Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Kaiwan

Gra, jako propaganda współczesnego świata

Polecane posty

A więc zacznę od tego że dość niedawno rozmawiałem z kolegą ( z anglikiem) przez internet i zadał mi takie pytanie: "czy ty też uważasz że amerykańskie (i nie tylko) studia tworzące gry kieruję się często wychwalaniem swojego narodu?"

Ja trochę zdziwiony zapytałem o jakiś przykład o on podał mi jedno słowo "Marines" ....

Od razu przyszły mi namyśl setki FP-sów i strategi wojennych a nawet kilka filmów (chociażby Szeregowiec Ryan) które tworzą propagandę o idealności i świetności czegoś lub w wypadku specjalnych jednostek, grupy osób.

Uważam że przeciwników ma to raczej zastraszyć w pewien sposób, ale nas? Do czego to zmierza? Rozumiem że amerykanie tworzą

takie gry by także zachęcić do służby młode pokolenia, przez uwielbienie swojego narodu i sądzenie że jest on pępkiem świata ale czy to jest słuszne? Czy to nie będzie rodziło protestów i sprzeciwów?

Ale jest jeszcze druga strona medalu, gry takie lub nie całkiem służą do trenowania tzw. żółtodziobów, na przykład symulatory F-16 i innych, ale budowa takiego wojskowego systemu symulacyjnego to lata pracy i trudne do oszacowania koszty. Nasi obecni sojusznicy zaczynali tę zabawę już w latach 60., przeznaczając ogromne fundusze (zimna wojna, zatrudnianie najlepszych specjalistów).

Ile to wszystko kosztuje? Z reguły każda odpowiedź, która zawiera słowo "dużo", jest poprawna. Ma tutaj zastosowanie również inna reguła: budowa takiego centrum symulacyjnego jest droga, ale szkolenia przeprowadzane z jego pomocą są tanie i zdecydowanie bardziej efektywne.

A na koniec mam do was jeszcze jedno pytanie:

Co wy sądzicie o grach które mają na celu zacytuje mojego kolegę "wychwalają swój naród w którym powstały...",i czy wogóle takie istnieją?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja, delikatnie mówiąc, niezbyt lubię Amerykę i wiele rzeczy z nią związanych, więc mogę być nieobiektywny, ale tak - twórcy gier czy filmów zza oceanu bardzo lubią idealizować. Jak oglądasz film, to zdaje ci się, że ich społeczeństwo składa się wyłącznie z patriotów. Każdy pracuję na chwałę swojego kraju. A w filmach wojennych... szkoda gadać. Może i u nich kogoś to rusza, ale jak dla mnie to groteska. Nie wiem jak wy, ale ja takich gier i filmów staram się nie ruszać.

A co do wyróżnionego pytania: Takie gry istnieją, choć np. filmów o takiej tematyce jest więcej i są chyba bardziej przerysowane niż komputerowe produkcje.

Imperializm USA jest niesamowicie denerwujący. Wszędzie muszą posadzić swoje łapska. Wydaje mi się, że takie filmy i gry mają na celu pokazać tamtejszemu społeczeństwu z jakimi to przeciwnościami muszą się zmagać ich żołnierze na misjach w wielu krajach. Szkoda, że nikt nie wspomina, że nikt im się tam nie kazał pchać, że bardziej mają chętkę na surowce niż pomaganie tubylczej ludności. Pewnie - robią też sporo dobrego, ale chyba jasne jest, czemu ma to służyć.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z jednej strony to prawda, ze Amerykanie maja imperialistyczne zapedy. Nie ma sie zreszta czemu dziwic, w koncu USA z historyczno-ekonomicznego punktu widzenia znajduja sie w dosc uprzywilejowanej sytuacji. Druga wojna swiatowa najbardziej dotknela Europe. Walki toczyly sie na naszym podworku, przez co zbombardowane byly miasta, fabryki, powaznemu zniszczeniu ulegla cala infrastruktura ekonomiczno-przemyslowa. W tym samym czasie terytorium USA zostalo praktycznie nietkniete (nie liczac Pearl Harbor). Co prawda wysylali swoich zolnierzy na fronty europejskie, wysylali sprzet, surowce i pieniadze by wspomoc sojusznikow, ale po wojnie ich kraj i przemysl nie wymagal odbudowy.

Z drugiej strony nie ma sie co dziwic, ze wiekszosc filmow czy gier pokazuje wyidealizowany wizerunek Ameryki i jej obywateli. Pierwszym lepszym przykladem sa mieszkania/domy bohaterow filmow. Jesli tylko film dzieje sie w Nowym Jorku i nie jest dramatem, to mozemy byc pewni, ze bohaterowie filmu mieszkaja w ladnym domu na przedmiesciach lub w duzym, zadbanym apartamencie, chociaz nie jest zadna tajemnica, ze sporo ludzi wynajmuje w tym miescie male, ciasne klitki. W sumie nie ma sie tez czemu dziwic, ze duzo amerykanskich filmow akcji czy wojennych pokazuje amerykanskie wojsko, oddzialy specjalne i policje, to jak wspaniali sa w tym co robia i jak bronia kraju przed zagrozeniami wewnetrzymi i zewnetrznymi. Te filmy powstaja w Hollywood i sa skierowane glownie do Amerykanow, przez co musza miec jakis punkt zaczepienia, cos co pozwoli widzom w jakis sposob identyfikowac sie z glownym bohaterem i wczuc sie w jego sytuacje. Oczywistym jest, ze przecietnego Amerykanina bardziej bedzie interesowac Mel Gibson szukajacy szeregowca Ryana, Bruce Willis walczacy z terrorystami w Nowym Jorku czy Gerard Butler wypowiadajacy prywatna wojne nieskutecznemu amerykanskiemu systemowi sadownictwa w "Prawie Zemsty" niz na przyklad polski film o wojnie polsko-bolszewickiej, niemiecki "Zakochany Goethe" czy np. turecki film o zyjacym na Cyprze mlodym Turku, ktory z wzajemnoscia zakochal sie w poznanej na uczelni Greczynce, ale ich rodziny nie pozwalaja im sie spotykac ze wzgledu na wystepujacy na Cyprze konflikt miedzy spolecznosciami Grekow i Turkow.

Dodatkowo aktywnosc Ameryki na swiecie daje scenarzystom spora elastycznosc jesli chodzi o umiejscowienie fabuly filmu czy gry. Jesli taka produkcja ma opowiadac o dzialaniach zbrojnych, to nie dosc, ze wybor konfliktu maja calkiem spory, to jeszcze wiarygodnie mozna umiescic w nim amerykanskie wojsko, oddzialy specjalne, agentow CIA, NSA, DEA czy nawet samotnego weterana, ktory bedzie walczyl "z tymi zlymi" (jak np. Rambo) i nikt nie powie, ze to niemozliwe, ze sie tam znalezli. Zamiencie teraz Rambo na jakiegos weterana holenderskich sil specjalnych (KCT - Korps Commandotroepen) albo na miejsce CIA wstawcie szwedzkie UNDK czy niemieckie BND, a calosc straci na wiarygodnosci. Patrzac na filmy i gry opowiadajace o konfliktach zbrojnych, w ktorych udzial brali Amerykanie (tak czynnie jak i poloficjalnie, wysylajac na teren objety walkami tylko swoich doradcow/agentow), praktycznie tylko temat wojny w Korei w latach 50-tych zostal malo wyeksploatowany. Do tej pory ukazaly sie tylko nieliczne gry opowiadajace o tej wojnie, z czego jedna to byl symulator, druga byla oficjalnym dodatkiem do innego symulatora, a trzecia to malo udana podrobka serii Commandos. Oczywiscie duzo wiekszym zainteresowaniem spoleczenstwa amerykanskiego bedzie cieszyc sie gra pozwalajaca wcielic sie w amerykanskich zolnierzy walczacych w Wietnamie czy Iraku niz np. w polskich lotnikow walczacych w Bitwie o Anglie albo naszych zolnierzy sluzacych na Balkanach w silach KFOR.

Do tego wezcie jeszcze pod uwage fakt, ze amerykanskie filmy sa dystrybuowane na calym swiecie i wszyscy maja do nich dostep. Produkcje "made in USA" praktycznie zdominowaly branze filmowa. Chociaz filmy sa krecone takze w innych krajach, to nieczesto sie zdarza, by wytwornia starala sie o wyswietlanie ich w kinach poza granicami kraju/regionu (jak np. Skandynawia czy kraje niemieckojezyczne). W naszych kinach mozna obejrzec od czasu do czasu filmy francuskie, wloskie czy niemieckie, ale stanowia one mniejszosc. O filmach produkcji rosyjskiej, greckiej, dunskiej, portugalskiej, wegierskiej czy chinskiej nawet nie mowie, bo prawie nigdy do nas nie docieraja, a nawet jesli juz jakis sie trafi, to wplywy z jego wyswietlania w kinie sa znikome. A przeciez sa one krecone, wyswietlane i znane w swoich krajach. Tak samo jak u nas znany jest "Killer", "Sala Samobojcow", "Dzien Swira", "Psy" i "Seksmisja", o ktorych malo kto slyszal za granica.

Dlatego uwazam, ze o ile spora czesc filmow przedstawia wyidealizowany obraz zolnierza czy spoleczenstwa amerykanskiego i jest pelna heroicznego patosu, to jest to glownie wynik prawidel, jakimi rzadzi sie branza filmowa i tego, by ulatwic widzom utozsamianie sie z postaciami filmowymi, a dopiero w duzo mniejszym stopniu chodzi o proamerykanska propagande.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Umówmy się - to co widzimy w filmach/grach nie ma zbyt wiele wspólnego z rzeczywistością, więc teorie o "trenowaniu żółtodziobów" i tym podobne można sobie odpuścić.

Co do "wychwalania swojego narodu" - trudno żeby amerykański film promował Albanię, a Polski - Kiribati. Każdy promuje swoje, co naturalne i nie ma w tym nic złego. Amerykanie mają po prostu większe możliwości technologiczne i finansowe niż Turcja i dlatego oglądamy filmy z Hollywood a nie z Ankary. Drugą sprawą są kwestie kulturowe. Zaliczamy się do kultury zachodu tak jak amerykanie, dlatego ich produkcje są nam bliższe niż np. Indyjskie, choć jak wiadomo Bollywood to rówież ogomny przemysł filmowy. Gwarantuje iż nikomu, poza osobami zainteresowanymi kulturą wschodu, nie przypadną do gustu ich produkcje. Nie oznacza to jednak iż jesteśmy skazani na kulturę "made in USA". Idąc do kina można wybrać się na film azjatycki, europejski czy zobaczyć alternatywne kino polskie - oczywiście raczej nie w multipleksie. Kwestia naszego wyboru - oglądasz to co lubisz.

Z grami jest podobnie, chociaż zgodzę się iż jest pewna tendencja ciążenia w stronę USA. Wynika to pewnie z tego, iż Stany są ogromnym rynkiem i jeśli chcesz osiągnąć duże zyski, musisz dobrze sprzedać tam swój tytuł. Prawo ekonomii...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

mam nadzieję że na tych wypowiedziach nie skończy się ten temat i zapraszam do dyskusji

oraz dziękuję za wasze "długie" wypowiedzi.

@Elano też uważam że jednak w filmach widać to bardziej (jeśli oto ci chodziło).

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat tej dyskusji, zmobilizował mnie do zagłębienia się w bezkresną otchłań mej pamięci z której przywołałem wielkie kinowe hity rodem z U.S.A. Pierwszym z nich jest genialne dzieło Olivera Stone'a pt Pluton, który w dość dosadny sposób pokazuje bezsens wojny w Wietnamie. Nie ma tam Bohaterskich patriotów, którzy umierają z hymnem na ustach trzymając w dłoniach gwieździsty sztandar. Co więcej niektórych żołnierzy ukazuje się jako zwyrodniałe bestie, których jedynym celem jest postrzelać do ludzi.

Kolejny film to Urodzony 4 Lipca - kto nie widział powinien nadrobić. Opowiada on o weteranie wojny w Wietnamie, który po stracie obu nóg, został centralnie olany przez Wujka Sama.

Oczy wiście faktem jest, że tego typu prawdziwe filmy są w mniejszości i dla większości zapatrzonych w siebie obywateli U.S.A., tracą w konfrontacji ze wspomnianym wcześniej Szeregowcem Rayana (którego notabene nigdy nie oglądałem).

Swoją drogą, świetnym przykładem gry, w której to kultywuje się mit amerykańskiego patosu, jest wydana jakiś czas temu, pierwszoosobowa strzelanka, pt. Homefront.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tesu masz całkowitą rację... już początkowa scena w której widzimy płaczącego żołnierza zbudzonego koszmarem jest świadectwem tego, że nie jest to film propagujący bohaterskich wojaków z US Army, którzy jednym kichnięciem powalają "niedobrych" Wietnamczyków.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A co myślicie o aktualnym filmie "Kapitan Ameryka" ?

Czy on nie pasuje to tego tematu?

Widziałem tam mnóstwo scen które nawiązują do Wywyższania USA.

O ile dobrze zrozumiałem, chłopak który przyznajmy nie był silny, ale miał wielkie serce....

Wstąpił do armii(stanów zjednoczonych) a ona uczyniła go i silnym i bohaterskim człowiekiem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Obecnie w mediach (nie tylko gry), USA i marines są przedstawiani zawsze, jako zbawcy wszechświata walczący ze złymi komunistami i terrorystami. Gra, która przedstawiałaby inny obraz prawdopodobnie zostałaby uznana za zakłamującą rzeczywistość.

Przypomniało mi się kiedyś, jak 1 września któregoś roku wyszła gra pod tytułem Codename Panzer: Phase one. Polscy politycy i kombatanci niezłego szumu narobili, bo jak to można atakować wspaniały naród polski, który na dodatek jest przedstawiany jako pijacy i tchórze. Szum był nie mały i nawet chcieli zakazać sprzedaży tej gry. :)

Co do Plutonu i Czasu Apokalipsy to takie filmy to marny procent w porównaniu do tych gloryfikujących USA filmów.

Rzeczywiście można zauważyć (i należy to uznać za zgodne z prawdą), że własny naród woli jednak być wywyższany nad inne, przykładem choćby film "Bitwa Warszawska", ale róbmy to z umiarem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Film Kapitan America, to zdecydowanie propagandowe dzieło, które zapoczątkowane było przez cykl komiksów. Nie ma więc co się czepiać tego kinematograficznego produktu, bowiem jego geneza wywodzi się z rysunkowych opowieści, które były jedynie wzorcem. Film je tylko powiela.

Co do Codename Panzer: Phase one - pamiętam jak dziś, wszystkie media aż huczały ot tego tematu :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Full Metal Jacket.

Podobno pokazywali ten film gościom którzy chcieli dołączyć do marines żeby się jeszcze ostatecznie namyślili.

Co do propagandy gloryfikującej hamerykę w grach.

Wywnioskowałem z waszych postów że to szerzenie propagandy może być jednym z głównych celów powstania takiego call of duty czy full spectrum warrior. Ja tak nie uważam, filmy na tej płaszczyźnie zdziałały o wiele więcej ale to i to nie było celem ich powstania- twórcy tych filmów po prostu wiedzieli że takie filmy się sprzedadzą i takie filmy stworzyli. Gry z tej całej wojennej otoczki korzystają ale raczej nie bawią się w żadne pokazywanie dramatu wojennego (z reguły), po prostu mają się sprzedać, podobać i zachęcić do kupienia sequela. A często spotykana patetyczność w przedstawianiu "najlepszego narodu na świecie, bóg nas najbardziej kocha i w ogóle jesteśmy naj naj" u europejskich graczy chyba najczęściej wywołuje uśmiech politowania, a hameryce najzwyczajniej przyciąga idiotów. My też nie jesteśmy święci pod tym względem, cała otoczka wokół zniszczczeń w naszym kraju po 2 WŚ, powstanie warszawskie, husaria ...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.


  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Utwórz nowe...