Skocz do zawartości
  • wpisy
    75
  • komentarzy
    8
  • wyświetleń
    18279

...


Nicek

193 wyświetleń

?Okrążeni? 7 sierpnia 1944. Warszawa.

Ruszyliśmy w kierunku ruin getta. Dzięki temu mogliśmy bez problemu przejść na tyły Niemców. Jednak nim to się stało, musieliśmy zobaczyć getto. Część chłopaków z trudem wytrzymała ten widok. Prawie cała dzielnica została zniszczona. Najbardziej się jednak bałem o Dawida. Przyznam, że przyłapałem go nawet na tym, że płakał. Nie był to jakiś paniczny płacz, jednak widok najtwardszego chłopaka w całym plutonie był przytłaczający. Ale nie ma się w sumie czego dziwić. Prawdopodobnie cała rodzina Madera tutaj trafiła. Smutno mi było, to fakt, ale się nie dziwiłem. Bo jak? Jak facet, który stracił całą rodzinę, może się nie rozryczeć? Nawet ten najtwardszy, który zawsze zachowuje spokój i opanowanie. Dawid świetnie dawał sobie radę z widokiem krwi żołnierzy. O swojej nie wspominając. Adolf mi opowiadał, że w kwietniu ?43 Dawid złamał sobie nogę. Cały batalion biegał w górach, a traf sprawił, że Maderowi obsunęła się noga i spad ze skały. Gdy tylko sierżant do niego podbiegł, zauważył wystającą kość z nogi Dawida.

Sam chłopak z ponurą miną i lekkim grymasem czekał na pomoc, której się nie doczekał od Tymowskiego, gdyż ten najzwyczajniej się porzygał.

Ale teraz, teraz to było co innego. To nie był ból w nodze. To nie był ból, z którym daje sobie radę morfina. To był ból w?mózgu? Sam nie wiem, jak to nazwać, ale chyba tam człowiek cierpi, gdy widzi ruiny getta. Ta świadomość, że nie można nic zrobić. Że twoja rodzina była, a teraz jej nie ma.

Cholera! Nie wiem, co czuje nasz snajper, ale przeraża mnie myśl, że to samo mogło się stać z mamą, Zosią i Kingą.

Że zostały gdzieś wywiezione. Albo zginęły w powstaniu. Takie myśli są bardziej zabójcze niż kula wystrzelona z niemieckiego MG.

Kula może zabije, a może nie. A takie myśli powodują, że nie śpisz, nie jesz, nie myślisz o niczym racjonalnym. Myśli tylko: ?Czy jeszcze zobaczę moją rodzinę? Czy one żyją??

Czasami, ale tylko na chwilę, myślę, że lepiej by było, gdybym wiedział, że są martwe. Przestałbym się zadręczać. To jak świadomość, że obudziłeś się, gdy na dworze jest już widno. Ale nie wiesz, czy do dzwonienia budzika zostało 5 minut czy godzina. Nie zaśniesz. Musisz sprawdzić zegarek.

-Dobra. Wyszliśmy na pozycję.- odparł porucznik Lewicki.

Dajcie mi radio.

Radiooperator bezzwłocznie podszedł do oficera i podał mu słuchawkę.

-Tu Lewicki. Nie, ten starszy.

3 pluton jest na pozycji. Oczekujemy na pojawienie się reszty batalionu.

Po krótkiej chwili Tadeusz powiedział:

-Przyjąłem. Zająć budynki?a raczej to, co z nich zostało.

-Co jest?- spytałem.

-Mamy rozkaz czekania na resztę batalionu. No, chyba, że Fryce będą chciały się przez getto przebić na Wolę. Wtedy mamy rozkaz ataku.

-Jeden pluton?

-Okopiemy się i przygotujemy na szybko linie obrony. 11 batalion SS, czyli Ci, co są jeszcze na Starym Mieście, zostali właśnie okrążeni.

-Chwila, chwila.- wtrącił Sokół. To oni, panie poruczniku, nie byli okrążeni?

-Ktoś wam powiedział, że są?

Sokół otworzył usta, by coś powiedzieć, jednak po chwili wahania doszedł do wniosku, że lepiej się nie odzywać.

-To czemu się nie wycofali?- spytałem dla odmiany ja.

-U?a to dobre pytanie, Witku. Sądzę, że dostali rozkaz w stylu Stalina. ?Ani kroku wstecz?. Czy coś podobnego. W końcu to Waffen-SS. Mogli się wycofać. Ułatwiliby nam i sobie życie. A tak, to pozostaje im walka. Albo kapitulacja. To drugie raczej odpada, więc mam nadzieję, że mają spisane testamenty. A teraz się przygotujcie panowie. Niemcy są po drugiej stronie ulicy. Widzicie tę barykadę? To jest granica. Za nią jest jeszcze teren Generalnej?tfu?tereny zajęte przez III Rzeszę.

-----------------------------------

-Lewa strona! Lewa strona! Tymowski, bierz swoich ludzi i atakuj te MG!- krzyknął ojciec, gdy w końcu zaczęliśmy szturm na ulicę Nowolipki.

Moja, a raczej Adolfa drużyna była na skrzyżowaniu dwóch ulic. KM zaczął ostrzeliwać nas, więc przykleiliśmy się do muru. Ja, bliźniaki i Wacek po jednej stronie ulicy, a reszta drużyny po drugiej. Byliśmy przyciśnięci. Nie mogliśmy się ruszyć, jednak ściana budynku przy ulicy dawała nam w miarę dobrą osłonę. Ulica była wąska, a kąt ustawienia nie pozwalał KM?owi nas trafić.

-Nie mam czystego strzału! Niech ktoś ściągnie na siebie ogień!- zawył Dawid, przeładowując swojego Lee-Enfielda.

-Powaliło Cię? Mamy wyskoczyć pod rozgrzany MG-42?- krzyknął Wacek.

-Inaczej tutaj zostaniemy na wiek wieków. Dawid ma rację. Ktoś musi ściągnąć ogień. Ktoś chętny, czy mam wybrać ochotnika?- odpowiedział sierżant.

Nikt się nie odzywał. Ja tylko, wystawiając Stena zza murka, ostrzeliwałem na ślepo Niemców. I liczyłem, że to nie na mnie padnie.

-Pytam się, kto chętny?

Nadal cisza.

-Witek.

-Co?!

-Wiesz co. Przygotuj się. Na 3!

-Jaja sobie robisz!

-Pobiegniesz na 3 albo sam Cię zastrzelę.

Głośno przełknąłem ślinę. Wychyliłem się delikatnie i wtedy poczułem, jak kawałek ściany, który został oderwany przez pocisk, trafia mnie w czoło.

-Cholera!, moje czoło!- wyrwałem, łapiąc się za głowę.

-Trzymaj głowę nisko! Na 3! Zostaw Stena!

-Dobra. Inaczej to zrobimy. Na 3 wy się wystawicie i zaczniecie go ostrzeliwać. Krótko. 2-3 sekundy. MG wtedy skieruje lufę w waszą stronę, a ja ruszę. Gdy fryce zobaczą, że ruszyłem, na pewno zaczną do mnie pruć.

-Na 3. Powtórzył Adolf.

Na chwilę nikt nic nie mówił.

-3!!! Ogień zaporowy!

Dawid, Adolf, Langer i reszta wystrzeliła w kierunku MG, który był w oknie na parterze sąsiedniej ulicy po 2-3 strzały. Strzelec karabinu od razu skierował w ich kierunku lufę.

Ja w tej chwili, po wyciągnięciu granatu, ruszyłem w kierunku Niemców. Na 2 metrze odbezpieczyłem granat i gdy byłem jakiś metr przed budynkiem, w którym byli Niemcy, cisnąłem w okno granat, jednocześnie rzucają się na ziemię, tuż przy ścianie, mając nad sobą długą lufę niemieckiego karabinu.

Po ułamku sekundy było po wszystkim. No, przynajmniej jeśli chodzi o tych Niemców.

Gdy tylko dym zaczął opadać, wstałem, wyciągając swoją 45-tkę. Zobaczyłem w dymie niewyraźną postać. Bez wahania wystrzeliłem w jej kierunku 3 razy. Przeskoczyłem przez okno i wpadłem do budynku. W środku, oprócz martwych Niemców, nie było nikogo.

-Toś się spisał, skurczybyku jeden!- zawołał Arek, gdy tylko reszta drużyny do mnie podbiegła.

-Jasna cholera, w życiu nie widziałem, by ktoś zrobił coś głupszego!- odparł Mader.

-Przestań! Spisał się chłopak. Jednym granatem rozwalił całe stanowisko niemieckie.- skontrował Wacek.

-Tak, tak, tak. Możecie dać Witkowi buzi albo butelkę szampana. Ale to później. Przed nami jeszcze 2 domy do oczyszczenia.

Przeładowałem swój pistolet maszynowy, który zostawiłem Wackowi, i wbiegłem na górę, kierując się do drzwi, które było przymknięte. Z hukiem je kopnąłem, wbiegłem do pomieszczenia, przewracając się na podłogę i strzelając na ślepo. Po sekundzie wpadł Adolf i Maciek, poprawiając kilkoma pociskami. Jednak niepotrzebnie, bo jedyny Niemiec, jaki był w tym pomieszczeniu, leżał martwy na podłodze. I bynajmniej nie zginął z mojej, Adolfa czy Maćka ręki.

-Góra czysta.- krzyknął Adolf, schodząc ze schodów.

Wybiegliśmy znowu na ulicę. Z okien widać było wystające lufy niemieckich pistoletów, które strzelały w kierunku innych spadochroniarzy i powstańców, którzy atakowali z drugiej strony ulicy.

Podbiegłem do pierwszego okna, wrzucając granat. Gdy ten wybuch, razem z Langerem wbiegaliśmy do domu, strzelając gdzie popadnie. 10 sekund później zrobiliśmy to samo na górze.

Gdy dobiegliśmy do drugiego budynku, zawahałem się.

-Co jest?- spytał szeregowy.

-Nikt nie strzela.- odparłem.

-To słyszę! Wrzucaj granat i bierzmy się do roboty.

Pokręciłem lekko głową, myśląc, co mam zrobić. Byłem pewien, że ktoś jest w środku, ale to, że nie strzelał, było podejrzane.

-Co ty, zwariowałeś?! Wrzuć ten cholerny granat.

-Cicho! Myślę!

Odwróciłem się i spojrzałem na resztę drużyny, która w skupieniu słuchała Adolfa, który rozmawiał z kimś przez radio.

-Witek, wrzuć granat. Proszę?

Nie wysłuchałem prośby. Podszedłem do drzwi i mocnym kopnięciem wyważyłem je. Te z ogromnym impetem kogoś trafiły.

Ten ktoś z trudem jęknął i zakaszlał. Wbiegłem do budynku razem z Langerem.

W środku byli Niemcy?ranni Niemcy.

Szwab, który został trafiony drzwiami, trzymał w ręku różaniec, patrząc się na mnie. W jego oczach można było zobaczyć panikę. W pierwszej chwili chciałem pociągnąć za spust, jednak, gdy zobaczyłem z jakimi problemami podnosi ręce ku górze, powstrzymałem się. Nie mogłem. Ta bezradność była taka?rozbrajająca.

Jak ktoś, kto ma problemy z podniesieniem rąk, może być zagrożeniem?

I kim trzeba być, by zabić taką osobę?

Odwróciłem się i zobaczyłem, jak Arek wpatruje się w innego Niemca, który był nieprzytomny. Miał podłączoną kroplówkę czy coś w tym rodzaju. Obok leżeli jego ?kamraci?.

-Arek, nic Ci nie jest?

Chłopak się odwrócił. Był lekko blady, ale odpowiedział normalnie:

-Jezu. Zabilibyśmy bezbronnych ludzi.

-Czasami trzeba zaufać instynktowi.- odparłem z lekką satysfakcją.

Chodź. Wynosimy się stąd.

Gdy byłem już prawie w drzwiach, Niemiec z różańcem złapał mnie za łydkę. Przestraszyłem się w pierwszej chwili, jednak Niemiec wskazał na stolik. Powiedział słabo ?bitte?.

Na fotografii była jakaś kobieta z dwójką małych dzieci. Nie wiedziałem, czy to chłopcy czy dziewczynki. Berbecie były za małe, by móc określić płeć.

Podałem Niemcowi zdjęcie. Ten się delikatnie uśmiechnął. Pomyślałem, że dobrze będzie, jak dam mu trochę wody. Taki odruch?gdy widzisz umierającego człowieka. Sięgnąłem po manierkę, jednak gdy chciałem ją podać, Niemiec już nie żył. Umarł wpatrzony w fotografię rodziny. Wyciągnąłem je z martwych rąk i wsadziłem do jego kieszeni.

-Chodź. Nie mamy tu już nic do roboty.- mruknąłem do Arka.

Gdy wyszliśmy z budynku, Adolf nas zawołał.

-Masz się udać do piekarni. Tam twój wujek założył już sztab batalionu. Coś od Ciebie chce.

-Świetnie. Czyli Stare Miasto opanowane?

-Dokładnie.

Gdy ruszyłem do piekarni, dołączył do mnie Tadeusz.

Chwilę pogadaliśmy o bitwie. Gdy weszliśmy do błyskawicznie zrobionego sztabu, zobaczyliśmy i wujka, i ojca.

-III pluton zgłasza jakieś uwagi?- spytał ojciec.

-Ja nie.- odparł porucznik.

-A ja tak. W jednym z budynków, które szturmowała moja drużyna, Niemcy założyli coś w rodzaju szpitala polowego. Jest tam kilku rannych. Jak wychodziłem, to jeszcze kilku żyło.

-Dobrze. Zajmiemy się nimi.- odpowiedział ojciec.

Staliśmy tak w 4 i chwilę rozmawialiśmy?a raczej ja z wujkiem i Tadkiem. Ojciec tylko się przysłuchiwał rozmowie odnośnie bitwy.

-Panie kapitanie, melduje, że przyszedł raport ze zwiadu Rosjan.- zakomunikował jeden z szeregowców, który obsługiwał radiostację.

Oficer wziął do ręki dokumenty i zaczął czytać.

-Chryste?

-Co jest?

-Najwyraźniej Niemcy się przegrupowali na Woli. Po drugiej stronie getta.

Według raportów w kierunku naszych 2 batalionów zmierzają 3 niemieckie bataliony SS i kilka czołgów. W tym 2 Tygrysy.

-Powstańcy zostają z nami?

-Tak.

-To dobrze. Sami nie damy rady z tymi Pezetami.

-Widziałeś kiedyś na własne oczy Tygrysa?

-A niby kiedy miałbym widzieć?

-Ja widziałam.- odparł głos zza moich pleców.

0 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Brak komentarzy do wyświetlenia.

Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...