Najgorsza gra w życiu
Prawdopodobnie każdy z nas przeszedł w swoim życiu jakąś grę. Jedne były lepsze, inne zapewne gorsze, ale pośród nich trafia się ta jedna jedyna – gra wybitna. Gra, o której nie będziemy w stanie już nigdy zapomnieć, która śnić się nam będzie po nocach oraz gra, która zadaje nam ważne pytania egzystencjalne: po kiego grzyba ktoś stworzył takie, za przeproszeniem, excrementitium oraz co nas podkusiło, aby tę grę uruchamiać, a co dopiero przechodzić…
Zanim przejdę do właściwej części wpisu, proponuję małą zabawę. Spróbuj, drogi czytelniku, zgadnąć o jaką grę chodzi, wykorzystując poniższe podpowiedzi.
Jaki jest gatunek tej gry?
Podgatunek RPG
Kto stworzył tę grę?
Duże studio na "B"
Ile części ma ta gra?
Numerowanych było trzy
Tak, wiem, że Mass Effect również tutaj pasuje, ale to nie to (i chociaż również należy mu się miejsce na podium, to pierwsze miejsce dzieli od reszty niezmierzona przepaść). Co to więc może być? Przekonajmy się więc. Reszta wpisu w spojlerze poniżej.
Diablo 3: Ciemność nad Tristram
Ukradzione z grafiki google.
Tak, proszę szanownej publiczności. Nie chodzi mi o główną grę, którą swego czasu określiłem zresztą „poprawną grą, beznadziejnym Diablo”, a o darmowy (dla posiadaczy gry) dodatek/tryb/wydarzenie.
Mimo większej ilości czasu, dwa ostatnie cykle przegapiłem. Prawdopodobnie już wtedy podświadomie czułem, co się święci. Kilka dni temu jednak zawziąłem się w sobie, zainstalowałem Diablo 3 i postanowiłem zmierzyć się ponownie ze złem drzemiącym pod Tristram. Nie wiedziałem jeszcze wtedy, że popełniłem olbrzymi błąd.
Czas przejścia dodatku to łącznie ze wszystkim (w tym szukaniem w internecie jak dostać się na obszar wydarzenia, miotaniem się po początkowych lokacjach, przełączaniem gry na właściwy tryb oraz dojściem do właściwej lokacji) całe 53 minuty.
Zacznijmy od początku. Pierwsze, co rzuciło się w oczy spragnionemu przygód fanowi Diablo, był chamski filtr z ziarnem, nałożony na ekran, mający symulować grafikę z pierwszej części gry. Zamiast tego poczułem się znowu tak, jakbym korzystał z kineskopowego monitora, tzn. moje oczy chciały wypłynąć na wierzch.
Co ja robię tu, u-uu.
Po osiągnięciu piwnicy pod starym Tristram, aż oczom swym nie mogłem uwierzyć. Jestem pewien, że w pierwszych dwóch, niedużych lokacjach gry było więcej przeciwników, niż w dwóch pierwszych częściach gry razem wziętych. Jednym, podstawowym ciosem (!) udało się wbić kombo o liczniku 43. Od razu okazało się, że tego pamiętnego wieczoru dokonałem przynajmniej jednego słusznego wyboru, wybierając do tego wyzwania mojego wypieszczonego (to brzmi źle) mnicha. Jego umiejętności pozwoliły mi pominąć większość odchodów, które napotkałem na swojej drodze. Niestety, nie wszystkie, ponieważ ścieku w tym szambie było tak dużo, że blokowało praktycznie każdą arterię prowadzącą do serca tego piekła.
To nie dzika wiksa, to paskudne delirium!
Po drodze do wyczekiwanego końca pokonałem gdzieś po drodze trzech bossów. I w sumie nie ma co więcej pisać o samej rozgrywce, poza jedną rzeczą. W pewnym pokoju miotałem się w kółko, nie mogąc znaleźć przejścia do kolejnej lokacji, po czym zorientowałem się, że to jest finalne pomieszczenie, a cały czas atakuje mnie plastuś, mający chyba być jakąś nostalgiczną podróbą oryginalnego Pana Terroru.
Walka wyglądała następująco. Mą ciężką dłoń oparłem na lewym przycisku myszy, natomiast drugą trzymałem smartfona, a moja uwaga skupiona była głównie na czytaniu maili. Warto dodać, że przez całą walkę plastuś nie trafił mojej postaci ANI RAZU, natomiast w całej grze trafiono mnie może z pięć razy na krzyż (co było bez znaczenia, mając kradzież życia na poziomie połowy swojego maksymalnego żywota).
Plastuś w natarciu!
Podsumowując, pozwolę sobie zacytować klasyka. Cała ekipa odpowiedzialna za to splunięcie w twarz swoich byłych już fanów, a przede wszystkim pomysłodawca tego całego przedsięwzięcia, powinni zostać wysłani na wakacje na morze, aby do końca życia zapierdalać na galerze.
Żart staje się rzeczywistością!
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia.