Predator wziął Johna na ręce i podbiegł do samochodu, którym przyjechał. Wsadził agenta do środka i odszedł. Bond wiedział, że to nie jest zwykły samochód. To był Papamobile - pojazd superagenta. Miał przesuwane fotele, wycieraczki, przyciemniane szyby ,schowek na mapę, kopłaki i taksometr - cudeńko. Na szybie była przyklejona żółta karteczka. Niestety ktoś przykleił ją superklejem i John nie mógł jej oderwać. Było na niej napisane: "Obiad masz w lodówce, odgrzej sobie. Mama." Przeczytał i przek
John obudził się następnego dnia. Leżał w jakimś białym pomieszczeniu. Wokół stali ludzie ubrani na biało mający miłe, uśmiechnięte twarze zakryte maseczkami. W tle leciała przyjemna relaksująca muzyka. Agent 0700 odwrócił głowę - dostrzegł apetyczne kanapki z szynką i "Kubusia Play". Teraz nie miał już wątpliwości: był w szpitalu dziecięcym. Nagle pani doktor coś powiedziała, ale przez maseczkę nie można nic było zrozumieć, zdjęła więc ją.
- Jak się pan czuje, panie Bond? - powiedziała miłym g
John - ucząc się na własnych doświadczeniach - postanowił uciec na widok George'a. Pomogła mu w tym mapa swojego mieszkania wytatuowana na całym ciele. Nie widział jednak tej części, która była na plecach, a nie miał czasu na wzięcie lusterka, gdyż listonosz stał naprzeciw niego. Wpadł jednak na inny pomysł. Podszedł do radia, puścił kawałek "Billie Jean" i zaczął się rozbierać. Gdy stał już w samych majtkach poprosił George'a, by odczytał mu mapę z pleców. Gdy listonosz to zrobił John wiedział
Alice trzymała palec na spuście zapalniczki. W każdej chwili mogła puścić z dymem całą Kalifornię. Los świata leżał w jej rękach. Nagle do mieszkania wszedł Tommy, brat Johna. Miał na sobie zakrwawiony garnitur, a z jego dłoni - trzymających piłę mechaniczną - spływała krew. Miał dziś wyjątkowo demoniczną twarz. Wniósł coś jeszcze do środka. Tort urodzinowy. Nim John zrozumiał, o co w tym wszystkim chodzi, było już za późno: z tortu wyskoczyła półnaga Krystyna z gazowni i wywietrzyła pokój. John
Tommy uśmiechnął się szyderczo i zbliżył do brata. Uniósł nóż, a jego wyraz twarzy stawał się coraz mroczniejszy. Stanął przed bratem i z groźną miną napluł mu w twarz. Potem powiedział mrocznym niczym widmo głosem:
- John?! Stary, jak ja cię dawno nie widziałem! Niech no cię uściskam!
Wtedy wyjął dłonie z kieszeni i zaczął dusić Johna, demonicznie się przy tym śmiejąc.
- Wiesz co? - rzekł. - Chodźmy do gazowni.
I poszli. Był to ciemny budynek, stojący na wzgórzu na skraju lasu. Tu nigdy nie
John wstał i strzepnął kurz, po czym usiadł na podłodze i zaczął popłakiwać przeklinając cicho swój marny los. Wtem wybiegł przez okno na ulicę, cały czas popłakując. Rozejrzał się dookoła, ale niewiele dostrzegł, gdyż stał w ślepym zaułku. Powoli odwrócił się i zaczął cofać. Nagle usłyszał jakiś niewyraźny głos. Zaniepokoił się. Zrobił jeszcze jeden krok do tyłu i dotknął plecami ściany. Znów usłyszał głos, tym razem straszniejszy, mroczniejszy, bardziej niepokojący, ale wyraźny. Głos mówił: "P
Ktoś zapukał do drzwi. John wiedział, że to był ON. ON, czyli wróg. Wziął do ręki pistolet i spojrzał przez wizjer. Niestety - w jego domu nie było czegoś takiego. John padł więc na ziemię i zajrzał przez szparę pod drzwiami. Dostrzegł tam przerażającego, strasznego, z blizną na twarzy: buta. Po chwili ujrzał drugiego, jeszcze bardziej przerażającego i mrocznego. John rozpoznał ich właściciela. To był George - człowiek, którego bardzo dobrze znał, i którego wolałby dziś nie widzieć. John przeraż