Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Turambar

Sesja Exalted

Polecane posty

Kto mógłby przewidzieć że działania istot mroku mogą pomóc przywrócić chociaż część dawnej chwały świata? A jednak tak się stało - moc Słonecznych Namaszczonych, od wieków uwięziona, została wreszcie uwolniona, i to przez samych Panów Śmierci. Nowi Namaszczeni stąpają po Stworzeniu...

Mijają miesiące...

***

Był mroźny poranek ósmego dnia Wschodzącej Wody, najzimniejszego miesiąca w roku, gdy zebraliście się w wiosce zwanej Sojvord, daleko na północy Stworzenia. Przywiodły was tam sny i wizje, choć mało wyraźne to uporczywe i mimo że każde z was miało daleką drogę do przebycia, stawiliście się nieomal równocześnie. Wasza piątka dawno temu, zanim stało się to co się stało, należała do jednego kręgu, i to że po tylu wiekach zebraliście się ponownie zakrawa nieomal na cud...

Skoro jednak się spotkaliście, może to znaczyć tylko jedno - świat znów potrzebuje opieki Słonecznych. Tym razem będzie niewątpliwie trudniej gdyż przeciw sobie macie nie tylko starych wrogów z Czarownymi na czele. Przez ten czas gdy was nie było na świecie, Smoczy ustanowili nową wersję wydarzeń sprzed wieków, wedle której to oni są bohaterami, a Słoneczni i Księżycowi - Przekleństwami, potworami które ostatecznie przynoszą jedynie zniszczenie i śmierć, i których należy jak najszybciej zabić. I chociaż nie wszyscy ślepo wierzą w tę propagadnę, szczególnie w rejonach dalekich od centrum Stworzenia, niewątpliwie przysporzy ona wam dodatkowych problemów do pokonania.

A i tak jest co robić.

Sojvord to, jak już zostało powiedziane, mała wioska na północy Stworzenia. Zamieszkuje ją kilka tuzinów prostych ludzi, którzy z tych czy innych powodów nie mają w zwyczaju panikować na widok Namaszczonego używającego swojej mocy, ale też nie witają was z radością. Oprócz małych, prostych domków rozsianych po białych polach śniegu można znaleźć tu kowala oraz małą gospodę zaledwie zdolną ugościć kilka osób we wspólnej sali. Spędziliście tu parę dni, dyskutując nad waszym następnym ruchem...

Jednak bardziej od stanu wioski zajmuje uwagę co innego: chociaż trwa miesiąc Wschodzącej Wody, a na dodatek okolice są z natury mroźne, od dwóch dni postępuje wyraźne ocieplenie. Dzisiaj stopieniu uległa już spora część zalegającego śniegu - to raczej nie jest naturalne. Jakiż mógłby być tego powód?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Siedzimy bezczynnie w tej wiosce już od kilku dni - odezwałem się poirytowany - Nic tu nie ma oprócz śniegu, lodu i drzew... Dlaczego akurat na to pustkowie ściągnęły nas wizje? - zacząłem narzekać, nie pierwszy zresztą raz od przybycia do Sojvord. Tutaj naprawdę nie było nic ciekawego - ot, marna gospoda i kilka domków. Miałem już serdecznie dość tego miejsca.

- Gospodarzu, piwo! - krzyknąłem donośnie, mimo że poczciwy człeczyna stał kilka metrów za mną a w sali nie było wielu osób. Musiałem jakoś odreagować nudę i zniechęcenie. Po chwili postawiono przede mną któryś już z kolei kufel. Wziąłem spory łyk i popatrzyłem na swoich towarzyszy. Słoneczni Namaszczeni, podobni do mnie... Znam ich dopiero od kilku dni, jednak czuję, że kiedyś również stanowiliśmy drużynę, krąg...

- Do tego to cholerne ocieplenie - odstawiony dość nieuważnie kufel zatrzeszczał ostrzegawczo - Kto to widział, żeby w środku Wschodzącej Wody człowiek taplał się po kolana w błocie? Mam już dość ciągłego czyszczenia zbroi. Ani chybi to czyjaś sprawka... Tylko kto może bawić się pogodą? Jakieś znudzone bóstwo nie potrafi sobie znaleźć lepszego zajęcia? A może Czarowny Lud macza w tej sprawie swoje brudne łapska?

Wygadawszy się trochę znów skupiłem się na piwie. Ciekawe co sądzi o tej sprawie reszta Namaszczonych...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-Oberżysto! Podaj wino. - Co prawda wino było tu ohydne niczym jajka na twardo leżące miesiąc na gorącym słońcu i przygotowane przez nieudolnego kucharza, który uczył się sztuki gotowania u kogoś kto żył w puszczy przez co najmniej dwadzieścia lat, ale człowiek musi coś pić. Po skosztowaniu "najlepszego trunku w okolicy" na moje usta wpełzł na krótko grymas. Nie, to wino jest gorsze niż te jajka.

-Arvinie, jesteśmy na dalekiej północy, to prawie pustkowie. Wątpię, aby Czarowny Lud miał tu cokolwiek do zrobienia, ale co do tego znudzonego bóstwa, to może być całkiem możliwe. Niepokoją mnie te zmiany klimatyczne, ale gdyby to byli Czarowni, powinno być to raczej na większą skalę, a sprawia wrażenie lokalnego zjawiska. A dlaczego wizje ściągnęły nas akurat tutaj? Nie przypuszczam, aby zatrzymanie ocieplenia było głównym celem, ale może przy okazji... W każdym razie nie możemy zostawić tej sprawy swojemu biegowi. To nie jest naturalne, a gdyby tak było, już od wielu lat zmiany byłyby stopniowo zauważalne. Spróbuję znaleźć jakiś ślad magiczny.

Znalazłem trochę wolnej przestrzeni na podłodze. Nierówna powierzchnia może trochę zakłócić wynik, ale to mało prawdopodobne. Naciąłem swój palec i namalowałem krwią coś, co mogło przypominać kompas. Po wyszeptaniu kilku formuł rysunek zaczął się obracać. Kilka obrotów i lokalizator wskazał z jakiej strony wydobywa się silna magia.

-Na północnym wschodzie, kilka kilometrów stąd znajduje się jakieś źródło boskiej magii. Myślę, że może mieć ono związek z topniejącym śniegiem. Kto idzie ze mną?

Post konsultowany z MG

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Te wizje, sny, ale i coś więcej... Nie dają mi spokoju, nie pozwalają wykonywać misji. Robię się zmęczona, słaba, nieuważna. To szybki sposób na pożegnanie się z życiem. Zostawiam informację komu trzeba i wyruszam z miasta, które niemal całe życie było moim domem, aby odnaleźć odpowiedzi. Aby trafić na zimne pustkowie i spotkać się z grupą ludzi, a właściwie innych takich jak ja. Znaliśmy się kiedyś. Co jeszcze nie znaczy, że muszę im ufać. Kto wie kim są teraz.

Siedzę nieco odsunięta od stołu, w pozycji pozwalającej mi obserwować całą salę. Idioci głośno rozmawiają o tym kim jesteśmy, bez wachania używają swych mocy. Ja odrobiłam pracę domową, nawet tu nie powinniśmy być aż tak otwarci. Wypatruję wszelkich zagrożeń, jednocześnie przysłuchując się rozmowie. Wreszcie stwierdzam, że zanim dojdą do jakichś wniosków minie wieczność.

- Spotkamy się na obrzeżach za pół godziny - mówię po prostu, wstaję i wychodzę. Znikam w ciemnym zaułku i zakładam maskę. Dzięki tym głupcom miastowi mogliby mnie łatwo rozpoznać. Dzięki artefaktowi mogę zmienić nieco swój wygląd. Mogę pochodzić po mieście i posłuchać co zwykli ludzie myślą na ten temat. Mogę porozmawiać, pozbierać informacje, zrozumieć co się dzieje. Mam małe wyrzuty sumienia, że zostawiłam ich samych, ale powinni sobie poradzić. Jak nie, to znaczy, że tylko niepotrzebnie marnowali mój czas.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Od jakiegoś czasu nie mogłem spokojnie podróżowac i wypelniac postawionego przed sobą zadania. Ciągle jakieś wizje, nagle powracające wspomnienia i dziwne sny. Uznałem, że najlepiej będzie udac się do wskazywanego przez nie miejsca i wyjaśnic całą sprawę. Kiedy dotarłem do celu, którym była mała wioska na północy, spotkałem kilku takich jak ja. Wiedziałem, że kiedyś byliśmy towarzyszami, ale teraz nawet nie znałem ich imion. Spędziliśmy jednak parę dni w Sojvord i zapoznaliśmy się. Teraz siedzę z nimi w karczmie z Kamayo obok krzesła i słucham Arvina narzekającego na nudę i zwracającego uwagę na ocieplenie, rzeczywiście dziwne jak na to miejsce i porę roku. Roygle przedstawił swoje zdanie na ten temat i pokazał jedną ze swoich sztuczek, a Maia wyszła prawie bez słowa.

- Według mnie trochę za bardzo Ci się śpieszy - mówię do Roygle'a - Najpierw dobrze by było zebrac trochę informacji o terenie w którym będziemy się poruszac i o tym czy ostatnio działo się tu coś niezwykłego. Poza tym to miał ktoś z was do czynienia z bóstwami?

Mała uwaga

W poście nie ma litery "ci", bo piszę z laptopa, który jakoś jej nie toleruje.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jakiś czas temu pracowałem nad doprowadzeniem przestępców i zdrajców przed oblicze sprawiedliwości. Teraz siedzę w zabitej dechami wiosce w samym środku niczego wysłuchując narzekań Arvina na pogodę. Wino smakuje parszywie, śnieg topnieje, błoto jest wszędzie a ludzie patrzą na nas spode łba. Na dodatek nic konkretnego nie ustaliliśmy, mimo że siedzimy tu już trochę. Co ja tu robię?

Ściągnęły mnie tu wizje i wspomnienia, niejasne, ale nieustępliwe. W końcu postanowiłem udać się do miejsca przez nie wskazywanego w nadziei, że coś się wyjaśni. Na miejscu spotkałem innych Słonecznych: dwóch wojowników, maga i urodziwą niewiastę o profesji tyleż niejasnej co podejrzanej. W przeszłości byliśmy w jednym kręgu, teraz znowu się zebraliśmy, aby ... No właśnie, po co? Stale mam wrażenie, że marnuję czas.

Wreszcie trochę się ruszyliśmy. Roygle wykluczył udział Czarownych w gwałtownym ociepleniu, sugerując jakieś znudzone bóstwo. Jego teorię potwierdziło wykrycie boskiej magii. Chciał natychmiast to zbadać, ale Maia wyszła z karczmy mówiąc coś o spotkaniu za pół godziny. Dochado zasugerował, aby ten czas spożytkować na zebranie informacji o okolicy. Czas wtrącić swoje trzy grosze.

- Ja nic nie wiem o bóstwach, prócz tego, co wiedzą wszyscy. Zbieranie informacji chyba możemy sobie darować, wydaje mi się, że Maia się tym zajęła. Co w takim razie robimy przez te pół godziny? Bo ja tego czegoś -mówię wskazując na wino- dalej pić nie będę.

Wolałbym dalej tropić i skazywać przestępców w Węźle, ale jeśli mam do wyboru zapobieganie lokalnemu ociepleniu i byczenie się w obskurnej karczmie wybieram to pierwsze. Byle pozbyć się tego paskudnego uczucia, że bezsensownie marnuję czas.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Maia

Zwiad incognito, oprócz wiadomości o pogodzie, stanie zdrowa zagadniętych staruszek, jakości piwa i tak dalej, przyniósł kilka potencjalnie pożytecznych informacji.

O ile niespodziewane ocieplenie nie wyrządziło tutejszym większych szkód to zdecydowanie popsuło ich morale; jeśli ta sytuacja się utrzyma, możliwe że winą za "piekielne ciepło" zostaną obarczeni Namaszczeni -- wy. Ponadto jedna kobieta w, oględnie mówiąc, średnim wieku zrzędzi że jej mąż - lokalny kapłan, a właściwie to bardziej znachor, "wielki nicpoń i nierób", wyruszył kilka dni temu aby złożyć upolowanego zwierza w ofierze Semonowi.

Ten Semon to bóg - "dobry i mocny" opiekun okolic, wedle słów większości zapytanych. Nie utrzymuje zażyłych kontaktów z żadną wioską, ale jeśli zachodzi doraźna potrzeba, można się z nim skontaktować. Właściwe, "uświęcone" miejsce jest gdzieś na północny wschód, ale dokładną drogę zna tylko kapłan.

A jego nie ma.

Wszyscy

Po półgodzinie spotykacie się na obrzerzach miasta. Maia zwięźle przekazuje wam, czego się dowiedziała.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po minięciu wyznaczonego czasu spotkaliśmy się z Maią na obrzeżach wioski. Przekazała nam czego się dowiedziała, a teraz musimy się zastanowić co dalej.

- Czyli wiemy już prawdopodobnie o jakiego boga chodzi. Ciekawe tylko, że wcześniej nie sprawiał okolicy żadnych problemów. Może coś go rozzłościło? W każdym razie trzeba się z nim spotkać i dowiedzieć o co chodzi z tym ociepleniem. Nawet jeśli to nie jego sprawka to powinien coś wiedzieć. Możemy mieć jednak problem ze znalezieniem miejsca, w którym przebywa, bo znamy tylko ogólny kierunek, w którym należy go szukać. Najlepiej byłoby znaleźć tego kapłana, ale nie wiemy gdzie się konkretnie znajduje w tym momencie. Proponuję żebyśmy udali się na północny wschód w stronę gdzie znajduje się Semon. Po drodze powinniśmy znaleźć tego kapłana albo przynajmniej jego ślady.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wysłuchałem informacji dostarczonych przez Maię. Następnie tego, co miał do powiedzenia Dochado. Przemyślałem wszystko i rzekłem:

- Czyli wiemy tylko, że to kilka kilometrów na północny wschód. Z twoją propozycją się zgadzam, innego wyjścia raczej nie mamy. Nie podoba mi się wizja błądzenia po pustkowiach, ale... chwila. Roygle, ciągle masz przy sobie tego orła? Może wyślesz go na zwiady? Mógłby zauważyć coś, co naprowadziło by nas na dokładną lokalizację Semona, jak choćby ciało kapłana, jeśli coś mu się stało. To jak będzie?

Frustracja, którą odczuwałem od jakiegoś czasu zaczęła znikać. Teraz zajmowaliśmy się tą sprawą nie tylko z powodu bezczynności, ale też dla ocalenia własnej reputacji i być może życia starego kapłana. Przynajmniej mam poczucie, że komuś pomożemy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jednak to lokalne bóstwo, nie ma co się bać. Jeśli dobrze pójdzie, to wilk będzie syty i owca cała.

-Wygląda na to, że to nie bóg, to jakiś bożek - powiedziałem lekceważącym tonem - Kiedyś widziałem walkę mojego mistrza z jednym. Powiedzmy, że siła argumentu do niego dotarła. Innym razem udało mi się dobić targu już bez "potężnych" argumentów. Słowem, powinno to być tak proste, jak upadek żelaznej kuli, którą dopiero co wykuł kowal, ale będąc niewyspanym źle ocenił jej temperaturę i za wcześnie dotknął. Co do orła...

Podniosłem rękę, która po chwili zaczęła płonąć szmaragdowym ogniem, i parę razy pomachałem. Nie minęła minuta i wylądował przy nas olbrzymi ptak. Mój pupil - Ioze.

-Przez pół godziny leć w tamtym kierunku i wypatruj wędrowców oraz wszelkich niezwykłych istot. Gdy zobaczysz coś takiego zbliż się, abym mógł się przyjrzeć jak najlepiej. No leć już Ioze.

-My musimy trochę poczekać - zwróciłem się do towarzyszy.

Gdy tylko orzeł wzbił się na odpowiednią wysokość, zamknąłem oczy by widzieć to co on.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Stałem w milczeniu niedaleko grupy, przysłuchując się ich rozmowie i patrząc, jak Roygle wysyła tego swojego orła na zwiad. Nudziłem się, nigdy nie lubiłem tych wszystkich przygotowań, poszukiwań i reszty niby potrzebnych ale mało mnie interesujących czynności. Liczyła sie tylko walka. Poprawiłem topór przewieszony przez plecy po czym przyjrzałem się dokładnie zbroi. Trzymała się jeszcze, mimo swoich lat, choć niedługo przydałoby się kupić coś lepszego. Drobną niedogodnością był jedynie chłód jakim emanowała, nie miałem jednak zamiaru jej zdejmować z tak błahego powodu. Nie jestem w końcu jakimś pospolitym rycerzykiem.

- Pół godziny czekania - rzuciłem w końcu zirytowany - A ty, mała - odezwałem się gniewnie do Mai - następnym razem nie rozkazuj mi gdzie mam być i co robić. Nie przypominam sobie żebyś była tu jakimś cholernym dowódcą.

Po tych słowach uderzyłem z całej siły pięścią w drzewo za mną, ta nuda mnie dobijała.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To dziwne. Zawsze dotąd byłam sama, teraz nagle jestem otoczona przez innych Namaszczonych. I czuję z nimi pewną więź, nie obawiam się ich, przeciwnie, wierzę, że można im zaufać. I tylko to powstrzymuje mnie przed nieprzyjemną odpowiedzią. Jakieś strzępki wspomnień, coś wewnątrz mnie, mówi że on taki już jest. Gdy nadejdzie potrzeba zrobi swoje, a do tego czasu będzie marudził i zrzędził. Opuszczam głowę i po prostu czekam w milczeniu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Roygle

Wygląda na to że kierunek jest dobry - po kilkunastu minutach podróży przez coraz gorętsze tereny Ioze dostrzega skuloną postać owiniętą szczelnie w futra. Czuje przed nią instynktowny strach, czy może respekt, ale dzielnie wykonuje swoje zadanie - z bliska okazuje się że owa osoba jest bardzo rosła, ma ponad dwa metry wzrostu, jej skóra jest mocno blada, a ona sama zdaje się drżeć. Ziemia pod jej stopami jest wyschnięta i spękana, a powietrze jest bardzo gorące, niczym na pustyni w południe.

Dalej w tym kierunku Ioze nie znajduje już nic godnego uwagi.

Relacjonujesz reszcie swoje odkrycie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-Dwumetrowy, opatulony futrami, blady, drżący, buchający gorącem osobnik w samym środku dziwacznie gorącego pustkowia? Ta sprawa robi się coraz bardziej podejrzana. Bladość i dreszcze oraz owinięcie się czymś ciepłym to oznaki gorączki, ale żadna nie powoduje temperatur wystarczających, aby choremu pękała ziemia pod stopami. Jeśli to choroba, to na pewno nienaturalnego pochodzenia, na co wskazuje zresztą podświadomy strach, jaki ta osoba wywoływała w chowańcu Roygle'a. Ciekawe, czym kapłan zasłużył sobie na coś takiego? Chyba, że to sam Semon... Ale jaka siła mogłaby sprawić, by bóg utknął w swojej fizycznej postaci i to w takim stanie? - powiedziałem do swoich towarzyszy, po czym zacząłem rozmyślać nad losem nieznajomego...

Przed Namaszczeniem zdarzało mi się chorować i wiedziałem, że to nic przyjemnego. Czułem się, jakbym gotował się wewnątrz i marznął od zewnątrz. Jak wielką udrękę znosił ten ktoś, kimkolwiek był?

Otrząsnąłem się. Dosyć gdybania, czas działać, trzeba ulżyć cierpiącemu. W Węźle robiłem to zatrzymując kryminalistów, tutaj będzie potrzebne bardziej bezpośrednie działanie. Być powszechnie szanowanym za oczyszczanie świata z korupcji, a osobiście zobaczyć w obcych oczach szczerą wdzięczność to dwie różne rzeczy.

- Sugeruję ruszyć natychmiast, im szybciej dojdziemy, tym szybciej będziemy mogli ustalić, co się stało i jak pomóc. Jakieś uwagi?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-Nigdy nie spotkałem się z czymś takim. Ciekawe... To było jedyne zjawisko jakie zainteresowało Iozego, a dalej już raczej nic nie było. Możliwe, że Semon opętał kapłana, a jego ciało nie może przyjąć tak wielkiej mocy. Tylko dlaczego bóg miałby wchodzić w ciało śmiertelnika? Wydaje mi się, iż ma jakieś kłopoty i nie może sam sobie poradzić. Może my to zrobimy? - spojrzałem z uśmiechem na towarzyszy - Arion ma rację, musimy jak najszybciej wyruszyć. Tylko radzę uważać. Kimkolwiek lub czymkolwiek jest to zjawisko, to nie wyglądało, że ma dobry humor. Jeszcze jedno ja na egzorcyzmach się nie znam, więc o ile wy nie macie z tym doświadczenia, to będziemy musieli zdać się na tradycyjne metody.

Zanim ruszyłem się z miejsca, uniosłem dłoń do góry i wystrzeliłem czerwone światło - znak dla mojego chowańca, aby wrócił i kołował nade mną.

No to czeka nas przygoda ciekawa niczym najpiękniejsze poematy romantyczne czytane jesiennym wieczorem, z lampką najdroższego wina, przed kominkiem i z akompaniamentem melancholijnej muzyki. Niech śnieg wraca jak najszybciej!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Więc teraz przynajmniej wiemy dokąd iść i czego mniej więcej możemy się spodziewać. Ciekawi mnie o co dokładnie chodzi, ale dopóki nie zobaczymy tego na własne oczy, to możemy się tylko domyślać. Szkoda, że nikt z nas nie zna się na egzorcyzmowaniu i tym podobnych sprawach. Bez tego pewnie trzeba będzie walczyć. Z drugiej jednak strony już od jakiegoś czasu nie musiałem chwycić za ostrze, a to co tam spotkamy powinno być nieco większym wyzwaniem od tych żałosnych wyrzutków społeczeństwa, za którymi się uganiałem. Oby tylko nikt z nas nie nawalił. Ufam im i wiem, że można na nich polegać, ale nigdy nic nie wiadomo.

Przywołuję do siebie Kamayo, która powinna szwendać się w okolicach wioski. Widać wyraźnie, że cieszy się z cieplejszej pogody. Ruszam za Roygle'em z nią przy sobie i uważnie rozglądam się po okolicy. Kto wie, może po drodze trafimy na coś jeszcze? Niby ten orzeł dokonał rekonesansu, a teraz lata nad nami, ale lepiej nie dać się zaskoczyć.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Egzorcyzmy? - zaczynam się śmiać, autentycznie rozbawiony - Po prostu wbiję mu topór w rzyć tak głęboko, że pożałuje momentu, w którym zachciało mu się mnie denerwować. Niby dlaczego mam być pobłażliwy dla bęcwała, przez którego chodzę po kolana w błocie? Chodźcie, stanie tutaj i gadanie o wyruszeniu nie zbliży nas do tego kłopotliwego su**nsyna!

Poprawiłem topór i ruszyłem w kierunku wskazanym przez Roygle'a, przy okazji siarczyście spluwając.

- Pechowe stworzenie - powiedziałem jeszcze z szelmowskim uśmiechem - odreaguję sobie na nim bezczynne ślęczenie w tej dziurze.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- To nie musi być jego wina - mówię obojętnie. - Myślę, że lepszym planem będzie jeśli zajmie się nim nasz wygadany chłoptaś. Topór w odwłok można wrazić w każdej chwili. Zresztą jak już dotrzemy zrobicie jak tam będziecie chcieli. Póki co sprawdzę czy nie czekają nas żadne niespodzianki po drodze...

Ruszam szybciej w kierunku, w którym zmierza reszta. W dzikim terenie nie jestem nawet w połowie tak skuteczna jak w mieście, ale i tak potrafię poruszać się ciszej i mniej zwracać na siebie uwagę niż ci ociężali gamonie. Póki co będę więc robiła za tropiciela. W razie gdybym zauważyła coś niepokojącego przed sobą spróbuję zakraść się bliżej wspierając się swymi nadnaturalnymi zdolnościami i naturalnymi osłonami.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wszyscy

Bez dalszej zwłoki wyruszacie ku owej tajemniczej postaci. Z początku podróż nie była zbyt przyjemna - co za pomysł - a to ze względu na duże ilości błota i kałuż zalegające teren, ale po paru godzinach i to przeszło. Dla odmiany jednak wraz z ocieplaniem terenu wasze chowańce zaczęły okazywać zdenerwowanie; Ioze nie tak bardzo jak Kamayo - wszakże już raz przemierzał tę trasę. Dzięki temu zresztą pomagał odnajdywać jak najłatwiejszą trasę przez nieznany wam teren.

***

Sześć godzin później dotarliście na miejsce. Słońce stoi wysoko na nieboskłonie i zaczyna powoli chylić się ku zachodowi, ale każde z was czuje że to nie ono tu grzeje. To on. Leży skulony i zawinięty plecami do was i zdaje się jak dotąd was nie zauważać. Słyszycie ciche, nieustające, a momentami wręcz natarczywe mamrotanie, lecz nie rozróżniacie słów. Ioze siedzi bardzo niespokojny, a Kamayo znajduje się na skraju paniki -- a po chwili, niemal równocześnie, Roygle i Maia zdają sobie sprawę że to nie jest śmiertelnik ani Czarowny, a jakiś bóg i najpewniej właśnie Semon. Co mu się stało - nie macie pojęcia, przynajmniej jeszcze nie. Znajomość rzeczy boskich i magicznych Roygle'a mówi mu że nie należy on do potężniejszych istot, aczkolwiek ścieranie się z nim, na jego terenie, zdecydowanie nie jest dobrym pomysłem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A więc to on... Tak jak myślałem, zdaje się bardzo cierpieć. Zastanawia mnie, co mogło doprowadzić boga do takiego stanu. Ciekawe, on tak mamrocze? Bezładne majaczenia, czy może coś z jako takim sensem? I dlaczego chowańce są tak przestraszone? Uspokójcie je trochę, bo nas zdradzą przedwcześnie. To co robimy? Próbujemy zwrócić jego uwagę czy sami podchodzimy? Alvina nie pytam, bo wiem co odpowie. Przykro mi Alvin, walka z bóstwem opętanym jakimś NieWiadomoCzym na jego własnym terytorium nie jest zbyt mądra. Proponuję ostrożnie się zbliżyć i nawiązać kontakt. Jeśli nikt nie ma lepszego planu...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Klęknąłem przy Kamayo i starałem się ją uspokoić, przekazać, że wszystko jest w porządku. Lepiej żeby teraz nie spanikowała, może nam tym narobić kłopotów. Spoglądam też na leżące przed nami bóstwo. Ciekawe co mogło go tak upodlić, przecież to bóg.

- Róbcie co uważacie za stosowne. W każdym razie ja zostanę nieco z tyłu. W razie walki lepiej będzie mi się atakować z odległości, a podczas rozmowy i tak na niewiele się zdam, nie jestem dyplomatą.

Cały czas jestem przy Kamayo i dodaję jej otuchy. Trzymam ręce blisko noży i w każdej chwili jestem gotowy odpowiedzieć na ewentualny atak. Staram się też nieco przysłuchać temu mamrotaniu, może usłyszę coś konkretnego.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Mam na imię Arvin, a nie Alvin - warknąłem w stronę Ariona - Zapamiętaj to albo skończysz z kilkoma złamanymi kośćmi.

Splunąłem w bok i popatrzyłem zmrużonymi oczyma w stronę leżącego boga. Po chwili wzruszyłem ramionami.

- Róbcie co chcecie. Ja najchętniej podszedłbym i sprzedał mu mocnego kopa w zadek, żeby go podnieść na nogi. Ale jeśli wolicie gadać to wasza sprawa. A specjalistą od gadania chyba jesteś Ty - pokazałem palcem w stronę Ariona - Więc nie stój jak kołek tylko idź i klep ozorem.

Znajduję sobie jakąś w miarę wygodną, leżącą na ziemi gałąź i siadam na niej, obserwując do czego to wszystko doprowadzi. Najlepiej, gdyby bóg się zdenerwował i przyłożył Arionowi. Wtedy przynajmniej zrobiłoby się ciekawie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-Arvin, - spojrzałem na niego ironicznie - twoje metody są równie wyrafinowane, niczym tandetna biesiada z podłym piwskiem z okazji wyjścia za mąż paskudnej córy podrzędnego możnowładcy o inteligencji nie przekraczającej możliwości upośledzonego robaka, więc siądź i zamilcz. - choć wątpiłem, by wojownik to zrozumiał, na wypadek nagłej agresji Arvina przygotowałem się do zrobienia mu "drobnej" niespodzianki, jednak pomimo teoretycznego zagrożenia zza pleców zacząłem się już powoli zbliżać do Semona, czy czegokolwiek tego co tam było.

Ta istota cierpi, nie może tak dłużej być, trzeba mu pomóc. Powoli rozpoczynałem emanację energią by wywołać moją Animę. Coś takiego bóstwo powinno wyczuć, a jednocześnie my nie będziemy musieli się zbliżać na zbyt niebezpieczną odległość. Po zwróceniu uwagi męczennika powiedziałem:

-Czy możemy Ci jakoś pomóc?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z każdym kolejnym słowem padającym z ust Roygle'a krople powoli przepełniały czarę. Zerwałem się z miejsca.

- Jestem Arvin Tord, były członek Wilczego Stada do k***y nędzy! - kolejne słowa wykrzykiwałem coraz głośniej - Żaden zawszony człowiek, choćby Namaszczony, nie będzie się tak do mnie zwracał! A jeśli myślisz, że dawna niby-znajomość powstrzyma mnie przed skopaniem ci [beeep] to grubo się pomyliłeś.

Zaczynam iść w stronę tego śmiecia, w tej chwili czuję tylko buzującą adrenalinę. Zbyt długo nudziłem się na tym zadupiu, żeby odpuścić taką zniewagę i okazję do rozruszania kości. Niepotrzebny mi topór, w końcu nie chcę go pociąć. Wystarczą pięści. Idąc przyglądam się czujnie mojemu "towarzyszowi", nagle zrywam się do biegu i w miarę możliwości rzucam się w jego stronę, aby obalić go na ziemię. Jeśli nie będzie ku temu dobrej okazji po prostu zbliżam się szybko i wyprowadzam cios pięścią w najmniej bronione w danej chwili miejsce.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.


  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...