Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Rankin

Olympus Actionus - temat główny, podejście trzecie

Polecane posty

Niema nic prócz pustki...

Wśród nicości pojawia się mały punkt oślepiającego światła. W tle słychać

Biały powoli rośnie, powstaje nowy wszechświat.

Mija chwila która równie dobrze mogła być wiecznością w tym czasie powstają pierwsze gwiazdy, z krążących wokół nich skał formują się planety.

Moderatus przechadza się po swoim nowym dziele i wie,że jest ono dobre. Gdzie tylko spojrzał pojawiało się nowe życie wielbiące go jako ich pana.

Mijały lata,a powstałe formy życia zaczęły wątpić w istnienie Moderatusa,a ten nie mógł zapanować ad całym swoim dziełem.

W końcu zrozumiał co musi zrobić, skupił swą moc i stworzył w środku wszechświata kolejną planetę.

Była ona najpiękniejszą jaka powstała i już nigdy nie powstało nic piękniejszego.

Planeta miała wszystko czego można zapragnąć:cudowne i wysokie góry,błękitne i czyste oceany oraz lasy które zamieszkiwały tysiące zwierząt.

W centrum planety powstał pałac który opływała rzeka,a wokół niego był przepiękny ogród.

Moderatus wiedział,że i to było dobre ale jest potrzebny ktoś kto pomoże mu nad wszystkim zapanować.

Zesłał na tę planetę Bogów którzy mieli opiekować się wszystkimi żywymi istotami,aby im to ułatwić każdemu z nich dał cząstkę swojej mocy oraz patronaty nad rzeczami ważnymi dla ludzi aby ci mogli prosić ich o pomoc w trudnej sprawie. Bogowie się już znali ponieważ kiedyś w innym wszechświecie ktoś już dał im taką władzę,niestety okazali się nieodpowiedzialni co do prowadziło do tragedii.

Czy tym razem bogowie spełnią swoje obowiązki? Czy znowu wszystko skończy się katastrofą?

---------------------------

Iiii akcja. Teraz niech ktoś coś napisze,wprowadzenie już mamy czas na akcję

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<pojawia się gdzieś, nie wiadomo gdzie. Wyczuwa pustkę, widzi że Moderatus tworzy, więc czeka aż przestanie. Przestał, widzi planetę, najlepszą ze wszystkich, kieruje się w tamtą stronę, po pewnym czasie ląduje i podziwia planetę, która niestety jest pusta. Ląduje w centralnym punkcie>

Hmm... chyba jestem pierwszy, trzeba od czegoś zacząć.

<wyczarowuje kilka zmutowanych stworków, które w ciągu 5 sekund wbudowują główny hol pałacu, do którego można dobudować jeszcze bardzo dużo rzeczy, jak skończyły w kolejne 3 sekundy stworzyły wierzę wysoką na 5 km. J-Voo* wszedł na samą górę i powiesił na ścianie dwa miecze świetlne, na szafce położył dwa blastery.

Zszedł do holu i usiadł na fotelu, czekał na innych>

Ciekawe kiedy się pojawią...

-----------------------------

*Poczekajcie do mojego kłesta to się wyjaśni :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cisza zapanowała wszędzie po olbrzymiej eksplozji. Nie było istotnym, że materia i energia przestały niemalże istnięć. Ważnym było to, że cisza była wszędzie... Zdumiewające zjawisko - cisza... Jest jedynie brakiem dźwięku, a jednocześnie niesie w sobie niezwykłą moc i nastrój. Krucha jak tafla lodu na kałuży, lecz potężna jak rozsierdzony bóg. No i ostatecznie, gdy nadejdzie już kres wszystkiego, wraz z nicością i ciemnością zasiądą na wiecznym tronie.

Wsłuchani w ciszę potrafili odkryć, jakie przesłanie ze sobą niesie. A była to iskra życia trwalsza od najtęższej skały, lecz drobna jak samiusieńki atom wobec całego uniwersum. Jednak ta iskierka wystarczyła, aby na najwspanialszej planecie jaką ten nędzny kosmos był godzien oglądać, zupełnie nieoczekiwanie i w zupełnej ciszy padła ona na ziemię. Wtem z litej ziemi począł wyłaniać się wielki blok litej skały i zaczął formować się z niego, zupełnie od dołu, potężny korpus. Cała czynność trwałaby tysiące lat, gdyby nie pewien drobny szczegół - czas jest baaardzo względny. Narodziła się więc forma dla pradawnej istoty - forma wielka i kamienna; forma potężna i silna; forma gładka i brodata. Co innego forma, a co innego bóg. Iskierka woli weszła więc przez oczodół olbrzyma wprost do jego ciała, a gdy była już wewnątrz - podzieliła się na dwoje i ruszyła - jedna ku jego głowie, jedna ku jego sercu. Ta, co pierwej do serca przybyła, ruch tworzyć i ożywiać trzewia poczęła. Ta, co do głowy przybyła, nadała formie wolę i rozum.

Minęło kolejnych kilka cykli.

Wtem oczy olbrzyma poczęły się nieśmiało otwierać, powoli patrząc na pierwsze światło nowego uniwersum. Powoli, lecz nieubłaganie, wzrok Holzena począł powoli wracać.

- Ja... Jestem...

I powoli zaczął przystosowywać swe ciało do ponownego działania.

- "Dzięki Ci, Ciszo. Istota ma ocalała..."

I stworzył przeto górę tak wielką, że zdawało się, iż nie znika tylko w przestrzeni, lecz także i w innym wymiarze. Holzen udał się na nią. A gdy to uczynił, objęły ją kłęby chmur nieprzejednanych. I spędził tam 39 dni, po upływie których chmury zniknęły, góra zapadła się pod ziemię, z której począł wyłaniać się Holzen.

- Trochę sprzętu się ostało. Cisza to jednak chciwa Pani... Wiele mych własności przepadło... Cóż, będę musiał je stworzyć lub uzyskać ponownie...

I Holzen usiadł, ciesząc się z powietrza i przeklinając przeklętą 404... I tak w kółko...

I ponownie minęło kilka cykli.

Holzen więc wstał i począł patrzeć, gdzie można swoje manele rozłożyć. I wtedy ujrzał, że James już się rozłożył.

- Szybki jest, skubaniec!

<Holzen przywołuje kilku Saatów>

- Migusiem! Wybudujcie mi iglicę wspanialszą od galaktyk i nie zapomnijcie o zagrodzie dla Andrzeja.

Takoż więc Saatowie poczęli z materiałów przygotowanych przez boga tworzyć wspaniałą iglicę. Nie minęła nawet chwila, ale kilkadziesiąt pięter wspaniałej granitowej budowli górowało nad wszystkim, co wzrok swój w niebo skierowało.

<Mija kilka chwil>

- No, gratuluję! Macie tutaj krążek sera...

<Puff> I pojawia się krążek sera wielkości... stadionu.

... A teraz won.

I Saatowie z posiłkiem znikaja.

- Dobra, czas dokończyć dzieło!

I Holzen stworzył ogromny labirynt u podstawy swej iglicy... Na najwyższym poziomie umieścił swoje komnaty, a będąc bogiem skał i minerałów, obrał za punkt najważniejszy, aby to najprzedniejsze z nich zdobiły jego posiadłość. Tak więc uczynił sobie: sypialnię, z wielkim granitowym łóżkiem i sporej wielkości telewizorem na ścianie; łazienkę, z olbrzymimi, marmurowymi wannami i jacuzzi; szafirowy tron oraz rubinowe berło; salę medytacji ze szmaragdowym ołtarzem, gdzie mógł szukać odpowiedzi w ciszy; topazową, lecz niezwykle giętką smycz dla Andrzeja - wszak fagocytujący słoń miewał swoje humory; kalcytową lodówkę; lepidolitowe fotele... czegoż to Holzen nie umiał stworzyć z jakichkolwiek skał...

Na środku holu głównego ustawił wielki jaspisowy posąg z jego brodatą mordą>

- Kurde, chyba już go gdzieś widziałem!

<Holzen pogodnie się uśmiecha>

- I jeszcze drobny szczegół

<Holzen tworzy Morze Brodorostu>

- Od dnia tego, każdy bóg czy nie-bóg, który wejdzie do... A, co będę powtarzać?! Już to mówiłem w zeszłej czasoprzestrzeni i powtarzać tego nie zamierzam!

I udał się Holzen do zbrojowni...

- A więc tak... Me oporządzenie i broń uległy, łagodnie mówiąc, rozchrzanieniu przy poprzedniej eksplozji, ale udało mi się coś od Ciszy uzyskać...

I Holzen wyjmuje generator anomalii, pas asasyna, SKSz od Blade'a oraz sztylet...

- Niewiele tego, ale na razie wystarczy... Straciłem jednak swój ulubiony młot i topór... Damn it!

I we wściekłości począł Holzen tworzyć nowe uzbrojenie.

- Zobaczmy... Broń dystansowa raczej odpada, zwłaszcza, że jest kamienna i nieporęczna... Miecze też się raczej nie przydadzą... No to wezmę... dwuręczny morgenstern!

<Holzen bierze wielką, ostrą i kamienną gwiazdę poranną>

- Piękny...

Holzen wychodzi na zieloną trawkę (przy okazji przywołując Andrzeja* do zagrody) i zaczyna podjadać camemberta :)

- Może ktoś się w końcu zjawi...

______________________________________________________________

*Chowaniec

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Bogowie mieli od niego przez jakiś czas spokój. Denerwowało go kolejne zmienianie świata. I-Nie-Wiadomo-Skąd (miasto techno-świrów, gdzie zresztą walczył muzyką przez kilka miesięcy) pojawił się w nowym świecie (lecz nie wiedział o co chodzi, bo nie czytał poprzednich postów) jako cień. Lili na imprezie u Krasnoludów wypiła trzy butelki spirytusu (666 % :O) i niestety jej łeb nie wytrzymał i się rozerwał, więc więcej jej nie zobaczymy>

- A niech Cię Moderatusie

<Wypowiedzenie tych słów było błędem, ponieważ dostał "Wielkim Radioaktywnym Młotem". Lekko podpalony leżał na ziemi>

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Bogini weszła przez portal spokojnie, bez żadnych efektów specjalnych. Za nią wbiegł Kazune, po Kendrze nie było ani śladu. Weszła do holu i spojrzała na tych którzy przybyli. Uśmiechnęła się miło i lekko skłoniła>

-Cieszę się że ponownie możemy się spotkać.

<Rozejrzała się po pomieszczeniu po czym je opuściła. Weszła do ogrodu. Troskliwie zbadała wzrokiem każdą roślinkę. Spacerując znalazła najlepszy punkt na stworzenie nowego domu. W jednej chwili na pustym terenie pojawiło się potężne drzewo gdzie był wybudowany całkiem duży domek. Znudzona stawianiem tego samego domu już drugi raz wróciła do holu i przysiadła na fotelu, czekając na resztę. Z nudów zaczęła trącać nogą chowańca, który merdając ogonem leżał u jej stóp>

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gdy wszechświat zastopował, nie mając co robić zasnął, a że w tym czasie szukał Tytokusa, to przeniosło go zpowrotem na Nowe Boskie Osiedle. Pojawił się idealnie nad jednym z jezior i z wielkim pluskiem uderzył w jego powierzchnię. Obudził się cały przemoczony, więc skoczył do brzegu, zdjął i wycisnął swoją koszulkę. Następnie położył ją na ramieniu, żeby wyschła i poszedł, z nie tak mało umięśnioną gołą klatą na przechadzkę po tym innym osiedlu.

- Tytokusie, gdzie jesteś?- krzyknął

Chyba nie pomyliłem się w obliczeniach...

-----

Szpan :P

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Gdzieś niedaleko pałacu, na ziemi siedziała Hisa. Nie wiadomo, skąd się tam znalazła, po prostu tam była. Przyglądała się dwóm małym kulom, które trzymała w rękach. Jedna miała kolor głębokiej czerni, a druga była biała jak śnieg. Heros stuknął palcem w białą kulę i powiedział.>

Pobudka!

<Wtedy biała kula wypadła z jej ręki na ziemię i zaczęła się formować na kształt człowieka. Formowała się, formowała, aż w końcu przed Hisą stanęła... Nami.>

Nie wiedziałam, że uda mi się ciebie ożywić. Chociaż skutki uboczne niestety są...

<Spoglądnęła na Nami. Ta nie miała jednej ręki. Heros wstał i podał Nami czarną kulę.>

Ja znikam. Nie mogę tu w końcu przebywać. Zajmij się tą kulą.

<Hisa otworzyła czarny portal, który znikł, gdy przez niego przeszła. Nie wiadomo, gdzie się udała, ale Nami to nie interesowało. Chowaniec położył się na ziemi i powiedział.>

Obudź się i zrób wreszcie porządny nasz dom z porządną kanapą. I zrób coś z tą ręką. Hisa pewnie zrobiła to specjalnie.

<I zasnął.

Minęło kilkanaście minut, kolejnych kilkanaście minut, aż w końcu czarna kula zajaśniała i zmieniła się w Naoko. Bogini w przeciwieństwie do chowańca posiadała wszystkie kończyny, wygląd się jej również nie zmienił. Spojrzała na pustą polankę, na której się znajdowała.>

Musi tu być dom.

<Nagle zjawił się ogromny szklany dom z ogrodem, również wielkim. Naoko sięgnęła do torby i wyjęła z niej jakiś zwój.>

Wszystko pamiętam. Zaklęcia też.

<Położyła zwój na ziemi i rozwinęła go. Nagle ze zwoju wyskoczyła Neko. Nao nie było.>

Połknęłaś ją?

<Wtedy Neko wypluła na ziemię Ghost Moon. Niestety, Nao spała.>

Ech.

<Bogini wskoczyła na dach domu i oddała się swojemu zajęciu, czyli oglądaniu chmur.>

Inni lada moment też powinni się tu zjawić.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Dusza rozproszona w przestrzeni. Obserwuje powstawanie nowych światów. Bogów pojawiających się na nowym Osiedlu. Siłą woli skupia cząstki. Tworzy swój stary ekwipunek: platynową zbroję, hełm, szmaragdową łyżkę, swoje rubiny, berło, odmładzainator, Włócznię Przeznaczenia i Szpon. Wyczuwa echa wspomnień o Spoonim, EVE i lekarzach.>

Za chwilę. Trzeba wrócić.

<Zbroja wchłania wszystkie rzeczy i zaczyna pikować w stronę Osiedla.>

Wszystko, do czego doszedłem, zniknęło. Znów muszę zająć Ziemię i doprowadzić ją do stanu sprzed wybuchu. Mój rynek święconej platyny upadł. Plan ograbienia biegunów z surowców i sfinansowania olbrzymiej armii, by rozprzestrzenić moje wpływy na wszystkie istoty organiczne. Mimo że są zawodne, miło, gdy płaszczą się przed Tobą. No właśnie... Zawodność... Nawet organiczni bogowie nie są w stanie wykonać powierzonych zadań. O, zaraz będę na miejscu.

<W tej chwili uderza w ziemię. Powstaje wielki krater. W powietrzu latają głazy po uderzeniu. Bóg tworzy kościaną sieć, którą splata wszystkie kamienie. Zbija wszystko w jedno "ciało". Tworzy wyspę. Casul, jako byt nieograniczony, unosi twór wysoko ponad siedziby innych. Zbroja wlatuje na nią. Z ziemi wyrasta potężny kościany pałac. Natychmiast pojawiają sie też szkielety, które zajmują się zagospodarowywaniem przestrzeni. Wokół siedziby sługusy budują miasto, mury, działa. Tak oto powstaje ruchoma forteca. Casul siłą woli odtwarza chowańca, robota i lekarzy.>

Idźcie do Wielkiej Wieży i znajdźcie tam dla siebie miejsce.

<Casul schodzi na Osiedle. Wchodzi do Głównego Pałacu, by rozgościć się.>

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Na Osiedlu coś błysnęło i pojawiła się szmaragdowa kulka. U jej boku stał śnieżnobiały wilk.>

-Gdzieś zgubiłeś ciało. Głupio wyglądasz jako sama energia. Zrób coś z tym, bo patrzeć nie mogę!

-Śpieszy ci się? Mi osobiście jest bardzo dobrze.

-Stwórz wreszcie to swoje ciało!

-Już, już! Nerwowy jesteś.

<Znów błysnęło. Znów był w swoim starym ciele. Było bardzo wygodne, trochę luźne, ale jednak wygodne. Porozciągał się chwilę.>

-Stwórz jeszcze swoje śmieci, e... miałem na myśli dom.

-Dobra, ale tym razem według mojego projektu.

-Jak chcesz.

<Klasnął. Tuż za nimi pojawił się pałac z litej skały. Nową siedzibę otaczał las pełen zwierząt i kilka dużych jezior, pełnych ryb.>

-To chyba wszystko. O niczym nie zapomniałeś?

-Nie. Jest nawet ta wielka dziura, która służy za WC.

-Załapałem... Jestem głodny...

-Upoluj coś! Albo zajrzyj do naszej wielkiej lodówki.

-Racja!

<Leszcz zniknął w wielkim wejściu do podziemi. Barto ruszył przez las.>

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wybuchass pojawia się bez zbędnych udziwnień. Po prostu nagle w miejscu, gdzie była łączka, po której hasały króliczki, pojawia się on, przy okazji wypalając ziemię wokół.

- Booombaa!- rozgląda się- Aha, jednak wybuchła. Nice. Mogłem im bardziej pomóc...Zaraz.- patrzy na blade dłonie- Niemożliwe.- zauważa, że jest w tunice- Nie...- dotyka czubka głowy. Czuje, jak łaskocze go niebieski płomień.- NIE!! Nie zmieniłem się w Hadesa!

Pada na ziemię. Cholera, właśnie przyjął postać najfajniejszego zimka z całego Olimpu. Wstaje.

- Ból! Panik!- po pojawieniu się demonów kręci głową- Stuninguję was.- Obaj zamieniają się wielkie drapieżne koty.- Teraz jesteście kolejno Tortura i Pożoga. Za mną.

Koty i ich pan idą w nieznanym kierunku.

DObra, chowańca(jego kartę) zmienię później.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Świat się skończył. Co tam świat, dosłownie wszystko. Czas uznał, że jednak już mu się nie chce lecieć przez siebie, a przestrzeń została zwinięta w kulkę (właściwie to w figurę o nieskończonej liczbie wymiarów, kątów, ścian itd. ale dla uproszczenia przyjmijmy, że w kulkę) i wyrzucona do kosza. Nawet fundament tego wszystkiego, pierwszy poruszyciel i Ojciec Bogów zginął. Na szczęście nie do końca, została mała cześć i z niej Uniwersum oraz Moderatus powstali na nowo. Na początku świat był pusty, ale potem zaczął się zapełniać. Tam gdzie są jakieś elementy Równowaga tworzy się sama lub trzeba ją wprowadzić. A wprowadza ją i utrzymuje jej Strażnik. Tam gdzie ona, tam on. Tam gdzie jej nie ma, on będzie. Jego powrót przyspieszyły zmiany. Tak, zmiany. Wszystko się zmienia, rzeczy prawdziwie stałych prawie nie ma. Nawet Równowaga wymaga zmian. Stale wirujący Wszechświat napędzał go, powoli budził, jak gigantyczne tryby cierpliwie nakręcające zegar. W końcu pojawił się też Pałac. On go strzegł i to właśnie jego ponowne wzniesienie dało ostateczny impuls. Lunarion wrócił.

Na dziedzińcu Pałacu Bogów pojawiła się postać. Najpierw jej nie było, ale krótki błysk i oto jest. Niewiele się zmienił od poprzedniego świata. Co do samego początku to inna sprawa, ale w końcu - jak już zostało powiedziane - wszystko się szybciej lub wolniej zmienia. Teraz rozejrzał się krótko, przeszedł po komnatach upewniając, że wszystko jest w porządku. Kiedy skończył wyszedł poza Pałac. Planeta była prawdziwie boska, piękna i dziwna. Niby kulista, ale jednak płaska albo i trójkątna, nieskończona, ale mieszcząca się w granicach Wszechświata jako ciało niebieskie. Trzeba założyć tu sobie siedzibę. Pałac to jedno, ale prywatny dom powinno się mieć. Poszedł więc na północno-wschodni kraniec Osiedla. Tam lasy, góry i lód mieszają się ze sobą. Wzniósł swoją siedzibę. Wielką kulę unosząca się nad ziemią, jej powierzchnia falowała. Teren dookoła niej cechował się zmiennym ukształtowaniem terenu, zmiennym klimatem i ogółem wydawał się chaotycznie przekształcać. Wystarczyło jednak wejść w rzeczoną kulę aby znaleźć się we wspaniałej budowli pełnej wijących się korytarzy. Układ pomieszczeń był oczywiście zmienny, jak większość rzeczy w tym miejscu. W centrum, jądrze chciałoby się powiedzieć, znajdowała się główna komnata, a w niej on siedzący na swym prostym, srebrnym tronie.

- Tak - powiedział do siebie cicho - zdecydowanie wróciłem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W cichej, chłodnej twierdzy rozległy się niespokojne kroki.

- Wy dwaj, na prawo! Wy, chronić tylne wyjścia! Wy, pilnujcie tych drzwi!

Żołnierze rozbiegli się, a na środku sali pozostał wysoki człowiek w czarnej szacie. W ręku trzymał długi, zakrzywiony sztylet, a na głowie miał kaptur ze znakiem czarnej róży. Oddychał ciężko i niespokojnie, rozglądając się bacznie na wszystkie strony. Nastała cisza. Mnich spojrzał niespokojnie na cienie otaczające pomieszczenie.

Nie uciekniesz mi, Jacques.

Żołnierze drgnęli niespokojnie.

- Pokaż się! Załatwmy to, tylko ty i ja! - wrzasnął mnich, ogarnięty paniką. - Stoję tutaj, na co czekasz?!

Z najbliższego cienia powoli wyszedł Asasyn. Kroczył w stronę Jacquesa.

- Straże! Zabijcie go!! - wrzasnął Jacques, i ruszyl w stronę głównego wyjścia.

Czterej strażnicy dopadli Asasyna, który zgrabnym ruchem przeskoczył nad połamanym stołem, i wpadł na dwóch pierwszych strażników, zatapiając im oba ukryte ostrza w głowach. Trzeci strażnik zaszarżował z włócznią. Blade złapał broń, kopniakiem odtrącił strażnika, i cofnął się. Machnął nowo zdobytą włócznią, i złamał ją na pół kolanem. Odskoczył od miecza czwartego strażnika, po czym prędko doskoczył i wbił mu ostrą połówkę włóczni w brzuch. Trzeci strażnik bez broni salwował się ucieczką. Wzrok Asasyna padł na Jacquesa, który wypadł za bramę. Blade zamachnął się, i cisnął półówką włóczni. Uciekinier oberwał drewnem w głowę, zatoczył się i wywrócił na posadzkę.

- Requiestat in Pace...

Blade przetarł ukryte ostrze z krwi Jacquesa, i przyzwał statek. Wsiadł do środka, i skierował się na Osiedle.

Jane schowała Berettę do pokrowca na broń, i zamyśliła się. Brakowało jej towarzystwa. Nie miała z kim porozmawiać, była samotna. Wyszła przed dom Blade'a, i rozejrzała się po Osiedlu, po czym wyruszyła poszukać jedynej osoby, z którą mogła kiedykolwiek porozmawiać - Casula.

________

I'm back! ;q

Co do mojego questa - zacznie się jutro, i będzie dla bogów, i herosów. Najlepiej znaleźć jak najwięcej postaci, bo ilość będzie dość ważna w queście :)

Im więcej kto ma postaci pod sobą, tym lepiej.

I pod koniec questa każdy, kto brał w nim udzial, dostanie nagrodę - jaką? zobaczycie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Trudno jest przetrwać koniec świata... Mi się nie udało. Może dlatego, że byłem tylko częściowo bogiem? Kwestia dziedziczenia, czy coś... W każdym razie, jak już powiedziałem, umarłem. Moje ciało umarło. Dusza jednak przetrwała... I znalazła sobie tymczasowe miejsce do zamieszkania...

Kwaka - mały zwinny ptak. Ta konkretna nazywa się Monedula... Wiedziała co robić - znalazła jedyne miejsce zdolne pomóc. Nie wiem gdzie ono było - na Osiedlu, czy w innym wymiarze... Nieważne. Ważne, że w opuszczonym, pomarańczowym pałacu udało mi się coś osiągnąć. Nawet więcej niż coś...

Osiedle... Nagle w samym centrum pojawia się niebieski błysk. Kiedy przeminął, w pustym dotąd miejscu pojawił się... robot. Czyli ja.
- Witajcie, białkowce!

-----
Tyt0k - dzięki za leczenie :7
Cruadin - kolor zwalniam. Ja piszę teraz tylko w kodowym... Bo jestem robotem :7

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na Nowym Osiedlu, czy Bóg (każdy) wie gdzie zaczyna nagle wiać pomarańczowy i pojawia się pomarańczowe światło. Tak przez kilka chwil, aż w końcu z światła wychodzi Tytokus, ranny fizycznie i psychicznie, ale bosko-żywy.

- No tak... Co by tu powiedzieć...

Staje w miejscu i zaczyna się zastanawiać.

- Kurcze, co się zwykle mówi w takich chwilach. Chyba ten, no... Yy... Wiem!

Zaczyna mówić donośnym głosem.

- POWRÓCIŁEM!

Otrzepuje się z kurzu.

- No to tyle chyba. Idę się wyleczyć.

Idzie w stronę swojego domku na osiedlu, który stoi, a jak osiedle zostało zniszczone, to właśnie powstał. Zaczyna tam opatrywać swoje rany, ale słyszy nagle krzyk posłańca śmierci.

- Już lecę.

Wskakuje na pomarańczowego ptaka, który wziął się nie-wiadomo-skąd i leci w stronę Dantego.

- No to co? Leczymy?

Bada Dantego i po dłuższej chwili stwierdza.

- No wiesz, mi to wygląda na Cadzycę, gdyż piszesz część posta czarnym kolorem dusza ci zaczęła trochę szwankować i ciemnieć. Jako najlepszy medyk świata (skromność) mogę ci jedynie powiedzieć, że dzisiejsza medycyna tego nie wyleczy.

Zaczyna się głośno zastanawiać.

- W sumie to mój mentor by to wyklepał, ale nie mam z nim kontaktu.

Zwraca się do Boga.

- Jeżeli chcesz, to mogę spróbować się z nim skontaktować. Osobiście, mogę ci jednak dać tylko leki, by dusza tak się nie 'odklejała'.

Rzuca Posłańcowi butelkę z białawym eliksirem.

- Wypij to. Ja idę spać. Śmierć strasznie męczy.

Idzie do swojego domku i kładzie się spać.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Zwraca się do maszyny.>

Nie krzycz. Hmm... Jestem tu z łaski Moderatusa już długo, a nie widziałem Ciebie. Zachowujesz się tak, jakbyś był tu od dawna. Jednak wyczuwam coś znajomego. Patronat... Stąd wnioskuję, że jesteś nowym wcieleniem Telepaty, Robocie. Czy może się mylę?

<Zbroja podnosi się z krzesła.>

Świetnie, w końcu mogę porozmawiać z kimś nieograniczonym przez mięso, kimś o szerszym spektrum widzenia.

<Prawdopodobnie wzdycha.>

Był tu wcześniej inny nieorganiczny. Ołowiany kot Plumbus, ale odszedł po epizodzie zwanym Uksyd. Wtedy byłem jeszcze, jak to określiłeś, białkowcem. Tak przy okazji, jaki masz numer identyfikacyjny Robocie?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Medyk od siedmiu boleści...- powiedział ponury głos

Dante popatrzył na buteleczkę.

- A pij sobie, co chcesz i tak nic ci to nie da. Nawet ten jego mistrz cię nie wyleczy, bo nie jestem @&@%& chorobą.

- To czym jesteś do jasnej @&@^&?- pomyślał Dante

- Jestem tym, co czeka... tym co przychodzi po dniu... tym co pojawia się po rozczarowaniu... tym co nie ma sumienia... jestem prawdziwym tobą.

- Niemożliwe, żebyś był...!

- A jednak...może mi teraz nie wierzysz... jednak przekonasz się, iż jest to prawdą.

Głos w jego głowie ucichł.

Dante nie wyglądał na smutnego, zaskoczonego... w tej chwili jego twarz wyrażała obojętność.

To się nie dzieje naprawdę... to jest ostatnia rzecz, która mogłaby mi się przydarzyć... Słyszałem legendy, lecz to działo się tak dawno( z punktu widzenia boga, to miliardy lat)...

---

Inspiracja wzięta prosto z Ergo Proxy( to głównie informacja dla fanów anime).

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Stanął na polance i rozejrzał się.>

Coś się chyba zmieniło, bo nie poznaje trochę otoczenia. Ciekawe gdzie są inni.

<Użył swojego termicznego wzroku i spojrzał w dół na jądro.>

Ale gorąca! O kurde, prawie jak słońce.

<Rozejrzał się jeszcze raz i zlokalizował dawnych przyjaciół.>

Hmm.... Sam tu stał nie będę, tylko do kogo podejść. Hmm... Casulon(o) gdzieś się szwęda, ale on mnie nie lubi, Tytokus śpi to nie będę przeszkadzał, Lunarion siedzi sam to pewnie ma swoje powody, to jemu też nie będę przeszkadzał. Do siostry nie pójdę, nie chce mi się, do Holzena też nie. Zostaje Selene, Barto i Dante. Tylko które wybrać? Już wiem! Rzucę monetą.

<Wyciągnął pieniążek.>

Jeśli wypadnie, reszka idę do Seleny, jeśli orzeł idę do Dantego, a jeśli ten trzeci rysuneczek idę do Barta.

<Rzucił. Wypadł orzeł.>

No cóż taki los. Tej no właśnie, gdzie jest Iten?

"Znajdź mnie hehe" - Odezwało się w jego głowie.

<Za pomocą wzroku termicznego odnalazł zdumionego chowańca i ruszył ku Dantemu. Po drodze rozmyślał gdzie by tu wybudować swój dom, ale postanowił, że tym zajmie się później. W końcu dotarł na miejsce i spojrzał na boga.>

Coś taki niewyraźny? Tak w sumie to chciałem spytać to co tam u ciebie, jak życie mija, co się dzieje u śmierci. No wiesz takie sprawy. To się pytam.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To już koniec, nie ma już nic...

Dosłownie. Bogowie ponieśli porażkę i bomba wybuchła, unicestwiając wszystko. Koniec bajki, można iść spać...

Ale co to za błyszczący punkcik?

Moderatus przetrwał katastrofę i odtworzył Wszechświat, a echa tego wydarzenia rozeszły się po całej Wszechrzeczy, budząc bogów z nicości. Ich ojciec wezwał ich ponownie, by zasiedli na tronach Uniwersum. Większość odpowiedziała na wezwanie, część jednak przepadła. Są Nigdzie. Nie Gdzie Indziej, tylko Nigdzie, nie ma ich. Może już nigdy się nie przebudzą z czarnego, wiecznego snu, a rzeczy, którym patronowali będą rządziły się same według praw natury i Moderatusa. Może powrócą kiedyś i upomną się o swoje, ewentualnie przejmą nowe części egzystencji...

A może wrócą zmienieni...

Solarion był dobrym bogiem. Patronował światłu, świętości i chwale, rzeczom i istotom heroicznym. Był uosobieniem wszystkiego w jego najjaśniejszej chwili, największej glorii, szczytowym momencie, kiedy po prostu nie mogło być lepiej. Był największym dobrem, które nie przemijało i najlepszą chwilą, która trwała wieczność. I taki pozostać dopóki nie skończy się Czas, tak, że chwil i momentów już po prostu nie będzie, a wraz z nimi życia.

I tak by było, gdyby nie to, że wszystko nagle szlag trafił.

Kiedy bomba wybuchła, fizyczna forma i boska esencja Solariona zostały zmiecione z powierzchni Wszechrzeczy. Została tylko świadomość, pozbawiona mocy i ciała, czekająca w pustce aż Moderatus stworzy Życie i Czas na nowo. I w końcu powrócił. Ale zmienił się. Drastycznie. Jego brat, Lunarion, i rodzice, Celestius i Stella, czuli to. Co się stało?

Kiedy Słońce czekał w Nicości na rozpoczęcie nowego Wszechświata, zapadł w sen, tak jak inni bogowie. Sen czarny, pusty i nieskończony, mający trwać, dopóki coś go nie wybudzi i przywróci do egzystencji. Ale Solarion nie zapadł w spokojny letarg na podobieństwo innych. Miał koszmar. Koszmar tak przerażający, że nawet Wybuchass, pan Strachu, wymazał go sobie potem z pamięci. Przedstawiał on koniec, gwałtowny i brutalny, a jednak spodziewany i ciągnący się w nieskończoność. Źródłem tych mar był szok po zniszczeniu świata. Solarion był w pewnym sensie Wszechświatem, jego nieodłączną częścią. Normalnie Uniwersum miało się skończyć dość szybko, ale stopniowo, by załagodzić nadejście tego wydarzenia i pozwolić bogom takim jak Słońce spać Nigdzie w spokoju przez wieczność. Ale bomba zniweczyła plany Moderatusa.

Kiedy w końcu Solarion jakimś cudem wyrwał się z Pustki i wrócił na Osiedle, był inny. Jego koszmar, chociaż już zakończony, był tak silny, trwał tak długo, że wpłynął na jego istotę, zmienił ją. Dawniej patronował najjaśniejszym chwilom Wszechrzeczy. Teraz był tym, co następuje potem. Degeneracją. Rozkładem. Przemijaniem. Stopniowym, ale nieubłaganym. W głębi swojej boskiej duszy ciągle był bardzo podobny do swojego dawnego ja, ale nieodwracalne zmiany zaszły. Solarzy również upadli, by lepiej oddawać wolę swego pana. Fatalistyczni i niewzruszeni. Strażnicy zakończeń.

Pałac Solariona obrócił się w ruinę. Teraz, jako siedziba Abyssala, wszędzie nosił na sobie oznaki entropii i rozkładu. Wszystko zarosło szarymi roślinami, sprzęty się rozpadały, woda tak oziębła, że nic nie miało prawa w niej przeżyć, powietrze znieruchomiało. Jedynie w bibliotekach pojawiło się coś nowego - tomy magii tak starej, że nawet bogowie o niej zapomnieli. I dobrze.

W samym centrum znajdowała się dziura w ziemi, tak czarna, że samo patrzenie na nią bolało. Tam swój tron miało nowe wcielenie boga. Abyssal usiadł na nim.

-Wróciłem... Wróciłem i stoję na straży przemijania i zakończeń. O to, co dalej troszczy się już sama Śmierć.

Nie mówił tego do nikogo. Stwierdzał oczywistość, prawdopodobnie dlatego, że nic innego nie przyszło mu na myśl.

-W tej chwili nie mam nic do roboty. Wszechświat dalej trwa, z każdą chwilą przybliżając się do końca. Nikt nie próbuje tego zakłócać, nikt nie miesza w odwiecznym porządku. Gdybym był niecierpliwy, próbowałbym sam to przyśpieszyć. Ale jestem mądrzejszy od pewnych niezrównoważonych, psychotycznych... osobników - wzdrygnął się na myśl o starym wrogu* - i wiem, że koniec prędzej czy później nadejdzie dla wszystkiego. Nie ma co przyśpieszać. A zresztą, po co? Skoro nie ma nic, co wymagałoby mojej bezpośredniej interwencji zajmę się... Osiedlem. Tak, zobaczę brata i innych. Nie, żeby mnie to za bardzo obchodziło, ale co szkodzi...

Wstał ze swego tronu i ruszył ku Pałacowi Bogów.

-----------------------------------------------------

*Zgadnijcie, o kim mówi :wink:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hmm... Chyba muszę zrobić porządek z torbą i kufrem. Ostatnim razem porządkowałam te wszystkie rupiecie 6 lat temu.

<Naoko zeskoczyła z dachu na balkon i stamtąd poszła do swojego pokoju, gdzie skierowała się do kufra.>

Zamknięty. Jak zawsze. Ale klucz mam chyba gdzieś w torbie...

<Sięgnęła do torby i zaczęła szukać po wszystkich kieszeniach, aż w końcu znalazła klucz w małej kieszeni torby. Otworzyła kufer i zajrzała do środka.>

Eliksiry, książki, zdjęcia... Wiedziałam.

<Wysypała zawartość torby na podłogę.>

Hmm... To co tutaj mamy? Eliksir inteligencji... To ja go jeszcze nie wykorzystałam? Nieważne... Książka "Tajemnice 7 Shurikenów Mocy"... Już ją przeczytałam... Hę? A to co?

<Sięgnęła po coś błyszczącego, leżącego pod kilkoma pustymi buteleczkami. Gdy to wyjęła, okazało się, że to naszyjnik od Holzena, ale okropnie zakurzony.>

To aż tak się zakurzył?

<Dmuchnęła i naszyjnik po chwili znów błyszczał. Zastanowiła się, czy go założyć. Jednak w końcu go założyła i wróciła do stosu starych rzeczy. W końcu...>

Te książki już się nie przydadzą. Puste butelki i dość stare eliksiry zaniosę na poddasze. Reszta się przyda.

<Mówiąc to, schowała do torby kilkanaście potrzebnych eliksirów. Butelki i stare eliksiry zaniosła na poddasze, a książki zostawiła. Zajrzała do kufra.>

"Jak oswoić dzikiego kota". Przecież to książka starsza niż ja i przeczytana dość dawno. Ech...

<Zaczęła przeszukiwać kufer.>

Książki, książki, książki, eliksiry...

<Jednak gdy kufer był już prawie pusty i Naoko zamierzała wyrzucić stare rzeczy, odkryła jakąś kartkę na dnie kufra.>

?

<Wyciągnęła ją i zobaczyła prawie wyblakły, ale czytelny napis "Minako".>

O ja!

<Powróciła do stosu rupieci i powoli znajdywała kartki z wyblakłymi napisami. Gdy znalazła ostatnią, wszystkie kartki złączyły się i utworzyły notes.>

Niech mnie...

<Naoko wszystko uporządkowała w kufrze, wyrzuciła niepotrzebne rzeczy, zamknęła kufer i poszła na dach, gdzie zajęła się czytaniem notesu. Gdy skończyła...>

To co się z nią w końcu stało?

-------

Bez obaw, ta Minako to nie jest żadna nowa postać. Wyjaśnię niedługo :tongue:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Wstał otrzepał się z ziemi. Wypatrzył jakieś miejsce, ruszył w jego stronę. Nagle pojawiło się kilkadziesiąt cieni ustawionych w szeregu grających

. Kazama podszedł do jednego z nich i dał mu po twarzy>

- Fałszujesz !

<Stanął na miejscu, które mu się spodobało>

-Tu będzie moja wieża !

-A tu moja - Powiedział jakiś cień

-Tu będzie nasza wieża - Krzyknęła rodzinka cieni

<W wyznaczonym przez Kazamę miejscu wyrosła wieża tak wysoka, że nie było widać jej czubka. Wszedł do wieży, i poszedł po schodach>

5 godzin później

<Zmachany Kazama nie był nawet w połowie drogi do góry>

- Przynajmniej nie będę miał gości

<Wreszcie dotarł na górę>

-Po kilku miesiącach poszukiwań wreszcie znalazłem wszystkie artefakty, które pozwolą mi przyzwać Najmroczniejszego Pana !

<Ustawił wszystkie artefakty blisko siebie. Stworzył się portal, z którego wyszedł...Gnom ? !>

-Gnom ?!

-COŚ CI SIĘ NIE PODOBA ?

- Nie wszystko jest ok - Powiedział Kazama wystraszonym głosem

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Selena przysypiała sobie w fotelu śniąc o nowym świecie. Od czasu do czasu słyszała jakieś modlitwy skierowane do niej, co jeszcze bardziej nużyły. Nagle usłyszała konkretną dawkę modłów, która natychmiast zerwała ją na nogi. Prawie nieprzytomna wyszła z holu. Zastanawiała się czy to co słyszy, jest aby prawdziwe. W tym samym czasie, niedaleko domu bogini otworzył się portal. Wyszedł z niego Crean, trzymając na rękach nieprzytomną Kendrę. To on modlił się do Seleny. W ogóle się nie zmienił, prawdopodobnie dlatego że kiedyś zatrzymał swoją własną klepsydrę czasu, wykorzystując okazję gdy Pan Śmierć był na wakacjach. Do tej pory nikt tego nie zauważył. Kendra natomiast postarzała się. Miała już może ze 45 lat (czas płynął w jej przypadku wolno, ale nadal)>

-Pani, gdzie jesteś... Chodź tu proszę...

<Powiedział na co Selena zareagowała natychmiast>

-Ona żyje?

-Jak przechodziłem przez portal jeszcze żyła. Chwila, sprawdzę...

<Sprawdził jej tętno. Żyła>

-Wszystko w porządku, poza faktem że... nie sądziłem że Cadzyca jest w niektórych przypadkach zaraźliwa. To ta właściwa prawda?

-Chyba tak. To kwestia czasu. Nie boisz się sam zarazić? Jesteś słaby.

-Ranisz me gołębie serce pani. Nie boje się.

<Zakpił sobie i uśmiechnął się>

-Zabierz ją do domu, odpocznijcie. Jeśli będę miała jakąś sprawę, masz natychmiast się stawić, zrozumiano?

-Tak, rozumiem.

<Crean wedle rozkazu, udał się do domu bogini by odpocząć. Natomiast Selena wróciła do holu, witając tych których napotkała po czym ponownie rozsiadła się w fotelu i zasnęła>

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

On też wrócił. Lunarion czuł to, w końcu byli braćmi. Czuł też, że się zmienił. Wyczuwał to już kiedy czekali na powrót, wiedział, że Solarion cierpi zanurzony w nicości i trawiony przez koszmary. Wtedy nic z tym zrobić nie mógł, teraz jest już za późno. Chciał się z nim spotkać, ale coś go dręczyło. Nie wiedział za bardzo co, ale na pewno coś. Postanowił więc przed udaniem się do brata przejść się trochę i odwiedzić PWB. Wyszedł ze swojego pałacu i tak właśnie uczynił.

Planeta Wojen Bogów. Nazwa mówi wszystko. Kiedyś, w sumie to jeszcze nie tak dawno temu toczyły się tu walki. Teraz na szczęście było spokojnie. Lunarion postanowił odwiedzić swój lud, Lunarów. Musiał przyznać, że nieco ich zaniedbywał. Teraz przyglądał się im z ukrycia. Wiedział, że kiedy świat się kończył oni się nie poddali. Wszystko dookoła nich błyskawicznie się rozpadało, przepadało zmiecione przez eksplozję, ale oni próbowali coś z tym zrobić. Oczywiście się nie udało i wszyscy zginęli, tak jak cała reszta istot. Teraz powrócili, zostali odrodzeni razem z całym Wszechświatem. Zmienili się jednak. Nie ciałem, ale umysłem. Teraz wierzyli, że w ciągle zmieniającym się świecie najważniejsze jest przetrwanie. Trzeba się adaptować i walczyć, stałość doprowadza do zguby. Wierzyli, że to uczyni ich silniejszymi, przystosowywanie się. Lunarion pochwalał tą zmianę, ale przypomniał też sobie o czymś. O posłańcach. Najlepsi wśród Lunarów, jeszcze w starym świecie wysłał ich daleko aby szerzyli wiarę w niego wśród obcych ludów. Oni niestety nie wrócili, w momencie śmierci byli zbyt daleko od swojego boga, otoczeni morzem innowierców. Wiedział jednak, że znowu potrzebuje kogoś takiego, kogoś kto byłby jego heroldem głoszącym nowinę, prorokiem prowadzącym naród, czempionem dokonującym heroicznych czynów. Potrzebuje Herosa. Nie może wybrać byle kogo. I kiedy tak myślał idąc zwyczajnie po lesie trafił na kogoś. Od razu było widać, że to Lunar. Szybkie użycie boskich mocy i Lunarion wiedział o nim wszystko. Wiedział, że nazywa się Allimir, że jest najstarszym synem jednego z szamanów duże plemienia i że pokłócił się z ojcem. Szaman chciał rozpętać kolejną wojnę widząc w niej motor zmian, którym w końcu ich bóg patronuje. Syn uważał, że ten nie ma racji i ich bóg nie chciałby przelewu krwi. Doszło między nimi do sprzeczki, potem awantury aż w końcu zaczęli ze sobą walczyć. Skończyło się na tym, że syn zabił ojca i uciekł wiedząc, że reszta mu nie wybaczy. Teraz stał przed Lunarionem. Słaniał się na nogach, ranny i wyczerpany. Uciekał długo, bardzo długo, nie miał już sił na przemiany, zresztą i tak się zgubił. Nie poznał nawet swojego boga. Nie poddał się jednak, ciągle miał resztkę nadziei i woli walki. Po chwili upadł na kolana, widać było, że jeszcze trochę i będzie po nim niezależnie od tego jak bardzo nie chce się poddać. Lunarion podszedł jednak do niego i wysunął w jego stronę rękę.

- Walczyłeś do końca. Do samego końca mimo wielkiej straty i wygnania. Wiedz, że ja, twój pan wynagrodzę ci to. Od teraz będziesz mi służył lepiej niż ktokolwiek kiedykolwiek. Wstań.

Allimir zrobił to, chwycił rękę i wstał. Sam nie wiedział gdzie znalazł na to siłę, ani czy przypadkiem nie oszalał tuż przed śmiercią. Wątpliwości szybko jednak ustąpiły kiedy poczuł, że zmęczenie i rany znikają.

- Chodź za mną, musisz się przygotować. Zabiorę cię do mego pałacu.

Tak właśnie zrobili. Właśnie tego dnia Lunarion zdobył jednego ze swoich najlojalniejszych sług i pierwszego Herosa, Allimira.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Stil obudził go z stanu zamyślenia, swoim przyjściem.

- Dawno nie było ciebie widać Stil. A u mnie po staremu... zaś u Śmierci, no cóż reset świata nie podziałał dobrze na zaświaty. Część bogów wydostała się z tamtąd i nie ma już zapisków o ich śmierci. Dodatkowo zauważono braki w klepsydrach czasu itd. ( Oj Selene.) Nawet w świecie bogów nie brakuje złodziei...

Odetchnął.

Zagwizdał i przyleciał do nich jego Feniks Śmierci. Podał mu mały zwitek papieru.

- Zanieś to do Śmierci- powiedział Dante

Feniks odkiwnął głową i poleciał.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<całe piekło drżało w posadach od gniewu Kota>

- CO to ma znaczyć?!?! Co to jest?!?

<wrzasnął Bajcurus, wskazując na biały włos w czarnej sierści>

- P... panie...

- CISZA!! To jest niemożliwe, nie mogę stawać się dobry!!

- Ale...

- Czy ja ci wyglądam na dobrego?!?! Mógłbym was wszystkich pościnać, gdybym nie potrzebował niewolników.

- Tak, ale...

- I lepiej, żebyś miał dobre wytłumaczenie!!

- Panie, wydaje mi się, że się.. starzejesz..

...

- Co?! To niemożliwe, bylem bogiem, bogowie się nie...

- Byłeś, panie. Teraz...

*CHLAST*

<Demon został rozpłatany na pół>

- Nie ma teraz! To niemożliwe, starość to słabość, a ja jestem silny!!

<wyszarpał sobie kępkę sierści, a biały włos Bajcurusa opadł gdzieś do świata śmiertelników>

- Nie mam zamiaru siedzieć tu i czekać, aż zgrzybieję jak mój ojciec.

<po tych słowach zstąpił z piekła i ruszył w stronę Pałacu Bogów>

Asasyn siedział w swoim domu na Osiedlu, i rozmyślał. Nie lubił samotności. Powstał, i wyjrzał przez okno. Rzekł komunikatorem do każdego boga:

- Hej, tu Asasyn. Wyprawiam ucztę, wpadnijcie. Przyda nam się trochę odpoczynku od ciągłej boskiej roboty, nie? Heh.

Po tych słowach ruszył na dół, aby przygotować balangę. No bo cóż to za bóg, który nie ucztuje?

<Bajcurus szedł w kierunku Zamku. Po drodze napotkał Solariona. Kot prędko zmienił formę na ludzką, i zagrodzil Abyssalowi drogę>

- Aaach, nasz wspaniały bożek miał złe sny? Wygląda na to, że twój pałacyk jest nieco popsuty, BUECHECHE!!

<zbliżył się na odległość metra>

- Zawsze taki ohydnie dobry i praworządny. A teraz miałeś zły sen i uważasz, że jesteś potężny? Phi! Zawsze pozostaniesz dawnym Solarionkiem. Mięczakiem.

<zblizył się jeszcze bardziej>

- Z chęcią rozpłatałbym cię na pół mieczem, a potem spopielił twoje zwłoki. Gdybym tylko miał swoją moc!

<jak zawsze zło emanowało od Bajcurusa, sprawiając, że okolica zdawała się brzydsza, kwiatki zwiędłe, niebo czarne, a świat smutny. Mimo, że tak wcale nie było>

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.


  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...