Skocz do zawartości
  • wpisy
    75
  • komentarzy
    8
  • wyświetleń
    18284

...


Nicek

179 wyświetleń

?Piknik rodzinny?. 7 sierpnia 1944. Warszawa.

Zosia przeładowała po raz kolejny swój pistolet maszynowy. Jednak zamiast strzelać w kierunku Niemców, wyciągnęła zza pasa granat trzonkowy i rzuciła go.

Nawet nie patrzyła, czy kogoś zabiła. Od razu chwyciła za broń i znowu zaczęła strzelać.

-21!- krzyknęła w pewniej chwili.

-Co?

-21! Zabiłam 21 Niemca!

Baczyński i Beata spojrzeli na dziewczynę z lekkim przerażeniem.

Ta jednak nic sobie z tego nie zrobiła i kontynuowała walkę.

W pewnym momencie Zosia podeszła do krawędzi budynku i wychyliła głowę. Wtedy poczuła, jak trafia ją coś w szyję.

-Zośka!- krzyknęła Beata.

-Nic mi nie jest! Nic mi nie jest. To chyba snajper.- odparła dziewczyna, łapiąc się za szyję.

Pocisk nie trafił w twarz Zosi, lecz w budynek, jednak kawałek ściany odleciał, rozcinając dziewczynie skórę na szyi.

-Snajper? Gdzie?- spytał Baczyński.

-Nie wiem. Wychyliłam głowę i dostałam odłamkiem.

-Ale skąd padł strzał. Po lewej stronie ulicy czy po prawej?

-Z lewej. Z prawej snajper nie trafiłby w ścianę.

Baczyński wystawił delikatnie swój hełm. Pomachał nim chwilę, jednak strzelec się nie nabrał.

-Kto zaryzykuje i ściągnie na siebie ogień?- spytał poeta.

Nikt nie odpowiedział.

-Czyli co. Ja mam to zrobić sam? Tak?

-Ja to zrobię.- odparł Chichnowski.

-Pan nie może, pan dowodzi...

-Milczeć!

Porucznik podszedł do ściany, jednak nim ruszył, zwrócił się do Kamila.

-Wiesz, że jeśli spudłujesz, to ja?

-Trafię.

-Mam nadzieję.- odparł oficer. Chwilę postał przy ścianie, gdy nagle zerwał się i ruszył w kierunku budynku, który był po drugiej stronie ulicy.

Snajper zauważył go i zaczął strzelać do niego. Pierwszy strzał minimalnie minął się z celem, trafiając w brzękiem w ulicę. Wtedy Baczyński zauważył, że Niemiec jest w budynku na skraju ulicy. Na 3 piętrze. Wycelował i wystrzelił. Kula trafiła w gardło. W sam środek gardła. Jeśli Niemiec przeżyje, co jest mało prawdopodobne, będzie sparaliżowany od szyi w dół.

Chichnowski jednak o tym nie wiedział i biegł dalej. Gdy dotarł do ściany, przyparł do niej i skulił się najmocniej, jak mógł.

-Widzi pan, panie poruczniku? Ja zawsze trafiam!- zawołał starszy strzelec.

-Jak cholera, widzę.

Zosia podbiegła do oficera, cały czas trzymając się za szyję.

-Zośka, ty krwawisz!

-Wiem, wiem. Nic mi nie będzie.

-Nic Ci nie będzie? Ty chlapiesz krwią. Znajdź sanitariusza. Natychmiast!

-Ale?

-Nie ale. Natychmiast.

-Teraz?

Porucznik zawahał się na chwilę.

-Jak opanujemy sytuację.

Chichnowski wstał i pokazał ręką drugi koniec ulicy.

Zosia zobaczyła, jak 250 metrów od nich, jakiś spadochroniarz wrzuca do budynku granat, w którym było stanowisko KM?u.

-Chłopaki Sosabowskiego czyszczą drugą część ulicy. My ich wspomożemy, jednak ty tu zostajesz.

Beata!

-Na rozkaz.

-Zostajesz tu z Zośką.

-Rozkaz!

Dowódca spojrzał na obie dziewczyny, kiwnął do nich głową i ręką wskazał kierunek natarcia pozostałym żołnierzom, którzy byli pod jego dowództwem.

-----------------------

20 minut później było już po wszystkim. Ulica została opanowana, Niemcy, którzy przeżyli, zostali od razu zabrani na Żoliborz.

-Pokaż tą szyję!- rozkazał chirurg.

-Panie majorze. Mi nic nie jest. Wystarczy przemyć wodą i będzie dobrze.

-Kończyłaś medycynę?

-Nie, ale chcę zostać po wojnie lekarzem.

-To musisz jeszcze wiele się nauczyć. Nie wiesz, że mógł się wdać tężec?

Musisz dostać zastrzyk. Poza tym, dobrze będzie założyć kilka szwów. Ale ja ostatni raz widziałem narzędzie do zakładania szwów jesienią ?39.

Idź do porucznika Ferowicza. To lekarz I batalionu spadochroniarzy. On na pewno będzie wiedział, co i jak.

-Dobrze.

-Ale od razu.- wtrącił Chichnowski.

-Dobrze.

Zosia zerwała się na równe nogi, podniosła ?Gustawa? i spytała:

-A gdzie on teraz jest?

-Nie wiem, poszukaj.- odpowiedział chirurg.

-Beata, idź z Lewicką. Dopilnujesz, by się nią odpowiednio zajęli.- dodał porucznik.

Obie dziewczyny ruszyły na zachód. W kierunku spadochroniarzy.

-Ty, może tu jest mój brat!

-Który?

-Nie wiem. Ale może jest!

-To krzyknij.

-Ale co?

-?Czy ktoś widział mojego brata??- zawyła Beata operowym głosem.

Zosia ramieniem delikatnie szturchnęła przyjaciółkę.

-Małpa jesteś!

-O, to akurat wiem od urodzenia. Wszyscy mi to powtarzali- odparła Beata z uśmiechem.

-Jesteś małpą do potęgi!- odpowiedziała Zosia.

Obie dziewczyny zaczęły się śmiać.

-Popatrz na to wszystko! Spadochroniarze, Żoliborz, Stare miasto! Cholera, udało nam się przepędzić Niemców. Jak wygramy wojnę, to twoi bracia na pewno wrócą. Zobaczysz.

-Mhm. Tylko do tej pory będę już stara?i brzydka.- odparła Zosia.

-Stara i brzyyydka? A co to ma wspólnego z twoimi braćmi?

-A nic.- odparła dziewczyna, znowu wybuchając śmiechem.

Gdy tak się śmiały, obok nich przeszedł spadochroniarz z opaską czerwonego krzyża na ręku.

-E?Przepraszam!- krzyknęła Beata.

-Tak?- spytał spadochroniarz.

-Szukamy porucznika?eee

-Porucznika ?eee??- zdziwił się spadochroniarz.

-Ferowicza.- dopowiedziała Zosia. Porucznika Ferowicza.

-Hm?Był tu niedawno, jednak został wysłany do sztabu I batalionu, bo jakiś oficer został ranny w nogę.

-Dzięki wielkie!- odparła Beata.

Spadochroniarz odszedł, a Zosia otwartą ręką pacnęła przyjaciółkę w tył głowy.

-Ałaj, za co?

-Za głupotę?

-Co zrobiłam? Przecież dowiedziałam się, gdzie jest Ferowicza.

-No?masz rację. Ale tylko w połowie.

-Bo?

-Bo nie wiesz, gdzie jest sztab I batalionu!

Beata zakrzywiła lekko wargi, zachichotała nerwowo i wymamrotała:

-No tak, głupota nie boli.

Zosia parsknęła śmiechem i klepnęła Beatę w ramię.

-Chodź, mój ty głupolu. Czas pobawić się w chowanego z tym całym sztabem.

-Sztabie! Nadchodzimy!- krzyknęła Beata. Podbiegła do jakiegoś oficera i spytała się o sztab.

Oficer ręką wskazał na małą piekarnie.

-Zepsułaś zabawę!

-E tam.

-Poszłaś na łatwiznę.

-E tam.

-Oszukujesz.

-E tam.

-Nie mów ?E tam?.

-E?Dobra. Idziemy do tej piekarni, bo znowu Ci krew leci.

Kapral Lewicka złapała za szyję. Faktycznie, krew jej znowu leciała.

Idąc w kierunku piekarni, wyciągnęła chusteczkę i przyłożyła ją do rany.

Gdy obie dziewczyny weszły do piekarni, od razu zwróciły się do oficera, który grzebał w nodze jakiegoś porucznika.

-Cholera, dam wam może narzędzia, to ten wasz major Ci to zaszyję?

-Mi tam to obojętne, panie poruczniku. W ogóle nie potrzeby mi jest ten zastrzyk ani szycie.

-Nie no, nie wygłupiaj się.

Kozioł!

-Melduję się!- odparł niski chłopak, który wycierał ręce z krwi.

-Zrób dziewczynie zastrzyk na tężec. Wiesz, co gdzie jest.

-Tak jest.

-E?Sierżancie, ma pan krew na policzku.- stwierdziła Zosia.

Kozioł splunął na czysty kawałek chusteczki i wytarł twarz.

-Cholerni Niemcy. Trafili naszego w tętnice. Krew sikała jak z jakieś cholernej fontanny. Ale przeżyje. Chyba.

No, to ściągaj portki.

-Ekhem, Słucham?- zdziwiła się Zosia.

-Zastrzyk najlepiej robić w tyłek.

-Chyba sobie jaja robisz!

Sanitariusz się uśmiechnął.

-Pewnie, że tak. Podwijaj rękaw.

Zosia wyciągnęła prawe ramie, by chłopak mógł jej wbić igłę.

-I po bólu. Chyba nie bolało, prawda?

-Nie. Ale, sierżancie, mam jeszcze dostać coś, co pozwoli mi założyć szwy na to rozcięcie.

-Sam Ci to zrobię, toć to robota na parę sekund.

Zostańcie tutaj.

Sanitariusz wyszedł na zaplecze piekarni.

Zosia złapała się za ramię i wymamrotała.

-Beata. Uciekamy!

-Co?

-Uciekamy! Ale już. Ten koleś wbił mi igłę w kość. Nie pozwolę, by grzebał mi czymś ostrym w szyi.

Zosia ruszyła w kierunku wyjścia, jednak Beata zagrodziła jej drogę.

-Zostajesz! Zdrowie jest najważniejsze!

-Taka z Ciebie przyjaciółka? Jak mnie nie wypuścisz, to na pewno nie otworzę kwiaciarni! Bo będę 6 stóp pod ziemią!

-Zostajesz!- odparła przyjaciółka rzucając dziewczynę na ścianę.

-Najwyraźniej Niemcy się przegrupowali na Woli. Po drugiej stronie getta.

Według raportów w kierunku naszych 2 batalionów zmierzają 3 niemieckie bataliony SS i kilka czołgów. W tym 2 Tygrysy.

-Powstańcy zostają z nami?

-Masz zostać!- powtórzyła Beata.

Zosia nie słuchała. Wsłuchiwała się teraz w głos, który mówił o niemieckich czołgach.

-Tak.

-To dobrze. Sami nie damy rady z tymi Pezetami.

-Widziałeś kiedyś na własne oczy Tygrysa?

-A niby kiedy miałbym widzieć?

-Ja widziałam.- odpowiedziała niepewnym głosem Zosia.

Chłopak, który zakomunikował, że nigdy nie widział Tygrysa, odwrócił się i spojrzał na dziewczynę.

-Super. I co z tego?

-Straszne bydle. W tym pomieszczeniu by się nie zmieścił.

-Super.

-Dobra, Witek. Zbieramy się.- odparł porucznik, który był najwyżej 3 lata starszy od tego Witka.

Obaj przechodzili koło dziewczyny, gdy ta naglę złapała plutonowego za rękaw.

Chłopak spojrzał na nią z lekkim poirytowaniem.

-Gratuluję. Widziałaś Tygrysa. Wnioskuję, że na Czerniakowie...

-Na Czerniakowie nie było Tygrysów.- odpowiedziała Zosia, która sprawiała wrażenie zahipnotyzowanej.

-Zośka! Co z tobą!- odparła Beata.

-?Zośka??- spytał drugi, znacznie starszy, porucznik.

-Panowie oficerowie i pan podoficer wybaczy. Panna Lewicka dostała przed chwilą jakiś zastrzyk i chyba zrobił jej coś nie tak z głową.

Starszy oficer, porucznik, upuścił trzymaną w rękach szklankę na dźwięk nazwiska Zosi.

-E?panie poruczniku, dobrze się pan czuje?- spytała Beata.

Plutonowy, obaj porucznicy i jeszcze jakiś kapitan gapili się cały czas na Zosię.

-Zośka, zbieramy się!- ponagliła Beata.

-Betka, znaleźliśmy moją rodzinę...

0 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Brak komentarzy do wyświetlenia.

Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...