Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Rankin

Olympus Actionus - The Return!

Polecane posty

Pan Ciemności?...

<Nami zastanowiła się,a po chwili nad jej głową zapaliła się niewidzialna żarówka,co oznaczało,że ma jakiś pomysł.Podeszła do Naoko,ukucnęła obok niej i powiedziała jej coś na ucho.Ta słuchała,a po chwili powoli wstała i spojrzała na Pana Ciemności.>

Nami,podaj ten shuriken.

Tak.

<Nami podała Naoko to,co przedtem trzymała w ręce.Bogini wzięła to i spojrzała na to.>

"Shuriken Wściekłości...Pora połączyć jego moc z moją."

<Boginię otoczyła czerwona aura,który zabłysła.Chwilę potem Naoko miała czerwono-czarne włosy,amulet w kształcie czerwono-czarnej gwiazdy na szyi i wściekłość na twarzy.Nami tylko wymieniła z nią porozumiewawcze spojrzenie,po czym wysłała innym bogom telepatycznie wiadomość,która brzmiała tak.>

"To nie pełnia mocy,tylko połączona moc Shurikenu Wściekłości i Naoko.Jeśli chcecie,pomóżcie jej w trikach,rezultat zobaczycie!"

<Wypiła eliksir i stała się niewidzialna,po czym wzleciała w powietrze i zaczęła obserwację.Naoko wzięła Shuriken i chwilę potem już jej nie było,tylko bystre oczy były w stanie zobaczyć szybkie ruchy w powietrzu.Pan Ciemności rozglądał się,by ją dojrzeć,gdy nagle usłyszał przerażająco słodki głos.>

Jak się masz?

<Jednak nie był to głos Naoko,ona nigdy nie mówiła tak.Wtedy został trafiony w plecy,a wokół niego zapalił się ogień.Znowu słodki głos.>

Widzę,że nie jesteś dziś w najlepszym nastroju.

<Wtedy Naoko pojawiła się metr przed nim i szybkim ruchem odcięła mu rękę i znowu znikła.>

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Śmieszne...- ręka wróciła do właściciela i wyglądała, jak nie naruszona- Taki marny bóg, jak ty mnie nie pokona, a przy okazji wiem gdzie się znajdujesz- popatrzył w jej kierunku

- Mogę wyczuć każdego boga bez problemu- uśmiechnął się do niej- Chcesz się jeszcze pobawić?

_______________

Będę wtrącał wypowiedzi Pana Ciemności.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- O @#$%^! - westchnął Lunarion, przełamując naturalną niechęć do przekleństw tym jakże trafnym komentarzem.

No ładnie, mają przed sobą nadboga, istotę starszą od czasu, kogoś kto lał się Moderatusem jak równy z równym. Oczywiście muszą stawić mu czoła. Uświadomił sobie, że oto ma przed sobą chyba najsilniejszego pojedynczego przeciwnika z do tej pory spotkanych.

- Nie łudźcie się, że wygramy, w dłuższej perspektywie nie mamy szans. Myślicie, że skąd on wziął swoje imię, że to kolejny potwór tygodnia? Wszystko co złe wypływa właśnie z niego. Każda niegodziwość jaką możecie sobie wyobrazić i każda, która tkwi poza waszą boską imaginacją. Ten ktoś równie dobrze mógłby walczyć z Moderatusem i to właśnie w nim nasza jedyna nadzieja. Musimy go przytrzymać do czasu aż Ojciec Bogów przybędzie z pomocą.

Przeniósł siebie i resztę z walącej się świątyni. Stali teraz obserwując ogromną, czarną sylwetkę bez konkretnych rysów, jakby cień rzucany na świat. Wszystko dookoła niego powoli umierało, już teraz ziemie dookoła poszarzały i przywiędły. Lunarion wystąpił kilka kroków na przód, stanął przed Panem Ciemności i oparł włócznię o ziemię.

- Jak już mówiłem nie możemy cię pokonać i dobrze o tym wiesz. Nie znaczy to jednak... - chwycił włócznię mocniej - że... - wybił się wysoko w powietrze - nie będziemy próbować!!!

Porzucił tą ciasną formę i jej ograniczenia, potrzebuje pełni swojej mocy. Na miejscu człowieka w szacie znajdowała się teraz jasna postać o delikatnie falujących konturach. Unosiła się wysoko i natarła na swojego przeciwnika. Był dużo większy, a natychmiast ulepione z ciemności ostrze wystrzeliła w stronę Lunariona. Malutka w porównaniu z bronią wroga włócznia zderzyła się z nim i, o dziwo, zablokowała atak wyzwalając potężny błysk. Chmury się kotłowały, zaczynały bić błyskawice, a Lunarion w końcu musiał ustąpić i odlecieć do tyłu.

- Pokażemy ci, o przedwieczny, z czego ulepieni są dzisiejsi bogowie! Tymi rękami powstrzymamy cię, tu i teraz, wszyscy razem!

Unosił się w powietrzu i czekał na jakiś atak, który mógłby skontrować. Miał już pomysł jak zaatakować, ale jeszcze trochę poczeka, reszta też powinna wyjść z jakąś inicjatywą.

----------------

Ech, w końcu okazja aby zrobić coś epickiego w skali kosmicznej i rozpętać walkę na tle eksplodujących gwiazd :D

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Wyskoczył za Panem Ciemności. Położył Aksuki w dość bezpiecznym miejscu i rozłożył skrzydła.>

-Pobawimy się?

<Wleciał pod hełm olbrzymiego przeciwnika. Nie zwracając uwagi na wszy większe od siebie wskoczył do miejsca, z którego zapewne niegdyś wyrastał włos. Zabrał swoje miecze i rozpoczął łaskotanie, kopanie, robienie swojego tymczasowego lokum, robienie kebabów, siekanie, krojenie, czy jak to chcecie nazwać. Otwór powiększał się, a Pan ściągnął hełm i zaczął drapać się po głowie, żeby wykończyć te boskie wszy.>

-Hej-ho, hej-ho do pracy by się szło! Hej-ho sok mi nalej, hej-ho kubki wznieśmy, to zrobi doskonale boskim opowieścią!

<Nagle ze skóry, w której "kopał" wystrzeliła czarna ręka, uderzając go w twarz z taką siłą, że wyleciał z ogromną prędkością, okrążył trzykrotnie planetę i wpadł mu do nosa. "No, ja mam szczęście!", schował miecze. Znów zabrał łuk, wystrzelił kilkadziesiąt strzał.>

-Hej-ho sok mi nalej, hej-ho kubki wznieśmy, to zrobi doskonale boskim opowieścią!

<Pan kichnął. Barto wyleciał z nosa i impetem uderzył w ziemię. Pan Ciemności zgniótł go stopą, ale ten miał szczęście. Znajdował się we wgłębieniu na tyle dużym, że mógł przeżyć. No może nie przeżyć, bo powietrze robi się ciut nie takie jak powinno być (eh... te stopy) i zaczął się dusić.>

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Śmieciu! Pierw zmierz się z nami, jak to nazwałeś, marnymi bogami!

<Zbroję na plecach przebija kręgosłupa Casulona i przybiera kształt skrzydeł. Bóg unosi się na wysokość serca Zagorzałego Wroga Moderatusa.>

Przybądźcie do mnie, wierne golemy!

<Kamienie w pasie zaczynają błyszczeć, materializuje się szóstka Lapidian.>

Nie pozwólcie Mu się ruszyć!

<Lapidianie chwytają Pana Ciemności za nogi. Złowroga aura powoduje kruszenie Ich ciał.

"Trzeba Go przytrzymać za wszelką cenę. Wszelką..."

Krzyczy do bogów.>

Nie zawsze się dogadywaliśmy, ale proszę Was, abyscie zaopiekowali się moimi szczątkami!

<Po tych słowach skupia moc w każdej cząstce swojego szkieletu. Powoduje natychmiastowy rozrost kości. Rozrywają Jego ciało i zbroję (Szpon, pas i berło wytrzymują). Kawałki mięsa, deszcz krwi i platyna spadają na bogów. Tam, gdzie przed chwilą był Casul, znajduje się twór złożony z powykręcanych kości. Gdzieniegdzie zwisają kawałki mięśni.>

Za Moderatusa!

<Casulono leci w stronę piersi Pana Ciemności. Wbija się w nią i dostaje się do wnętrza. Jest przy sercu. Zaczyna uderzać w nie, ciąć berło-mieczem, razić Szponem. Wszystko, by zdekoncentrować giganta i dać szansę reszcie drużyny.>

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak wiadomo, gdy jakaś grupa czymś niebezpiecznym się zajmuje, tedy jej potrzeba porządnego, ehm, odwodu. Takiego jak Wybuchass. No co, myślicie, że nie wyczuł tej wielkiej mocy? Jak nie, jak tak! Wielka, zielona ektoplazma objęła jego Wieżę i poprzez drzwi wyleciała w kierunku pola bitwy. Gdy tam dotarła, to w pustce uformowała się w wielką armię. W centrum, Dementorzy pod dowództwem Wybuchassa. Po lewej Armia Duchów dowodzona przez Widmowego Króla. Po prawej wielka armia ostatniego przymierza, elfy, ludzie, krasnoludy, wszystkie wolne ludy Śródziemia pod dowództwem Elronda , Gandalfa, Aragorna, Drużyny Pierścienia i Strażników. Za nimi setki tysięcy orków pod wodzą Saurona. Zaś nad nimi krążyło Dziewięciu. Nad wspaniałym karym koniu siedział Pan Strachu i widział zmagania przyjaciół. Zaśmiał się, bo choć Pan Cienia był przerażający, to co to dla niego znaczyło? Uśmiechnął się i odwrócił się do swej wielomilionowej armii.

- BWiem, że kiedyś będzie czas, gdy wasza odwaga zawiedzie wszechświat. Ale wiem, że to nie będzie dziś. Za Moderatusa!

I rozpoczęła się wielka szarża Ostatniej Wolnej Armii, opisywana potem po wsze czasy przez bardów. W powietrzu dało się słyszeć tą muzykę, a całe wosjko ruszyło do ataku. Na czoło wysunęła się kawaleria, Dziewięciu i największe potęgi Śródziemia, począwszy na Gimlim a skończywszy na Sauronie. Nigdzie nie dało się nie wyczuć tej wielkiej odwagi. Nawet Cień się zdziwił przez chwilę. Nagle błysnęło purpurą i cała armia zniknęła, wnikając w Wybuchassa. Ten już leciał w kierunku Arcywroga. Zamachnął się Młotem i przepotężnie walnął nim w czerep wroga, po czym skumulował całą swą energię, przyjmując postać wielkiej bestii, przepotężnego smoka, który oplótł ogonem równego sobie Cienia i zaczął go przypiekać ogniem. Ten jednk go złapał i odrzucił daleeeekooo. Smok zniknął i z zaczął podać platynowy deszcz, tnąc swymi igłami dziadygę. Lecz to było wszystko, na co mógł się zdobyć Wybuchass. Wycofał się i zaczął obmyślać kolejny ruch.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Grom uderzył w pewnym z dawna zapomnianym powietrzu. Moderatus ocknął się na dachu pewnego budynku, gdzie od dłuższego czasu drzemał i poczuł że coś jest nie tak jak powinno być. On wrócił. Przeklął po trzykroć swojego młodszego bliźniaka, z dawna nieobecnego Moderatosa (bujał w swoich światach i reaktorach), który go przekonał tak dawno temu aby tylko obezwładnić pokonanego Ciemnego na wieki.

- Idę. - zawarczał aż zatrzęsła się cała planeta, po czym zniknął.

W międzywymiarze przybrał postać odpowiednią do walki: wielki, potężnie zbudowany, czteroręki mężczyzna o złotych włosach i oczach płonących słonecznym światłem. Następnie wziął porządny rozpęd i wyprowadził kopniak z wyskoku.

Pojawił się w dokładnie odpowiednim miejscu i czasie aby kopniak trafił Pana Ciemności prosto w pierś. Olbrzym zaskoczony musiał się cofnąć o parę kroków, a Moderatus wykorzystał to aby natychmiast wyprowadzić prawdziwy grad ciosów swoimi czterema pięściami. Kilkanaście trafiło, ale potem na Ciemny uśmiechnął się kątem ust.

- Myślałeś że to... podziała? - zapytał, blokując następne sześć uderzeń. Następnie z szaleńczym śmiechem wyprowadził kontratak, który odrzucił Moderatusa do tyłu. Ten wylądował bez szwanku ale na razie nie zrobił nic więcej. Coś planował?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Przetarł nos.>

Kolejny silny przeciwnik, którego na razie nie możemy pokonać, ale niedługo to będzie możliwe? Ech, prymitywne ale ja w to wchodzę!

<Wyciągnął miecz i skoczył, ale został zmieciony i uderzył w... coś.>

O ty gnido jedna ty! Ja cię nauczę szacunku!

<Nagle złapał się za brzuch i skurczył się w odruchu wymiotnym. Z jego ciała zaczął wydobywać się jasny poblask. Po chwili zniknął. Wstał.>

Co to było?

<Nie było widać żadnej różnicy na zewnątrz jednak zmieniły się właściwości. Mianowicie mógł stworzyć 4 klony siebie. Wykorzystał tego skilla. Rozesłał je na 4 strony świata. Kiedy były już na miejscu zaczęły ładować energię. On sam się do tego dołączył. Po minucie skończyli i zamierzali wypuścić promień tak silny, że aż za silny. Kieł użył wcześniej tej techniki tylko raz. Kiedyś jak się jej dopiero nauczył trafił do alternatywnej rzeczywistości. Walczył tam wtedy z jakimś Moderatusem, który go nie lubił. Kiedy jej użył siła ataku była tak wielka, że zniszczyła tamten cały wszechświat. Sam ledwo uszedł z życiem. Po tym wydarzeniu już więcej jej nie użył. Do teraz.>

Dawn of apocalypse.

<Powiedział spokojnym głosem. Z pięciu stron wyleciał oślepiający promień. Zaraz po nim nastąpił wybuch. Wybuch tak potężny, że góry wyparowały. Planeta zmieciona została ze swej orbity i leciała w stronę ciemności. Od fali uderzeniowej zapaliły się pobliskie galaktyki. Był to iście przepiękny widok dla ludzi obserwujących nocne niebo. Tymczasem.>

Khe, Khe... Nie wyszło.

<Powiedział cały osmalony.>

Nie tak miało być! No!

<Upadł na ziemię. Stracił dużo swojej mocy. Wyciągnął z kieszeni eliksir i wypił go. Był trochę przypalony, ale ważne, że działał. zaraz po wypiciu podniósł się.>

Ha, od razu lepiej!

<Spojrzał na Tego Złego. Jemu nic się nie stało oprócz tego, że stracił koszulkę i lewą nogawkę.>

Hardy skurczybyk. Iten schowaj się. Teraz się nie przydasz, a tylko będziesz pałętał się pod nogami.

<Chowaniec bez słowa wszedł do kieszeni kamizeli. Kieł tymczasem spojrzał na miecz.>

Czy wam też wydaję się, że robi się coraz zimniej i ciemniej?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Wygramolił się spod stopy.>

-Brawo, ale nie będę taki i pomogę!

<Zbroja naprawił się, urósł o kilka metrów. Wilkołackimi stopami chwycił miecze, a w rękach dzierżył młot. Podskoczył, wbił miecze w barki.>

-Hakuna matata.*

<Młotem zaczął uderzać Pana w głowę. W myślach odliczał powoli "One... Two... SRU!... One... Two... SRU!", a jego młot uderzał w każdy punkt głowy jaki można sobie wyobrazić.>

-Ruchy! Długo go nie powstrzymamy!

<Głowa Pana Uderzyła go z ogromną siłą, zrzucając z barków. Pozbierał się najszybciej jak potrafił.>

-To teraz #$%^&*$%^&*$%^ ! Giń!

<Zebrał olbrzymie pokłady energii, poleciał poza atmosferę. Wycelował, rozpoczął szalony taniec ostrzy. Wielka kula energii oraz ostrzy runęła w dół. Uderzył z impetem w głowę Pana. Towarzyszyły temu potężny błysk, fala uderzeniowa oraz latające kawałki metalu. Hełm rozpadł się na kilka części, a kulka, w której znajdował się Barto nadal cięła głowę wroga. Pan machnął ręką, niszcząc tym samym atak, a samego boga zrzucając nieprzytomnego na ziemię.>

-Co się dzieje?

<Do nieprzytomnego boga podbiegł Leszcz.>

-Aha, rozumiem. Znów dałeś się pobić.

<Odciągnął go na bezpieczną odległość. Przypatrywał się dalszym wydarzeniom.>

-----------------------

*Nie mogłem się powstrzymać ;)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nadeszła reszta i zaatakowali wszyscy razem. Wróg, mimo, że potężny, odzwyczaił się już nieco od walki przez te wszystkie eony spędzone w zamknięciu, a bogom na pewno nie brakło determinacji. Casul zmienił się nawet w jakąś kościaną abominację i dotarł do serca Pana Ciemności, który ryczał teraz, jakby mało mu było platynowego deszczu i ran w nosie. Potem Kieł odpalił taki atak, że się całe ramię galaktyki zatrzęsło. Z planety niewiele zostało, góry i morza wyparowały, miasta legły w gruzach, cała zaczęła powoli rozpadać się na kilka kawałków.

- No nic dziwnego, że się robi ciemniej i zimniej, ten tutaj wysysa energię z całego Uniwersum. Ale nie ma się co martwić, Moderatus jest z nami! Nie znaczy to jednak, że możemy złożyć broń.

Pan Mroku uznał, że nie ma co się ograniczać, urósł, teraz był wielkości zniszczonej planety. Lunarion widząc to również postanowił podjąć zdecydowane kroki. Trzeba go powstrzymać dopóki Moderatus nie zrobi tego co zaplanował, cokolwiek by to nie było. Wezwał Lunę, swój niszczyciel i statek flagowy o sile ognia wystarczającej do zniszczenia planety w jednej salwie. Teraz rozpoczął metodyczny ostrzał tysiącami zaklęć (kule ogniste, lodowe, pioruny, Dragon Slave'y itd.) na minutę, który jednak miały głównie zająć czymś wroga.

- Widzisz te ręce? - powiedział unosząc je nad głowę - Jeśli nie to się przyjrzyj.

W galaktyce zapanował ruch. Nie dość, że całe życie właśnie słabło, to coś wyrwało księżyce i gwiazdy z ich orbit. Wszystkie zmierzały w tym samym kierunku z dużą prędkością. W końcu pierwsza gwiazda, niewielka i biała dotarła do systemu, w którym toczyła się walka. Ułożyła się nad rękami Lunariona i zastygłą w bezruchu.

- I co chcesz zrobić, bożku? Rzucić tym we mnie? Bez trudu wytrzymywałem eksplozje supernowych i zderzenia gwiazd neutronowych, tym nic mi nie zrobisz - powiedział wżynającym się w uszy i umysł głosem pan Ciemności.

- Chciałbyś, żebym w ciebie tym rzucił...

Gwiazdy i sporo od nich mniejsze, jednak liczniejsze księżyce oraz planetoidy napływały coraz liczniej. Wszystkie zatrzymywały się obok siebie lub jedna nad drugą. W końcu skończyły się. Kosmos nagle wydał się przeraźliwie zimny i pusty, spora część świateł znikła z horyzontu. Zastępował je blask widoczny z najdalszych krańców przestrzeni, ogromny, długi na całe lata świetlne miecz zbudowany z gwiazd. Wszystkie ścisnęły się blisko siebie, puste przestrzenie wypełniły księżyce rozmaitych planet. Można powiedzieć, że to cała galaktyka uformowała się tak, jak kazał jej Lunarion.

- Teraz poznasz na co nas stać! - krzyknął trzymając za rękojeść Lunarion - GALAXY STRIKE!!!

Zamachnął się, a miecz ruszył z miejsca z zadziwiającą szybkością. Pan Ciemności nie miał nawet kiedy zareagować, a ostrze trafiło prosto w niego. Ciężko opisywać efekty czegoś takiego, dość powiedzieć, że pobliskie galaktyki, ba, całe ich gromady zostały zdmuchnięte poza granice Wszechświata, całe Uniwersum zatrzęsło się w posadach wzbudzone eksplozją, którą można porównywać do Wielkiego Wybuchu. Po mieczu nie było śladu, Lunarion wyczerpany unosił się w przestrzeni, a Pan Ciemności ciągle żył. Jedyny ślad to dość głęboka rana na piersi i wściekłość w oczach. Czyli to jednak za mało...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No i się muszę ewakuować, bo cholera całą galaktykę rozwalają w drobny mak.

Cień, gdy zaraz rozpoczęła się batalia a całe otoczenie poszło w cholerę wyskoczył ku górze kierując się w stronę gwiazd. Nadal niewidoczny obserwował z zaciekawieniem zmagania Moderatusa & spółki z Panem Ciemności. Myślał czy nie powinien mu pomóc, ale umowa to umowa. Nie przewidywała takiej sytuacji. A poza tym może teraz spokojnie usiąść sobie w przestworzach, sięgnąć po rozrzucony popkorn - nie trzeba dodawać, że ten wielki $%%#$%^ powoduje straszny bałagan? - i oglądać widowisko.

- Szefie, co się cholera dzieje?! U nas w wieży jakieś wstrząsy były!

- E, nie bójta się bakaty. To tylko Pan Ciemności tłucze się z Moderatusem i spółką...

- Aha... ŻE JAK?!

- Panowie, nie spinać pośladów. Najwyżej się odbuduje... A teraz...

Jako, że epicka walka bez muzyki brzmi bardzo tandetnie, zmaterializował sobie innych członków kapeli i zasadził kawałek

.
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-Pan Ciemności... zadziwiająco banalna nazwa dla kogoś takiego.

Stał na uboczu, zbierając moc i obserwując walkę, patrząc, jak wszechświat ulega systematycznemu zniszczeniu na skutek bitwy. Wreszcie uznał, że czas na jego ruch. Uniósł się w powietrze i spojrzał na swego przeciwnika. Jego ciało zaczęło świecić od wewnątrz złotym blaskiem, jakby coś próbowało się wydostać ze środka. Wreszcie zrzucił swoją cielesną powłokę i ukazał swoją prawdziwą, boską formę. Taką, jaką było widać w jego pałacu. Słońce. Zdawało się być wielkie jak cały Wszechświat, a przecież było jednocześnie mniejsze od Pana Ciemności. Pulsowało jak żyjące serce. Pulsowało życiem. I rzeczywiście, po przyjrzeniu się Słońcu można było zobaczyć w środku całe galaktyki, pełne światła i życia.

-Jestem Solarion. Jestem Słońcem. Jestem częścią wszechświata. Całym jego światłem i nadzieją. Wszystko, co święte jest ze mną i we mnie, po mojej stronie. Ja tym jestem. Ucieleśniam wszystko, co chcesz zniszczyć. Ale nie poddam się bez walki.

Nagle wokół Słońca pojawiają się całe legiony świetlistych postaci. Ludzie i nie tylko. To bohaterzy, święci i herosi z całego Wszechświata. Krople światła tworzące ocean, którym jest Solarion. Wszyscy przez chwilę migoczą, by stopić się ze Słońcem w jedną sylwetką człowieka wielkości całych galaktyk, który wreszcie rusza w stronę Pana Ciemności i zadaje mu miażdżący cios całą swą istotą.

Całe dobro, świętość i nadzieja, cała dobra strona Stworzenia uderzyła w Nieprzyjaciela. Nie było słów na to, by opisać, co się przy tym stało. Dość powiedzieć, kiedy znowu można było cokolwiek zobaczyć, widać było wyczerpanego, jakby dogasającego Solariona, znowu w swej ludzkiej postaci. Pan Ciemności dorobił się kolejnej poważnej rany, tym razem na twarzy, ale poza tym nic mu się nie stało.

-Widzę, że dobra część Wszechświata to za mało, by go zabić... Może gdyby jeszcze ta zła strona się dołączyła... Ale wątpię, by Bajcurus i inni źli użyczyli swej mocy. Zresztą, to i tak byłoby za mało... Go może pokonać tylko sam Moderatus...

Solarion spada na kawałek rozerwanej planety.

-Zrobiłem swoją część, teraz wszystko w rękach innych... Tylko kto to wszystko będzie sprzątał?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"Marny...bóg?..."

<Naoko stojąca w powietrzu przez chwilę myślała nad słowami Pana Ciemności,ale trwało to bardzo krótko,gdyż chwilę potem w jej oczach zapalił się ogień,a ona powoli sięgnęła po shuriken.>

Dość...THE RAGE OF THE BLACK TIGER!

<Shuriken zaczął się świecić na czerwono,a Naoko skumulowała w nim całą siłę i po chwili rzuciła go w Pana Ciemności.Shuriken trafił w niego z siłą BARDZO wściekłego czarnego tygrysa(które żyły już tylko w cywilizacji Nekomimi)i spowodował taki huk,że słychać go było nawet w najdalszych galaktykach.Bogini jeszcze przecięła Panu Ciemności obydwie ręce i twarz,po czym znowu szybko zaczęła krążyć w powietrzu.Pan Ciemności był wściekły,a jeszcze bardziej się wkurzył,gdy znowu usłyszał słodki głos.>

Podobało ci się,mój drogi?Bo to jeszcze nie koniec...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Czas mijał. Hieny coraz bardziej zbliżały się do lwów. Krąg był coraz mniejszy. Nagle Cygnus zrozumiał słowa starego Rafikiego "o dwóch latoroślach".>

- Simba, biegnij na Lwią Skałę, ja zatrzymam hieny.

- Zgupiałeś? Ich jest cała masa!

- Wiem co mówię! Biegnij!

<Tymczasem Nala dotarła już do lwic. Chore, głodne i osłabione przywitały ją z radością, gdyż zobowiązała się do nie wracania bez opmocy.>

- Nala! Cieszę się że cię widzę!

- Ja też Sarabi. Pomoc jest na miejscu, idźmy na Lwią skałę!

<Odsiecz lwic wyruszyła. Natomiast Cygnus zaczął walkę z hienami. Simba miał rację - było ich za dużo. Po krótkim czasie został przyparty do skały. I w tej samej chwili, zbłądzony piorun mający trafić w Pana Ciemności trafił w wysuszone krzaki podpalając je. Natomiast z dala widać już było deszczowy front - skutek uboczny "Teomachii">

-------------------------------------------------------

I już nazwałem walkę - theos - bóg; machos - walka (Walka Bogów) :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Hej, ty, cieniasie! Spójrz na to!- zawołęł Wybuchass stojąc na lufie 450 mm działa. Jednego z kilkuset tego kalibru. Bo były też mniejsze. Pan Artylerii wyskoczył w górę i znikąd pojawiła się w jego ręku batuta. Zaczał swą
. Powoli zaczęły mniejsze działka przeciwlotnicze, terkocąc szybko swymi małymi lufami, oswietlając niebo pociskami platynowo- fosforowymi. Po chwili włączyły się do akcji małe działka p-panc. Platynowe. Tak samo jak haubice, które po chwili także zaczęły grać, ile matula dała. Po kolei do akcji włączały się coraz większe kalibry, m.in Wielka Berta, Gustaw, działa p- lot. 88 milimetrów. Po chwili już wszystkie lufy grały. Tak też zbliżył się do szczytowego momentu. Artyleria rakietowa. Katiusze. SKUDY. ICBM. Wszystko platynowe. Cień zaczął sie powoli chwiać pod ą ogniową nawałą. Ale to nie koniec. Ostatnie akordy zostały dla wielkich dział, strzelających pociskami atomowymi. Z domieszką platyny. Jednocześnie oddały salwę, której skutki pojawił się tuż przed nosem Cienia. Na tle grzybów atomowych Wybuchass ukłonił się, odbierając brawa.
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pan Ciemności wzdrygnął się i wszystkie rany się zagoiły. Popatrzył przez chwilę w stronę Wybuchassa i pstryknęciem palca rzucił w jego kierunku bardzo małą czarną kulkę, która po dotarciu do celu ( dział i Wybuchass) wybuchła z siłą większą od kilkunastu bomb atomowych. Zaśmiał się głośno.

- Teraz to mnie wkurzliście- zamachnął się nogą i z niemałą siłą wyrzucił wszystkich bogów do tyłu- Zostaliśmy tylko my Moderatusie, teraz mi nie uciekniesz, bo przygotowywałem się do tej chwili przez całe wieki- nadnaturalny przypływ energi u Pana Ciemności i przy dłoniach pojawiły się czarne kule energii, którymi miał zaatakować Moderatusa bezpośrednio.

- Zakończmy to raz na zawsze!- krzyknął

_______________________

Możecie cały czas go atakować, lecz wiadomo ostatni cios należy do Moderatusa :P

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Gdy reszta padła, Casul sieje spustoszenie w ciele wroga. Uszkadza krwioobieg, przecina więzadła, tnie mięśnie. Wielki miecz Lunariona trafia w Tego Złego i omal nie zabija Casulona.>

Jak tak dalej pójdzie, to zejdę razem z tym przyjemniaczkiem.

<Prousza się w górę. Ku głowie. Po drodze stara się uczynić jak najwięcej szkód kręgosłupowi. Dociera do czaszki, przebija się do tętnicy i razem z życiodajnym płynem zmierza do mózgu. Pan łyżek sięga po kamień z pasa.>

Zaraz... Gdzie one?

<Miniaturowe więzienia dla dusz skruszały. To znak, że walczący Lapidzi zginęli. Casula razi impuls elektryczny. Mózg Pana jest bardzo pobudzony.>

I żebyś sczezł w mroku!

<Casulono napina ciało i gwałtownie prostuje się. Salwa kości wbija się w narząd. Z ciała boga wysuwa się wszelki oręż z Jego zbioru. Z impetem wbija się w tkanki. Przy odrobinie szczęścia, uszkodzi ważne ośrodki.>

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<siedział sobie po walce z magiem i smokiem gdy nagle coś zmiotło połowę planety, Damirastus ruszył w kierunku pozostałych, zauważył spadającego Kła pojawił się przed nim>

-"Świt apokalipsy" potężna technika ale nie użyłeś nawet 3/4 jej mocy. Pokażę Ci jak powinno się używać tej techniki.

<uśmiechnął się pod nosem, pojawiła się jego obrona ostateczna>

-La forma definitiva de abandono de la defensa.

<powiedział spokojnym głosem po czym jego obrona zmniejszyła się do rozmiarów normalnej zbroi idealnie pasującej na Damirastusa, zaczął kumulować energię>

-DAWN OF APOCALYPSE!!!

<wystrzelił promień o wiele mocniejszy od promienia Stila (mimo, że to ta sama technika) uderzył w pana ciemności. Boooooom pan ciemności stracił rękę dalszy efekt był identyczny jak po technice Kła ale o wiele mocniejszy. Technika zbroi rozproszyła się a Damirastus przykucnął na ziemi z wyczerpania>

-Widzisz tak powinno się używać tej techniki.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ręka się odnowiła, dzięki możliwością nieograniczonej regeneracji. Pan Ciemności podniósł swoją drugą rękę i bez przeszkód przeniknęła do jego czaszki i wyrzuciła z niej Casula.

- Coś mnie drapało, a to byleś ty- spojrzał na Casulona- A teraz jeszcze ktoś pozbawia mnie nieumiejętnie ręki- z ziemi pod Damirastusem wystrzeliła pięść, która uderzyła go z ogromną siłą prosto w twarz tak, że poleciał spory kawałek dalej.

__________

Bajarz!

Karta boga, a dopiero potem możesz pisać...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Spojrzał na Damirastusa.>

Zobaczymy jaki ty będziesz mądry kiedy nie będziesz miał rąk i nóg. A tak właściwie to gdzie jest Tytokus?

<Po tym zdaniu dostał z buta w twarz i odleciał. Zaraz po tym stanął w powietrzu i spojrzał na krew cieknącą mu z nosa.>

O nie teraz przegnąłęś pałkę.

<Skumulował moc. Wokół niego zaczęła się tworzyć nibytkanka z wolnobetonium i kołpaków. Po chwili był wielkości Pana Ciemności. Prawą nogę miał mocno opancerzoną i kolcami na piszczelach. W jego ręku zaczął się tworzyć miecz tak wielki, że ten stworzony przez Lunariona przy nim był niby wykałaczka, tak ostry, że przecinał wiązania między atomami. Kieł go chwycił. Wkurzony podbiegł do Tego Złego i kopnął go w nieprzepisowe miejsce. Tamten zawył. Stil mocniej ścisnął miecz. Uderzył nim z całej swej siły. Ciął tak szybko i mocno, ze po chwili z przeciwnika nic nie zostało. Za nim było jeszcze mniej. Od uderzeń miecza zatrząsł się wszechświat. Galaktyki się rozpadały, gwiazdy zamieniały w supernowe, z planet pozostał tylko pył. Oczywiście nie ze wszystkich. Niech inni też mają zabawę. Odskoczył od miejsca, na którym przed chwilą znajdował się oponent. Wiedział, że ten miecz nic nie da. Że za chwilę znowu się zregeneruje. Mimo to nie przeszkadzało mu to. Musiał wyładować złość. Skurczył się z powrotem do swoich wymiarów, miecz rozpadł się tworząc nowe galaktyki i nowe istnienia. Sam Kieł usiadł na wygenerowanym krześle obok Damirastusa i obserwował jak Ciemny się regeneruje. Spojrzał w oczu tamtego i ujrzał w nich wściekłość, szaleńczą wściekłość jakiej jeszcze nigdy nie widział. Mimo to nie opuścił wzroku. Teraz odpoczywając obserwował poczynania innych.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Jaki miły- połączył rozerwanego siebie- Teraz twoja kolej!

Uderzył nogą w ziemię i ziemia obok Kła złożyła się tak, że zgniotły go dwa ogromne kawałki podłoża. Lekki błysk i niby nic się nie zmieniło, lecz siła boskich ataków zmalała i od ich cięć nie powstawała żadna większa rana a co dopiero ucięcie.

- Utrudnię wam zabawę- powiedział

___________________

Zgadzacie się, by Rankin napisał drugą część posta, czy jeszcze chcecie powalczyć, ale nie dłużej niż do dzisiejszego wieczora oczywiście?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Otrząsa się z wybuchu(Heh, Wybuchass....:)). Patrzy na pobojowisko i stojących naprzeciwko siebie Moderatusa i Cienia. Wie, że oddzielnie nic nie zdziałają. Przypomina sobie drugą część Transformersów.

- Moderatusie, weź moje części! Znaczy się moc!

Wybuchass zamienia się w kulę energii, która wlatuje do Moderatusa. Moc Moderatusa x Artyleria...Hohoho!! Święta idą! Z ramion M. wyrastają wielkie działa. Czekają tylko na rozkaz użycia.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Uderza w jedną z wysepek.>

Czemu Moderatus nic nie robi? Aaa...

<Przemiana Casula zaczyna się cofać.>

Nie zostało mi wiele czasu.

<Wstaje. Kości na plecach zaczynają kruszyć się. Wzlatuje na 10 metrów.>

Na początku pragnę podziękować wszystkim. Bogom, śmiertelnikom. Ale specjalne "dzięki" należą się niszczącym całe galaktyki. Bez Was ta technika nie miałaby szans na powodzenie. Zatem... Do dzieła!

<Unosi dło... łapy do góry i zaczyna recytować bardzo długie zaklęcie. Normalni bogowie zasnęliby po pierwszych stu wersach, ale nie nasza wesoła gromadka i byty przedwieczne. Jednak nie zmienia to faktu, że po trzysetnej linijce niektórzy zaczynają ziewać. W końcu zbliża się końcówka. Casul wymawia ostatnie pięćdziesiąt wersów. Ten Zły zaczyna się niecierpliwić.>

Dość tego!

<Pan Ciemności robi potężny zamach. Ręka śmiga w powietrzu w kierunku Casula. Bóg-kowal zamyka oczy. Ostatni wers wypowiedziany. Casulono obrywa, lecz nie przerywa to działania zaklęcia. Zapada nieprzenikniona ciemność. Widać tylko walczących. Pojawia się drobne światełko, które z każdą chwilą rośnie. To zbliżają się duchy wszystkich martwych. Z każdej galaktyki, z każdej alternatywnej linii czasu, z całej przeszłości. Armia licząca centyliony istnień. Umarli nacierają na Głównego Złego. Szatkują Jego ciało, łamią kości. Pan jednak walczy nieugięcie i wzywa najczarniejsze moce. Zmiata dusze. Casul leży. Jest teraz tylko szkieletem, którego możnaby pomylić z Jego sługami, gdyby nie Szpon na lewej dłoni i berło w prawicy.>

_____

Mógłby ktoś zanieść szczątki po queście na Osiedle?

@Shaker - ja już skończyłem

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-Phhhh... Nieumarłych mam gdzieś- w jego ręce zmaterializował się miecz czarnego pana i zamachnął się raz, wyglądało to jak normalne cięcie, lecz było na tyle silne, że wszystkie duchy zniknęły- No i po kłopocie...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moderatus drgnął. To, co chciał zrobić było czasochłonne nawet jak na niego; co prawda pomyślał aby zatrzymać czas ale walec drogowy był już mocno zużyty więc pomysł szybko upadł. Zresztą, patrząc na zmagania dzieci-bogów czuł coś na kształt zadowolenia.

- Dobrze, dzieci...

W zasadzie mógłby wymazać Ciemnego ze światów już teraz, ale co to byłaby za walka? Dlatego też Moderatus najpierw rozpostarł wszystkie dłonie i wszyscy na Świecie na chwilę oślepli. Kiedy wzrok wrócił, okazało się że Pan Ciemności znów był równy rozmiarem z Moderatusem, a sam Moderatus trzymał w dłoni wielki, dwusieczny, szmaragdowy miecz. Na nim runami Wszystkich barw i Wszyskich kształtów było zapisane po prostu Wszystko - nie jakieś tam podrzędne wszystko, a prawdziwe Wszystko. Tak uzbrojony, trzymając miecz we wszystkich dłoniach pobiegł z zamkniętymi oczami na Ciemnego, uderzając go z barku (błysk szafirowy), wykonał potężne cięcie od spodu, wybijając Pana Ciemności w powietrze (błysk rubinowy), następnie skoczył i pionowym uderzeniem przygwoździł wroga do ziemi (błysk szmaragdowy). Szmaragdowe błyskawice paliły ciało Pana Ciemności, a ziemia pod nim poczęła trząść się i pękać, wypuszczając strugi Światła gdy wreszcie...

Moderatus otworzył oczy.

Ziemia pod nimi wybuchła, wypuszczając Światło, które pochłonęło i ostatecznie unicestwiło Pana Ciemności. Szmaragdowy miecz rozprysnął się na miliony odłamków. Moderatusa zaraz naszła migrena gdy pomyślał że znów będzie musiał to Wszystko Gdzieś spisać, po czym zniknął, aby się tym zająć. A o szmaragdowych odłamkach mówiono że niezwykłą moc mają i ten, który się nimi zaopiekuje, błogosławieństwo Moderatusa otrzyma.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.


  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...