Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

niziołka

[FATE] Sesja Law of Talos

Polecane posty

Law Of Talos

19145885:jpeg_preview_large.jpg

Słońce leniwie wyjrzało zza widnokręgu i rozpoczęło swoją codzienną niekończącą się wędrówkę. Na równinę ospale padły pierwsze promienie słońca okrywając ją krwawo czerwonym płaszczem. Powoli przeganiając cień, światło dotarło do miasta, którego dawna świetność już dawno przeminęła, odsłaniając jego nowe przygnębiające oblicze. Promyki słońca zaczęły zagłębiać się w puste dzielnice pokazując ich dzisiejszy podniszczony przez czas wygląd. Dawniej zadbane parki pozostawione bez opieki uległy w końcu wszelkiego rodzaju roślinności, która zaczęła bujno rosnąć i zamieniając je w nieprzebytą dżunglę. Tak samo kolorowe i zdobione budynki, stały teraz szare i rozpadające się pod wpływem przemijającego czasu. Jednak im więcej miasta słońce oświetlało swoim obliczem, tym bardziej kolorowe i uporządkowane stawały się ulice. Wszystko to kończyło się w samym sercu mieściny, gdzie był wielki monumentalny zamek, do którego nie było wejścia, jakby ktoś stawiając tą przyprawiającą o dreszcze budowlę zbudował ją, jako więzienie. Wokół niego czas zatrzymał się w dzień, kiedy zniknęli mieszkańcy miasta i tak pozostał. Nigdy niczego nie pokrywała nawet odrobina kurzu i wszystko zdawało się czekać na ponowne przyjście dawnych panów, którzy tak nagle opuścili swoje domy i nie zamierzali wrócić. Tylko zamek raz po raz połyskiwał ujawniając wyryte na jego murach starożytne runy kryjące najskrytsze tajemnice miasta. Zakończony u góry strzelistymi wieżami górował nad wszystkimi budowlami sprawiając wrażenie, jakby ktoś chciał już z daleka powiadomić zmierzających w kierunku miasta przybyszów, że nie jest to kolejne zwykłe i nieciekawe miasto. Wszystko to było, jednak bezwartościowe, ponieważ zostało stworzone dla ludzi, a bez nich traciło sens istnienia.

***

Ciemność? Wszystko zdawałoby się w porządku, jednak ten mrok był ci obcy? Uciekał przed każdym twoim dotykiem ciągnąc cię dalej w swoją bezdenną otchłań?

- Po cóż, żeś tu przybył ty, który nie znasz strachu? Czego pragniesz?- usłyszał delikatny kobiecy głos, który zdawał mu się szeptać do ucha.

Tak szybko, jak poczułeś, że ktoś obejmuje cię za ramię, tak szybko to uczucie znikło, pozostawiając cię znowu samego w pustce. Jednak ciemność po chwili się przesłoniła i ujawniła przed tobą zanurzoną w mroku komnatę, a po środku niej mroczny mistyczny tron zdobiony spoglądającymi w twoją stronę powykrzywianymi twarzami ukazującymi strach, cierpienie i mękę. Na nim zaś siedziała piękna kobieta jasnej karnacji, ubrana w eleganckie ciemne szaty. Patrzyła się prosto w twoją stronę swoimi przenikliwymi oczami z białymi, jak śnieg źrenicami, a jej twarz zdobił uśmiech satysfakcji.

- Czego pragniesz?- powtórzyła nadal się uśmiechając.

Nie była zdziwiona, ani przestraszona, tylko patrzyła w twoją stronę tak, jakby wszystko o tobie wiedziała. Nie doceniała cię?

***

- Ronaldzie powiesz mi, czym jest to monstrum?- powiedział elegancko ubrany mężczyzna z okularami na nosie do swojego towarzysza.

- O czym Pan mówi Sir?- odpowiedział sługa.

- Nie widzisz tego prostaka o tam? ? wskazał swoją laską w stronę postaci, która powoli zbliżała się w kierunku pierwszych zabudowań w mieście- Wygląda, jakby ktoś wziął sporą masę żelastwa i zmieszał z kilkoma zwłokami i to wszystko pozszywał. Jak takie obrzydlistwo może chodzić po ziemi?

- Nie wiem Sir.

- Ktoś musi oczyścić ten świat z takich dziwolągów i tym kimś będę ja. Nie na darmo jestem przecież arystokratą. Powinienem służyć swojemu ludowi.

- Jeśli Pan tak uważa Sir.

Przeskoczył przez barierkę balkonu i z gracją wylądował na ulicy, a za nim przez drzwi wyszedł jego sługa. Arystokrata ruszył pewnie przed siebie zagradzając nadchodzącej postaci wejście do miasta.

- Jestem Leonard Guici Alamastro II i rozkazuję ci się zatrzymać!- krzyknął i przyjął władczą pozę.

Tym większe było jego zdziwienie, jak postać minęła go bez słowa i ruszyła dalej. Arystokrata aż zaczerwienił się ze złości, kiedy zdał sobie sprawę, że nie został zauważony.

- Jak możesz mnie ignorować ty maszkaro!!! ? wyciągnął skrywane w lasce ostrze- Wracaj i walcz dziwolągu!

***

Po długiej podróży dotarłeś do wreszcie do Astrii. Miasto przywitało cię widokiem zrujnowanych i ledwo stojących domów, nie zachęcając zbytnio do dalszej podróży. Zdawało się być opuszczone, jednak turniej miał się tutaj odbyć, więc pewnie tak już musiało być.

Zauważyłeś przy drodze głaz, który był czymś na kształt ławki, a grzechem byłoby nie skorzystać i nie usiąść. Nigdzie ci się tak naprawdę nie śpieszyło, bo nie znałeś jeszcze żadnych dokładnych informacji na temat turnieju, a krótki odpoczynek nikomu nie zaszkodzi. Usiadłeś dziwiąc się, że kamień potrafi być tak wygodny.

Zamknąłeś na chwilę oczy, aby po chwili je otworzyć i zobaczyć przed sobą małą dziewczynkę z długimi czarnymi włosami wlepiającą w ciebie wzrok. Wyglądała na około 13 lat nie więcej i miała na sobie bluzkę z krótkimi rękawkami oraz krótkie spodenki, a jej oczy były błękitne, jak niebo nad wami. Nikogo więcej tu nie było? tylko ty i ona.

- Czemu Pan nie ma skóry w kilku miejscach i widać Panu kości?- powiedziała dziewczynka z zaciekawieniem otwierając szeroko usta.

***

Miałeś pecha? trafić na wejście do miasta, w którym brama się jeszcze zachowała i to w całej swej okazałości. Do tego była zamknięta, co psuło ci trochę szyki, a pręty były rozstawione zbyt blisko siebie, aby móc przejść między nimi. Przechodzić nad nią też nie byłoby zbyt korzystne, ponieważ miała więcej niż 5 metrów wysokości. Mogłeś poszukać innego wejścia i zmarnować więcej czasu lub też dalej próbować ją otworzyć.

Nagle zauważyłeś, że obok bramy na chodniku siedzi jakaś postać, choć przysiągłbyś, że jej tam przed chwilą nie było. Mężczyzna, do tego niższej postury i z wyglądu mógłbyś przypisać mu rolę kominiarza. Tylko, że zamiast typowego fraku miał na sobie brązową marynarkę, spodnie oraz cylinder na głowie. Nie potrafiłeś zgadnąć, czy tak naprawdę jest to prawdziwy kolor jego ubrania, ponieważ na całym ciele miał pełno sadzy. Prawdopodobnie miał włosy ciemnego koloru, lecz nie zdziwiłbyś się, gdyby tak naprawdę pod taką ilością brudu był nawet blondynem. Jedyne, czego mogłeś być pewny to, iż ma piwne oczy. Do tego palił papierosa i był na tyle zamyślony, że w ogóle cię nie zauważał.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Diavol

Dotarłem do miasta, zniszczonego tak jak moje ciało. Moją uwagę najbardziej przykuła jednak "ławka" jeżeli można tak nazwać lekko zdeformowany na jej kształt głaz. Usiadłem i zacząłem rozmyślać nad tym co mnie może spotkać... Odpoczynek i rozmyślania przerwała mała dziewczynka, widocznie zaciekawiona moim wyglądem.

- Wiesz skarbie, ciekawość to pierwszy stopień do miejsca z którego twoja niewinna duszyczka może już nigdy nie wrócić...- Wyszczerzyłem się obrzydliwie.- Ale nie przejmuj się, jeżeli dobrze pójdzie to jeszcze troszkę pożyjesz. Słuchaj, możesz mi coś powiedzieć o tym miejscu? A najlepiej -Wyciągnąłem kartkę ze zwałów szaty (a raczej szmat w które byłem zawinięty) i wyciągnąłem w stronę dziewczynki.- Coś o tym?

Pozostało mi tylko czekać na reakcję dziewczynki.

_____________

FP: 5

WB: 20/20

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Astria. Jestem tutaj. Przedtem mnie tu nie było. Długo szedłem przed siebie. Słońce zaszło i wzeszło wiele razy. Ale teraz jestem tutaj. Szukam nagrody. Nagroda musi być w centrum. Mistrz nauczył mnie, że w centrum rzeczy zawsze jest coś ważnego. Idę do centrum.

Dziwny człowiek. Rozkazywał mi, jakby był moim Mistrzem. Tylko Mistrz może mi rozkazywać. On nie jest Mistrzem. Mistrz jest w wieży. Idę dalej.

Mężczyzna nazwał mnie maszkarą. Nie wiem, co to słowo znaczy, ale jest w nim coś... nieprzyjemnego. Zatrzymałem się, obróciłem i spojrzałem na mężczyznę. Jest dziwnie ubrany. Ładnie. Tricerio widział kiedyś podobne ubranie na jakiejś lalce. Tricerio widział. Tricerio pamięta.

Tricerio chce lalkę. To jest lalka. Duża lalka. Zepsuta lalka. Wydaje złe odgłosy. Rusza się nie tak jak trzeba. Nie ma sznurków. Tricerio naprawi lalkę. Wbije jej igły tam, gdzie trzeba, przewlecze sznury. Będę ją ze sobą nosił, mówił do niej, bawił się z nią. I ubierał ją. W inne ładne ubrania. Czerwone. Lubię kolor czerwony.

Cały czas patrzyłem na mężczyznęlalkę. Powoli, na mojej twarzy wykwitł szeroki uśmiech. Stawiłem przed siebie kilka chwiejnych kroków, by nagle zerwać się do biegu, w mgnieniu oka znajdując się przy mężczyźnielalce.* Korzystając z rozpędu zamachnąłem się swoimi rękami**, próbując chwycić go z siłą wystarczającą do kruszenia kości.

----------------------------------------------

PP: 5

WB: 20-4=16

*Używam Szarży...

**... by zaatakować gościa.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To

- Czego pragniesz? - zapytała dziwna kobieta siedząca na czymś co wyrażało kwintesencję mego wnętrza.

Śmierci.

Bólu.

Krwi.

Cierpienia.

Końca.

Krwawej łaźni...

Karmazynowego szlaku...

Widok pola nabitych na pal, zmasakrowanych śmiertelnych. Widok aż po horyzont. Wyrażający paniczny lęk, wyrażający chaos. Wyrażający MNIE.

- E ot swy yfk. E ot swy hoef. E ot swy zallaq. E qofs kyosw. E qofs polfory. E qofs xdaak. - wypowiedziałem w demonicznym języku* chcąc sprawić, żeby ta marna istota przede mną drżała ze strachu**. - Jam jest ból. Jam jest smutek. Jam jest śmierć. Pragnę śmierci. Pragnę rzezi. Pragnę końca. Pragnę ciebie, pragnę każdego innego... pragnę ich martwych. Martwych... - syknąłem z pewnym rodzajem ekstazy. - Poćwiartowanych, rozprutych, zjedzonych, przebitych, cierpiących, zgniłych... jak jest chaosem i poznasz smak mego okrucieństwa.

Statua wydała z siebie ryk. Śmiech. Jedno i drugie albo żadne z dwojga. Mrok zdawał się emanować z tej marnej kamiennej powłoki. To uśmiechnęło się, ja się uśmiechnąłem prezentując szereg ostrych jak brzytwa zębów, którymi zamierzałem wyrwać serce tej kobiecie. Wyrwać, rozszarpać. Potem ją rozczłonkować. Śmierć i krew. Krew i śmierć. Moja droga, mój cel. Statua... ja... powoli otworzyła oczy pobłyskujące metaliczną żółcią w całej ciemności. Widziały. Widziały więcej... i powiedzą mi jak zdobyć swoją ofiarę***.

FP: 5

WB: 20-4=16

*wpiszcie sobie w Google "rhefugi", podobno to język demonów ;]

**rzut na Charyzmę; a żeby dać przybliżony obraz jak teraz brzmię - połączenie Archdemona z DA:O oraz Mike'a Pattona z The Darkness

***Wzrok demona połączony z percepcją ^_^

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Astria, wreszcie dotarłem i może zdążę znaleźć kryjówkę przed wschodem Słońca. Muszę tylko sforsować tą bramę, co raczej nie będzie stanowiło problemu. Choć martwi, nie, złe słowo, przyciąga moją uwagę, ten "kominiarz". Co może mnie spotkać z jego strony? Czy to pierwszy przeciwnik, czy też ktoś, kto wręczy mi klucze do miasta? Nie wiem. I szczerze mówiąc, jeśli mam teraz zginąć, to nic nie poradzę. Czas ruszać...

Przelecę nad bramą, i gdy wyląduję, podejdę na 2 metry do nieznajomego i zawołam.

- Hej, ty! Witam! Mam nadzieję, że mogę liczyć na podobne słowa i szacunek z twojej strony?

Będę się pilnował, jeśli zaatakuje, odskoczę i wzbiję się w niebo, na jakiś dach, gdzie z walizki wyciągnę broń.

------

FP:5

WB:20

Uniki, jakby co. No i latanie

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jimmie "Wesoły Clown"

Zmierzyłeś ją wzrokiem, jednak nawet nie drgnęła słysząc twoje słowa.* Nie udało ci się, także dostrzec czegoś więcej swoimi demonicznymi oczami.

-E qoz lerws oxais uai- powiedziała i uśmiechnęła się jeszcze bardziej szyderczo, niż przedtem.**

-Jesteś taki sam, jak reszta. Jednak nie wyobrażasz sobie, jak będziesz dla mnie przydatny. Pomożesz mi, a ja zaspokoję twoje żądze. Zawiedziesz, a wrócisz tam skąd przybyłeś, zanim opętałeś tą statuę i niedane ci będzie już powrócić. Tu roty. Tu lidyz. Uail pwaepy- powiedziała, a ty poczułeś pocałunek na swoim policzku.

Nagle ciemność znowu cię otoczyła, a świadomość powróciła do ciebie, gdy zdałeś sobie sprawę, że coś naruszyło ciało statuy i wybiło cię w powietrze, a ty upadając, uderzyłeś z łoskotem o ziemię.*** Podniosłeś wzrok, a przed tobą stał ktoś o wyglądzie mnicha. Z gładko ogoloną głową i w specjalnym kimonie, a w ręce trzymał laskę zakończoną u góry, jakby lampą oliwną. Sam mnich miał nie więcej niż 20 lat i do tego strasznie wkurzająco się uśmiechał.

- Jak widzę obudziłeś się demonie. Nie sądziłem, że spotkam tu taką nieczystą istotę, jednak przybywając na turniej mogłem się tego spodziewać- powiedział przyjmując bojową postawę i prowokując cię gestem dłoni.

*3254=0+3=3 do 5 pech

**2435= 0+4=4 do 5...Naprawdę mało brakowało.

***2133=-2+4-3=-1... masz pecha Black, obrażenia w 1 kratkę. Przeciwnik wykorzystał specjala i miał dobry rzut.

---

Tricerio

- Nie sądzę, że powinien Pan go tak obrażać Sir- powiedział sługa.

- Takie stwory powinni już dawno wytępić?- nie zdążył dokończyć, bo zauważył, że ruszyłeś pędem w jego stronę.

Zorientował się jednak zbyt późno, a jego unik był zbyt wolny i otrzymał mocny cios w żebra*, który wyrzucił go w bok na ścianę budynku, przez którą przeleciał na wskroś, lądując we wnętrzu mieszkania.

Sługa chciał już biec w stronę budynku do swojego Pana, jednak zobaczył, że z dymu wyłania się jego postać.

- To sprawa między mną, a tym potworem. Nie wtrącaj się!!!- krzyknął na sługę, a potem splunął krwią na ziemię, trzymając się za swój bok.

Niespodziewanie szybko rzucił się do ataku tnąc ostrzem w twoim kierunku. Jednak broń dotykając twojego ciała żałośnie brzdęknęła i nie wyczyniła ci żadnej szkody.**

Szlachcic odskoczył z niedowierzaniem patrząc w twoją stronę. Jednak w miarę szybko się otrząsnął i przyjął luźną pozycję szykując się na twój następny ruch.

*1156=0+3+1-1=3... Obrażenia zadane w 3 kratkę.

**1264=-1+5-1=3... sukces, twój przeciwnik miał słabe rzuty.

Narazie brak bonusów.

---

Diavol

-Aaaajaaa- powiedziała trzymając palec od prawej ręki w buzi, a drugą ręką wzięła od ciebie kartkę.

Gdy dziewczynka przyglądała się, co jest napisane na papierze, zobaczyłeś, że z za jej pleców z prawej strony spogląda na ciebie jedno małe oko*. Miało czarne źrenice, nie miało też powiek i gdy zauważyło, że mu się przyglądasz zniknęło za plecami małej. Wygiąłeś się chcąc zobaczyć, co tam kryje się za nią kryje, jednak w tej samej chwili?

- Psze Pana? Pan też wybiera się na turniej?- powiedziała, a ty popatrzyłeś na nią z lekkim zdziwieniem.

,,Pan też? zbudziło u ciebie ciekawość. To znaczy, iż inni przeciwnicy już tu dotarli.

- Dziewczynko?

- Lily- odparła z uśmiechem.

- Lily czy widziałaś jeszcze innych uczestników i gdzie mogę ich znaleźdź?

Uśmiechnęła się szeroko pokazując palcem w stronę zamku.

- Jestem pewna, że większość zmierza w tamtą stronę. Ja też, bo jestem uczestniczką!!! Chodźmy razem!- powiedziała, chwytając i ciągnąc cię za rękę.

*3666=3 do 2 wystarczyło, abyś zauważył.

---

Rumulus von Manstchoffen

Kominiarz popatrzył w twoją stronę wyraźnie niezadowolony, że ktoś przerwał mu jego rozmyślania.

- Chimbley. Nazywam się Chimbley. Twoja godność?- powiedział podchodząc do bramy, która po chwili stała już przed tobą otworem- Nie, co dzień widujemy tu turystów, a tak naprawdę to w ogóle... Rozgość się i czuj się, jak u siebie w domu?

Z początku tego nie zauważyłeś, jednak mówił on ze strasznie dziwnym akcentem, jakby język mu się plątał przy każdym słowie.

Do tego ,,czuj się, jak u siebie w domu" to były zbyt ciepłe słowa, jako że dzielnica była zrujnowana i nie bardzo było gdzie usiąść, a co dopiero w spokoju odpocząć. Wszędzie walające się kawałki gruzu i wolno rosnące krzewy? Widać, że już dawno nikt tu nie sprzątał.

Kominiarz wrócił na swoje dawne miejsce i popatrzył z powrotem w twoją stronę.

- Chcesz jeszcze czegoś?- powiedział z tym denerwującym akcentem.

Dokładnie się mu przyjrzałeś i zdawał się nie być wrogo nastawiony. Jeszcze lepiej był w ogóle obojętny, jakby nic go nie obchodziło*. Na kartce zaś było napisane, że wszyscy w mieście są przeciwnikami. On też?

*6533=2+4=6 do 3 nic się nie ukryje.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czerwona woda. Jak u Mistrza. Mistrz jest człowiekiem. Kiedy Tricerio go uderzył, zaczęła z niego cieknąć czerwona woda. Ludzie ciekną czerwoną wodą, kiedy są zepsuci. Ale Mistrz się nie zepsuł, tylko obraził. Kiedyś się do mnie odezwie znowu. Musi. Jest Mistrzem. Nie może być zepsuty na zawsze. Jest mądry, potrafi się naprawić. Ta tutaj lalka była zepsuta nawet przedtem, po prostu dopiero teraz to widać. Tricerio musi ją otworzyć. Naprawić... Tylko co to za człowiek*? Biegł do lalki, kiedy się przewróciła. Może ona należy do niego i też chce ją naprawić?

Na to wygląda. Smutno mi, że nie będę miał lalki dla siebie, ale Mistrz nauczył mnie, że trzeba pomagać. Tricerio lubi pomagać. Unieruchomię ją i zwrócę do właściciela.**

------------------------------

PP: 5

WB: 16-6=10

*Mowa o słudze szlachcica, tak dla jasności.

**Krótkie spięcie, by sparaliżować przeciwnika.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To

Afy ab tu nef... efsylyzsefr. Kim jesteś sądząc, że będziesz mogła spętać demona wbrew jego woli? Erfalofpy ez xdezz, ale dla ciebie... Inne wspomnienia. Wspomnienia? Nie. Raczej jak postrzępiony na najmniejsze kawałki materiał, który zawsze przedstawiał to samo... Nicość absolutną. Pustkę. Jaek. Miejsce poza wszystkim. Miejsce poza istnieniem. Miejsce wiecznej ciemności, sanktuarium ciemności gdzie nie istniała świadomość... nie istniały uczucia, rządzę. Najgorsze piekło dla tych marnych śmiertelników. Przybyłem tu sam czy nie? Po co pytać? Nieważne, nieistotne. Zabijać, to było ważne. Sprawić by krwawili... by cierpieli, by się bali. Co było pierwszym widokiem? Co było wszechogarniające? Nic. Po co mi to wiedzieć? Po co przeszłość gdy czeka przyszłość... gdy posiłek przede mną aż prosi się na tacę.

- O tyly kar poffas nedd o xyozs... - wysyczałem ze wściekłością podnosząc się z ziemi. Gniew. Krew. Śmierć. Proste potrzeby, nieskomplikowane metody. Jedyne czego pragnąłem to ujrzeć tego śmiertelnika rozerwanego na strzępy. Chciałem się nim nasycić. Jego ciałem i jego bólem. - He-he-he-he... jesteś nikim i nikim będziesz śmiertelniku. Skończysz tak jak wielu przed tobą i wielu po tobie. Skończysz mając przed oczami swój największy koszmar, widząc mnie, istotę przedwieczną, która przybyła nieść temu światu przesłanie śmierci, chaosu, pożogi i zniszczenia... Wasz świat nie przetrwa. - uśmiechnąłem się złowrogo. - Nie jestem jedyny. Nie będę jedyny. Tak jak wy... nie będziecie jedynym pożywieniem. Będą inni, dalej, więcej... karmazynowy szlak będzie się ciągnął, ale ty... nie zobaczysz jego końca. Nikt nie ujrzy... pozą mną... - zdanie zakończone czymś w rodzaju maniakalnego śmiechu* i przepoczwarzaniem się statuy.

Chciałem... musiałem uwolnić, pokazać swoje prawdziwe oblicze. Ręce i dolne części ramienia zaczęły pękać, materiał, z którego zrobiona była statua ustępował a żywa ciemność, głodna maź zajęła jej miejsce formując ostre jak brzytwa szpony, które miały wyrwać mu serce, posiekać wnętrzności, zrobić z niego czerwoną zupę. Po chwili też zza moich pleców wyłoniły się dwie macki zakończone szponiastymi twarzami sługusów ciemności, które widząc swoją nową ofiarę ryknęły w ekstazie. Ruszyłem. Ciemność zaatakowała. Czas uczty nadchodził**.

FP: 5-1(2)=4(3)

WB: 16-5=11

*Charyzma na zastraszenie i aby wypracować sobie darmowy aspekt ;]

**um. Darkness (mam na 5), odpalam "Zęby i szpony" a to jeszcze wspieram aspektem 'Bestia'... jeżeli jednak kostki by mi nie szły to dodaję do tego aspekt 'Zew krwi'

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Diavol

Spojrzałem jeszcze raz na dziewczynkę, nie kryjąc zdziwienia.

-TY jesteś uczestniczką?- Powiedziałem z nutą sarkazmu i pewnej pogardy w głosie. -Nie wiem czy to dobry pomysł, ale pójdę na razie z tobą. Tylko pamiętaj że będę miał cię na "oku", jeżeli wiesz o co mi chodzi. Możemy ruszać w stronę tego zamku?

Po wypowiedzeniu ostatnich słów, przygotowałem się na walkę. Oczywiście nie jakoś widocznie, ale przygotowanie psychiczne to już połowa sukcesu. Równie dobrze może się nic nie stać, ale wolę nie ryzykować. Jeżeli nie dojdzie do walki to chyba rozejrzę się za kimś bardziej... poważnym, kto mógłby mi powiedzieć coś więcej o tym turnieju.

_______________

FP: 5

WB: 20

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"Czuj się jak w domu"... Tylko kłopot w tym, że jak ostatnim razem widziałem swój prawdziwy dom, wyglądał o wiele, wiele gorzej niż to. A może powiedział to celowo? Może jednak to Los zadecydował, że on także będzie moim przeciwnikiem po tym, jak go sprowokuję natarczywością?

Nie. Nie będziesz unikał walki, nawet tak niepewnej. A jeśli mnie nie zaatakuje, to może się czegoś dowiem.

- Chimbley... Dziękuję. Dzięki, że przerwałeś swoje rozmyślania i otworzyłeś mi bramy. Dzięki za dobre słowo, które tak rzadko słyszę. Doprawdy, mało kto mnie tak wita i nazywa mnie "gościem". Dzięki za to i za ewentualną odpowiedź. Otóż słyszałem, że w tym mieście mogę spodziewać się jedynie... wrogości. Jak to skomentujesz? Czy coś mi grozi z twojej strony?

__ __ __ __ __

FP:5

WB:20

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ciemna komnata. Mroczny tron zdobiony twarzami wyrażającymi strach, ból i mękę, a na nim kobieta jasnej karnacji w ciemnych przyciętych na specjalny wzór szatach mających budzić niepokój każdego, kto na nią spojrzy. Zaś ona swoimi białymi, jak śnieg źrenicami spoglądała na planszę wyrzeźbioną na marmurowej posadzce u jej stóp. Wyglądało to, jak dwie piramidy połączone wierzchnimi polami. Było tam też pełno pionków, które miały najróżniejsze kształty i kolory. Większość z nich była ustawiona w parach obok siebie, by wkrótce jeden pionek zamienił się w proch, a drugi przesunął się na wyższe pole w swojej piramidzie.

- Wszystko idzie zgodnie z założeniami Pani. Większość z nich jest bezlitosna, jednak?- odezwał się głos z ciemności wokół niej.

- Odchyleń nie da się uniknąć. Tak wiem, lecz postaraj się, aby było ich jak najmniej- powiedziała nie spuszczając wzroku z figurek, a szczególnie z jednej, którą była mroczna postać klowna.

Uśmiech satysfakcji?

---

Jimmie "Wesoły Clown"

Twój śmiech trochę osłabił morale przeciwnika, bo jego uśmiech nie był już taki szczery, jak przedtem, jednak to było za mało. Mnich pozostał prawie niewzruszony.*

- Wreszcie pokazałeś swe prawdziwe oblicze demonie. Dlatego, jako sługa światłości muszę cię pokonać!- powiedział widząc twoją nową postać.

Rzuciłeś się na niego ze wściekłością, a mnich spokojnie przyjął uderzenie. Jednak jego blok był niewystarczający i twoje pazury przeorały jego klatkę piersiową zostawiając dosyć głębokie rany**. Mnich bez wachania od razu kontratakował wysyłając w twoją stronę kulę ognia i o mały włos nie uszkodził twojego ciała, kiedy kula uderzyła centralnie w ciebie.*** Jednak światło bijące od niej zniszczyło twoją cienistą broń.****

Łysa głowa podniósł się z ziemi i rozluźnił, przyjmując z powrotem pozycję bojową.

Jak on śmiał zniszczyć twoje cieniste oblicze!?!?

*2134=-2+3=1 do -1, za mało na darmowy aspekt

**pierwszy rzut 2421=-3+5=2, drugi już 3+5=8 do 4. Obrażenia w 4 kratkę.

***1346=5 do 5

****1245=-1+5=4 do 5

---

Tricerio

Zaatakowałeś próbując obezwładnić ,,lalkę?, jednak ona zareagowała tym razem szybciej, niż ostatnim razem, unikając twojego uderzenia. Równocześnie szlachcic ciął swoim mieczem w twoje ciało, jednak tak jak poprzednio miecz odbił się od ciebie nie robiąc ci żadnej krzywdy.

- Kim ty jesteś do cholery?- krzyknął w panice- Mój miecz cię nie ima! Jak to jest możliwe?!?! Odezwij się wreszcie kreaturo! Wyjaw przynajmniej swoje imię.

Szlachcic stał przed tobą wyraźnie roztrzęsiony i zbity z tropu z powodu nieudanych ataków. Prawdopodobnie coraz mniej wierzył w zwycięstwo, co było dla ciebie jeszcze bardziej korzystne. Nie warto się z nim bawić. Twoja broń powinna wystarczyć, aby unieruchomić lalkę na stałe. Tylko trzeba uważać, żeby jej za bardzo nie zniszczyć...

Sługa bezgłośnie przyglądał się potyczce. Raczej nie zamierzał poświęcić swojego życia dla swojego Pana. Przejmował się bardziej o swoją posadę, która była zagrożona.

*1345=0+3+1=4 do 5(masakra, przeciwnik wyrzucił 6555, atak mieczem będzie korzystniejszy ;])

**6542=1+5=6 do 2, jak zwykle bez draśnięcia

---

Diavol

- Jak pan sobie chce. Idziemy- powiedziała prowadząc cię za rękę w stronę zamku.

Dając się prowadzić małej dziewczynce zastanawiałeś się, co dokładnie miały znaczyć jej słowa. ,,Uczestniczka?, a wygląda, jak dziecko, czy to może tylko pozory. Wydaje się bezbronna i delikatna, jak to w ogóle możliwe.

Szliście przed siebie oświetloną jasno przez słońce drogą prowadzącą prosto do zamku. Nagle coś ci przesłoniło słońce, jednak nie zauważyłeś żadnej chmurki na niebie.* Chciałeś się już odwrócić, lecz nagle usłyszałeś, jakiś donośny głos.

- Hej przyjacielu nie daj się jej zwieść- poszukałeś wzrokiem osoby, która wypowiedziała te słowa i twoim oczom ukazała się postać stojąca w oknie w budynku obok.

Siedział opierając się o framugę okna wystawiając na zewnątrz jedną nogę, a drugą chowając w środku. Na kolanach spoczywała mu schowana w pochwie katana. Jedno oko miał zakryte hustą, która wchodziła pod kowbojski kapelusz, który miał na głowie.

- Ona nie jest tym, za kogo się podaje. Jest potworem, który tylko szuka dogodnej okazji, aby cię zabić. Na przykład tak, jak przed chwilą?

- Kłamiesz! Jestem normalną dziewczynką i nic bym nie zrobiła temu panu. Idziemy razem w stronę zamku, więc?- zaczęła cię jeszcze bardziej ciągnąć w kierunku zamku.

- Okropna maszkara? Mała bezbronna dziewczynka? Phi. Sama wiesz, że to złudzenie i jeszcze się oszukujesz. Radzę ci przyjacielu zostaw ją tutaj samą i idź dalej. Ta istota nie jest tym, kogo w niej widzisz.

- Jak możesz! Ja jestem? będę normalną dziewczynką. Po to chcę zdobyć nagrodę. Chcę być zwykłym dzieckiem. Bawić się?- krzyknęła na niego przez łzy.

- Łżesz potworze! Nic ci to nie da. To tylko złudzenie dawnej istoty, która jeszcze w tobie pozostała.

Nastała niezręczna cisza i było tylko słychać płacz małej dziewczynki. Łzy ściekały po jej policzkach i? jakaś macka wystająca z jej pleców powstrzymała je przed upadkiem na ziemię.

- Zapłacisz za to!!!- krzyknęła i niesamowicie zwinnie skoczyła w jego stronę, a z jej pleców wyszło coś obrzydliwego. Jak tysiące istot połączonych razem. Minionów, które stworzyły jeden twór atakując ogromnymi szponami miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą był tajemniczy człowiek. Ten zaś pojawił się znikąd i ciął swoją kataną raniąc dziewczynkę i niszcząc dziwny twór, a ona upadła na ziemię i znowu się rozpłakała.

- Jestem Johnson. Zamierzasz stanąć po stronie tego potwora? Czy może pójdziesz dalej, abym mógł zakończyć jego żałosny żywot? - powiedział do ciebie tuż po tym, jak wylądował z lekkością za twoimi plecami.

Dziewczynka wyglądała już normalnie i nic jej nie wystawało już z pleców, ani z żadnej innej strony. Jej łzy powoli spadały na ziemię, a ona zdawała się cierpieć. Nie z powodu, że była ranna, lecz dlatego iż była inna.** Nie pasowała do świata, do którego chciała należeć była czymś, co przeczyło normalności. Jej jedynym marzeniem? być najzwyklejszym dzieckiem.

*2215=-1 na spostrzegawczość

**1565=3 do 1, sukces w odczytywaniu uczuć

---

Rumulus von Manstchoffen

- Co??? Nie wiem skąd ci to przyszło do głowy? Ja tu tylko sprzątam- powiedział Chimbley, a na jego twarzy wymalowało się zdziwienie.

Sprząta? Raczej zbyt dokładnie nie wywiązuje się z obowiązków skoro sam wygląda, jakby się nie mył od kilku miesięcy.

Jakieś pięćdziesiąt metrów od was jedna ze ścian stojącego jeszcze budynku, dosłownie wyleciała w powietrze rozbijając się na małe kawałeczki.

- CHIMBLEYYYY!!!- krzyk dochodził prosto z tamtej budowli.

Po chwili z kurzu wyłonił się mężczyzna, którego ramiona zostały widać zastąpione mechanicznymi odpowiednikami. Miał włosy rudego koloru i taką samą krótkiej długości kozią bródkę. Jego postawa wyrażała gotowość do walki, jednak nie wiadomo, dlaczego nie wyglądał na zbyt inteligentnego.

- O! Mark, jak widzisz to mój wspólnik. Jemu wszystko oddałem. Żegnam!!!- powiedział Chimbley, stojąc już z dachu budynku obok.

Nie zauważyłeś, żeby kominiarz ruszył się ze swojego miejsca, a ten nagle znalazł się na dachu i jeszcze nazwał cię ,,wspólnikiem?. Chciałeś coś powiedzieć, lecz Chimbley cię uprzedził.

- Powodzenia! Załatwcie to między sobą- powiedział znikając ci z pola widzenia- Jestem zobowiązany!

Domniemany przeciwnik zwany Markiem bez ostrzeżenia zaatakował cię swoją mechaniczną rozciągającą się ręką, jednak udało ci się w porę wyciągnąć rapier i go zablokować.*

Po chwili wróciła do normalnych rozmiarów, a przeciwnik szykował się na następne uderzenie.

- Oddawaj moje rzeczy- krzyknął do ciebie.

Czy on naprawdę był, aż tak naiwny, że uwierzył Chimbley-owi?

*3345=1+4=5 do 4, jako że niespodziewany atak to bez kontrataku.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To

Ryknąłem śmiechem wymieszanym z gardłowym warknięciem nienawiści.

- Możesz i być sługą światła, ale taki marny śmiertelnik jak ty nie może pokonać takiego demona jak ja... - syczałem gniewnie. - Jesteś ograniczony, zamknięty w swej formie... ja mając mrok mogę z nim robić co tylko zechcę... mogę się rozszarpać, pożreć, zamienić w proch, zetrzeć z powierzchni tej nic nie wartej, ubitej krwią, ziemi. Może ci się wydawać, że mnie pokonasz, ale nie możesz zabić nieśmiertelnego... mam całą wieczność na to, żeby wgnieść ciebie i resztę was... marnych śmiertelników w ziemię.

Jeżeli mnich sądzi, że zdoła iść ze mną w szranki i zdecydować się na wymianę ciosów niech tak będzie. Pokażę mu co to znaczy być ponad ograniczenia marnych śmiertelnych i będę ucztował*. Wpadłem też na zdecydowanie lepszą myśl, taką, która powodowała niemal wzdrygnięcie się z podniecenia... wniknę w jego umysł. Gdy będzie osłabiony, na skraju śmierci, dowiem się gdzie są inni. Gdzie są tacy jak on. A potem się tam udam. Kontynuuję karmazynowy szlak. Zniszczę tych nic nie wartych wojowników.

---

FP: 4

WB: 11

*jak zwykle - magia Cienia

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Nazywam się Tricerio, bo jestem trzeci. Trzeci. Z kolei. Przed mną było dwóch. Po mnie jest... nic. Stworzony, a nie zrodzony. Skończony, ale niekompletny. Sam, porzucony, wadliwy mówił że sukcesalewcaleNIE ON OKŁAMAŁ MNIE - w nagłym przypływie gniewu ślepo machnąłem swym ramieniem, wybijając dziurę w ścianie pobliskiego budynku. - NIE CHCIAŁ! NAPRAWIĆ. mnie... ale nie chciałem go... - urwałem na chwilę. - Więc Tricerio przybył tutaj. By stać się kompletnym.

Może ja też jestem lalką? Moja prawa ręka wygląda, jakby była. Może tylko udaję życie i o tym nie wiem? Może gdzieś jest ktoś, kto bawi się mną i mówi do mnie, a potem sobie wyobraża, jak odpowiadam? Chyba nawet słyszałem czyjś głos... Ale nie, przecież jestem zepsuty. Ten tutaj też jest. Czy on też się tak czuje?

- A ty? Też tu przyszedłeś, by się naprawić?

--------------------------------

PP: 5

WB: 10

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Diavol

- Mi to obojętne co z nią zrobimy. Ale powiedz mi jedno... Wiem że to może nie najodpowiedniejszy moment, ale...- Spojrzałem w stronę Johnson'a.- Jesteś kowbojem-samurajem?- Uśmiechnąłem się z politowaniem.- Bo muszę przyznać że wygląda to komicznie.

-Nieważne.- Powiedziałem szybko, nie czekając na reakcję jednookiego dziwaka.- Zabierzmy się do roboty.

Stanąłem przed tym małym dziwadłem i użyłem moich mocy. Wytworzyłem iluzję. Jeżeli wszystko dobrze pójdzie to dziewczynka-potwór, powinna usłyszeć w swojej głowie tysiące głosów, szepczących *dziwadło*, *nie chcemy cię tu* lub też naśmiewania się z niej. W końcu tego się najbardziej bała, inności, więc ja to wykorzystam. Jeżeli to nie podziała, będę musiał wykorzystać mój karabin.

_______________

WB: 20-8=12

FP: 5

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Poczułem, jak wzbiera we mnie wściekłość. To dlatego był taki miły... Drań. Ale zapłaci mi za to, przysięgam. Zapominam o celu mego przyjazdu, zapominam o wszystkim, w tym o przeznaczeniu. Teraz na szali jest rzecz ważniejsza niż życie.

Honor.

- Marku! Ty biedna, naiwna gnido! Podziękuj kumplowi, gdyż przez niego nazwałeś mnie złodziejem! NIKT MNIE NIE NAZYWA W TEN SPOSÓB I ŻYJE, BY TO WSPOMINAĆ!

Ostatnie słowa wyryczałem już w locie tuż nad ziemią, trzymając w dłoniach "Hydrę", za pas mając zatknięty rapier. Walizka leżała na ziemi, tam gdzie ją zostawiłem, przykryta moim płaszczem.

- Wpierw zabiję ciebie, potem dorwę Kominka i jego rozsmaruję na ścianie! Osłodzę ci śmierć: on też zginie.

"Jeden strzał z odległości dziesięciu metrów, odskok, drugi, przeładowanie, powtarzać do skutku"- powiedział mój wewnętrzny strateg. "Rudy może być za silny na rapier. Trzymaj dystans".

_____

FP:5

WB:20

Celowo przejęzyczyłem "Chimbley" na "Chimney"- kominek.

Strzelectwo, latanie, uniki.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W jej delikatnych rękach niewinnie obracał się pionek kominiarza. Delikatnie pogładziła go swoją dłonią, a potem podniosła się z tronu i rzuciła nim o najbliższą ścianę, roztrzaskując na tysiące małych kawałeczków. Na jej twarzy wymalował się gniew, jednak spoczęła z powrotem na swoim miejscu ze zbrodniczym uśmiechem na twarzy.

- Czemu on tu wrócił? Złamał mój zakaz bez wahania, jakby jego życie było mu niemiłe- powiedziała z irytacją.

- Podejrzewam, że przybył po A?- odparł głos z ciemności, a imię, które wypowiedział rozbrzmiało w wielkiej pustej komnacie.

- Zatem wrócił na marne?- powiedziała już spokojniejszym tonem, spoglądając na planszę u swoich stóp.

W tej samej chwili z trzaskiem rozpadła się na tysiąc kawałków figurka stojąca naprzeciwko mrocznego klowna.

Uśmiech.

---

Jimmie "Wesoły Clown"

Tym razem mnich pierwszy zaatakował. Wykonał cios swoją laską, jednak wobec twojego ciała był on za słaby i nie wyrządził żadnych szkód*. Od razu też złapałeś i wyrwałeś mu broń łamiąc ją na kawałki.

Teraz twoja kolej. Czas na ucztę. Zaatakowałeś go, a ten niewzruszenie blokował twoje niesamowicie silne ciosy. Jednak wystarczyła jedna chwila, że się odsłonił i twoja ciemność zwyciężyła**.

Czerwona kałuża zaczęła się powoli powiększać pod twoimi stopami, gdy ty trzymałeś go w górze za szyję, a z jego klatki piersiowej lała się na ziemię krew. Mnich jeszcze żył, jednak ledwo, więc była to ostatnia chwila na dostanie się do jego umysłu.

- Choć ja poległem? kyhgy? ktoś cię w końcu powstrzyma - powiedział krztusząc się krwią.

Zaatakowałeś jego umysł swoimi cienistymi mackami, jednak on się wybronił***. Z łatwością zablokował się przed twoim natarciem i zamknął się na dalsze ataki.

*4663=2+4=6 do 3

**5235=1+5=6 do -1, po prostu nokaut

***1125=-2+1= -1 do 0, kostki nie sprzyjały

---

Tricerio

Oddychał ciężko i patrzył na ciebie, jakby nie wiedząc, co sądzić o tym wszystkim, co mu przed chwilą powiedziałeś.

- A ty? Też tu przyszedłeś, by się naprawić?

- Naprawić? Ja jestem człowiekiem. Człowiek nie jest w stanie się naprawić. Możemy się, tylko zmienić. Nie wiem, po co tu przybyłeś, jednak odpuszczę? i przepraszam za to co powiedziałem-odparł opuszczając broń- Po prawdzie też chcę się naprawić. Stać się lepszym dla moich poddanych. Być wzorem?

Zabij?usłyszałeś w swojej głowie, jednak głos był zbyt cichy, żebyś w ogóle zareagował. Zabij go!!! Widzisz, jak się z ciebie naśmiewa! Popatrz na jego postawę! Drwi z ciebie i tego, kim jesteś. Zobacz pychę w jego oczach? Zabij go!!!*

Nie wiedziałeś, dlaczego twój gniew narastał, a ty coraz bardziej chciałeś go zabić.

Tak nie miało być, jednak jakaś siła nakłoniła cię do tego. On mówił, kiedy to się stało, a w jego ciało nagle przeszył twój miecz**. Trwało to nie więcej, niż sekundę.

Dopiero po chwili zdałeś sobie sprawę z tego, co się stało. Gdy szkarłatna kałuża krwi rozlała się na ziemi przed tobą, a arystokrata leżał już nieruchomo na ziemi, patrząc się pustym wzrokiem w stronę słońca.

- Proszę zostaw mnie przy życiu i? i.. pozwól mi odejść, a powiem ci wszystko? dosłownie wszystko, co wiem- powiedział jąkając się dawny sługa Leonarda, patrząc na ciebie z przerażeniem w oczach.

*2223=-3+4=1 do 2, umysł nie wystarczył, żebyś się oparł

**4621=-1+5=4 do -2, przeciwnik nie miał szans

---

Diavol

-Nieeee!- krzyknęła dziewczynka trzymając się za głowę- Dlaczego to robicie? Dlaczego?- płakała chowając twarz w swoich dłoniach. Twoja iluzja sprawiła się znakomicie*.

Johnson się uśmiechnął i wyjął katanę.

- Nie wiem, co jej zrobiłeś, jednak to powinno nam pomóc- powiedział i ruszył powolnym krokiem w jej stronę.

W tej samej chwili wszystkie te okropności wyskoczyły z ciała tej małej dziewczynki i zaatakowały szermierza wielkimi kawałkami metalu mającymi naśladować miecze, a przy tym odrzucając go do tyłu. Było to o tyle zadziwiające, iż odłączyły się od niej i teraz stanowiły jeden osobny twór.

- Pani! Będziemy cię bronić do samego końca. Bez względu na to ile będzie to nas kosztować- powiedział do małej dziewczynki jeden z minionów, które tworzyły tą ohydną masę.

Nie uzyskał, jednak odpowiedzi, tylko ciągłe zawodzenie dziewczynki przez cierpienia wywołane iluzją.

- To ty!!! Przez ciebie nasza Pani tak cierpi!- wrzasnęły na ciebie z siłą setek głosów.

Twór był wielkości przynajmniej jednego budynku mieszkalnego i nie wyglądał przyjaźnie.

- O ho ho. Teraz pokazała swoje prawdziwe oblicze!- powiedział szermierz.

Zauważyłeś, że dziewczynka zniknęła, jakby rozpłynęła się w powietrzu. Jednak twoją uwagę zwrócił kontur postaci na jednym z dachów mieszkania około pięćdziesięciu metrów dalej. Wyglądała, jak kominiarz i to niesamowicie brudny, a przez ramię miał przewieszoną waszą zaginioną dziewczynkę. Patrzył się prosto w twoją stronę i w tym samym momencie straciłeś go z oczu, bo miniony zaatakowały.

Szermierz ledwo zablokował swoją kataną wielki kawał metalu, który uderzył na niego od góry. Ty z łatwością zablokowałaś atak macek potworów, który był stanowczo zbyt słaby, żeby coś ci zrobić**. Twoja riposta była też szybka i bezwzględna, bo wpakowałeś w przeciwnika serię ze swojej Dziecinki***.

Twór cofnął swoje macki, jednak nie zamierzał odpuścić. Szykowała się ciężka walka.

Ciebie zaś męczyło pytanie: Kim był ten kominiarz, który zabrał dziewczynkę?

*3214=-2+5=3 do -2

**5442=0+4=4 do 0

***1135=-1+4= 3 do 2, pierwsza kratka

---

Rumulus von Manstchoffen

- Rozśmieszasz mnie. On moim kumplem? TO przecież ty się z nim kumplujesz!!!-krzyknął rudy.

Wystrzeliłeś ze swojej strzelby, jednak jego mechaniczne ręce wszystko zablokowały*.

- Jestem Mark Destroyer i nikt ze mną nie zadziera!!!- krzyknął i z jego rąk wyleciały dwa pociski, które poleciały w twoją stronę.

Uniknięcie ich nie było dla ciebie wyzwaniem**, jednak budynek obok ciebie wyleciał w powietrze wzbijając tumany kurzu.

Markowi szczęka opadła, kiedy zobaczył, że żaden z jego pocisków nie trafił. Jednak nadal był zdeterminowany i gotowy do ataku.

Następny strzał ze strzelby też nie wyrządził mu żadnej krzywdy***. Trzeba będzie pomyśleć nad inną taktyką.

*1143=-2+3=1 do 1

**4661=1+3= 4 do 0

***1255=0+3=3 do 3

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To

Czując jak woń życia ustępuje słodkiemu zapachowi śmierci upuściłem dogorywającego mnicha... a może już trupa na ziemię wokół rosnącej kałuży krwi.

- ROOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOARGH! - ryknąłem w ekstazie zwycięstwa na całe gardło a mrożący krew w żyłach huk odbił się echem od uliczek opuszczonego miasta i opustoszałych domów...zamierzałem ucztować, nasycić się tym jednym ciałem, przynajmniej do momentu, w którym znajdę kolejną ofiarę...głód nigdy nie jest zaspokojony. Oczy wyrażały szaleństwo... szaleństwo radości demona, którym byłem... ciemności pełnej zębów... ostrych jak brzytwy, zazębiające się i przerabiające ofiarę na sieczkę. Uklęknąłem obok ciała i nachyliwszy się zacząłem zlizywać jeszcze nie zaschniętą krew z ziemi. Smakowała wybornie, po tak długim czasie była niczym najlepszy afrodyzjak, który gasi chwilowo pragnienie przed daniem głównym. Z jednej strony byłem wściekły, że mnichowi nie będzie dane zaznać najgorszego, najbardziej wymyślnego cierpienia w jego kończącym się istnieniu, ale nie można mieć wszystkiego...jeszcze ciepłe wnętrzności zdawały się do mnie przemawiać.

Najpierw zabrałem się za kończyny i wbiłem energicznie szpony w piszczele obu nóg a po chwili usłyszałem pęknięcie i wyciągnąłem ociekające krwią, z kawałkami mięśni, kości. Macki wyrastające z moich pleców pochłonęły je w jednej chwili. Tak samo z dolnymi, odciętymi częściami nóg... potem zabrałem się za ręce... tryskająca krew, huk łamanych kości i ten wszechogarniający, wspaniały smak. Kolejne części ciała mnicha znikały w oszałamiającym tempie aż musiałem zabrać się za danie główne. Szponami rozdarłem brzuch mnicha a po chwili zanurzyłem swoje narzędzia mordu głębiej...

...nie mogłem wyczekać ani chwili dłużej. Głowa statuy, moja... zdeformowana przez ciemność, przedstawiająca paszczę monstra zanurzyła się z głośnym rykiem w otwór.

Wyczyszczę do cna.

---

FP: 4

WB: 11

*UWAGA: Powyższy post zawiera trochę gore, ale jak ktoś poczuł się urażony to sorry Winetou ;P

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Patrzyłem na mężczyznę leżącego na ziemi pod moimi stopami. Powoli wyraz gniewu na mojej twarzy ustąpił miejsca dezorientacji. W moim umyśle coś jakby się wyprostowało, wskoczyło na swoje miejsce. Chwilę potem znowu się zablokowało, ale ten krótki moment przytomności wystarczył. To nie była lalka. To był człowiek. Chciał odejść. A wtedy głos odezwał się w mojej głowie, powiedział, że się ze mnie śmieje, że mną gardzi, że muszę go zabić.

Ja... nie chciałem. Tricerio miał rację. Gdzieś jest ktoś, kto ciągnie za moje sznurki, mówi słowa i wkłada je w moje usta, wykonuje ruchy i wkłada je w moje ręce, wyobraża myśli i wkłada je w moją głowę. Przedtem był to Mistrz. Teraz to... ktoś. Nie mogę zobaczyć. Nie mogę się uwolnić. Nie mogę być tacy jak inni. Tricerio musi zdobyć nagrodę. Musi się naprawić. Musi się...

Zmienić. Człowiek się zmienia. Tricerio chce być człowiekiem. Tylko jako człowiek będzie kompletny.

Klękam i szturcham zwłoki, ale wiem, że to nic nie da. Teraz jest zniszczony, złamany. To człowiek, a człowieka naprawić się nie da. Za późno. Ja nie chciałem...

- Gdzie jest zamek? - powiedziałem do drugiego człowieka. Jak odpowie, pozwolę mu odejść. Muszę iść do zamku.

--------------------------------------------------

PP: 5

WB: 22 (koniec walki, więc się odnowiły)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przeładowuję strzelbę i zawieszam ją na plecach. Wyciągam rapier i ledwo powstrzymuję się przed honorowym salutem. Nie zasłużył na to.

- Jestem Rumulus von Manstchoffen, graf, niezrównany wojownik. Wampir od kilkudziesięciu lat. Diabelsko arogancki, posiadający swą dumę i honor, ledwo tolerujący innych szlachciców. Więc nie obrazisz się, że wydrę ci z gęby te słowa o kradzieży, co? Dzięki.

Przyglądam się przeciwnikowi* i leciutko się uśmiecham. Podnoszę się leciutko nad ziemię i zaczynam podlatywać, obserwując jego zachowanie, gotowy na unik.

- Aha, poza tym śmierdzisz kiczem na kilometr.

_______

FP:5

WB: 12

*Badanie, atakuję rapierem. Jeśli nie uda się rzut na percepcję, to wtedy aspekt "Wampir".

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Diavol

-A więc zabawę czas zacząć?- rzuciłem w stronę tego zlepku świństw.

Spojrzałem na Johnsona. -Musimy znaleźć jakiś słaby punkt tego stwora... Nie będziemy wybijać każdego po kolei, bo się jeszcze zmęczymy.- Powiedziałem nie spuszczając z oka mojego przeciwnika. Jest jeszcze szansa że miniony jakimś sposobem podążą za swoją "panią" czyli tym małym dziewczynko-potworem. Spokojnie wycelowałem w miniony i zacząłem strzelać w niego od frontu. Wpadłem na pewien pomysł. Wykonałem iluzję 4 psów, które rozszarpują tą dziewczynkę (ich "panią"), a ona wrzeszczy w męczarniach. To powinno je zająć na dłuższą chwilę. Będziemy mogli zająć się zabijaniem ich... na spokojnie. A jak ten świrus postanowi mnie wykiwać... to też sobie z nim poradzę.

_________________________

FP:5

WB: 12-8=4

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ciemność. Komnata. Posadzka. Postać. Kobieta?

Leżała rozpostarta na posadzce swojej komnaty śmiejąc się z cicha. Przeturlała się po marmurowej podłodze i znowu spojrzała na w górę, jakby doszukując się tam czegoś więcej, niż oszałamiającej liczby płaskorzeźb. Na jej twarz padała blada poświata od świecącego miejsca na środku sufitu. Światło z kamienia, którego nazwy nie potrafiłaby wymówić żadna z żywych istot.

- Podąża dalej w moją stronę? ? pytanie pozostało bez odpowiedzi- Nie odpuścił, jednak niedługo? nie będzie to już problemem.

Zwróciła głowę w stronę rzeźbionych figurek.

- Jesteście moją nadzieją. Nie zawiedźcie mnie, a jeden z was dostanie obiecaną nagrodę?

- Pani?- głos z pustki.

Nastała cisza, a kobieta o białych źrenicach nie odpowiadała. Sekunda? dwie?

- Xiour chce cię natychmiast?

- Tak. Wiem- powiedziała, bezgłośnie wstając z podłogi.

Podeszła do jednej ze ścian i w tamtym miejscu pojawił się korytarz, który prowadził w nieprzeniknioną ciemność.

---

Jimmie "Wesoły Clown"

Skończyłeś ucztę. Czas ruszać. Zwróciłeś się w kierunku zamku i podążyłeś w jego kierunku.

Zbliżało się południe i z nieba lał się istny żar, a zaciemnionych miejsc praktycznie brak. Pozostało iść przed siebie lub szukać cienia w opuszczonych zrujnowanych mieszkaniach. Ty jednak ruszyłeś dalej zwiększając, tylko ostrożność, żeby nikt cię nie zaskoczył bezbronnego na środku ulicy.

Nagle jeszcze przed chwilą pusta ulica zapełniła się przechodniami. Wszystko wróciło do życia. Ludzie, jak mrówki tłoczyli się przy straganach przekrzykując jeden drugiego. Dzieci wbiegały im pod nogi bawiąc się w berka. Jednak tak naprawdę nikt cię nie zauważył, a ty spostrzegłeś, że masz ludzkie ciało*. Przejrzałeś się w jednej z jeszcze niedawno zbitych szyb i zobaczyłeś młodego mężczyznę. Odwróciłeś się i jakby odruchowo spojrzałeś w stronę środka niewielkiego placu. Spoglądając na parę siedzącą przy fontannie w centrum całego zbiegowiska, wszystko stało ci się obojętne. Nawet te zjawy ludzi, które jak tylko dotknąłeś rozwiewały się i wracały do wcześniejszej postaci, jakby nic się nie stało. Ruszyłeś w ich stronę i nie wiadomo, dlaczego wiedziałeś, o czym rozmawiają.

,,Kocham cię? zostań? idź już? będę czekał? naprawdę? ja też??? ? słowa przeplatały się tworząc zaprawdę dziwną mieszankę.

Chłopak był ubrany, jak kominiarz i sprawiał wrażenie niesamowicie czystego. Można, by przysiąc, że pachniałby fiołkami, gdyby tylko można by powąchać zjawę.

Skłonił się przed towarzyszką i odszedł od fontanny znikając w tłumie innych zjaw. Dziewczyna zaś powoli odwróciła głowę i nagle uderzyło cię jej podobieństwo do kobiety z ciemnej komnaty. Oczywiście była młodsza, jednak miała tak samo białe źrenice i jasną karnację. Do tego te włosy niebieskie, jak niebo? I jej uśmiech, kiedy patrzyła się w twoją stronę. Ten był cieplejszy i na pewno nie wyrażał pogardy. Zauważyłeś też, że jej oczy gubiły się patrząc to rusz w inną stronę. Wniosek był, tylko jeden? była ślepa.

Przywołała cię gestem, a ty nie wiadomo, dlaczego podszedłeś i usiadłeś obok niej.

- Hmmm? nie jesteś człowiekiem?tyś demonem- powiedziała dotykając rękami twojej twarzy, a ciepło jej rąk było, aż zanadto realne.

- Jednak cóż to za różnica skoro zrodzonyś z ludzkich pragnień i emocji. Nienawiści, żądzy, zawiści, złości, chciwości? Jesteś ucieleśnieniem ich grzechów i sami są sobie winni- powiedziała niewidoma dziewczyna badając twoje ciało swoimi rękami.

- Jimmie? Zapewne nikt się tak do ciebie nie zwracał od bardzo dawna. Ja jestem Aedd Gynvael? Okruchem Lodu^^?ekhm Airis- powiedziała, a przedstawiając się jej głos stracił na delikatności.

- Pytaj, o co chcesz dopóki jesteś w stanie albo odejdź i odszukaj mnie na końcu świata?

Poczułeś, że odzyskałeś wolną wolę. Pozostało wydostanie się z placu zjaw? chyba, że korzystając z wyciszonych instynktów spytasz o coś hipnotyzującą białymi źrenicami dziewczynkę.

*2436=3 do 2, jednak nie rzuciłeś się na zjawy xD

---

Tricerio

- Tu?u?utaj jest uliczka. W lewo i następna w prawo. Prowadzi prosto do zamku- powiedział sługa.

Wyprostował się i spojrzał lekko przestraszonym wzrokiem w twoją stronę.

- Jednak z tego, co mi wiadomo jest przynajmniej od wieku zamknięty i nie da się do niego dostać- powiedział, a z jego czoła spłynęła kropla potu- Chyba, że wejdziesz do podziemi. Jednak nie gwarantuję, że tamtędy wiedzie droga. Może zamek sam się otworzy, jak do niego podejdziesz. Razem z ...paniczem, odszukaliśmy dużo legend na temat tego miasta, jednak żadna z nich nie mówiła, jak dostać się do środka. Były tam wzmianki o pieczęci. Przeklętych i wielu innych okropnościach, jednak musiały mieć znaczenie metaforyczne. Na tym się kończy moja wiedzia i naprawdę nie wiem więcej. Pozwól mi odejść?

Wskazał ci dwie drogi. Przez podziemia lub prosto w stronę zamku. Obie mogą okazać się bezcelowe, jak i obie mogą być tą dobrą drogą. Tylko od ciebie zależy, którą wybierzesz. Jeszcze czy żywy człowiek może odejść?

---

Diavol

- Wygląda bardziej na jakąś wielką masę zlepionych ze sobą stworów. Tego raczej nie da się wybić, nawet pojedynczo- powiedział szermierz, blokując kolejny atak minionów.

Twoja iluzja musiała go jeszcze bardziej rozwścieczyć, jednak sprawiła, iż jego ruchy nie były już tak płynne, jak przedtem. Problem w tym, że na ludzi i inne żywe stworzenia iluzja działała znakomicie, jednak miniony znajdowały się po innej stronie*.

- Nieee!!- skrzeczenie potwora wywołało mini trzęsienie ziemi, które spowodowało odpadnięcie tynku ze ścian pobliskich domów- Zapłacicie za jej cierpienia!!!

Zbiły się w wielką masę, która urosła do monstrualnych rozmiarów i pokazała wielką paszczę najeżoną tysiącami ostrych, jak brzytwa, kłów.

- O cholera?- powiedział szermierz, kiedy natarło na was to monstrum.

Nie udało mu się chwycić cię w paszczę, jednak sam podmuch powietrza odrzucił cię do tyłu**. Lecąc wystrzeliłeś w jego stronę kilka pocisków***. Monstrum zaskrzeczało i wyrzuciło schwytanego w szczęki szermierza. Ten zwalił się kilka metrów od ciebie i nie był w najlepszym stanie. Brakowało mu jednej ręki i z tamtego miejsca leciała mu też krew tworząc pod nim brunatno czerwoną kałużę.

- Poradzę sobie?-odchrząknął szermierz powstrzymując się przed krzykiem z bólu, jaki w tej chwili odczuwał.

Próbował wstać, jednak natychmiast zwalił się z powrotem na ziemię.

Zostałeś sam na sam z potworem, bo szermierz raczej prędko się nie podniesie.

*3361=0+5= 5 do 3 - złapany,jednak ich aspekt ci przeszkodził

**1235=-1+4=3 do 2 - ehhhh...

***1225=-2+4=2 do 1 - pierwsza zajęta to dostał w drugą kratkę.

---

Rumulus von Manstchoffen

Przeanalizowałeś jego wygląd i nagle okazało to się banalnie proste. Na jego plecach przebiegał odcinek kabli łączących oba ramiona i podtrzymujący resztę ciała*.

- Kiczem? To jest najprawdziwsza stal!!!- krzyknął.

Zaatakowałeś i z wielką precyzją ciąłeś, gładko przechodząc przez jego bark, aż do pleców i przecinając ten odcinek łączący ramiona**.

Po twoim ataku nastała głęboka cisza. Zdawało się, że nic się nie stało. Sam Mark wydawał się w pełni gotowy do walki. Jednak w pewnym momencie jego ramiona zwiesiły mu się na dół i upadł na podłogę.

Tak, jak myślałeś. Całe jego ciało było połączone w tak banalnym miejscu, że tylko idiota, by zostawił je tak odsłonięte.

Kaszlnął krwią przekręcając głowę w twoją stronę.

- Żeby cię diabli wzięli. Ty dziwaku, co potrafisz latać, jak ptak. Wredny Chimbley mnie wystawił swojemu silnemu koledze, który załatwił mnie, jak chciał. Cholerny ci****.

*5216=0+4= 4 do 2 , sukces i darmowy aspekt.

**3566=3+5+2=10 do 1 , miażdżące zwycięstwo, już nawet aspekt i specjal, by mu nie pomógł.

----

^^- ciekawi mnie, czy wiecie do czego nawiązałem...{patrz część Jimmiego}

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jimmie "Wesoły Clown"

Rozglądając się dookoła mlasnąłem z niesmakiem. Gdyby chociaż te cholerne iluzje miały jakiś smak, pobudzały zmysły to...jadłbym dalej, ale potrzebuję krwi, mięsa, kości a nie jakieś ledwo wyczuwalnej magii. Naprawdę nie mogę sobie wyobrazić jednego z moich pobratymców, który wcina duszę istoty zamiast jej ciało pełne witamin, muahaha!, ryknąłem śmiechem w myślach. Ciało tego żałosnego mnicha dobrze mi posłużyło, ale to nie starczy... i nigdy nie będzie starczyć, głodu nie da się zaspokoić. Śmiertelnik zacząłby się zastanawiać czy demon zabija w istocie ze względu na swoje żądze czy po prostu lubi zabijać dla sportu, bo nie można znaleźć równie pasjonującego zajęcia przez eony swojego istnienia...zabijasz, bo wiesz, że żyjesz. Wiesz, że istniejesz. Wyrwałeś się z Pustki.

Z tymi przemyśleniami zbliżyłem się do kolejnej zjawy dziewczyny, która - bez specjalnego zaskoczenia - okazała się czymś więcej. Tak samo jak ta wcześniej.

- Jestem Antal'ghorasha'vexush. - wysyczałem w demonicznym języku. - Pierwszy swego imienia, pierwszy swej natury, istniejący w najmroczniejszych zakątkach Pustki, Miejsca Poza Istnieniem... przywołany na ten świat... - i tyle, nie wiedziałem kto mnie przywiódł ani po co, wiedziałem za to co ja mam robić. -...szerzący w nim chaos, śmierć oraz ciągnący karmazynowy szlak. Nosiciel niezaspokojonej żądzy. Wiele istnieje nazw dla demonów, ale żadna nie wyraża w całości tym czym jesteśmy.

Usiadłem obok Aeris w ciszy kontemplując jej słowa i starając się uważać przy tym aby nie wpaść jeszcze głębiej w jej sidła*.

- Pytania, pytania... - powtarzałem lekko rozbawiony czym przed chwilą doszedłem w swych rozmyślaniach. - Czas...życie tych śmiertelników jest za krótkie, żeby zdołali zadać wszystkie pytania, na które pragną uzyskać odpowiedź. Pragną iść do przodu, kiedy jeszcze droga za nimi niknie w mrokach dziejów i tak koło ignorancji toczy się dalej. Pytania? - spojrzałem wprost w Aeris chcąc jakby przebić ją spojrzeniem mimo, że to zjawa. - O tak... mam je. Wiesz kim jestem, za to pragnę wiedzieć kim ty jesteś. Bogiem, przedwieczną istotą potężniejszą od bytu stwórcy, mieszkańcem Pustki? A może kimś kto nie ma nazwy? - uśmiechnąłem się wrednie. - Czy jesteś "siostrą" albo drugą połową Mrocznej Pani? - wypaliłem spokojnie. - Wiesz...musisz wiedzieć, że spotkałem się z nią, z demonem takim jak ja, a może nawet kimś potężniejszym i dzięki niej wszystko co żywe stanie się śmiercią pod moim cieniem rozciągającym się na świat. Tak więc Aeris... skoro już to wiesz... - wstałem, odszedłem dwa kroki i obróciłem się na pięcie. -...co zamierzasz z tym począć?

---

FP: 4

WB: 22

*do obrony na atak umysłowy siła woli

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tricerio

Zamek jest zamknięty. Zamki da się rozerwać. Tricerio jest ohydny, ale silny. Jeśli na mojej drodze znajdzie się przeszkoda, zniszczę ją. Tricerio jest silny. Tricerio pamięta jak. Tricerio pamięta wiele rzeczy. Lubię łamać i niszczyć i rozrywać. Zamek powstrzymuje mnie od dotarcia do nagrody. Wścieka mnie. Zniszczę, roztrzaskam, zetrę za proch... I stanę się kompletny.

Bez słowa kieruję się we wskazanym kierunku do zamku, kompletnie ignorując przerażonego człowieka. Nic już nie może dla mnie zrobić. Ja nic nie mogę dla niego zrobić. Tricerio jest ohydny. Nie mogę pomóc ludziom.

-----------------------------------------------------------

PP: 5

WB: 22

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Płacz, ile chcesz. Powtarzam ci znowu, idioto, że nie jestem kolesiem Kominka.

Zamachnąłem biodrami i z rozmachem kopnąłem go w brzuch. Plebs, nic więcej. Tylko plebs tak głupio próbuje się wybić do wielkości, tak jak on. Wbijam szpadę w ziemię i wyciągam strzelbę, przykładając lufę do jego czoła. Zaraz on zginie, ale wygląda na to, że Chimbley mnie wykorzystał, by uciec. Chociaż może wykorzystał akurat głupotę Mark'a? Nieważne, wystawię mu rachunek.

- Mark, nie mam zamiaru cię oszukiwać ani ofiarowywać złudnej nadziei. Zaraz zginiesz, lecz pozwól, że ci coś powiem. Wygląda na to, że zginiesz dlatego, że naiwnie uwierzyłeś Chimbley'owi, że mu pomogłem w kradzieży. Jednak nie miałem z tym nic wspólnego. Ale gwarantuję ci, że z przyjemnością zabiję i jego. Powiedz mi tylko, co ci zabrał. Więc?

Gdy otrzymam odpowiedź, pociągnę za spust, zabiorę swoje rzeczy i udam się dalej.

______

FP:5

WB:22

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach



  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...