Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Black Shadow

[FATE] Szara Wojna

Polecane posty

Można się było tego spodziewać. Nagle pojawia się ktoś z "góry", a następnie następuje kolejny atak Szarych. Zawsze jest tak samo i chyba nie ma na to żadnej rady. Ten okręt może być nielichym zagrożeniem, a już same te mechy mogą nam napsuć sporo krwi. Najłatwiejszym celem są dla mnie oddziały piechoty, które mogę trochę uszczuplić podczas gdy reszta zajęłaby się mechami.

Widząc również jak jeden z mężczyzn zabiera się do roboty przeciwko całemu okrętowi jeszcze bardziej ogarnia mnie wrażenie, że zupełnie tu nie pasuję. W przeciwieństwie do nich mogę praktycznie liczyć tylko na swoje własne, wytrenowane umiejętności.

- Sama raczej wiele wam nie pomogę z tymi maszynkami. Nie mam aż takiej siły ognia jak wy. Mogę jednak z dystansu uszczuplić liczbę wrogiej piechoty lub spróbować jakoś odwrócić uwagę mechów podczas, gdy wy będziecie je powoli eliminować. Jakieś pomysły? - rzucam do pozostałych.

_____

PP:5

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Abordaż? - odpowiadam dziewczynie - I to wcale nie jest żart. Ty jednak powinnaś dać sobie spokój z mechami, no chyba, że planujesz popełnić samobójstwo.

Gorącego powitania ciąg dalszy. W sumie można się było czegoś takiego spodziewać. No, ale trzeba przyznać, że Szarzy potrafią robić wrażenie... Bydle jest całkiem wielkie. Ze sto metrów spokojnie. Jeśli zostanie zestrzelony i spadnie w pobliżu, to zniszczenia będą ogromne.

- Musimy szybko zdecydować co robimy. Moim zdaniem powinniśmy spróbować przejąc ten okręt. Mógłby być niezwykle cenny dla naukowców, ale co ważniejsze, jeśli by spadł gdzieś w okolicy to wolę nie myśleć co by się stało. Pytanie tylko jak się na niego dostać? Mechy na pewno nam tego nie ułatwią. Więc może by zacząć od nich? A potem dopiero przejść do abordażu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Serpent

A jednak to nie koniec atrakcji. Hrm, ten statek to niezła sztuka, ale najpierw trzeba zająć się tymi pierniczonymi mechami.

- Przyjąłem, zajmę się naszymi gośćmi. - odpowiedziałem dowódcy, po czym odwróciłem się do reszty drużyny.

- Wy rozpocznijcie ostrzał mechów, ja udam się poboczem i skorzystam z odwróconej uwagi by przywitać się z nimi z bliska.- powiedziałem, po czym rozpocząłem swój plan. Lotnisko to wyjątkowo duża i otwarta lokacja, jednak jest tu dość wraków i gruzu bym mógł przemknąć się bliżej. A kiedy już się znajdę dostatecznie blisko to przywitam pewne kluczowe części tych maszyn z moim ,,speciałem''. W prawdzie mógłbym nawet spróbować rozpierniczyć kadłub i spróbować sam je pokierować, ale nie mogę ryzykować wystawienia siebie na ogień przeciwnika gdy okaże się że interfejs jest zupełnie niezrozumiały. Na wszelki wypadek jednak rzucę szybko okiem na to jak wygląda w środku jeśli reszta nie zauważy że brakuje im jednego mecha, kto wie, może okazać się że uzyskam bardzo użyteczną broń...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ktoś nie znający sytuacji mógłby uznać, że nad lotniskiem Mandela rozpętała się burza stulecia. Niszczyciel Szarych, nie zważając na przegrzanie broni, wypalił ze wszystkiego co miał w kierunku pojedynczej postaci, która po chwili zniknęła w seriach eksplozji. Fala uderzeniowa wstrząsnęła okolicą i wydawałoby się, że nikt nie mógł tego przeżyć...

W opadającym powoli pyle można było jednak z łatwością rozpoznać wyprostowaną i nienaruszoną sylwetkę Willsona, na którego ostrzał podziałał równie mocno co zderzenie z komarem. (*1)

__

Powoli, nie szarpiąc, nacisnęła spust. Po chwili pocisk rozwalił czaszkę kolejnego z Obcych otaczających mechy. Iwanienko w ciągu ostatniej minuty oddała kilkanaście strzałów, ani razu nie pudłując i czuła buzującą adrenalinę, powoli wzbierający szał bitewny. Chyba dzięki temu nic sobie nie zrobiła z kilku blisko przelatujących pocisków. (*2) Strzelając zauważyła, że kolejny oddział pada od ataku komandosów pędzących po lotnisku w swoim jeepie.

Tuż obok niej Nethan wycelował BFG w jeden z mechów. Niewiadomą w jego sytuacji nie było to, czy trafi, lecz jak mech się obroni.

Energia wystrzelona z armaty zamkniętej w karabinie potężnie zachwiała mechem i odrzuciła go kilka metrów dalej. Maszyna była mocno osmalona i Nethan odniósł wrażenie, że o włos, a przebiłby pancerz. (*3)

Na kolejny z wrogich mechów spadł z okrzykiem bojowym Radiusman. Zakuty w bojowy pancerz naukowiec uderzył z całej siły, lecz najwidoczniej zgromadził za mało energii, gdyż ledwo zarysował pancerz.

Szarzy odpowiedzieli ze wszystkiego, co mieli. Pierwsza salwa dosłownie zmiotła samochód opancerzony, za którym ukrywała się Iwanienko. Siła wybuchu wyrzuciła dziewczynę kilkanaście metrów dalej, gruchocząc jej kilka kości i zadając inne obrażenia. Przez chwilę wyglądało na to, że wypadła z walki, zaraz jednak zaczęła wstawać. (*4)

Więcej szczęścia miał Nethan, którego zbroja zareagowała z minimalnym opóźnieniem, ledwo wyprowadzając go z pod ostrzału działka i rakiet drugiego mecha. (*5)

Nieopatrzność Radiusmana, która sprawiła, że znalazł się w środku wrogiej formacji nie kosztowała go zbyt wiele, gdyż zdołał przyjąć na siebie bez kłopotu ostrzał dwóch kolejnych maszyn.

Na samym końcu rakiety ostatniego mecha dosięgnęły Willsona. Oczywiście dla psionika, który przed chwilą bez zadraśnięcia wytrzymał ostrzał całego okrętu nie było to wyzwaniem. (*6)

__

Przemykał między osłonami z nabytą od małego wprawą. Na jego korzyść przemawiało ogromne doświadczenie, najlepszy sprzęt oraz chaos pola walki. Podejście Serpenta można było określić jednym słowem: perfekcja. (*7) Słysząc kanonadę ze strony wroga postanowił skorzystać z okazji.

Wyskoczył zza ostatniej osłony i zaczął biec w kierunku najbliższej wrogiej maszyny. Krótki skok i był przy kokpicie, dwa szybkie cięcia i truchło pilota wyleciało z otwartego i pustego już kokpitu. (* 8 )

Agent usiadł w trochę za dużym fotelu pilota i z satysfakcją zauważył, że ten konkretny model mecha, koń roboczy wrogiej armii, został już dawno rozpracowany. Miał przed sobą konsolę kontrolną z dwoma drążkami sterowniczymi. Z cichym sykiem kopuła kokpitu zasunęła się przed nim, po czym z kombinezonu wysunął się mały projektor.

ROZPOZNANO MODEL MASZYNY

TRYB HOSTILE TAKEOVER URUCHOMIONY

Na ścianie przed nim pojawił się uproszczony obraz pola bitwy, a na przyciskach konsoli pojawiły się oznaczenia. Był gotów do działania.

*1 rzut na Juggernauta: (1,6,3,6) 2+2+4=8 tur dodatkowego pancerza, 3 vs. 5 (4,2,3,6), 3 vs. 5 (5,1,5,1), 4 vs.7 (6,5,5,1), 2 vs. 7 i darmowy aspekt

2* (2,3,4,5) 4 vs. -1, jeden oddział z głowy i darmowy aspekt, 3 vs. 3 (z kostek równe 0, ale dzięki aspektowi na razie bez kratek. Na razie)

(*3) (1,4,5,5) 5vs. 1, czwarta kratka mecha i dodatkowo aspekt tymczasowy... (nethan), (1,5,3,5) 6vs.5, 1 kratka

(*4) 6 vs. -1 (4,2,4,1), 4 vs -3 (4,4,1,2) Deadroth niestety nie miał szczęścia na kostkach. Aktywuje się stunt, przez co na czas dwóch następnych rund ignoruję jednak kary do rzutów.

(*5) 2 vs.1 (5,2,2,2), 0 vs. 3 (3,3,3,4), druga kratka Nethana, uznałem, że nie warto na to marnować tymczasowego :]

(*6) 1 vs. 5(4,5,1,3), aspekt, 2 vs. 9 (5,5,2,5), kolejny (masz dwa do wykorzystania...)

(*7) (1,1,5,6) 4vs. -1 cytując Blacka, jajebix, kolejny aspekt tymczasowy...

(*8 ) (2,6,2,6) 0+5+2 (aspekt)=7 vs. 2, mech przejęty

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Raymond "Razor" Willson

- Tylko na tyle was stać? - mruknąłem pod nosem. Moja bańka okazała się silniejsza.

Widząc, może czując, jak okręt przegrzał swoje działa i nie będzie mógł kontynuować ostrzału przez najbliższych parę minut - w wersji optymistycznej - natychmiast przerzuciłem się na inny cel czując buzującą w mych żyłach moc. Potęgę zdolną do wbicia Szarych w powierzchnię tej planety, do odzyskania tego co straciliśmy, do wypełnienia zemsty... Z ogniami furii w oczach wwierciłem swój wzrok w pierwszego z brzegu mecha, uniosłem jedną dłoń i zacząłem podnosić maszynę Szarych. Wyobrażałem sobie, że ta kupa metalu, stali czy czegokolwiek innego jest niczym innym jak nędznym, niewielkim robakiem czekającym tylko na jego niechybne zgniecenie. Planowałem im pokazać, że nawet w swoich maszynach zawsze będą karłami wobec nas. Jeżeli mi się uda planowałem cisnąć mecha prosto w zgrupowanie piechoty obcych licząc na to, że eksplozja również ich zmiecie*.

- Jeszcze z wami nie skończyłem! - krzyczę wściekle w stronę obcych. Tym razem po prostu próbuję chwycić kolejnego robota i użyć go jako kuli do kręgli w stosunku do reszty Szarych**.

---

PP: 4

*ofc psionika z wykorzystaniem pierwszego aspektu tymczasowego (nazwę go sobie Power Overwhleming ^_^), naturalnie stunt Calculated Error nadal działa

**hm, nie wiem czy mogę wykorzystać drugi aspekt tymczasowy aby zaatakować dwa razy w jednej kolejce, ale... chciałbym ;] (tego mógłbym nazwać

); ofc stunt jak wyżej działa
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dobra jest. Ta dziewczyna zdecydowanie jest dobra i zna się na swojej robocie. Tak jak wszyscy tutaj. To może być ciekawe... Nie. To będzie zdecydowanie ciekawe. Można iść przed siebie i nie martwić się o nic. Tylko walczyć.

- Osłaniaj mnie panienko. I proszę, nie pomyl mnie z tymi szarymi paskudami. No chyba, że wolisz iść na przód zamiast zostać w tyle.

MBR ląduje w chwytaku na plecach. W jego miejsce biorę karabin. Pora skopać parę tyłków.

Ruszam przed siebie strzelając do każdego Szarego jakiego zauważę.

Ale to nie wszystko. Zawsze pozostaną mechy. Choć patrząc na ekipę i na to co się dzieje, to raczej długo te mechaniczne puszki nie pociągną. Jeśli się uda to może i ja jakiś udział będę miał w ich unicestwieniu.

Skupiam się i próbuję wyczuć* wszystkie urządzenia w pobliżu. Cokolwiek. Działka, wyrzutnie, może nawet mechy. Przejmę wszystko co się da i skieruję przeciwko Szarym. Najpierw do zniszczenia pozostałych obcych a potem do ataku na okręt.

---

PP: 3 (4 jeśli percepcja nic mi nie pokaże)

Umiejętność:percepcja

*Stun: Kontrola urządzeń elektrycznych jeśli rzut na percepcje się powiedzie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Natalia Iwanienko

O boże... Mam szczęście, że po ostatnim ataku jeszcze żyję. Długo tak nie wytrzymam, ale postaram się w tym czasie pomóc pozostały najlepiej jak będę potrafiła. Dopiero, gdy wstałam poczułam, że sytuacja ze mną i walką przeciw Szarym nie wygląda najlepiej. Jest jednak szansa na odparcie ataku wroga. Część z naszych już zaczęła działać. Ciągle dochodziłam do siebie, gdy jeden z towarzyszy rzekł do mnie: "- Osłaniaj mnie panienko. I proszę, nie pomyl mnie z tymi szarymi paskudami. No chyba, że wolisz iść na przód zamiast zostać w tyle."

W tej chwili lepiej chyba będzie jeśli mu pomogę. Nie chcę niepotrzebnie tracić energii, a i tak zdołam zestrzelić trochę tego mięsa armatniego, które nasłał na nas rywal. Nim zdążyłam odpowiedzieć na usłyszane przed chwilą słowa zobaczyłam, że ten który je wypowiedział, już biegnie na spotkanie z wrogiem. Rozglądam się za jakimś miejscem w pobliżu, gdzie mogłabym się schronić przed bezpośrednim ostrzałem jednocześnie mając przegląd pola walki i mogąc osłaniać nowego znajomego. Jeśli takiego nie znajdę będę musiała walczyć z tego miejsca licząc na to, że pozostali zrobią na tyle dużo hałasu, bym nie była teraz zbyt ważnym celem dla Szarych. Sprawdzam stan amunicji i wykonuję przemyślane przed chwilą ruchy. Przedtem oddając jeszcze kilka strzałów.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Serpent

Cóż, nic innego tylko zabrać się do roboty. Mech powinien posłużyć mi przez jakiś czas, jestem w idealnej pozycji do ataku z zaskoczenia. Przez kilka sekund pogram rolę przyjaznej jednostki, i zanim zdołają się połapać że nie wykonuję rozkazów będę już na tyle blisko by precyzyjnie zdjąć kilka mechów. Hrm, reszta zdaje się trzymać swój grunt, bardzo dobrze. Może nawet wyjdą wszyscy z tego żywi...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jednym z wrogich mechów wstrząsnęła eksplozja, urywając jego kończyny i odrzucając kilka metrów dalej.(*1) Uszkodzony przez Serpenta pojazd nie miał szczęścia: w tej samej chwili przeciwpancerny pocisk z karabinu Iwanienko trafił go prosto w reaktor.

Z płomieni spowijających szczątki maszyny wyskoczył Radiusman, uderzając w kolejny cel.

- TA ENERGIA... JEST MOJA!

Cios skumulowanej mocy wgiął pancerz wrogiej jednostki, nie czyniąc jej jednak większych szkód. (*3) Nim ta zdołała odpowiedzieć ogniem dosłownie poszybowała na wysokość kilku pięter w górę i z ogromnym impetem spadła, wbijając się w lotnisko i znikając w eksplozji. (*4)

Nethan czuł. Wyczuwał, rozumiał i łączył się z otaczającą elektroniką, spajał się z nią. Z pięciu mechów pozostały tylko trzy, z czego jeden w ich rękach. Bardzo szybko "ujrzał" reaktor którejś z maszyn. Wyciągnął w jego kierunku widmową dłoń i zgniótł.(*5)

**

Skryty w cieniu okrętu pas startowy jaśniał czerwienią. Wokół trzech zniszczonych mechów leżało kilkadziesiąt trupów Szarych, niedobitki oddziału osłony ginęły od kul SAS. Iwanienko spokojnie wprowadziła do komory kolejny nabój, Nethan celował z BFG w ostatnią z wrogich maszyn na spółkę z Serpentem, a Razor z Radiusmanem zbierali energię do kończącego ataku.

Żadne z nich nie zdążyło jednak już nic zrobić. Wybuch rozerwał ostatniego mecha. Piątka najgroźniejszych ludzi na ziemi wymieniła pytające spojrzenia i wzruszyła ramionami. Najwidoczniej pilot wolał własnoręczne przenosiny do szarych zaświatów od tego, co mu mogli zgotować. Nic dziwnego.

W przeciwieństwie do mocnego światła, które nagle zalało pole walki. Na niebie, nad wrogim niszczycielem, zaczęła formować się pozioma przestrzeń, złożona z błękitnej energii.

Brama.

**

- Sir, nasi rozwalili wrogie środki pelot, nad lotniskiem pojawiła się brama.

- W ostatniej chwili. Przejmuję stery.

**

- Tam!- krzyknął któryś z komandosów, wskazując na niebo gdzie na północ od lotniska.

Zbliżał się do nich z dużą prędkością jakiś obiekt latający, wykonujący skomplikowane manewry i odbicia. Po chwili rozpoznali wąską, długą na kilkadziesiąt metrów sylwetkę fregaty, pokrytą okrągłymi generatorami antygrawitacyjnymi.

Niszczyciel Szarych otworzył ogień. Pociski, rakiety i promienie laserów pomknęły w kierunku ludzkiego okrętu, tworząc ścianę ognia. Nikt nie przedarłby się przez to przy takiej dysproporcji klas statków. Fregata jednak tak gwałtownie zmieniała kurs, że wróg nie mógł nadążyć z celowaniem. Gdy jednak jakieś rakiety zbliżały się do okrętu, ten odpalał wabiki lub niszczył je aktywnymi systemami obrony. W międzyczasie za Bramą zaczęły kształtować się sylwetki kolejnych maszyn Obcych.

Fregata w końcu zaczęła strzelać do niszczyciela, zmuszając go do osłabienia ognia i wzmocnienia czołowych tarcz. Ludzki okręt pędził wokół wroga, strzelał w okolice generatora Bramy, odskakiwał, okrążał i ponownie atakował, jakby szukając dziury w jego obronie. Sylwetki wrogich posiłków były już bardzo wyraźne.

W pewnym momencie, niemal tuż przed ostatecznym otwarciem Bramy ludzki okręt wykonał ostry zwrot w kierunku ziemi i zaczął pikować. Dowódca okrętu, kimkolwiek był, postawił wszystko na jedną kartę.

Z ogromną prędkością spadł niemal na głowy żołnierzy na pasie startowym, wykonał niemożliwie ciasny zwrot, celując dziobem w dolny, niechroniony teraz dolny pokład niszczyciela i wystrzelił ostatnią salwę...

- Boże... trafił. TRAFIŁ!- ryknął któryś z żołnierzy.

Wybuchy i wyładowania zaczęły rozrywać pokład niszczyciela i wydawało się, że największe zagrożenie minęło. Trzeba było tylko uważać na szczątki wrogiej maszyny, które mogły spaść wokół lotniska...

Oraz na zdestabilizowany portal przestrzenny, który stał się kompletnie nieprzewidywalny. Na oczach ludzi będących na lotnisku powstał potwór, szalejąca, bezkształtna masa energii, spowijająca okolicę w oślepiającym blasku i przyciągająca do siebie z coraz większą siłą.

Nim ktokolwiek inny zdołał zareagować Radiusman odbił się od ziemi i pomknął w kierunku rozpadającego się okrętu, krzycząc tak głośno, jak nikt przed nim.

- Miałem tyle planów! Chciałem pomagać ludziom swoją wiedzą, a nie nabytą mocą, której do końca nie rozumiem! Teraz ją wykorzystam!

Jego sylwetka niknęła w górze, mknąc ku rozpadającej się bramie.

- Lecz sprawy szybko się zmieniły! Niech ma ofiara da lepszą przyszłosć ludziom!

W końcu się zderzyli, człowiek z żywiołem.

- Ledwo was znam, ale mam prosbę! Odkryjcie New Breed! Wygrajcie tę wojnę!

Na kilka sekund widzowie tego niezwykłego spektaklu oślepli całkowicie.

**

Krajobraz po bitwie. Setki trupów, kilkanaście rozwalonych pojazdów, ludzcy żołnierze, czyste, spokojne niebo a pośrodku tego oni. Zwycięzcy. Triumfatorzy. Czwórka. Oraz lądująca obok fregata.

(*1) (4,6,2,6) 1+2(tymczasowy)+3=6vs.1

(*2) (6,5,3,2) 1+4=5vs.1 (uznałem, że to ten, w który walnął wcześniej Nethan)

(*3) (1,3,5,2)-1+5+2(aspekt)=6 vs.3

(*4) (6,5,4,1) 2+5+2+2(oba tymczasowe)=11vs.4 KILLING SPREE

(*5) (4,6,6,3) 2+1+5+2(tymczasowy)= 10vs. -1... HOLY SH*T

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Raymond "Razor" Willson

- Wow... - w tamtej chwili nie miałem nic lepszego do powiedzenia na podsumowanie tego wszystkiego co stało się nad naszymi głowami.

Powstrzymaliśmy otwarcie drugiego frontu przez Szarych, zabiliśmy dobrze ponad setkę tych sk******nów, trochę ciężkiego sprzętu przerobiliśmy na złom. Nieźle jak na jeden dzień. Z drugiej strony... sami ponieśliśmy stratę. Potrzebną, bo gdyby nie on wszyscy zostalibyśmy rozerwani na atomy albo jeszcze coś mniejszego. Niemniej ile zniszczenia mogliśmy razem dokonać w szeregach obcych? Tego nigdy się nie dowiemy. Cholera. Wzdycham ciężko. Salut wojowniku, żałuję, że nie poznaliśmy się lepiej. Nie wiem o co chodziło ci z "New Breed", ale na pewno to znajdziemy. Może kiedyś dla takich jak on, gotowych poświęcić swoje życie za sprawę, gdy wojna się skończy powstanie pomnik, miejsce upamiętnienia, ale to pieśń przyszłości. Najpierw musieliśmy tą wojnę wygrać. Z tą myślą najpierw, na moment unoszę pięść w geście tryumfu a potem ruszam pewnym krokiem w stronę lądującej fregaty. Chciałem poznać załogę a przede wszystkim kapitana tego okrętu. To w jaki sposób załatwił statek Szarych sugerowało, że ma jaja ze stali.

Cóż, a potem dobrze byłoby wiedzieć co dalej...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zwycięstwo. Tylko to w tej chwili jest najistotniejsze. I poświęcenie, którego przed chwilą byliśmy świadkami. Takich rzeczy nie widuje się na co dzień, a świadczą one o niewyobrażalnej odwadze. Tylko garstkę stać na coś takiego. Dopilnuję, by o tym nie zapomniano. Powinniśmy również postarać się spełnić jego prośbę i odkryć New Breed. Czymkolwiek to jest. Najpierw jednak musimy dołączyć do dowództwa, porozmawiać o naszej przyszłości i dokładnym celu zebrania naszej grupy. Zdaje się, że mamy być czymś w rodzaju jakiegoś oddziału specjalnego, ale w jakim konkretnie celu? Nim to wszystko się wyjaśni potrzebuję odpoczynku i badania lekarskiego. Nieźle tu oberwałam i aż sama sobie się dziwię, że jeszcze żyję. Czuję się lekko osłabiona, ale niedługo powinnam wrócić do formy. Dołączam do idącego w kierunku fregaty. Niezwykle odważna decyzja będących tam żołnierzy przyczyniła się do tego zwycięstwa.

- Fantastyczna robota - zwracam się do niego i więcej się nie odzywam.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Serpent

Nieco melodramatyczne zakończenie, ale muszę przyznać, chłop się spisał ratując nasze dupska. Cóż, teraz w końcu mogę wyjść z tego gruchota i przywitać fregatę. Teraz..... w końcu.... Hrm, chyba będę musiał wykopać sobie wyjście z tego złomu. UFF! I poszła przednia klapa.

- Dobra robota młodzi.- Powiedziałem stojąc na mechu z którego się wydostałem, po czym zeskoczyłem na ziemię. - Oby tak dalej, a może nawet jedno z nas wyjdzie żywe z następnej bitwy.- dokończyłem idąc w kierunku lądującej fregaty.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Prostuję się i wyciągam prawą rękę do góry. Salutuję.

To mój obowiązek, oddać mu szacunek. Za to co zrobił. Poświęcił siebie by ocalić nas, i nie wiadomo jak wiele istnień.

Nawet jeśli nie potrafiłem dojść z nim do porozumienia na początku, to jestem mu to winien. Szacunek.

To wszystko co teraz mogę zrobić. Na zemstę i te tajemnicze New Breed przyjdzie jeszcze pora.

Tymczasem odwracam się od pobojowiska i wraz z innymi podążam w stronę lądującej fregaty. Człowiek, który ja pilotował...Cóż, na pewno można powiedzieć, że ma jaja. Niewiele osób zdecydowało by się na coś takiego.

- Gratulacje panowie i pani. Może w końcu będzie okazja by się poznać. Szkoda tylko, że nie wszyscy tego doczekali.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gdy podeszli do fregaty trap ładowni wysunął się na ziemię, a ze środka wyszedł oficer marynarki eskortowany przez dwóch marines. Był to wysoki mężczyzna o mocno opalonej skórze, wyraźnych bokobrodach i piwnych oczach. Na jego mundurze floty EVU z dystynkcjami komandora widać było naszywkę z flagą Republiki Kurdystanu. Ukłonił się grupie i przedstawił.

- Jestem komandor Salah Abdulkader. To dla mnie zaszczyt was spotkać, choć niestety nie w komplecie. Nie było jednak innego wyjscia. Zapraszam- powiedział ze smutną miną, wskazując na wnętrze okrętu.

Szybko skojarzyli nazwisko z jednym z bohaterów wojennych, którzy byli tak wysławiani przez media. Salah "Saladyn" Abdulkader, który po raz pierwszy wsławił się w czasie bitwy nad Oceanem Indyjskim, osiem lat temu. Jego dalsze czyny w czasie wojny oraz propaganda nadały mu przydomek noszony przez jego słynnego imiennika. Obecnie wielu uważało go za najlepszego taktyka marynarki i dowódcę okrętu na Ziemi. Zjednywał sobie ludzi szczerym, wesołym usposobieniem i ogromnym szacunkiem wobec podwładnych i ich życia.

Ostatnią sceną, którą zapamiętali z pobytu na lotnisku Mandela City był przyjazd autobusu pełnego górników, którzy natychmiast wbiegli do terminalu przy ogłuszających rykach radości.

Szybki lot w stronę kosmodromu, kilkanaście minut kluczenia po korytarzach wieży startowej i cała piątka, w tym komandor, znalazła się przed ciężkimi, stalowymi wrotami. Kurd podszedł do nich, nacisnął w jakimś losowym miejscu, powodując pojawienie się małej klawiatury. Zaczął wprowadzać kod.

- Te drzwi prowadzą do najtajniejszej placówki wojskowej ludzkości. Cały korytarz jest zaminowany i podłączony do systemu alarmowego- opisywał znudzonym tonem.- Dwudziestoznakowy kod alfanumeryczny zmienia się raz na dobę, poza tym wymagana jest odpowiednia źrenica- powiedział, przykładając twarz do skanera, który wysunął się ze ściany.- Jednak skaner siatkówki to pikuś przy skanowaniu fal mózgowych.

W końcu wrota rozsunęły zniknęły w suficie, ukazując pomieszczenie. Sterylna hala o białych ścianach, pusta za wyjątkiem jednej rzeczy.

Bramy.

***

Ten dzień naprawdę nie miał zamiaru zwolnić. Wpierw bitwa o lotnisko, potem spotkanie z legendarnym ziemskim dowódcą, odkrycie tajemnicy kosmodromu w RPA i w końcu wizyta w...

Właśnie tego cała czwórka nie wiedziała. Szerokie, puste korytarze o metalowych ścianach, słabo oświetlone i przygnębiające, nie pozwalały na jakąkolwiek identyfikację tego miejsca. Na pewno czuli się jakoś dziwnie, tak jakby wysoko nad nimi było już inne niebo. Jedynym dźwiękiem, jaki słyszeli po drodze, za wyjątkiem własnych kroków, był monolog komandora.

- Nie powiedziałem, w jakim celu was tu zebrałem. To proste: potrzebuję załogi do misji mogącej zmienić przebieg wojny. Niebezpiecznej, trudnej i jedynej w swoim rodzaju. Zaraz pokażę wam naszą maszynę- powiedział, wzywając windę.

***

Wysiedli kilkanaście pięter niżej, wprost na galerię nad największym hangarem jaki kiedykolwiek widzieli, zajętym w większości przez ogromny okręt o kadłubie z ciemnej stali w kształcie litery T, w której "kładce" znajdowało się kilka dysz silników o imponujących rozmiarach. Okręt był naszpikowany lufami działek, wyrzutniami rakiet i innego uzbrojenia. Nazwa okrętu wyryta na burtach była widoczna z bardzo daleka. Była to rzecz już dawno stracona, lecz tak bliska. Wspomnienie domu, który odebrano milionom ludzi.

Australia

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Niewiarygodne... - stwierdziłam ciągle zachwycając się widokiem statku. Staram się mu dokładniej przyjrzeć, jednocześnie żałując, że nie wszyscy z nas mogą go zobaczyć. - Komandorze, pańska inicjatywa stworzenia swego rodzaju oddziału z naszej grupy prezentuje się naprawdę świetnie i myślę, że każde z nas z wielką chęcią weźmie w tym udział. Mieliśmy jednak ciężki dzień i jeśli nie ma pan nic przeciwko, to chętnie zajrzałabym do centrum medycznego. Znacznie oberwałam i choć w tej chwili czuję się dosyć dobrze, co zapewne jest skutkiem wzrostu adrenaliny, to krótkie badanie, mała dawka leków i najkrótszy odpoczynek sprawiłyby, że byłabym do pańskich usług, komandorze, niemal od zaraz. - mówię starając się, by moja wypowiedź nie została źle odebrana.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Australia... - mruczę pod nosem przez kilka chwil czując jak wspomnienia z inwazji tratują moją głowę. Głęboki wdech. Wydech. Od razu lepiej. - Mój dom... - rzucam w powietrze.

Pytaniem pozostaje gdzie tak naprawdę się znajdujemy? Niemalże intuicyjnie wiedziałem, że stąpam teraz pod innego rodzaju niebem a poza tym nie potrzebowalibyśmy Bramy gdyby ta baza znajdowała się gdzieś na Ziemi. Chyba nie... Westchnąłem w myślach. Sekrety. Doskonale rozumiałem ich znaczenie, może nawet najlepiej z nich wszystkich. Gdyby Szarzy wiedzieli o tym miejscu... cóż, łatwo wyobrazić sobie przebieg zdarzeń. Niemniej ja chciałem wiedzieć, może nie tyle dla lepszego samopoczucia, ale żeby sprawdzić czy zabezpieczyli się przed psionikami... i... cóż, kwestię ochrony zostawili w gestii ludzkiego wyszkolenia i siły woli... Dosyć szybko wyczułem kilkanaście tysięcy ludzkich umysłów w najbliższej okolicy. Byli przyzwyczajeni do tego miejsca i, podobnie jak komandor, nie myśleli o tym gdzie się znajdują. Nie musiałem jednak nawet zastanawiać się nad głębszym "zanurkowaniem" w czyiś umysł gdy spośród ich całego krajobrazu jeden zabłysnął jaśniej. Wyraźne emocje. Zadowolenia, ekscytacja. Pierwszy lot w nowym myśliwcu. Widok na czerwoną planetę*.

- Jesteśmy na Marsie. - lekko unoszę głos i zwracam się do reszty grupy. - Tak jakby ktoś był zainteresowany. - dodaję z drobna nutką sarkazmu.

Odczekuję chwilę na reakcję innych a potem, już typowym dla siebie tonem z wyraźnym australijskim akcentem, zwracam się do Salaha:

- Zbudowanie i utrzymanie bazy kosmicznej w kompletnej tajemnicy przed Szarymi przez te wszystkie lata? Mogę tylko pogratulować, komandorze... i przy okazji zgłosić się na misję. - mówię poważnym, bojowo nastawionym tonem: - Już wystarczająco długo Ziemia żyje w cieniu obcych a mój dom czeka na odbicie z rąk najeźdźcy. Osiem długich lat. Niezależnie od tego jakie macie plany, jak bardzo mogą być szalone albo nieprawdopodobne... tak długo jak mogą wygrać wojnę zamierzam być ich częścią. I sprawię, że się powiodą.

---

*wszelkie informacje jakie zdobyłem były ustalone z Mistrzem Gry plus rzut na psionikę mi wyszedł ^_^

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Serpent

Hrm, całkiem pokaźny stateczek. Wygląda na to, że nasza misja może być ciekawa. Mars? Heh, widać dlaczego wybrali tego dzieciaka do tej roboty. Jest dobry... może za dobry.

- To gdzie te trójpierśne hostessy?- rzuciłem żartem, po czym skierowałem uwagę na komandora Salaha.

- Wygląda mi to na dość dużą robotę. Czy macie kogoś na zastępstwo za stratę w składzie? Do tego wygląda że nasz snajper potrzebuje opieki medycznej.-

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaminowane korytarze i pełno elektroniki. A więc wystarczy drobny impuls by wszystko posłać w kosmos. A nie, jeśli to co przed chwila powiedział ten facet jest prawdą to już jesteśmy w kosmosie. Pięknie.

- Czyli mamy rozumieć, że bez naszej wiedzy, nim zdarzyliśmy się nawet zorientować wysłaliście nas na Marsa? Wspaniale, po prostu wspaniale. A teraz komandorze oczekuje pan, że grzecznie pokiwamy główkami i zgodzimy się na wszystko?

Nigdy tego nie lubiłem. Braku komunikacji w wojsku. I kompletnego olewania żołnierzy. Skoro mamy proponują nam taką misję to chyba powinni to zrobić przed zabraniem nas tutaj. A teraz co? Co jeśli ktoś zwyczajnie odmówi? Zostanie grzecznie odprowadzony do wyjścia? Tak jasne, zostanie odprowadzony, ale przed pluton egzekucyjny by nie zdradził tajemnicy.

A wystarczyło by chociaż kilka słów.

Ehh, wojsko. Nigdy się nie zmieni.

-Tss, rany. Nie będzie chyba czekał pan komandorze na moja decyzję? Powinien pan ją znać od dawna. Chyba najwyższa pora wskazać nam nasze kwatery. Zasłużyliśmy na chwile odpoczynku.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kurd prychnął rozbawiony w reakcji na słowa Nethana, jednocześnie pokazując komuś, by podszedł.

- Sierżancie Gilliam, jestem gotów w każdej chwili pokazać panu nagranie naszej rozmowy, po której zmodyfikowaliśmy pańską pamięć.

Tymczasem Iwanienko została wygodnie ułożona na noszach antygrawitacyjnych przez przybyłych sanitariuszy. Komandor spojrzał po raz ostatni na zebranych, wspomniał coś o miłym odpoczynku i wyszedł.

**

Testy na bieżni. Testy przeciążeniowe. Testy w próżni. Potem kolejne testy i następne, w przerwach testy psychologiczne. Wszystko, by być pewnym ich skuteczności na okręcie, jak wyjaśnił jeden z jajogłowych, gdy wysiadali bladzi po zabawie z 8G. Gdy tylko Iwanienko się wykurowała, przeszła przez to samo, lecz w szybszym tempie.

**

Ostatecznie po paru dniach zostali odprowadzeni do swoich kajut na okręcie, po drodze zwiedzając spory kawałek "Australii". Minęli hangar z rzymską czwórką na ścianach, w którym było kilkanaście myśliwców i drugie tyle transportowców. Przeszli przeszklonym korytarzem, z którego rozpościerał się widok na oświetlony specjalnymi lampami zagajnik z jabłoniami. Często zatrzymywali się i odsuwali, robiąc miejsce dla wózków z zaopatrzeniem lub amunicją. Wzdłuż korytarzy były liczne grodzie prowadzące do zbrojowni, sal treningowych, warsztatów...

W końcu weszli po drabince na oddzielny poziom przeznaczony dla ich oddziału. Pięć kajut, ciasnych, ale dobrze wyposażonych. Oprócz komputerów na biurkach czekały na nich małe urządzenia mobilne, które jak wyjaśnił towarzyszący oficer, miały być ich przewodnikami po okręcie.

Jedna z kajut miała pozostać pusta.

**

Pokład zadrżał, gdy "Australia" wzniosła się w przestworza nad Czerwoną Planetą, potem znowu, gdy wznieśli się na orbitę i osiągnęli drugą kosmiczną. Czekało ich teraz kilkanaście godzin lotu na kraniec Układu Słonecznego, który przynajmniej w początkowej fazie wymagał skrytości. Nie wiadomo było, jak dobrze nieprzyjaciel mógł obserwować niebo.

**

Nethan wpatrywał się w stojącą na biurku kamerę. Dostał pół godziny na nagranie wiadomości dla rodziny. Nagranie miało zostać wysłane jakimś zabezpieczonym kanałem, jednak miał w swej wiadomości unikać spraw dotyczących wojny. Kto wie, może gdy spisze się dość dobrze w czasie misji, uda mu się bez przeszkód wrócić do społeczeństwa i do nich?

*Sefnir, Twoja postać pewnie ma rodzinę. Opisz ją przy okazji.

**

Rozpakował swoje nieliczne rzeczy, odłożył broń do ukrytej w ścianie szafki i położył się na koi rozmyślając. Zgodnie ze słowami Saladyna, którego spotkali przed wejściem na okręt, czekał ich trzymiesięczny lot na terytorium wroga. Taki długi okres czasu, w ciągu którego nie będą mogli nic zrobić dla zakończenia...

Boję się, pomocy, ratunek od tych szalonych bestii. Ojcze.

Razor wnikał w wiele umysłów, miał ogromne doświadczenie w telepatii i wiedział jedno. Te myśli nie były w pełni ludzkie. Były wręcz obce...

**

Furia czyściła swoją broń, z uwagą rozkładając karabin i poświęcając chwilę najdrobniejszej nawet części. Pozwalało się jej to skupić, a w świetle tego, co się działo, potrzebowała tego. Musiała podjąć pewną decyzję. Przez te kilka dni spędzonych blisko tego mężczyzny w garniturze była pewna, że go już spotkała, że widziała już gdzieś jego twarz...

Nagle sobie przypomniała. To było w Moskwie...

*Opisz, kiedy i co się wydarzyło przy spotkaniu z postacią Dromadera.

**

Wezwanie do kabiny komandora było dość niespodziewane. Salah okazywał im uprzejmość gospodarza, dbał o to, by czuli się dobrze na statku, ale sam stwierdził, że na razie nie będą mu potrzebni.

Pomieszczenie było średnich rozmiarów, urządzone skromnie i z wyczuciem. Stół, komputer, łóżko, parę ozdób i zdjęć na ścianach, kilka krzeseł oraz gramofon w kącie i to wszystko. Saladyn spojrzał znad trzymanych w ręku papierów na Serpenta i wskazał mu krzesło.

- Przy okazji pańskiego przydziału na mój okręt dostałem pewne polecenie od najwyższego dowództwa EVU... Jakiekolwiek próbki krwi od ciebie pobierzemy, mamy na nich przeprowadzać jedynie ograniczone testy, a probówki z zawartością komisyjnie palić. Zastanawiał mnie powód takich zabezpieczeń...

Dowódca spojrzał prosto w zielone oczy Kidda i kontynuował.

- Od młodego wykazywałem zdolności do pilotażu, a że nowo powstające siły powietrzne mego kraju potrzebowały pilotów... Dość powiedzieć, że już jako osiemnastolatek trafiłem jako drugi pilot śmigłowca do elitarnej jednostki, potem Amerykanie poprosili o pilotów potrafiących latać nad pustynią, potrzebnych do pewnej akcji i w ten sposób trafiłem na południe Iraku, gdzie SEALs mieli do wykonania pewne zadanie. Skończyło się na tym, że byłem zmuszony potraktować paralizatorem dziesięcioletniego chłopca, który, po wybiciu połowy oddziału i otrzymaniu jedynie postrzału w ramię, próbował dorwać jakiś środek ucieczki. Nim zemdlał, przy okazji brudząc krwią maszynę, zdołałem spojrzeć mu w zielone oczy. Oczy istoty pozbawionej rodziny, pełnej przerażenia i zabójczo groźnej.

Przez chwilę agentowi wydawało się, że na twarzy jego rozmówcy pojawił się uśmiech.

- Maszyna była nasza i dowództwo Peszmergów rozkazało zebrać próbki krwi. Wysłałem wczoraj prośbę o te wyniki sprzed trzydziestu lat i dzięki mojej pozycji jakoś je otrzymałem. Muszę powiedzieć... Jestem pod wrażeniem- powiedział tonem rodzica, który dowiedział się, że jego niegrzeczne dziecko wyszło na prostą.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Boję się, pomocy, ratunek od tych szalonych bestii. Ojcze.

- Co do k***y nędzy... - przez jeden moment czuję się tak jakby mnie coś sparaliżowało. Z każdą chwilą zdaję sobie coraz bardziej sprawę z tego kogo albo właściwie co mogłem wyczuć... i byłem pewien jednego - to nie były myśli należące do człowieka. - Pi*****ony...

Prędkość działania powinna być najważniejsza. Nie mam pewności z kim bądź czym mam do czynienia, ale jeśli to... jakimś cholernym cudem Szary chociaż nie mam pojęcia jak mógł dostać się na okręt i w ogóle jak jestem w stanie go wyczuć... nieważne! Skup się! Jeśli to Szary może skontaktować albo próbować nawiązać kontakt z resztą swojej cholernej rasy a wtedy nie dość, że będziemy musieli radzić sobie z ich flotą w kosmosie to element zaskoczenia w planie szlag jasny trafi. Muszę zidentyfikować i zneutralizować zagrożenie tak szybko jak to możliwe. Od razu próbuję skontaktować się z załogą, ale... bez rezultatu. Co prawda udało mi się kogoś złapać na mentalnym połączeniu, ale jedyną instrukcją jaką otrzymałem było spojrzenie na plan okrętu. Chyba chodziło im o te urządzenie mobilne. Trudno, poradzę sobie sam.

Łapię komunikator z planem okrętu i trzymam go w jednej łapie, w drugą chwytam jakikolwiek element sprzętu, który akurat był pod ręką - nie ważne czy kukri czy pistolet - po czym ruszam do celu. W międzyczasie próbuję się dowiedzieć czy ten obcy sygnał może opuścić okręt a jeśli - najpewniej - tak to robię wszystko aby go zagłuszyć albo przyblokować*...

---

*standardowo psionika, ofc nadal z wiadomym stuntem ;]

FP: 5 (...bo założyłem, że nam się zresetowały)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Serpent

- Hrm, taka dramatyczna przemowa, a i tak zapomniałeś jaki naprawdę mam kolor oczu.- zaśmiałem się pod nosem. Chryste, a zastanawiałem się niedawno, dlaczego jego imię brzmi tak znajomo. Na chwilę przestawię tryb maski na swoją twarz, prawdziwą twarz, zostawiając tylko powierzchowną aurę energii zakłócającą obraz kamer, tak na wszelki wpadek.

- Ile to lat? Nie sądziłem, że spotkam jeszcze kogoś z mojej pierwszej jednostki. Nie w tak przyjemnych okolicznościach. Jak widzisz -zacząłem gładzić się po brodzie, zmieniając maskę z powrotem w tryb Saxton- muszę teraz dbać o swoją prywatność. Wolałbym też, by nasza wspólna przeszłość nie wyszła z tego pokoju, jak już wspomniałem, to dość delikatna sprawa. Więc, widzę że niezłe stanowisko sobie zdobyłeś.- kontynuowałem rozmowę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To było w Moskwie... teraz sobie przypominam. Kilka lat temu, dokładniej rok, może dwa po rozpoczęciu wojny z Szarymi. Byłam wtedy jeszcze niezbyt doświadczona i ciągle miałam jeszcze sporo do nauczenia. Któregoś dnia w jednej z naszych baz zostałam wezwana do dowództwa, gdzie dowiedziałam się, że zostanę na kilka dni odesłana do kraju, by wraz z oddziałem snajperów i ludzi w terenie ochraniać jakieś ważne spotkanie. Nie pamiętam dokładnie czego miało ono dotyczyć, ale z tego co sobie przypominam obecne na nim były najważniejszych osobistości z Rosji i Chin. Musiało to być więc coś ważnego, pewnie dotyczyło wojny i ewentualnych wspólnych ruchów obu państw. Mniejsza z tym. Po przylocie do Moskwy zorganizowano nam mnóstwo spotkań i wykładów dotyczących tego miejsca spotkania, jego ochrony, naszych przydziałów i działań w każdej możliwej sytuacji... Standardowa procedura w takich przypadkach. Podjęto decyzję, że miejscem spotkania będzie jedna z restauracji w pobliżu Placu Czerwonego. Zdecydowano się na zamknięcie tylko niewielkiego kawałka terenu od tego miejsca, więc osadzeni na dachach budynków snajperzy mieli obserwować najbliższą okolicę i każdego podejrzanego zgłaszać agentom naziemnym. Zostałam oczywiście przydzielona do grupy patrolującej przez lunety karabinów snajperskich, znalazłam się na dachu budynku oddalonego zaledwie o kilkanaście metrów od restauracji. Wcześniej, dowództwo wyczuliło na wszelkie oznaki dziwnego zachowania przechodniów, turystów i byśmy każdy taki przypadek natychmiast zgłaszali.

Minęła już któraś godzina tego spotkania, do tej pory zanotowano zaledwie kilka przypadków awantur i kłótni z ludźmi, których to wydarzenie oburzyło i próbowali protestować i sprzeciwiać się. Właściwie nie wiem przeciw czemu protestowali, ale najważniejsze, że szybko zostali sprowadzeni na ziemię. Przyglądając się jednemu z takich zajść, w niedalekiej odległości od miejsca w którym się to działo dostrzegłam mężczyznę. Obcokrajowca, najpewniej turystę, który chyba kogoś oczekuje, gdyż co jakiś czas zerka na zegarek na ręce. Miałam go sobie odpuścić, zwykły turysta jakich wielu. Ponownie zerknął na zegarek i ruszył. Po pokonaniu kilkudziesięciu metrów odwrócił się w moim kierunku, jakby wiedział, że się tu znajduję i od dłuższego czasu go obserwuję, delikatnie uśmiechnął się i mrugnął okiem, by po chwili marszu zniknąć za rogiem. Chwilę później doszło do wybuchu w budynku, w którym znajdowała się restauracja. Doszło do paniki, ludzie byli ogromnie przerażenie, a gdy chciałam odnaleźć tego mężczyznę w tłumie, nigdzie go nie było. Ulotnił się. Owszem w pobliżu było mnóstwo ludzi, ale powinnam była go tak czy siak znaleźć. Jednak nie mogłam, zniknął, tak jakby go tu w ogóle nie było.

Później wiele się działo, nikomu jednak o nim nie wspomniałam. Mogłoby to oznaczać koniec mojej kariery. Możliwe, że to on stał za tym wszystkim, a mi nie udało się tego rozgryźć. To była moja wina i gdyby dowództwo się o tym dowiedziało... z pewnością nie byłabym tu gdzie jestem teraz.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Rodzina, heh...

Już dawno zapomniałem o swoich bliskich. W życiu jakie prowadziłem nie było dla nich miejsca. Nie miało prawa być.

Gdy byłem w policji i później siłach specjalnych miałem dla nich czas. Osób, które były mi w jakiś sposób bliskie. Rodziców, młodszej siostry i... narzeczonej. Pamiętam ją... pamiętam ja dobrze. Piękną kobietę o jadowicie zielonych oczach i pięknych długich, ciemnych włosach. Wspaniale się uśmiechała. To aż dziwne, że tyle ze mną wytrzymała. Przeprowadzkę do Australii, pracę w firmie ochroniarskiej. Potem zaciągnięcie się do wojska. Kara dużo ze mną przeszła. Naprawdę....

A Lizzie? Moja droga młodsza siostrzyczka? Pamiętam ją jako drobną blondynkę o niebieskich oczach. Ona chyba najbardziej to przeżywała. Nie chciała bym walczył z Szarymi. Bała się ze zginę... Cóż prawie się tak stało. Dla świata umarłem.

Siadam i włączam kamerę.

- Hej. Na pewno jesteście zaskoczeni tym nagraniem. Prawdę mówiąc ja też. Choć na dobrą sprawę nie wiem nawet kto je obejrzy. Żyję. To chyba najważniejsze co mogę przekazać. To zaskakujące, prawda? Dla mnie czasem też. Wiele się wydarzyło.... bardzo wiele. Nie mam zbyt wiele czasu, więc muszę się pośpieszyć. Nie wiem czy się kiedykolwiek spotkamy. Po prostu nie wiem. Ale będę żył w nadziei, że to kiedyś nastąpi. Mamo, tato, przepraszam za ostatnie lata. Lizzie. Przykro mi iż nie mogłem być przy tobie. Na pewno wyrosłaś na piękną kobietę. Kara... Nie wiem czy to zobaczysz, ale dziękuję ci Karo. Za wszystko. I przepraszam.

Wyłączam kamerę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Będąc mniej więcej w połowie drogi Razor wyczuł, że sygnał zaczął słabnąć, po czym umilkł całkowicie. Mimo to komandos nie ustępował, mknąc korytarzami okrętu i co chwila porównując swoją pozycję na mapniku z zaznaczonym punktem, mniej więcej pokrywającym się z lokalizacją źródła sygnału. Czuł, że w pobliżu byli inni ludzie.

Pokonał ostatni zakręt i stanął naprzeciw wycelowanych w siebie karabinów.

Zapadła nerwowa cisza, którą po chwili przerwał jeden z ludzkich żołnierzy, zawieszając broń na plecy.

- Kapitanie, doradzałbym ostrożniejsze bieganie z tą kosą-wskazał na kukri.- Szczególnie przy profesorze i obiekcie.

Dopiero w tym momencie Willison zauważył, że ściana za nimi to gródź prowadząca do...

Laboratorium, przestronne i wyposażone w sprzęt najwyższej klasy. Na kilku stołach leżały kupki sprawozdań, do ścian były przyczepione różne kartki z wykresami. Na uboczu, z dala od stołów z aparaturą pomiarową stała plastikowa tablica dwustronna, zapisana jakimiś wzorami, schematem przedstawiającym dziwnie wyglądający hełm oraz mnóstwem znaków zapytania.

- Kapitan Willison, jak przypuszczam?- zapytała postać stojąca przy lekko wypukłej ścianie z prawej strony. Mężczyzna, noszący biały fartuch laboratoryjny, był stosunkowo niski, miał krótkie siwe włosy oraz dość przeciętną twarz. Jego błękitne oczy bacznie lustrowały Australijczyka, jakby porównując go ze zdjęciami.

- Nazywam się doktor Zachary. Proszę się głośno i wyraźnie przedstawić i powiedzieć, czemu pan tu przyszedł?- powiedział, podchodząc do komandosa z dyktafonem w dłoni, jakby nie zauważając kukri.

**

Saladyn przyglądał się uważnie prawdziwej twarzy Kidda, jakby chcąc ją wyryć w pamięci, po czym pokręcił z niedowierzaniem z głową.

- Wspominano mi, że jesteś dość swobodny w kontaktach z przełożonymi, Khayal, ale że aż tak? Chciałem po prostu z tobą porozmawiać i wiedzieć, czego się po tobie spodziewać.

Komandor na chwilę się zamyślił, po czym kontynuował:

- Sęk w tym że mam na pokładzie dwójkę najlepszych szpiegów pracujących dla, nie oszukujmy się, rywalizujących nawet w czasie takiej wojny stron. Niepokoi mnie to, ale mogę tylko liczyć na to, że będziesz wiedział, tak jak ona, na ile możecie sobie pozwolić bez narażania misji. Odmaszerować. Dzięki za rozmowę.

Wychodząc z pomieszczenia agent zderzył się z jakimś marynarzem. Mężczyzna wymamrotał przeprosiny i pobiegł swoją drogą. Wracając do swoich kwater Serpent miał trochę czasu do namysłu. Mógł w sumie udać się też gdzie indziej...

**

Przed Nethanem stało kilka wysokich na cztery metry, smukłych cylindrów, z czymś w rodzaju kolców na obudowach. Oprócz tego w rozległym magazynie były tylko rozłożone na stole obok części wchodzące w skład jednego cylindra oraz mężczyzna, który go tu przyprowadził tuż po tym, jak nagrał wiadomość.

Pułkownik Wilhelm "Blitz" von Rundstedt był potężnie zbudowanym czterdziestoletnim mężczyzną o krótkich blond włosach, ubranym w mundur wojsk lądowych. Jego zasługi w dowodzeniu średnimi oddziałami wojskowymi były nie do podważenia i często miał decydujący wkład w losy ważnych bitew. Prawe oko pułkownika płonęło czerwienią, pod skórą wokół niego wyraźnie rysowały się kształty małych chipów i cienkich przewodów.

- Poruczniku Gilliam, przez te trzy miesiące lotu, które nas czekają, mam dla ciebie zadanie. To- powiedział klepiąc obudowę jednego z cylindrów- jest bardzo skomplikowane urządzenie o ogromnym znaczeniu, składające się z przeróżnych komponentów i wykorzystujące mnóstwo skomplikowanych praw fizyki. Najważniejsze jest to, że sterowanie to czysta, lecz bardzo złożona elektronika z mnóstwem ustawień i opcji. Oto twoje zadanie. Opanujesz ją do perfekcji i będziesz gotów do kontrolowania tego sprzętu w każdych warunkach. Będziesz pamiętał każdy kabelek, każde złącze i układ scalony wchodzący w skład aparatury. Będziesz ją uruchamiał podłączony do generatora bólu, z karabinem w dłoni i celami przed sobą, trafiając w każdą dziesiątkę. Włączysz ją, walcząc wręcz z najlepszymi przeciwnikami. Zrobisz to, bo od tego może zależeć powodzenie akcji. Jakieś pytania?

Sorry Daedroth, czasemi MG nie ma innego wyjścia, jak na chwilę pominąć gracza w odpisie. Wybacz. confused_prosty.gif

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przez dłuższą chwilę milczę układając sobie w głowie to co zobaczyłem i usłyszałem w przeciągu paru ostatnich minut. Byłem absolutnie pewien, że trafiłem we właściwe miejsce i teraz walczyłem z wzbierającym we mnie gniewem... a może bardziej irytacją...

- Nazywam się doktor Zachary. Proszę się głośno i wyraźnie przedstawić i powiedzieć, czemu pan tu przyszedł? - przez jeden moment przebiegła mi w myślach wizja jak nagle kukri przejeżdża przez szyję doktora i tryska z niego krew. Był w zasięgu i kompletnie go to nie obchodziło.

- Nie. - odpowiadam głośno i wyraźnie przybierając najbardziej nieprzyjemny wyraz twarzy na jaki było mnie stać. - To ja zadam panu teraz bardzo ważne pytanie... - podnoszę rękę i wskazuję na znajdujące się obok nas lustro weneckie, za którym - po zbliżeniu się - jestem w stanie rozpoznać kontury jakieś sylwetki z założonym hełmem na głowie. Wydaje się podobne do tego schematu. - Kto tam jest? I proszę nie wciskać mi kitu, że to jakiś człowiek... Znam ludzkie umysły. Znam ludzkie myśli. Umiem je rozpoznać. To... brzmiało inaczej, obco. Jeżeli to nie Szary to liczę na cholernie dobre wytłumaczenie o co tu k***a chodzi, a jeśli mam rację to chętnie usłyszę kto dał panu pozwolenie na przetrzymywanie obcego, które zagraża całej operacji! Jeżeli ja usłyszałem jego myśli to jego pobratymcy również mogą.

Doktor cmoknął z uśmiechem, po zbliżył do siebie dyktafon.

- Kapitan Raymond Willson, lat 37. Wybrany do eksperymentu ze względu na potencjał psioniczny wykraczający poza normy. Kapitan mniej więcej dziesięć minut po rozpoczęciu eksperymentu przybiegł do laboratorium i po jego reakcji, uchwyconej na nagraniu, stwierdzam, że test się powiódł.

Wyłączył dyktafon i podszedł do przełącznika znajdującego się kilka metrów dalej.

- Kapitanie, po pierwsze, mam pełną zgodę dowództwa na te doświadczenie. Po drugie, jeśli pan nie zauważył, okręt jest ekranowany przed jakąkolwiek ingerencją telepatyczną z zewnątrz i na zewnątrz. Ponadto, "telepatia" tych istot nie działa na takie dystanse, na pewno nie przy takich zakłóceniach jak pole elektromagnetyczne wszystkich urządzeń na "Australii".

Światło zalało pomieszczenie, ukazując Szarego, z widocznymi na ciele bliznami po ranach i oparzeniach. Ułamek chwili potem lustro weneckie jak i aparatura w pomieszczeniu zadrgała.

- Bóg i siedem milionów Australijczyków mi świadkiem, że ostatnie co mogę czuć do tych istot to współczucie. Chcę jednak wiedzieć co planujecie osiągnąc torturami czy jak wy, jajogłowi, lubicie to nazywać...

- Chcieliśmy osiągnąć u obiektu stan przerażenia, celem wzmocnienia sygnału. Wszystko rozchodzi się o ten hełm. Proszę wejść do środka, zademonstruję, ale wpierw odłóż kukri.

- Pheh, przerażenie chyba osiągnęliście. Gdy usłyszałem jego myśli mówił coś o tym, że się boi... chyba wzywał swojego "ojca" aby mu pomógł... - czekam jak zareaguje na to doktor.

- A, tak. Nie wiemy na razie, czy to jakiś przedmiot kultu religijnego czy też ojciec w ludzkim znaczeniu tego słowa.

Unoszę brew. Wyglądało na to, że doktorek faktycznie miał na razie wszystko pod kontrolą...

- Kukri mogę zostawić choć gdybym chciał mógłbym zatłuc Szarego gołymi rękami nim mógłbyś zareagować, ale co z moją psioniką? Czego mam się spodziewać?

- To nie będzie nic szczególnego. Zapraszam. - gdy tylko doktor to powiedział, w ścianie otworzyły się drzwi prowadzące do pomieszczenia.

Spoglądając na Szarego nie mogłem odpędzić się do wspomnień Australii z dniu inwazji. Głównie dlatego gdy spoglądałem na obcego w głowie dudniła mi jedna myśl: Masz za swoje, sk*****lu... Gdy tylko wszedłem do środka podniósł głowę i spojrzał w moją stronę:

- Prze...pra...szam. Nie było mnie tam. To nie ja... - Dopiero po chwili zdałem sobię sprawę, że te słowa dochodziły z głośnika zamontowanego w hełmie.

Zacisnąłem pięści aż zbielały mi knykcie.

- Twoja cholerna rasa zniszczyła mój dom i zabiła kilka milionów moich rodaków. Nie obchodzi mnie czy tam byłeś czy nie. Wszyscy macie jeden cel... naszą eksterminację.

- Obrona... Obowiązek... Ojciec.

- Co... - mówię z niedowierzaniem a potem czuję wzbierająca falę gniewu. - Obrona?! Jesteście pie*****nymi mordercami i najeźdźcami! - nie zauważam nawet momentu, w którym moje ręce zaciskają się na jego szyi. - Każdy z was!

Nim jeniec coś powiedział, jego kark trzasnął jak zapałka. Po chwili po pomieszczeniu rozszedł się smród nieczystości. Z kolejnego głośnika, tym razem w ścianie, rozległ się głos doktora.

- Spokojnie, nic się nie stało, mamy zapas. - biorąc kilka głębokich wdechów i wydechów stwierdziłem "Dość".

Wychodząc zamierzam bez słowa zabrać swoje kukri i wrócić do kajuty. Nie czułem dalszej potrzeby gadania z tym całym doktorem...

---

FP: 5

*ofc cały dialog itd. został uzgodniony z brylantem

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach



  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...