Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

niziołka

Sesja D&D v3.5

Polecane posty

Corvin- nie masz już sił podążać dalej ścieżką, na którą wszedłeś.

Nieustanna ucieczka wyczerpała resztki twojej energii- tak fizycznej, jak i magicznej, a ciągły stres nie pozwolił ci znaleźć nawet chwili na zregenerowanie ich- trochę tylko uspokoił cię nieustannie spływający z nieba deszcz, który choć przemoczył ci całkowicie szaty, utrudnił wędrówkę i możliwości ukrycia się, zatarł jednak chociaż częściowo twoje ślady...Wielokrotnie się już pytałeś sam siebie, czy było warto - ale sam wiesz, że o ile nie padniesz z przemęczenia i dotrzesz do jakiegoś bezpiecznego schronienia, będziesz miał z czego być dumny- z siebie.

Ciężkie chmury i drzewa dookoła zasłaniają niebo, wiesz, że zbliża się wieczór-słońce już być może zachodzi. Nagle zza drzew, na końcu twojej ścieżki wyłonił się brukowany trakt, po którym wędrowało kilka osób-przez chwilę obawiałeś się ich, ale po chwili zauważyłeś, że chociaż wyglądają na przyzwyczajonych do wysiłku fizycznego, był on raczej związany z gospodarstwem niż z walką- prawdopodobnie są to rolnicy i wieśniacy, podążający dokądś wraz z tobołkami i rodziną. Przez chwile szedłeś wśród nich, nie wyróżniając się niczym, poza małą ilością bagażu- wszyscy oddzieleni byli w końcu od siebie ścianą deszczu przylepiającą im ubrania do skory. Niewiele czasu minęło jednak, gdy zauważyłeś kłopoty - niska postać, która wojskowym krokiem podchodziła do wszystkich w kolumnie i pytała ich o coś- gdybyś miał więcej sił mógłbyś próbować się ukryć, ale przy takim samopoczuciu stwierdziłeś z rezygnacją, że to by tylko zwróciło na ciebie uwagę tej osoby. Postać niska, wyglądającą na niziołczą podeszła do ciebie, mierzyła cię przez chwilę wzrokiem, po czym zimnym głosem powiedziała, wskazując za siebie kciukiem: "tam jest miasto Latos, a w nim karczma- powinni się tam tobą zająć, o ile nie mają zbyt wielkich tłumów. Jeśli będziesz potrzebował pomocy - zwróć się do kogoś z mieszkańców, także tych tutaj, na trakcie". Po chwili osoba odchodzi, pilnując ludzi idących za tobą.

Propozycja wydaje ci się sensowna, ponieważ czujesz, że ledwo trzymasz się na nogach...

Dwybar-tydzień czasu zajęła ci wędrówka w miejsce, które wyznaczyło ci konklawe. I niestety cały ten czas padał nieustanny deszcz, który budził w tobie myśli, do których nigdy wcześniej byś się nie przyznał - bo chociaż zawsze uczono cię, że Jej wyroki są niezbadane, i wszystko to, co planuje jest potrzebne, jednak nie potrafisz nie zgodzić się z myślą, że tym razem przesadziła, i to porządnie. Doskonale jednak zdajesz sobie sprawę z tego, że takie osądy wywołuje w tobie tylko to, że tak mozoli się twoja podróż, którą chciałeś wykonać jak najszybciej - w końcu to pierwsza wyznaczona ci przez konklawe misja. Jednocześnie obsesyjnie prześladuje cię ciekawość dotycząca sprawy, która została ci nadana. Chciałeś ją nieco zaspokoić wypytując pierwszego spotkanego na trakcie osobnika, jednak on mimo twojej wystaranej uprzejmości, do której nie jesteś przyzwyczajony był markotny i niestety nie przekazał ci żadnej interesującej informacji. Na szczęście nie musiałeś długo czekać, ponieważ gdy przed tobą zaczęło się nagle roić na drodze od różnych podróżników wędrujących w tą samą stronę, co ty, tyle, że z dobytkiem i rodzinami, pojawiła się przed tobą nagle osoba wzrostu niziołka, która widząc ostrokrzew i jemiołę, którą miałeś przypasaną na oznakę swojej profesji, ukłoniła się leciutko, ściągnęła kaptur, co ukazało ci kobiecą twarz okoloną jaskrawo rudymi lokami i odezwała się "Powiedziano mi o celu twojego przybycia. Świątynia, której szukasz znajduje się pół dnia spaceru od miasta Latos; tam też radzę ci się zatrzymać i odpocząć, bo jak widzę, jesteś zmęczony. Jeśli będziesz czegoś potrzebował, powiedz"- po tych słowach znów ci się lekko skłania, błyskając oczami koloru wiosennych liści, po czym zakłada kaptur i oddala się.

Tellerei-Kolejny dzień spędziłeś na drodze prawie całkiem zatopionej deszczem - nie różni się dla ciebie w żaden sposób od kilku, a nawet kilkunastu poprzednich - mimo, że nie dalej niż cztery...a może pięć dni temu skończył się kolejny rozdział w twoim życiu- co również samo w sobie nie zrobiło na tobie zbytniego wrażenia. Sam nie wiesz, dokąd zmierzasz, jednak mimo całkowicie przemoczonych butów do tej pory było ci całkiem przyjemnie w samotności, jednak i ona zaczęła cię nużyć. Przez chwilę twoje zainteresowanie wzbudziły gromady, które dołączając się z kolejnych ścieżek przy trakcie, którym podążałeś, jednak po chwili zauważyłeś, że to po prostu kolejni zmęczeni ludzie, którzy w pośpiechu dokądś dążą wraz z rodzinami i dobytkiem. Wielka Migracja. Zastanawia cię jednak, co jest powodem - przez chwilę zastanawiasz się, czy nie jest to przypadkiem klęska żywiołowa lub kolejny najazd – jednak, gdy wędrowcy zaczęli się gromadzić nagle poprawiły im się humory, zaczęli rozmawiać i żartować- prawdopodobnie znają się już od dawna, ale od dłuższego czasu się nie widzieli. Mimo pogody i nudnej wędrówki nawet dzieci się ożywiły. Radosnych nastrojów nie zepsuło nawet to, że po niedługim czasie pojawił się w okolicy niewysoki osobnik, zadający pytania każdej po kolei osobie. Nie minęło wiele czasu, kiedy podeszła do ciebie, po czym taksowała cię przez chwilę wzrokiem, i jakby z aprobatą w głosie powiedziała "Niedaleko jest miasto nazywane Latos. Znajdziesz tam rozgrzewające, korzenne piwo i miejsce na spoczynek, mimo tylu tłumów".

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Brzmi jak slogan reklamowy... Myślę, kiwnąwszy głową na znak podziękowania. Nie bez zdziwienia spoglądam na niewysoką postać - z reguły podczas takiej pogody służby rzucają gromy i pluja żółcią... Zwracam się ku wskazanemu kierunkowi i zrezygnowany - jakiś pokręcony bóg wyraźnie przesadził, jeśli oczywiście istnieje... - maszeruje tam z wolna, pochlapując wszystkim co mam na sobie. Wreszcie dopada mnie to znajome uczucie... Jakby świerzbienie gdzieś z tyłu czaszki, myśli chcą sie zmienić w nuty, a palce mimowolnie szarpią niewidzialne struny. Oby nie mieli już nadwyżki muzyków w okolicy... A nawet jeśli? Troszkę rywalizacji... Powoli dochodzę do wspomnianego miasta. Latos. Coś mi to słowo przywodzi na myśl....
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Opierając się ciężko na kosturze miotam w duszy przekleństwa - na siebie; na swe słabe i niedołężne ciało, na pogodę i w końcu na niziołka oraz całą jego złodziejską rasę - dla zasady. Nie poświęcając już większej uwagi niskiej postaci naciągam kaptur dla lepszej ochrony przed chłodem i deszczem. Rozglądam się uważnie za jakimiś podejrzanymi sygnałami, które mogłyby zaświadczyć o nadciągającym niebezpieczeństwie.

Zastanawiam się czy nie lepiej byłoby usiąść na bruku i chwilę odpocząć, ale nie mogę przecież ulec zachciankom mego ciała. Postanowiłem ruszyć do tego miasta i znaleźć jakąś karczmę, bądź co bądź zmęczenie mi nie służy. W myślach wciąż oglądam tajemniczy, owalny kamień; zadziwiająca błyskotka. Warto się dowiedzieć jakie właściwości posiada ten połyskliwy kawałek szlachetnego minerału.

Latos - wzruszyłem ramionami, nigdy o nim nie słyszałem, więc nie jest pewnie niczym istotnym. Żadnym szczególnym miejscem, które ma coś czym mogło by się poszczycić... nie jest istotnym punktem strategicznym,

ani w ogóle nie pełni jakiś istotnych funkcji. Nie jest importerem ani eksporterem jakiegoś znacznego surówca, ani nawet nie jest ważnym ośrodkiem handlowym... Ale o tym muszę się przekonać na własne oczy i uszy.

- Przepraszam - zaczepiam kogoś w tłumie - Czy wiesz coś na temat tego miasta Le...Latos? - staram się wyglądać na zakłopotanego.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Idąc lasem czułem się bezpiecznie, nawet pomimo zbyt dla mnie ciężkiego plecaka. Teraz, gdy zaczynam wychodzić na otwartą przestrzeń znów niepokoi mnie to dziwne uczucie. Mimo, że na drodze roi się od podróżnych, mimo krzepiącego spojrzenia niziołki i mimo tego, że Natura wspaniałomyślnie oszczędza mi deszczu, mimo celu, który zdaje się już być bardziej materialny niż dwieście kroków temu, mimo tego wszystkiego wolałbym zawrócić w las.

Patrząc pod nogi, idę ciężkim krokiem dalej przed siebie, w kierunku murów miasta. Ciekawość bierze górę nad zmęczeniem, dodaje sił, motywuje bardziej, niżbym się tego po sobie spodziewał...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tellerei - w resztkach tego, co można było nazwać światłem dziennym ujrzałeś w końcu miasto... okazało się być naprawdę niewielkie i otoczone z każdej strony starą palisadą, teraz naprędce umocnioną; "strażnik" przy wejściu spełniał rolę raczej przewodnika; zamiast pilnować ludzi i poszukiwać pośród nich zbiegów i pytać o cel podróży - witał wszystkich serdecznie i zapraszał do miasta. Wcześniejsze wrażenie o sloganach reklamowych zbladło w jego obliczu-i on, zapytany o drogę, po wskazaniu jej zaproponował ponoć najlepsze piwo w całym Fearunie(jeśli należy do chociaż piątej dziesiątki takich stwierdzeń, które słyszałeś, to i tak jest dobrze).

Miasto wewnątrz ukazało się dosyć ubogie, jednak karczma, do której udało ci się dojść umniejsza to wrażenie - sprawia wrażenie bogatszej niż sam ratusz. Gdy jakiś mężczyzna przed tobą otworzył drzwi karczmy, zauważyłeś jasno oświetlnoe wnętrze, wydające się być jednak całkowicie wypełnione różnymi ludźmi; razem z hałasem, który tworzyli dobiegł cię szczęk zderzających się ze sobą kufli, ciepło...i zapach jedzenia...

Corvin- "Tak, oczywiście, że coś wiem" -odpowiada na twoje pytanie wysoki, brodaty mężczyzna, który szedł dwa-trzy kroki przed tobą - "w końcu tam mieszkam... nasze miasto może nie umywa się wielkością do Beregostu albo Luskan, ale z tego co o nich słyszałem, gdyby było położone bliżej tras kupieckich, spokojnie mogłoby z nimi konkurować... bo przecież każdy już słyszał o naszym legendarnym, wspaniałym piwie... a ty go już próbowałeś...? Wyglądasz, jakby ci mogło bardzo pomóc...i nie czuj się proszę urażony, ale znaleźć ci jakieś miejsce na wozie? Bo może się mylę, ale wyglądasz jakby cię bruk bardzo pociągał...dobre, co?" - wyszczerza zęby radośnie po czym przyspiesza parę kroków i zaczyna wołać jakąś kobietę prowadzącą wóz przed wami.

Dwybar - Zauważyłeś, że ludzie dookoła ciebie obnoszą się do ciebie z szacunkiem- kłaniają ci się lekko pochylając głowę i choć jest to miłe, ciągle masz nieodparte wrażenie, że zachowują się wobec ciebie trochę protekcjonalnie - tak, jak wszyscy mogliby odnosić się do młodszego brata uwielbianego przywódcy... tylko przez chwilę cię to dziwi, ponieważ po chwili twoje myśli - i wzrok napotykają przed sobą cel twojej podróży... a przynajmniej przystanek, miasto Latos. Jego widok wyrywa z twojej piersi ciche westchnienie - sam nie pamiętasz kiedy ostatnio widziałeś takie duże miasto, tyle budynków... nagle, po tym tygodniu drogi przez deszcz, wraca w tobie chęć do powrotu do cywilizacji... Jednak gdy w samym mieście zauważasz pełno symboli, czytelnych dla naprawdę nielicznej grupy osób, a mówiącej o wielkim zamiłowaniu do natury wśród tutejszej ludności- zaczynasz z powrotem być dumny, że jesteś jej 'reprezentantem'. Jednak i tą myśl przerywa ci to, co zobaczyłeś przed sobą - karczmę, na której szyldzie było coś na kształt białego materiału; od jej strony nawet na ulicy czułeś ciepło i słyszałeś głośne śmiechy ludzi wewnątrz...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Uśmiecham się w duchu. Ciekawe, ile im płacą... I kto wymyśla te slogany... Wchodzę do zatłoczonego wnętrza karczmy. Wreszcie sucho; podchodzę do szynkwasu i wyjmuję ostatnie monety, które kładę na ladzie.

- Kufel waszego sławnego piwa i coś gorącego... - mówię, nie mając nawet ochoty na precyzowanie zamówienia. - Nie widzę, aby ktoś zabawiał ten tłum - nie potrzebujecie usług barda? - pytam, gdy pieniądze z lady znikają w dłoni karczmarza.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czas ukoić strudzone członki. W cieple ognia trzaskającego z kominka, w gwarze gotujących się głów, śmiechów i życzliwych, pełnych szacunku spojrzeń, w małym, przytulnym i ciepło oświetlonym pomieszczeniu druid z Białego Gaju wreszcie czuł się dobrze.

Miał nadzieję, że wkrótce jasnym stanie się cel jego wędrówki, jednak cieszył się tą chwilą wypoczynku po podróży, osuszając ubranie, buty, włosy. Tymczasem przyglądał się postaciom wchodzącym od czasu do czasu do karczmy, starając się z ich zachowania dowiedzieć czegoś o miejscu, do którego zawitał.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Dziękuję, dobry człowieku - uśmiechnąłem się do niego.

Niestety, dawno temu nauczyłem się, że w moim fachu należy przestrzegać pewnych zasad. Pierwsza: nie ufać nikomu. Druga: nie zdradzać sekretów znanych tylko sobie.

Ten kto strzeże się nawet wtedy, gdy jest bezpieczny jest bezpieczny podwójnie. Przerywam swoje rozmyślania i zwracam się ponownie do człowieka:

- Obawiam się, że nie mogę odrzucić twojej bezinteresownej oferty - przyjrzałem mu się bacznie, próbując wybadać jego zamiary.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tellerei- Karczmarz uśmiecha się- "Naprawdę wierzysz w to, panie, że uda ci się przebić głosem przez ten hałas? Jeśli tak, to mam nadzieję, że nie urazi cię moja propozycja, jeśli w zamian za to dostaniesz ciepły posiłek, piwo i miejsce do spania? A jeśli się spodoba, porozmawiamy o zapłacie, dobrze? A pański posiłek za chwilę podamy; przy kominku jest specjalne miejsce dla gości, może tam pan rozwiesić swój płaszcz, aby wyschnął"- zauważasz, że z lekką obawą patrzy na błoto, którego ślady pozostawiłeś na ziemi...Po chwili zrozumiał, że zauważyłeś to spojrzenie i z lekko ogłupiała miną zmienił szybko temat: "Jak widzę, nie będzie pan siedział sam" - wskazał na postać, która lekko przygarbiona siedziała przy ognisku i rozglądała się wokół ciekawie; nie mogłeś zauważyć szczegółów jej twarzy, ponieważ tuż za nią pali się jasny ogień kominka.

Dwybar- Miałeś szczęście- miejsce, które znalazłeś znajduje sie tuż przy kominku, także w spokoju możesz rozwiesić płaszcz, ściągnąć przemoczone buty z nadzieją, że szybko wyschną... Gdy napawałeś się ciepłem, odwrócony od ognia miałeś możliwość obejrzenia uważnie wszystkich wchodzących; głównie są to mieszkańcy terenów dookoła poza miasta, nie zauważasz wśród nich żadnego "nieludzia"; nagle wśród osób wchodzących do karczmy zauważasz osobę nieco wybijającą się wyglądem- mężczyzna z jakimś instrumentem na plecach podchodzi do karczmarza i zaczyna z nim rozmawiac, po chwili ten wskazuje mu twój stolik, a mężczyzna odwraca się w twoją stronę; zauważasz u niego rysy nie całkiem typowe dla ludzi, a także inteligencja kryjąca się w brązowych oczach go wyróżnia- w oczach, które patrzą właśnie na ciebie.

Corvin- "A... jak chcesz, ja do niczego nie zmuszam" - śmieje się mężczyzna, po czym zatrzymuje wóz i pomaga ci się na niego wdrapać, po chwili wóz rusza.

Prawdopodobnie mężczyzna nie ma żadnych złych zamiarów, najnormalniej w świecie ci pomaga.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kiwam głową na znak zgody. Przekrzyczeć? A po co... Powoli zmierzam do stolika przy kominku i męzczyznę przy nim siedzącego; w drodze przyglądam się mu, nie bacząc na takt i kulturę - on też taksuje mnie wzrokiem... Wreszcie, orzy stoliku, milcząc ściągam przemoczony do cna płaszcz i zawieszam go na oparciu krzesła, by wyschnął przy kominku. Mandolinę kłade na krześle obok. Przez chwilę rozkoszuję się ciepłem, zapachem i perspektywą publiczności...

- W panu również rozpoznano możnego, że przypadło panu miejsce przy kominku? - uśmiecham sie ironicznie, bacząc na me pochodzenie. Przyglądam sie uważnie twarzy stolikowego towarzysza, próbując dojść kim jest, skąd pochodzi czy czym się zajmuje.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nikt nie rzuca mi kłód pod nogi? Nikt nie ma zamiaru wbić mi noża w plecy? Zaskakujące... ta robota mnie kiedyś wykończy. Oczywiście, jeśli przedtem ktoś nie wbije mi zatrutego ostrza między łopatki...

Rozglądam się bacznie, ale wydaje mi się, że po prostu jestem przewrażliwony - albo jestem po prostu ostrożny. Aż za bardzo. Teraz naszedł czas na coś bardziej istotnego; na zbieranie informacji.

- Wybacz, dobry człowieku, pomogłeś mi już tak bardzo... Mam nadzieję, że nie zaszkodzi jeszcze kilka pytań? Mógłbyś zaznajomić mnie z planem miasta? Opisz, proszę, rzemieślników i miejsca ich pobytu a także, powiedz gdzie mogę znaleźć urzędników i kapłanów. Akurat przydałoby mi się kilka godzin snu przed dalszą podróżą. Może się też okazać, że nie zabawię tu długo. Czy gdzieś w tym mieście jest jeszcze tawerna z pustymi pokojami? - spytałem mego dobroczyńcę.

...Dlatego zawsze należy mieć gotowy plan. Tak na wszelki wypadek - pomyślałem. - Gdyby przyszło uciekać stąd jak najprędzej to tylko znanymi sobie ścieżkami.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Corvin- Mężczyzna słysząc twoje pytania, nie zatrzymując się wskakuje na wóz obok ciebie, bo chyba mimo wszystko nie uśmiecha mu się mówienie czegoś idąc przyspieszonym krokiem. Widząc twoją uniesioną brew, gdy zauważyłeś jego wyczyn, wyszczerza zęby w uśmiechu, po czym odpowiada:

"Może spróbuję po kolei... A więc... jakich mamy rzemieślników? chyba wszystkich potrzebnych: bednarza, piwowara, karczmarza... no dobrze, rozumiem, że nie o to chodzi, a więc; mamy płatnerza i kowala w jednej osobie... zdolny jak licho i chłop świetny jakich mało... no mamy jednego lekarza, ubogi człowieczyna-uzdrowiciele, druidzi i kapłani zawsze odbierają mu robotę... a tak, mamy nasze miłościwe kapłanki Chauntei, która patronuje naszemu miastu i okolicznym wioskom i opiekuje się nami.[zauważasz, że wypowiada się o nich i o boginii ze znacznym szacunkiem]Urzędników znajdziesz w ratuszu, ew. w naszej karczmie; tam możesz zawsze dostać ciepłe jedzenie i pyszne piwo, nawet na krechę... i chociaż takie tłumy tam przyjeżdząją to może jednak znajdzie się jeszcze jakiś skrawek miejsca, najwyżej przy piecu...[po chwili spogląda na ciebie i dodaje szybko, jakby usprawiedliwiając się]...jednak dla pana też się coś znajdzie".

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Interesuje mnie raczej ktoś, kto potrafi identyfikować tajemnicze przedmioty... Ale wydaje mi się, że trochę odpoczynku przyda mi się teraz bardziej niż jakikolwiek czarodziej - odparłem.

- Czemu patronuje Chauntei? - pytam zaciekawiony. - Wnioskuję ze w jakiś sposób przyczynia się do rozwoju waszego miasta? Przecież takie tłumy - wskazałem na długi szereg podróżników - zmierzają tu w jakimś celu?... - spytałem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Corvin - " Czemu patronuje bogini Chauntei? Nikt mnie dawno tak nie rozbawił- nawet ja, prosty człowiek potrafię odmieniać imiona- naszą panią jest Chauntea, pani roślin, plonów i płodności... to wszystko powinno tłumaczyć ci te tłumy" - puszcza do ciebie oko, znów się paskudnie uśmiechając; "A wracając do twojego stwierdzenia- co takiego tajemniczego może być w przedmiotach? Rozumiem, że może interesować skład metali, które tworzą miecz, lub jak to się dzieje, że kowadło jest twarde, gdy przy takiej samej temperaturze topi się inny metal - ale w tym nie ma tajemnicy, tylko praktyka"...
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Siedząc przy stoliku tuż obok, młody mężczyzna o szerokich barkach, płowych włosach i pogardliwym spojrzeniu z odrazą odwrócił od nich wzrok. To już drugi. I jeszcze sobie ironizuje! Czego oni tu szukają?

Oni chcieliby wiedzieć zapewne dokładnie to samo. A przynajmniej czarnowłosy elf w długiej powłóczystej szacie.

Na jego twarzy ciekawość miejsca, w którym się znalazł, ludzi, których tu spotkał, celu, do którego dążył mieszała się z zakłopotaniem, jakie wzbudziło w nim to powitanie. Nie wiedział do końca jak odpowiedzieć.

- Aach... bard! - Rzekł rzucając okiem na mandolinę. Postanowił przemilczeć to powitanie. - Czyż nie mylę się?

Nie wiedział, jak zagaić dalej rozmowę - pytanie o to, co sprowadza barda do karczmy byłoby bynajmniej głupie... Zamilkł więc w pół słowa, czekając na reakcję przybysza.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cóż, widać źle dobrałem powitanie... Długa szata, elf czystej krwi - kapłan? Ale jakiego boga? Może druid? Tak, z pewnością druid - wprzypasany ostrokrzew i jemioła moga świadczyć za odznakę... Ciekawe towarzystwo....

Pora dać ujście nazbieranym przez długie dni podróży emocjom. Nie chwytam jednak za mandolinę, lecz siadam przodem do reszty zgromadzonym w karczmie i wypatruję kogoś możnego - być może szlachcica, znajdującego sie w centrum większej dyskusji; poważanej persony, za której przykładem pójda inni... gdy ten, bądź ci zwrócą uwagę na mój występ, będę miał większość w karczmie. Oby tylko był tu ktoś taki...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie do wiary! Przeczucie mnie nie myli. Ten facet aż za bardzo chce poznać mój sekretny ładunek. I jak się uśmiecha... Odwróćmy jego uwagę. Muszę z nim postępować bardzo ostrożnie, chociaż nie wygląda na niebezpiecznego... Ale najniebezpieczniejsi zawsze wyglądają niepozornie.

- Sądzę że już wypocząłem wystarczająco - uśmiechnąłem się do mego rozmówcy. - Wskaż mi drogę do karczmy a trafię sam... - na wszelki wypadek sprawdzam, czy mam swój dobytek na właściwym miejscu. Z takimi ludźmi nic nie wiadomo...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tellerei- niestety, nie zauważasz nikogo takiego; znajdują się tu całe rodziny przyjezdnych i znajomych-nikt się nie alienuje i nie wywyższa, co znacznie utrudnia zauważenie 'równiejszych spośród ludzi'- jedyne takie osoby to kilkoro pijących przy barze, ale i oni się śmieją, poza nimi są tu chyba jeszcze tylko kelnerki - które często oglądają się na ciebie, tak jak kilka innych młodych panien, które prawdopodobnie rzadko kiedy miały styczność z elfami, a może nawet półelfami- nie jest to to samo, co szlachcic lub burmistrz, ale zaciekawienie w ich oczach również dodaje ci sił-jednak czy wystarczająco, byś zdecydował się grać?

Corvin- "Dzięki za towarzystwo, uwielbiam poznawać nowych ludzi -zawsze do mnie przybywają "-uśmiecha się z rozrzewnieniem-"A droga do karczmy nie będzie daleko -jesteśmy już prawie pod bramami, wystarczy, że będziesz szedł prosto i przy domu zielarza skręcisz w prawo - albo po prostu pójdziesz tam, gdzie wszyscy"- uśmiecha się, po czym również zeskakuje i podbiega do czoła wozu, po czym żartując sobie siada obok kobiety na koźle.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Owszem, bard - odpowiadam z lekkim uśmieszkiem, po czym znów zabieram się za lustrowanie otaczających mnie ludzi - trzeba jakoś ich ugryźć... Mój wzrok prześlizguje się po zdradzających oznaki zainetersowania pannach; ślę im dziwnie swobodny uśmiech, czas, który już spędziłem na graniu dla ludzi jednak daje pewnę pewność. Na próbę wygrywam parę prostych, lekkich akordów, po czym jakby z przyzwyczajenia kontynuuję tę, powstającą z wolna w mojej głowie, melodię. Już mniej przytomniej wodzę wzrokiem spod opuszczonej głowy.

Jesli mnie usłyszeli, to pewnie oczekują jeszcze jakiś słów...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Patrząc podejrzliwie za nim stwierdzam, iż rzeczywiście odjechał. Dziwne...

Nie robiąc jednak dłużej ceremonii, nie chcąc stać w pyle drogi wchodzę w jakąś wąską uliczkę. Po pewnym czasie stwierdziłem, że kręcę się w kółko jak w jakimś labiryncie. Z pobliskiego cienia wysuwa się ręka ze sztyletem, która celuje w moje gardło. Staram się wykonać szybki unik, ale jestem taki zmęczony... Złodziejaszek jest szybki jak żmija, a jego sztylet zatapia się w moim boku. Krzyknąłem i wyciągnąłem księgę by magią spalić skrytobójcę na wiór. Mój przeciwnik zaatakował z zaciekłością i przerwał moją koncentrację. Zaskoczony zachwiałem się i... upadłem. Szybko działo się zbyt szybko, zabójca przeszukał moje ciało, zabrał kamień i szepnął mi do ucha:

- Kazali mi cię zabić... Żegnaj.

Potem wszystko skryła atramentowa ciemność i nic nie miało już znaczenia.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tellerei- Nie wiesz czemu, ale występ jakoś nie zadowala cię - wielu ludzi uśmiecha się, widać, że twoja muzyka sprawia im przyjemność- jednak niektórzy tylko na chwilkę przerwali rozmowę, zaciekawieni, po czym wrócili do dyskusji. Niestety, ale bez historii, którą mógłbyś do tego opowiedzieć i ich nią porwać, nie wiele więcej uda ci się zrobić, chociaż prawdopodobnie rzadko zdarza im się słyszeć muzykę na codzień.

W momencie, kiedy bard przestaje grać, mimo wiatru na dworze słychać krzyk - po chwili do karczmy wbiega jakiś mężczyzna;

"Tam... jest jakiś...trup!"- po chwili lduzie zmieszani, mimo deszczu zbierają się i wychodzą na dwór - a z nimi pewna niska postać... Nie wiecie czemu, ale nagle oboje macie takie dziwne wrażenie, że ludzie odsuwają się od was i zaczynają krzywo na was patrzeć...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W uszach ciągle dźwięczy melodia barda. Cisza, jakby ktoś nożem uciął, a potem podniecony i przerażony gwar przebywających w karczmie.

Szło się tego spodziewać. Od samego początku nie jesteśmy tutaj swoi, pomyślałem, i aż sam zdziwiłem się myślą, że zacząłem myśleć w liczbie mnogiej, akceptując już niejako barda jako towarzysza, mimo, że siedział koło mnie tylko parę chwil.

Tego, że za jakiekolwiek dziwne zdarzenie winić będą nieludzi szło się spodziewać. Ale tego, co nastąpi za chwilę przewidzieć nie sposób.

Mimo to - wychodzę również na dwór, staram się przyjrzeć okolicy, temu co się stało, słucham strzępków rozmów, zwracam też uwagę na niską postać.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Eh, publika; instrumentalnym popisem nie zadowolisz... Atmosfera jednak, która nastała, sprzyja - kroić nożem można.

Zarzucam mandolinę za ramie i również podchodzę do wyjścia z karczmy, staję jednak z drzwiach i obserwuję, podsłuchuję - być może niska postac coś wie? Trup w taki dzień to dobry materiał na balladę...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po chwili ktoś wywołuje was z karczmy - widzicie, że dookoła ciała mężczyzny, ubranego w długie, podróżne szaty, zgromadził się spory tłum - jednak wszyscy stwierdzając, że nic się nie da zrobić zgłaszają się do pomocy przy przeniesieniu ciała. Wy jednak nie interesujecie się tym, ponieważ zauważacie wpatrzone w was, czujne zielone oczy - tej samej niskiej postaci w kapturze co wcześniej.

"Wielu ludzi uważa, że to wy jesteście odpowiedzialni za tą zbrodnię -nie przychylam się do tego poglądu, ale chciałabym was prosić, abyście razem ze mną pojechali do świątyni Chauntei - obiecuję wam bezpieczeństwo"-chociaż wydaje się to nieracjonalne -wierzycie tej osobie, że rzeczywiście nie ma żadnych złych planów wobec was.

Ludzie dookoła już wnieśli ciało na wóz, jakby pokorni jej decyzji.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.


  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...