Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Turambar

Snooker

Polecane posty

Pot a Lot Dott twardo trzyma Selby'ego na dystans. Dott nie daje się wyprowadzić z równowagi ślimaczemu tempu Anglika i ja osobiście się z tego cieszę. Zawsze, gdy widzę Selby'ego zapadam w lekką śpiączę, ale Dott na szczęście potrafi się takiej grze przeciwstawić - przecież on sam też tak kiedyś grał :) Finał Robertson - Dott byłby ciekawym, ofensywnym widowiskiem, choć trochę szkoda mi Kapitana Cartera, ale cóż poradzić.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No to mamy przepowiadany finał. Obu zawodników lubię, więc będzie można ze spokojnym sercem oglądać. Dzisiaj wieczorem strasznie się nadenerwowałem. Niby Dott wygrał 17 - 14, ale można było zawału przy tym dostać. Sesja zaczęła się z dużym prowadzeniem Szkota 14 - 10 i wydawało się, że były Mistrz Świata spokojnie dowiezie rezultat. Selby odrobił jednak całą stratę i doprowadził do remisu. Wtedy pomyślałem "No pięknie, w finale ogra Aussiego i będzie Mistrzem", ale Graeme (czy Graham :smile: ) zagrał tak jak na mistrza przystało i kiedy wydawało się, że będzie można na nim postawić krzyżyk wygrał następne trzy frejmy. Może nie jakoś widowiskowo, ale zwycięstwo zwykle rodzi się w bólach. W ostatecznym starciu nie ma chyba jakiegoś faworyta, ale stawiam na Dotta. W przeciągu całego turnieju gra trochę lepiej od Kangura, który był już praktycznie poza turniejem, kiedy w drugiej rundzie mierzył się z diabolicznym Gouldem. Co, prawda wolałbym Cartera, ale gdyby on walczył w finale, to mógłby być niezły pogrom w wykonaniu Graeme'a. Kolejny raz nie turnieju nie wygra Anglik :tongue:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Oj, oj. Mecz Dotta z Selbym przypomniał mi niesławny finał z 2006 r. Za Ebdona robił Selby. Kropek trochę się starał, ale potem się dostosował do ślimaczego tempa. W pewnym momencie rodzina zmusiła mnie na przełączenie na film z Jackiem Chanem. Jak powróciłem do Eurosportu, po jakiejś godzinie, to dalej było 14-15. Na szczęście Dott jednak wymęczył zwycięstwo. Mam nadzieję, że przy ofensywnie grającym Robertsonie pokaże to, co prezentował we wcześniejszych rundach.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pierwsze sesje były dużo lepsze i było sporo wysokich brejków. Wydaje mi się, że pod koniec, przy ogromnej presji, wolał po prostu wbijać pewne bile, albo shot to nothing, zamiast ryzykować oddania łatwej gry rywalowi. W pierwszej sesji finałowej możemy liczyć na efektowną grę, ale w miarę upływu czasu nerwy będą dawały znać o sobie. W końcu to nie pierwszy lepszy turniej, ale Mistrzostwa Świata. Wystarczy go wygrać, żeby tytułować się chwalebnie mistrzem. Mam nadzieję, że po pierwszej sesji wynik będzie remisowy, bo to zapewni dłuższą rozrywkę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Masakra trochę. Szkoda tylko, że bulwarówka zrobiła sobie z tego własny serial i pocięła materiał. Mam nadzieję, że federacja spróbuje to wyjaśnić i w jakiś sposób uzyska pełny filmik do analizy (bo taki pocięty nie pokazuje całego kontekstu spotkania). Pan H. chyba wiedział o tej kamerze, więc może to być najgłupsze przestępstwo pod słońcem. Tłumaczenia pana H. są strasznie mętne.

Za tydzień mają podobno ujawnić kolejne kompromitujące materiały.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mecz ten odbył się przed półfinałami i był inscenizacją ostatniego frejma finału z 1985 r. wygranego na czarnej przez Taylora (w inscenizacji też wygrał, ale jedno uderzenie później ;P).

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No i Kangur Mistrzem. O finale mogę powiedzieć, że był emocjonujący, ale nie porywający. Tylko jedna setka, dużo błędów z obu stron i długie frejmy. Emocje wywoływała nieprzewidywalność zawodników. Często gdy wydawało się, że jeden już jest w ogródku, to gubił się gdzieś po drodze i drugi mu tę gąskę podprowadzał. Trudno powiedzieć, że Robertson był wyraźnie lepszy, po prostu miał więcej szczęścia w końcówce.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wczorajszy finał był słabiutki. :sleep: Według mnie na tytuł bardziej zasługuje Dott patrząc przez pryzmat całego turnieju. Robertson był lepszy (bardziej zawzięty - efekt marchewki przed oczami?) we wczorajszym meczu ale i tak jakość gry była poniżej przeciętnej. Dawno nie widziałem tylu trywialnych pudłowań. Do tego frejmy ciągnące się w nieskończoność i breaki po góra 20-30 pkt. Wszystko to sprawia, że był to jeden z najgorszych turniejowych finałów od dawna. Szkoda było tego siedzenia do 2 w nocy.

Co do Higginsa:

Mam wrażenie, że jego przegrany mecz z Davisem przejdzie nie tylko do historii jako jedna z największych niespodzianek, ale jako jego ostatnie wbijanie na oficjalnym turnieju. Po tym, co widziałem z nagrań oraz reakcji snookerowych władz będzie mu baaardzo trudno wrócić do grania.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Średni trochę finał był. Wogólne Robertson miał sporo szczęscia że doszedł do finału bo np na początku niemiłosiernie męczył się z Gouldem który tego dnia przechodził sam siebie. Trafiał takie niesamowite bile że nawet w snookerze Wirtualnej Polski nie łatwo trafiać takie zagrania :tongue:

Szkoda że w finale zabrakło mojego ulubionego gracza czyli Marka Allena. Według mnie za kilka lat będzie jednym z najlepszych jak nie najlepszym snookerzystą, szczególnie że już teraz wyczynia niesamowite rzeczy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wczoraj zakończył się Shanghai Masters. Oglądałem wyrywkowo, gdyż ze względu na różnicę czasu relacje były o dość niedogodnych porach. Swój drugi turniej wygrał Ali Carter. Klasę pokazał w ćwierćfinale, gdzie wysoko przegrywał ze Stevensem i doprowadził do remisu a w decydującej partii skorzystał z błędu Walijczyka, który nie wbił ostatniej czarnej i zrobił to sam, wbijając przez całą długość stołu i to po bandzie. Drugim finalistą okazał się niespodziewanie Jamie Burnett, chociaż trzeba powiedzieć, że był w łatwiejszej połówce drabinki. Ale i tak wielki sukces Szkota.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W ogóle ten Shanghai Masters był takim turniejem niewykorzystanych szans. Cope mógł zrobić wielki krok do 16 - tki i spokojnie wejść do finału, ale poległ z "księgowym" Burnettem. Szkot powinien już żegnać się z turniejem fazę wcześniej z Markiem Kingiem, bo przegrywał już 1-4, ale wygrał 5-4. Podobny comeback zaprezentował Ali Carter w spotkaniu z Matthew "Welsh Dragonem" Stevensem. Liczyłem, że Walijczyk się przełamie i wróci do dawnej formy. Ken-do też niewiele zabrakło, ale poległ z Dottem 4-5. Liczę, że ci dwaj snookerzyści zaliczą udany powrót na szczyt, albo chociaż do szesnastki. Carter zaskoczył mnie łatwością z jaką rozprawił się z Selbim. Przegrywał bodaj 1-2, a później kapitalne czyszczenie i brejk wygrywający, pomimo tego, że pięć czerwonych miał na bandach. W ogóle bardzo zadziwiające wyniki. Dott ogrywa Marka Williamsa, potem przegrywa z Copem, który natomiast nie daje rady Burnettowi, którego na pewno i Williams i Dott by ograli, ale taki urok Cope'a. Potrafi ograć każdego i z każdym przegrać. Fajnie, że Kapitan Carter wygrał swój drugi tytuł rankingowy, bo to jeden z moich ulubionych zawodników. Ciekawe też jak będzie wyglądała gra O'Sullivana w innych turniejach rankingowych.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cope mógł zrobić wielki krok do 16 - tki i spokojnie wejść do finału, ale poległ z "księgowym" Burnettem.
?Shotgun? to dla mnie największe rozczarowanie ostatnich lat. Na początku zapowiadał się świetnie, ale chyba za bardzo go rozreklamowano i zbyt zawierzył swojemu telewizyjnemu wizerunkowi. Szkoda, bo mógłby z niego być godny rywal dla najlepszych.

Ken-do też niewiele zabrakło, ale poległ z Dottem 4-5
Ja też kibicuję Irlandczykowi, niezwykle sympatyczny gość, a i grać potrafi ładnie. Niestety od paru sezonów mu nie idzie i plącze się gdzieś po pierwszych fazach rundy telewizyjnej (w najlepszym razie). Meczu nie oglądałem, ale znając grę obydwu, to pewnie Kropek znowu zanudził przeciwnika.

Ciekawe też jak będzie wyglądała gra O'Sullivana w innych turniejach rankingowych.
Pożyjemy zobaczymy. A swoją drogą, to czułem iż Ronnie znowu oleje turniej w Chinach ? on tam jeździć nie lubi. Nie wiem, psa mu zjedli, czy co?
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Meczu nie oglądałem, ale znając grę obydwu, to pewnie Kropek znowu zanudził przeciwnika.

Chyba się mylisz co do Dotta. W ostatnim czasie jego gra zrobiła się całkiem przyjemna dla oka. Meczu z Dohertym akurat nie śledziłem, ale spotkanie z Markiem Williamsem, które Szkot wygrał 5-4 było dość efektowne. Wysokie brejki, odważna gra, często próby wbijania, nawet gdy pozycja nie była do tego najlepsza. Graeme chyba koniecznie chce wszystkim pokazać, że teraz gra ofensywnego snookera, a wszystko zaczęło się na ostatnich MŚ, gdzie tylko finał nie wyszedł mu pod tym względem. Już za kilka dni kolejny ważny turniej GP w Glasgow, które zalicza się do turniejów rankingowych.

PS Ali Carter dzięki swojemu zwycięstwu w Szanghaju zajmuje już drugie miejsce w rankingu oficjalnym.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na obecnym World Open z Glasgow wyleciał już nr 2 obecnego rankingu Ali Carter. Poległ w walce z Markiem Williamsem, który grał jak zaczarowany - trafiał z dużych odległości, wykorzystywał wszystkie sytuacje i prawie ukradłby nawet Carterowi frejma w którym ten po ataku na maksa wbił 72 pkt. Ostatecznie mecz zakończył się 3:1 i zaskoczony kapitan spakował kija. Jeśli Williams będzie dalej tak grał to jest murowanym faworytem turnieju - oczywiście obok O'sy, który na do widzenia przeciwnikowi wbił 140 pkt i odszedł od stołu ale po namowie sędziego, od niechcenia wbił ostatnią czarną dającą mu 10 maksa w karierze i zwycięstwo 3:0 nad Markiem Kingiem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja bym jeszcze zwrócił uwagę na Barry'ego Hawkinsa, który gra chyba snooker swojego życia. Ja przynajmniej nie pamiętam jego tak grającego. Najpierw ograł jednego z faworytów jakim był Selby, później poradził sobie z Kenem Dohertym grając narawdę wyśmienicie. Z kim zagra Hawkins w następnej rundzie? Właśnie z Williamsem. Szykuje się ekscytujący mecz, bo coś czuję, że Jay może sobie zedrzeć zęby na tym Jastrzębiu :tongue: Wczoraj sobie oglądałem Martina Goulda i muszę przyznać, że coraz bardziej podoba mi się ten zawodnik. Jeśli będzie robił wciąż takie postępy, to już niedługo wejdzie do czołowej szesnastki Main Touru. W meczu z Couchem nie miał żadnych problemów i teraz na jego drodze stanie Stephen Lee, który nie będzie faworytem. Czyżby powtórka z MŚ i kolejne starcie z Robertsonem w ćwierćfinale? :tongue:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A mnie się podobała zagrywka Ronniego z niewbijaniem maxa. Chociaż powinien być konsekwentny i nie dać się przekonać Verhaasowi. IMO powinni płacić za nie. Można sobie gadać, że mają grać jak najlepiej, ale bez tej premii spadnie poziom emocji. Wielokrotnie zdarzało się tak, iż zawodnik widząc szansę na maxa ryzykował nawet stratę frejma. Bez zachęty wszyscy będą grali bezpiecznie, na wygraną, a maxy będziemy oglądać tylko w przypadku osób, które chcą go zdobyć. I sądzę, że gdyby nie był to dziesiąty max Ronniego, to olałby wbijanie ostatniej czarnej.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Już mamy za sobą wszystkie mecze 1/8 i wiadomo kto z kim zagra w ćwierćfinałach. Ebdon męczył się niemiłosierni i jedyne co mu wychodziło z Songiem to stawianie snookerów. Kilka trudnych bil, które udało mu się trafić przeplatał z banalnymi pudłami i mecz trwał dwie i pół godziny. Chociaż nie był to popis wielkiej gry to były emocje i ciekawie się to oglądało. Szczególnie jak Kruk skomentował jedno z udanych zagrań Ebdona: "Lewa ręka, chiński snooker, Peter Ebdon, 6 minut po północy."

Mecz Hawkinsa z Williamsem stał na dość wysokim poziomie. Tak jak przewidywałem Anglik stawiał Walijczykowi silny opór, ale w sumie skończyło się minimalnym zwycięstwem faworyta. O'Sullivan wygrał przekonująco z Hendrym i mimo kilku błędów, to przy takiej grze pozostaje faworytem całego turnieju. Robertson znowu się prześlizgnął pokonując Higginsona. Maguire ograł gładko McManusa w szkockich derbach i teraz stanie na drodze O'Sullivanowi. Ding zmierzy się z Williamsem, a Robertson z Rickym Waldenem. Jak burza idzie Martin Gould, który ograł Stephena Lee do zera i teraz na pożarcie dostanie Petera Ebdona. Nie oszukujmy się z taką grą jak z Songiem, to Ebdon nie ma szans, ze świetnie dysponowanym Gouldem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Oglądałem tylko wieczorną transmisję. Higginson zagrał bardzo ładnie i naprawdę byłem w rozterce komu kibicować. Krupier przejechał się zaś po Grubasku. Wprawdzie Lee od dawna nie prezentuje wysokiej formy, ale aż mi go było szkoda. Gould popełnił kilka błędów, które w meczu z lepszym przeciwnikiem pewnie drogo by go kosztowały, ale liczę, że jego ofensywna taktyka pozwoli mu wyrzucić Żółwia z turnieju.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No i znamy już wszystkie rozstrzygnięcia z Glasgow. Niespodziewanie w turnieju zwyciężył Mistrz Świata Neil Robertson. Thunder from Down Under przez całą imprezę zmagał się bardzo ciężko z rywalami. Ledwo wygrał z Higginsonem, a potem już był poza turniejem, bo miał 0-2 w plecy z Williamsem, zdołał jednak się podnieść. Przypomniało mi to trochę mecz z Gouldem na Mistrzostwach. O'Sullivan zaliczył maksa i jeszcze wygrywał z dużą łatwością. Myślałem, że pewnie ogra Australijczyka, ale to Robbo zgarnął swój szósty tytuł w szóstym finale turnieju rankingowego. Zgadzam się ze stwierdzeniem, że niczego innego nie mógł sobie wymarzyć po MŚ. Zostanie teraz nowym numerem 1 na świecie, pokazał, że nie jest przypadkowym MŚ, bo ograł w finale jednego z najlepszych zawodników. Anglik praktycznie sobie nie pograł. Wrażenie zrobił frejm, w którym Robertson zbudował brejka tylko na niebieskiej bili, bo wysokie kolory miał zblokowane.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach



  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...