Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Mariusz Saint

"Malazańska Księga Poległych" Stevena Eriksona

Ulubiony tom  

34 użytkowników zagłosowało

  1. 1. Twój ulubiony tom Malazańskiej Księgi Poległych to:

    • Ogrody Księżyca
      3
    • Bramy Domu Umarłych
      6
    • Wspomnienie lodu
      14
    • Dom Łańcuchów
      2
    • Przypływ nocy
      1
    • Łowcy kości
      5
    • Wicher śmierci
      0
    • Myto ogarów
      1
    • Pył snów
      0
    • Okaleczony Bóg
      2


Polecane posty

24569086.jpg

Wydawana od 1999 roku z zadziwiającą w takich przypadkach regularnością Malazańska Księga Poległych zrobiła na mnie potężne wrażenie, choć nie od razu. Pierwszy tom owszem, imponował mnogością wątków i postaci, ale bardzo trudno mi się go czytało i dopiero pod koniec zacząłem łapać o co w tym wszystkim chodzi. Drugi tom natomiast kompletnie wbił mnie w ziemię i okazał się być jedną z najbardziej epickich rzeczy, jaką miałem przyjemność czytać. W sumie przeczytałem do tej pory cztery tomy (trzeci i kolejne są dzielone na dwie książki), i choć kolejne dwa były dobre, to jednak nie podobały mi się aż tak bardzo, jak drugi. Niedawno w Polsce ukazała się najnowsza część, Myto ogarów, natomiast u mnie na półce czeka do przeczytania tom piąty oraz książeczka "Męty Końca Śmiechu". Największe zalety tego cyklu to według mnie: mnogość i oryginalność ras i wszelakich plemion, dopracowana historia świata sięgająca setek tysięcy lat wstecz, bardzo dobre postacie, gdzieniegdzie popisy czarnego humoru. Odważnym i ciekawym czytelnikom bardzo polecam, a sam czekam na pozostałe dwa tomy, gdyż cała saga jest zaplanowana na dziesięć książek, pisanych - jak wspominałem na początku - z imponującą regularnością, czego nie można niestety powiedzieć o wszystkich autorach popularnych cyklów fantasy, np. o takim George'u R.R. Martinie smile_prosty.gif

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ach, ach... Ja chciałem, ja chciałem! No, ale cóż. Ptaki się rozlały, nie ma co ronić krokodylich łez. Podobnie jak w przypadku Pieśni Lodu i Ognia - absolutna czołówka fantasy. Wielkie rozmach, wielu bohaterów, przebogaty świat. Aż czuć, że autor jest archeologiem :thumbsup: Ja aktualnie czekam na wyjście mass market paperbacka Toll the Hounds. A poza tym to bardzo cieszę się, że nie czytam po polsku. Gdy poczytałem sobie polskie wersji imion i pseudonimów bohaterów to aż mną 'wszcząchło'. Ale to tak na marginesie.

Pozwolę sobie ładnie podać wszystkie części cyklu:

  1. Ogrody Księżyca (Gardens of the Moon), 1999
  2. Bramy Domu Umarłych (Deadhouse Gates), 2000
  3. Wspomnienie lodu (Memories of Ice), 2001
  4. Dom Łańcuchów (House of Chains), 2002
  5. Przypływy nocy (Midnight Tides), 2004
  6. Łowcy kości (The Bonehunters), 2006
  7. Wicher śmierci (Reapers Gale), 2007
  8. Myto ogarów (Toll the Hounds ), 2009
  9. Dust of Dreams
  10. The Crippled God
Aha, no i okładeczki w wersji UK by Bantam Press.

gardensofthemoonnew.th.jpg | deadhousegates.th.jpg | memoriesofice.th.jpg | houseofchains4.th.jpg

midnighttides5.th.jpg | thebonehunters.th.jpg | reapergale.th.jpg | tthlg.th.jpg

eriksondust.th.jpg

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A już miałem brać się za zakładanie tematu ;]

Okej, chwilowo krótka piłka: autorowi coś nie wyszło w Mycie Ogarów. Przeczytałem 100 stron pierwszego tomu (polskie wydanie jak zwykle rozbite na dwa) i książka poleciała w kąt. Może to efekt zbliżającej się sesji... ale mam poważne wrażenie, że przyczyną zastoju jest fakt zgubienia wątku. Nie przez autora - przeze mnie. By go złapać musiałbym chyba przeczytać poprzednią część, a na to czasu już wybitnie nie mam.

Tak czy inaczej Malazańska leży i się kurzy. Może ktoś kto ją przeczytał będzie potrafił mnie zachęcić? Bo na razie nabyłem Thud! i on czeka w kolejce.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

By go złapać musiałbym chyba przeczytać poprzednią część, a na to czasu już wybitnie nie mam.

Chyba nie tylko poprzedniej części. Dobrze by było też przeczytać Wspomnienie Lodu. No, ale można też poszukać w necie strzeszczeń lub poodwiedzać różne fora i sobie przypomnieć to lub owo. Ja zawsze tak robię - w przypadku Eriksona jest to konieczne. Zbyt dużo wątków.

A co do Toll the Hounds - czekam aż w Empiku będzie dostępne wydanie mass market paperback, które to są w rozsądnych cenach. Mimo sympatii do serii nie chcę płacić więcej niż 50 złotych.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przyznam się, że ja przechodziłem przez "Łowców Kości" z niejakimi trudnościami. Częściowo dlatego, że nie miałem pojęcia iż zaczynam właściwie od środka serii (a to przecież są dwie części: "Pościg" i "Powrót") przez co miałem wrażenie iż postacie często mówią o czymś co stało się kiedyś, a ja nie mam zbyt wielkiego pojęcia o co chodzi. Jakbym czytał wcześniejsze tomy to pewnie tego rodzaju smaczki byłby zaletą. Inną sprawą jest obecność wątków lepszych (wojownik i czarownica, oficer posługujący się kartami, żołnierze) i gorszych (nie będę nawet wymieniał), która sprawiała iż raz parłem do przodu, a innym razem zwalniałem tempo czytania. Swego rodzaju chaos z powodu mnogości wątków też nie ułatwiał mi sprawy. Jednak myślę, że warto by rozważyć przeczytanie całości. Zaczynając tym razem od początku.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mnogość wątków u Eriksona może nieco doskwierać od samego początku. Gdy weźmie się pod uwagę 300 000 lat historii świata, ilość bogów, miast, bohaterów, spisków, kultów, ras, pokręcenie magii... Można dostać kręćka. Autor jest/był archeologiem, co też da się w sumie wyczuć w bogactwie historii świata. Ja tam zawsze, gdy w którejś części nie za bardzo mogłem sobie przypomnieć, co mogło chodzić, odwiedzałem forum Malazan i szukałem odpowiedzi. Tak czy siak - nie da rady tego wszystkiego spamiętać.

A jeśli pozytywnie oceniasz swoją znajomość inglisza, to polecam spróbować czytać w oryginale. Taniej i lepiej :thumbsup:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No i tak szukam i szukam i znalazłem! Jako że pora nocna, to można nieco ulać. ;)

Ostatnio znowu bierze mnie na Eriksona. Nawet myślę o kupieniu tej edycji kolekcjonerskiej, w sensie - twarda oprawa czy inne bajery. Gorzej że do pociągu się nie zmieści, bo to kobyła. ;) Ale paperbacków niestety nie mogę znaleźć ;/ Tzn. pierwszego tomu konkretnie. Drugi jeszcze od biedy, reszta jest.

Ale w temacie.

Moim zdaniem (i nie tylko moim) ten facet wciąga Tolkiena nosem, Glena Cooka zjada na śniadanie, a Martin może mu kolano polizać (bo stopy to jednak za mało, Martina bardzo cenię ;)).

Fun Fact #1:

Gdy mieszkaliśmy w Krakowie razem z Cardim, z nudów i przesytu filozoficznego bełkotu na studiach, postanowiłem podkradać mu książki i podczytywać. Był na półce Martin i Erikson. Obaj prawie nie do przejścia. Podchodziłem kilka razy.

Przyznam się szczerze, że przebijanie się przez "Ogrody Księżyca" to mordęga. Nie wiesz nic, jesteś na środku oceanu, a mnogośc wątków i postaci przyprawia o zawrót głowy. Sytuacja zaczyna się klarować około tomu trzeciego. A potem leci już z górki. Jak Qbion wspomniał - mnogość praktycznie wszystkiego, cholernie to wszystko koherentne, widać że przemyślane, a co najważniejsze - przy wydarzeniach autentycznie można dostać gęsiej skórki i bezsenności.

Fun Fact #2:

Kraków, kilka lat temu, noc, rozrzedza się, prawie już świtanie. Lampki przy wyrach. Cardi z wypiekami na pysku czyta najnowszy tom, ja kończę czwarty. Obaj z rana mamy jakieś przekichane kolosy. Ale człowiek wie, że - kuźwa! - nie uśnie dopóki nie skończy. Niemal na wyścigi biegniemy po stronach, wreszcie o piątej nad ranem - szlus. Krótka pogawędka złożona głównie z ekspresywizmów o treści "o" a potem słowa na "k".

Tak wygląda czytanie Eriksona. Poza tym - jeśli ktoś ma dużą wiedzę o antropologii, archeologii czy "technikach" ewolucyjnych, jest w siódmym niebie. Facet odwalił kawał cholernie dobrej roboty. Choć z pozoru jest to "tylko" świat, a nie Bohaterowie (jak u Martina), to potem pamiętamy każdego a nad śmiercią pewnych postaci (

Sójeczka! ;(

), wyjemy z bólu do końca lektury. No i potem nagle okazuje się, że niektóre postaci są cholernie barwne, a nawet tak epizodyczne role jak "dwie żołnierki" ścinają krew i białko. ;)

Jak pisałem... Ostatnio znów łapię bakcyla. Przy następnej wypłacie zamierzam sprawić sobie na własność całość. I przy okazji nadrobić zaległości. Nie czytać? Grzech śmiertelny.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przyznać muszę, że ostatnio zdecydowałem się ten grzech śmiertelny nadrobić. Po kilku miesiącach prób znalezienia tomów początkowych w księgarni czy innym empiku (stwierdziłem, że obecnie jest to chyba niemożliwe...) zdecydowałem się w ostatnich dniach na zamówienie w Empiku Ogrodów Księżyca i Bram Domu Umarłych. Słyszałem o tej serii już tyle superlatyw, że wielkiego wyboru nie miałem. Choć przyznam, że widniejący dziś na empikowej półeczce Endymion i jego Triumf (ten ostatni ma boską okładkę...) poważnie zachwiały moim postanowieniem. Wygrał jednak ostatecznie Erikson, oby spełnił pokładane w nim nadzieje. Wysyłka 15, czyli w sumie już dzisiaj...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gorzej że do pociągu się nie zmieści, bo to kobyła. ;)

A tam Panie, ja ze sobą przez jakiś czas woziłem wszędzie Lód Dukaja - twarda oprawa, prawdziwa broń zaczepna. Dla chcącego i tak dalej.

Jak Qbion wspomniał - mnogość praktycznie wszystkiego, cholernie to wszystko koherentne, widać że przemyślane, a co najważniejsze - przy wydarzeniach autentycznie można dostać gęsiej skórki i bezsenności.

Z pewnym zdziwieniem, wędrując po którymś tam forum malazańskim, odkryłem, że jednak nie tak idealnie koherentne. Okazało się, że pomiędzy Ogrodami, a resztą serii istnieje nieco nieścisłości. Nie zgadza się parę dat i takich tam. Nic w sumie wielkiego, mi zupełnie nie przeszkadza, a przeciętny czytelnik chyba nie ma szansy zauwazyć. Nie zmienia to jednak faktu, że sam Erikson do tych błędów się przyznaje i gdzieś nawet pisał, że wstydzi się tych wpadek. Z drugiej strony i tak nie wyborażam sobie jak może pisać tak wielki cykl, z taką ilością postaci, wydarzeń, powiązań i aluzji... Jak można to utrzymać w kupie?

Kraków, kilka lat temu, noc, rozrzedza się, prawie już świtanie. Lampki przy wyrach. Cardi z wypiekami na pysku czyta najnowszy tom, ja kończę czwarty. Obaj z rana mamy jakieś przekichane kolosy. Ale człowiek wie, że - kuźwa! - nie uśnie dopóki nie skończy. Niemal na wyścigi biegniemy po stronach, wreszcie o piątej nad ranem - szlus. Krótka pogawędka złożona głównie z ekspresywizmów o treści "o" a potem słowa na "k".

U mnie jest nieco podobnie - kumpel kupuje książki w oryginale i czytamy zawsze po sobie. Na początku on był pierwszy, ale potem miałem przestoje i ja przejąłem prym. Teraz jednak on czyta 'Toll the Hounds', a mnie niecierpliwość już pożera. Jest w połowie książki, ale - niestety - tempa nie ma porażającego. Tak czy siak - zawsze, gdy oboje skończymy i przekazujemy sobie książki, następuje dość długa konwersacja na temat danej książki. A jest przecież o czym rozmawiać, jeśli stara się śledzić niektóre wątki. Na dodatek ja staram się odwiedzać fora w trakcie czytania i przez to mogę go częstować różnymi smaczkami. A tych są setki.

Tak wygląda czytanie Eriksona. Poza tym - jeśli ktoś ma dużą wiedzę o antropologii, archeologii czy "technikach" ewolucyjnych, jest w siódmym niebie. Facet odwalił kawał cholernie dobrej roboty. Choć z pozoru jest to "tylko" świat, a nie Bohaterowie (jak u Martina), to potem pamiętamy każdego a nad śmiercią pewnych postaci (

Sójeczka! ;(

), wyjemy z bólu do końca lektury. No i potem nagle okazuje się, że niektóre postaci są cholernie barwne, a nawet tak epizodyczne role jak "dwie żołnierki" ścinają krew i białko. ;)

Na początek - za każdym razem, gdy czytam imię wyspoilerowanej postaci, to bardzo, ale to bardzo cieszę się, że czytam po angielsku. A jednocześnie współczuję tłumaczowi. No, ale o tym pisałem już sporo. Erikson podziwiać trzeba też właśnie za to, że w tym antropologiczno-archeologicznym gąszczu nie zgubił emocji. Co prawda kończenie żywota lubianych postaci wydaje się być nieco 'tanim' sposobem, ale tu nigdy nie miałem wrażenia, że postać zginęła 'bo tak'. Erikson nie ratuje też postaci na siłę - choć trzeba przyznać, że bohaterowie często potrafią toczyć naprawdę epickie bitwy.

Nie zmienia też to faktu, że miałem ochotę zabić autora za

uśmiercenie Trulla Sengara w Reaper's Gale

. Erikson potrafi wykonać krytyczny ballshot, bez pudła.

Wygrał jednak ostatecznie Erikson, oby spełnił pokładane w nim nadzieje. Wysyłka 15, czyli w sumie już dzisiaj...

Patrz uwagi Chima do Ogrodów Księżyca - na początku może być mocno przytłaczająco, ale nie należy się poddawać. Ja zresztą mam tak, że gdy zaczynam każdy kolejny tom po pewnej przerwie, to na początku jestem nieco zagubiony.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Boże święty, ja tu muszę oszczędzać kasę, a ci gadają o 10tomowym genialnym cyklu... I jak tu tego kiedyś nie kupić?

Jedno pytanie: podobne do Gry o Tron? Bo od tego cyklu się jednak odbiłem.

Podobne po tym względem, że oba to świetne cykle, które swoim rozmachem biją na głowę wiele innych. Jakbyś napisał, dlaczego odbiłeś się od "Gry o tron", to może będzie można jakoś dokładniej ci odpowiedzieć. ;)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Qbuś, czuję się trochę nieswojo pisząc tutaj i jednocześnie rozmawiając przez FB ale czego się nie robi dla potomnych ;) Najbardziej w tej książce brakuje mi pewnego luzu, który był udziałem Tehola i Bugga czy żołnierzy malazańskiej piechoty morskiej.

To prawda. Toll the Hounds na początku ma dość przyciężkawy klimat, a zwłaszcza fragmenty powiązane z Tiste Andii. Na dodatek te drugie lekko się wloką za sprawą średnio wyrazistych postaci. Bugg i Tehol to ogólnie mistrzostwa świata plus puchar Ligi Mistrzów :happy: Drugiej takie pary pewnie nie będzie, ale wrócą zapewne w Dust of Dreams, więc źle nie jest.

Emperor Tehol! Muahaha!

Kruppe jest nieprzekonujący, Iskaral żałosny (zresztą obu od samego początku cyklu nie lubiłem). Jak mówisz, może to wina tłumaczenia, ale podejrzewam, że nie całkowicie.

Pust jest żałosny w pocieszny sposób, przynajmniej dla mnie. Od początku taki był, a jego nieświadome myślenie na głos potrafi mocno rozbawić. Choć rozumiem, że można za nim nie przepadać. Tym bardziej za Kruppe, którego dialogo-monologi w wersji angielskiej są najeżone gierkami słownymi, aluzjami i smaczkami. Mnie Kruppe nieco irytował na początku swej bytności na kartach malazańskich, ale z czasem go polubiłem.

Pokręcony ambicją Gorlas Vidikas no i przede wszystkim KALLOR, który jest tutaj tak niesamowity, że szkoda słów. Dostęp do jego narracji to pierwszorzędny pomysł, a gdy jest napisane 'czasem Kallor nie mógł znieść swojego towarzystwa' to w ogóle cud, miód i orzeszki.

Kallor... To jest wręcz perfidne, biorąc pod uwagę to, co zrobił :ninja:, że i mi się podobają jego fragmenty. Ale w sumie to spora sztuka - zrobić z perfidnego, krwiożerczego bydlaka interesującego właściciela POV.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mały UP. Dyskusję tu przeniosłem, lecz padła. Książkę doczytałem do końca, lecz z kim o niej dyskutować? Sir Cardi już skończył? Jak przewidywane zakończenie znów wymiotło (choć może nieco mniej niż wcześniej), a wszystkie zakręty powiązane z Rake'iem zerwały mi łepek z jego wygodnego miejsca.

Come, sit by the fire... Let us talk...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ehh miałem tu pisać już jakiś czas temu a dopiero updejt tematu przez Qbusia mnie do tego skłonił.

Pierwszy i drugi tom zamówiłem w Empiku, jako że nigdzie w księgarniach nie są dostępne a przynajmniej nigdzie w Szczecinie. Pomijając perypetie związane z początkowym brakiem 2 tomu w zapasach empikowych (znalazł się 2 tygodnie później) wszystko z dostawą jest cacy. Mogliby tylko popracować nad szybkością wysyłki, tydzień czekania na wysłanie + kilka dni na dojście to jednak sporo czasu.

Z kolejnymi tomami miałem już gigantyczne szczęście. Już wspominałem, że w wyniku likwidacji salonów Kolportera ceny są 50% niższe. Zdobyłem w ten sposób drugą część Wspomnienia Lodu (pierwsza zamówiona w Empiku) a w piątek obłowiłem się już na maksa - za 73 złote udało mi się kupić dwie części Domu Łańcuchów, tom drugi Przypływów Nocy i pierwszy Łowców Kości. Obecnie jestem jakoś tak w połowie 2 tomu Wspomnienia Lodu.

A teraz po kolei:

Ogrody Księżyca

Tu zgodzę się z przedmówcami. Mnogość wątków i postaci, którą jesteśmy zarzucani na początku po prostu oszałamia. Do tego wspominane są wydarzenia, o których kompletnie nic nie wiemy. Czytając o rytuale T'lan Imassów, przeszłości Szybkiego Bena i Podpalaczy Mostów czy choćby o Ascendentach czułem się jak dziecko rzucone w środek oceanu. Kto, kiedy, dlaczego, jak? Te pytania pojawiają się praktycznie co stronę. W miarę pokonywania kolejnych stron, kiedy jako tako udało mi się ogarnąć (a przynajmniej ignorować) chaos, czyta się już dużo lepiej. Jedynie końcówka znów bije obuchem w głowę.

Dom Azath, opanowanie wuja Crokusa przez Raesta

- to wszystko nadchodzi dość niespodziewanie i zostawiło mnie w stanie niezłego skonfundowania, choć z chrapką na tom kolejny.

Bramy Domu Umarłych

Zaczynam i ... totalne zaskoczenie. Gdzie jest Sójeczka? Co z wydarzeniami na Genabackis? Potrzebowałem trochę czasu, żeby przyzwyczaić się do przeniesienia akcji na nowy kontynent. Tom drugi jest dobry, jednak w przeciwieństwie do Mariusza nie uważam go za aż tak epicki. Owszem, wątek Sznura Psów Coltaine'a jest bardzo, bardzo dobry, jednak niektóre fragmenty podróży Felisin potrafiły mnie znużyć. Jako całość podróż jej, Duikera i towarzyszy jest dobra, choć miejscami bardzo nierówna.

Wspomnienie Lodu

Mój dotychczasowy faworyt, chociaż jestem dopiero w trakcie czytania części drugiej. Pierwsza część, w której po prostu nie mogę się doczekać co będzie dalej. Do tego znajduje się w nim najlepsza moim zdaniem dotychczasowa akcja, czyli Szare Miecze broniące Capustanu. Obrona Helmowego Jaru z WP może się w mojej opinii, delikatnie mówiąc, schować i nawet ogona nie wystawiać. Do tego

Zrzęda zostający Śmiertelnym Mieczem Trake'a, Itkovian wymierzający karę Rath'Fenerowi, Pani Zawiść i Seguleh prowadzący swoją własną ofesywę na Pannion Domin czy w końcu los Toca Młodszego

- ten tom jest po prostu przepełniony akcjami, które czyta się z rosnącym zdumieniem i opadem szczęki. No i oczywiście Kruppe, który z każdą kolejną ujawnianą informacją dotyczącą jego osoby staje się powoli jedną z najlepszych postaci w całym cyklu. Podobnie zresztą jak Szybki Ben ^^

Cóż, pozostaje mi jedynie czytać dalej i mieć nadzieję, że Erikson nie obniży poziomu, który na tą chwilę ekspresowo rośnie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na szybko, bez czytania powyższych postów (aktualnie nie mam za dużo czasu).

W ankiecie wybrałem 6 część, ponieważ to w niej pojawiło się najwięcej moich ulubionych bohaterów ( m.in. Apasalar i jej taniec, Icarium i jego poszukiwania, przygody czternastej armii którą polubiłem bardziej niż zastęp Dujeka z III tomu, w którym za często wypowiadała się matka Srebrnej Lisicy, był Kruppe, a ta postać mnie wyjątkowo denerwuje oraz Trull)

Co do okładek, to mnie najbardziej podoba się ta:

eriksonb.th.jpg

Tutaj wersja bez napisów i w większej rozdzielczości:

gardensofthemoonrevised.th.jpg

Czy ktoś z was czytał Powrót Karmazynowej Gwardii ICE ? Pytam ponieważ na allegro widziałem już pierwsze egzemplarze :)

Czy jest to lepsza pozycja od Nocy Noży (która to mnie akurat niespecjalnie przypadła do gustu) ?

I kiedy rozgrywa się jej akcja ? Między 7 a 8 tomem ? Opieram się tutaj na

nowym królu Wielkiego Domu Łańcuchów którym został zaprzysiężony z karmazynowej gwardii, chyba Oprawca z którym chce sie zmierzyć Drugi

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cóż, pozostaje mi jedynie czytać dalej i mieć nadzieję, że Erikson nie obniży poziomu, który na tą chwilę ekspresowo rośnie.

Poziom potem może nieco spada, ale tak bardziej zauważalnie chyba dopiero w 8 tomie, więc na razie możesz spać spokojnie. Choć nawet w 8 tomie końcówka i tak wymiata. Jak to u Eriksona.

Czy ktoś z was czytał Powrót Karmazynowej Gwardii ICE ? Pytam ponieważ na allegro widziałem już pierwsze egzemplarze :)

Ja tam pewnie niedługo zamówię sobie wersję angielską, bo wreszcie wyszła też wersja mass market paperback, która ma przystępną cenę. Na razie nie ma w Empiku, ale może niedługo się zjawi. Stawiam na Empik, bo odpadają mi tam koszty przesyłki (odbiór w salonie).

Czy jest to lepsza pozycja od Nocy Noży (która to mnie akurat niespecjalnie przypadła do gustu) ?

Dlaczego Night of Knives do gustu nie przypadło? Temper został jedną z moich ulubionych postaci.

Oprawca ... Drugi

Polskie nazwy go to hell! :down:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Część ósma to najsłabsza pozycja cyklu, masa słabych, nieciekawych wątków jak:

wątek odkupiciela, umierającego boga, dziecka Stonny (chyba Harllo) i tej ekipy Tiste Andi (Nimander, Kleszcz etc). Liczyłem na więcej wspomnień Andi

Jak konflikt Rake-Czepiec

. Końcówka jak zwykle trzyma poziom, ale to 200-300 stron z 1200. Szkoda mi Wędrowca, w zasadzie jego atak na sami wiecie kogo też był niepotrzebny.

Rake powiedział że nigdy nie traktował Dassema jak wroga. Dassem został określony jako zimne żelazo (mam nadzieję że dobrze zapamiętałem nazwę

:P) a tu atakuje w przypływie furii, jako Pierwszy Miecz na pewno potrafił nad sobą zapanować. To Rake powinien jego zaatakować

Dlaczego Night of Knives do gustu nie przypadło? Temper został jedną z moich ulubionych postaci.

A który to Temper ? :P Hart ? Ten stary weteran, członek Miecza ?

ICE to jednak nie Erikson, a noc noży była (chyba) jego pierwszą książką. Jak dla mnie to niewykorzystany potencjał, nie zaskakiwała, bohaterowie, nawet tak świetni u Eriksona jak Tay czy Tancerz tutaj wypadają słabo. Z resztą wiele mówiono o zamachu na Cesarza i Tancerza a tutaj była normalna bitwa. Z resztą nie zdziwiłbym się jakby Cesarz powierzył Imperium Gburce a wszystko było zwykłym przedstawieniem. Za często u Eriksona to co wyglądało na zdradę zdradą nie było.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mnie udało się, wreszcie nareszcie, skończyć ostatni tom, przy usilnych acz subtelnych poke'ach ze strony Qbusia ;) Rzeczywiście, jest to najgorszy tom, ale skoro już przedmówcy wylali wiadro pomyj, to spróbuję podsumować co jest dobre w Mycie Ogarów.

- Kallor rox. Już w poprzednich tomach Erikson dał do zrozumienia, że Kallor ma ogromny potencjał. W ToH Kallor rozwija skrzydła, jest IMHO najlepszą postacią całego tomu - niejednoznaczną, trapioną sprzecznościami i noszącą ogromny ciężar na swych barkach. Tym większa szkoda, że nie dane mu było uczestniczyć w konwergencji, no ale bez tego prawdopodobnie nie poznalibyśmy innej strony Wielkiego Króla.

- Kulminacja świetna jak zwykle. Poświęcenie Rake'a robi wrażenie a powrót Matki Nocy tworzy niezłe przetasowanie w rozkładzie sił, zwłaszcza że wątek Chaosu wydaje się być ostatecznie rozwiązany. Trapi mnie jedynie nieco wątek Ultora, który wydaje się być również rozwiązany, a przecież z postaci Wędrowca można jeszcze tyle wyciągnąć.

- Don't phuck with Karsa Orlong. Cały wątek Kapitana jest, nomen omen, kapitalny.

- No i last but not least: wreszcie widzieliśmy Kruppego w akcji! Trochę przełamał tym moją niechęć do niego, zwłaszcza że starł się z drugą postacią, za którą nie przepadam ;)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ten stary weteran, członek Miecza ?

Stary członek Miecza, tak tak. Losie, jak to brzmi. Zresztą i samo tłumaczenie imienia pokazuje niedoskonałości takiego zabiegu, bo angielskiego słowo temper może kojarzyć się z hartem, a może też kojarzyć się z cierpliwością, nieustępliwością bohatera. Innym przykładem może być Whiskeyjack, czyli (tfu) Sójeczka. Wszystko niby się zgadza, ale gdzie podziała się whisky? :happy:

Z resztą nie zdziwiłbym się jakby Cesarz powierzył Imperium Gburce a wszystko było zwykłym przedstawieniem. Za często u Eriksona to co wyglądało na zdradę zdradą nie było.

Gburka? :ermm: Dobra, dobra. Nie marudzę, ale brzmi to dla mnie przepotwornie. Taka znowu zwykła bitwa to też nie była, ale sieczka na pewno. Ale wracając do tematu - dla mnie to był zdrada, ale przewidziana i 'zaplanowana' przez Kellanveda i Cotilliona. Surly/Laseen została przez nich po prostu wmanipulowała, a potem się ładnie pogubiła.

- Kallor rox. Już w poprzednich tomach Erikson dał do zrozumienia, że Kallor ma ogromny potencjał. W ToH Kallor rozwija skrzydła, jest IMHO najlepszą postacią całego tomu - niejednoznaczną, trapioną sprzecznościami i noszącą ogromny ciężar na swych barkach. Tym większa szkoda, że nie dane mu było uczestniczyć w konwergencji, no ale bez tego prawdopodobnie nie poznalibyśmy innej strony Wielkiego Króla.

Co prwada Kallor wyskoczył nieco w tej części, jak Filip z konopii, ale muszę się zgodzić. Niby bezwględny były satrapa, ale jednak jest w nim dużo więcej. I teraz pytanie - czy uda się mu na koniec może przełamać ciążącą nad nim klątwę? W końcu końcowa konfrontacja na pewno zachwieje wieloma fundamentami i wymiarami, więc może i Kallor gdzieś się wśliźnie...

- Trapi mnie jedynie nieco wątek Ultora, który wydaje się być również rozwiązany, a przecież z postaci Wędrowca można jeszcze tyle wyciągnąć.

Czemu rozwiązany? Przecież ktoś został wysłany pod koniec za Dassemem, żeby w odpowiednim momencie mu coś przypomnieć? Nie pamiętam szczegółów, ale wydaje mi się, że Cotillion wysłał jakąś dziewoję. Muszę sprawdzić. A to wskazywałoby na to, że ma na koniec jeszcze jakąś rolę do odegrania.

- Don't phuck with Karsa Orlong.

Zdecydowanie. W końcu Karsa zniszczy ludzkość

:happy:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co prwada Kallor wyskoczył nieco w tej części, jak Filip z konopii, ale muszę się zgodzić. Niby bezwględny były satrapa, ale jednak jest w nim dużo więcej. I teraz pytanie - czy uda się mu na koniec może przełamać ciążącą nad nim klątwę? W końcu końcowa konfrontacja na pewno zachwieje wieloma fundamentami i wymiarami, więc może i Kallor gdzieś się wśliźnie...

>>>

Ja myślę. Zresztą akurat przyrostek 'z konopii' można przypisać dużo większej ilości postaci w tym tomie: Nożownik poza snuciem się i emogothowaniem nie robi właściwie nic, welcome back Bellurdan - Umierający Bóg, hello Zrzęda, Wędrowiec, Trzpień, to name just a few. Wiele postaci pojawia się tam na zasadzie 'czemu nie'.

Ale wracając do Kallora, to mam nadzieję, że to było takie wprowadzenia do większego spektaklu, nie koniec imprezy - chcę wierzyć, że Erikson lepiej nakreślił tą postać by potem użyć ją w odpowiednim momencie, np. yeh standard Kallor Ma Wybór Między Dobrem i Złem, Co Przeważy w Duszy Zmęczonego Wielkiego Króla or sth. Oczywiście żartuję, no ale nigdy nic nie wiadomo.

Czemu rozwiązany? Przecież ktoś został wysłany pod koniec za Dassemem, żeby w odpowiednim momencie mu coś przypomnieć? Nie pamiętam szczegółów, ale wydaje mi się, że Cotillion wysłał jakąś dziewoję. Muszę sprawdzić. A to wskazywałoby na to, że ma na koniec jeszcze jakąś rolę do odegrania.

>>>

Nie, to chyba Toca wysłał, jak to się wyraził, 'do wszystkich bogów wojny', wliczając w to Wykałaczkę (Toothpick?). Też dokładnie nie pamiętam w tej chwili, natomiast cała sytuacja prowadzi do rewelacyjnego dialogu z Karsą Orlongiem, brzmiącego m/w tak:

- Karso Orlong?

- Czego chcesz?

- Trzeba zabić boga.

- Którego?

Co nas w prostej linii prowadzi do ostatniego cytatu...

- Don't phuck with Karsa Orlong.

Zdecydowanie. W końcu Karsa zniszczy ludzkość

:happy:

>>>

And that would be awesome.

:cool:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

na szybko:

do tłumaczenia nic nie mam, mnie się podoba. A najlepsze jest Sorry -> Żal (dziewcze opętane przez Kotyliona)

Mam pytanie odnośnie Talii (http://en.wikipedia.org/wiki/Deck_of_Dragons)

W Polskim wydaniu zabrakło jej w 7 i 8 tomie, a jak jest w angielskich wydaniach ? Skąd wziął się Wielki Dom Wojny (jego powstanie było życzeniem Kaptura?) ? Czy było w którymś tomie powiedziane wprost że tak owy istnieje ? O ile wprost jest powiedziane że Kaptur włada Wielkim Domem Śmierci to skąd na pozycji króla Brys Beddict w wielkim domu życia ? Podobnie co robią w nim Lostara i Ublala ? I dlaczego pozycję królowej w Wielkim Domu Ciemności (rycerz - Rake) królową jest Sandalath Drukorlat a nie Matka Ciemność ?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ale wracając do Kallora, to mam nadzieję, że to było takie wprowadzenia do większego spektaklu, nie koniec imprezy - chcę wierzyć, że Erikson lepiej nakreślił tą postać by potem użyć ją w odpowiednim momencie, np. yeh standard Kallor Ma Wybór Między Dobrem i Złem, Co Przeważy w Duszy Zmęczonego Wielkiego Króla or sth. Oczywiście żartuję, no ale nigdy nic nie wiadomo.

Niby ten standard wydaje się nawet prawdopodobny, ale u Eriksona standardy dość często są pomijane. Można co prawda przewidzieć sporo zdarzeń, ale umie też porządnie zaskoczyć. A Kallor postacią z tak dużym rozwiązaniem, że szkoda było gdyby zostało wybrane jakieś standardowe. Gdybym miał teoretyzować, to bym strzelił, że Kallor odegra jakąś bardzo ważną rolę w kluczowym momencie, ale wiele pożytku z tego nie będzie miał.

Nie, to chyba Toca wysłał, jak to się wyraził, 'do wszystkich bogów wojny', wliczając w to Wykałaczkę (Toothpick?). Też dokładnie nie pamiętam w tej chwili, natomiast cała sytuacja prowadzi do rewelacyjnego dialogu z Karsą Orlongiem, brzmiącego m/w tak:

O joy, znalazłem odpowiedni fragment w oryginale...

Remember, yes, she would do that. ?

Find the Toblakai. Find the killer and re-mind him ...remind him, do you understand me? Then, tore-bearer, lead him to war.

I z tego, co widzę, to Toc mówi do Picker... Wykałaczka?

:huh: Eh, eh... I znów mamy argument przeciwko tłumaczeniu imion - pick ma tyle znaczeń i tyle gier słownych można na tym oprzeć. Zresztą w tym samym dialogu padają nawet słowa "Pick one, Picker". Choć w polskim i bez tłumaczenia gry słowne przepadają.

And that would be awesome.

:cool:

And we would witness.

do tłumaczenia nic nie mam, mnie się podoba...

Do samego tłumaczenie nic nie mogę mieć, bo nie czytałem go, ale mam zastrzeżenia co do imion. Nie mam w sumie zastrzeń, co jakości tłumaczenia tych imion, przynajmniej w większości przypadków. Wątpliwości mam jedynie, co do zasadności samego tłumaczenia. Wydaje mi się, że czytelnicy nieco na tym tracą.

I dlaczego pozycję królowej w Wielkim Domu Ciemności (rycerz - Rake) królową jest Sandalath Drukorlat a nie Matka Ciemność ?

Ponoć została wybrana, ponieważ była pierwszą, która powróciła do domu. Z Matka wcale nie musi być królową, jest po prostu szefową - niejako ponad talią. Rhulad Sengar też był królem High House Chains, a nie był nim Chained One.

Zresztą wszelkie pytania dotyczące Deck of Dragons są ciężkie - czasem dowiadujemy się po prostu z różnych 'czytań' talii, kto jest kim; czasem mamy to powiedziane bezpośrednio, czasem można się tylko domyślać. Postaram się poszukać po różnych forach odpowiedzi na Twoje pytania, może coś znajdzie.

A skoro już z cytatem wyjechałem, to kolejny for fun:

'Pust? Back in the temple, poring through the archives of the Book of Shadows.'

'Looking for what?'

'Some provision, any provision, for a High Priest of Shadow having two wives.'

'Is there one?'

'How should I know?'

'Well,' Cotillion said, 'didn't you write it?'

Shadowthrone shifted about 'I was busy.'

'So who did?'

Shadowthrone would not answer.

Cotillion's brows rose. 'Not Pust! The Book of Shadows, where he's proclaimed the Magus of High House Shadow?'

'It's called delegation.' Shadowthrone snapped.

'It's called idiocty.'

'Well hee hee I dare say he'll find what he's looking for, won't he.'

'Aye, with the ink still wet.'

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zresztą wszelkie pytania dotyczące Deck of Dragons są ciężkie - czasem dowiadujemy się po prostu z różnych 'czytań' talii, kto jest kim; czasem mamy to powiedziane bezpośrednio, czasem można się tylko domyślać. Postaram się poszukać po różnych forach odpowiedzi na Twoje pytania, może coś znajdzie.

Dopiero teraz zauważyłem: Dust of Dreams Publication date 18 August 2009 (UK)

To dlatego nowym Królem Wielkiego Domu Śmierci jest

czy raczej są Bridgeburners. Sójeczka na miejscu Kaptura ? To za dużo szczęścia jak dla mnie

:P

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I znów mamy argument przeciwko tłumaczeniu imion
Oj tam, oj tam. Jeszcze dowal Skibniewskiej, że przetłumaczyła Shadowfax jako Gryf.

Doskonale sobie zdaję sprawę, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, ale to nie znaczy jeszcze, że ma się rację ;]

Kłopot z Eriksonem polega na tym, że u niego tylko niektóre imiona mają znaczenie. Jeśli każde byłoby tylko i wyłącznie 'nazwą własną' to problem odpada. Jeśli wszystkie - to się jedzie po całości i albo tłumaczy, albo nie. Natomiast akurat w przypadku cyklu Malazańskiego jest się w kropce. A to dlatego, że gdy z pozycji tłumacza przechodzi się do pozycji czytelnika, wybór taki prosty nie jest. Bez względu na to czy uznamy czy nie angielski za drugi język w Polsce, wielu go nie zna. Tak więc w przypadku pozostawienia imion jak są, zostaną one zredukowane do typu pierwszego, czyli 'nazw własnych'. Nie sądzę, by wielu ludzi siedziało nad *polskimi* wydaniami książek ze słownikami w rękach, by sprawdzać czy pozostawione w oryginale imiona przypadkiem czegoś nie znaczą. No wai.

Dlatego jestem zdecydowanie za tłumaczeniem imion, choćby i po polsku brzmiały źle - zresztą jest sprawą dyskusyjną czy Feather Witch dla native speakera brzmi lepiej niż Piórkowa Wiedźma dla Polaka. Nam szok poznawczy redukuje pewna odległość kulturowa, ale byłbym daleki od utożsamiania własnych odczuć z cudzymi, zwłaszcza z innego kręgu cywilizacyjnego. No i z dualizmu 'dobre brzmienie - zachowanie pewnej ciągłości znaczeń' wybieram zdecydowanie opcję drugą. Jasne, może 5% czytelników traci niuanse, ale za to 95% przynajmniej ma jakieś tam pojęcie OCB.

Tymczasem nowy Esslemont całkiem przypadł mi do gustu. Jest gdzieś tak na poziomie 6 tomu Eriksona, no i nie tak zakręcony - w większości przypadków od razu wyjaśnia kto jest kim, co jest bardzo przydatne, bo dramatis personae znowu zajmują trzy kartki. Chwilowo dobrnąłem do 200 strony (z, duh, tysiąca) i jest, hmmm, nieźle.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kłopot z Eriksonem polega na tym, że u niego tylko niektóre imiona mają znaczenie. Jeśli każde byłoby tylko i wyłącznie 'nazwą własną' to problem odpada. Jeśli wszystkie - to się jedzie po całości i albo tłumaczy, albo nie. Natomiast akurat w przypadku cyklu Malazańskiego jest się w kropce. A to dlatego, że gdy z pozycji tłumacza przechodzi się do pozycji czytelnika, wybór taki prosty nie jest.

Zresztą tłumacz pisał na forum Maga, że miał sporą zagwozdkę. Pisał tam też, że żałuje, że w pierwszym tomie niektóre dające się przetłumaczyć nazwy/imiona pozostawił bez tłumaczenia. Ja sam trochę nad tym myślałem i jakoś nie mogę się zdecydować, co ja bym zrobił na miejscu tłumacza. Nie zazdroszczę mu konieczności dokonywania takiego wyboru.

Dlatego jestem zdecydowanie za tłumaczeniem imion, choćby i po polsku brzmiały źle - zresztą jest sprawą dyskusyjną czy Feather Witch dla native speakera brzmi lepiej niż Piórkowa Wiedźma dla Polaka. Nam szok poznawczy redukuje pewna odległość kulturowa, ale byłbym daleki od utożsamiania własnych odczuć z cudzymi, zwłaszcza z innego kręgu cywilizacyjnego. No i z dualizmu 'dobre brzmienie - zachowanie pewnej ciągłości znaczeń' wybieram zdecydowanie opcję drugą.

Sam zresztą gdzieś na forum w tematach książkowych pisałem o tym dysonansie. I chyba akurat chodziło o Władcę, ale nie pomnę. Trzeba by było tu jakieś dual speakera :happy: Pisałem przy tamtej okazji chyba i o Eriksonie, że czytelnik nie będący native speakerem ma lepiej, bo nazwy po angielsku brzmią dla niego najczęściej sporo poważniej niż dla Anglika czytającego in English czy Polaka po polsku. Ja więc dalej będę wytykał dziwne tłumaczenia, próbował łapać się na dwa fronty i cieszył się, że czytam w oryginale.

Jasne, może 5% czytelników traci niuanse, ale za to 95% przynajmniej ma jakieś tam pojęcie OCB.

Te 5% pewnie i tak czyta w oryginale albo tak, czy tak jakoś sobie sprawdzi.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach



  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...