Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

P_aul

Sesja Gundam

Polecane posty

Uśmiechnąłem się pod nosem na widok poufałości Hany ze Spectre, po czym nieco spochmurniałem. Nie chciałem jednak psuć dziewczynie humoru wspominaniem o tym, jak ARICE (Alicja? Czy dobór nazwy był umyślny?) zaczęła szwankować w trakcie bitwy, tym bardziej, że w świetle tego, co się ostatnio dowiedziałem, sam nie wiedziałem, co o tym myśleć - być złym, dociekać źródła zakłóceń, czy...

Potrząsnąłem głową. Czułem się zagubiony i nie wiedziałem, po prostu nie wiedziałem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przebierałam się powoli, ciągle myśląc o tych maszynach ze zdjęcia.

Przy okazji uświadamiając sobie coraz bardziej, że mam relatywnie zero realnych szans na ich odnalezienie podczas tej małej wycieczki do Ameryki. Jakkolwiek nie patrząc, Kanada jest chyba trochę dalej położona niż nasz cel, te całe Newtype może nie być ostatecznie związane z zXE, a i moje dotychczasowe poszukiwania związane z projektem raczej do najbardziej urodzajnych nie można zaliczyć...

Welp, nic nie poradzimy Haro, nic nie uradzimy.

Pomijając to, jest jeszcze jedna rzecz. Ta migrena, która znowu się objawiła w ostatniej walce. Jak przy tej masakrze kosmicznej jeszcze mogłam uznać, że to czysty przypadek, to po ostatniej bitwie tak średnio. To wygląda trochę jak radar. Albo jakiś pozaludzki instynkt, przy którym boli mnie głowa i nie mogę spa...się znaczy, skupić na czymkolwiek innym. Odbierałam już takie rzeczy, jak wybuch bomby, przylot elitarnej eskadry maszyn i trochę emocji.

Emocji. He, he.

W połowie ubrana, usadowiłam się na podłodze niczym jakichś mnich buddyjski podchodzący do medytacji. W połowie ubrana, ale w pełni skupiona. Skupiona niczym woda wokół pięknego kwiatu lotosu na czystej tafli jeziora. Wyczuj coś. Wyczuj. WYCZUJ

Po około trzydziestu minutach, jedyne rzeczy które wyczułam to ból nóg od ciągłego siedzenia w tej samej pozycji, oraz zapach tego czegoś co zwykle jara Egghead. Relatywnie chyba nie związane z tym pseudoradarem. A i na sam koniec wzrok dwóch mechaników, którzy w jakimś momencie zaczęli się gapić na moją w połowie ubraną osobę, niczym na obiekt wystawowy. Dziś był dobry dzień. Pieprzony kwiat lotosu dalej był spokojny.

- Cóż, będzie trzeba najwyżej skonsultować się z panem doktorem w tej sprawie, zamiast takich testów. - stwierdziłam pod nosem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Obie kobiety zerwały się na równe nogi zaskoczone nagłą obecnością Jina. Czerwonowłosa Alexis wyglądała jakby już miała chwycić swój nóż do rąk i skończyć to co zaczęła, ciemność oraz gniew - a może nawet zwierzęca nienawiść - biła z jej oczu, ale Tiffany położyła rękę na jej ramieniu i tylko pokręciła głową. Potem utkwiła swe chłodne, błękitne oczy w azjatyckim pilocie, pewnym swym możliwości, zachowując ciszę przez kilka sekund. W końcu wydała z siebie głębokie westchnięcie i rzekła opanowanym tonem:

- Rewanż? - zlustrowała pozę Jina od góry do dołu. - Wygląda raczej jak wyzwanie na pojedynek... Na śmierć i życie. - pokiwała głową z dezaprobatą.

- Twoja urażona męska duma musi się na czymś podbudować? - syknęła Alexis. - Żałosne.

- Wystarczy. - Tiffany odparła tonem nieznoszącym sprzeciwu. - Moja towarzyszka straciła nad sobą kontrolę. To fakt. To, że w ogóle wciągnęła ciebie do pojedynku było błędem. To też fakt. - krótka przerwa na przetrawienie informacji i uciszenie protestu Alexis: - Możesz sobie wyobrażać co się żywnie podoba, ale sprawę należy postawić jasno już teraz. Nie jesteśmy przyjaciółmi ani nawet znajomymi. Nie musimy jednak być wrogami. Takie relacje mają tendencje do...powiększania ilości ciał a jeśli nie zostaną zmienione to jedno z nas "obudzi się" pewnego dnia z poderżniętym gardłem a drugie przed plutonem egzekucyjnym pod zarzutem morderstwa. - w jej tonie nie kryła groźba a typowe stwierdzenie. - Nasi wrogowie są wystarczająco potężni i nie ma potrzeby dorzucania do tego wewnętrznych tarć. My będziemy robić swoje, ty swoje.

Jin oczywiście słuchał, ale jego pewność siebie sprawiła, że jednocześnie oceniał swoje szanse i rozgrywał scenariusz pojedynku w swej głowie - zarówno przeciwko samej czerwonowłosej jak i z jej kompanką. Szybko jednak zdał sobie sprawę i zwyczajnie wiedział, że może i pokona jedną z nich po wyczerpującej, brutalnej walce, ale przeciwko drugiej zabraknie mu już sił, ledwie zasklepione rany się otworzą... Po prostu zostanie uświadomiony, że bycie mistrzem sztuk walki to jedno - dwójka naprzeciw również potrafiła walczyć i podświadomie wyczuł, że nie widział jeszcze wszystkiego -, ale ludzkie ciało miało swoje ograniczenia. W swym umyśle właśnie do nich dotarł.

- Jeżeli jednak... - Tiffany westchnęła kolejny raz: - ...będziesz upierał się przy rewanżu zobaczymy co da się załatwić...później gdy wrócicie z Ameryki i będziesz w pełni sił. - oczywiście obie z nich wiedziały o ranach jakie odniósł Jin.

- Pilot Akatsu-Xiang Jin? - nowy męski głos odezwał się za plecami pilota. Jeden z komandosów Zacharii stał w wejściu do sali: - Załoga Crimson Nebuli zbiera się na statku. Twoja obecność również jest wymagana.

* * *

- Adam? Adam! - pilot usłyszał za swoimi plecami głos lekko dyszącego Iana. Starszy mechanik był trochę zalatany przy pracach nad statkiem. - Będziesz mógł mi pomóc przy kalibrowaniu generatora? Ciągle nie rozgryzłem do końca jak wycisnąć z niego co się da...

- Dat vroom vroom silnik of 'jurs potrzebuje ołwa-klokingu? You know, dopalacza. Mogę helpnąć, jestem za beast z tym 'tingiem. - jakoś w okolicy kręcił się Egghead, naturalnie wesoły, palący jedno ze swoich "ziółek". Akurat miał przerwę przy pracy nad mechami.

- Uh... - Ian nie był do końca pewny. Z jednej strony przez moment mógł zauważyć jak Jamajczyk pracuje nad maszynami, ale z drugiej dopuszczenie go do generatora było inną kwestią. Spojrzał na Galickiego pytającym wzrokiem.

Adam, pomagając Ianowi przy generatorze możesz się upewnić, że nieważne w jakich okolicznościach jeden system na statku będzie działał zawsze i nie znajdziecie się nagle w nieprzyjemnej sytuacji gdy np. wysiądzie system kontroli ognia. Jeżeli jednak weźmiesz Eggheada do pomocy będziesz mógł wybrać dwa systemy z podanych: kamuflaż, kontrola ognia, mechanika (np. działanie wrót w hangarze), komunikacja (radar wlicza się do tego), silniki, nawigacja, podtrzymywanie życia...

* * *

Lenny zastała Chuna w ambulatorium na statku. Kartkował właśnie jakieś papiery, sprawdzał ilość posiadanych medykamentów, ogólnie wyglądało jakby był zawalony papierkową robotą... Mimo to Chińczyk zauważył kątem oka nowego gościa:

- Witaj Lenny. - rzucił odrobinę zmęczonym tonem przerywając swą dotychczasową pracę. Prawie, że automatycznie zlustrował dziewczynę od góry do dołu w poszukiwaniu jakiś ran bądź oznak choroby. - Hmm, wyglądasz na okaz zdrowia... W czym problem?

Słuchając wyjaśnień wyraz twarzy okrętowego medyka zaczął się zmieniać a zmęczenie zaczęło ustępować...ciekawości? Zrozumieniu? Lenny nie była do końca pewna, ale miała wrażenie, że Chun wie o czym mówi nawet bez zagłębiania się w szczegóły. Tknięta intuicją pokazał mu zdjęcie. Mina Chińczyka najpierw stężała a potem jakby całkowicie straciła swój wyraz. Wyglądało to tak jakby fotografia obudziła w nim dawno zakopane wspomnienia z czego część z nich nie była przyjemna.

- Oh... Jantir to jedno... ale... to... nie...

Lenny, Chun albo coś wie o projekcie i brał w nim udział - problematyczne zważywszy na to, że w młodości chyba pełnił służbę w siłach ZSRA - albo o nim usłyszał. Jaki skrawek informacji może ci przekazać?

* * *

Jakiś czas później Crimson Nebula ruszyła w swój kolejny lot. Kierunek - Ameryka...

---

Sorry Rankin, tym razem nie miałem zupełnie pomysłu dla twojej postaci. Jeżeli sam masz jakiś pomysł na scenkę to wal ;]

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zwykły upór kazał mi zostać i dokończyć, co zacząłem. Z drugiej strony zdrowy rozsądek dawał mi do zrozumienia, że byłoby to głupie i to z wielu powodów. A do tego jeszcze poczucie obowiązku kazało mi nie zmuszać reszty do czekania, szczególnie że sam wcześniej popędzałem ruszenie operacji w życie jak najszybciej.

Spojrzenie wetknąłem prosto w oczy Alexis. Nie powiedziałem ani słowa, kiedy przeszedłem tuż obok niej w kierunku Nebuli. Wzrok odwróciłem dopiero jak ją minąłem nie odpuszczając sobie zaczepienia jej barkiem.

Przede mną był ważniejszy cel niż osobiste porachunki.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Szwędałem się po pokładach Crimson Nebuli. Statek nieco opustoszał odkąd wesoła ekipa Zacharii została w bazie, ale mi to nie przeszkadzało, potrzebowałem odrobiny spokoju i ciszy. Dopiero teraz, gdy ostatecznie opadło napięcie po bitwie, gdy miałem czas przemyśleć różne sprawy, dręczyła mnie jedna rzecz - los tego dzieciaka z Niedźwiedzia. Mówiłem sobie raz i dziesięć razy, że nie mogłem w żaden sposób mu pomóc. Że żadną miarą nie mogłem zabrać go ze sobą. Że nikt nie mógł przewidzieć, że tak skończy. Mimo to czułem się w jakiś sposób odpowiedzialny za jego śmierć - i nie mogłem sobie z tym uczuciem poradzić.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Neil Perfume...czyli jednak dalej podążasz tą swoją dziwaczną drogą idealizmu.

Doktor wyraźnie westchnął, po czym popatrzył mi prosto w oczy i po chwili zaczął mówić. Powoli i spokojnie, jakby starając wszystko poukładać w miarę sensowną całość

zXE. zeta Xperiment Embody. Zewnętrzny system wspomagania pilota, który miał na celu maksymalnie zmniejszyć jego czas reakcji i zwiększyć percepcję.

I to nie tylko percepcję w normalnym tego słowa znaczeniu, ale też coś ponadto. Przez pewne znane ci, mało przyjemne dodatki. Wszczepy, nanomaszyny, różne wątpliwe specyfiki graniczące z narkotykami. I inne tego typu atrakcje. Jeszcze podczas studiów trafiłem do instytutu zajmującego się Embody jako asystent i cóż...możesz się domyśleć, że nie należało to do najprzyjemniejszych. Miesiąc tam przetrzymałem i jak najszybciej się stamtąd zwinąłem, nie oglądając się za siebie. Dopiero sporo później usłyszałem, że projekt ostatecznie zamknięto. Zapewne bym skończył na tym opowieść i uznał, że jesteś tylko trochę ulepszoną wersją nadczłowieka ze skupiskami nanomaszyn w środku. Ale jeśli te zdjęcie jest prawdziwe...to możesz być w większym niebezpieczeństwie niż reszta załogi.

Widziałem tego człowieka sporo razy podczas mojego pobytu w instytucie. Trochę starszy od mojej osoby, z wyglądu jednak bardziej przypominał nierozgarniętego studenta niż ja. Nie był jednak szefem projektu z przypadku. Miał aurę prawdziwego naukowca, takiego który zaweźmie wszelakie środki, by dojść do swojego celu. Nigdy nie robił niczego z przypadku, wszystko było u niego wyliczone co do joty. Właściwości nanomaszyn, stan i ilość substancji, długość treningów, ogólny cel który przewyższał zapewne głupi system dla zwykłych szeregowych. O wartość życia lub śmierci danego osobnika eksperymentalnego zXE. Neil Perfume. Zwykle szefowie nieudanych projektów lądują w jakichś marnych celach więziennych w uznaniu za swoją niegospodarność zasobami ludzkimi. Ale jeśli on jest na wolności i spokojnie mógł przemycić swoją robotę do innego mocarstwa, czy nawet neutralnego kraju na końcu Świata...

Chun przypatrzył się jeszcze raz mojej osobie i dokończył swoją kwestię.

- Także twoje obecne istnienie jest pewnie wyliczone przez niego od dawna. A wątpię, żeby i Jantir trafił do ciebie przypadkiem, w takim razie. Kimkolwiek jesteś, nadczłowiekiem, dzieckiem zXE, czy tym Newtype, uważaj na tego szaleńca. Najlepiej uważaj na wszystko i wszystkich.

- Wezmę sobie to do serca.

Powiedzmy, że wezmę. Heh.

Część to w teorii tylko potwierdzenie tego czego się spodziewałam, ale jeśli kwestia o panu Perfume jest zgodna z rzeczywistością to jestem chyba na odpowiedniej ścieżce. Nasz pan doktor chyba, mimo swoich intencji, nakręcił mnie na poszukiwania pana Neila.

Kanada, Neil Perfume. Newtype.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Hmm, nie ma problemu. Dobrze znam się na generatorach, sieciach energetycznych i broni wiązkowej. Ale Egghead, pracujesz pode mną. Nie żeby coś, ale wolę wszystkiego doglądać osobiście. W końcu od tego statku zależy nasze życie.

Najważniejsze systemy to kamuflaż i komunikacja, włącznie z radarem. Mamy odnaleźć konkretny cel, nie ściągając sobie przy okazji na głowę całego szwadronu jednostek nieprzyjaciela. Dobre rozeznanie w terenie i niski profil będą bardzo potrzebne. Muszę się tylko upewnić, że robota pójdzie sprawnie. Egghead wydaje się znać na rzeczy, ale to zielsko może zamglić nawet najtęższy umysł. Chyba sobie nie pośpię...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Siedzenie na tyłku przy stanowisku ogniowym, gdy po godzinie lotu żadne jednostki z obu mocarstw nie ruszyły w pościg, było nudne jak cholera. Eddy, korzystając z chwili spokoju i mając zamiennika w postaci Maurice, ruszył na spacer po okręcie. Nie spodziewał się natrafić na cokolwiek dziwnego, ale gdy przechodząc koło drzwi do generatora wyczuł dziwny zapach ciekawość - albo i strach? - zwyciężyła. Wnętrze było lekko zadymione, dało się jednak nadal dojrzeć kilka pracujących sylwetek. Rozpoznał ich po głosach:

- Egghead, czy mógłbyś przestać na moment... - rzucił trochę zrezygnowanym tonem Ian: - W ogóle jak ty wpadłeś na pomysł... widzisz cokolwiek?

- 'Oi mister mechanix Ian-san. - odparł swoim typowym, luzackim choć jakby lekko przytłumionym tonem Egghead. Zaraz... czy on ma swoim łbie kuliste akwarium tyle, że wypełnione dymem a nie wodą? Eddy przetarł oczy z niedowierzania. - All bangla, będzie veri gud...

- Eh... - po pierwszych dwudziestu minutach Adam darował sobie dalsze próby naprostowania mechanika i tylko cieszył się, że udało mu się z Ianem namówić Jamajczyka aby jakoś ograniczył swoje... wyziewy. Wyglądało idiotycznie, ale spełniało swoje zadanie. Jakoś.

Teraz Galicki chciał tylko skończyć obecną pracę. Z jednej strony atmosfera zrobiła się trochę lżejsza i parę jego zmartwień chciało ulecieć z głowy, z drugiej wiedział, że musi być maksymalnie skupiony, bo inaczej może dojść do tragicznej w skutkach awarii.

- Skończyliśmy. - wreszcie. Polak wyskoczył pierwszy z pomieszczenia ignorując Eddiego, za nim Ian upewniający się, że nie zostawi Eggheada samego z tym wszystkim. Oboje, walcząc z zachowaniem pionu, przypomnieli sobie, że przed lądowaniem trzeba będzie jeszcze zrobić przegląd techniczny mechów...

* * *

Tymczasem na mostku, możliwe, że bez konkretnego zamiaru, pojawił się Jin. Poza Timem, który robił za okrętowego pilota i prowadził maszynę w stronę Ameryki, reszta młodej załogi utworzyła kółko dookoła Draxa i jego stanowiska łączności.

- Doooobra... spójrzmy jak to wygląda... - rzucił głęboko zamyślony przerzucając wzrok z jednej mapy na drugą. Kilkanaście z nich walało się dookoła. - Ostatni raz siły pacyfikacyjne widziały Gwiezdny Pył tutaj... z kolei tu i tu mają potwierdzone zniszczenie Gundamów... zakładając, że mieli jeszcze moc aby uciekać na pełnych obrotach... o ile mieli taką możliwości... - ostatnie słowa niemalże wyszeptał pod nosem: - Czyli nasz obszar poszukiwań... hm...

- Nie chcę nic mówić Drax, ale wiesz co robisz? - spytała Rachel, młoda pani nawigator.

- Umm... nie. - odparł z rozbrajającą szczerością łącznościowiec. Jego kompani wykonali efektowny, zsynchronizowany i dramatyczny upadek na twarz. - To znaczy próbuję... - westchnął: - Próbuję zawęzić nam pole poszukiwań i znaleźć jakieś miejsce do lądowania.

- Erm... a po co w sumie? - swe trzy grosze dorzucił Tim. - Nie prościej będzie dokonać poszukiwań z powietrza? Jednostek UNEA tam nie ma a nawet jeśli mamy systemy maskujące. Przed kim niby mamy się chować?

- Może przed nikim a może jednak ktoś taki się pojawi... - wzruszył ramionami. - Nie wiem jak wy, ale ja już się nauczyłem, że na tej misji i tym okręcie rzadko co idzie zgodnie z planem od początku do końca. Wolę być gotowy na najgorsze i nawet jeśli - spokojnym tonem odpowiedział Timowi: - będziemy szukać naszych zaginionych towarzyszy z powietrza to wolę mieć dwa czy trzy a najlepiej to pięć awaryjnych miejsc do lądowania. Cholera w sumie wie kto teraz działa w tamtych okolicach i jakie ma możliwości...

- To ktoś tam jeszcze żyje? - odparła zdziwiona Maurice. - Z tego co słyszałem UNEA zrównało wszystko z ziemią...

- Jak już rzekłem, cholera tak naprawdę wie. - kątem oka zauważył w końcu nowego gościa na mostku: - Yo Jin, słuchaj, mamy tutaj taką kwestię... jest przynajmniej kilkaset kilometrów kwadratowych do przeszukania na północny wschód od Los Angeles, nie wiemy w sumie kto tam może działać i czego się spodziewać, i w sumie to jesteście pilotami, i będziecie tam na ziemi, więc zastanawiam się... bo w sumie to nie mamy kapitana i chyba nie zdecydowaliśmy kto ma ostatecznie decydować, masło maślane, wiem... czy mógłbyś rzucić opinią albo coś jak pojechać z tym koksem?

Jin, pomijając powyższą scenę mam do ciebie jedno pytanie - czy Greg, którego poznałeś w bazie Yamatano załapał się do ekipy mechaników na okręt czy też został na miejscu?

* * *

Może w tym samym czasie albo później na mostku pojawiła się także Lenny, tylko z jej sobie powodów akurat tutaj. Gdyby Zacharia z nimi leciał pewnie słuchała by jego historii wojennych i pomagała opóźnić kolejne pół litra...

Lenny, dla ciebie pytanie ogólne - czy lot do wybrzeży Ameryki przebiegł bez problemów czy jednak coś się stało?*

* * *

Jakiś czas później, jeszcze odrobinę otumanieni Adam i Ian, pojawili się w hangarze chcąc już ten przegląd mechów mieć zwyczajnie za sobą. Hana "zaklepała" sobie Spectre właśnie w tej chwili siedząc na ramieniu maszyny, naturalnie także Shine kręcił się po okolicy.

- Hej Ian! Hej Adam! - rzuciła radosnym powitaniem. Odpowiedzi były odrobinę niemrawe.

Starszy mechanik stwierdził po dosyć bolesnym namyśle, że równie dobrze może zacząć od Gundama Bryanta zwłaszcza jeśli Hana wykonała już kawałek roboty. Obejrzał co trzeba było ze wszystkich stron, odhaczył pozycje na liście i cóż... maszyna była w pełni gotowa do boju.

- Ian! Przybij piątkę! Dobra robota z ARICE. - Amerykanin podrapał się po głowie i wzruszył ramionami myśląc pewnie coś w stylu "czemu nie?". W końcu widział chyba raz czy dwa jak podobny patent wykonywała Hana gdy Bryanta nie było w pobliżu kokpitu.

Obserwujący sytuację Shine zarejestrował dokładnie moment, w którym wiedział, że coś jest nie tak i komuś może zaraz stać się krzywda, ale czasu na właściwą reakcję niestety nie było. Nie był pewien czy coś nawaliło w systemach hydraulicznych czy może ARICE dokonała jakiegoś błędu i przesadziła z ruchem metalowej ręki... W każdym razie Shine widział jak Ian - który w ostatniej chwili próbował uskoczyć - nagle leci kilkanaście metrów do tyłu niefortunnie ścinając jeszcze z nóg Galickiego, Polak akurat znajdował się na linii "strzału". Dotarł do niego jeszcze krzyk Hany gdy ruszył biegiem do poszkodowanego.

Ian żył. Może w ostatniej chwili ARICE zorientowała się w swoim błędzie i zminimalizowała siłę uderzenia, może stało się coś innego, na razie liczył się brak ofiar śmiertelnych z tego incydentu. Tak czy inaczej mechanik będzie potrzebował wizyty w ambulatorium... Adam był tylko trochę poturbowany.

Shine, jeżeli chcesz możesz trochę szerzej opisać stan/obecny wygląd Iana (aczkolwiek z zastrzeżeniem, że nie jest krytyczny i niemalże na pewno przeżyje).

---

*od razu ważna notka, że scena w kolejnym fragmencie dla postaci Aidena i Rankina jest jakby osobną kwestią i nie wlicza się do pytania... no i sorry za ew. ostrą manipulację Adamem, ale po prostu pasował mi do scenki =]

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Interesujące, że ze wszystkich osób postanowili zapytać o radę akurat mnie. Muszę to dobrze rozegrać.

Podszedłem do map i rzuciłem okiem. Górzysty teren wypełniony gęstą roślinnością. Dobre miejsce na kryjówkę. Nawet stara dobra metoda rekonesansu 'na oko' miałaby wątpliwą skuteczność. Dodać do tego zakres poszukiwań i w efekcie mamy przed sobą kilkadziesiąt godzin przeczesywania lasów w poszukiwaniu pies-wie czego. Jeśli zmusili Gallanta do ucieczki w takie miejsce, to na pewno operuje on teraz na resztkach energii. Nie mamy czasu na głupoty, musimy dotrzeć do niego jak najszybciej. Oczywiście nikt nie mógł mieć pewności, że pilot nadal żyje a maszyna nie wpadła jeszcze w ręce wroga, ale szansa była zbyt realna. Nie mogę ryzykować, że nie zgodzą się na mój plan...

- Jeśli Ronin jest w pełni sprawny, to mogę przetransportować urządzenia skanujące w teren działań, co da nam czas na opracowanie planu poszukiwań. Poruszając się nisko i szybko w trybie lotu powinienem uniknąć wykrycia przez systemy namierzania, a jeśli ktoś mnie zauważy zdołam się oddalić, zanim dobrze mnie namierzą - wskazałem miejsce na mapie - Wykonam podejście od zachodu. Biorąc pod uwagę prędkość Cruise-mode szacuję, że jestem w stanie przeprowadzić wstępny rekonesans w czasie między jedną a dwiema godzinami, skonsultuję się później z moim komputerem pokładowym, celem ustalenia dokładniejszego czasu. Nasz statek powinien trzymać się z dala. Zostawiam wam obranie bezpiecznego miejsca. Bądźcie gotowi na szybką reakcję. Być może będziemy musieli przeprowadzić akcję ratunkową aby wydostać ocalałych, szczególnie gdy nasze zabiegi zostaną zauważone. Zakładając oczywiście, że ktokolwiek z naszych jeszcze żyje - zrobiłem pauzę zbierając myśli - Jeśli nie namierzę nic wstępnie, to będę mógł wrócić na pokład. Wtedy, mając dokładniejsze informacje o terenie działań, będzie można zorganizować misję poszukiwawczą.

Będę mógł też zostać na miejscu i osobiście się rozejrzeć, ale tego nie powiedziałem. Wystarczy, że skontaktuję się z pilotem Gallanta. Intuicja podpowiadała mi, że nadal żył.

Miałem tylko nadzieję, że naprawy mojego Gundama zostały zakończone. Zaraz po wyjściu z mostka pójdę to sprawdzić. Mój kontakt wśród mechaników jest na pokładzie. Czas byłby teraz doskonały aby przetestować wiedzę z zakresu mechaniki jaką ostatnio zdobyłem, na wypadek gdyby coś poszło nie tak.

Bo jak trafnie ktoś przed chwilą zauważył: w tej misji każdy plan ma tendencje do nagłego pójścia w diabły.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cisza, spokój, nic się nie dzieje.

Po oddaleniu się od wybrzeży Japonii, wszystko na statku przeszło na stan działań rutynowych i raczej spokojnych. Żadnego pościgu i wrogów, zamiast tego jedynie bezkresny ocean i malutkie wyspy zamieszkałe pewnie tylko przez jakieś tutejsze żyjątka i tubylców z dzidami. Poszczególni członkowie załogi robili swoje, wliczając w tym moją skromną osobę. A to zaś obejmuje dalsze wmawianie sobie, że łażąc po statku i medytując, rozwinę wiadomą umiejętność. Bycząc się w praktyce, ale to szczegół.

Tym razem zaś wybór padł na mostek i względnie nie przeszkadzałam nikomu. Wręcz nikt nie zwracał na mnie większej uwagi. Chyba nawet zapomnieli, że istnieję. Bądź, co bądź woleli zapytać się dopiero co przybyłego samuraja o pomoc przy planie, niż kogoś, kto siedzi w pozycji kwiatu lotosu od kilkunastu minut w okolicy.

Mniejsza z tym, że i tak nie znam się na planowaniu czegokolwiek. Welp, życie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Niemal natychmiast znalazłem się przy Ianie, który leżał na ziemi nieprzytomny. Trzeba mu przyznać, że wyglądał całkiem dobrze, jak na osobę, która zaliczyła bliskie spotkanie z dłonią kilkunastometrowej maszyny. Jeśli pominąć fakt, że był nie przytomny. I że jego nos był dość wyraźnie złamany. No i jego prawa ręka, którą próbował "przybić piątkę" wyglądała nieszczęśliwie, sądząc po jej bardzo nienaturalnym powyginaniu, była złamana w paru miejscach. Ale mogło być gorzej, był nieprzytomny, ale czaszka zdawała się być nienaruszona, co prawda to wyjdzie dopiero przy badaniu w ambulatorium. Zauważyłem koło siebie przerażoną Hanę.

- Zobacz, co z Adamem i ściągnij tu medyków - rzuciłem sucho, udzielając nieprzytomnemu pierwszej pomocy i starając się nie naruszać jego ręki. Nie byłem zły na Hanę... Nie, to nieprawda, byłem zły na Hanę, zbyt często zapominała, że Gundamy to nie zabawki sprzedawane dzieciom, ale bardziej byłem zaskoczony faktem, że ARICE posiadała bezpośrednią kontrolę nad Spectre. Tego nie pamiętałem z żadnego z mrowia instruktaży, testów i lotów, jakie odbyliśmy wspólnie podczas prac nad prototypem.

Medycy wreszcie dotarli i ostrożnie ładowali Iana na nosze, ja wstałem i odwróciłem się, mierząc Spectre wzrokiem. Choć maszyna stała teraz w pozycji neutralnej, mógłbym przysiąc, że wygląda na skruszoną. Wtedy przypomniały mi się papiery, jakie przejęliśmy i myśl, jaką wtedy myślałem - bezzałogowe jednostki nowej generacji... Korciło mnie, aby wspiąć się teraz do maszyny i w prywatności kokpitu wałkować ARICE aż uzyskam odpowiedzi, jednak czułem, że nic w ten sposób nie uzyskam. Potrzebowałem sposobu... a nic nie przychodziło mi do głowy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wszystko było dziwnie surrealistyczne. Spectre chciał przybić piątkę Ianowi, po czym ten nagle wystrzelił w moją stronę i obalił na ziemię. Stłukłem sobie trochę tył głowy i tyłek, po czym pociemniało mi przed oczami. Jakieś krzyki, chyba Hana. Usiadłem ciężko i pokręciłem głową.

- Co się...

W końcu ogarnąłem całość sytuacji. Hana chciało mi chyba pomóc, ale wstałem i zapewniłem ją, że ze mną wszystko w porządku i powinna sprowadzić pomoc dla Iana. Ten wyglądał z jednej strony dobrze, bo żył i chyba nie miał naprawdę poważnych obrażeń, a z drugiej źle, bo jego ręka wyglądała paskudnie. W zasadzie straciliśmy jednego naprawdę niezłego mechanika. Niezły start.

- Wiesz, że normalna maszyna nie powinna tak robić? - Zwracam się do Shine'a, wyraźnie sugerując, że coś tu jest chyba nie tak.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Wiem - powiedziałem Adamowi. - W ogóle mi się to nie podoba i martwi mnie może bardziej, niż kogokolwiek innego na tym statku.

Przy okazji zanotowałem w pamięci, żeby przy innej okazji wypytać Hanę o te samowolne ruchy Spectre, wyglądało na to, że dla niej nie była to nowość.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przez jedną, może dwie sekundy - w ciszy jaka nastała - dałoby się usłyszeć upuszczenie pinezki... a potem, zamiast wybuchu zamieszania jak to bywa w filmach, odpowiedni ludzie wkroczyli do akcji. Poleciało kilka rozkazów, puszczonych półgębkiem i nie ukrywających zdziwienia przekleństw - także Chun, okrętowy medyk, gdy wkroczył na scenę rzucił nieskrywanym "co tu się k***a stało?" - i koniec końców Ian został zabezpieczony a następnie odtransportowany do ambulatorium. Większość osób szybko wróciła do swoich obowiązków, zwłaszcza ekipa Eggheada miała jeszcze mnóstwo roboty z Gundamem Jina, ale sam Jamajczyk - nietypowo jak dla siebie - najpierw długo wpatrywał się w Spectre jakby chcąc wniknąć w jego - jej? - duszę, potem na Shine'a.

- Ma'breda - w końcu rzucił w stronę pilota. - Dis jest igranie z fire'em, lookautuj no za swoim tingiem, man. - po czym wrócił do poganiania swoich ludzi i dalszej pracy umilanej przez kolejne, wypalane zioło.

* * *

Jin akurat pojawił się w hangarze w samą porę aby obserwować całe zajście, niemniej zważywszy na ilość ludzi, którzy kręcili się głównie dookoła Iana postanowił skupić się na swym mechu. Bez wątpienia Egghead ze swoimi ludźmi pracowali w pocie czoła, właściwie nie przerwanie, od paru dni - całość elektroniki została wymieniona albo naprawiona a układ hydrauliczny też miał się lepiej - i faktycznie pilot zdołał podłapać co nie co od Grega, ale niektórych rzeczy zwyczajnie nie da się przyspieszyć. Mechanik, który robił za cień Jina od momentu wylotu z bazy Yamatano i niemalże wpatrywał się w niego jak obrazek, wyjaśniał ze skruszeniem w głosie prezentując postęp prac:

- Podejrzewam, że gdybyśmy mieli skupić się tylko na tym aby mech miał tylko zdolność poruszania się... - zaczął stojąc przed "gołym", bo pozbawionym znacznej części wciąż naprawianego pancerza, mechem. -...może uwinęlibyśmy się w najbliższe cztery dni. - dodał po chwili: - Oczywiście przy poświęceniu całej reszty, to jest głównie uzbrojenia i jakichkolwiek zdolności ochronnych. Trafienie z jakiegokolwiek większego kalibru dokończyłoby żywot maszyny. A tego raczej nie chcemy. - dokończył możliwie najbardziej uprzejmym tonem na jaki było go stać.

- Jak jeszcze zfindujemy jakieś thingy in 'Merica maybe proces uda się naspeedować bardziej. - Jamajczyk dorzucił swe trzy grosze.

- To znaczy... tak... - Greg również potrzebował chwili aby przetłumaczyć słowa Eggheada. - Zakładając, że cokolwiek ostało się z bazy kolonistów... może jeśli znajdziemy jakiś alternatywny obiekt, którego nie wykorzystali... albo po prostu znajdziemy Gwiezdny Pył to może uda nam się dorwać do dodatkowych materiałów na nasze naprawy. Wtedy ostateczny czas potrzebny na dokończenie napraw Ronina... cóż, ciężko stwierdzić z pewnością, ale może bylibyśmy w stanie zaoszczędzić nawet tydzień.

* * *

Jak się okazało, jakiś czas potem gdy słowa Eggheada wsiąkły albo zostały odgonione z głowy Shine'a, to Hana przyszła do niego. Nadal zawstydzona, z widocznym poczuciem winy - choć technicznie rzecz biorąc to nie ona wysłała Iana do ambulatorium - zaczęła przepraszać i mówić, że nic takiego wcześniej się nie działo i była przerażona i... Cóż, teraz gdy pilot przemyślał sobie całą sprawę i przeszukał swą pamięć to oczywiście widział już wcześniej jak Spectre, bez jego obecności w kokpicie, dokonywała interakcji z Haną.

- Przepraszam! - teraz dziewczyna miała widoczne łzy w oczach. - Ja... ja nie wiedziałem, że to się stanie! Naprawdę! - w tym momencie objęła Shine'a i się w niego wtuliła jakby obawiając się odtrącenia.

Shine, "do niego" w sensie "do twojego pokoju" - scenę, a właściwie jej ciąg dalszy, zasłaniam kurtyną niedomówienia dla wszystkich zainteresowanych. Możesz dopowiedzieć sobie co chcesz.

* * *

Kilka godzin później, gdy Crimson Nebula miała wybrzeże Ameryki w zasięgu wzroku, część załogi wraz z pilotami zebrała się na mostku aby przedyskutować dalszy plan działań. Drax, wciąż po uszy w najróżniejszych mapach bliższej i dalszej okolicy, zaczął:

- Dobra moi drodzy, zacznę od oczywistości. Jeżeli mamy latać jak bezgłowe kurczaki i sprawdzać każdy kilometr kwadratowy z tych kilkuset... - westchnął: - To nie ma sensu. Po prostu. Stracimy za dużo czasu.

- A śpieszy nam się gdzieś? - rzuciła, niezbyt przejętym tonem, Maurice.

- Nie, ale... eh. - łącznościowiec zrobił minę "z kim ja muszę pracować?" i, najpewniej zwalczając nadciągający ból głowy, odparł: - Właściwie to tak, śpieszy się nam. Pies jeden wie co się stanie za parę godzin a co dopiero jutro już nie mówiąc o następnym tygodniu. Mamy swoje zadania, to prawda, ale zadania mogę się zmieniać.

- Dobrze powiedziane. - głos nowo przybyłego Iana rozległ się na mostku. Mechanik wyglądał całkiem nieźle jeżeli nie liczyć zabandażowanej, zagipsowanej i usztywnionej ręki. - No, co się tak patrzycie małolaty? Trzeba czegoś więcej niż jedno marne złamanie...

-...albo trzy... - ktoś rzucił półgębkiem.

-...żeby mnie załatwić.

- Wracając...? - rzucił Tim.

- Nasze radary działają na maksymalnej przepustowości. Skanery też. Na razie jednak nic co nakierowałoby nas na Gwiezdny Pył. - odparła Rachel, nawigator.

- Jeżeli mowa o radarach... cokolwiek ze strony UNEA albo ZSRA?

- Nic. Niebo nad Ameryką jest tylko dla nas.

- Żeby nie było, systemy maskujące nadal działają.

- Keh... lepiej, żeby działały. Nie po to spędziłem z Jamajczykiem kilkadziesiąt minut w jego oparach, żeby system zawodził. - rzucił z ironią Ian.

- Eh... nie wiem jak wy, ale widzę dwie opcje. Pierwsza to darujemy sobie chowanie okrętu i poszukiwania na ziemi a zamiast tego przeczesujemy teren z powietrza licząc na to, że nasi żyją, zauważą nas i będą mieć sprawne radio albo flarę. Druga to znajdujemy miejsce do lądowania, rozbijamy prowizoryczny obóz i przeczesujemy teren "na piechotę". - Drax spojrzał na pilotów: - Ten raport, które "pożyczyliśmy" od UNEA niby zawężają pole poszukiwań, ale... nie wiem, nie znam się na wojskowym żargonie i tym co tam nawpisywali. Jedyne czego w miarę jestem pewien to tego, że raczej powinniśmy skupić się na sektorach na północ od Los Angeles. No... chyba, że możecie nas wesprzeć jakimś lepszym pomysłem. Albo planem.

---

Na cokolwiek co słusznie bądź niesłusznie nie jest nie tak z odpisem odpowiednim jednym - po tak długiej przerwie i bloku pisarskim jaki miałem chciałem po prostu pchnąć to dalej.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Plan, huh. Teoretycznie sprawniej by było, dla misji przynajmniej, przeszukać najbardziej możliwe miejsca z góry i w razie czego szybkie zwinięcie się z tego miejsca. Znając nasze szczęście, to się nagle jednak pokaże nam jakiś przypadkowy oddział wroga, która mocno zboczył z kursu. Taki przypadkowy, uzbrojony w jakąś uberbroń, której testy postanowiono właśnie w Ameryce przeprowadzić. I co wtedy można powiedzieć?

Welp, życie.

No i jeszcze jedno mi chodzi po głowie przy okazji.

-Raczej ekspertką w takich kwestiach nie jestem, ale co do tego pierwszego mam takie pytanko. Czy ekipa poszukiwana przez dwa mocarstwa, sygnalizowała by miejsce swojego ukrycia na widok przypadkowego statku? Szczególnie, że Nebula była teoretycznie statkiem UNEA do czasu tego rozgardiaszu na górze.

Usiadłam po turecku na podłodze, przez chwilę podumałam i rzuciłam dalej.

- Chyba, że mamy zamiar nadawać przez eter, że oto leci wesoła obwoźna trupa kolonistów, szukająca swoich poprzedników. Ewentualnie jakiś sygnał, który ktoś z tamtej ekipy by rozpoznał, a postronnym wydałby się zupełnie bez sensu. Co do tej drugiej opcji...

Łażenie po nieznanym terenie z bliżej nieokreślonym celem. Z dodatkiem zapewne miłych tubylców. Z tego co kiedyś czytałam, to ten cały amerykański przybytek jest głównie rządzony przez gangi i rozlicznych miejscowych watażków. Którzy raczej chętnie połasiliby się na każdy nowy sprzęt, który zawędruje na ichniejsze terytorium. Trochę podobny tok myśli, jak u mnie, czy innych złomiarzy. Z tą różnicą, że się nie wybijamy o kawał starej blachy.

- Też nie jest wybitna. Wolniejsza, ale pewniejsza. - Cokolwiek zostanie wybrane, to jakoś postaram się dostosować.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kiwnąłem głową po słowach Lenny.

- Przedstawiona przeze mnie wcześniej propozycja planu jest niezmieniona. Mechanicy świadczą, że uda im się doprowadzić Ronina do stanu mobilności w ciągu czterech dni. Nie będę mógł brać udziału w walce, ale to nadal najszybszy sposób na wstępne rozpoznanie terenu.

Lenny była na dobrym tropie, nie chcąc ryzykować prób kontaktu radiowego z możliwymi ocalałymi. Ostrożność jednak nie była mi na rękę i wiedziałem, że na dłuższą metę nie była na rękę nam wszystkim. Jeśli poprzednia misja, mimo nowoczesnej technologii i pierwszorzędnej załogi zawiodła, to musieliśmy dowiedzieć się, w jaki sposób.

Najlepiej jednak będzie, jeśli pozostali nie dowiedzą się na tą chwilę o moich zamiarach.

---

Po opis planu Jina odsyłam do mojej poprzedniej tury.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Jeśli chodzi o rozpoznanie terenu to Spectre jest maszyną nominalnie zwiadowczą - wtrąciłem. - Można po prostu połączyć oba plany - wstępny zwiad za pomocą maszyn starających się utrzymać, jak to mówią, niski profil, a potem wycieczka piechotą. Jednak z tą opcją również wiąże się pewien problem... W świetle ostatnich wydarzeń, rozumiecie, wolałbym ograniczyć aktywność Spectre do minimum.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Reaper też ma dość mocne radary i maskowanie, akurat do rekonesansu. Poza tym mogę wypuścić CROW żeby zbadać jeszcze trochę większy obszar. Co do Spectre... Jesteś pewien, że komendy z kokpitu nie miałyby pierwszeństwa nad "zachciankami" maszyny? Jeśli nie, to zostawcie zwiad mi. Nie ma co więcej ryzykować, jeśli nie musimy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.


  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...