Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Edgarzyc

IO-Fantasy

Polecane posty

- Myślałam, że jesteś przemytnikiem - zauważyła iluzjonistka - a nie rozpaczliwym... próbnikiem - zastanowiła się chwilę - zachowaczem...

- Daruj sobie dalszy ciąg - przerwał Arkon zrezygnowanym tonem.

- Całkiem sprytne, magiczko - uśmiechnął się Diergov, nie zmieniając pozycji. - Naprawdę całkiem sprytne

- Dziękuję.

- Proszę.

- Szlag by to - Arkon wstał gwałtownie - wy naprawdę myślicie, że to zabawa? Mogliśmy zginąć! A w sumie, może nie oszukujmy się... wy mogliście zginąć, a wraz z wami mój zarobek. Uwierzcie, że świadomość możliwej utraty wypłaty napawa moje serce lękiem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No, ale dosyć gadki! Nadal jesteśmy za blisko Irjun. Poza tym wolę dotrzeć jak najdalej, póki jesteśmy w tej postaci... Rudzielcu.

Diergov nie miał jeszcze okazji przyjrzeć się sobie po wypiciu eliksiru transformacji. Nadal był wysoki jak dotychczas - co z pewnością będzie zwracało uwagę - na dodatek z płomiennymi włosami i twarzą, na której jedyne punkty wolne od piegów pokrywał niewyleczony trądzik. Blizna zniknęła, ale nie można tego zaliczyć do zmian pozytywnych. Arkon z kolei...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

...zyskał bliznę przy lewym oku. Ogólnie jego twarz stała się bardziej kanciasta - lekko zwiększył mu się nos, wyrosła broda i wąsy.

-No, nie wiem, ale jak dla mnie teraz jesteś przystojny - powiedział zgryźliwie Diergov

-Co racja to racja, teraz to pies na baby - dodała uśmiechając się Kathleen

-Wiem, jestem piękny i w ogóle, ale czas na nas - powiedział Arkon i spojrzał na słońce dochodziło południe.

Wjechali na trakt, kopyta koni wystukiwały równy rytm ...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mimo pozornej beztroski, każde z nich skrywany głęboko niepokój przekuło w pancerz determinacji. Po chwili gnali już, coraz szybciej, niesieni pragnieniem uwolnienia się od dręczących myśli. Pędzili więc milcząc, coraz dalej i dalej na południe. Diergov, chmurny, popędzał od czasu do czasu wierzchowca i zerkał czujnie na Kathleen. Ona z kolei zajęta była obliczaniem odległości i czasu, jaki im pozostał, by dotrzeć do granicy. Arkon zaś, zostawiwszy oboje w tyle, pozwalał, by podmuchy chłodnego wiatru koiły nerwy, smagane uczuciem nieustannego zagrożenia .

#Rezon, wyrażenie "pies na baby" znaczy, że on gania za kobitami, a nie na odwrót, =/= przystojny, raczej zdeterminowany, żeby "zaliczać". To bardziej do Diergova pasowało w pewnym momencie, ale zdaje się, że urok prysł wink_prosty.gif#

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

***

W innym miejscu, nieświadomy wielkich rzeczy, rozgrywanych zupełnie niedaleko, siedział staruszek. Rzeźbił z kawałka drewna coś, co na pierwszy rzut oka przypominało zaostrzony palik. Pogwizdywał cicho, stopą wystukiwał rytm na piaszczystej ziemi.

- Ech, Jaron, Jaron - powiedział do siebie - znów coś nie tak. - Obejrzał krytycznym okiem trzymany w dłoni kawałek drewna. - Chyba nikt nie kupi bożka bez nosa. Po co komu bożek bez nosa? Przecież nieprzydatny... ale to może być heros z legendy.

Zastanowił się. Nie przypominał sobie żadnej legendy o beznosym bohaterze.

#Moja propozycja, zostawmy na razie trójkę naszych bohaterów, poprowadźmy akcję gdzieś indziej, potem wrócimy do naszych ulubieńców i ewentualnie poplączemy wątki, co wy na to?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ale znał się na swojej robocie. Nawet jeśli nie słyszał nigdy o bohaterze bez nosa, to nie znaczy, że taki chwat nie istniał. Właściwie biorąc pod uwagę fizjonomię wojów, którzy swoje złote lata przeżyli, to nawet prawdopodobne, że taki się gdzieś uchował. Kolejne konkluzje przychodziły do starca same, jakby były ustawione w kolejce, by zasiać ziarno pomysłu w jego głowie. Na pewno się gdzieś taki znajdzie. Na pewno miał na imię... Dalbur. Na pewno też był zakochany...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

...w młodej dziewczynie z jego rodzinnej wioski. blondwłosa Ismena, której warkocz sięgał do kształtnych pośladków.

Jaron podłubał w zębach ostrzem noża.

Ów Dalbur z pewnością dokonał jakiegoś wielkiego czynu, by zdobyć rękę Ismeny. Dajmy na to, przyniósł głowę niedźwiedzia, choć do lasu wyprawił się bez broni, w samej przepasce na biodrach. Jednakże ojciec Ismeny i tak krzywo patrzał na Dalbura, bo choć chłop na schwał, to nie miał w sobie nic z uniżoności typowego chłopa. Był dumny i arogancki, na tyle, że pozwolił ojcu pięknej Ismeny poddać go próbie...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

...ubicia strasznej poczwary, która zabijała wieśniakom bydło i owce. Bohater wziął największy topór jaki miał, bo chyba był drwalem... albo myśliwym, wtedy wziął najmocniejszy łuk. W każdym razie uzbroił się po zęby i wyruszył do lasu, by zakończyć życie nieznanemu potworowi. Gdy kroczył ciemną ścieżką, usłyszał nagle trzask i poruszenie w krzakach na prawo od niego, lub też na lewo...

# Ismena? Ktoś tu się inspirował Antygoną Sofoklesa? :D #

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Dziadku, dokąd ta droga prowadzi? - wyrwał go z zamyślenia głos.

- Donikąd, panie - Jaron nawet nie podniósł wzroku - z tej drogi się nie wraca. Wrócił z niej tylko Dalbur Beznosy, wielki heros wplątany w sznury przeznaczenia. Ale przecież znacie tę legendę, każdy ją zna...

- Nie znam - stwierdził głos - i poznawać nie chcę. Jak nie możesz mi pomóc, trudno. Bywaj, dziadku.

Jaron zgryzł w zębach przekleństwo. A już miał nadzieję na jakiegoś klienta! No trudno...

#Wiedziałem, że gdzieś już słyszałem to imię, nie pamiętałem tylko, że u Sofoklesa. Chyba muszę odświeżyć literaturę starożytną ;)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Hej! - krzyknął do oddalających się pleców - Tak naprawdę droga prowadzi do jeziora Vin Derre. Dalbura Beznosego nigdy na niej nie było. To po prostu wspaniały bohater i nuciłem w głowie pieśni o nim, kiedy pan mnie zagadał.

Przybysz odwrócił się. Dopiero teraz Jaron zobaczył, że cały czas rozmawiał z elfem.

- Jezioro Vin Darre? Szlag, wygląda na to, że się zgubiłem. Może mi pan powiedzieć, jak dotrzeć do Wysiłchy?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- To w sumie nawet po drodze - Jaron zastanowił się szybko. - Vin Derre jest ogromne, powiadają, że powstało na arenie walki cyklopów, gdy pramatka zobaczyła ich agresję i uroniła łzę...

- Znam tę legendę - przerwał sucho elf.

- Wybaczcie, panie - Jaron ukłonił się - widać, żeście człek bywały. Wysiłcha? No cóż, jak dojedzie pan do jeziora, niech się trzyma lewego brzegu. Jakieś pół dnia jazdy, a zobaczy pan miejsce wyrębu i drwali. Oni wskażą drogę na trakt, który znajduje się ze dwie staje od jeziora. A na trakcie w stronę zachodzącego słońca, aż dotrze pan do oberży "Siedemnaście Wiosen". Stamtąd już z pewnością pana pokierują...

#Panowie, coś nam opowiadanie umiera...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

...prosto do Wysiłchy.

- Dziękuję starcze. Niech ci to bogowie wynagrodzą. - rzekł elf, ocieplając ton głosu.

- Panie, wybaczcie, że pytam... co sprowadza pana do Wysiłchy? - spytał Jaron.

- Dług do spłacenia. - powiedział krótko długouchy. Następnie zawrócił konia, i odjechał.

W końcu mogę odpłacić ci za Twoją dobroć, Arkonie, pomyślał elf.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jaron popatrzył za oddalającym się przybyszem. Nie wyglądał on na takiego, który miałby sobie nie poradzić podczas drogi.

- Ech, zaraza - zaklął - żeby mieć te dwadzieścia lat mniej, to i ja bym się wybrał gdzieś, gdzie poprowadzi trakt.

Wrócił do rzeźbienia. Nie szło mu jednak. Nóż ruszał się powoli, niepewnie. Staruszek zajęty rozmyślaniem wpatrywał się w powolutku nabierającego finalnego kształtu bohatera.

- Starcze - okrzyknął go kolejny głos - nie jechał tędy może ktoś? Całkiem niedawno?

Jaron uniósł głowę...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

...i zobaczył trzech łowczych ze znakiem purpurowej dłoni naszytej na rękawach.

-- Oj panie, czy ktoś jechał? Sam Dalbur Beznosy, pogromca cyklopów i niedźwiedzi jeździec, przejechał tą ścieżką nie dłużej, niż godzinę temu. Słyszeliście oczywiście legendy o Dalburze Beznosym?

- Niestety - powiedział najwyższy z trójki - Chodziło nam raczej o elfa. Bursztynowe włosy, mniej więcej mojego wzrostu, tylko bardziej żylasty. Nie widzieliście takiego?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Znałem kiedyś tego znachora - odezwał się łysy z tatuażem na twarzy. - Wielki był z niego specjalista. Choć myślę, że akurat w tym aspekcie się mylił. Poza pieniędzmi jest też jeszcze jedno, absolutnie skuteczne lekarstwo.

Wyciągnął krótki nóż i niby od niechcenia rzucił przed siebie. Ostrze wbiło się między palcami dłoni Jarona. Starzec nawet nie drgnął.

- Żelazo - kontynuował beznamiętnie łysy - to pewny medykament. Ale musi być umiejętnie aplikowane. Mogę cię zapewnić, że jestem specjalistą w tej dziedzinie.

#Łysy z tatuażem to oczywiście jeden z trójki Purpurowej Ręki.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Naprawdę już do tego doszło, że na obcych, starszych ludzi obnaża się stal? - Może kiedyś Jaron wplątałby się w podobną awanturę, jednak swoje lata już miał, a z nimi przybyło trochę mądrości. Kontynuował trochę przyjaźniej. - Owszem, przejeżdżał tędy elf. Udał się w kierunku Wysiłchy, ale na waszym miejscu nie liczyłbym na jego dogonienie. - Powiedziawszy swoje, podniósł się z siedzenia i westchnął. Otworzył usta jakby chciał coś jeszcze dodać, ale się powstrzymał, odwrócił się w kierunku swojej chatki i powoli poczłapał w jej kierunku. Mruknął jeszcze cicho do siebie. - Niech im wszystkim nosy poodcina... chędożoni bandyci...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

***

Jezioro Vin Derre było szerokie na dziewięć mil, a długie na osiemnaście. Nie wińcie elfa (któremu na imię było Celit), że nie rozpoznał tej nazwy - w jego języku jezioro nazywało się Maer Desaletyae - "Zamarznięte Morze" i rzeczywiście było, jak wskazuje nazwa, skute już lodem o tej porze roku.

Lód jednak był jeszcze cienki i zdradliwy, a pod powierzchnią pływały lodowe węże i utopce, czekające na ofiary, pod którymi załamie się tafla. Celit stąpał ostrożnie...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

nawet jak na elfa. Stawiał delikatnie jedną stopę za drugą, raz po raz zerkając przez ramię za siebie. Na prawym brzegu, sto kroków dalej, w cieniu drzew stąpał równie wolno Rattantuo - najwierniejszy z wierzchowców.
Z lasu, za plecami Celita wypadli jeźdźcy, wstrzymali konie, rozejrzeli się i niemal bez zawahania zeskoczyli na zamarzniętą taflę, by dopaść elfa. Celit przystanął. Wyjął swój rapier. Czekał.
Purpurowi zbliżyli się, okrążając go, przygotowani do równoczesnego ataku. Wtem, lewie zauważalnie i zupełnie niedbale - elf stuknął ostrzem o lód.
Przez moment nic się nie wydarzyło. Aż usłyszeli pierwsze suche trzaski.

# nie jestem pewien jakie miał Sveniu zamiary ale elfo musiał mieć mocny powód, żeby włazić na ten lód. Uznałem, że będzie to podstęp. Miałby teraz pobiec co sił (lekki i zwinny elf, co nie?) na brzeg, gdzie czeka na niego koń, a ludzie się potopią/zginą/zostaną w tyle. Btw. uznałem, że może to być całkiem cwany przyjemniaczek w rodzaju Arkona (w końcu robili jakis interes), taki awanturnik jak i nasza zgraja. Tylko, że elf. #

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wzory, które tworzyły kolejne pęknięcia na tafli mogłyby zachwycić niejednego artystę, kto wie, może zainspirowałyby nowy nurt w sztuce. Jednak w tym momencie zainspirowały jedynie dwie postaci... do panicznej ucieczki w stronę brzegu, którym weszli na jezioro. Tylko jeden z grupy okazał się właściwie przygotowany, jeszcze przed uderzeniem elfa padł na ziemię i szybkim tempem zaczął czołgać się w stronę konia przywiązanego nieco dalej. Celit zdał sobie sprawę, że także szybko musi opuścić zamarzniętą powierzchnię, jego babcia mawiała: "Nie umiemy opanować żywiołu namiętności, więc jak możemy chcieć okiełznać resztę...", trochę go zdenerwowało, że tyle lat po jej śmierci ciągle miała rację. Zobaczył, że lód pod jego nogami także zaczyna delikatnie pękać. Szybko ruszył w stronę swojego konia i zobaczył łysego, wytatuowanego mężczyznę, który czołgał się w tym samym kierunku, wiedział, że doczołga się pierwszy, ale na jego twarzy nie widać było chęci ucieczki. Nagle obaj usłyszeli przeraźliwy trzask...

#Przepraszam, troszkę się rozpisałem, ale zwalę to na nowy wygląd forum. Też zastanawiałem się jak wybrnąć z tego, że ten elf nagle znalazł się na lodzie. Dosłownie. Na szczęście Truvneeck zrobił to pierwszy i lepiej niż ja planowałem. :)#

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

#OK, I'll bite. #

...i - bezpośrednio po nim - równie przeraźliwy wrzask, przerwany sykiem setek lodowych węży. Celit i jego prześladowca nie oglądali się, nie chcieli, nie musieli i nie mogli. Lodowa tafla eksplodowała, kończyny ślizgały się na jej powierzchni jak w koszmarnym śnie, w którym oboje musieli uciekać, ale nierozpoznana moc nie pozwalała im się poruszyć. Poślizg, upadek, odbicie, powrót. Minęły cenne ułamki sekund.
Ryzykowny gambit Celita zgarnął już dwie ofiary, teraz...

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

grunt pod ich nogami zamienił się w piętrzące się pod naporem wody i potwornych cielsk, poszarpane płyty kry. Obaj spojrzeli na siebie. Celit błyskawicznie uskoczył w bok, odbił się od niemal pionowej powierzchni ku kolejnej, wyrastającej wprost z wody. Purpurowy patrzył przez moment, jak elf przepływa nad nim w powietrzu, zanim pochłonęła go bulgocząca toń. Celit zdążył kopnąć jeszcze ohydny łeb węża, zanim wylądował z przewrotem na brzegu. Biegnąc wskoczył w siodło i pognał Rattantuo. Nie odwracał się za siebie. Życie uczyło, że czasem nie warto.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach



  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...