Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Bazil

Alien (saga)

Polecane posty

AlienSagaPackaging.jpg



Wprawdzie już mówiłem coś podobnego przy zakładaniu tematu o "The Final Countdown", ale tym razem naprawdę ze zdumienia przetarłem oczy, że nikt nie założył tematu o jednej z najlepszych i najbardziej popularnych filmowych serii SF. Serii, której sam jestem fanem. Przekopałem nawet własnoręcznie poszczególne strony - bo gdy nie znalazłem tej pozycji na liście tematów, nie uwierzyłem - ale... no, nie ma. Zatem zakładam, nareszcie (szukałem tematu, bo chciałem koniecznie napisać, co myślę na temat "50 prawd" o tej serii, z inszej strony, ale to chyba będzie musiało poczekać). Truizmy będę tutaj pisał, ale cóż... skoro nikt tutaj się słowem nie zająknął o TAKIEJ serii, to widocznie niektórym wciąż jest nieznana chytry.gif.



Saga Alien, znana u nas także jako saga Obcego, została zapoczątkowana w 1979 roku wraz z wydaniem pierwszego w serii filmu, zatytułowanego po prostu "Alien" - u nas tytuł był bardziej fantazyjny: "Obcy: ósmy pasażer Nostromo". Reżyserem filmu był Ridley Scott, a główną rolę zagrała Sigourney Weaver - której postać przewija się zresztą przez całą sagę. Film rozgrywał się w odległej przyszłości i opowiadał o losach siedmioosobowej załogi kosmicznego frachtowca (gwoli ścisłości - holownika) Nostromo, który - w drodze powrotnej na Ziemię, z ładunkiem surowca - odebrał tajemniczy sygnał z niezamieszkałej planety. Komputer pokładowy wybudza z hibernacji załogę, która postanawia zbadać źródło sygnału, interpretując go początkowo jako wezwanie pomocy. Dopiero później okazuje się, że było to najprawdopodobniej ostrzeżenie. Bohaterowie odnajdują wrak starożytnego statku kosmicznego, z którego niechcący wnoszą na pokład Nostromo obcą, bardzo agresywną formę życia - onegoż "ósmego pasażera", który zaczyna kolejno mordować członków załogi.
"Alien" jest dziś powszechnie uznawany za jeden z najlepszych horrorów tudzież filmów Sci-Fi, jakie nakręcono. Pokazał też światu jedną z najbardziej dziś znanych, filmowych "postaci" - tytułowego ksenomorfa, nazywanego nie inaczej, jak po prostu "obcym", zaprojektowanego w istocie przez szwajcarskiego rysownika H.R. Gigera, któremu obecnie przypisuje się de facto stworzenie tej postaci. Film odniósł spory sukces, dlatego kontynuacja była tylko kwestią czasu.

Za drugą część serii wziął się tym razem James Cameron, który nadał filmowi prosty tytuł "Aliens" (nasi tłumacze znów popisali się fantazją, wymyślając tytuł "Obcy: Decydujące Starcie"). Sequel pojawił się ostatecznie w 1986 roku i przyniósł diametralną zmianę konwencji - podczas gdy "Alien" był horrorem SF, "Aliens" to już emocjonujący film akcji (choć wciąż z dreszczykiem). Akcja drugiej części rozgrywała się w 57 lat po "jedynce". Okazuje się, że w tym czasie na planecie LV-426, gdzie załoga Nostromo spotkała Obcego, Ziemianie założyli niewielką kolonię. Kontakt z nią pewnego dnia nagle się urywa, a pewne osoby podejrzewają, co może być tego powodem. Na LV-426 zostaje zatem wysłany oddział uzbrojonych po zęby marines, którzy na miejscu podejmują walkę nie z pojedynczym Obcym, lecz z całą ich armią.
"Aliens" to jak dla mnie ideał, jeśli chodzi o tego typu kino. Wszystko jest tu wykonane doskonale - świetnie skonstruowany scenariusz, idealnie dozowane napięcie, znakomita gra aktorska tudzież wyraziste i sympatyczne postaci. Nie wspomnę o całej technicznej otoczce, w tym stronie militarystycznej - cały sprzęt, używany przez marines, został wykonany z niesamowitą dbałością o szczegóły i świetnie obmyślony. "Aliens" nie tylko zgarnął - podobnie jak poprzednik - sławę jednego z najlepszych filmów Sci-Fi, ale także przyniósł rozwinięcie świata. To właśnie ten film położył podwaliny pod całe expand universe Obcego - w nim po raz pierwszy wprowadzono całą otoczkę, terminologię, lore. Przybliżono ogólnie uniwersum, w jakim rozgrywają się filmy, a także przedstawiono po raz pierwszy złowrogą korporację Weyland-Yutani (teoretycznie pojawiła się już w jedynce, ale tam nazywano ją po prostu "firmą" i w żaden sposób nie przybliżono), która jest zasadniczo przyczyną sprawczą wszystkich nieszczęść pozytywnych bohaterów. To "Aliens" umożliwił powstanie uniwersum, rozwijanego później w książkach, komiksach, a z czasem także i w grach komputerowych.

Dwa pierwsze filmy sagi są uznawane powszechnie za jej najsilniejsze ogniwa, natomiast ich kontynuacja, wydana w 1992 roku, zdaniem wielu odstawała od zaprezentowanego uprzednio poziomu. Również moim zdaniem odeń odstaje, choć wcale nie tak bardzo - nadal jest to znakomity film, który warto obejrzeć.
"Trójkę", nakręconą tym razem przez Davida Finchera, zatytułowano niezbyt oryginalnie "Alien 3" (tym razem naszych tłumaczom zabrakło fantazji, toteż polski tytuł brzmi po prostu "Obcy 3") i powrócono w niej do korzeni, tzn. do konwencji horroru SF. Akcja tym razem rozgrywa się na planecie więziennej Fiorina - do znajdującego się tam obiektu o zaostrzonym rygorze wdziera się obcy, po kolei mordując bezbronnych więźniów. Jednocześnie korporacja Weyland-Yutani pomału wyciąga swoje brudne łapy po tytułowego potwora, zamierzając wykorzystać go do intratnych celów - nie licząc się przy tym z ewentualnymi ofiarami.
Trudno powiedzieć, co zawiodło w "trójce" względem poprzednich części, ale powiedziałbym, że historii ogólnie brak trochę pazura. Przykładowo w "Alien" oraz "Aliens" mieliśmy możliwość dobrze poznać bohaterów i przejmować się ich losami - w "Alien 3" mamy zbieraninę kilkudziesięciu więźniów, o których w większości na dobrą sprawę nie wiemy nic. Film momentami przypomina więc slasher, a nie rasowy horror.

Seria powinna była się zakończyć na trzeciej części - i w moim mniemaniu, tak naprawdę się zakończyła. Niestety, ktoś postanowił wycisnąć z tej marki jeszcze więcej kasy - i w 1997 roku dostaliśmy jeszcze jedną kontynuację - "Alien: Resurrection". Osobiście traktuję toto jak zupełnie odrębną pozycję, jako że nie zasługuje na to, by je stawiać obok takich filmów, jak "Alien" czy "Aliens". Film, wyreżyserowany dla odmiany przez Jean-Pierre Jeuneta, jest po prostu pomyłką. Akcja rozgrywa się grubo po wydarzeniach z "trójki" i opowiada całkiem odrębną historię. Ot, jakieś dwieście lat naprzód, ktoś postanowił hodować obcych dla swoich niecnych celów - czyli zrobić coś, co nie udało się korporacji Weyland-Yutani w finale "trójki". Ale, jak nietrudno się domyślić, coś po drodze idzie nie tak - i przez owo "nie tak", film sprowadza się do nudnego i monotonnego łażenia garstki bohaterów po korytarzach opanowanej przez obcych bazy, w drodze do wyjścia.
Podczas gdy w pierwszych dwóch filmach serii wszystko było dopięte na ostatni guzik, w "Alien: Resurrection" wszystko zrobiono źle - fabuła jest bzdurna, scenariusz pełen dziur logicznych, postacie zupełnie nieciekawe, a o jakimkolwiek klimacie można spokojnie zapomnieć. Nie polecam.



Wszystkie trzy (no dobra, niech będzie cztery) filmy posiadam od dawna na DVD i często do nich powracam - szczególnie do jedynki i dwójki. Pomimo upływu lat, filmy wcale się nie zestarzały (no, można co najwyżej na stronę techniczną trochę smęcić - zwłaszcza w części pierwszej). Odkąd pojawiły się także na Blu-ray, ostrzę sobie zęby na zakup całej serii.

Saga Alien wielka jest - i basta!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bez wątpienia kultowa seria. Weaver+Scott= niepowtarzalny klimat grozy i te pykające czujniki ruchu. Jak to pierwszy raz oglądałem na Polsacie kilka lat temu, to budzi to większą grozę niż 80% obecnych horrorów.

To co było robione potem przez duet Strause, to już nie ma nawet co porównywać. Pomysł był, gorzej z realizacją.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ośmielę się nie zgodzić. W filmidle autorstwa braci Strause nie widzę nie tylko przyzwoitej realizacji, ale także pomysłu. Walnięcie dwóch kultowych potworów do filmu o formule durnowatego TEEN SLASHERA, w typie Freddy kontra Jason, świadczy o całkowitej jałowości umysłowej tego, kto to popełnił.

Pozwolę sobie też wspomnieć o "dziele" Andersona, który położył podwaliny pod zmieszanie Aliena (tudzież Predatora) z g... tego, z błotem. On stanął tuż przed studzienką szamba, a bracia Strause zrobili kroczek naprzód.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Seria Alien to naprawdę porządnie zrealizowane filmy z którymi trzeba się zapoznać. Cała seria to doby horror z dobrą fabułą, ale i tak najważniejsza tu jest postać obcego, która dla mnie jest genialna, jak oglądałem pierwszy raz to naprawdę się bałem. Jakoś dla mnie nie ma wielkich różnic w oglądaniu poszczególnych części. Każda jest dobra, ale mi najbardziej podobała się część druga.

Jeśli ktoś jeszcze ( jakim cudem!? ) nie widział to powinien nadrobić zaległości.wink_prosty2.gif

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dawno nie mogłem się równie nie zgodzić z ocenami poszczególnych części cyklu.

Dla mnie 2 to przede wszystkim kiepska strzelanka całkowicie odzierająca ksenomorfy z nimbu niezniszczalności - Ripley pod koniec kosi je dziesiątkami, a starcie z królową jest, hmm, komiczne.

Trójka from the other hand (brzmi to znacznie lepiej niż "trójka z drugiej strony") to naprawdę dobrze zrealizowany powrót do konwencji survival horroru, którego wiecznym królem jest część pierwsza. Z małym obostrzeniem odnośnie tej "dobroci" powrotu - oglądamy wersję reżyserską. Wersja kinowa faktycznie niezbyt trzyma się kupy, trzymając się poziomu kupy jednocześnie (got it? Kupa ma 2 znaczenia, to taki żart, huehuehue, not funny at all). O części 4 dyskutować w ogóle nie zamierzam, bo to jest gwałt na serii porównywalny brutalnością z Prometeuszem. Jak dla mnie końcówka części trzeciej to absolutne mistrzostwo świata, i na tym seria powinna się skończyć.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Uprzedzam od razu, że ja horrorów nie lubię. Pewnego jednak razu gdy bardzo się nudziłem, znalazłem 4 części obcego. Przypomniałem sobie, że innym razem byłem na Prometeuszu i film przypadł mi do gustu.

Odpaliłem więc 8 pasażera w jakiejś tam wersji cyfrowej i płakałem ze śmiechu. Ten film nie był straszny tylko żałosny. Nie sądziłem, że ten wysławiany horror będzie taki słaby. Obcy wcale nie przeraża chociaż tu muszę przyznać ufoludek ciekawy. Nie wiem co osobę go tworzącą natchnęło, ale potencjał ma ogromny. Bardzo go polubiłem i z chęcią wcieliłbym się w niego w jakiejś grze komputerowej. Pochwalę za to fabułę, bo ta jest ciekawa. Trzymała by w napięciu gdyby nie słabe efekty i parę innych baboli. Rozwalały mnie za to niektóre sceny. Jak na przykład obcy który w tej części wyglądał po prostu komicznie i gdy próbował mnie przerazić zabijając jakoś mu to nie wychodziło.

Stwierdziłem jednak, że obejrzę też część drugą. I tu znowu powtórka, urozmaicona tylko o masę strzelania i beznadziejny finał. Dodatkowo jest strasznie przewidywalna, ileż to razy miałem nadzieję na jakiś zwrot akcji który by mnie zaskoczył. Nie doczekałem się, marines ginęli dokładnie wtedy i w ten sam sposób co przewidziałem. Muszę pochwalić za to postaci. Większość była naprawdę ciekawa.

Poprzednie dwa filmy były słabe, jednak pierwsza część mnie rozbawiła więc obejrzałem 3 epizod chcąc dokładki. I tu zdumienie. Film całkiem dobry i z całkiem fajną końcówką. Nareszcie obcy mi się spodobał. Nareszcie poczułem klimat i parę razy może nie tyle się wystraszyłem co poczułem dreszczyk. Niektóre postaci polubiłem, niektóre znienawidziłem. I oto chodziło. Tą część naprawdę lubię i szanuję.

Pobudzony nadzieją włączyłem część 4 i nie mogłem uwierzyć w to co widzę. Francuz zrobił z tego taki burdel, że uwierzyć nie mogłem gdy przypomniałem sobie jak ubliżyłem dwóm pierwszym częścią. W porównaniu z tym one były genialne. Pal licho koszmarną fabułę. W 4 części dostajemy jeszcze żałosne postacie i zerowy klimat. Ripley stała się jakimś rambo, a obcy nawet nie miał tego potencjału z jedynki. Ten film jest najgorszy z sagi i do tej pory wzdrygam się na samą myśl o nim.

Wspomnę też o Prometeuszu który obejrzałem przed Alienami. Film całkiem mi sie spodobał. Fabuła także przypadła mi do gustu pomimo, że wielkim fanem koncepcji Giorgio Tsoukalosa czy Ericha von Daniken nie jestem. Film także trzymał mnie w napięciu chociaż ma parę(naście) ogromnych baboli. Rozwaliła mnie

przerywana ciąża

czy rozmnażanie się obcego. Jednak jeśli zaliczyć go do sagi to stawiam go obok części trzeciej co jednak nie znaczy, że jest wysoko na liście moich ulubionych filmów.

Podsumowując Alienów nie lubię, ale jego samego jak najbardziej. Daleko im do moich ulubionych filmów czy serii jednak widzę w nich niewykorzystany potencjał. O potyczkach obcego z predatorem się nie wypowiem bo ich nie widziałem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Heretycy! Heretycy!


Dla mnie 2 to przede wszystkim kiepska strzelanka całkowicie odzierająca ksenomorfy z nimbu niezniszczalności - Ripley pod koniec kosi je dziesiątkami

Kłamstwo. Kłamstwo. Kłamstwo.

Po pierwsze to Aliens w żadnym razie nie jest "kiepską strzelanką" - to doskonała strzelanka, ze wzorowo prowadzoną akcją i stopniowanym napięciem. Nie raz słyszałem na ten temat różne głupoty, że "to bezmyślna sieka, gdzie tylko się strzelają", podczas gdy w rzeczywistości pierwszy strzał w filmie (nie licząc serii oddanej przez Drake'a w powietrze, a wymierzonej pierwotnie w Newt) pada dopiero po godzinie, a i po pierwszym starciu lufy jeszcze długo stygną przed ostatnią walką. Wystarczy tylko wskazać pierwsze sceny w Hadley's Hope, gdy marines penetrują opustoszałą bazę i choć nic ich przez ten czas nie atakuje, czuć napięcie. A pierwsze starcie z Alienami, w ich gnieździe, ten atak ze wszystkich stron i kompletna panika, to już w ogóle cud, miód i orzeszki. Czytając takie opinie, odnoszę tylko i wyłącznie wrażenie, iż niektórzy, zadarłszy nosy pod sufit, lżą Aliens tylko za sam fakt, iż jest filmem akcji, przedstawicielem jakoby mniej ambitnego gatunku - choć to kompletna nieprawda, bo zarówno horror, jak i film akcji, to gatunki filmowe służące rozrywce i w żadnym razie nie zaliczane do ambitnego kina.

Po drugie, nigdy nie było żadnego "nimbu niezniszczalności" Aliena. Koncept stojący za tym stworem polega na tym, iż nie jest członkiem jakiejś zaawansowanej technologicznie cywilizacji (jak to zwykle bywa z obcymi w SF), tylko dzikim drapieżnikiem - doskonale przystosowanym, inteligentnym i budzącym grozę, ale wciąż po prostu kosmicznym zwierzem, którego jak najbardziej można zabić. Nieodłączną cechą Aliena jest natomiast jego spryt, który jak najbardziej podkreślono w drugiej części, kiedy to potrafiły kompletnie zaskoczyć wyszkolonych marines, a w finale nawet odciąć im zasilanie.

Po trzecie, tekst o Ripley koszącej stwory dziesiątkami, to kompletna bzdura. Będąc w gnieździe, zabiła ich łącznie sześć (może siedem), czyli nawet nie jedną dziesiątkę, i nijak to "koszenia" nie przypominało (szczególnie że jeden omal jej od tyłu nie zaszedł i gdyby nie ostrzeżenie Newt, zapewne wyprułby Ripley flaki). Większość Alienów była w tamtej chwili rozpanoszona po bazie, w pogoni za ocalałymi marines, więc w gnieździe zostało ich niewiele. Oczywiście, jeszcze minus te, które poległy w pierwszej walce z marines, w próbach szturmowania pozycji strzeżonych przez działka, etc.


Trójka from the other hand (brzmi to znacznie lepiej niż "trójka z drugiej strony") to naprawdę dobrze zrealizowany powrót do konwencji survival horroru

Jakiego survival horroru? W trójce - co zresztą już w pierwszym poście wspomniałem - jest kilkudziesięciu więźniów, o których nie wiadomo nic, włącznie z ich imionami - i owi więźniowie są dosłownie masowo wyrzynani jak te prosięta. Zero w tym finezji i nic to nie ma wspólnego z horrorem, już prędzej ze slasherem i bandami nastolatków, wycinanych w pień przez tajemniczego mordercę. W sumie to ledwie kilka postaci (Clemens, Dillon, Aaron i wreszcie Ripley) otrzymało tu przyzwoitą scenę śmierci (przy czym Aaron nie zginął nawet z ręki Aliena) - reszta to zwykła sieczka, którą przypisujesz drugiej części. A jako że większość więźniów to statyści, nie sposób czuć tu napięcia na miarę tego z "jedynki".






Odpaliłem więc 8 pasażera w jakiejś tam wersji cyfrowej i płakałem ze śmiechu.

Film, w którym przykładowo facet zostaje od wewnątrz rozpruty, jest dla ciebie śmieszny?
Zresztą, co tam - natrafiałem na dużo gorsze przypadki. Znałem paru kolesi (też mieli wtedy -naście lat), którzy się śmiali, oglądając "Pianistę" (ich zdaniem, wyrzucenie inwalidy z balkonu na ulicę i przejechanie go, to był świetny gag).


Bardzo go polubiłem i z chęcią wcieliłbym się w niego w jakiejś grze komputerowej.

To możliwe. Alienem można zagrać w każdej odsłonie serii Aliens vs. Predator.


Trzymała by w napięciu gdyby nie słabe efekty i parę innych baboli.

Człowieku, jakie słabe efekty? Gdzie ty w tym filmie masz słabe efekty - i to jeszcze na tyle, aby przeszkadzały w oglądaniu? I na czym niby owe "babole" polegały?


Stwierdziłem jednak, że obejrzę też część drugą. I tu znowu powtórka, urozmaicona tylko o masę strzelania i beznadziejny finał.

Całkowita zmiana konwencji to jest dla ciebie "powtórka"? Ahaaa...
"Masa strzelania" - jak wyżej, pierwszy strzał pada dopiero po godzinie, ale "masa strzelania", czasami po prostu nie mam siły... Człowiek wmówi sobie bzdurę i nie poradzisz.
Zgodzę się tylko co do faktu, że najsłabszym ogniwem filmu jest finał - ale daleko mu do "beznadziejnego". Szczególnie że należy na niego patrzeć także z perspektywy czasów, gdy ów film emitowano w kinach - wiem dobrze, jak to wyglądało: bohaterowie dotarli już na Sulaco, widzowie zbierają się już do odejścia, a tu nagle Bishopa ogon przebija...


Nie doczekałem się, marines ginęli dokładnie wtedy i w ten sam sposób co przewidziałem.

Jaaasne...

Po tym pretensjonalnym biadoleniu zdziwiłem się szczerze, że część czwartą jednak potępiłeś. A po przeczytaniu twojego posta z ciekawości sprawdziłem twą datę urodzin i... cóż, nie zdziwiłem się. Jest bardzo prawdopodobne, że ktoś, kto wychował się już w erze superaśnych efektów, może się naśmiewać z klasycznego filmu.
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Heretycy! Heretycy!

Zgadzam się w większości. ;) Naprawdę trochę niedorzecznym jest określać efekty specjalne z tamtych czasów jako słabe. To trochę tak, jakby powiedzieć, że Leonardo da Vinci budował marnej jakości śmiecie bo nie stosował współczesnych narzędzi do tworzenia elementów swoich konstrukcji.

Bez rozpisywania się na szczegóły, Aliens ma swoje wzloty i upadki. Pierwsza część była oglądana przeze mnie dosyć dawno temu i szczerze mówiąc, byłem wtedy za mały pewnie by mieć odpowiedni wiek na takie filmy. Tak czy inaczej nie zdołałem obejrzeć więcej jak do sceny z pierwszym fragiem w wykonaniu Obcego, by nadchodzącą noc przeżyć pod szyldem koszmaru "ścigał mnie Alien". To chyba jest niezła sugestia, jak dobrze był tworzony klimat w tej części.

Dwójka była odmianą dla mnie. Obejrzałem w calości od początku do końca (podobnie jak każdy inny z następnych i pierwszą część później) i widać było zmianę. Zamiast próby przetrwania nieuzbrojonej zbytnio grupki ludzi w starciu z jednym Obcym, mamy wejście do Ula Xenomorphów. Same pierwsze starcie daje jasno do zrozumienia, kto tu ma przerąbane i jak przystało na dobrych kosmitów, rozgromili Space Marines jak bandę przedszkolaków. Finał mógł być faktycznie nieco przewidywalny, zwłaszcza że specjalizacją wszystkich Xenomorphów jest wyskakiwanie z miejsc, gdzie nie chciałbyś ich znaleźć, ale pomijając cały absurd finału, film nie pozostawia zbyt dużo do zarzucenia.

Trzecia część to moim zdaniem próba powrotu do jedynki. Masa ludzi, marne uzbrojenie i jeden bardzo wredny Xenomorph, który przełamuje dotychczas znane standardy. Nie boi się ognia, jest szybszy i zdawałoby się wredniejszy. Film dobry, ale do klimatu jedynki daleko jak diabli.

Część czwarta to mniej lub bardziej udana (zależnie od osobistych preferencji) kontynuacja. Główna bohaterka dostała czwartą szansę na eksterminację Xenomorphów i bonus do umiejętności za udane przejście poprzednich części. Mamy tutaj masę broni, nowy rodzaj Obcego i ponownie nieco absurdalne zakończenie, ale ogólnie dało się to dobrze oglądać i zobaczyło się kilka nowych rzeczy.

UWAGA! DALSZE CZĘŚCI SĄ PONUMEROWANE WEDLE MOJEG WIDZIMISIĘ. W RAZIE ZASTRZEŻEŃ WSTAWCIE KRYTYKĘ PONIŻEJ, ALE WIEDZCIE, ŻE ZAREAGUJĘ TYLKO NA TE SENSOWNE ARGUMENTY!

Część piąta, zwana dalej Alien vs Predator. Zgodnie z konwencją, gdy wyczerpie się jedna saga, zaczynamy inną. Tak więc przenosimy się w czasie do naszej epoki i mamy typowy scenariusz "poszli odkryć coś wspaniałego i znaleźli koszmar". W tym wypadku ludzie stają się elementem pośrednim w starciu Yautia, zwanych bliżej Pradatorami oraz Xenomorphów, których faktycznej nazwy gatunkowej nie znamy, ale posługujemy się nazwą wymyśloną przez ludzi. Tak czy inaczej, nie łapię, czemu ludzie psioczą aż tak bardzo na tę część. Dobrze zrobiony film, fajne sceny starć pomiędzy dwiema rasami kosmitów i fabuła całkiem nieźle trzymająca się kupy. Nie jest to film najwyższych lotów, ale nie powiedziałbym, że jest zły.

Szóstka, aka Alien vs Predator 2. Tutaj byłem nieco zawiedziony. Zaczęło się fajnie. Predalien. Najwredniejszy Xenomorph na naszej kochanej Ziemi i jak jeszcze się okazało, to królowa. Jaki mamy finał? Zwycięstwo Amerykanów, świat ocalony. Osobiście nie lubię takich rzeczy. Równie udany pomysł jak ostateczne starcie wojsk USA z Zillą w amerykańskiej Godzilli. Dlatego od dalszej oceny tego filmu się powstrzymam. Jedynym powodem by polecić ten film, jest Predalien, bo jego fajnie zrobili.

Siódemka, zwana też Prometeuszem. Po obejrzeniu tego, miałem mieszane uczucia. Niby historia ma pewien sens. Wiemy mniej więcej jak wyglądał nasz skamieniały kosmitek przed założeniem maski i ogólnikowo rozumiemy, czym były pierwotnie Xenomorphy, ale mimo wszystko po obejrzeniu czułem się dziwnie. Miałem po tym pewność w dwóch rzeczach. Primo, to uczucie nie jest zwiastunem, że wyskoczy zaraz ze mnie chestbuster. Secundo, miałem jasne przeczucie, niemal pewność, że film ten powstał tylko dlatego, że ostatnio coraz częściej ludzie domagają się prequeli co lepszych filmów.

Podsumowując, filmowa saga Alien wyczepała moim zdaniem już chyba wszystkie możliwości nowego scenariusza dla tematu Xenomorphów. Jedyne, czego moim zdaniem nie zrobili jeszcze, to inwazji kosmitów wykorzystujących przed wkroczeniem Xenomorphy jako broń biologiczną. Tego nie widziałem nawet w komiksach, więc udana ekranizacja tego pomysłu całkiem ciekawie by wyglądała. Czekam na komentarze i konstruktywny flame... choć mam dziwne przeczucie, że właśnie strzeliłem oksymoronem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak czy inaczej, nie łapię, czemu ludzie psioczą aż tak bardzo na tę część.

Pomyśl, facet - bajeczka o piramidzie pod lodem, do której Predzie specjalnie się wybierają, aby tam łowy co stulecie urządzać? Już w ogólnych zarysach brzmi to - delikatnie mówiąc - idiotycznie, jak gdyby scenarzysta był cokolwiek naćpany, a im bardziej się w to zagłębić, tym bardziej durne się wydaje. Twierdzisz, że fabuła się trzyma kupy - guzik prawda, NIC tutaj się nie trzyma kupy! Zacznijmy od samego poronionego pomysłu z tą piramidą - fakt, że starożytni homo sapiens uznali Predatorów za bóstwa, którym trzeba się poświęcać, jest jeszcze wytłumaczalny. Ale wszystko, co dzieje się później - ani trochę. Skąd w ogóle się piramida wzięła pośrodku Antarktydy (gdzie już od lat próżno szukać jakichkolwiek ludzi - zwłaszcza takich, którzy by piramidy budowali)? Skąd się co kilkaset lat wzięli ludzie, którzy by jako żywiciele dla facehuggerów posłużyli (przypomnijmy - w piramidzie GŁEBOKO POD LODEM, usytuowanej W SERCU ANTARKTYDY)? No i PO CO Predatorzy przylatywali do tej piramidy W OGÓLE? I to jeszcze co sto lat? Gdzie w tym jakakolwiek logika? Sens? Nie chce mi się nawet tłumaczyć, ale... to jest głupie na tak wiele sposobów - Predatorzy mają zapewne mnóstwo innych planet, gdzie mogą polować, więc po co mieliby się fatygować na Ziemię? Na Ziemię, która już dawno przestała być wdzięcznym terenem łowieckim, bo ludzkość się rozwinęła, bo żadnych ofiar już nie ma (jak mówiłem - ciekaw jestem, skąd się w tej piramidzie wzięli żywiciele dla facehuggerów na przykład w 1600 roku)... Hell, właściwie to po co Predatorzy zawracają sobie głowę garstką Alienów w jakiejś piramidzie, skoro równie dobrze mogą już polować na ludzi? Z "Predatora 2" wynika wyraźnie, że robili to już od dawna (vide osiemnastowieczny pistolet, który Harrigan otrzymał w charakterze trofeum), a tutaj... nie, dosyć! To wszystko jest po prostu GŁUPIE! To jest BEZ SENSU!

I żeby to była jedyna wada tego filmu... ale nie jest, niestety. Mamy tu wszystko, czym cechuje się mierne kino - nieistniejącą grę aktorską (bo większość postaci to statyści do zarżnięcia dla tytułowych stworów), durny scenariusz (na czele z sojuszem człowieka z Predatorem - który wygląda jak parodia tego z komiksu, na którym film nieudolnie próbował się opierać), a przy okazji totalną profanację obydwu kultowych stworów i marek, jakie współtworzyły. Weźmy na przykład:

fajne sceny starć pomiędzy dwiema rasami kosmitów

Znaczy np. te, gdzie dwóch Predatorów-ofermy jeden Alien zabija, na przykład? Rzeczywiście, "fajne" te sceny, jak ta lala... Do licha, nie wierzę, że to czytam. Czy patafiany, które pisały scenariusz tego "dzieła", widziały na oczy choć jeden film z Obcym czy Predatorem?

Chyba tylko efekty w AvP były w porządku. Ale reszta - kicha! Nawet walk tu nie ma porządnych, bo Predatorzy to łamagi, których jeden Alien zabija, a ludzie służą tylko i wyłącznie za przygłupie mięso armatnie!

Predalien. Najwredniejszy Xenomorph na naszej kochanej Ziemi i jak jeszcze się okazało, to królowa.

Eee?

Jaki mamy finał? Zwycięstwo Amerykanów, świat ocalony.

Żeby tylko o to chodziło... Przede wszystkim, AvP2 to TEEN SLASHER! Miał być film o starciu dwóch kultowych pozaziemskich stworów... a ktoś sobie ubzdurał, że to materiał na kolejną rzeźnię przygłupich nastolatków? Że Alien = Freddy Krueger, a Predator = Jason Vorhees? Nawet nie powiem, co bym zrobił z facetem, który to wymyślił.

No, dobra. Wspominałem coś o "50 prawdach" przez rzeczoną serię objawionych. Więc chyba zrobię wreszcie rozprawę na ten temat. Do jej zrobienia motywuje mnie fakt, że niektórzy ludzie, pomimo bycia wielbicielami serii, gotowi są przyklasnąć niektórym - kompletnie bzdurnym - punktom z czystej niewiedzy (hi, Smuggler). Oryginalny tekst można znaleźć tu: http://film.org.pl/p...prawd_obcy.html

W swoim wywodzie pominąłem punkty, z którymi się zgadzam w całej rozciągłości - w szczególności z tymi, które pokazują, dlaczego część czwarta jest tak głupia.

1. Znaczy ten oficer medyczny, który z premedytacją nie chciał dopuścić do usunięcia obcego i który zamierzał poświęcić dlań załogę? Tak, wtedy ten "zarzut" ma sens.... <irony mode off>

2. Pewnie, że nie. Co prawda podróż do tego samego systemu jest o wiele szybsza, co prawda stosuje się o wiele bardziej wytrzymałe materiały (szczegóły później), ale technika się nie posunęła. Ni chu-chu. Tekst o modzie z lat 80-tych pozostawię bez komentarza (albowiem twórcy filmów winni być prorokami, którzy wywróżą modę z lat późniejszych - wtedy film będzie miał sens).

3. Albo jakby emocje działały i upust się im dawało... szkoda, że rzeczy oczywiste są dla niektórych niedostatecznie oczywiste.

4. Albowiem każdy człowiek w takiej sytuacji działa w pełni racjonalnie i absolutnie nie daje upustu emocjom. Znów widać, jak słowo "sens" i "prawda" nabierają alternatywnego znaczenia w pracach takich "znawców".

6. Nadmienię tylko, że w wersji reżyserskiej Aliena 3 żadnego psa nie było...

11. Tak. Albowiem każdy wojskowy wie, że w oddziale piechociarzy przeważają pułkownicy, generałowie i marszałkowie (patrz: artykuł Ugly Joe odnośnie Star Wars i rang rebeliantów). Widzę, że autor artykułu objawia przede mną coraz więcej "prawd" nieznanych nikomu innemu (a komuś obeznanemu w temacie - już zwłaszcza).

12. W filmie wyraźnie zasugerowano, że to nie była standardowa sytuacja, ale wyraźnie zostało to przez pana autora-znawcę olane. I czego miał właściwie ten cały komentarz dowieść? Tego, że Święty Turecki powinien zamiast marines przygotować im sprzęt? Tak, to ma sens...

13. Porównanie cokolwiek idiotyczne - żołnierze desantujący się w Normandii bynajmniej nie mieli środków, pozwalającym im na zdalne sterowanie okrętami, jakie w Aliens uzasadniają (jako-tako), dlaczego marines mogli w całości przeprowadzić desant, do tego w rzeczonym filmie żadnych wyższych oficerów na pokładzie nie ma - jest tylko sam oddział marines plus polowy dowódca - więc wciskanie tutaj Roosevelta i admiralicji to lekka przesada (bo nie chcę nadużywać określenia "kompletny idiotyzm").

14. Zapewne "wprawa Rambo" sprawia, że Ripley omal nie traci panowania nad karabinem, strzelając pierwszy raz (nawet okrzyk sugestywny z siebie wydaje). Dodajmy jeszcze fakt, że Ripley - w odróżnieniu od marines, którzy zmagali się z Obcymi, gdy ci byli w pełni sił - ustrzeliła ledwie garstkę Alienów pozostalych w gnieździe, ale to oczywiście autor sobie kompletnie olewa, bo nie pasuje do klimatu wypowiedzi.

15. Autor artykułu z pewnością mierzył taśmą mierniczą rozmiary magazynku i pocisku....

17. Fakt, iż oświetlenie na Nostromo szwankuje, wyraźnie wspomniany przez bohaterów, został przez autora tekstu oczywiście olany - uwielbiam, kiedy za krytykowanie zabierają się osoby, które nie zadają sobie wcześniej trudu, aby obejrzeć film (zamiast go "oglądać"). A ten tekst o awaryjnym oświetleniu, to już po prostu śmiech na sali - czekam, aż autor tekstu wystosuje protest do pogotowia ratunkowego, że koguty na dachach ambulansów grożą epilepsją. Widać, że światła alarmowe = światła awaryjne. Przynajmniej dla co niektórych (tych mniej rozgarniętych).

18. Ten tekst jest zły na każdym poziomie. Jeśli wziąć pod uwagę część drugą sagi - skąd przypuszczenie, że androidy bojowe znajdowały tak szerokie zastosowanie (szczególnie że roboty znane z filmów - Ash oraz Bishop - bojowe nie były)? Ciekaw jestem też, jaki wpływ mialoby na napięcie zastąpienie normalnych ludzi w filmie robotami. Jeśli chodzi o pierwszą część sagi, to załoga wcale nie miała przeżyć drogi powrotnej, więc znów widać, jak autor artykułu "oglądał" rzeczone filmy.

19. Hej, Smugg - i ty posłuchaj komentarza do tej bredni. Po pierwsze, nie było żadnego "wspornika do lądowań" - to, czym bohaterowie lądowali na LV-426, to był... Nostromo właśnie! Statek ów jest niczym mniej, niczym więcej, jak holownikiem, który wlecze za sobą kosmiczną rafinerię z urobkiem. Obiekt, widoczny w przestrzeni kosmiczne, to nie jest w całości Nostromo - on jest tylko na przedzie i holuje całą resztę. W scenie lądowania, gdy statek odłącza się od rafinerii, widać to dość wyraźnie - widać nawet tuby silników, które mają "przedłużenie" w rafinerii (a na samej rafinerii z kolei, żadnych silników, żadnych dysz z tyłu nie widać). Ja wiem, że to szczegół, który umyka nawet niektórym fanom serii (hi, Smugg; hi, ja sam parę lat temu) - ale jeżeli ktoś bierze się za wyszukiwanie "prawd", powinien chyba takie rzeczy wiedzieć? Nie mówiąc już o tym, że nawet jeśli Nostromo byłby tylko "wspornikiem do lądowań", to w dalszym ciągu byli tam ludzie, którzy musieli oddychać, a sam "wspornik" musiał mieć zdolność lotu. Więc skąd dziw, że są tam niezbędne ku temu systemy? Boże... wierzyć mi się nie chce, jak bezdennie głupia i jak wymuszona jest ta "prawda".

20. Załoga została oczywiście uprzedzona - późno, bo późno, ale jednak - ale co tam, przyczepmy się na siłę...

21. Tak się składa, że Parker BYŁ wykwalifikowanym mechanikiem (a Ash jeszcze na dokładkę oficerem naukowym) - ale cóż, już wcześniej można się było przekonać, jak autor tekstu "oglądał" film.

22. Pomijając fakt, że szyby wentylacyjne rzeczywiście były trochę za duże - już ja widzę, jak bez trudu mieścił się w nich "dwumetrowy kosmita z rurami na plecach". Dallas w kucki ledwo się poruszał...

23. Wiadomo, że włazy nie domykały się do końca w sytuacji, kiedy przepływ powietrza BYŁ jeszcze niezbędny. Skąd autor tekstu wziął przypuszczenie, że niemożliwe byłoby ich całkowite zamknięcie w przypadku przebicia kadłuba - nie wiadomo.

24. Ech... jaka jest pointa autora? Z pewnością w roku 1979 doskonale wiedział, jak komputery będą wyglądały. Co ma to wspólnego z "prawdą" czy logiką? Widać, że autor czepia się tutaj na siłę - bo nie ma czego się czepić.

25. Plus numeryczny kod dostępu. Ale co tam - olać, i mamy kolejną "prawdę".

26. Pomijając fakt, że Alien nie jest jedynym filmem, gdzie występuje system autodestrukcji - rzeczony system na Nostromo nie został zaimplementowany ot tak, sobie. Nie były to żadne ładunki wybuchowe czy coś w ten deseń - to było doprowadzenie reaktora do przeciążenia, co mogłoby się jak najbardziej zdarzyć.

27. Niezrozumiały dla tego, kto w ogóle mało rozumie. Gdyby ktoś obejrzał film (zamiast go "oglądać"), zrozumiałby, że autodestrukcja nie polegała na uruchomieniu jakichś materiałów wybuchowych (patrz poprzedni akapit), tylko na wywołaniu reakcji łańcuchowej w reaktorze. Zrozumiałe jest - w każdym razie dla tego, kto ma co nieco w łebku - że takiej reakcji nie da się zatrzymać, jeśli pewne stadium przekroczy. Ale autor tekstu nie zalicza się najwyraźniej do tych, którzy cokolwiek rozumieją - więc bzdury wypisuje.

29. Twórcom filmu jest zapewne niezwykle przykro, że nie wynaleźli specjalnie na jego potrzeby technologii wyprzedzającej ówczesne czasy. Serio - w tym momencie widać, że autor tekstu po prostu nie ma się czego czepiać, więc czepia się na siłę. Obojętne, czy ma to cokolwiek wspólnego z elementarną logiką, czy nie.

31. Albo... ich detektory były po prostu tak dostrojone, żeby podobnych rzeczy nie pokazywać. Podobnie jak komputery sterujące najzwyklejszymi radarami w rzeczywistym świecie są tak zaprogramowane, żeby nie zawracać operatorowi głowy bzdurami, takimi jak przelatujące ptaki. Ale co tam - kolejny wymuszony powód, aby się czegokolwiek czepić.

32. Szczerze mówiąc, tu już rozkładam ręce - nie wiem, o czym autor bredzi, ani o co mu chodzi.

33. Jak wyżej. Ba, tu jestem jeszcze bardziej skonfundowany.

34. To znaczy - te roboty, które zostały stworzone na wzór ludzkiego organizmu? Rzeczywiście, to ma sens. Zdaniem autora pewnie Henriksen miałby specjalnie wstrzymać oddech - w scenie, gdy pełzał tunelem (bo to jedyna scena, gdy android dyszy) aby go zadowolić.

42. Przypomnę tylko, że autor jakiś czas temu przekonywał o braku postępu technologicznego przez 57 lat. Teraz ma nieomylny przejaw tego, że jest inaczej - i co robi? Oczywiście, olewa. I wymyśla następną "prawdę". Aby była ścisłość (bo obok jest ten kretyński komentarz o "kadłubie ze styropianu") - kadłub i pancerz statku, a jego kolejne "piętra" (czyli w rzeczywistości "pokłady") to dwie różne rzeczy.

43. A to co to w ogóle ma być? Zapchajdziura? Ten komentarz nie ma w ogóle sensu - najmniejszego. Chyba autorowi, pomimo nieudolnych wysiłków, zabrakło paru numerków na liście, więc napisał byle co. Równie dobrze mógłby się tu chyba pojawić tekst o pewnej Maryni.

45. "Kapsuła ratunkowa" - w rzeczywistości prom - oddalała się na biegu wstecznym od statku. Autor to przeoczył, czy może rozmyślnie olał, bo mu punktów (całego mnóstwa, sądząc z "treści" tego gniotu) do durnego artykułu brakowało?

46. To już kwestia dyskusyjna - myślę, że materia pozostała po zniszczonym statku, a "niesiona" przez eksplozję, pozwalałaby na niemałą falę uderzeniową - ale widać, że autor artykułu wie już rzeczy, o którym się współczesnym uczonym nie śniło.

48. Powtórzę tylko, że w wersji reżyserskiej żadnego psa nie było.

PODSUMOWANIE: nie ma się co oszukiwać - autor tego (pożal się Boże) artykułu, nie zadał sobie najmniejszego trudu, aby dowiedzieć się, o czym właściwie pisze. O ile serię "Alien" (jak każdy inny film) trudno uznać za ideał, o tyle rzeczony artykuł pełen jest oczywistych bzdur, z których część zdradza nie tylko skrajne niezrozumienie tego, co działo się w filmie, ale nawet niezrozumienie pewnych zjawisk, rządzących światem rzeczywistym. Nie mam nic przeciwko robieniu sobie jaj z rozmaitych błędów w filmach - których to błędów w dosłownie żaden sposób nie można się ustrzec. Ale jak tacy "oświeceni" piszą bzdury totalne - i na tej podstawie mają czelność pisać "to niezbyt mądry film" - przestaje to być śmieszne.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Oczekiwałem konstruktywnej krytyki i się nie zawiodłem. Fajnie.

Pomyśl, facet -?
No dobrze? może zbyt pochopnie użyłem określenia "dobrze zrobiony film" bo najwyraźniej to tłumaczy się też na zachwalanie fabuły. Tak czy inaczej, moja główna myśl krążąca wokół tego określenia dotyczyła samego przedstawienia zależności między Predatorami i Alienami.

Co do zarzutów:

1. Uznali Predatorów za bóstwa bo przynieśli marnie jeszcze rozwiniętej cywilizacji ludzkiej nową technologię. Za to domagali się ofiar i nikomu to nie przeszkadzało, pewnie nawet wliczając w to czasem i same ofiary. Skąd się wzięła piramida Predatorów w sercu najzimniejszego kontynentu na Ziemi? Biorąc pod uwagę jej budowę, ryty i fakt, że w środku jest Królowa, to mam powody przypuszczać, że z kosmosu. Czemu w tak odludnej lokacji? Bo łowcy powinni mieć równe szanse i powiedzmy sobie tutaj szczerze. Xenomorphy są o wiele bardziej zaawansowaną pod względem wyzwania zwierzyną niż ludzie. Odebranie im źródła nosicieli ponad tych dostarczonych to dobry pomysł.

2. Skąd ludzie? Dostarczeni, jak napisałem chwilę temu. Fakt, że ludzkość się nieco rozwinęła nie znaczy, że trudno manipulować tym gatunkiem. Włączmy reaktory w piramidzie i niech mniejsza lub większa grupka ludzi sobie ją sama odszuka. Jakby ten plan zawiódł, można odstawić numer jak w Predators i dostarczyć samodzielnie do wybranej lokacji.

3. Od kiedy Ziemia przestała być wdzięcznym terenem łowieckim? Nie było tego w biuletynach i prasie tematycznej? czy może było i znowu nie dostałem aktualnego numeru ?Predatora miesiąca?? Jeśli Ziemia przestała być atrakcyjnym miejscem polowań to powiedz to Yautja z pierwszej i drugiej części Predatora. Pomijając fakt, że zginęli i musiałbyś wezwać nie tylko medium, ale i tłumacza, to raczej by się z tobą nie zgodzili. Ludzkość się rozwinęła technologicznie i to wszystko. Dla takiego Predatora to tylko poziom wyzwania medium, bo nadal łatwo nas zabić i teraz tylko mamy więcej sposobów na wyrównanie szans.

4. Sens? czy naprawdę domagasz się sensu w ideologii polowania przedstawionej w tym filmie? To ma sens tylko wtedy gdy zagłębiasz się bardziej w kulturę opierającą się na czynniku, gdzie najpotężniejszy łowca ma do przekazania najsilniejsze geny. Cała reszta to w sumie wstęp do slashera dla mnie.

Rzeczywiście, "fajne" te sceny, jak ta lala... Do licha, nie wierzę, że to czytam. Czy patafiany, które pisały scenariusz tego "dzieła", widziały na oczy choć jeden film z Obcym czy Predatorem?
Prędzej komiksy. Nie wiem, jakich scen walki się spodziewałeś w sytuacji gdy masz do czynienia z dwójką kosmitów zdolną zabić człowieka nawet czymś takim jak pchnięcie na bok, by nie przeszkadzał. Dla bezpieczeństwa mentalnego (mojego i twojego) uznam, że nie miałeś tu w zamyśle epickiej sceny walki z masą wykopów, pokazu kosmicznych sztuk walki, słownych docinków i tauntów przy każdym starciu bezpośrednim. Przypominam, że siłowo, oba gatunki obecnych w AvP kosmitów są na zbliżonym poziomie i jeden co prawda umie planować i atakować z ukrycia, ale stylem działania jest bardziej dzikim zwierzęciem niż wytrawnym łowcą. Dodatkowo owe zwierzę odbiera Predatorowi czynnik zaskoczenia w postaci niewidzialności i by dodać całej tej sytuacji nieco więcej logiki, jest naprawdę olbrzymia szansa, że obecni w tej piramidzie Yautja to młodzi łowcy, którzy mają swój rytuał przejścia. Pamiętasz jak jeden z nich naznaczył sobie skórę po zabiciu facehuggera i zrobił głównej bohaterce identyczny znak gdy zabiła Xenomorpha? Poza tym, jeśli już trzeba się czepiać głupoty pomysłu by walczyć bez broni z Xenomorphem, w jednej ze scen Predator użył pistoletu z siecią, więc nie można powiedzieć, by walczył bezmyślnie. Fakt, że sieć pękła na skutek połączenia siły i kwasu schwytanej zwierzyny, ale to i tak była jego główna broń na taki dystans, zwłaszcza że jeszcze wtedy nie mieli do dyspozycji tego ich całego lasera naramiennego. Co do argumentu, że ludzie służą tutaj tylko jako mięso armatnie, to na tym właśnie cała sprawa polega. Czy to gra, czy to komiks, czy właśnie film, o ile jakiś człowiek nie odgrywa ważnej roli dla całej intrygi, to jest tylko mięsem armatnim, które można i chwilami niemal powinno się poświęcić w dowolnej, pasującej chwili.
Eee?
Predalien co prawda nie robił tutaj sobie gniazda, gdzie dorabiał się odwłoku składającego jaja, ale widzimy wyraźnie, że składa jaja w ciałach nosicielek. Jako że nigdy czegoś takiego wcześniej nie widziałem (i to dosłownie nigdy w cyklu rozwojowym Xenomorphów) to mogę śmiało przypuszczać, że mamy do czynienia z Królową.
Przede wszystkim, AvP2 to TEEN SLASHER!
No i tu się zgadzam w całej rozciągłości. Zaczęło się świetnie, zaczęto bardzo mroczny i obiecujący motyw, a tu nagle? ? nawet nie mam kulturalnego określenia na to, co z tym filmem zrobili. Faktem pozostaje, że film jest godny polecenia głównie dlatego, że jest tam Predalien. To w sumie niemal jedyny dobry argument, ale dla fanów Xenomorphów może być wystarczający.

Co do punktów, to się zgodzę, ale jak to raz pewien mądry człek rzekł razu jednego "nieskończone są tylko wszechświat i ludzka głupota, choć nie jestem aż tak pewien co do tego pierwszego?. Znaczy się to dla mnie głównie tyle, że głupota jest, była i będzie i przesadne denerwowanie się nic dobrego z tego nie wyniesie. Korygować można, ale umiar w zaangażowaniu nie zaszkodzi. Miło było zobaczyć świetny wynik podjętego wyzwania. wink_prosty.gif

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pomyślałem, że może bym w końcu odpowiedział, co jeszcze w temacie myślę. Dostałem odpowiedź i sobie poszedłem, a przecież mogę się jakoś do wypowiedzi interlokutora odnieść. Poza tym, aktywność w tym temacie jest praktycznie zerowa, więc... może czas wreszcie odrobinę go wywindować.

2. Skąd ludzie? Dostarczeni, jak napisałem chwilę temu. Fakt, że ludzkość się nieco rozwinęła nie znaczy, że trudno manipulować tym gatunkiem. Włączmy reaktory w piramidzie i niech mniejsza lub większa grupka ludzi sobie ją sama odszuka. Jakby ten plan zawiódł, można odstawić numer jak w Predators i dostarczyć samodzielnie do wybranej lokacji.

No dobrze, przyznam, że nie myślałem o tym w ten sposób (a osoby, przy których gdzie indziej to wytykałem, nie potrafiły nic mądrego wymyślić - stać ich było tylko na rzucanie sloganami sprowadzającymi się do "to tylko film, więc można wymyślić każdą durnotę"), tak jak i odnośnie pochodzenia piramidy. Ale to wciąż nie tłumaczy wielu wątpliwości, jakie można mieć. Takich jak te co do dalszego sensu bawienia się z tą piramidą - patrz poniższe akapity.

3. Od kiedy Ziemia przestała być wdzięcznym terenem łowieckim? Nie było tego w biuletynach i prasie tematycznej?

Niech będzie mi więc wolno sprecyzować tamtą myśl - Ziemia przestała być wdzięcznym terenem łowieckim do polowania na Alieny. Flashbacki wskazują zresztą, że przed definitywnym odejściem Predziów sytuacja całkowicie wymknęła im się z rąk, a miejsce rytualnych łowów zostało wysterylizowane przy użyciu ostatecznego ataku "na kamikaze". Co każe podejrzewać, że w normalnej sytuacji (ergo, w naprawdę dobrym filmie) Predatorzy postawiliby krzyżyk na tej cholernej piramidzie. Szczególnie że mają teraz całkiem inne powody, by odwiedzać Ziemię, co sam raczyłeś zauważyć (ja zresztą wcześniej też).

4. Sens? czy naprawdę domagasz się sensu w ideologii polowania przedstawionej w tym filmie?

Zasadniczo masz rację, ale wiesz... wszelkiej maści ideologie, choć w przeważającej większości są immanentnie irracjonalne, nie biorą się jednak tak całkiem znikąd. W tym przypadku mamy do czynienia z sytuacją, w której Predatorzy pierwotnie wykorzystywali jedynie ludzi jako żywicieli dla Alienów, bowiem byli zwyczajnie prymitywni. Później, jak wynika ze wspomnianego flashbacka, hodowla Obcych wymknęła się spod kontroli, wysterylizowano całą lokację eksplozją mini-bomby atomowej i od tej pory... poczynania Predziów robią się cokolwiek zagadkowe. Nagle postanawiają odwiedzać Ziemie nie częściej, niż raz na sto lat - po co, dlaczego? Już z dwóch pierwszych filmów z Predatorem wynika, że Predatorzy odwiedzają tereny łowieckie znacznie częściej - i to z diablo dobrych powodów, bo w końcu jaki sens ma wysyłanie trzech łowców na jakąś zapyziałą planetę co sto lat? To kiedy te Predzie miałyby się wyszkolić, skoro poświęcają tak długi okres czasu na nicnierobienie? Do tego Ziemia jest obecnie zaludniona przez dużo wdzięczniejszy cel do polowań - homo sapiens - więc ma tak naprawdę żadnego powodu, by dalej ciągnąć ten kłopotliwy interes z piramidą pod lodem, który przysparza im nowych łowców z zatrważającą częstotliwością trzech osobników na stulecie. Po prostu... to jest kretynizm. I samo powiedzenie "bo ideologia" tego nie usprawiedliwia.

Prędzej komiksy. Nie wiem, jakich scen walki się spodziewałeś w sytuacji gdy masz do czynienia z dwójką kosmitów zdolną zabić człowieka nawet czymś takim jak pchnięcie na bok, by nie przeszkadzał.

Możliwe, ale sama siła fizyczna to jeszcze nie wszystko. Lwy czy tygrysy są zdecydowanie silniejsze od ludzi, a mimo to były w większości przypadków bezradne nawet w starciu z prymitywnymi dzikusami, wyposażonymi w dzidy. A co dopiero z "białym człowiekiem", posiadającym broń palną. A tutaj masz uzbrojonego po zęby Predatora, który nie umie nawet zrobić użytku z całego tego arsenału, który ze sobą targa. Do tego dochodzą jeszcze rozmaite przekłamania pokroju faktu, że broń Predatora raz rozpuszcza się w kwasie Aliena (a nie powinna - i to nie tylko przez wzgląd na kanony postaci, ale zdrowy rozsądek; polowali na te stwory od tysiącleci, a pan reżyser próbuje mi wmówić, że nie wynaleźli nawet materiałów odpornych na ich kwas?), a innym razem nie. Przykład: Predzio, w walce z tym Alienem, który go ostatecznie zaciukał, ucina mu wristbladem ogonek. Rezultat? Ostrza nie ma, bo się stopiło. Później, jedyny kompetentny spośród Predatorów takim samym wristbladem rozcina łeb na pół Alienowi, który się do niego skradał. Rezultat? Ostrze całe. O innych udogodnieniach, takich jak plasmacaster czy tryby widzenia, pozwalające Predatorowi wykrywać obecność Obcych, reżyser postanowił z rozmysłem zapomnieć (zresztą, cholera wie, czy w ogóle o nich wiedział), byleby tylko dać fory Alienom.

Dodatkowo owe zwierzę odbiera Predatorowi czynnik zaskoczenia w postaci niewidzialności

A Predator odbiera mu element zaskoczenia w postaci umiejętności skradania się tym, że ma wspomniany tryb widzenia, wyłapujący Alieny. Przewagi po stronie Obcego zatem tutaj nie ma.

Pamiętasz jak jeden z nich naznaczył sobie skórę po zabiciu facehuggera i zrobił głównej bohaterce identyczny znak gdy zabiła Xenomorpha?

Skoro już o tym motywie wspomniałeś, muszę z tej okazji rzec, iż to było BEZ SENSU. Z jakiej racji on ją naznaczył jako równą sobie? Bo zabiła Aliena? Przecież homo sapiens i ksenomorfy to w oczach Predzia taka sama zwierzyna do upolowania - nic więcej. Okazują szacunek tym ludziom, którym udało się pokonać Predatora, ale z jakiej racji mieliby im go okazywać po zabiciu Obcego? Przepraszam... miałem właśnie zabawną wizję Predzia, który w podobny sposób usiłuje naznaczyć jednego z Alienów, bo na jego oczach zabił człowieka.

W komiksie, na którym film rzekomo oparto, sojusz Predatora z człowiekiem był umotywowany całkiem inaczej - kobitka, po stronie której stanął jeden z łowców, była lekarzem, a na jej stole operacyjnym wylądował rzeczony, ciężko ranny łowca. Spełniając swój lekarski obowiązek oraz ignorując przynależność rasową pacjenta, połatała go na miarę swoich możliwości. Kiedy więc Predator doszedł do siebie, uznał, że nie będzie mordował tej, która tak naprawdę ocaliła mu skórę. A w filmie mamy ten skreślony na kolanie koncept, że Predator naznacza jakąś przypadkową, nieznaną sobie osobę tylko dlatego, że ta w samoobronie zabiła Aliena.

Co do argumentu, że ludzie służą tutaj tylko jako mięso armatnie, to na tym właśnie cała sprawa polega. Czy to gra, czy to komiks, czy właśnie film, o ile jakiś człowiek nie odgrywa ważnej roli dla całej intrygi, to jest tylko mięsem armatnim, które można i chwilami niemal powinno się poświęcić w dowolnej, pasującej chwili.

Jakoś sobie nie przypominam... We wspomnianej grze, ludzie byli stroną konfliktu na równi z Predatorami i Alienami, a nie żadnym tam mięsem armatnim. Owszem, w ostatecznym rozrachunku ginęli masowo, ale to nie zmienia faktu, że sami kosili Obcych, jak Boryna zboże, a tych trzech Predatorów schwytali i unieszkodliwili wkrótce po tym, jak ci wylądowali na planecie. Jeśli chodzi o uprzywilejowanie postaci ważnych dla fabuły, to ten czynnik także rozkładał się równo pomiędzy rasy - zależnie od tego, czyimi poczynaniami kierowaliśmy, przedstawiciele pozostałych dwóch ras ginęli z naszej ręki często i gęsto.

Do tego w filmach z osobnych serii o Obcym i Predatorze widać wyraźnie, że regularne wojsko jest w stanie dość skutecznie zwalczać Alieny - owszem, potrafią przechytrzyć wyszkolonego żołnierza, ale tak czy inaczej giną w znacznie większych ilościach, niż ludzie. Z kolei w starciu z Predatorem nawet elitarne jednostki (vide oddział Dutcha) mają nikłe szanse. Z tego punktu widzenia, coś mi się nie widzi, aby starcie pomiędzy Alienem, a Predatorem, miało być równe... Przewaga stoi zdecydowanie po stronie tego drugiego. A ludzie wcale nie są mięsem armatnim, bo widać wyraźnie, że też potrafią ugryźć. Możesz co prawda mi wytknąć, że marines z drugiej części Obcego dysponują zdecydowanie nowocześniejszą bronią, niż rzeczywiste, współczesne wojsko, ale chodzi tu przede wszystkim o samą zdolność podjęcia walki - w Aliens widać wyraźnie, że jeśli uzbrojony człowiek zostanie otwarcie zaatakowany przez Obcego, to po prostu go zastrzeli. Poza tym, umieszczenie akcji filmu w czasach współczesnych to kardynalny błąd, popełniony już w ogólnych założeniach (co za dureń uznał, że starcie z udziałem dwóch gatunków ufoli - które w każdym innym medium rozgrywało się w przyszłości - należy umieścić w czasach współczesnych? Pomimo faktu, że komiks, na którym rzekomo oparto ów film, w czasach współczesnych się NIE rozgrywał?) - to podstawowy czynnik, dający reżyserowi usprawiedliwienie do tego, by ludzi zredukować do roli mięsa armatniego, zamiast pełnoprawnej strony konfliktu, jaką powinni być.

Predalien co prawda nie robił tutaj sobie gniazda, gdzie dorabiał się odwłoku składającego jaja, ale widzimy wyraźnie, że składa jaja w ciałach nosicielek. Jako że nigdy czegoś takiego wcześniej nie widziałem (i to dosłownie nigdy w cyklu rozwojowym Xenomorphów) to mogę śmiało przypuszczać, że mamy do czynienia z Królową.

Whatever. Tak czy inaczej, scena o której mówisz, to zdecydowanie jeden z najbardziej kretyńskich kawałków w tym filmie. Zapewne w zamyśle reżyserów miało to być szokujące - wyszło tragikomicznie. O tym, że to wywraca do góry nogami cały cykl rozrodczy Alienów, nie chce mi się nawet gadać - widać wyraźnie, że każdemu z reżyserów się ubzdurało, że skoro mowa o stworach fikcyjnych, to mogą wymyślić COKOLWIEK.

Faktem pozostaje, że film jest godny polecenia głównie dlatego, że jest tam Predalien. To w sumie niemal jedyny dobry argument, ale dla fanów Xenomorphów może być wystarczający.

Bo ja wiem? Ja nie rozumiem tego szumu wokół Predaliena - poza innym wyglądem szczęk (oraz "dredami") niczym się nie różni od normalnego Obcego. Owszem, jest silniejszy i cwańszy od "zwyklaków" tyle że akurat różnicowanie postaci na zasadzie "więcej-szybciej-mocniej" trudno uznać za ciekawe.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Oho, tak dawno tego tematu nie odwiedzałem, że aż dopiero dzisiaj zobaczyłem aktywność. Sorki za zwłokę i fajnie, że dobrze obeznany z tematem znajomy pisze.

Niestety, faktycznie niemal zerowa. Ludzie chyba powoli zapominają o tak wspaniale rozpoczętym gatunku.

Takich jak te co do dalszego sensu bawienia się z tą piramidą - patrz poniższe akapity.

Tutaj akurat się odniosę do głównego tematu, ale zaczerpnę z podanych przykładów i wyjaśnień. Zacznijmy od najważniejszego. Ludzie się rozwijają, ich myśl technologiczna pozwala w bardzo szybkim tempie, że tak jak powiedziałeś, zaczęli jako dzikusi dobrzy tylko do składania ofiar do polowań na twardoskórych (w języku Predatorów tak mniej więcej określa się Xenomorphy), a kilka tysięcy lat później znaleźli się na liście potencjalnych celów do przeprowadzania łowów. Widać to na przykładach poszczególnych Predatorów, którzy mieli przy sobie pamiątki z różnych epok rozwoju ludzkiej cywilizacji. Zgadzam się, że polowanie na Xenomorphy musiało się z czasem przestać opłacać na Ziemi, ale czy całkowicie z tego zrezygnowali? Jeśli wziąć pod uwagę fabułę pierwszego filmu AvP i to co zostało odczytane w ramach flashbacka, można by założyć, że tak, w którymś momencie sytuacja zaczęła wymykać się spod kontroli. Któreś Alieny wylazły z piramidy, porwały wszystko co żywe w okolicy, ściągnęły do Królowej i mamy scenkę z wymuszeniem sepuku u predziów. Skoro mamy do czynienia z rasowymi łowcami, to ci mogli wreszcie wykombinować, że może mądrzej będzie nieco zmienić metodę. Piramida zostaje, łowimy twardoskórych i jeśli te cwaniaczki znowu wylezą poza piramidę to powodzenia w niemożliwych do przeżycia warunków w miejscu, z którego praktycznie nie da się uciec tak by pogoda z czasem nie załatwiła całej sprawy. Nie wiem, czy to właśnie taki był zamiar Yautia, ale biorąc pod uwagę oba filmy, tam przynajmniej starano się zachować część sensu rodem ze świata komiksów i perspektywa urządzenia miejsca polowania dla młodych łowców w środowisku, które nie zapewni przykrych niespodzianek to moim zdaniem dobry pomysł.

Co każe podejrzewać, że w normalnej sytuacji (ergo, w naprawdę dobrym filmie) Predatorzy postawiliby krzyżyk na tej cholernej piramidzie.

Mówiąc szczerze, normalnie to byłoby mądre posunięcie. Problem z Predatorami jest jednak taki, że ci może i są mądrzy, ale to fanatycy tradycji. Od nie wiadomo jak wielu tysięcy lat odstawiają kontrolę gatunku, gdzie prawo do przekazywania genów mają tylko ci, co przeżyli wszelkie formy treningu i osiągnęli odpowiednio wysoki status łowcy. Jest to tak głęboko zakorzenione w ich kulturze, że można to spokojnie do religii przyrównać. W komiksach jasno dawano znać, że dla Yautia honor to wszystko i posiadanie go jest równoznaczne z posiadaniem prawa do życia. Dobrym przykładem takiej logiki jest jeden krótki komiks o młodych łowcach przedstawia sytuację, gdzie niedoświadczeni jeszcze Yautia zostali wysadzeni na jakiejś bagnistej planecie, gdzie mają nie tylko upolować swoich twardoskórych, ale i wrócić żywi do statku na spotkanie ze starszym łowcą by zaprezentować mu zdobyte trofeum. Spośród wszystkich młodzików tylko dwaj przeżyli, z czego jeden z nich w kluczowym momencie wystraszył się drapieżnika i gdyby nie drugi, który zabił Xenomorpha, to sam by zginął. Niestety ten drugi zaliczył poważną ranę i bez pomocy pierwszego kolegi nie miał szans na przetrwanie. Co kolega zrobił? Zabrał trofeum pierwszego, a jego samego zostawił na śmierć, po czym wrócił na statek by dostać należną mu nagrodę. Oczywistym jest, że ją dostał bo najwyraźniej łowcy byli śledzeni i gdy młody wrócił na statek, na miejscu był już starszy łowca z pozostawionym na śmierć współplemieńcem. Tłumaczeń nie było potrzeba słuchać, złodzieja wykopano praktycznie nagiego ze statku i ostatnia scena komiksu przedstawia odlatujący statek wraz z młodym predziem na parę sekund przed tym jak go Alieny zeżrą. Happy End. Wracając do tematu, czemu akurat Xenosiów dawać cały czas do polowań, gdzie ludzi jest więcej niż potrzeba do dobrego polowania, zapewne tradycja wymaga upolowania przynajmniej jednego z tych w konkretnym przedziale życia, by pokazać swoją wartość. Innego sensownego wyjaśnienia nie mam i mieć raczej nie będę.

Przykład: Predzio, w walce z tym Alienem, który go ostatecznie zaciukał, ucina mu wristbladem ogonek. Rezultat? Ostrza nie ma, bo się stopiło. Później, jedyny kompetentny spośród Predatorów takim samym wristbladem rozcina łeb na pół Alienowi, który się do niego skradał. Rezultat? Ostrze całe.

Pierwsza sprawa, wristbladem odcięty ogonek faktycznie się stopił, ale odcięcie twarzy zostało wykonane dyskiem rzucanym, który miał już swoje epizody z absurdalnym działaniem i w zależności od gry, filmu, czy komiksu, potrafił przeciąć niemal wszystko w jednej chwili, a w innej utyka w zwykłej ścianie bo źle rzucono i rykoszetować nie chciało. Druga sprawa, scenka z końcówki pierwszego AvP, gdzie Predzio przebił Królowej głowę za pomocą teleskopowej włóczni, która niedługo po tym została złamana z jednej strony. Ciężko tam jednoznacznie stwierdzić, czy to na skutek siły najsilniejszego Aliena, czy właśnie działalności kwasu, który praktycznie uczynił z tego dzieła dziecinną wręcz łatwość. Nie zmienia to jednak faktu, że krew Xenomorphów jest najwyraźniej jedną z najbardziej żrących substancji organicznych w galaktyce i jako taki, jeśli odpowiedni długo pozostanie na jakiejś nawierzchni w odpowiednim stężeniu to się przeżre przez to. Wyjątek to oczywiście skóra samych Alienów, która ignoruje ten jakże nieprzyjemny fakt bez dobrego wyjaśnienia. Najwyraźniej za mało geeków i nerdów się tym interesuje by ktoś chciał to bardziej analizować.

Z jakiej racji on ją naznaczył jako równą sobie?

Oj, czyżbym szowinistyczne tendencje wyczuwał?

A tak już bardziej poważnie, myślę że nie tyle uznał ją jako równą sobie, ale uznał, że jest godna zaszczytu naznaczenia znamieniem. W końcu samodzielnie zabiła twardoskórego mimo tego, że przeciwnik odznaczał się znaczniejszą siłą. Patrząc po reakcjach Yautia z innych filmów, ci uznają zdolności miękkoskórych (tak, właśnie tak określani są ludzie w ich języku?) do przeżywania w starciach z silniejszymi od siebie i odpowiednio to nagradzają w sobie tylko znanym systemie wartości. Stary Yautia daje gliniarzowi swoje stare trofeum, inny znaczący lider przekazuje głównej bohaterce włócznię, a młodziak uznaje, że ta zasługuje na bliznę zabójcy twardoskórych.

Jakoś sobie nie przypominam... We wspomnianej grze, ludzie byli stroną konfliktu na równi z Predatorami i Alienami, a nie żadnym tam mięsem armatnim.
W grach to tak właściwie mieliśmy bardzo wyrównane szanse i jak długo ostatecznego rozrachunku nie było, ludzie wypadali całkiem zacnie, to się zgodzę. W komiksach i w filmach niestety praktycznie wszyscy, którzy nie byli specjalnie oznaczeni przez autora czy reżysera jako ?ci-których-oszczędzę? byli odpowiednikiem czerwonych koszul ze Star Treka. Martwi i tylko jeszcze tego nie wiedzą. Przyznam jednak, że jak długo wszystko szło zgodnie z planem to ofiary śmiertelne pojawiały się tylko wtedy gdy dochodziło do naprawdę niefartownego wypadku. Pojawia się Yautia w okolicy, ludzie mają pierwsze kłopoty, niemal niezależnie od wszelkich przygotowań na stacie z nimi czy choćby próbę utrzymania w niewoli. Pojawia się Xenomorph, nie ważne w jakiej postaci, a ludzie są nieprzygotowani, szybko sytuacja przeradza się w masakrę, niemal zawsze i pozostaje tylko kwestia skali tej masakry. Piszę o postaciach Aliensa, bo w zależności od komiksu nawet steryd otrzymywany z Xenomorpha powodował śmierć jednej bądź kilkunastu osób. Tak czy inaczej, rolą niektórych ludzkich postaci, nawet tych co mają sporo dialogów, jest zwyczajnie umrzeć w mniej lub bardziej widowiskowy sposób. Ave masakra.
Poza tym, umieszczenie akcji filmu w czasach współczesnych to kardynalny błąd, popełniony już w ogólnych założeniach ? to podstawowy czynnik, dający reżyserowi usprawiedliwienie do tego, by ludzi zredukować do roli mięsa armatniego, zamiast pełnoprawnej strony konfliktu, jaką powinni być.

W przypadku tego filmu, popieram w całej rozciągłości bo wykonanie było zrobione pod slashera niż horrory bo bardziej od wywołania uczucia strachu u widowni był bliżej wywołania mdłości lub zażenowania jakością wykonania. Ogólnie wstęp do całej akcji był moim zdaniem dobry, zwłaszcza jak ojciec i syn ruszają do lasu na polowanie, a sami kończą jako ofiary. Potem niestety robi się już sztampowo, nudnie i jedyne sceny, które jeszcze da radę się jakoś przetrawić, to momenty z Predalienem i Predatorem, choć i tu nie wszystkie są zdatne do czegoś innego niż wywoływanie płaczu nad marnością wykonania. Moim zdaniem koncept miał przyszłość i byłby całkiem ciekawy, gdyby oczywiście był zrealizowany z głową, a nie z myślą, by natrzaskać kasy pokazywaniem ludzi walczących o przeżycie gdy pomiędzy nimi mamy starcie Alienów i Predatorów.

Tak czy inaczej, scena o której mówisz, to zdecydowanie jeden z najbardziej kretyńskich kawałków w tym filmie. Zapewne w zamyśle reżyserów miało to być szokujące - wyszło tragikomicznie.

&

Ja nie rozumiem tego szumu wokół Predaliena - poza innym wyglądem szczęk (oraz "dredami") niczym się nie różni od normalnego Obcego. Owszem, jest silniejszy i cwańszy od "zwyklaków" tyle że akurat różnicowanie postaci na zasadzie "więcej-szybciej-mocniej" trudno uznać za ciekawe.

Prawdę mówiąc, podzielam nieco zdanie w kwestii rozrodu. Przypuszczam, że reżyser chciał zszokować bardziej widownię lub zwyczajnie uznał, że parę sztuk co normalnie mogłoby ze statku się ulotnić to za mało, więc chciał zrobić liczebność Alienów przybliżoną do tej z Decydującego Starcia. Jak to wyszło filmowi na zdrowie, wszyscy wiemy. Co do samego sposobu rozrodu Predaliena, tutaj był zwyczajny hazard. Komuś na pewno się ten efekt podobał, ja byłem po tym na meh, a ty wydajesz się ubolewać nad głupotą całego konceptu. Nic innego z tego nie wyniknie zapewne.

Odnośnie samego Predaliena, nie wiem jak reszta fanów się wypowie, ale mnie osobiście podoba się sam koncept tego konkretnego typu Obcego. Narodziny wiadomo jakie, a wygląd moim zdaniem to wszystko co najlepsze z obu gatunków. Alien daje geny wielkiego drapieżnika, gustowny ogon i podwójne szczęki do lobotomii. Predzio ze swojej strony daje w pierwszej kolejności gustowne dodatki jak wspomniane dredy i te żuwaczkopodobne końcówki, a po drugie dostaje nie tylko większe rozmiary to jeszcze staje się niemal absurdalnie silny i wytrzymały. W filmie oczywiście tego nie przedstawiono, ale każdy, kto grał Predatorem w AvP3 wie dobrze, jak cholernie wredna to jest bestia. Praktycznie jak Xenomorph Praetorian (znany też potocznie jako strażnik Królowej), tyle że z prostszym pochodzeniem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach



  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Utwórz nowe...