Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Roch

Długość ma znaczenie - czy dobre gry mogą być za długie? Na przykładzie Dragon Age Inquisition

Polecane posty

Długość ma znaczenie ? czyli pytanie o to czy dobre gry mogą być za długie. Precedens Dragon Age Inquisition i być może Wiedźmina 3.

Jestem klasycznym przykładem nerda przed 30stką, który nie może być już nerdem tak bardzo jakby chciał. Czy to praca, czy inne zainteresowania i obowiązki sprawiają, że nie mogę już poświęcać tyle czasu na gry co w złotych latach podstawówkowo ? licealnych. Nie tylko dlatego, że już nie mogę. Po prostu już mi się nie chce.

Wychowany na zbieraniu drużyny przed wyruszeniem w podróż, odkrywaniu każdego zakamarka Gothiców czy spędzaniu każdej wolnej chwili na spacerowaniu po Tarmielu, z zachwytem oczekiwałem na spełnienie obietnic CDproject Red na temat długości gry jaką zapewni nowy Wiedźmin. Tak było do czasu kiedy zacząłem grać w nowego Dragon Age. Doszło do mnie, że wcale nie musi być tak różowo. Nie dlatego, że ich obietnice okażą się bez pokrycia, ale właśnie dlatego, że się spełnią.

W Dragon Age Inquisition przegrałem przez ostanie kilkanaście dni ponad 50h. Grą jestem absolutnie zachwycony. Niesamowity design lokacji, bardzo dobre postacie i tysiące opcji dialogowych. Zapychacze w postaci questów pobocznych, wymyślone tak sprytnie, że naprawdę chce się je wykonywać i szukać wszystkich tych cholernych astrariów, odłamków kryształów, czy zbierać korzeń elfów, żeby ulepszyć mikstury leczące. I nagle gdzieś między zmienianiem kształtu okien w Skyhold, romansowaniem z kolejną postacią i decyzją jak rozbudować ogród w twierdzy doszło do mnie, że choć to wydaje się skrajnym szukaniem dziury w całym, ta wspaniała gra jest za duża.

Stało się to kiedy po skończeniu questa z fortem Adamant, i wysprzątaniu Hinterlands, Crestwood i Storm Coast z questów, uświadomiłem sobie wchodząc do kolejnej lokacji i mając przed sobą jeszcze kilka zupełnie nieruszonych, że nie dam rady. Że nie chcę spędzić kolejnych 100h przy grze komputerowej, żeby ze spokojnym sercem odłożyć ją na półkę jako ?skończoną?.

Pozwólcie, że wyjaśnię. Nigdy nie grałem w MMO. Bałem się, że zbytnio się wciągnę. Że gra, która dla mnie ma być zamkniętą jak książka opowieścią nie będzie się chciała skończyć. Jeżeli kupowałem Call of Duty to na zasadzie że jest to warte swojej ceny. Kilku godzin interaktywnego filmy Michaela Baya za cenę 5 biletów do kina. Siadasz, bawisz się płytko ale świetnie. Kończysz i zapominasz.

Podobnie grami akcji typu nowy Tomb Raider, Batmany czy Assasins Creed ? poświęcasz więcej czasu, ale nie masz potrzeby latania za znalezieniem każdego piórka na dachu albo odblokowaniem każdej zagadki Riddlera. Gra jest zbudowana wokół jednej zwartej fabuły. Reszta to zupełny wypełniacz.

Wreszcie mamy gry RPG. Czy to jak japońskie turówki oparte na grindowaniu czy rozbudowane fabularnie i dialogowo produkcje Bioware, z założenia wymagają więcej czasu. Żaden prawdziwy fan RPG nie przeleci przez Mass Effecta jak przez Gears of War dla samej akcji i poznania fabuły. Łazisz, napawasz się atmosferą, dowiadujesz się ciekawostek o świecie, nawiązujesz relacje z postaciami i skanujesz planety w poszukiwaniu cholernego iridium. Bo wiesz, że to jest po coś. Że dzięki temu opowieść, której jesteś współtwórcą będzie dokładnie taka jak chcesz. Skończona.

Mass Effecty zabrały mi, każdy, około 50h do ukończenia w takim stopniu, że wiedziałem, że więcej z tej gry nie wycisnę. Kilka zarwanych nocy, wkurzona dziewczyna którą trzeba było dobrą chwilę obłaskawiać i poczucie fantastycznie przeżytej przygody. Satysfakcja porównywalna ze skończeniem, świetnej opasłej książki.

Przy pierwszym Dragon Age było już inaczej, kiedy na koniec dobiłem jakiś 80h byłem grą jednocześnie zachwycony i umęczony, do tego stopnia, że olałem propozycję Morrigan i poświęciłem swojego Strażnika. Tak żeby na wszelki wypadek nie wrócił mi w jakimś dodatku albo sequelu. Miałem dość. Satysfakcja była jak cholera, estyma do gry jest do tej pory (pierwsze udane wskrzeszenie rpg typu Baldur imho ) ale już po prosty starczyło.

Przy grach typu Skyrim czy Fallout 3 było trochę inaczej. To była turystyka.Jak nie chciało mi się wychodzić z domy to od czasu do czasu wpadałem do wykreowanego świata i zwiedzałem, kombinując czego jeszcze nie zrobiłem. Brak bardzo mocno zakreślonej głównej fabuły, głównie przez brak typowych dla gier Bioware interakcji z NCP z drużyny sprawiał, że nie miałem potrzeby doprowadzać tych historii do perfekcyjnego, 100% zakończenia. Grałem, ubiłem jakiegoś smoka, była jakaś wojna domowa i usunąłem.

Dragon Age Inquisition jest precedensem. Pierwszy raz gra rpg tak doskonale łączy niemal sandboxowo otwarty świat, z niezłą fabułą i zajmującą drużyną. I dla mnie to było za dużo. Po 50h gry zapisałem gdzieś savy na później i grę skasowałem. Nie chciałem jej poświęcać więcej czasu. Bałem się ile jeszcze musiałbym przy niej przesiedzieć, żeby z pełną satysfakcją ją ukończyć.

Boje się, że podobnie będzie z nowym Wiedźminem. Że twórcom uda się tak doskonale połączyć fabułę z wielkim otwartym światem, a nowy Dragonaż pokazał, że to jednak jest możliwe, że będzie się w nim można zgubić. Bo jak będzie można spokojnie ukończyć główny wątek, zostawiając za sobą wielkie, nieodkryte połacie mapy, dobrze skonstruowane questy poboczne i mądrze pomyślane znajdźki. Jasne, być może będzie do nich można wrócić kiedyś tam, po zakończeniu głównego wątku. Ale ja akurat tak nie gram.

Baldurs Gate 2 do ?całkowitego? przejścia zajmował koło 120h. Ale to było dawno. Było się dzieciakiem, który poza szkołą i grą w piłkę nie miał nic lepszego do roboty. Wybrzeże Mieczy mogło się stać alternatywną rzeczywistością, w której z chęcią żyło się przez jakiś czas. Teraz bym się nie podjął. A samo wrzucenie Irenicusa do 9 piekieł nie byłoby dla mnie wystarczająco satysfakcjonujące.

Może szukam dziury w całym. Może narzekam, bo w rpg za bardzo mam naturę osoby która musi zajrzeć pod każdy kamień. A może ktoś z was też czuje podobnie. Nie grał z założenia w MMO, a w grach szukał fantastycznej imersji zamkniętej w ogarnialną całość. Taką jaką dla mnie były poszczególne części Mass Effecta. Albo Wiedźminy. Albo Planescape. Albo Icewind Dale. 50h.

Nie mówię że gry takie jak Dragon Age Inquisition są złe. Mówię, że są zbyt dobre, do tego jak są ogromne. I dla osoby takiej jak ja, ten ogrom jest już nie do przejścia.

Jeżeli udało wam się przebrnąć przez ten tekst to gratuluję i czekam na komentarze wymyślające mi od osób których nie da się zadowolić i takie które przyznają mi rację:)

Zdrów!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bardzo dobry tekst, ciekawie się czytało.

Ja nie robię wszystkiego w erpegach. Jak znajdę questa to sprawdzam czy mi się opłaca, czy jest daleko i czy jest ciekawy. Często go odkładam, a jak jestem blisko to przeglądam czy nic tu nie ma do roboty. Żadnej gry RPG nie przeszedłem. Nigdy. Jestem osobą, która ma do ogrania tyle gier, że nie mam czasu na zwiedzanie wszystkiego. A lubię to. Lubię sobie biec i zwiedzać wszystko w np. KOTORze lub Skyrimie, ale to powoduje, że nie ogram tej gry do końca bo inna już czeka. W Skyrima przegrałem z 70godzin a i tak nie przeszedłem. To jest mój rekord jeśli chodzi o ten gatunek. Ew. Far Cry 3, ale to nie jest typowa gra tego gatunku. Takie FC3 przeszedłem dwa razy, za trzecim już mi się nie chciało. Świat jest odpowiednio zbalansowany i nie czuć tych momentów znużenia kiedy to nikt nas nie pokona. Gra na 30-40 godzin to dla mnie idealny erpeg.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja jeszcze nie spotkałem się z sytuacją gdzie gra jest za długa. Owszem, może być sztucznie przedłużana przez bezsensowne side-questy, ale najczęściej nie mają one związku z główną osią fabularną. Zdażyło mi się natomiast być autentycznie smutnym i z dwa dni chodzić przybity po tym, jak skończyłem Red Dead Redemption.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Osobiście uwielbiam grę Morrowind, fakt na dzień dziejszy trochę trąci myszką, jednak jej klimat jest nie do podrobienia. Zagrywałem się namiętnie, spędzałem po kilka-, kilkanaście godzin dziennie na grę, żeby potem grać dalej w snach. Trzeba przyznać, że giera momentami się dłużyła. Mnogość wątków pobocznych, setki lokacji, ogromny teren i niezbyt szybkie poruszanie skutkowało tym, że mijała mi ochota na rozgrywkę. Nie wiem, czy ktoś z Was doświadczył podobnych emocji w czasie gry. Może tak, może nie. Pozdrawiam!

kasyno polska

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Osobiście lubię długie gry, ale DA:I mnie zwyczajnie od siebie odrzuca. Po prostu nie. Przegrałem chyba z 20h w ten tytuł i zwyczajnie zanudziłem się na śmierć tak wątkiem głównym jak i pobocznymi questami oraz mapami. Nie wiem czemu, do DA:O podchodziłem na prawdę wiele razy, za każdym razem przechodziłem czyszcząc praktycznie wszystkie questy jakie dostałem w swoje łapki, ale... W DA:I nie czuję tego "czegoś". Już wolałbym na pamięć przejść po raz 1000 Fable the Lost Chapters niż męczyć się w tej grze.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach



  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Utwórz nowe...