Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

P_aul

Kfiatki z sesji

Polecane posty

Ten temat służy do opisywania konkretnych sytuacji z sesji. Jedna uwaga, wrzucajcie tylko zdarzenia naprawdę zabawne, epickie lub wyjątkowe wpadki (nie ma nic zabawniejszego niż dobrze wykorzystana przez MG 1 na kostce :D)

Aby jakoś zacząć sam opiszę sytuację z sesji rozgrywanej daaawno temu jeszcze w liceum. Setting - Warhammer (choć dość luźno bo lubiłem dodawać co mi się akurat podobało...) Bohatery - człek wojak, młody mag również rasy ludzkiej, krasnolud wojownik (przy okazji najbardziej pazerna istota w Imperium i okolicach o.0). Sytuacja - obóz wojenny orków, którzy powoli zbierają się do najazdu. Gracze dokonali zwiadu i uznali, że siły są wroga są na razie niewielkie, a ubicie woda rozgoni tchórzliwe bestie na czas jakiś. Przy okazji zwiad ujawnił obecność trolla. Graze uwzględnili to w przygotowaniach i zakupili kwas. Zebrali też milicję, lokalnych wojaków i wi wojownik poprowadził frontalny atak, podczas gdy krasnal i mag skorzystali z zamieszania i zakradli się do namiotu wodza, który nie zdążył jeszcze go opuścić. Po drodze spotkali oczywiście trolla i jako naprawdę już doświadczeni bohaterowie pokonali go bez poważnych strat własnych. Niestety zapomnieli o kwasie bo spieszyli się by dopaść wodza nim przygotuje się do walki. To również im się udało i brzydal padł pod ciosami topora. Świętując już zwycięstwo wychodzą z namiotu by natknąć się na... oczywiście częściowo zregenerowanego, wkurzonego trolla, który znalazł sobie na dodatek małe drzewko jako maczugę. Pierwszy atak, trafienie w krasnala. Obrażenia - 6. Drugi rzut - 6. Trzeci - 5.

Kumpel długo wpatrywał się w wyniki, potem w swoją kartę, potem odwrócił ją by stwierdzić "Nie, nie mam już punktów przeznaczenia." Przez kilka dni nie mógł sobie darować tego głupiego błędu z kwasem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hmmm... pamiętam pewną sytuację, gdy byłem MG w dosyć luźnej kampanii Warhammera...

Mianowicie drużyna, składająca się z krasnoluda wojownika i trzech ludzi - maga ognia, szlachcica i leśnika. Dzięki scenariuszowi do drużyny dołączył też miejscowy sierżant.

W pewnym momencie, drużyna zmuszona była bronić się przed atakiem wściekłego tłumu w zaniedbanej karczmie na obrzeżach miasta. Kiedy już tłum został przegoniony, gracze byli w opłakanym stanie, jeden z nich wraz z sierżantem - BNem byli nieprzytomni. Gracz którego postać była nieprzytomna wyszedł, tymaczasem mag ognia, rozwścieczony stratami odniesionymi podczas tego ataku stwierdził, że spali już do końca resztki karczmy. Zszedł do piwnicy, aby wytargać wszystkie beczki wódki i zaczął oblewać nimi ściany z dzikim błyskiem w oku.

MG:

No, więc widzicie jak Magnus zaczął rozlewać dookoła spirytus mrucząc coś pod nosem i uśmiechając się złowieszczo.

Gracz1(krasnolud):

Ej... on jest magiem ognia... WYCHODZĘ!

Gracz2(leśniczy):

WYCHODZĘ! Aha! I zabieram szybko sierżanta!

Tymczasem mag opróżnił już wszystkie beczułki, także wyszedł z karczmy i zadowolony powiedział

Gracz3(mag):

No to ja podpalam karczmę!

MG:

No, dobra, podpaliłeś karczmę. Płomienie od razu zajęły prawie cały budynek.

Gracz3:

W takim razie odsuwam się jeszcze trochę i podziwiam żywioł (z jego głosu biła ogromna satysfakcja)

Zrobiło mi się ich trochę żal, bo szkoda żeby tak banalnie zginąć, więc powiedziałem

MG:

Dobrze więc, stoicie wszyscy we CZWÓRKĘ (dosyć mocno to zaakcentowałem) i podziwiacie palącą się karczmę.

Gracz3:

Yeaaaah.....

....

...

..

KURCZE PIETER!!!!!!

Pozwoliłem im go uratować, ale zniszczyłem cały ekwipunek i nie obyło się bez wizyty u uzdrowiciela. Ale ich mina, gdy to sobie przypomnieli i panika jaka wybuchła, była piękna!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Heh.

Przygoda (niedokończona) Władców Losu. Nie pamiętam już na jakim filmie to robiliśmy, ale podczas tej sesji miała miejsce następująca scena:

Jeden z Władców wcielił się w avatara i chciał wejść do pewnej knajpy, by dołączyć do gry w pokera, w której brał też udział węzeł. Ale jako że gra była prywatna, w drzwiach stał pewien osiłek. Wywiązała się następująca wymiana zdań.

Osiłek - Ej, ty, jak się nazywasz?

Avatar - Po pierwsze : Johnson. Po drugie: kultura.

Osiłek odwraca się i wrzeszczy do właściciela lokalu : - Ej, szefie, jakiś Johnson Kultura tu przyszedł!

Zabawna sesja... Niestety większość scen wyleciała mi z głowy....:/

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Podczas jednej z przygód prowadzonej w D&D nasza dzielna drużyna - elf mnich, półelf druid, gnom kapłan i człowiek mag - zlazła w poszukiwania bogactwa w ciemne czeluście kompleksu jaskiń. Idąc tak i pokonując kilku orków oraz inne pokraczne monstra doszliśmy do dużej jaskini, której sufit ginął w mroku. przed nami rozciągały się strome schody... Po rzucie na spostrzegawczość, mój wspaniały elf zauważył czychające w górze potwory - coś na kształt latających pijawek - należało więc obmyślić taktykę. Wciągnąć się w walkę, czy spróbować przekraść się obok? Po krótkiej dyskusji doszliśmy do wniosku, że najlepiej będzie niezauważenie przemknąć się obok. Ustaliliśmy kolejność. Najpierw mój elf, następnie mag, potem półelf, a na końcu zakuty w ciężką zbroję gnom. Przed moim rzutem powiedziałem jeszcze do gracza kierującego kapłanem:

- Tylko nie zrób tak jak Orcrist*! Przecież to co zrobił, to był szczyt głupoty!

- Wiem, przecież tego nie zrobię, on się wtedy zachował jak debil - uspokoił mnie.

Po czym wykonałem swój rzut kostką. Bonus do zręczności + premia z umiejętności pozwoliły mi bez żadnych przeszkód bezszelestnie zejść ze schodów. I zanim ktokolwiek zdążył się zorientować, gnom chwycił k20 i rzucił. Wynik 7. Zapadła kompletna cisza.

- Dlaczego to zrobiłeś?!

- (z konsternacją) Nie wiem....

Po odliczeniu kary z pancerza oraz minusów do zręczności dał wspaniały wynik -4 i jak określił MG - "Kapłan stoczył się ze schodów drąc w niebogłosy i uderzając zbroją o kamienie.

*Orcrist - znany z wcześniejszych sesji D&D krasnolud barbarzyńca - kapłan nie potrafiący czytać. Jedną z sytuacji z której był znany to próba skradania zaraz po pierwszym członku drużyny, podczas gdy miał to zrobić ostatni.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Warhammer:

Nekromanta, 2,5metra wysokości, elf, interesujący się demonologią spróbował przyzwać demonicę. Ta się uwolniła i zaczęła go gonić, a więc zdesperowany zaczął uciekać po polach i lasach w zimie... wreszcie - wiedział, że lada chwila go dopadnie, więc wspiął się na drzewo. Demonica stanęła pod nim i kazała mu zejść, więc odpowiedział "Skąd wiedziałaś, że tu jestem? Jak spośród tylu liści wybrałaś akurat mnie?!"

Od tej pory był Nekromantą Liściem :D

Nekromanci mają szansę na uzyskanie jakiejś choroby co pewien czas... Ale MG pozwolił drużynie wybrać, jakie uczulenie dostanie gracz - jako przyjaciele, wybraliśmy na wodę, zamiast np. kurzu albo skóry. Tak, następna przygoda była na statku podczas sztormu :D

Po zetknięciu się z krwią rycerza chaosu można dostać mutację. Znajomy wylosował "Płonącą czaszkę". Wymienił konia na bojowego(ze zbroją) i przemianował swoją postać na "Hellspawn" :D

DnD:

Znaleźliśmy jakiegoś dziwnego mężczyznę przykutego łańcuchami do ścian w celi opuszczonej świątyni. Przeszukaliśmy salę, nie znaleźliśmy nic dziwnego. Ktoś z drużyny wychodząc powiedział "zerkam jeszcze raz na nieznajomego, żeby sprawdzić, czy dalej jest nieprzytomny"

MG: "Nie, wampir dalej się nie rusza"

A oto kfiatki ze specjalnej sesji - life na Zjeździe nr 1, jako MG: Pan_Feanor

(Walka z goblinem)

MG: Zachodzisz go od tyłu

G1 : Wbijam mu miecz w plecy

MG (rzuca kośćmi): On się obraca i widzi miecz wbity w swoje plecy

***

Gracze zostają zaatakowani przez grupę goblinów, którym dowodzi ich dowódca, któremu podczas ostatniej sesji gracze poodcinali obie ręce, a który później uciekł, a teraz wrócił i postanowił się zemścić.

MG: słyszycie, jak odgraża się wam, a później mierzy do was z kuszy

Gracze: jak? Przecież odcięliśmy mu ręce! Nie może trzymać kuszy!

MG: on ma kuszę zamiast ręki, taki implant

Gracze: ...cisza...

G1: a jak on naciąga tą kuszę, skoro nie ma rąk?

MG: No jak to jak? Zębami!

Gracz(trafia w dowódcę goblinów)

MG: twoja broń wybija goblinowi zęby. Już sobie nie naciąga kuszy.

Wszyscy gracze są zmęczeni walką, ale następuje koniec goblina- terminatora:

Cardi: (rzuca kośćmi): trafiłem!

MG: NO to wbijasz mu ten miecz w brzuch...kręcisz kręcisz i wyciągasz nerkę

***

Gracz(sir Lukas) zostaje trafiony

MG: cios trafia w korpus... schylasz się i co widzisz? Swoje płuco!

Gracze jadą na wozie;

MG: czujecie się obserwowani.

G1: wywiercam w tyle wozu dziurę, by móc niepostrzeżenie patrzeć, kto nas śledzi

G2: A po co wiercić? z tyłu zawsze jest otwór:D

Browar wyraźnie nie lubił murzyna-zleceniodawcy , więc coś mu powiedział (niemiłego).

MG: Murzyn się na Ciebie marszczy

***

Gracze próbują sprzedać handlarzowi pewien klejnot, wielki ?jak cholera?, jak to opisał MG.(i jak później zostało zapisane w ekwipunku: 'klejnot jak cholera' i dwa kryształy 'o takie'.

G1: wyciągam klejnot z sakiewki

Handlarz: O cholera!

Gracze usiłują się targować, aby uzyskać wyższą cenę

G1: niech pan patrzy, jak się go obraca w pobliżu świecy, to jego ścianki tak błyszczą, jakby wewnętrznym światłem...

G2, dodaje szybko: on jest z pewnością magiczny, sam świeci

MG: handlarz odchodzi parę kroków, po czym z szuflady wyciąga widelec, naciska guziczek: ?A widzicie? Mój widelec też tak potrafi... to może się zamienimy??

Gracz, łotrzyk, kupił od emerytowanego superbohatera NS, i przy okazji kupca przedmiotów anormalnych zbroję skórzaną ćwiekowaną +2, w zamian za połamany, drewniany kij?

Drużynowy łotrzyk postanowił sobie sprawić nowy rapier;

G: Czy mogę tu kupić jakiś dobry rapier?

Handlarz-niziołek, wyciąga ładną, grawerowaną broń, jednak nie ostrzejszą od starej broni Gracza

G: A jest coś tu coś trochę...tak jakby...bardziej magicznego?

Niziołek: Aaaa....spod lady?

(Zakupiony rapier okazał się świecący w ciemnościach na czerwono, co było łotrzykowi wybitnie nie na rękę...)

G: Mam zapalony (napalony) rapier. Muszę znaleźć jakąś pochwę żeby go schować.

G: Rapier Kingsize

Łowca [Cardi] miał poszukać dworku w lesie. Rzuca kostką: 17.

MG: Widzisz las, przed tobą prosta, brukowana ścieżka i drogowskaz do dworku. [Gracz idzie, po pewnym czasie MG: rzuć jeszcze raz]

15: Ścieżka powoli zanika

7: Nie widzisz ścieżki

1: Nie widzisz lasu :D [Łowca usiadł na kamieniu i wykorzystał zasadę 20].

MG: dobra, po 20 minutach wstajesz z kamienia, rozglądasz się... a za plecami kraty otaczające dworek!

G[ja :D ] - wyjątkowo szczęśliwy rzut przy uderzeniu kataną

MG: W ekwilibrystycznym stylu rozcinasz goblina.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Warhammer

Gracz (szlachcic) trafił połamany do medyka. Ten widząc jego szykowny strój zatarł ręce i wziął się do roboty. Bandażując głowę napomknął przypadkiem:

Medyk: No, będzie z sznownym panem sporo roboty, oj będzie. Rachunek może być spory, ale poskładam pana tak, że nie będzie śladu.

Gracz (zaskoczony wysokim kosztem leczenia): A - a - ale ja jestem biedny! Tylko ciuchy mam takie fajne!

Gracze utknęli zamknięci w podziemiach kasztelu stojącego nad urwiskiem. Po wydostaniu się z celi uznali, że najlepiej będzie wymknąć się niespostrzeżenie. W ten sposób dotarli do komnaty w której jedynym wyjściem były dziury w podłodze prowadzące do strumienia na dole urwiska (jakieś 30 metrów). Gracze stanęli i zaczęli kombinować, jak najmniej boleśnie wylądować w strumieniu. W końcu jeden z nich powziął błyskotliwą decyzję

Gracz1: To może najpierw niech skoczy ten, co ma najwięcej wytrzymałości!

Pozostali po chwili wachania zgodzili się. Nastąpiło dokładne sprawdzenie kart, po czym ten sam gracz który to wszystko zaproponował stwierdził żałośnie

Gracz1: Ej.... to chyba ja mam najwięcej wytrzymałości....

I skoczył. No właściwie został uprzejmie wypchnięty przez pozostałych. Nastąpiła chwila ciszy w której MG rozkazał wykonać rzuty na zręczność. Udał się jeden.

MG: No, słyszycie mocny plusk, ale taki z jakimś chrzęstem i trzaskiem.

Gracz który skoczył spojrzał żałośnie na tabelkę Punktów Przeznaczenia i chwycił ołówek z gumką. Pozostali po chwili konsternacji zaczęli gorączkowe przeglądanie kart postaci. Po chwili jeden z nich stwierdził:

Gracz2: Hej! ja mam przecież 10 metrów liny!

Gracz3: O! I ja też! To już jest 20! będziemy skakać tylko z 10 metrów!

Gracz który skoczył spojrzał na nich spojrzeniem godnym mordercy...

Dwóch graczy debatuje nad losem ogłuszonego karczmarza leżącego w pustej karczmie. Jeden z nich (mag) ma już na koncie kilka zabójstw, ale postanawia już więcej nie brudzić sobie rąk. Dla drugiego z nic może to być pierwsze zabójstwo z premedytacją. Nie wiedząc co zrobić pyta się maga:

Gracz1: Ale ja nie jestem pewien, czy chcę go zabić. Może naprawdę lepiej byłoby go zgładzić?

Gracz2: (wzruszając ramionami) Jak chcesz, to go ZABIJ.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zjazdową sesję 'Fate' można by właściwie w całości tutaj wstawić, ale jako że pamięć ma słaba to kilka lepszych akcji... chyba :P

That warrior is a spy!

Sytuacja była tego rodzaju - pomijając cały fabularny wstęp - że ma postać wraz z innym graczem znalazła się w więzieniu. Nagle wpadają kulki (aha, trzeba zaznaczyć, że kolega z celi zawalił test kostek na wylanie cuchnącego kubła i sam oberwał wiadomo czym ;P) & wydzielają halucynogenny gaz. Rzut na odporność... elegancko zdaję. Zaraz wbijają asasyni a ja zastanawiam się co robić. Broni brak, pancerza raczej też, można ich zaskoczyć... Biorę rzut na kamuflaż (um. na poziomie dwa ^^). Tutaj chcę przypomnieć, że jestem w całkowicie pustej celi, bez szansy na schowanie się za czymkolwiek. Wyrzucam sukces! ;P Co robię? Zlewam się ze ścianą i czekam aż wbiją. Takie rzeczy tylko w 'Fate'. Co prawda dałem się wpakować, bo nie zaatakowałem ich a ujawniłem się & po odzyskaniu mieczy dostałem cios w potylicę :=)

Inna sytuacja to moment zaraz gdzieś na początku gdy ekipą wybiliśmy na pustynię bez zapasów a zaalarmowana straż rozstawiła patrole na murach i w bramach. Wiedząc, że bez zapasów raczej nie przetrwamy drogi do najbliższej oazy to próbuję przebrać ekipę. Znów kamuflaż i z piaskowca - bo ofc był sukces - stworzyłem dla czterech ludzi i krasnoluda (180cm z hełmem, bez - 140cm ;D) przebranie beduińskich tancerek + alfonsa. Epic win! Infiltracja oczywiście się udała. Gdzieś potem próbowałem zakamuflować zwłoki - ale nie martwe... wiecie o co chodzi - aby opylić je na czarnym rynku jednak się nie udało. Więc mimo że byłem wojownikiem to równie dobrze zachowywałem się jak szpieg bądź generalnie zabójca, ale i tak było fajnie ^^

O krasnoludzie co piaskowcom się kłaniał

Wyżej wspomniany krasnolud... poza miłością do trunków & kopania... uwielbiał jeszcze skały. Finałowa walka, ubijamy moby - 11 elitarnych strażników Sallaha ir Szabira (dobrze to pamiętam?) - ale główny zły, jako że chyba ifryty też poszły w cholerę - akurat dobre rzuty - ożywia 10-metrową statuę samego siebie na koniu i z mieczem. My tam się skupiamy na walce, ale postać Sevarda za 'fate point' ogłasza swój zachwyt nad tą piaskową rzeźbą i ze trzy razy próbuje się wdrapać, żeby przerobić twarz na lepszą ;P Najlepsze było jednak to, że w momencie gdy statua chce zaatakować jego z aspektu geologii bodajże rzuca taką akcję, że przechodzi do drugiej nogi sprawdzić czy jest zrobiona z tego samego <lolface> Udało mu się ^^

---

Była jeszcze akcja Mavericka, który prawie pokonał sześciu przeciwników walcząc samemu, ale do końca tego nie pamiętam :P

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A co mi tam, wrzucę coś od siebie.

Szlachtowanie karpia

Warhammer, jeszcze pierwsza edycja

Rzecz dzieje się w dokach Nuln. Gracze to para silnorękich i twardogłowych krasnoludów, którzy jakiś czas temu weszli w posiadanie kawałka spaczenia. Dla bezpieczeństwa postanowili zakopać go gdzieś w ziemi za murami miasta. Aby dodać rozgrywce kolorytu postanowiłem, że będzie to miało jakieś odbicie w rozgrywce i gdy gracze już jakiś czas później przechadzali się właśnie po dokach z rzeki wychynęło wielkie zmutowane rybsko długie jak dwa trolle, a wysokie na półtora. :) Walka była wielce zajadła, ale jeden jej moment bije na głowę wszystko inne. Nie pamiętam już co skłoniło jednego z graczy do tej decyzji i jak wtedy potoczyły się kości, ale faktem było, że gdy spadł rybie z grzbietu i uchwycił się jej ogona ta wystrzeliła go wprost na ścianę pobliskiego budynku. Graczowi udał się rzut na szczęście i miast rozbić się na kamieniu rąbnął w zamknięta okno i wylądował na stojącym za nim łóżku, które zawaliło się pod jego ciężarem. O reakcji zaskoczonego właściciela przybytku nie wspomnę. :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na sesji podczas Toporiady (tegorocznej zresztą): system AD&D

Kumpel grał elfim łowcą, wyczuł że jego panu cos zagraża więc całą drużyną udaliśmy się do domku owego nauczyciela-druida. Oczywiście masakra wszystko popalone zwierzęcy towarzysze pozabijani. Elf łowca podbiega do fretki przybitej do drzewa rzewnie płacząc odrywa jej ciało od owej dużej rośliny wyrzuca fretkę do przed siebie z okrzykiem: Krysiaaaa biegnij ! I tutaj jego komentarz: " Ja tak krzyczę, a ona nie biegnieee". Prawie się nam chłopina rozpłakał :D

System: Neuroshima 1.5

Prowadzę sesje, wrzucam graczy do zamkniętego kompleksu z którego nie ma wyjścia, kumpel grający gościa z texasu podchodzi do pierwszych lepszych drzwi wyrywa z nich klamkę i mówi: Jak się nie ma nic ostrego to trzeba z klamki strzelać.

System: DnD 3.5

Tym razem prowadzi sesję kumpel (ten od teksańczyka i elfa łowcy). Ja gram wojownikiem, który miał manie polewania się spirytusem przed walką (nie pytajcie dlaczego, nie wiem). Trafiliśmy na orków, ja polewam się spirytusem i biegnę na przeciwników, w tym momencie kumpel krzyczy: Ja ich z fireballa wale! I walną podpalił mnie skubany, ale się nie poddałem, wykorzystałem to i podbiegałem do orków przytulając się do nich, oczywiście przeżyłem to podpalenie - orkowie nie. (takie rzeczy tylko w DnD) Mina MG bezcenna :D

Kolejna Toporiadowa sesja (też z tego roku :P). System: Neuroshima 1.5

Znaleźliśmy ciało syna burmistrza jakieś 5km od miasta. Postanowiliśmy go zakopać, a ja zabrałem mu jego obrzyna. Udaliśmy się do baru, aby sprzedać informację barmanowi. Barman nie uwierzył kumplowi (tak to ten od elfa i teksańczyka), więc kumpel postanowił mu to udowodnić pokazując mu broń syna burmistrza. Wyjął ją zza poły płaszcza podniósł do góry i krzyknął: To jest broń syna burmistrza, który zginął jakieś 5km od miasta. My go nie zabiliśmy on już tam tak leżał! Reakcja mieszkańców miasta była jedna, skopać tyłki nowo przybyłym bo zarąbali naszego :D

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kontynuując dalszą kampanię mająca rozruszać ten dział choć pewnie to nie nastąpi dla szerszej publiczności daję zapis pewnej sytuacji jaka wydarzyła się na skajpowej sesji Pathfindera ;]

Sytuacja wyglądała następująco - podziemia jakieś zrujnowanej świątyni, ekipa barbarzyńcy - w mej skromnej osobie -, kapłanki, barda i jakiś mag (niestety nie pamiętam dokładnej nazwy tej klasy ;p) podczas finałowej walki postawieni naprzeciwko demonowi cienia zamkniętemu w magicznym słoiku albo innym krysztale. Nie ważne. Liczy się to co nastąpiło w trakcie całego zajścia. Oprócz głównego złego na tą część sesji w pomieszczeniu znajdowały się cztery ektoplazmy o ludzkich kształtach (też nie pamiętam jak to się w bestiariuszu nazywa) z większością, których dało się radę rozprawić szybko. Cała sytuacja nabrała rozpędu w momencie, w którym o jeden punkt zawaliłem rzut na siłę woli a tym samym weszło zaklęcie demona - zamiana dusz, tym samym zdobył sobie największego tanka (AC na poziomie 20, sporo bonusów do trafienia plus greatsword plus cleave ;]) a przy okazji DPSa w teamie. Nie rzeknę co można było zrobić wcześniej albo co inaczej, faktem jest to, że pierwsza akcja kapłanki to rzucenie się na mojego opętanego barbarzyńcę z morgersternem w łapie. Nie muszę dodawać, że nie trafiła, natomiast w tej konkretnej chwili kości mi dopisały. Pierwszy rzut - 19, drugi - 20. Krytyk 4k6+6 równa się zmasakrowane ciało kapłanki jakie znalazło się na przeciwległej ścianie komnaty (efekty bycia na -21hp). Szczęśliwie nie za długi czas potem pojawił się wysokopoziomowy oracle z dostępnym zaklęciem wskrzeszenia biggrin_prosty.gif

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mnie tam w tamtej akcji bardziej rozwalił tekst krasnoluda. Demon postanowił zarzucić nieco forshadowem i po opanowaniu barbariana stwierdził, że w jego głowie są ciekawe rzeczy oraz:

- Nawet znasz moje Imię!

Na to krasnolud:

- Wszyscy je znamy... <samocenzura>głowy!

Potem upierał się tak nazywać istotę przez resztę sesji...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To i ja coś dorzucę.

Kilka lat temu kolega zakupił kilka podręczników do D&D. Był to nasz pierwszy kontakt z RPG opartym na danym systemie (3.5). Swoje pierwsze karty tworzyliśmy kilka godzin, cechy szczególne (a były ich trzy) losowało się za pomocą kości. Ja swoich nigdy nie zapomnę - szeplenienie, jąkanie się i cedzenie słów. Nawet nie wiecie jak ciężko było mi odgrywać swoją własną postać.: )

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

WH 2

Jakkap, podniecony myślą jak by tu zabić złych piratów wpadł na pomysł że będzie biegał z armatą na plecach, a Skito będę biegał za nim i przeładowywał. Gdy się zapytałem w jaki sposób mam zmieniać amunicję, odpowiedział:

-Normalnie,ładujesz mnie od tyłu.

Jakkap do nieumarłego:

"Giń trupie!"

Fenster-bis - "Prosimy o piwo"

Barman - "Takim klientom zaproponowałbym raczej coś z wyższej półki"

Fenster-bis - "Jeśli na wyższej półce masz piwo, to prosimy o piwo"

Pijański pojedynek na kości z krasnoludami. Krasnolud rzucił kośćmi po czym (z powodu %) stracił przytomność.

Kapłan Ulryka czeka na placu na spalenie wyznawców mrocznych bogów. W pewnym momencie przebija się przez cały tłum i prosi o dowody na to, że są winni. I wywiązuje się taki oto dialog.

- Nie ma dowodów na to, że są winni. Gdyby byli dostalibyśmy znak od mojego boga.

- Na przykład jaki?

- Coś ukazałoby się na niebie.

Wszyscy spoglądają w niebo, a tam ukazuje się Zielony Księżyc (symbol chaosu).

- Tego (pokazując na akolitę) też spalić.

Strażnik pyta się o imię akolity, na to ten się przedstawia

- Wali Cieto

Jenifer, Pieter i Leo znaleźli trzy groby z wypisanymi ich imionami. Pieter rzekł: "Oszukać przeznaczenie" i położył się w grobie z napisem Leo.

Krasnoludek-żyd Marchewa, postanowił, że wycycka resztę drużyny z ostatnich pieniędzy. Karząc sobie zapłacić za manierkę, gdzie dotąd wszystko traktowaliśmy jako wspólne dobro. Zapłaciliśmy mu czym mieliśmy, ale niesmak pozostał. Więc przy okazji odkrycia pokoju pełnego szczurów postanowiliśmy wykorzystać małą, brodatą przynętę i wkopaliśmy go do środka. Niestety pogryzły go prawie śmiertelnie (utrata pp z powodu sknerstwa boli podwójnie).

DnD

Bohaterowie badają jakieś bliżej nieznane ruiny świątyni. W pewnym momencie półork barbarzyńca wpada w pułapkę w podłodze, ale po chwili miłosierny palladyn zrzuca mu końcówkę liny. Pech chciał, że niedługo potem to właśnie palladyn wpadł w podobną pułapkę. Na co ork podchodzi do krawędzi i zrzuca mu całą zwiniętą linę

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W zeszłym roku byłem na obozie RPG. MIelismy tam genialnego maga i genialnego MG. Chyba za bardzo się nie lubili.

System autorka, z groźbą pojawienia się w sklepach.

Początek gry, BG znajdują się w forcie na pograniczu, jeszcze się nie znają. Fort został zaatakowany przez armię czarnoskórych.

[M]ag: To ja robię taki wir powiertrza, próbóję odepchnąć strzały!

(udany test)

MG: Chronisz siebie i grupę żołnierzy wokół rozpędzając dookoła siebie potężny wicher... Odbite strzały lecą w kierunku murów, zabijając resztki waszych łuczników.

Potem mag był światkiem śmeirci kapitana (trucizna), jednak reszta oskarżyła go o zdradę i mordwrstwo. Po jakimś czasie go uwalniamy. Wioska, w karczmie.

BN Karczmarz: Kto chce napitku?

[K]ozak (ja) - Wódki!

[N]ajemnik - To samo!

[T]rucicielka - Miodu!

[H]omoseksualista - Piwa!

[P]asterz - Gorzały!

M - Dziękuję, ja nie piję.

Wszyscy - Nie pijesz?!

K - To morderca! Tylko tacy nie piją!

N - Związać go!

Mag spędził noc spętany w stajni.

W forcie była następująca scena:

Kwatermistrz zdziera z siebie skórę i okazuje się byc szpiegiem - magiem wroga.

Podczas przechadki po lesie znajdujemy obóz warowny wroga. Wycofujemy się, gdy P ( inteligencja 3, w tym systemie wystarczająco, mówić zdaniami złożonymi i w miarę poprawnymi).

P - Słuchajcie! Wejdźmy do ich obozu!

N - Powaliło cię? Zabiją nas!

P- no nie! Powiemy, że jesteśmy przebrani!

K - ale oni mówią innym językiem!

P - Dogadamy się na migi!

T - To idiotyczne! Wracamy!

P - Dlaczego wy nie widzicie geniuszu mojego planu?!

Szczęśliwie ni dostrzegliśmy.

Chcę się z magiem wbić do chaty szlachcica. Ja zachodzę budynek od tyłu, mag ma zagadać lokaja. Gdy próbowałem otworzyc po cichu stare okno, te wypadło z zawiasów, przez co lokaj zamkną magowi drzwi przed nosem. Wnerwiony mag chce je wyważyć powietrzem. Wypada 2x więcej niż trzeba.

Efekt: Rozwalona ściana przednia wiekowego dworku, lokaj po środku burdelu, a z tyłu kozak próbuje się skradać...

Posesyjne tłumaczenie maga: No bo to nie miało być tak, chciałem żeby... no... jakbu w drzwi pociąg uderzył!

Mag nawala się kijem z lokajem. Wygrywa. Sługa połamany wije się na ziemi.

M - Opatruję jego rany!

Mag próbuje zatrzymać nieznajomego idącego przez wieś, ale ten jest szybszy.

M - Stawiam przed nim ścianę ognia!

Ściana ognia postawiona POŚRODKU DREWNIANEJ WSI cudem nic nie podpaliła.

A niznajomy zgasił ją jednym szeptem.

Dostaliśmy nowego maga. Ulubiony atak: ściskanie jąder Mocą (taką "Dżedajską").

Pokłócił się z wieśmiakiem i zaczęłi walczyć. Wieśniak tporem, mag, szrmierz mieczem. Bilans starcia: Mag bez ręki, wieśniaka swędzą genitalia. Mag nie umiera z wykrwawienia. Opatruje go zielarka. Ten ją podrywa i umiera na atak serca podczas sceny łóżkowej.

Potem N zginą, przybył [G]uślarz. Ze względu na szacunek jakim się cieszy wyżej wymieniony, mamy przeprowadzić śledztwo i przesłuchać szpiega z wrogiej armii. Guślarz chce wbijać mu drzazgi pod paznokcie. Tóż przed "akcją":

G - Boisz się? Bo ja tak. To mój pierwszy raz.

Epilogi.

Koleś od P miał jeszcze dwóch bohaterów, maga jądrościska i pirata emeryta. Ostatni zginą podczas więczącego obóz LARP - a.

Trucicielka, jedna z postaci które przetrwały od początku do końca, skonczyła śliniąc się przy drodze.

Guślarz, tutaj pogromca istot z mroku, nie zaufał instynktowi i zmarł. Dopytujemy się MG, co go dokładnie zabiło.

MG - Sczerze? Gałąź mu na głowę spadła.

No i cudowny mag, druga postać, która przetrwała kampanię. Wystartował w wyborach do Rady Arcymagów, ale nie przeszłedł i został woźnym na uniwerku. W życiu postawił jeszcze jedną ścianę ognia, by zabic uciekającego szczura. Umiera w wieku podeszłym jako prawiczek.

[EDIT]

Mój Kozak zginął, więc do drużyny dołączył barbarzyńca bojący się walki.

Obóz jak obóz, poza erpegowcami są inne grupy. Wychowawca najmłodzszej przychodził do nas często, rozmawiał, obserwował sesję. Pewnego razu spytał się, czy może poprowadzić. MG się zgodził.

[W]ychowawca - No dobra, po kolei. Kto jakie ma postacie? Ty na przykład? (wskazuje na mnie.)

[J] - No ja gram barbarianem i wale z aksa...

Po paru podobnych tekstach MG tłumaczy dla [W] kto jest kim.

MG - DPS, ten nic nie robi, AP support, DPS, DPS, support, AP.

[W] - (chwila ciszy) Ja pier***ę...

[J] - Ja mogę iść pod tanka...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z Sesji sprzed roku prowadzonej przez mojego kumpla, który lubi, gdy wszystko jest 'na serio'.

Moja postać - jednoręki (!) asasyn - prowadził samochód, uciekając przed jakimiś mafiozami. W samochodzie oprócz mnie siedziało dwóch towarzyszy.

Pomijając groteskowość prowadzenia 'kolankiem' (żeby jedyna ręka była wolna do zmiany biegów) gdy nasz zdezelowany Citroen był pod ostrzałem karabinowym...

Miałem koszmarne minusy do rzutów na prowadzenie, więc uznałem, iż nie ma co się łudzić i czas na ucieczkę natychmiastową, czyli wyskok z pędzącego pojazdu.

Mistrz Gry spojrzał na mnie srogo spod swych okularów i ostrzegł, że to będą obrażenia krytyczne i wyeliminują mnie z gry (pomysł mu się chyba nie spodobał). Ja uznałem, że skaczę mimo to.

Rzut na zręczność. Miałem farta - sukces na każdej kości wytrzymałości (Asasyn miał tylko dwie z pięciu możliwych). Zero obrażeń.

GM westchnął i po chwili namysłu rzekł, iż wpadłem w stos śledzi (przejeżdżaliśmy obok dzielnicy portowej).

Po kilku rzutach na przejęcie kierownicy przez kumpli w Citroenie (nieudanych, koledzy wyhamowali przy pomocy ściany budynku) uznałem, że muszę jakoś zatrzymać pościg, biorę więc śledzia i ciskam nim w samochód mafiozów.

Mój rzut się, oczywiście, nie powiódł (GM dał mi jakieś straszne minusy), ale ja miałem fajny skradziony artefakt - szczęśliwy talizman, który - raz na całą Sesję - pozwala mi powtórzyć rzut i daje do niego +2.

Więc, jak się można było spodziewać, użyłem talizmanu aby powtózyć rzut rybą. I udało się.

GM opowiedział ze szczegółami, jak śledź trafił do samochodu mafiozów przez otwarte okno, przez co zmuszeni byli powtórzyć rzut na prowadzenie.

Taka oto moja historia.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak się zdarzyło, że mam dla was kolejną, krótką historię aczkolwiek tym razem z dobrego (?) D&D 3.5 gdzie sesja jest rozgrywana w dosyć międzynarodowym towarzystwie na roll20 ^_^

Krótkie tło sytuacji - drużyna to mnich-pacyfista-dyplomata, czyli ma postać, elfi i bodaj ludzki spellcaster po jednej sztuce oraz barbarzyńcą robiący za meat shield. Fabularnie schodzimy po raz trzeci (próba numer jeden o mało nie skończyła się total party killem przez sukuby a po numer dwa i patencie ze zdrajcą musieliśmy się wycofać aby zebrać siły/wyleczyć rany) do wyrwy i przemierzamy świątynię pewnego wyjątkowo nieprzyjemnego boga oraz jego wyznawców. W pewnym momencie, korzystając ze względnego spokoju, elf ruszył do jednego pomieszczenia zainteresowany książkami, a reszta z nas poszła sprawdzić drugie, konkretnie to całkiem niezły stosik ciał się w nim znajdujący... Oczywiście barb, może z nudów albo dla zabawy, wziął i zmiażdżył nogą jedną z czaszek a kilka chwil później trzy szkielety powstały i były gotowe do walki. Nasza, początkująca (nie tylko jest nowym narybkiem na sesji, ale i w ogóle wydaje się nowa w systemie), pani mag, zgodnie z charakterem, nie przywykła do takich spotkań, przestraszyła się, spanikowała i błyskawicznie wypaliła fireballem zadającym 8d6 obrażeń. Problem numer jeden - pomieszczenie, o którym mowa miało wymiary 10x10ft. (a zaklęcie ma blast radius 20ft.); numer dwa - była za dużym barbarzyńcą; numer trzy - moja postać zawaliła ostro swój rzut na refleks (gdzie, na poprzednich sesjach, udawało mi się uniknąć chorej ilości obrażeń od wrogich lighting boltów w łącznej liczbie dwóch do tej pory). Cóż, gdyby spellcasterka rzuciła trochę lepiej to mnicha mogło by nieźle zjarać, może nawet zabić, natomiast barbarzyńca bez problemu zdał test obronny i niespecjalnie przejął się tym, że między jego nogami nagle wyleciała kula ognia* (ballz on/of fire, ho-ho).

Z tego co wiemy nadal ma szansę pozostawić jakieś potomstwo w świecie gry biggrin_prosty.gif

*Cała akcja została uwieczniona na VODzie ze streama - można obejrzeć ją tutaj a zaczyna się w okolicach 1:31:00.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ostatnia sesja w młotka.

Występują: krasnolud ochroniarz, elfka złodziej, elfka rzemieślnik (aptekarka/alchemiczka) człowiej złodziej (npc)

Akcja w "aptece" elfki. Złodziejka próbuje otworzyć zamknięte drzwi. Zostaje zauważona przez właścicielkę:

Właścicielka: Co ty robisz?

Chwila konsternacji.

Złodziejka: Eee...kucam.

Inna akcja ten sam skład. Uciekamy wszyscy kanałami, bo goni nasz potężny skaven. Oba złodzieje mają skręcone kostki i ledwo nam idzie uciekanie. W końcu ochroniarz (ja) się zatrzymuje i jednym ciosem zabija szczuroczłeka (padły 2x10 na kostce)

Sytuacja miała wyglądać tak, że próbujemy wyjść z kanałów przez kratkę w suficie odpędzając się jednocześnie od potwora. Mało czasu, adrenalina i takie tam. Niestety zepsułem zamysł MG jednym Falcon Punch'em. Przez resztę sesji był smutny, że zabiłem mu pupila.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W sumie jednej scenki do wyróżnienia nie mam, ale z mej sesji Pathfinderowej jaką mistrzuję jakoś od roku na roll20 mam pewnego gracza, który - wydaje mi się - ma dosyć mocno silny syndrom suicidal tendencies ^_^ Jeżeli pamięć dobrze mi służy to jego pierwsza postać, oracle/monk (postacie są gestaltami czyli de facto levelują dwie klasy na raz co daje im znaczny boost do mocy), z niewiadomych powodów postanowiła bić się wręcz z przywódcą górskich gigantów gdzie nie była w stanie przebić się przez jego pancerz i najpierw padła nieprzytomna, została uleczona, zaryzykowała atak okazyjny i ostatecznie wylądowała martwa w pobliskiej ścianie. Drugą postać, gościa powiązanego z cieniami, najpierw zabił teleportując się do tajnego pomieszczenia kompletnie nie sprawdzając pułapek i tym samym oberwał zaklęciem słowa śmierci... Niemniej jeszcze wtedy mieli opcję aby przywrócić go do życia. Ostatecznie ta postać została złapana przez Nightwalkera i wykrzywiona/skorumpowana w chaotycznie złą istotę z jakimś mega przerąbanym templatem (dread wraith overlord może), która może kiedyś spotka resztę drużyny. Trzecia postać, druid/coś, padła po tym jak otworzył wyrwę do pocket universe wewnątrz latające fortecy, którą mają natrafiając na cztery(!) Star Spawny of Cthulhu. Efekt? Jej postać została rozerwana na strzępy przez ich tentacle. Ostatnia postać na razie żyje, ale a) o mało nie została przerobiona na kebaba po tym jak zaszarżowała na daemona oraz b) niemalże straciła swą duszę gdy dotknęła pewnego artefaktu, który je wysysał... :D

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach



  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Utwórz nowe...