Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

noniewiem

"Green Zone" (2010), Paul Greengrass

Polecane posty

Green Zone

green-zone.jpg

reżyseria: Paul Greengrass

scenariusz: Brian Helgeland

premiera: 4 czerwca 2010 (Polska), 26 lutego 2010 (Świat)

produkcja: Francja, Hiszpania, USA, Wielka Brytania

gatunek: Dramat, Wojenny.

Zasadniczo nie zdarza się, abym chodził do kina częściej niż raz na kwartał. Normę miałem wyrobioną, całkiem niedawno byłem na Księciu. Ale duet Greengrass - Damon już dwa razy spowodował u mnie opad szczęki dzięki ostatnim częściom przygód Bourne'a. Wiedziałem więc czego się spodziewać. I nie byłem w tych przewidywaniach odosobniony. W pewnej gazecie nawet spotkałem się z opinią, że film okaże się klapą, jeśli Greengrass będzie chciał zrobić zbyt "zaangażowany" film wojenny.

Co z tego wyszło?

Mamy kwiecień Roku Pańskiego 2003. Green Zone w Bagdadzie. Roy Miller (Matt Damon) jest dowódcą oddziału zajmującego się likwidacją magazynów przechowujących broń masowego rażenia. Film zaczyna się od jednej z takich akcji. Dokładnie od trzeciej z rzędu próby. Po kilku minutach pełnych nerwów okazuje się, że magazyn jest... kurnikiem.

Problem polega na tym, że nie tylko Miller ma takie problemy. Jeszcze nikomu nie udało się odnaleźć jakikolwiek egzemplarz broni masowego rażenia.

Miller składa raporty, informuje wyższych stopniem o tym, że wywiad znów dał [beeep], ale... nikt go nie słucha. Wszyscy twierdzą, że to on nie był wystarczająco szybki, że te dane są sprawdzone, itp.

Podczas kolejnej, bezsensownej akcji, do Roya podbiega pewien miejscowy, który daje cynk na temat pewnych podejrzanych Irakijczyków, którzy właśnie czajnikowali w jednym budynku. Miller, negując przydzielone mu rozkazy, wbija wraz ze swoim oddziałem do tego budynku. Oczywiście, większość Irakijczyków uciekła. A wśród nich generał Husseina.

Ale nie jest zupełnie beznadziejnie. Złapał trzech jeńców, a jeden z nich miał notes zapisany dziwnym szyfrem. W tym momencie zjawiają się Rangersi, którzy... zabierają jeńców bez słowa wyjaśnień! I próbują odebrać Millerowi zdobyczny notes.

Od tego momentu do Millera co chwilę przystawia się ktoś z możliwością zdobycia nowej pracy/informowania odpowiednich osób.

Coś tu śmierdzi. Trzeba się więc skapować, z której strony wieje wiatr.

Jeśli chodzi o fabułę to powiem tylko tyle, że nie powoduje opadu szczęki (ale to wynika z tego, że mamy rok 2010, a nie 2003, zrozumiecie o co chodzi), ale jest zdecydowanie lepiej sklecona niż w Ultimatum. Tam czasami nie wiedziałem dlaczego Bourne rozwala pół Jabłka, tutaj takiego wrażenia nie miałem.

Właśnie. Bourne. Powiem tak... Roy Miller nie jest nowym wcieleniem Bourne'a. To zwykły żołnierz, a nie trenowana przez lata maszyna do zabijania. Jeśli więc ktoś wybiera się na ten film chcąc zobaczyć jak to jeden człowiek infiltruje samotnie najbardziej strzeżone budynki na świecie, to się po prostu rozczaruje. Ten film tak naprawdę jest bardziej "zaangażowany" niż Bourne, nie bazuje na czystej, ale logicznej rozrywce jak poprzednie filmy Greengrassa. On tak naprawdę uświadamia pewne rzeczy, które tak naprawdę są już wszystkim znane.

Czy z tego względu film jest zły? Nie. Nudny? Zdecydowanie nie! Akcja nie pędzi jak w Ultimatum, ale ten film potrafi trzymać w napięciu nie gorzej niż poprzedni film reżysera.

Dużym plusem tego filmu są walki na ulicach Bagdadu. W filmie jest ich mało, ale są one naprawdę dobrze ukazane. Widać to już po pierwszej scenie. Żołnierze się kryją, pilnują sektorów, dzielą się na oddziały flankujące, itp. Wygląda to naprawdę dobrze, jestem w stanie zaryzykować stwierdzenie, że strzelaniny są zdecydowanie bardziej realistyczne niż w Black Hawk Down. Urzekły mnie i tyle. Pod koniec już trochę się to rozmywa, ale ze względu na pędzącą akcję.

No właśnie. Końcówka filmu trochę mnie... zmęczyła. Głównie przez pracę kamery. Rozumiem dlaczego kręcono z ramienia. Greengrass jest znany z tego patentu, który nadaje filmom pewnego dynamizmu. Ale ostatnie sceny tego filmu... Kojarzycie walkę Desha z Bournem w Ultimatum? Momentami nie bardzo było wiadomo co się dzieje. No, to wyobraźcie sobie, że kamera zapierdziela bardziej i dłużej niż w tej scenie... Do tego jeszcze ostatnie sceny dzieją się w nocy...

Greengrassowi nie chciało się powtarzać tych scen czy co? Chodzi o to, że niektóre sceny są tak zaciemnione, że widać szumy na ekranie...

No i jeszcze muzyka. Jest taka... Bournowa biggrin_prosty.gif Nie chodzi o to, że motyw muzyczny jest podobny. Chodzi o to, że jest ona sama w sobie podobna. Tempo, rozwinięcie w odpowiednim momencie... Nie sprawdziłem, ale nie zdziwiłbym się gdyby ta sama osoba była odpowiedzialna za muzykę co w poprzednich filmach Greengrassa.

Ogólnie? Jak na jeden raz to bardzo dobry film, bawiłem się na nim lepiej niż na Księciu. Ale nie sądzę abym do niego wrócił. Zdecydowanie bardziej bym obejrzał jeszcze raz trylogię Bourne'a.

Ten film Greengrassa nie jest lepszy od jego ostatniego filmu.

7/10

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Film bardzo dobry.

Aczkolwiek nie ma z Trylogią Bourne'a za dużo wspólnego, oprócz samego reżysera i Matta Damona, ale mimo wszystko wciąga i to bardzo (tak było w moim przypadku :wink:).

Niezła polityczna intryga podobna do Body of Lies Ridleya Scotta.

Zdecydowanie trochę gorsza od Bornasia, mimo wszystko film godny polecenia!

Ode mnie ma 7+/10 :icon_mrgreen:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Film bardzo dobry.

Aczkolwiek nie ma z Trylogią Bourne'a za dużo wspólnego, oprócz samego reżysera i Matta Damona, ale mimo wszystko wciąga i to bardzo

I jeszcze jest intryga, chociaż nie tak zamotana jak w "Bournie"! Na film szedłem oczekując "jedynie" solidnego filmu o wojnie w Iraku i oczekiwania te "Green Zone" spełnia. Dynamicznej akcji jest sporo, trochę miejskiej taktyki w wykonaniu wojaków, osłanianie i oflankowywanie - jak wspominał autor tematu, ale także dużo brudnych konszachtów i kombinacji w wykonaniu przedstawicieli poszczególnych komórek, które oczywiście nie powinny ze sobą rywalizować, ale wiadomo, jak jest naprawdę. O zwykłych ludzi dba niewielu (a najczęściej szeregowy żołnierz), reszta ma to głęboko w czeluściach i goni jeno za sukcesami i uznaniem w oczach przełożonych, których z kolei obchodzi wszystko jeszcze mniej. Film pokazuje, że szary wojak jest jednak w stanie coś z tym zrobić, aczkolwiek nieznane rozwiązanie całej sytuacji jest wielce wymowne - bo tak naprawdę ciężko zmienić coś w działaniu machiny biurokratycznej i bandy bucowatych krawaciarzy, którzy żądają wyników bez względu na koszta. Fajnie, że Miller może dostać w pysk i nie wyrzyna w pień nieskończonej liczby przeciwników (chociaż w Trylogii było to wielce widowiskowe), nadaje to filmowi jako takiego realizmu, podobnie jak wspomniane kręcenie z ramienia - przenosi to nas dosłownie w samo centrum wydarzeń, mimo że w niektórych starciach gubimy się, kto kogo aktualnie pierze po mordzie. Tak czy siak - warto się do kina wybrać, najlepiej bez nastawiania się na obraz przełomowy tudzież wielce wyjątkowy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Film ogólne dobry, fabuła rzeczywiście tak nie zamotana jak w Bournie ale tak jakoś super to mi się nie podobał. MIże dlatego że nigdy nie podobały mi się filmy w Iraku. A Bourna trzeba oglądać wszystkie części pod rząd to na pewno fabułę zrozumiecie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kolejny film akcji, który obejrzałem w ostatnim czasie pomagający rozluźnić się w czasie sesji :] Damona lubię za Trylogię Bourne'a a IMO tutaj również dobrze zagrał gościa, któremu zależy na tym, żeby znaleźć powód dlaczego żołnierze US Army giną w tej cholernej wojnie. Jest bardziej ludzki również przez to, że obrywa po twarzy, ale swoich kilka groszy do powiedzenia ma. Reszta obsady jest w porządku, nawet specjalnie nie będę się czepiał dosyć jasnego podziału na tych dobrych (

ten agent CIA

) i złych biurokratów (

Poundstone

) choć ogólnie mało komu zależy na ludności cywilnej a walka dotyczy sukcesów. Przy okazji pokazano - zapewne nie było tak w istocie, ale - przyczynę tej całej partyzantki w Iraku... z racji błędów USA. Fabuła nie jest mocna z tego względu, że już dawno zorientowaliśmy się, że te WMD to pic na wodę i powód dla wojny niemal pokroju "prowokacji gliwickiej". Niemniej trzyma się kupy i sprawnie ją poprowadzono. Mnie powiedzmy, że praca kamery nie przeszkadzała a czasami pomagała zdynamizować jeszcze dziejącą się na ekranie akcję, której także nie brakowało, szczególnie w finale. Film jest OK, żadne arcydzieło, ale bez zgrzytów można obejrzeć :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mnie film się bardzo podobał. Matt Damon, którego polubiłem za sprawą filmów o Jasonie Bournie, zagrał świetnie. Jest ludzki i widać, że to normalny żołnierz, a nie jakiś superbohater. Akcja jest dynamiczna, choć jak tu zauważył noniewiem, nie pędzi tak jak w Ultimatum. Plusem są też dla mnie walki na ulicach Bagdadu. Widać, że to żołnierze, podczas ataków planują, obierają wojskowe taktyki i sceny walk są naprawdę dobrze zrealizowane. Do pracy kamer też nie mogę się przyczepić- dzięki niej widz czuje się, jakby tam był i uczestniczył. Może i w niektórych aspektach fabuła zawodzi, może jest zbyt jasny podział na dobrych i złych, ale mnie oglądało się go przyjemnie. Tak więc solidne 8+.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Film tak mi się spodobał, że obejrzałem go 2 razy w kinie a następnie zakupiłem na DVD. Demon zagrał naprawdę niezłą rolę - polubiałem go za rolę Linusa Coldwella w Ocean's Trylogia, do filmów z Bournem nie mogę się przekonać - bardziej przemawiają do mnie książki Ludluma -mało niepotrzebnego patosu i napinki na "my jesteśmy Amerykanie, my niesiemy wolność i śmierć" - pokazano po co tak naprawdę ludzie Busha pojechali na tę wojnę. Zwykły, prawie "szary" żołnierz o niezwykłym charakterze i szacunku wśród podwładnych, ale potem i tak wszystko spada na jego barki. Fabuła faktycznie oparta na jednym schemacie, ale to może i dobrze, bo w filmach rodem z Hollywood nie chodzi oto, aby szukać jakiegoś katharsis czy głębszego sensu (choć są wyjątki np. Black Swan), lecz o to, aby dobrze spędzić te 2 godziny i się odprężyć. Wspomnę jeszcze o tym, że scena, gdzie Miller goni tego gościa po ulicach Bagdadu - rewelka :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wszystkie moje oczekiwania względem tego filmu zostały spełnione.

Świetny typowy dla Greengrasa montaż, bardzo dobry klimat, przekonujący Damon, napędzająca całą akcję muzyka, no i sam finał.

8/10 i zdecydowanie wart obejrzenia jeszcze nie raz.

Wyjątkowo spodobał mi się krótki dialog Damon z Gleesonem (grający agenta CIA) odnośnie zasług i ich przypisywaniu.

D: Wydawało mi się że gramy do jednej bramki

G: Nie bądź naiwny

Proste, ale zapewne prawdziwe.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach



  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Utwórz nowe...