odwróciłem się i spojrzałem w tamtym kierunku. Rzeczywiście- Pantera jechała.

Ktoś wystrzelił do niej z Piata, jednak tym razem zerwana została tylko gąsienica.

Kilku ludzi z 2 plutonu podbiegło do czołgu, otworzyło właz, wrzucając granat do środka.

Nawet stąd, gdzie stałem, słychać było przerażenie niemieckiej załogi. 3 sekundy później było po wszystkim.

Na razie było dobrze. Odparliśmy pierwszą falę. Ja w końcu mogłem też trochę postrzelać z MG-42. Draństwo kopie, że głowa boli. Na szczęście miałem świetnego celowniczego. Adolf rewelacyjnie wskazywał mi cele.

-Tygrys!!! Pzkw VI- zawył Świerczewski, podbiegając do nas.

Złapał za rękę mojego brata i wykrzyczał mu prosto w twarz:

-Lewicki, 3 pluton osłania resztę kompanii. Osłonimy was przy odwrocie, zrozumiano?

-Panie poruczniku, do cholery, nie jestem głuchy. Nie musi mi pan krzyczeć do ucha.- odparł brat.

Langer, razem z bliźniakami, rzucił granat dymny w kierunku Tygrysa, który leniwie jechał w naszym kierunku. Baaaaardzo leniwie. Można by było powiedzieć, że czołg jechał od niechcenia.

Podniosłem KM i zmieniłem pozycję. Wpadłem do budynku, który przed wojną był kwiaciarnią. Ustawiłem niemiecki karabin maszynowy i zacząłem strzelać do Wehrmachtowców, którzy kulili się przy i za Tygrysem.

-Wycofujemy się! Wycofujemy się!- krzyknął w końcu Tadeusz.

Pluton zaczął się powoli wycofywać, jednak ja nadal strzelałem.

Brat wpadł do budynku i zawył:

-Witek, powaliło Cię? Wycofujemy się!

-Tak jest.- wymamrotałem, podnosząc KM.

Wybiegłem z budynku. Wtedy Tygrys wystrzelił. Dokładnie w to miejsce, gdzie byłem jeszcze chwilę temu.

-Wycofać się! Wycofać się! Do drugiej linii! Natychmiast!- krzyczał porucznik, cały czas biegnąc w kierunku Starego Miasta.

-Witek, zwariowałeś? Na cholerę taszczysz ten KM? I tak przecież zostawiliśmy amunicję przy workach z piaskiem!

Zostajesz w tyle! Wywal go w cholerę!!! Nie chcesz chyba zostać sam na sam z tym Tygrysem!?

Porzuciłem zatem karabin w ruinach budynku, mając nadzieje, że Niemcy go nie znajdą.

Z pierwszej do drugiej linii obrony było jakieś 200 metrów. Normalnie bym biegł kilka-kilkanaście sekund, jednak tym razem czułem, że przebiegłem ten dystans, bijąc wszelkie rekordy świata.

-Tygrys! Co najmniej jeden. Za nami.- zakomunikował Świerczewski mojemu wujkowi.

-Słyszę. Chyba mocno ich wkurzyliście.

Dobra robota, panowie.

-Dobra robota? Oni tu jadą, kapitanie!

-Spokojnie. W końcu musiało to nastąpić.

Kapitan spojrzał przez lornetkę na ulicę. Zaśmiał się lekko i mruknął:

-Faktycznie, gnojek jedzie.

Podbiegłem do wujka i zacząłem spanikowany wrzeszczeć:

-Co robić? Mów szybko, bo nie wyjdziemy stąd żywi!

-Witek, spokojnie. Tygrys zaraz będzie w zasięgu?

-Zasięgu czego?

-Wybuchu.

-Co?!

-Podłożyliśmy ładunki na ulicy. Nie zauważyłeś?

-Wybacz, ale 88 milimetrowa lufa jakoś nie ułatwia w skupianiu się!- odparłem.

Tygrys był coraz bliżej. Wystrzelił w kierunku barykady. Bezpośrednie trafienie w wrak samochodu zabiło kilku naszych.

Podbiegłem do jednego z żołnierzy, który przeżył. Miał poranione ręce i nogi, a z ust leciała mu krew.

-Trzymaj się chłopie. Zaraz Cię stąd wyciągnę.- odparłem, ciągnąc go w kierunku najbliższego budynku.

Tamten mamrotał coś o swoim Piacie. Mówił, że zostawił przy barykadzie granatnik.

Faktycznie, gdy odniosłem towarzysza, wróciłem do barykady i znalazłem Piata.

Wtedy usłyszałem kolejny wystrzał, ale sekundę po niej, eksplozję ładunków podłożonych na ulicy.

Paru chłopaków podniosło broń w geście zwycięstwa. Zaczęli bardzo wulgarnie komentować wybuch.

-To Tygrys z głowy.- pomyślałem, patrząc na palący się wrak czołgu.

Wtedy nadleciał kolejny pocisk, trafiając w barykadę.

-Drugi Tygrys! Od południa! Kolejny Tygrys! Dawać Piaty!!!- wywrzeszczałem, gdy tylko zauważyłem pojazd.

-Wycofać się! Wycofać się do ostatniej linii!- krzyknął wujek.

Podbiegłem do niego i spytałem:

-Wycofujesz nas? Zwariowałeś?

-Podważasz moje rozkazy? Zaraz ten sukinsyn rozbije nam cały batalion.

-Niemcy odbiją pozycję na Starym mieście!

-Nie odbiją! Zatrzymamy ich.

Tadek!

-Zgłaszam się!

-Osłaniacie odwrót!

-Znowu?! Chcesz nas wykończyć. Straciłem już 7 ludzi!

-To rozkaz! Jeśli Ci się nie podoba, to mogę przekazać dowództwo komuś innemu.

Tadek tylko pokręcił głową.

Gdy batalion zaczął się wycofywać w kierunku ostatniej linii obrony, brat podszedł do mnie i powiedział:

-Witek, cala ulica jest w ruinach a pewnie zauważyłeś, że ten Tygrys ma problemy z manewrowaniem tutaj.

-Tak, co z tego?

-Bierz Piata i za mną!

-Co ty?

-Rób to co mówię, a może dostaniesz jeszcze w tym tygodniu jakieś wysokie odznaczenie!

Nie wiedziałem, co jest gorsze: Kolejny Tygrys, który z trudem przedzierał się przez ruiny ulicy, która teraz przypominała raczej środek getta i powierzchnie księżyca, czy to, że Niemcy mogą odbić kawałek Starego miasta.

Jeśli je odbiją, to uniemożliwią nam natychmiastowy atak na niemieckie jednostki wycofujące się ze Śródmieścia, przedłużając powstanie o kilka kolejnych dni.

Poderwałem więc Piata, który należał do poranionego żołnierza. Porucznik wziął ze sobą dodatkowy pocisk i tak ruszyliśmy na podwórko kamienicy, która przylegała do ulicy.

-Gdzie idziemy?- spytałem, gdy byliśmy już całkowicie sami.

-Nie domyślasz się?

-Domyślam się, że chcesz wyjść na tyły tego Tygrysa.

Chłopak się uśmiechnął, kiwając głową.

-A wiesz, jak dojść na te tyły?

-Wituś, braciszku. Zobacz na jakiej my ulicy jesteśmy!

-No, to jest chyba Długa.

-A gdzie chodziłem do liceum?

-No, na Długą.

-A myślisz, że co ja robiłem na przerwach?

-Odpisywałeś zadania domowe?

-To też, ale chodziłem również na papierosy. A najlepsze miejsce na palenie, to podwórka kamienic, które są niedaleko szkoły.

Widzisz tamten trzepak?

-No widzę.

-Na nim wypaliłem ostatniego papierosa przed napisaniem matury z polskiego.

Zdziwiony tym wszystkim biegłem cały czas za bratem. Gdy po paru sekundach znaleźliśmy się w bramie, Tadek delikatnie się wychylił.

-Oto nasz kochaś.

Witek-jest twój.

Tygrys slalomem pokonywał ulicę. Umocnienia i zniszczenia uniemożliwiały mu jazdę na wprost.

Kucnąłem, wycelowałem i wystrzeliłem.

-Dostał!- krzyknąłem z radości.

Rzeczywiście. Tygrys dostał. Ale w gąsienice, która została zerwana.

-O cholera! Dawaj Tadek drugi pocisk! Dawaj drugi pocisk!

Brat podbiegł do mnie i zaczął przeładowywać Piata. Tygrys w tym czasie zaczął obracać lufę.

Pełny obrót lufy w Pzkw VIb wynosi 1 minutę. Łatwo więc obliczyć, że przez sekundę robi 6 stopni, co w roku ?44 było żenującym wynikiem.

Ale wtedy wydawało mi się, że lufa obraca się w rekordowym tempie.

-Jezu, ładuj to szybko!

-Ładuję, nie widzisz, że ładuję!?

Tygrysowi zostało już kilka stopni, by trafić w nas.

-Jezu, zawsze wiedziałem, że zginę przez Ciebie!!

-Cicho! Załadowane! Wal w niego!

Wycelowałem znowu. Jednak nie zdążyłem wystrzelić.

Tygrys był pierwszy. Trafił w budynek tuż obok nas. Nic nam się nie stało, jednak na chwilę zostaliśmy całkowicie przykryci dymem. Nie widziałem swoich rąk, nóg, cholernego nosa, o Tadku nie wspominając.

-Witek! Witek, żyjesz?

-Żyję! A ty?

-A jak myślisz?!

-E?faktycznie, głupie pytanie.

Gdy dym opadł, byliśmy bezpiecznie schowani w bramie. Tygrys nadal celował w naszą stronę, jednak nie strzelał- nie widział nas. Po chwili próbował ruszyć, jednak zerwana gąsienica mu to uniemożliwiła. Wtedy niemiecki dowódca otworzył właz i wystawił głowę.

-Teraz!- syknął Tadek.

Niemiec od razu nas zauważył, jednak było za późno. Ja już klęczałem z naładowanym Piatem. Wycelowałem i nacisnąłem za spust.

Pocisk z hukiem poleciał, idealnie trafiając w zad Tygrysa. Czołg eksplodował.

--------------------------------------

Nie sądziłem rok temu, a nawet tydzień temu, że na 2 godziny przed swoimi 23 urodzinami zniszczę największy i najbardziej przerażający czołg III Rzeszy. A jednak! Stało się! I przy okazji stałem się przez moment małym bohaterem batalionu.

-Normalnie powinienem Ciebie zdegradować.- stwierdził wujek.

A Ciebie, Tadek, rozstrzelać za opuszczenie plutonu w momencie wycofywania się!

Ale tego nie zrobię. Powiedzmy, że w ramach prezentu urodzinowego zapomnę o tym, co zrobiliście.

Tadek otworzył już usta, by coś powiedzieć, ale kapitan gestem ręki go powstrzymał.

-A za zniszczenie tego pieprzonego Tygrysa zostaniecie wyznaczeni do Krzyża Walecznych.

Najlepszego, Witek. Twój ojciec będzie z Ciebie dumny.

0 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Brak komentarzy do wyświetlenia.

Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...