Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

P_aul

Sesja The Supers!

Polecane posty

Sesja z superbohaterami w rolach głównych. Moce, peleryny, gacie na spodniach, straty w mieniu publicznym sięgające miliardów dolców... No wiecie. Mistrzuje Dracia. Przestrzegajcie regulaminu Sesji i FA oraz netykiety, bo herosom nie wypada nie przestrzegać, a przestępcom zwyczajnie się to nie opłaci (gadałem z Jokerem, nawet on uznał, że łamanie tych regulaminów jest nieśmieszne). To chyba tyle, życzę wszystkim dobrej zabawy ;)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Panowie, jako że mamy dwie grupy - piszemy w spoilerach ;]

Alex -

Jak zwykle rano otworzyłeś aptekę. Sprawdziłeś, czy nikt nic nie naruszył, przemyłeś blaty, sprawdziłeś, czy na pewno nie trzeba wyciągnąć zza zaplecza żadnych leków... A potem wreszcie podszedłeś do drzwi i odwróciłeś znak napisem "OPEN" na zewnątrz. Wróciłeś na swoje miejsce za szklaną szybą, wziąłeś głęboki wdech, rozprostowałeś palce...I dokładnie w tej chwili zaświstał świstak, którego postawiliście przy wejściu,by ostrzegał was,że wszedł jakiś klient (Świstak był pamiątką z wyprawy twojego szefa do Europy. Niektórzy na niego narzekali,ale większość osób, które obsługiwałeś twierdziła,że przez niego ta apteka utrzymuje swój swojski charakter, nie tak jak te wymuskane sieciówki...)

Tym rannym ptaszkiem okazał się barczysty, ciemnowłosy mężczyzna ubrany w długi, skórzany płaszcz. Energicznym krokiem podszedł do twojego okienka, uśmiechnął się szeroko (miałeś wrażenie,że ma trochę...za ostre kły.) i poprosił o paczkę prezerwatyw.

Osoby rzadko prosiły o coś takiego ranem, ale nie mrugnąłeś nawet okiem. Wziąłeś któreś z tańszych i podałeś klientowi. Nie protestował, wyciągnął odpowiednią sumę, zapłacił, podziękował i udał się ku drzwiom.Ale zanim wyszedł odwrócił się jeszcze:

-Wiesz co,chłopcze? Po okolicy chodzą słuchy, że lubisz dziewczyny o buźkach aniołów. Znam taką jedną. Mieszka na Bank St. 20. I znudzili się jej normalni faceci. Myślę,że chciałabyś ją poznać.

I tyle go widziałeś.

Matt -

To było twoje miejsce, twoje, do %@^@^. Nawet największe draby z okolicy nie ważyły się go tknąć, ruszyć, rozwalić czy podpalić dla zabawy. Wiedzieli, co @@#%@%^@#^ im się przydarzy, jak spróbują. Więc nie próbowali. Ale ktoś tam wtargnął, ktoś był na tyle durny. Przyszedł i nabazgrał coś na ścianie fluorescencyjną farbą tak, że napis było widać z daleka, choć literki nie były za duże.

"Wiemy,że nie jesteś zwykły. Zaraz rozpęta się tu piekło... Więc lepiej znaleźć kogoś, kto weźmie cię pod swoje skrzydła. Bank St. 20"

I podpis:

Bad Wolf

Jaina -

Jak zwykle odpoczywałaś sobie w środku dnia (a raczej zmusił cię do tego Pan Kot, który potrzebował codziennej, sporej dość dawki leżenia ci na kolanach i głaskania), gdy jedna z pielęgniarek oznajmiła ci,że masz gościa. Zdziwiło cię to trochę, gdyż poza rodziną większość osób zerwała z z tobą kontakty, a i krewni zjawiali się nie za często.

Po paru minutach od zapowiedzi ktoś zapukał do drzwi. Mruknęłaś "Proszę" i do pokoju weszła osoba - jak mogłaś się spodziewać - ci nieznana.

Była to kobieta w średnim wieku, ubrana w jeansy i skórzaną kurtkę, które chyba były jedną z niewielu normalnych rzeczy w jej wyglądzie. Nienormalnych było więcej - białe włosy-bielsze od śniegu, skóra o perłowym blasku, oczy o bladożółtym kolorze, w jakiś sposób...nieludzkie.

I przeraźliwie równe zęby, gdy się uśmiechnęła. Szeroko i serdecznie.

-Witaj, Jaina. Jestem...na razie może nazwijmy mnie Anielicą. Przedstawię sprawę jasno, szybko i prosto. Wiem,że jesteś inna. I potrzebuję cię,a ty prawdopodobnie niedługo będziesz potrzebować mnie.

Uśmiech stał się trochę szerszy, co nie wydawało się możliwe. W połączeniu z jej oczami wyglądało to ciut upiornie.

-Zainteresowana szczegółami?

Jonathan -

Po całym dniu spędzonym na czytaniu, snuciu planów i tym podobnych rzeczach stwierdziłeś wreszcie,że udasz się na spoczynek. Przez długi czas leżałeś i wpatrywałeś się w sufit,ale sen wreszcie przyszedł. I śniłeś. Śniłeś bardzo wyraźnie.

Stałeś na powietrzu jakby było szkłem czy czymś stałym. Patrzyłeś w dół, na miasto a coś szeptało ci do ucha dziwnym, bezosobowym głosem...

"Miasto ginie. Widzisz to. Niedługo nie zostanie nic, wszystko się rozpadnie, wszyscy się wyniosą. Wszystko przez tego drania... Korupcja jest dobra, sam przecież o tym wiesz. Ale w rozsądnych ilościach...I pamiętaj, sny są nie tylko snami. Przemyśl to i spotkamy się jutro."

A potem się obudziłeś.

Lucas-

Śnisz. Idziesz przez białą-czarną przestrzeń, gąszcz liter i znaków. Przez chaos znaków...Aż nagle z chaosu zaczyna wyłaniać się porządek. Słowa. Zdania.

"wiem kim jesteś wiem czym jesteś wiem co umiesz wiem jaki jesteś wiem co usuwasz wiem że to widzisz miasto ginie miasto pęka zaraz nie będziesz miał nic do zrobienia zaraz nie będziesz potrzebny mogę ci dać wiele razem możemy zrobić wiele tylko chodź ze mną pomyśl do jutra SNY SĄ NIE TYLKO SNAMI"

A potem słowa rozleciały się,litery obleciały cię jak rój natarczywych much...

I otworzyłeś oczy. Obudziłeś się.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Podszedłem bliżej do napisu czując jak adrenalina napędzana moją furią zaczyna buzować po organizmie. Przejechałem ręką po napisie chcąc zobaczyć czy jakiś bezmózgowiec zostawił go całkiem niedawno czy jednak realizacja jego groźby była całkiem realna.

A niech sobie przychodzi. To jest moje miejsce, ja je znam. Poza tym, nic nie jest wstanie mnie zaskoczyć. Wiecie, że jestem inny... co cwaniaki? Ale nie wiecie jak bardzo. Uśmiechnąłem się do siebie. O, tak. Chętnie przetrąciłbym z dwa karki.

- Zły wilczek... uważaj, bo jak cię spotkam to wyrwę twój puszysty ogon z d^#@ i wepchnę ci go do gardła patrząc jak się dusisz. Miałeś jaja chłopie, żeby odwalić mi taki numer nie powiem... Najwyżej, na dokładkę, zmiażdżę twoje poczucie męskości - zaśmiałem się patrząc na swoje wychodzone adidasy. Humor zdecydowanie już mi się poprawił. Zastanawiałem się jednak co zrobić dalej.

Z jednej strony, mogłem zignorować tego gnoja i poczekać aż ktoś odważyłby się przyjść a wtedy bym go załatwił, ale jeśli przyszłość okazała by się niezbyt łaskawa i tak musiałbym uciekać. Nie byłem w końcu idiotą. Nawet jeśli wiedziałem gdzie w danej sekundzie poleci kula wystrzelona z pistoletu albo ćpun próbujący przywalić mi z sierpowego. Ale jak wyskoczy dwudziestu łysoli z pałkami i kijami to wtedy poratowało by mnie tylko Uzi pomyślałem z przekąsem.

A z drugiej...

- Cholera, co mi szkodzi pójść do tego miejsca? - powiedziałem na głos do pustego pomieszczenia i spojrzałem jeszcze raz na adres. Bank St. 20. Będę pamiętał. - Nie będę tchórzem a najwyżej potem wrócę wykopać nieoczekiwanych gości. Tak, dawno nikomu nie sprałem mordy... - dodałem w zadumie.

Włożyłem swoją bluzę, nałożyłem kaptur na głowę, pokręciłem się po "lokum" w poszukiwaniu jakiś zapasów i spokojnie wyszedłem na zewnątrz kierując się na wspomniany adres. Nie powinno być problemu. Dobrze znam to miasto. Od czasu do czasu przeskakiwałem do przodu w myślach wypatrując czegoś co mogłoby mnie zaskoczyć albo sprawić niespodziankę. A ja nie lubię niespodzianek... Chyba, że jestem ich autorem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A już myślałem, że to będzie dzień jak co dzień, a tu nagle coś takiego. Zupełnie obcy facet wyraźnie próbuje przekazać mi jakąś wiadomość. "Dziewczyna o buźce anioła" to na pewno ta cała Anielica. Niezłą ksywkę sobie wymyśliła. Z drugiej strony niezbyt bym się zdziwił gdyby okazało się, że to naprawdę jakaś istota nie z tego świata. Po tym co się stało ze mną... W każdym razie chce się ze mną spotkać, to raczej pewne.

Postanowiłem, że po pracy wrócę do domu, coś zjem i pójdę pod wskazany adres. Ciekawiło mnie, co takiego ma do powiedzenia ta tajemnicza persona i czy będę jedyną osobą na miejscu, bo w końcu o różnych dziwnych sprawach słyszy się od jakiegoś czasu. Miałem też nadzieję, że to nie pułapka albo coś w tym stylu, bo przecież ktoś mógł się w jakiś sposób dowiedzieć o mojej nowej mocy. Wyglądało jednak na to, że niedługo dowiem się czegoś. O sobie, swoich mocach? Kto wie? Równie dobrze to może być głupi żart, ale nie przegapię tej okazji.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Usiadłem lekko rozkojarzony na boku łóżka i na czuja założyłem kapcie, po czym ruszyłem do lodówki. W kuchni zapaliłem światło i z lodówki wyciągnąłem karton z mlekiem, po czym nalałem sobie pełną szklankę, którą nieustannie trzymałem na stole.

Wtem coś dużego i całkiem szybkiego obtarło mi się o nogę raz i drugi.

- Hermes? - podniosłem czarnego kota i postawiłem go na stole, po czym nalałem i jemu odrobinę mleka ? No już łobuzie. Pij sobie.

Odpowiedziało mu głośne miauknięcie aprobaty i po krótkiej chwili, odgłos chłeptania.

- Hmm? Hermes? Wierzysz w to, że sny mogą być realną wiadomością? ? spytałem, po chwili mierząc się na wzrok z kotem.

- Mrrriau. ? i wrócił do picia.

- Jak zawsze błyskotliwy. ? pogłaskałem go po głowie, dopiłem mleko i poszedłem umyć szklankę.

Nie wiem, czy to był sen, czy jakaś rzeczywista wiadomość. Jutro się przekonam. Na razie mam do robienia inne rzeczy. Muszę się wyspać, jutro skończyć tamtą korektę o ostatnim napadzie na bank, po czym wieczorem okraść jubilera w zachodniej dzielnicy centrum. Jeśli to moja wyobraźnia, to nie zawalę planu. Jeśli to prawda? jubiler poczeka na inny wieczór.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Patrzę na kobietę ze zdziwieniem.

- Nie bardzo wiem o czym pani mówi. Nie jestem inna tylko chora - dodaję z irytacją. - Nie bardzo wiem po co pani tu przyszła i czego właściwie chce ode mnie, ale może już pani iść.

Inna... Przez głowę przelatuje mi wspomnienie tamtej dziwnej nocy, kiedy zrozumiałam słowa zwierzęcia. A może tylko mi się zdawało? Może byłam zmęczona, może umysł płatał mi figle? Anielica. Co to w ogóle za imię?

Jeśli szybko nie wyjaśni się, o co tej dziwnej kobiecie właściwie chodzi zacznę ją ostentacyjnie ignorować.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gdy się obudziłem leżałem jeszcze kilka minut w łóżku, zastanawiając się co takiego mi się śniło. Nie mogłem sobie tego przypomnieć za żadne skarby. Czułem jednak jakiś niepokój.

Wstałem i ubrałem się, po czym zszedłem na dół. Stół był nakryty, a służący właśnie wniósł tacę z jajecznicą. Układając w głowie plan dnia zasiadłem do stołu. Przede wszystkim trzeba się spotkać z Marvinsem, który chce zamówić dostawy broni. Umówiłem się też na strzelnicę z sędzią Cornellem, warto mieć go po swojej stronie. Hm... Mam nadzieję, że lubi mercedesy.

Gdy tylko skończyłem jeść i przeczytałem gazetę (przestępczość w mieście wzrasta, a wojny gangów trwają, wygląda na to, że bandyci są świetnie uzbrojeni) zszedłem do garażu, wsiadłem do Lamborghini i ruszyłem do pracy.

Cały czas miałem w głowie wspomnienie niepokoju dzisiejszego poranka. Miałem poczucie, że ten dzień będzie pełen dziwnych wydarzeń i brzemienny w skutki.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Alex-

Wróciłeś do domu, posiliłeś się sporą porcją mrożonego curry (po raz kolejny żałowałeś,że jednak nie masz dziewczyny. Może matka ma rację wiercąc ci dziurę w brzuchu, że powinieneś się ustatkować?), odłożyłeś wszystko co trzeba do zlewu i poszedłeś sprawdzić na mapie,gdzie do diabła jest ta Bank St. Okazuje się,że to na przedmieściach,więc czeka cię dość długa podróż.

Zbiegłeś po schodach na pierwsze piętro, udałeś się do garażów i wyciągnąłeś z jednego z nich swojego grata (chyba będziesz musiał go niedługo polakierować na nowo, wygląda coraz gorzej...).

W końcu po godzinnej podróży, przez którą większość czasu spędzałeś stojąc w korkach dotarłeś do dzielnicy Willow Hills i na wskazany adres.

Był to kolejny z setek, tysięcy identycznych domków jednorodzinnych. Wyróżniał go tylko niesamowicie wypielęgnowany trawnik. W życiu nie widziałeś równiejszego. Może ta Anielica pochodzi z Anglii?

Zaparkowałeś grata na chodniku, podszedłeś do drzwi i zadzwoniłeś. Otworzył ci ten sam jegomość, który przekazał ci rano tą osobliwą wiadomość. Tym razem miał na sobie koszulkę z podobizną wyjącego wilka i jeansy.

-Pan Silver?-znowu ten drapieżny uśmiech, znowu ten błysk nienaturalnie długich kłów.

-Tak. Jeśli dobrze zrozumiałem to, co pan chciał mi przekazać, tu miałem się tu stawić...-nie przypominałeś sobie, żebyś podawał mu swoje nazwisko. Ale biorąc pod uwagę to, co zdarzyło się rano...

-Proszę, proszę wejść...-mężczyzna odsunął się, byś mógł wejść.

Dom...Dom wyglądał w środku jak mieszkanie. Jedno z tych mieszkań,jakie pokazują w kolorowych pismach. Białe, ascetyczne, wysmakowane, puste...Bez duszy. To powinien być DOM, powinna mieszkać tu rodzina...Ale widocznie nie mieszkała. I nie wydawało ci się również, by ten facet był właścicielem tego miejsca. Pasowało do niego jak pięść do nosa.

Odwróciłeś się w stronę mężczyzny-Przepraszam,jak pan ma na imię? Nie przedstawił się pan...

-Na razie mów mi...Bad Wolf. Skąd ta mina, chłopcze? Przecież pasuje to do mnie, wszystkie dziewczyny mi tak mówią.-Uśmiech staje się jeszcze szerszy,wydaje się....Drapieżny.- Szefowej jeszcze nie ma, zajęta jest...wyjątkowym przypadkiem. Na razie rozsiądź się w salonie.

Salon wyglądał następująco - podłoga z ciemnego drewna, białe ściany, czerwona kanapa, stojak na czasopisma i wielka plazma na ścianie. Nic więcej.

***

Okazało się, że w równym stosiku czasopism znajduje się najnowszy numer Scientific American. Ucieszyłeś się niezmiernie, tego numeru nie miałeś jeszcze okazji przeczytać. Po paru chwilach zatonąłeś w lekturze artykułu na temat mutacji u zwierząt w okolicach Chrenobyla. Niestety, nie było dane ci go dokończyć. Dwa akapity przed jego końcem usłyszałeś,że Wolf, który wcześniej z kimś rozmawiał i którego starałeś się ignorować zwraca się do ciebie. Odwróciłeś się, by zobaczyć go w towarzystwie niechlujnie wyglądającego faceta ubranego w granatową bluzę, bojówki i adidasy. Człowiek ten wyglądał na lekko zszokowanego i trzymał w ręce puszkę piwa, na którą patrzył się lekko nieobecnym wzrokiem.

-To jest Matt. Poznajcie się. Przyda się to wam.- Przedstawił go Wolf, jak zwykle uśmiechając się szeroko. Następnie odwrócił się i zostawił ciebie i Matta samych.

Matt-

O dziwo Bank St. nie znajduje się w sercu dzielnicy finansowej,ale na przedmieściach. Nienawidzisz !@$!$!$%^#$% ludzi z przedmieści, ale i tak tam idziesz. Po drodze dzięki swoim umiejętnościom udaje ci się uniknąć paru...wypadków. Jest ich zaskakująco mało, w końcu szedłeś przez dość niebezpieczne dzielnice. Jest to aż dziwne.

W końcu stanąłeś przed kolejnym z tych ślicznych domków z wymuskanym trawnikiem. Podszedłeś do drzwi, nacisnąłeś dzwonek...Otworzyły się od razu, ten ktoś najwyraźniej na ciebie czekał.

Był to wysportowany mężczyzna o ciemnych włosach, parodniowym zaroście,szerokim uśmiechu, niepokojąco długich kłach i złocistych oczach. Ubrany był w T-shirta z nadrukiem wyjącego wilka i jeansy. Wytarte. Nie z powodu mody,ale używania.

Właśnie zacząłeś zaciskać pieść, by mu przywalić (zasługiwał na to,@%$^%&,a ty byłeś naprawdę dooobry w walce na pięści)gdy-

...widzisz jak uderzasz go,trafiasz w jego szczękę, która wydaje satysfakcjonujące chrupnięcie... Ten cofa się na parę kroków, a potem...zmienia się. Porasta futrem, jego twarz wydłuża się w pysk, tak samo jak wydłużają się zęby (zaostrzając się przy tym),paznokcie zmieniają się w szpony, nogi w wilcze łapy....Stoi przed tobą bestia rodem z horrorów...

Poczułeś, jak po karku spływa ci zimny pot. Powoli rozluźniłeś rękę... I wtedy Bad Wolf odezwał się, zadziwiająco przyjaznym głosem.

-Wszystko w porządku, Matt? Wchodź. Jestem Bad Wolf, ale to pewnie wiesz.

Zdecydowałeś się wejść. Naprawdę zszokowała cię ta wizja.

Wnętrze domu było takie...Puste.Białe ściany, drogie sprzęty...Wszystko to bardziej pasowało do mieszkania jakiegoś bankowca, a nie domu na przedmieściu.

-Chodź, zdejmij buty i chodź to salonu. Strasznie jesteś blady...Napijesz się czegoś? - ten wilczek był naprawdę przyjazny, a przecież przed chwilą w wizji?

-Mrmh-mruknąłeś i zacząłeś oglądać salon. Pasuje wystrojem do reszty. Puste ściany, wielka plazma, podłoga z ciemnego drewna,minimalistyczny stojak na czasopisma, czerwona kanapa...Na kanapie siedział jakiś chudy rudzielec w szarej koszuli i czytał coś.

Dokładnie w chwili gdy skończyłeś kontemplować tą scenę wrócił Wolf i wcisnął ci do ręki smukłą puszkę.

-Proszę. To jest piwo,a tamten rudzielec to Alex. Alex!-chłopak przestał czytać i odwrócił się w stronę donośnego głosu.- To jest Matt. Poznajcie się. Przyda się to wam.-Po skończeniu zdania Wolf odwrócił się i udał się się do jakiegoś innego pokoju, zostawiając was samych.

Jaine-

Anielica westchnęła lekko. - Proszę dać mi jeszcze chwilę, dobrze? Zaraz wszystko wytłumaczę.

Przeczesała ręką swoje białe włosy, westchnęła trochę mocniej, podeszła trochę bliżej twojego fotela, stanęła przez chwilę wyraźnie zamyślona, a potem zaczęła mówić.

-Dobrze, jesteś-o ironio-chora. Jeszcze gorzej. Umierasz. Dlatego tu jesteś. Nie patrz się tak nam nie, przecież w końcu przez to tu jesteś, prawda...? Tak więc,jesteś chora. Ale to wcale nie wyklucza tego,że jesteś inna. Posłuchaj. Zdarzyło się ci ostatnio coś bardzo, bardzo dziwnego? Po twoich oczach widzę,że tak było. Nie wiem, co to było dokładnie...Ale wiem, że coś takiego się stało. Wolf się w tych kwestiach nie myli.

Tak więc jesteś inna. Masz pewne...moce. Mój wilczek mówi,że prawdopodobnie pozwalają ci one przejmować moce innych. Nie wiem, co się wtedy zdarzyło,ale-

-Przepraszam, o czym pani mówi? Moce? Jest pani agentką jakieś sekty? Dybie pani na moje pieniądze?- w tej kobiecie na pewno było coś podejrzanego.

-Nie. I udowodnię ci to. Możesz podać mi rękę?-Anielica wyciągnęła ku ciebie smukłą dłoń.

-No dobrze...-odburknęłaś i wyciągnęłaś swoją. Po chwili była ona zamknięta w delikatnym uścisku kobiety, która teraz miała zamknięte oczy, wyraźnie skupiona na czymś.

Po paru chwilach z jej pleców, z okolicy łopatek wytrysnęły dwie smugi światła, które zaczęły się skręcać i powielać,aż przyjęły postać dwóch ptasich skrzydeł utkanych z czystego blasku. Chciałaś cofnąć dłoń, ale nie byłaś w stanie, Anielica nagle zaczęła trzymać ją mocniej. W końcu otworzyła oczy.

-Spójrz za lewe ramię.- Uśmiechnęła się lekko, tym razem nie pokazując zębów.

Spojrzałaś,tak jak prosiłaś. Zobaczyłaś takie samo skrzydło, tylko trochę mniejsza.

-Hm. Tylko jedno. Ale zawsze to coś. Teraz mi wierzysz?- Jej skrzydła już zniknęły, twoje wciąż trwało.

Pan Kot dopiero teraz otworzył jedno ślepie i spojrzał na nią. Wcześniej przez cały czas spał..

Lucas-

Podczas kradzieży u jubilera zastanawiasz się, jakim cudem ten facet został okradziony dopiero przez ciebie i czemu wcześniej nikt nie skorzystał z okazji. Zabezpieczenia były tak żałośnie słabe,że nie stanowiły dla ciebie najmniejszego wyzwania. Żałujesz,że na dzisiejszą noc wybrałeś akurat jego-nie ma w tym najmniejszej rozrywki. Po powrocie do domu siadasz przy biurku i nanosisz parę ostatnich poprawek na korektę. Potem zmęczony tą nocą kładziesz się do łóżka. Hermes jak zwykle zajmuje dużo więcej miejsca, niż powinien ze względu na swoją wielkość, rozwalając się na połowie łóżka. Ale jakoś nie za bardzo ci to przeszkadza, przyzwyczaiłeś się (choć parę razy przez tego futrzastego drania nie spadłeś).

Znowu śniłeś ten sam sen... Tylko słowa inne...

"czuję że wierzysz choć trochę więc słucha SŁUCHAJ masz moc ja to wiem widać to w twoich snach możesz się przyłączyć jeśli chcesz czy chcesz razem uratujemy miasto zanim zginie tak więc czy chcesz powiedz we śnie a usłyszę NIE JESTEŚ SAM"

Litery zawisły przed tobą, jakby czekając na odpowiedź.

Jonathan -

Sam dzień był zadziwiająco zwykły. Marvis zamówił całkiem sporą dostawę, jego gang miał zamiar wreszcie dołączyć do wojny i wyrwać należną sobie część dochodów miasta. Cornellowi pozwoliłeś wygrać wasze małe zawody, choć zważając na twoje umiejętności było to dość trudne... Ale udało ci się i odszedł zadowolony,napuszony jak paw z powodu swego "zwycięstwa". Do domu wróciłeś wieczorem, dokończyłeś wczorajszą lekturę i wreszcie udałeś się na spoczynek. Kiedy wreszcie zasnąłeś sen okazał się prawie taki sam, co zdziwiło cię, ponieważ nigdy wcześniej nie śniłeś dwóch podobnych rzeczy pod rząd.

Miasto, głos były identyczne. Ale inne rzeczy były powiedziane.

"Nie jesteś sam. Masz moc, widzę to w tobie. I inni też mają. Razem możemy znów zaprowadzić tu ład i porządek, tak, by miasto nigdy więcej nie popadło w taki stan. I żyć dalej tak,jak żyliśmy...Ale w lepszym miejscu. Więc...Chcesz się do mnie przyłączyć...?"

Ten ktoś...zdawał się czekać. Spojrzałeś na miasto w dole. Nadszedł czas na podjęcie decyzji.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przez chwilę, poza ogarniającym strachem nie mogłem niczego wykrztusić.

O żesz #$%#%$ jego $@#!#!@ mać.

Na chwilę pomyślałem, że ta wiązanka wyrwała mi się z ust, ale na szczęście to tylko umysł wariował. Wariował, bo ciągle nie mógł uwierzyć w to co się stało... a właściwie mogło się stać. Wiele razy miałem wizję, ale pierwszy raz spotykam się z czymś takim. Kim ty do cholery jesteś, jakimś &%^$#$%@ wilkołakiem z bajki? pomyślałem zerkając na Bad Wolf'a. Sprawiał wrażenie przyjaznego, nawet za bardzo... Do takich nie mam zaufania. Kurde, do nikogo nie mam zaufania i jeszcze żyję.

- Dzięki za piwo - mruknąłem do gospodarza. Myślałem nad tym co się stało. Przywalić facetowi w gębę nie było wielką sztuką, ale tłuc się z wilkołakiem po mordzie było bardziej ryzykowne. Gdybym miał jakiś metalowy pręt albo co... Na razie wstrzymaj swoje mordercze instynkty, bo zawsze jest szansa, że ten facet nie planuje #!@#!@# cię w $@#!. Ale do #!@#!@ nędzy... potrzebuję czegoś mocniejszego na ukojenie nerwów. Pociągnąłem solidny łyk z puszki zerkając na Alex'a. A przynajmniej na gościa, który został przedstawiony jako Alex. Te moje paranoje, he-he.

- Czołem młody - zwróciłem się do Alex'a. - Matt, bezdomny z ulicy. Powiedz mi, co taki porządny gość jak ty robi w takim miejscu jak to? Nie powinieneś siedzieć w jakimś uniwersytecie albo co? - spróbuję do niego zagadać jednocześnie skupiając się na stworzeniu kilku wizji, które może pozwolą dowiedzieć mi się czegoś więcej. Albo przynajmniej ostrzegą mnie czego nie robić. Próbuję, przykładowo, przewidzieć co by się stało gdybym jemu spróbował #!@#!#!@# w twarz...

Po odpowiedzi krzyczę w kierunku pokoju gdzie udał się wilczek. No, on puszystego ogonka nie ma...

- Masz coś mocniejszego?!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Atmosfera tego domu była niezbyt przyjemna, ale jakaś znajoma. Coś jak szpital albo przychodnia. Wszystko odpicowane i takie zimne. Usiadłem sobie w salonie, a chwilę potem Bad Wolf przyprowadził... nie, wcale nie Czerwonego Kapturka, a jakiegoś faceta o imieniu Matt.

- Cześć - powiedziałem i podałem rękę Mattowi - jestem Alex, miło Cię poznać.

Starałem się mu nieco przyjrzeć. Jednocześnie zastanawiałem się czy on też... hmm, jest niezwykły. Na pierwszy ruch oka wyglądał niepozornie, ale czort wie co takiego potrafi zrobić, jeśli w ogóle. Z drugiej strony niezbyt wiedziałem co mógłby tu robić gdyby był tylko zwykłym człowiekiem.

- Co, tobie też przekazał wiadomość? Czy sprowadzili Cię w jakiś inny sposób? Zresztą nieważne, domyślam się, że też szukasz tej Anielicy, inaczej pewnie by Cię tu nie było.

Póki co nie poruszałem tematu jego domniemanych mocy. Albo sam mi o tym powie albo dowiem się w ten czy inny sposób, a zbytnia dociekliwość mogłaby go zrazić do mnie. Siadam na kanapie.

- Dosiądziesz się? I tak nie mamy nic innego do roboty. Miejmy nadzieję, że gospodarz nie każe nam zbyt długo czekać. Poza tym domyślasz się może czego od nas chce?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Właśnie dopijałem swoje piwo gdy usłyszałem o jakieś Anielicy chociaż cholera jedna wie czym lub kim ona była. Zachłysnąłem się i kilka razy porządnie odkaszlnąłem nim płuca wróciły do normalnej pracy. To imię wydało mi się albo tak głupie lub tak śmiesznie...

Anioły zstępują z nieba, żeby ratować to nowe wcielenie Sodomy i Gomory! O radujcie się, bo nadchodzi dzień odkupienia i Sądu Ostatecznego! Boki zrywać normalnie. Wydałem z siebie chichot.

- Nie dziękuję. Postoję - ledwo wytrzymałem gdy to mówiłem i zaśmiałem się znowu na cały regulator. - Spokojnie, to nie o ciebie chodzi. Mówiłeś coś o Anielicy? Wydało mi się to niesamowicie śmieszne... Aniołek zstępujący z nieba. Dobry kawał. - spojrzałem na opróżnioną puszką. Zgniotłem ją w ręce i pomyślałem, że chętnie opróżniłbym jeszcze jedną. Albo strzelił sobie kolejkę whiskey albo koniaku.

- Żeby była jasność to jakiś palant zostawił napis na ścianie ostatniej meliny - tylko odrobinę ściszyłem głos - i pomyślałem, że pogadam sobie z delikwentem skoro był taki miły, że zostawił swój adres. Ale na miejscu... powiedzmy, że zobaczyłem coś co zmieniło moje zdanie... poza tym ten cały Wolf wygląda na normalnego gościa - ciekawe czy za dużo powiedziałem. - Pierwszy raz słyszę o tej całej Anielicy... kto to jest? Jakaś wróżka chrzestna i matka sumienia tego miasta? - nie wiem czemu, ale za każdym razem gdy myślałem o tym imieniu zbierało mi się na śmiech.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Nic o niej nie wiesz? W sumie to tak jak ja. Słyszałem tylko, że interesuje się różnymi, jakby to powiedzieć... dziwnościami. Pewnie słyszałeś coś o różnych mocno nietypowych sprawach. Co do mojego trafienia tutaj, to kiedy byłem dzisiaj w pracy pojawił ten cały Wolf i wyraźnie dał mi do zrozumienia, że chce abym tu przyszedł. Więc jestem. Swoją drogą rzeczywiście dziwne imię sobie dobrała.

Widać, że faceta nieźle to bawi. W sumie nic dziwnego, jeśli odpowiednio na to spojrzeć, to rzeczywiście jest zabawne.

- No nic, pewnie dowiemy się wszystkiego kiedy pofatyguje się i do nas przyjdzie. Bo w końcu A co do czegoś mocniejszego, to nie, nie mam. Za to może sprawdźmy czy to cacko wisi tu tylko dla ozdoby.

Spogląda na plazmę i szuka pilota. Jeśli go znajduje, to włącza telewizor i stara się znaleźć jakiś w miarę ciekawy program, tak dla zabicia czasu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Spoglądam na słowa wiszące przede mną. Pokręciłem głową i z kpiącym uśmiechem odpowiedziałem.

- Na świecie nie ma wystarczająco silnej mocy, by uratować to miasto. Nawet jeśli są podobni do mnie, to co miałbym zrobić? Nic nie da się zrobić by odmienić powstające tu bagno i tylko głupiec by próbował.

Spojrzałem na słowa i odwróciłem się do nich plecami. Zacząłem iść w stronę wyjścia, które mam nadzieję gdzieś tutaj musiało być.

- Ale skoro to miasto zamieszkują już tylko głupcy? Daj mi się wyspać i przyjdź osobiście w dzień. Nie negocjuję z marami. ? rzuciłem, po czym wróciłem do szukania wyjścia.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wykrzywiłem twarz w pogardliwym grymasie i wyciągnąłem cygaro z kieszeni płaszcza. Następnie wetknąłem je sobie do ust i podpaliłem.

'Wyjaśnijmy sobie jedno... projekcjo mojej podświadomości - nie zamierzam nikomu usługiwać, ani pomagać w osiągnięciu czegokolwiek.' wydmuchałem gęsty kłąb dymu. 'Z drugiej jednak strony miastu przyda się ktoś, kto chwyci je za mordę i pokieruje na właściwe tory.' strząsnąłem popiół i przez chwilę obserwowałem, jak wiruje na wietrze, opadając w kierunku miasta. 'Powiedzmy wstępnie, że się zgadzam, ale najpierw muszę znać konkrety...'

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po prostu siedzę i patrzę. To wszystko kompletnie mnie przerosło. Skrzydła. Moce. Coś w moim mózgu zaskoczyło i spoglądam na Pana Kota. Czy to możliwe, że wtedy... Ta staruszka... Biorę głębszy oddech i dotykam tego... "skrzydła". Zauważam, że każde pióro ma czarną plamkę. Jej skrzydła były chyba śnieżnobiałe, prawda?

- Czego... czego ode mnie chcesz? - pytam wciąż oszołomiona.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jaine -

Anielica znowu się uśmiecha.

-Czego chcę? Ciebie. Chcę żebyś zrobiła sobie jeden dzień urlopu od tego miejsca śmierci i poszła ze mną. Wytłumaczę ci wtedy wszystko dokładniej. Co ty na to?

Jonathan -

Słyszysz śmiech, dochodzi do ciebie ze wszystkich stron, odbija się od ścian miejskich kanionów pod tobą...

-Podobasz mi się, podobasz. Czekaj na posłańca, on wskaże ci drogę.

Budzisz się.

Lucas -

Litery przed tobą, zmieniają się w duże i kolorowe, jakby żywcem wycięte z brukowców. Drżą przed tobą, gdy odczytujesz w jakie słowa się układają.

BIERZESZ MNIE ZA GŁUPCA? MAM SIĘ PRZED TOBĄ STAWIAĆ OSOBIŚCIE? Ale dobrze skoro chcesz jawy . .. . . .. .. . Czekaj.

Matt & Alex -

-Czy mi się wydaje, czy ktoś pytał o coś mocniejszego? - słyszycie głos Wolfa i głośne tupanie po schodach, a po chwili pojawia się przed wami właściciel głosu i powód tupania z butelką w ręce. Podaje ją Mattowi z szerokim uśmiechem.- Polskie. Kiedyś tam byłem. Dziwny kraj.

Potem odwraca się w stronę telewizora,a to, na czym zatrzymał się Alex podczas przeskakiwania z kanału na kanał.

-Jerry Springer? Człowieku, a miałem o tobie lepsze mniemanie...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość dał się lubić. Ochoczo chwyciłem butelkę w swoje ręce i pociągnąłem solidnego łyka.

- Uła! Buahahaha! - zaśmiałem się czując niezłe pieczenie w gardle. - O, to właśnie lubię... Daje ostro do pieca, s&%$^#@! nie ma co...

Pociągnąłem jeszcze jeden łyk i poczułem jak miło zakręca mi się w głowie a świat nagle staje się piękniejszy. No, do tego drugiego dojdziemy jak opróżnię całą butelkę. A pomyśleć, że gościowi chciałem sprzedać działo na ryj... ten daje mi alkohol za darmo. Życie jest piękne... Postanowiłem nie siadać. Jak procenty ostro się zabawią w moim wnętrzu będę wiedział kiedy biec do toalety. Tymczasem jednak wszystko było OK. Żadnych wizji, żadnego problemu.

- No dobra... - westchnąłem. - Wszystko ładnie, dzięki za alkohol i w ogóle, ale dosyć p%^%$%#$. - nie moja wina, że nie byłem wychowywany na dyplomatę. - Przejdźmy od razu do sedna. Wytłumacz nam wszystko, od początku... Po co to "zebranie", kim jest jakaś Anielica...? - wypowiadając to imię na twarzy wypełzł mi bezczelny uśmiech, ale powstrzymałem się od wybuchu radości. - Więc... zamieniam się w słuch.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Patrzę na ekran, a konkretnie na "show", który właśnie pokazuję. Wyłączam telewizor.

Jak zwykle, setki kanałów i nic ciekawego. Już chyba lepiej bym zrobił kończąc czytać tamten artykuł.

- Haha, bardzo śmieszne - komentuję uwagę Wolfa na mój temat, spoglądam też na to co podał Mattowi - Polskie? No to ci się poszczęściło Matt, ciężko o lepsze. Kiedyś muszę tam pojechać, matka mi nieco opowiadała. Ponoć ciekawe rzeczy się tam dzieją.

Rzeczywiście planuję podróż, pierw jednak trzeba się jakoś dorobić, ustatkować i w ogóle. Potem mogę się wziąć za zwiedzanie i poznawanie korzeni. No i przeczuwam, że obecna sytuacja też zmieni moje plany.

- Właśnie - mówię po pytaniach Matta - Po co to wszystko? Tylko nie wykręcaj się mówiąc "ona wam wszystko wytłumaczy". Jakiejś odpowiedzi chyba możesz udzielić. Albo chociaż powiedz ile jeszcze mamy czekać na tę Anielicę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Niedługo po zniknięciu tych liter rodem z listu z żądaniem okupu, budzę się z lekką ulgą? albo i nie? mam takie dziwne, nieswoje uczucie?

Momentalnie zrywam kołdrę z okolic nóg i tym samym odkrywam sprawcę owej sensacji.

- Hermes. Co-ja-ci-mówiłem? ? rzucam zimnym tonem do kota ? Możesz sobie spać ze mną, ale masz zakaz, absolutny zakaz robienia tego, co robisz. ? wziąłem go pod łapy i po chwili patrzyłem mu głęboko w oczy ? Ro-zu-miesz mnie? Nie ma ostrzenia pazurów na prześcieradle. Cza-isz?

- Mrrrrrriau. ? odparł i po chwili polizał mnie po nosie?

- Wiesz co? ? starałem się dalej utrzymywać zdenerwowaną minę, ale przy tym kocie nie mogę normalnie robić tego dłużej jak minutę ? Ciesz się, że nie masz pieniędzy, bo bym ci kazał zwracać za pościel.

- Mrrrrrr.

- Taa? dogryzaj mi jeszcze lizusie. ? odstawiłem kota obok i sam wstałem.

Zegar dawał jasno do zrozumienia, że tym razem, mimo dziwnego gościa w snach, udało mi się wstać o mniej lub bardziej przyzwoitej porze. Założyłem kapcie i powlokłem się zjeść śniadanie.

Pół godziny później myłem naczynia i patrząc tak w wodę, zacząłem myśleć o tym, co przeczytałem. Mam czekać na kogoś. Może też okaże się, że jednak pojawi się i sam nadawca tej wiadomości.

- Wiesz co? Jeśli to wszystko nie jest głupim snem, to pewnie zostanę dzisiaj prawdziwym najemnikiem. ? uśmiechnąłem się z lekka złowieszczo ? Może wreszcie stanę przed jakimś ciekawszym wyzwaniem.

- Mrriau. ? ten kot chyba rzeczywiście go rozumiał?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Miejsce śmierci... Mojej śmierci. W niedługim czasie. Ostatnio coraz rzadziej miałam siły aby pomagać innym, a ta tutaj karze mi wyjść poza bezpieczny świat leków przeciwbólowych pielęgniarek gotowych do pomocy... Wyjść i pożyć jeszcze trochę, zmienić coś, dowiedzieć się czegoś o samej sobie...

- Czy... czy każdy kto ma te... moce... jest umierający? - pytam kojarząc fakty. - I tak, zgadzam się, pokaż mi co mogę zrobić...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przeciągam się i opadam z powrotem na łóżko. Próbuję przywołać z pamięci sen - w głowie zaświtało mi coś o mieście i paleniu cygara.

Po ubraniu się i zjedzeniu szybkiego śniadania wyszedłem w interesach. Cholerni gangsterzy... Zawsze brakuje im broni, a jak akurat mają wystarczająco to chcą mieć więcej na zapas. No, ale nie mogę narzekać - interes się kręci, a ja zarabiam.

Jadąc przez, uśpione jeszcze, miasto układałem sobie w głowie plan dnia, kiedy nagle uderzyło mnie wyraźne wspomnienie. Głos dochodzący zewsząd, miasto pod moimi stopami. Nieświadomie przycisnąłem pedał hamulca i samochód zatrzymał się z piskiem opon. Czy to ma jakiś związek z...

Musi mieć. Gdyby chodziło o partnerstwo w interesach klient nie odwiedzałby mnie w snach. Przecież to bzdury! Nie można wejść do czyichś snów. Raczej. Nie można też odbić lecącej kuli samą siłą woli, prawda?

Powiedzieli, żeby czekać, więc będę czekał.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Alex & Matt -

-Panowie, sęk w tym, że właśnie ona wam wszystko opowie, kiedy tutaj przyjdzie. Nic tego nie zmieni. To ona jest od myślenia i tłumaczenia, ja jestem tylko wywąchiwaczem...- Wilk po raz chyba setny tego wieczoru zaprezentował wam swoje bielutkie zęby (wydawało wam się, że znacie je już na tyle dobrze, że możecie zacząć nazywać je po imieniu). Zgrało się to pięknie z dzwonkiem do drzwi. -Och....Wszystko wskazuje na to, że nie będziecie musieli już mnie naciskać, tylko ją.- Odwraca się i biegnie w stronę wejścia.

Po chwili wraca w towarzystwie dwóch kobiet. Jedna z nich jest w średni wieku, szczupła o białych włosach i dziwnych, żółtych oczach., ubrana w skórzaną kurtkę i jeansy. Druga to wyglądająca na osłabioną, zagubioną i przerażoną krótko obcięta blondynka w szarym dresie.

Żółtooka lekko pcha towarzyszkę do przodu.

-Jestem Anielicą. - uśmiecha się, jakoś tak podobnie do Wilka. - A ta dziewczyna to Jaine.

- Mówią na mnie Bad Wolf, miło cię poznać. ? mężczyzna macha do blondynki.

Jaine -

-Czy wszyscy są umierający? Nie. Nie jest to regułą, jesteś wyjątkiem. Na szczęście, bo co innego oznaczałoby, że mi również nie zostało za wiele rzeczy. I co możesz zrobić? Na początek zwolnić się stąd na jeden dzień.

-Ale po co? ? pytasz.

-Chcę ci wszystko w spokoju wytłumaczyć. Mam dosyć tego miejsca, a tobie też przyda się przerwa.

-Dobrze. ? Zgadzasz się.

Anielica patrzy w spokoju, jak załatwiasz wszystkie formalności. W końcu podpisujesz ostatni papier i wychodzicie razem przed budynek.

-No dobrze, gdzie masz samochód? ? rozglądasz się dookoła, zastanawiając się, który to z pojazdów może należeć do srebrzystowłosej kobiety.

-Samochód? Po co mi on? ? Anielica rozkłada swoje przezroczyste skrzydła i obejmuje cię mocno. Już po chwili mkniecie razem przez przestworza. Zamykasz oczy ? to jest zbyt szybkie, zbyt nagłe...Ale i tak po chwili się kończy. Lekko opadacie na ziemię, wytaczasz się jej z ramion. Jesteś w szoku, nie za bardzo wiesz, w jaki sposób po chwili znajdujesz się w korytarzu ascetycznie urządzonego mieszkania.

Stoi w nim trzech mężczyzn. Jeden z nich jest chudym rudzielcem w jeansach i koszuli, drugi to ciemnowłosy no....żul. Trzeci to szatyn, barczysty facet w T-shircie z wyjącym wilkiem i ? tak - kolejny miłośnik jeansów. Uśmiecha się szeroko- ma trochę za długie kły ? i macha do ciebie.

- Mówią na mnie Bad Wolf, miło cię poznać.

Lucas ?

Niedługo po tym, jak kończysz myć naczynia dzwoni dzwonek do drzwi. Mruczysz pod nosem coś o wczesnych wizytach i idziesz otworzyć.

Na wycieraczce stoi jakiś młody, na oko mniej niż dwudziestoletni, filigranowy chłopak o jasnych oczach i włosach. Bardzo mocno kojarzy ci się on z ministrantem. Sam nie wiesz dlaczego. Może chodzi o rysy podobne do tych z co bardziej kiczowatych przedstawień aniołów stróżów? A może delikatny zapach kadzidła, który go otacza?

-Chyba wiesz, kto mnie przysłał. ? Mówi cicho, prawie szeptem, ale głos ma przyjemny.

Jonathan ?

Wracasz do domu dość zadowolony. Mimo tego, że musiałeś udać się, by dobić targu osobiście, to zarobiłeś całkiem sporo.

Wchodzisz do hallu swojej posiadłości, rozglądasz się...Coś jest nie tak. W kącie stoi jakaś postać, jej sylwetka odbija się od wypolerowanej podłogi. Odwraca się w twoją stronę. To młoda, około dwudziestoletnia dziewczyna, ubrana w zieloną, zwiewną, leciutko przejrzystą sukienkę. W ręku trzyma koszyk pełen jakiś dziwnych kwiatów. Kiedy podchodzi do ciebie jej pantofelki nie wydają najcichszego stąpnięcia. Potrząsa kasztanowymi włosami spiętymi w koński ogon i spogląda ci głęboko w oczy.

-Mówił, że nie przyjdzie sam...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lata doświadczenia w handlowaniu z kryminalistami wyrobiły mój refleks, więc odskoczyłem i dobyłem broni w mgnieniu oka. Odbite światło błysnęło na lufie rewolweru.

- Kim jesteś? - warknąłem, mierząc jej prosto między oczy. W sumie z tej broni nie trzeba celować, bo robi w człowieku dziury wielkości talerzy, ale ostrożności nigdy za wiele. - I jak on? - dodałem po chwili, ryzykując szybkie spojrzenie na boki.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Udając rozwagę, przyglądam się nowo przybyłym. Po chwili, teatralnym gestem uderzam się w czoło...

- Jakiż ja niekulturalny jestem... - rzekłem po czym ruszyłem w kierunku kobiet z ręką wyciągniętą przed siebie do uścisku starając się nie za bardzo przewrócić. - Heh, drogie panie wybaczą, ale tak to jest jak się wypije... - zaśmiałem się. W końcu, stanąłem przed nimi, wyprostowałem się jak struna, lekko się kiwając zasalutowałem po czym głośno zakrzyknąłem nie zważając na to, że rozmówczyni stoi tylko kilka metrów ode mnie.

- Szeregowy Matt melduje się na uczynnąsłużbe,spocznij! - wymówiłem na jednym oddechu. Ha-ha-ha. O matko, umieram normalnie, dom wariatów...

Zrobiłem krok w bok i zasalutowałem również blondynce.

- Witam również na pokładzie Jane?... Czy może Jaine? - machnąłem ręką. - A co za różnica... Dobrze widzieć jakąś przedstawicielkę płci pięknej na pokładzie, bo zabawiać się z samymi facetami to trochę nie wypada... no i się nam znudziło. - po czym zaniosłem się śmiechem kołysając się na lewo i prawo a w końcu trafiając na wygodne siedzenie. W cokolwiek byle przestało mi się kręcić w głowie...

- Ej, ej... wiecie jak utopić blondynkę? No nie! Czekajcie! Na pewno nie znacie... A więc... przyczepić lustro do dna. Dobre nie? - znów się zaśmiałem. Co ja na to poradzę, że alkohol robi ze mnie takiego dowcipnisia, przecież nie powieszę się na drzewie. Klasnąłem w ręce. - No, wesoło było, ale pora na konkrety czyli - jak wcześniej powiedziałem - koniec $@#$&^&%^&. Prosimy o wyjaśnienie CAŁOŚCI... kim jesteś o niebiańska istoto, że chcesz ratować tą Sodomę i Gomorę, jaka jest w tym nasza rola i w ogóle co to za zebranie jest? To na dobry początek... - wysapałem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Patrzę nieco zażenowany na to co wyrabia Matt i w myślach dziękuję Bogu, że sam staram się ograniczać picie. Przyglądam się też obu kobietom. Jedna, ta cała Anielica, wygląda nieco dziwie. Te włosy niby dałoby się wytłumaczyć albinizmem, ale oczy nie pasowały. Druga z kolei wglądała całkiem normalnie, ale wydawała się być niebyt szczęśliwa z przebywania tutaj. No, ale chyba trzeba się przedstawić.

- Ja jestem Alex - mówię podchodząc do obu kobiet i uciskając im rękę po kolei - miło mi poznać. Pozwoli Pani, że przejdę od razu do konkretów i powtórzę za Mattem: po co nas tu sprowadzono? I kim Pani jest? - głos uprzejmy, nie chcę brzmieć zbyt natarczywie, lepiej jej nie denerwować. Matt i tak już się popisał.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.


  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...