Powstanie Warszawskie - po jaką cholerę nam ono było?
Temat notki nie jest przypadkowy. Jutro obchodzimy 65 rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego. W telewizji pełno jest górnolotnych określeń na temat powstańców i ich heroicznej walki z Niemcami. TVP zaprezentuje mnóstwo filmów dokumentalnych i fabularnych związanych z obchodami i dobrze. W końcu jakaś misja. Sam jednak posiadam pogląd, który zapewne zostałby ocenzurowany i nie dopuszczony do pojawienia się w mediach. Czemu? Ponieważ uważam decyzję o rozpoczęciu walki za jedną z najgorszych w dziejach naszego państwa.
Pomijam fakt, że Stalin zdecydował się wstrzymać ofensywę Armii Czerwonej na linii Wisły. Reputacja tej osoby jest dobrze wszystkim znana. Josif Dżugaszwili nie raz pokazywał do czego byłby zdolny w imię "wyższych celów" i osiągnięcia korzyści politycznych. Fakt ten nie podlega dyskusji, gdyby Sowieci kontynuowali natarcie nie doszłoby do tragedii. Dziwi mnie tylko, że dowództwo AK uznało ich za rycerzy w lśniących zbrojach, którzy ze śpiewem na ustach pomogą swoim przeciwnikom. Stalin miał już gotowy rząd komunistyczny, który miał objąć władzę w powojennej Polsce. Nie miał więc interesu, by powstańcom się powiodło.
Jakie były główne założenia powstania? Był to element akcji "Burza", jednostki AK atakowały nazistów i miały powitać wojska radzieckie na suwerennej ziemi polskiej. Niemcy mieli wycofać się przed ofensywą radziecką z Warszawy, a w czasie tego odwrotu miało wybuchnąć powstanie, tak by "zaklepać" zdobycie stolicy przed Sowietami. Wówczas możnaby powiedzieć, że Polacy wyzwolili miasto sami i postawić Stalina w trudnej sytuacji. Rozkaz został wydany za szybko. Dlatego można było jeszcze zatrzymać ofensywę. Niemcy skwapliwie skorzystali z tej uprzejmości i urządzili w mieście prawdziwą hekatombę.
Uważam, że Powstanie było tak naprawdę bezsensowne. Nawet jeśliby się powiodło, to co miało powstrzymać ZSRR przed wywózką bądź fizyczną likwidacją ludzi związanych z obozem AK-owskim? Kolejną sprawą była liczba powstańców szacowana na 47 tysięcy. Imponująca, ale po dopowiedzeniu, że co czwarty posiadał broń to możemy zacząć się zastanawiać czy nie było to porywanie się z motyką na słońce. Oczywiście wszystko było obliczone na pomoc Armii Czerwonej, jednak ta nie nastąpiła. Heinrich Himmler z polecenia Hitlera wydał rozkaz zniszczenia miasta. Wskutek walk zginęło ok. 16 tys. powstańców i między 100 a 200 tys. ludności cywilnej. Ponad 80% miasta legło w gruzach. Kraków nie bawił się w walkę niepodległościową, Niemcy wycofali się stamtąd, a Armia Czerwona wyzwoliła miasto. Do dzisiaj mamy tam zabytki jakich nie uświadczymy w Warszawie.
Co w tym jest najbardziej denerwującego? Obecna sytuacja w Polsce, gdzie z każdej strony jestem bombardowany w mediach informacjami na temat Powstania Warszawskiego. Nie wiem czemu, ale Polacy uwielbiają rozpamiętywać klęski bardziej od zwycięstw. Może to i romantyczne, ale niezbyt mądre. Z ust wielu prawicowych "mędrców" nasłuchałem się, że potrzebna była "ofiara z krwi", która miała w jakiś metaforyczny sposób oczyścić naród polski. Większych bzdetów chyba nie słyszałem. Powstanie było także na rękę Stalinowi. Co prawda ofensywa się opóźniła, ale trzy niemieckie dywizje zostały otoczone w Warszawie i nie mogły już spowalniać pochodu krasnoarmiejców na Berlin. Największą zaletą było pozbycie się "elementów antyradzieckich", kwiat polskiej młodzieży z poetą Baczyńskim na czele został wykrwawiony.
Czemu mnie to denerwuje? Oczywiście należy pamiętać o szeregowych żołnierzach i ich bohaterstwie. Nie dopuszcza się jednak głósów mówiących o sensowności wybuchu powstania. Każdy kto twierdzi, że było błędem jest od razu uznawany za rosyjskiego szpiega i enkawudzistę. Nie mamy rzetelnej debaty tylko bezrefleksyjną i romantyczną gadaninę. Wydaje mi się, że właśnie z takich wydarzeń powinno się wyciągać wnioski, ale nie u nas. Lepiej stanąć na baczność, odśpiewać hymn i pochlipać na uroczystościach.
20 Comments
Recommended Comments