Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Black Shadow

Apocalypse World

Polecane posty

RwprD.jpg

Wasteland

Strzelba powieszona w akcie pierwszym wystrzeliła w ostatnim. Ludzie wysłali na siebie broń masowego zniszczenia, natura odpowiedziała swym gniewem. Globalna wioska obróciła się w perzynę, osiągnięcia cywilizacji w większości przepadły, zginęły miliardy. Te parę milionów jaka schroniła się na pustkowiach, z dala od miast i baz wojskowych, w górach, inni chronieni przed tarczę antyrakietową, reszta schowana w sieci bunkrów albo jednostki mające niesamowitą dawkę szczęścia... przeżyli. Ludzie niczym karaluchy przetrwali zagładę i raz jeszcze wyleźli ze swych nor kontynuując swój marny żywot...

Historia się skończyła. Mało kto pamięta jak świat wyglądał wcześniej. Nikt już nie wie co spowodowało zagładę. Teraz liczy się przetrwanie. Przetrwanie wśród spalonej ziemi oraz czarnych ruin niegdyś wspaniałych metropolii. Może ktoś nawet próbuje odbudować fundamenty cywilizacji... może. Kilkadziesiąt lat po Upadku nieprzyjazny oraz ponownie nieznany świat czeka na odkrycie. Czeka na Karawanę.

* * *

Spalone przez Słońce, popękane amerykańskie równiny wyglądające jak pustynia ciągnąca się aż po horyzont. Cisza przerywana przez oddalone, dzikie dźwięki nowych drapieżników tego nieprzyjaznego środowiska.

Nagle wszystko nabiera rozpędu, kiedy powietrze rozrywa dźwięk kilkudziesięciu silników mknących przez pustynię w zawrotnej prędkości zostawiając za sobą tumany kurzu. Kilkanaście zardzewiałych, silnie zmodyfikowanych motocykli jakie nie jeden kilometr przebyły, każdy z dwuosobową załogą lokalnych szczurów - zamaskowanych barbarzyńców z dubeltówkami i antycznymi karabinami jacy napadają na okoliczne wioski albo podróżników jakby w tym świecie nie było nadmiaru problemów. Tym razem jednak zaatakowali kogoś kogo najlepiej nie wkurzać jeśli chce się dożyć następnego poranka. Tuż za kawalkadą prują dwie pancerne puszki, antyki zachowane z czasów przed Upadkiem, sprzęt wojskowy pierwszej klasy o jaki troszczono się ze skrajnym fanatyzmem. Współcześni jaskiniowcy mieli właśnie doznać kary za zadzieranie z Karawaną i jej ludźmi, którzy teraz zamierzali ich dopaść i zrobić im jesień średniowiecza. Odpicowane Cougary (*1) nie ustępowały pola motocyklom.

Oczywiście bandyci nie zamierzali tanio sprzedać swej skóry i powietrze co rusz przeszywały pociski różnego kalibru mknące w obie strony, ale nie mogli się równać ze siłą ognia posiadaną przez ich oponentów. Druga ekipa, najwyraźniej bez ochoty na przedłużanie zabawy, nagle wypaliła z granatnika gdzieś w środek formacji motocyklistów. Kilku rozerwało na miejscu, paru poharatało i zostawiło na skraju śmierci a to na pustyni nawet gorszy los a ci co zdołali przetrwać rozdzielili się na dwie, mniejsze grupy. Bez żadnego ustalania drugi Cougar odbił na prawo kontynuując polowanie zostawiając sojuszników do załatwienia tej trzódki grzeszników. Leonardo, podobnie bez wahania, cisnął w lewo kontynuując pościg.

Ekipa w jego wozie ogółem nie należała do weteranów Karawany. Byli krócej bądź dłużej, ale każdy wydawał się w miarę rozgarnięty aby przetrwać w tej dziczy. Obok niego siedział Wimes odpowiadający za elektroniczne elementy maszyny a zwłaszcza koszerny, automatyczny karabin maszynowy, który jednak dużo amunicji nie miał i głupio byłoby marnować go na zwykłe śmiecie. Na pace, do ostrzału przez otwory w pojeździe, szykował się John Brick wespół z Ian'em oraz Westem. Siedzący obok nich Berry zastanawiał się właśnie kogo przyjdzie mu łatać po całej eskapadzie. Max i Ryan znajdowali się praktycznie na zewnątrz pojazdu stojąc na specjalnie doczepionej kładce jaka wisiała od strony przedziału dla pasażerów (*2).

Trzeba kończyć z tymi frajerami. Każdy kilometr to większa szansa zgubienia drogi powrotnej do reszty konwoju.

---

1 - chodzi mi o ten sprzęt choć z zastrzeżeniem, że jest silnie zmodyfikowany, przemalowany itd

2 - w razie kłopotów jednak macie możliwość wskoczenia do środka choć tym samym robi się tłok... ta kładka to taka opcja na gangsta drive-thru ;p

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wimes

Z pędzących przed nami motocykli posypał się na nas kolejny grad ołowiu. Jak się tu znalazłem? Nie minął tydzień od kiedy znalazłem się w karawanie a już dałem się wpakować w coś takiego. Nie powinienem wspominać że znam się na elektronice oraz mechanice. Choć gdy o tym wspominałem to miałem nadzieje na ciepłą posadę mechanika. Skąd miałem wiedzieć że przydzielą mnie do załogi osłaniającej resztę konwoju?. W dodatki mam obsługiwać automatyczny karabin maszynowy. Najwyraźniej musiałem zapomnieć wspomnieć o kilku kwestiach. Nieważne i tak na razie nie ma potrzeby by z niego skorzystać choć na samą myśl że mam taką możliwość przechodzą mnie dreszcze. Na razie jednak nikt nie musi o tym wiedzieć.

- Załatwcie ich szybko nim odjedziemy się za daleko. Nie mam zamiaru marnować amunicji na te śmieci.

Swoją drogą większość ludzi którzy jadą razem ze mną również niedawno dołączyła do karawany. Coś tu śmierdzi. Co za idiota powierza taki sprzęt komuś kogo ledwo zna? Albo ochrana karawany często ponosi duże straty co by wyjaśniało takie postępowanie, albo sam nie wiem... Nie ma czasu by teraz o tym myśleć. Ci bandyci na pewno mają niedaleko bazę. Mam nadzieje że nie czeka tam więcej tych drani. Spróbuje skorzystać z zoomu kamer karabinu by się rozejrzeć* i poszukać miejsca do którego mogą się kierować bandyci lub czegoś podejrzanego co przykuje moją uwagę.

* Korzystam z umiejętności elektronika.

PP: 5

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Max Caent

Ja i Rayn mamy kłopoty. Ci renegaci sypią cały czas w nas kulami. Wychowałem się w Karawanie i nigdy nie myślałem o tym, żeby przystać w obronie Karawany. Spytałem się Rayna czy nie chce zejść do wozu, gdzie jest bezpiecznej. Nie odpowiedział. Złapałem karabin wychyliłem się i wycelowałem w kierowcę jednego z motocykli. Huk wystrzału był pusty. Kierowca dostał w plecy ale nie umarł. Cholerny skurczybyk. Był mocny. Schowałem się znowu, żeby nie oberwać kulki.

FP: 5

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ian "Szybkoręki" Ramirez

Do Karawany dołączyłem z własnej, nieprzymuszonej woli. Nie miałem jednak pojęcia, że tak szybko zrobi się gorąco. W dodatku muszę działać w grupie, nie znoszę tego. Może mogłem się tutaj nie pchać...Z drugiej strony, co lepszego mi pozostało? Nie, muszę wziąć dupę w troki i w końcu na coś się przydać.

Wziąłem do ręki strzelbę i zacząłem mierzyć do najbliższego pustynnego szczura. Za każdym razem czułem radość, gdy zdawałem sobie sprawę, że pozbawię życia kolejne ludzkie istnienie. Nie miałem wyrzutów sumienia, uważam, że są one w życiu całkowicie zbędne. Ba, one ograniczają możliwości i potencjał. A na to przecież nie mogłem sobie pozwolić.

Wimes skąpi amunicji, może i ma rację. Nasze kule są więcej warte od tych nic nieznaczących psów. Może ktoś nimi przewodzi? Taka banda kundli sama nie porwałaby się na Karawanę. Jakiś idiota musi nimi przecież kierować. Muszę postarać się znaleźć kmiota wydającego rozkazy tej bandzie nieudaczników. Go postaram się sprzątnąć jako pierwszego. Następnie jak najszybciej będziemy musieli zlikwidować te pustynne szczury...

*Korzystam z umiejętności szybkostrzelność.

PP:5

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ryan Chester Winters a.k.a. "Widmo"

Tak, minęło pół roku i wrażeń przez ten czas mi nie brakowało. Spójrzcie tylko na ten dzień, pędzimy dwoma pancernikami w pogoni za bandą wariatów lub desperatów którzy chcieli spróbować swoich sił z Karawaną. Tak to jest jak się nie słucha obiegowej opinii, a ta jasno mówi że Karawana to nic innego jak mobilna forteca. Tylko szaleńcy rzucają się na jej mury. I teraz "mury" goniły napastników.

Stałem na zewnątrz wozu obserwując okolicę, maska skutecznie osłaniała twarz przed uderzającym w nią powietrzem, byłem też spokojny gdyż zdołałaby ona ustrzec mnie przed ołowiem.

No, przynajmniej tym małokalibrowym.

Mój ubiór zmienił się od czasu kiedy ostatni raz widziałem rodzinne strony, kiedyś w nienagannym stanie mundur koloru czarnego, nowa i równie czarna maska. Dziś, dziś ubierałem się w dość wygodne skóry, nosiłem jeansy oraz płaszcz rodem z westernów które były emitowane raz na jakiś czas w jedynym kinie w rodzinnym mieście. Tylko maska została niemal ta sama, teraz tylko wygląda jakby dużo przeszła, no i przemalowałem ją tak aby wyglądała jak ludzka czaszka. Teraz jeszcze bardziej przypominam "Widmo", którym kiedyś byłem. Albo może jestem widmem dawnego widma.

Znowu to zrobiłem, odleciałem do rozmyślań w trakcie walki. Muszę w końcu coś z tym zrobić.

Max zapytał czy nie lepiej byłoby schować się do wozu. Nie odpowiedziałem na początku. Zamiast tego zajrzałem przez otwór wciąż pozostając na zewnątrz.

-Deo - krzyknąłem do kierowcy, przez maskę mój głos brzmiał jakby dochodził z innego świata, kilka osób jak zwykle to zaskoczyło - depnij do dechy, musimy ich dorwać jeszcze dziś... - przerwał mi Ian, próbujący uszczuplić szeregi wroga swoją strzelbą - ...nie chcę potem wracać do Matki Bazy przez resztę dnia. Pamiętaj też że z Maxem jesteśmy na kładce. John, Ian, West, zwracajcie uwagę na tych którzy zwalniają, te szmaty korzystają z taktyki "Zwolnij, przysól, przyspiesz", wtedy ostrzeliwują mnie i Maxa, Wimes, trzymaj broń w pogotowiu ale na razie nie korzystaj z niej, szkoda amunicji. No panowie, pokażmy drugiej ekipie że nie musimy marnować granatnika na to pustynne ścierwo!

Wróciłem na swoje "stanowisko", uderzyłem dwa razy w dach wozu po czym odwróciłem się do Maxa i krzyknąłem.

-Chwilowo pozostań tu, obserwuj okolicę wraz ze mną, strzelaj do tych którzy zwalniają lub w nas celują, napędź im stracha lub poślij im bilet w jedną stronę w zaświaty! Jak poczujesz się zagrożony, natychmiast wskocz do środka!

Samemu też obieram taką strategię jaką podyktowałem kompanowi.

Fate Points - O O O O O *

* Jeśli zużyję jakiegoś FP'ka to zamiast "O" wstawię "X"

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

West

Dobra trza brać się do roboty. Chwyciłem za mój karabin i rozpocząłem ostrzeliwać tych drani. Nie wiem jak reszta, ale nie jest mi żal tych psubratów. Nędzne życie, nędzne śmierć. Sami wybrali sobie to drogę, więc teraz za to zapłacą.

Kątem oka spoglądałem na pozostałych. Wimes chyba miał jakieś wątpliwości, coś oszczędzał naboje. Ian, ten facet to zna się na rzeczy. Z tej swojej strzelby nawala do wrogów niemiłosiernie. Widać ze nie szanuję wroga, tak jak ja. A zresztą co te psy są warte. Max i Rayan świetnie sobie radzili na kładkach. W razie potrzeby jestem gotów ich zmienić.

PP:5

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Leonardo "Deo"

Przez mały otwór w wozie spoglądałem co dzieje się poza opancerzoną puszką i w tym samym czasie ładowałem broń. Kurde! Przecież ja przez chwilę należałem do podobnej bandy. Co prawda nieświadomie, ale należałem. Więc wiem do czego Ci ludzie są zdolni i, że nie należy oszczędzać ich, ani ich żałować. Gdy go zwyciężysz, będzie błagał o zlitowanie się nad nim i ułaskawienie, a gdy Ty odwrócisz się, to wbije Ci nóż w plecy ironicznie się przy tym śmiejąc - jak bohater.

Nic, trzeba się wziąć za tą nic nie znaczącą kupę mięsa. Wychyliłem leciutko lufę broni za okienko, wycelowałem w człowieka, który trzymał w dłoni coś na wzór granatu, ale własnej roboty. Strzeliłem, padł, jego ciało zruszyło piasek, który wywołał chmurę pyłu.

Nie żal mi was. Przeładowałem i znów wystrzeliłem. Tym razem chybiłem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

John Brick

No proszę, dopiero co dołączyłem do Karawany, a już coś się dzieje. Jestem pewien, że nie będę się tutaj nudził. I bardzo dobrze. Przynajmniej nie zabraknie okazji do postrzelania.

Ci pustynni parszywcy nie wiedzieli chyba z kim zadzierają. A może właśnie wiedzieli, i dlatego to zrobili? Nieważne, dobry bandyta to martwy bandyta.

Wystawiam spod pancerza broń, by wypluwała pociski w każdego motocyklistę, który tylko nawinie się pod lufę.

- Wpier****jcie, sukinsyny! - wydarłem się, nieustannie zalewając agresorów kolejnymi falami pocisków, przerywanych tylko ładowaniami magazynka. Spojrzałem kątem oka na leżącą nieopodal gitarę i uśmiechnąłem się pod nosem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Berry

Dołączając do Karawany nie myślałem, że już w pierwszym tygodniu rozpocznie się niezły sajgon. Ale cóż - przynajmniej nie ma nudy.

Dranie ostrzeliwują nas ze wszystkich stron. Myślą, że są cwani. Nie ze mną te numery Bruner.. Otwieram małe okienko i wystawiam przez nie lufę karabinu. Nie ze mną te numery. Pociski ze świstem tną powietrze. Pierwszy magazynek, drugi, trzeci...

Ciekaw jestem ilu będzie do cerowania. Trzech, pięciu, może więcej ? Swoją drogą lepiej aby szybko wykipieli, bo i tak po takiej jatce nie będą nadawać się do niczego.

Wyciągam lufę, zamykam kładkę, odkładam karabin. Spoglądam na towarzyszy i widzę na ich twarzach uciechę. Na reszcie są w czymś przydatni.

FP: 5

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kolejna salwa wystrzałów rozbrzmiała w dzikiej okolicy ledwo przebijająca ryczące dźwięki silników. Choć pościg nie zwalniał ani na chwilę a co jakiś czas Cougar lekko podskakiwał na wybojach nie wspominając o potrzebie trzymania się pojazdu chociaż jedną ręką, żeby nie spaść zarówno Max jak i Widmo zaliczyli trafienia a w jednym wypadku mogli obserwować jak motocykl bandytów roztrzaskuje się na kawałki wraz z fruwającymi jak lalki ciałami (*1). Drugi z ostrzelanych miał szczęście, ale nie na długo - Ian przestrzelił, ale na pozycji znajdował się West gotów do skrócenia żywota bandyckiemu ścierwu (*2). Chwilę potem jego maszyna zamieniła się w popiół, kiedy zapaliła się resztka benzyny. Pozostali uciekinierzy, widząc zbliżającą się śmierć, postanowili nie sprzedawać tanio skóry i zaczęli okrążać transporter opancerzony ze wszystkich stron jednocześnie. John dopisał dwóch do swojej listy, Berry pomylił się o kilka metrów a Leonardo wystrzelił gdzieś w powietrze (*3).

Garstka jaka pozostała przy życiu odpowiedziała ogniem, ale widząc, że ich kaliber nie robi nic pancerzowi Cougara obrali sobie za cel Maxa oraz Ryana trzymających się na kładce.

- TACY JESTEŚCIE MOCNI?! SK*****LE!

Na taką odległość śrut z dubeltówki nie mógł nawet drasnąć Ryana, ale dla pewności lekko się schylił w przeciwieństwie do Maxa, który niemalże zanurkował do wnętrza pojazdu lądując na Berrym (*4).

- Zobaczymy jak będziecie kwiczeć, kiedy dopadnie was reszta naszego stada! - któryś z nich krzyknął wściekle.

Tymczasem Wimes, operujący z należytą ostrożnością, przyglądał się okolicy korzystając z optyki zamontowanej na karabinie (*5). Na oko powiększenie pozwalało mu się przyjrzeć terenowi oddalonemu nawet o pięć kilometrów, ale podczas wyboistej jazdy na pełnej szybkości było to poniekąd utrudnione. Niemniej był w stanie zauważyć potencjalne miejsce, do którego mogli uciekać bandyci. Za niecały kilometr, góra dwa, obecna droga opadała w dół przechodząc w kanion - doskonałe miejsce na wszelkiego rodzaju zasadzki. Nie widział jeszcze możliwych posiłków co nie znaczyło, że gdzieś się nie ukrywali gotowi do szarży z zaskoczenia.

---

1 - dwa razy po +3 na strzelectwo, ale Rainrir miałeś trzy dwójki na kostkach, na szczęście mook miał nie lepszy rzut biggrin_prosty.gif

2 - pierwszy rzut na równe 0 z korzyścią dla broniącego się, natomiast drugi wyszedł na +2

3 - rzuty szły: +3, 0, -5 (kostki nie były łaskawe dla Banzy - 1, 2, 2, 2 a dodać do tego brak odpowiedniej umiejki do strzelania to efekt wiadomy wink_prosty.gif)

4 - odpowiednio 0 i -3, postaci Maxa leci trzecia kratka, poza tym zauważyłem, że nie masz ani refleksu ani wytrzymałość ani niczego czego mógłbym użyć do rzucania na obronę

5 - na elektronikę +4, spokojnie starczyło

Poza tym przypominam raz jeszcze, że piszemy w czasie NIEDOKONANYM.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wimes

Wszytko szło gładko, za gładko. Atak bandytów od początku był skazany na niepowodzenie. Tylko głupieć zdecydował by się na coś takiego. Za długo żyje na tym świecie bym mógł sobie pozwolić na nazywanie moich wrogów głupimi. Coś na pewno jest tu nie tak. Coś musiałem przeoczyć. Tylko co?

- Leonardo na miłość boską skup się na jedzie inaczej nas zabijesz. Przed nami znajduje się kanion, bandyci się chyba właśnie tam?

Co mogłem przeoczyć? W kanionie może ukrywać się więcej bandytów a on sam jest idealnym miejscem do urządzenia zasadzki. Czyżby to był plan bandytów? Zbyt dobrze pamiętam lekcje jaką udzieliłem bandzie Krogulca by pakować się w coś takiego.

- ? Jeśli naprawdę wjadą do tego kanionu dopuść im. Nie stanowią już zagrożenia a ten kanion stanowczo mi się nie podoba. Pamiętaj że naszym zadaniem jest ochrona karawany a nie uganianie się za śmieciami?

Nagle przysłać mi straszna myśl. Obym się mylił... Kanion jest zbyt oczywisty a bandyci nie mogli liczyć że pojedziemy tam prosto za nimi. Obym się mylił... Ten atak od samego początku nie miał szans na powodzenie. To mogła być dywersja. Obym się mylił? Szybko zacząłem odwracać karabin o 180o * czyli właśnie tam gdzie powinna znajdować się karawana.. Może uda mi się dzięki optyce karabinu dojrzeć co tam się dzieje**. Nie jestem jednak pewien czy nie wyjechaliśmy poza zasięg widzenia. Gdzieś tu musi znajdować się radio. Szukam go jednocześnie cały czas obserwując obraz monitora. Gdy tylko je znajdę spróbuje nawiązać kontakt z Karawaną.*** Mam nadzieje że tylko panikuje a z Karawaną wszystko jest w porządku. Oby?

- ? które od początku były za słabe by nas zaatakować.

Dokańczam po chwili bowiem moje myśli zaprząta coś zgoła innego .

* Rzut na elektronikę(4)

** Drugi rzut na elektronikę(4)

*** Trzeci rzut na elektronike :) elektronikę PP: 5

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

West

- Pięknie i oto chodzi. No dalej ścierwa, chcecie więcej mam jeszcze parę kulek dla was - krzyknąłem do bandziorów. Nagle zobaczyłem jak kolega z kładki wpada do środka. Musze zająć jego miejsce na zewnątrz.

- Max strzelaj z środka ja wyjdę na kładkę.

Po czym wyszedłem na dawne stanowisko Maxa i zacząłem ostrzeliwać pobliskich zbirów. Teraz to dopiero jest zabawa. Lecz muszę uważać. Nigdy nie lekceważ wroga, to podstawowa zasada której zawsze warto się trzymać.W razie poważnego ostrzału jestem gotowy schować się do pojazdu a teraz bandziory przyjmijcie moje podarunki, w postaci pocisków z mojego karabinu.

PP:5

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Max Caent

Jezu! Dostałem! - krzyczę. Wstaję z Berrego. Oglądam gdzie dostałem. W ramię boli jak cholera ale muszę przeżyć do końca akcji. Mówię do Westa, żeby się trochę posunął. Wchodzę na kładkę i od razu na dach wozu. Nie myślę nawet o tym, że teraz na pewno zginę i co o tym myślą ludzie z którymi jadę. - Mam plan! Skoczę na jakiś pojazd szczurów i spróbuję go przejąć, jednak wcześniej nie mogę tego zrobić bez asekuracji! - wymyślam ten genialny plan i krzyczę do platformy - Chłopaki! Osłaniajcie mnie! - krzyczę do kładki i przygotowuje się do skoku.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chybiłem...niezła kompromitacja jak na pierwszą poważną akcję w Karawanie. Pora zacząć się starać, inaczej wszyscy mnie wyśmieją. Oczywiście zaraz potem gorzko tego pożałują, ale nie mogę sobie pozwolić na drwiny z mojej osoby. Kurde, chyba pierwszy raz w życiu cieszę się z tego, że nie walczę sam. Pieski wołały coś o reszcie stada, pewnie w kanionie są posiłki.

Klepię Wimesa po ramieniu - Dobra robota stary. - Musimy nawiązać kontakt z bazą(Karawaną), to teraz główny priorytet.

- Chłopaki, nie wjeżdżajmy do tego cholernego kanionu, może to pułapka, może nie. Ale na mą matkę! Nie wjeżdżajmy! Musimy nawiązać łączność z resztą, tych tutaj (macham dłonią na resztę pozostałych przy życiu pustynnych szczurów) możemy wystrzelać co do jednego. Wpadając w zasadzkę być może nie damy im już rady. Według mnie powinniśmy się zatrzymać i z miejsca rozstrzelać resztę tych bandziorów. Jeśli mają wsparcie - Wimes się nimi zajmie. A my mu pomożemy.

Kończąc mój przydługi monolog znów wystawiam lufę zza otworu w wozie i strzelam do najbliższego ze szczurów*. W sumie to nie obchodzi mnie czy reszta w ogóle mnie słuchała. To dobre towarzystwo. Nawet jeśli mają mój plan w d**ie, to razem powinniśmy skopać te bezmózgi.

*korzystam z umiejętności: szybkostrzelność

FP:5

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Berry

-Ku*wa mać ! Ale mnie uświniłeś Max ! - podchodzę do poszkodowanego, aby opatrzyć mu ranę. Nie jest źle. Chłopak nawet bólu nie czuje, już wyrywa się do walki.

Rozglądam się do okoła w poszukiwaniu reszty poszkodowanych. Nie widzę ich, więc odkładam apteczkę.

Ta banda łachmytów wciąż nas okrąża. Nawet nie wiem dokąd zmierzamy. Ktoś radzi zawracać, inni chcą jechać dalej.

Nie wiem co robić, więc wyciągam karabin i pruję dalej.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie ma jak to dobry cel! Mówiłem sam do siebie. Nawet nie musnąć ich, tylko posłać pocisk panu Bogu w okno? Co ja mam za zeza.

Jestem wciąż w tej samej pozycji, klnę sobie pod nosem trzymając ledwo wystająca lufę zza opancerzonego wozu. Co jakiś czas oddaję strzał. Celuję teraz dokładniej, bo nie chcę ponownej kompromitacji na oczach pozostałych towarzyszy broni.

Dobra robota panowie! Krzyknąłem do reszty załogi, dzięki której niewątpliwie jeszcze żyję. Spojrzałem na rannego Max'a, który miał minę jakby w ogóle się nie przejmował tym, że jest ranny. Bohater. Pomyślałem w duchu i oddałem strzał w kierunku przeciwnika.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

John Brick

Ha, już dwóch na moim koncie. Ale ci bandyci z pewnością nie uciekają. To zasadzka. Mogli byśmy wjechać im w dupę i rozpier***ić od środka, ale, do cholery, ja chcę jeszcze trochę pożyć!

Strzelam jeszcze do trzech przejeżdżających obok motocyklistów.

- Hamuj! Stój, to zasadzka, nie chcesz chyba wpakować nas w sam środek pułapki?! Dalej nie jedziemy! - wrzeszczę do kierowcy.

Strzelam trochę na oślep, przesuwając broń na lewo i na prawo.

- Zatrzymaj tego złoma, do ch*ja!

-----

FP: 5

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ryan Chester Winters a.k.a. "Widmo"

Całkiem nieźle nam idzie, miałem trochę wątpliwości kiedy do mojej ekipy dodano praktycznie świeżych karawaniarzy, nie zdążyłem poznać ani ich, ani ich zdolności. Widać dziś odbywamy pierwszy wspólny trening. W terenie. I strzelamy do nie-kartonowych celów. Chociaż inteligencja przeciwnika niczym nie różni się od tych ćwiczebnych. Przerwałem rozmyślania przeplatane krótkimi seriami posyłanymi we wrogów bo kątem oka zauważyłem jak Max wpada bezwładnie do środka, na szybko zajrzałem do środka aby sprawdzić czy wszystko z nim w porządku. Ruszał się, chociaż rzucał się tak jakby odstrzelili mu nogi wraz z jajami. Wróciłem natychmiast na kładkę. Jeden z bandytów krzyknął: - Zobaczymy jak będziecie kwiczeć, kiedy dopadnie was reszta naszego stada!

Zobaczymy, ale Ty raczej tego nie doczekasz. Przez chwilę skupiam cel na tym gościu po czym oddaję pojedynczy strzał (1*). Biedny, głupi, zbyt pewny siebie głupek... zbyt pewny siebie. Usłyszałem jak w wozie gadali o kanionie w którego kierunku kierowali się motocykliści. Wciągają nas w pułapkę. Na kładkę w miejsce Maxa wskoczył West, ja dałem nura do wozu.

-Deo, Wimes, wywołajcie drugi Pancernik, przerywamy pościg!

Kazałem im skontaktować się tylko z drugim pojazdem bo już wcześniej pomyśleli o sprawdzeniu sytuacji w Karawanie. Więc jednak nasza ekipa to nie same żółtodzioby. Ponownie wróciłem na kładkę, tym razem było na niej nieco ciaśniej, bo zajął ją Max, który zbierał się do skoku na zbliżający się do nas motocykl. Nie zdążę go złapać! Co zrobić? Może uda mi się zapewnić mu bezpieczne lądowanie. Jeśli na motocyklu jest pasażer-strzelec to być może uda mi się go ściągnąć zanim ten zrobi z chłopaka latające sito (2*).

Fate Points - O O O O O

(1*) - rzut na Strzelectwo

(2*) - jeśli na motocyklu jest druga osoba z bronią, to -1FP na Strzał mierzony żeby ją zdjąć

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pościg trwał od dobrych kilku minut i jadąc na pełnej prędkości nie trzeba było długo czekać, żeby zostawić resztę Karawany za plecami, więc Wimes nie miał po co nawet obracać lunetą na karabinie. Z drugiej strony, gdyby rzeczywiście byli w kłopotach, odpalili by czerwone flary nie wspominając o tym, że główny konwój miał siłę ognia rywalizująca z regularną armią przed Upadkiem. Tak podobno mówili. Zamiast tego zajął się próbą wywołania innych członków Karawany na radiu i o ile od właściwej części dało się odebrać całą falę zakłóceń - sprzęt miał swoje lata (*1) - przez które przebijały się pojedyncze słowa tak od drugiego Cougara nie odebrał nic. Żadnej odpowiedzi, zakłóceń, niczego. Może mieli awarię sprzętu a może... poważne kłopoty.

Tymczasem siedzący na pace wywalili kolejną salwę ze swych broni, żeby dopaść ostatnich bandytów nim Ci wpadną do kanionu gdzie mogła czaić się bardzo nieprzyjemna niespodzianka. Część pocisków przeleciała obok celu, ale Ian nie musiał nawet poprawiać drugi raz, idealnie wycelowana kula wbiła się w czaszkę motocyklisty zostawiając po sobie czerwoną chmurkę a po chwili jego ciało wraz z maszyną roztrzaskało się na kawałki (*2). Leo, na którego krzyczało kilku towarzyszy z tyłu, depnął hamulec nim Cougar zbliżył się chociażby na jeden metr dalej do kanionu. Powoli zawracał transporterem opancerzonym nie mogąc oprzeć się spoglądaniu na możliwe miejsce zasadzki i gdy zaczęła się cała zabawa stwierdził w duchu, że za bardzo kusił los.

- Przed nami! Kontakt! Kanion! - rzucił Wimes skanujący teren (*3).

Jakby spod ziemi wyskoczyły dwa buggy w towarzystwie kolejnych motocykli oraz dodatkowo nadciągający na plecach silnie zmodyfikowany Jeep z karabinem maszynowym na pace. Przynajmniej takie sprawiał wrażenie.

- Karawana do grupy wypadowej! - odezwało się radio. - Zgłoście się! Urwał się kontakt z drugą sekcją, prawdopodobnie wpadli w zasadzkę. Co jest z wami, odbiór? Wsparcie już jedzie w waszą stronę!

---

1 - na elektronikę tylko +1

2 - rzucałem tylko tobie, bo walnąłeś niewielkiego overkilla czyli +6 a, że została im tylko pierwsza kratka... to starcie zostaje zakończone biggrin_prosty.gif

3 - czasami lekko kieruję postaciami graczy, ale najczęściej ograniczam się do tego co wypowiadają... czasami ;p

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

(Mój poprzedni wpis został pominięty więc nadal jestem w wozie)

Max Caent

-Chłopcy! Musimy przejąć tego cholernego Jeepa! Rayn, West! Zdejmijcie strzelca, żebyśmy nie jechali na felgach i żebym mógł doskoczyć do działka pokładowego. Będziemy mieli większą siłę ognia! Leo jeśli chłopacy rozwalą tamtego suk***ota to weź tam podjedź żebym mógł na pakę tego wozu wyskoczyć. - wyrzucam jednym tchem i szybko podchodzę do pierwszej wolnej dziury, żeby zacząć w końcu strzelać. Ślę magazynek z mojego Colta 45 w stronę buggych*. - Oby wsparcie było w drodze, bo nie damy rady. Zostały mi dwa magazynki. Proszę chłopaki nie spieprzcie tego! - myślę na szybko. Oglądam ludzi z którymi jadę ale tylko Ian się cieszy jak dziecko, bo zaliczył niezłego headshota.

*rzut na Szybkostrzeloność

FP:5

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

West

Że jak? - Spytałem zdenerwowany Maxa. Nie wiedziałem czy chłopak jest szalony, czy aż tak głupi. I jeszcze chcę mną dowodzić. Nie doczekanie twoje. Nie będę wykonywał rozkazów jakiegoś narwańca.

- Max zanim wskoczysz na wóz, to motocykliści i szczury z buggych cię poszatkują, lepiej rozwalić to w cholerę.

Wyszedłem na kładkę i oparłem karabin o dach, aby broń stała się bardziej stabilna.

-Przejąc Jeppa bez szans - Mówiłem szeptem do siebie. Ta akcja nie ma szans powodzenia. Wziąłem kilka głębszych wdechów i zacząłem mierzyć, w bak Jeppa. Cel był niewielki, więc czekałem na odpowiednią chwile. Przy odrobinie szczęścia, może uda mi się ten badziew rozwalić. Kto wie może wybuch rozwali kogoś jeszcze.

Dobra, teraz jest odpowiednia chwila według mnie i pociągam za spust*. Po chwili, słychać huk wystrzału z mojego karabinu.

------

*Tracę jeden FP na mierzony strzał w bak Jeppa.

Po strzale zostaję mi jeszcze 4:FP

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

John Brick

Skupiam swoją uwagę na motocykle, niech inni zajmą sie buggy. Mierzę spokojnie do każdego po kolei, celując w serce, szyję lub głowę. Dobrze, że kierowcy zostały się jeszcze resztki rozumu, inaczej wpakował by nas w niezłe kłopoty. Ale ktokolwiek kryje się w tym kanionie, nie będzie czekać. Lepiej rozprawić się z tymi tutaj i wycofać w bezpieczne miejsce.

-----

FP: 5

Punishment - Chciałem jeszcze napisać, że strzał w bak samochodu nie wywołuje jego eksplozji. =)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jasny [beep!]! - Dopiero co pierwsze truchła opadły na ziemię, a już trzeba ponownie chwycić za strzelbę.

Przez chwilę mam zamiar wystawić lufę zza otworu, jednak się powstrzymuję. Zaczynam myśleć o drugim oddziale, pewnie nieźle ich teraz szatkują. W zasadzie jednak innych mam głęboko w poważaniu, po prostu - skoro szczury mają tak liczne oddziały, to pewnie wiedzę, że mają jakieś szanse z Karawaną. Tym gorzej dla nas. Z drugiej strony, ja sam nie zdaję sobie sprawy z naszej potęgi. Dookoła mnie są same żółtodzioby, a ja jestem jednym z nich. Co my wiemy o tej Karawanie? Po cholerę Ci bandyci nas atakują? Chcą broni? Przecież najchętniej w**ebali by nas w powietrze...Nie, tu musi chodzić o coś więcej.

Myślenie przerywa mi pocisk ocierający się o zewnętrzną część pojazdu. No pięknie Ian, walą do nas jak do kaczek a Ty sobie stoisz i myślisz o d*pie Marynie...Najważniejszy jest pewnie ten cały karabin maszynowy. Przeszatkuje nas w kilka sekund. Wystawiam więc lufę strzelby zza otworu. Muszę się skupić wyciszyć. Zaraz, wyciszyć? Nie, ja muszę rozbudzić w sobie nienawiść. Nienawiść do tego parszywego pustynnego szczura, który naparza do nas z karabinu. Cóż, niedługo przestanie.

Namierzam go z oddali. Dokładnie celuję*, ten człowiek musi umrzeć. Po prostu musi. Moje życie jest z pewnością więcej warte od jego.

Oddaję strzał.

*Korzystam z atutu na celność

FP:5

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wimes

To co początkowo zdawało mi się małym incydentem najwyraźniej zaczyna przekształcać w coś dużo poważniejszego. Ciekawe jakiego jeszcze asa w rękawie mają bandyci? Jestem prawie pewien że jeszcze nie pokazali nam wszystkiego na co ich stać. Jeśli sytuacja dalej będzie się rozwijać tak jak dotychczas to pozostali mogą zacząć naciskać na użycie karabinu maszynowego. Dziwie się tylko że nie zrobili tego dotychczas. Lecz może nie powinienem się dziwić idiotą którzy nawet nie próbują się ukryć przed dżipem z kabinę maszynowym? Czyżby nie domyślali się co musi nastąpić za moment? Nie chce zobaczyć twarzy tych na zewnątrz gdy z dżipa zacznie lecieć grad ołowiu. Zobaczymy jak szybko będą wskakiwać do środka.

Koniec rozmyślań czas zająć się problemem. Muszę unieszkodliwić działko nim będę zmuszony go użyć. Dotychczas nie miałem z takim sprzętem wiele do czynienia, raz tylko już w karawanie miałem okazje przyjrzeć się niewyraźnej kopi planów. Z tego powodu wolałbym nie grzebać w częściach mechanicznych ale na elektronice znam się doskonale i wydaje mi się że udało mi się poznać systemy tego pojazdu na tyle że mogło by się udać... W mojej głowie skrystalizował się plan działania.

Może uda mi się wywołać błąd w programie by uniemożliwić korzystanie z karabinu na dwie i pół minuty? To przy moich umiejętnościach powiano być łatwe, prawdziwym problemem jest to że muszę tego dokonać tak by nikt z grupy nie zorientował się że coś knuje. Choć są tak zabsorbowani strzelaniną że nie powiano być z tym problemu.

Jeśli to mi się uda będzie trzeba tylko namówić kogoś by zajął się działkiem gdy ja będę próbować usunąć problem powiedzmy na zewnątrz przy samym działku. Do diaska czy przed chwilą nie nazwałem idiotami tych którzy teraz tam są? Chyba tak, a teraz sam się tam pcham...

FP: 5

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Berry

Ci przeklęci bandyci, co oni sobie myślą ?! Ten cholerny Jeep zrobi nam z *upy jesień średniowiecza ! Musimy go unieszkodliwić. Tylko jak ? Wychylać się z pojazdu i narażać własne życie chyba nie jest za dobrym pomysłem. Może by tak poczekać na wsparcie i wtedy wesprzeć chłopaków ? Ach, nie sądziłem, że życie w Karawanie będzie takie trudne...

FP: 5

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.


  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...