Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

niziołka

Sesja Crimson Reapers

Polecane posty

Jest to temat stworzony do sesji Prototype, którą prowadzi Black Shadow. W "Niezbędniku" znajdziecie jej regulamin, a także informacje dotyczące wolnych miejsc, w Dyskusjach o Sesji Prototype możecie zadać inne pytania w związku z nią.

[uPDATE] Nastąpiły pewne zmiany techniczne i od 2013r obecna sesja zwie się Crimson Reapers. Ponownie "Niezbędnik" powinien niedługo pojawić się w stosownym temacie biggrin_prosty.gif

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[PROTOTYPE]

wallpaperprototype04192.jpg

Pokój kontroli wypełnił się alarmem na krótko przed tym jak do środka wbiegł zdyszany i przerażony naukowiec.

- Gdzieś ty był do cholery?! - huknął strażnik na chwilę odrywając się od ekranów monitorów. W większości zaśnieżonych. - Co tam się dzieje do licha?

- Nie wiem... - wydyszał naukowiec w odpowiedzi. - Po prostu nie wiem. Wszystko pięknie i nagle bach... po prostu... - głos zaczął mu drżeć. - Nagle głowa Sama Muskeya wyleciała wysoko w górę... ile krwi... zacząłem biec... jakoś uciekłem...

- Uspokój się! Musisz mi potwierdzić... czy to był Mercer... to znaczy ZEUS czy jakiś inny obiekt zdołał się wydostać? Większość kamer szlag trafił więc weźcie się do kupy żołnierzu, bo wkopię wam du***o między łopatki!

Naukowiec wziął kilka wdechów i wydechów.

- Chyba... chyba tak... nie przyglądałem dokładnie się twarzy, ale... ale była mi znana... - mówiąc to ledwo utrzymywał spokój.

- Boże miej nas w opiece... - westchnął zrezygnowany strażnik. Chwycił za krótkofalówkę. - Uwaga do wszystkich, mam potwierdzone informacje o obecności ZEUSa w kompleksie, powtarzam ZEUS w kompleksie. Cały dostępny personel ma zgłosić się do zbrojowni... - mówiąc to strażnik jeszcze raz przejechałem wzrokiem po działających ekranach kamer i nagle zamarł. Nie mogło być pomyłki.

Głowa doktora Hermana Patao, tego samego, który teraz stał za nim, spoczywała przy ścianie na granicy widoczności. Strażnik nie zdołał nic zrobić. Automatycznie sięgając po broń poczuł tylko jak coś wielkiego i ostrego przebija jego ciało na wylot a potem zapadła ciemność.

Mercer stojący nad ciałem uśmiechnął się.

- A teraz powiesz mi co chcę wiedzieć...

* * *

Damon Cole - Otworzyłeś oczy wychodząc z prawie, że delirycznego snu pełnego różnorakich scen, głosów z twojego życia... Do zobaczenia za kilka lat ćpuny, tak... to były twoje słowa skierowane do rodziny, którą bez skrupułów wpakowałeś do więzienia. Gorzej jednak, że inne bardziej przesłaniały twój umysł - obrazy chyba sali operacyjnej, wspomnienie niesamowitego bólu jakby podczas umierania, dziwne, stłumione głosy, z którego doskonale pamiętasz jeden... Będziesz bogiem pośród ludzi. Dźwignąłeś się z - jak się okazało - stołu operacyjnego. Rozglądając się dalej stwierdziłeś, że znajdujesz się w jakimś dziwnym, sterylnym, wypełnionym różnoraką aparaturą pomieszczeniu i za nic nie możesz sobie przypomnieć jak tu trafiłeś ani gdzie jesteś. Dalsze próby przypomnienia sobie tego sprawiała Ci ból. Ujrzałeś w końcu, po tym jak wzrok odzyskał ostrość, dwa trupy w kałużach krwi ubrane w kombinezony HAZMAT. Pancerne drzwi prowadzące na zewnątrz były lekko uchylone.

Feliks Fint - Twój umysł znajdował się w mroku a mimo to doznawał. Nie byłeś pewien czego, ale jakimś sposobem odczuwałeś coś... coś co dzieje się w okolicy. Wszystko było niewyraźne jak... Ile jeszcze zamierzasz przepić--Tylko jedna partia.--Panie Fint, jest pan aresztowany pod zarzutem...--Mam dla pana propozycję.--jakieś nieznane Ci obrazy cierpienia... twojego cierpienia gdy coś Ci zrobili. Nie wiedziałeś jeszcze co, ale... Nagle otworzyłeś oczy w chwilę przechodzą ze snu do jawy. A może na odwrót? Nie byłeś pewien orientując się teraz co jest dookoła ciebie. Znajdowałeś się w niezbyt dużym, kwadratowym, sterylnie białym pomieszczeniu pełnym niezaznanej Ci aparatury, która w części została zniszczona. Na podłodze obok stołu, na którym leżałeś, jest masa pociemniałej krwi... wyglądała tak jakby z czymś się zmieszała. Żadnych ciał nie zobaczyłeś. Drzwi prowadzące do słabo oświetlonego alarmową żółcią korytarza były wyważone jakby z niesamowitą siłą.

Rayne Century - Aleosocichodzi?--Co z nią zrobiłeś?! Zobacz co!!!--trzask łamanych kości--uczucie wszechogarniającej rozpaczy--zaspokojony gniew, który nie wypełnił pustki... Izza, Izza... Ocknąłeś się nagle głośno łapiąc powietrze. Wiedziałeś co ujrzałeś, mogłeś siebie oszukiwać, ale podświadomość przypomniała Ci o tym co chciałeś zostawić głęboko w mrokach niepamięci. Potem twoją głowę zaczęły bombardować inne pytanie - gdzie jesteś, co się dzieje? Znajdowałeś się w przestronnym i długim korytarzu, który był słabo oświetlany przez żółtawe światło alarmowe...

- Tylko nie świruj. - usłyszałeś rozluźniony głos za swoimi plecami. Powoli obróciłeś się i ujrzałeś postać. - Doszedłeś wreszcie do siebie? Wiem, że pewnie masz wiele pytań, ale czas na odpowiedzi przyjdzie później. Nie jesteście tutaj bezpieczni, ale najpierw musicie coś zrobić, żeby poznać cząstkę prawdy. Obecnie jesteśmy na czwartym poziomie w podziemnym kompleksie GENTEK, jakieś pół kilometra pod ziemią. To czego szukacie znajduje się poziom niżej. Nie pytaj co to jest... będziesz wiedział gdy to zobaczysz. Zobaczymy się później.

Rzekł spokojnie po czym ruszył przez korytarz w kierunku odległych schodów, które gdzieś Ci tam majaczyły.

Jason Fenix - Cała gama scen przelatująca przed oczami... Hej Felix!--Uważaj!--Łapcie go! Zaraz spadnie!--wrażenie lotu--zbliżająca się ziemia--podmuch wiatru i nagle... pustka--ból, przeraźliwy ból sięgający najmniejszych komórek twego ciała... Samo przypomnienie o tym sprawiło, że czułeś się jakby całe ciało się paliło. Jednocześnie dzięki temu wyszedłeś z koszmarnego snu, który przypomniał Ci o wypadku... tylko po to aby odkryć, że jesteś w dziwnym, szpitalnym pomieszczeniu przymocowany metalowymi pasami, które blokują ręce oraz tors. Mimowolnie próbowałeś się z tego wyrwać i co więcej, ku twojemu zdziwieniu, udało się (*1). Czułeś się dziwnie - jakby każdą komórkę twego ciała rozpalał ogień a wnętrzności zamieniły się w płynną masę... Nagle za pancernymi drzwiami na wprost ciebie dało się słyszeć stłumione krzyki, które szybko się zbliżały. Nie byłeś pewien, ale chyba szli po ciebie.

Jack Ravern - Co z nim zrobimy?--To co z poprzednim--Nie, przyszedł--...z góry.--Jak bardzo?--Tak wysoko, że trzeba spojrzeć się w dół aby zobaczyć gabinet prezydenta--dziwne obrazy... fikcja mieszana z prawdą... przeszłość z obecnością... sale operacyjne, niesamowita dawka cierpienia, dziwne uczucie kryjące się gdzieś we wnętrznościach... zastrzyki. Blacklight...Blacklight--Będziesz bogiem pośród ludzi. Otworzyłeś oczy i ujrzałeś dwóch ludzi w kombinezonach, którzy trzymali w rękach jakieś ostre narzędzia. Zorientowawszy się, że ich pacjent nie śpi z okrzykiem przerażenia ruszyli biegiem do wyjścia. Wystarczyła tylko chwila, żebyś wiedział mniej więcej gdzie jesteś - nieznane, szpitalne pomieszczenie z masą sprzętu...

---

1 - +3 na siłę, w kostkach wypadło zero - wystarczająco, żeby się wyrwać :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jack Ravern

-.....co ja... gdzie ja.....- Wymamrotałem po przebudzeniu. ,,Czuje się jakby uderzył we mnie samochód.... dokładnie tak jak wtedy...... To wygląda na szpital, czy miałem wypadek? Ostatnie co pamiętam to..... jechałem przez miasto, i nic, pustka. Ci dwaj kolesie co przed chwilą wybiegli.... nie wyglądali na lekarzy. Zaraz.... Moje zlecenie, to samo które miał..... to miejsce.... oni muszą porywać ludzi i sprzedawać ich organy!'' Obejrzałem swoje ciało w poszukiwaniu nacięć i blizn. Dopiero teraz mój umysł był na tyle trzeźwy, aby zarejestrować dźwięk alarmu.,,Ugh, mam na dzieje że to nie przeze mnie, inaczej cały ten ,,szpital'' się na mnie zwali. Mam tylko nadzieję, że nie zdołali mi nic wyciąć. Dziwne, czuje się nieswojo.... to pewnie te drug'i którymi mnie uśpili. W każdym razie muszę się z tond wydostać.... no tak, Jamiego pewnie też porwali, muszę najpierw jego odnaleźć.'' Rozejrzałem się po pomieszczeniu i podniosłem pierwszy ostry przedmiot który mógłby się nadawać do samoobrony. Zaraz po tym ostrożnie podszedłem do najbliższych drzwi. ,,Mam na dzieje że moje ciało już się ze mną obudziło, inaczej będzie źle..... co ja mówię, JUŻ jest bardzo niedobrze. Ale na bank wydostane się z tond, nikt moich organów rozprowadzać nie będzie! Jamie, zaraz cię znajdę.''

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- ... o co chodzi, gdzie ja jestem ...- zadawałem sobie kolejno pytania, jakbym sam chciał na sobie wymusić odpowiedź, której nie znałem. Wstałem ze stołu i ledwo stojąc na nogach szukałem jakiegoś miejsca, w którym mógłbym się schować. Do tego ten przeszywający ból i dźwięk alarmu wdzierający się do mojej głowy. Byłem kompletnie zdezorientowany. Przecież powinienem nie żyć. Jakim cudem, o co tu do cholery chodzi ... Pytania i ciągłe fale bólu zalewały mi głowę. Ciągle szukałem miejsca, w którym mógłbym się schować. Bałem się co będzie, gdy mnie znajdą. Czułem się inaczej, miałem wrażenie, jakby moje ciało żyło nieco inaczej, niż wcześniej ...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Feliks Fint

Wstałem powoli ze stołu, stawiając nogi tam, gdzie nie było tego... czegoś. Rozejrzałem się po pokoju, po czym kucnąłem. Co się kurna dzieje... Co ja tutaj robię? Gdzie ten *%@#$ Doe? Patrzę na drzwi i powoli zaczynam dochodzić do wniosku, że najlepiej, jak znajdę kogoś odpowiedzialnego za ten bajzel i spróbuję pomóc. Tak, to dobra myśl: dadzą mi nową tożsamość, wróci rodzina i wyjedziemy daleko stąd. Wychodzę na korytarz i skręcam w prawo.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rayne

Koszmary. Sny. Złudzenie. Życie. Obłuda. Sprawiedliwość. Prawda czy fałsz? Ten sukinsyn na to zasłużył, wiem to. Zabrał. Zabrał ją! A jednak? czy wolno mi było?? Czy wolno być panem życia i śmierci? ? Majaczyłem. Dopiero po chwili wrócił kontakt z rzeczywistością, dostrzegłem miejsce i cień kogoś stojącego za mną.

Jakiś mężczyzna. Coś do mnie mówi. Czuję się jakbym miał zaraz wyrzygać połowę wnętrzności na tą paskudną posadzkę. Czuję się? inny, zwichrowany, zepsuty fizycznie i psychicznie. Prawdę? O czym on gada? GENTEK? Gdzie ja jestem? Co to za cholerny loch? Dalej śnie? Jeśli tak? to czemu by nie pójść tam gdzie ten okapturzony typ sugerował. Jeśli to sen to i tak obudzę się w własnym łóżku, koło niej.

Z tą myślą skierowałem się ku schodom z rosnącym przeczuciem, że jakkolwiek okrutny byłby to żart to jest on rzeczywistością.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Damon Cole

- Ja pier*^&e, gdzie ja jestem? Kim ja jestem? Co ja tu robię? - Cole próbował przypomnieć sobie, gdzie jest, co tu robi, ale sprawiało mu to... ból? Obok leżały dwa martwe ciała. Chłopak czuł się jak na haju, z tym że dodatkowo go to bolało. Dziwne. Damon podszedł chwiejnie do trupów i przyjrzał się im. Po głowie wciąż chodziły mu te słowa:

- Będziesz Bogiem wśród ludzi...

Cole schylił się i zaczął przeszukiwać trupy. Syknął z bólu, ale - może mieli coś ważnego, przydatnego?

...

Prochy... Chce prochów...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Damon Cole - Schyliłeś się do ciał z zamiarem przeszukania podziurawionych jak ser szwajcarski ludzi gdy nagle twoja ręka zmieniła się. Właściwie nie tylko ona... coś we krwi a może ona sama sprawiała, że twoje ciało się jej domagało. Poczułeś to przez moment - chwila, w której wbrew wszystkiemu zapragnąłeś zjeść to ciało. Dosłownie. Twoja ręka na chwilę uległa deformacji. Zniekształciła się w ciemno-czerwoną masę czegoś, bo na pewno nie mogła to być krew. Wbrew twej woli ta masa na chwilę zanurzyła się w ciele trupa a ty poczułeś obrzydzenie wymieszane z wrażeniem regeneracji nie wliczając urywków dziwnych scen, które przeleciały Ci tak szybko, że nie mogłeś się zorientować o co w nich chodziło. Jeszcze nie. Czym prędzej wyszedł z pomieszczenia...

Trójka nieznanych sobie jeszcze ludzi - Damon Cole, Felix Fint i Ryan Century - stanęła naprzeciw zebrawszy się w korytarzu słabo oświetlanym żółtym światłem alarmowym i tajemniczym, oddalającym się człowiekiem. Po raz kolejny wyczuli, że coś z nimi - wewnętrznie - jest nie tak. Nie tylko postrzegali siebie nawzajem zmysłem wzroku, ale coś z wewnątrz ciała dawało sygnał o obecności sobie podobnych... istot. Kłąb pytań, niepewności, zagubienia, błyski jeszcze niedawnych scen, które nie wiadomo czy były ze snu czy jawy i nieznajomi, którzy najwidoczniej znaleźli się w tym samym szambie co reszta.

- Widzę, że reszta z was się już obudziła... - zawołał gość w kapturze i jeszcze raz spojrzawszy na górę wrócił do was. - Jak mówiłem już waszemu koledze macie zapewne masę pytań. Sądziłem, że nie mam czasu aby udzielić odpowiedzi, ale wygląda na to, że Gwardia Narodowa albo Blackwatch jeszcze nie weszło do akcji. Nazywam się Alex Mercer, oficjalnie dla zewnętrznego świata zapewne potwór i terrorysta o kryptonimie ZEUS. Jeśli dobrze pamiętam dokumenty oraz wspomnienia kilku naukowców, których wchłonąłem podczas mojej eskapady tutaj to jesteście odpowiednio obiektami REAPER, MINDBREAKER oraz SLICER. Poziom niżej jest jeszcze chyba dwóch waszych "znajomych" o kryptonimie MAMMOTH i RUNNER oraz coś co przyda się wam w zrozumieniu sytuacji... Zatem słucham. Mamy kilka minut... - skończył obojętnym tonem jakby chodziło o kwestię zapłacenia podatków a nie chorą sytuację, w której się znaleźli.

* * *

Jason Venix - Nie było odpowiednio miejsca do ukrycia się. Co więcej jakąś część twojego ciała protestowała i czułeś coś jakby gniew narastający wobec tych, którzy byli na zewnątrz. Walcząc ze sobą zostałeś w końcu na środku pomieszczenia kiedy drzwi otworzyły się a do środka weszło sześć osób w kombinezonach ochronnych. Czterech z nich trzymało w rękach pałki elektryczne - wyglądali na strażników - a pozostała dwójka strzykawki z nieznaną Ci zawartością.

- Potwierdzam, obiekt MAMMOTH jest wybudzony. Jakie zalecenia? - jeden z nich mówił do krótkofalówki. - Zrozumiałem... - dodał po chwili. - Bez zmian, mamy go wziąć żywego! Żadnego użycia śmiercionośnej broni! - rzucił rozkaz po czym ustawili się jakby w półokręgu odcinając Ci drogę ucieczki.

Zabić ich... Czy to aby na pewno twój głos w świadomości rzuca to zdanie...

Jack Ravern - Pierwsze co trafiło się pod ręką to zabrudzony skalpel i wyglądało na to, że przyjdzie Ci go szybko wykorzystać. Nie minęło kilka chwil od ucieczki dwóch gości w kombinezonach gdy zamiast nich do środka wpadło trzech innych z tą różnicą, że Ci trzymali pałki elektryczne w rękach i wyglądali na takich co przyszli po ciebie.

- Pamiętajcie, mamy wziąć RUNNERa żywego! - rzucił jeden z nich do towarzyszy po czym zaczęli się do ciebie zbliżać wyczekując odpowiedniego momentu na atak.

Wraz z ich pojawieniem się gdzieś w ciele zaczął się tlić płomień furii a umysł nawiedziły kolejne sceny, które mimo swej całej chaotyczności... i tej dziwności sprawiły, że wiedziałeś iż nie jesteś już taki sam.

*odpowiednio: Damon - Reaper; Felix - Mindbreaker; Ryan - Slicer; Jason - Mammoth, Jack - Runner; dla pewności napisałem ;)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jack Ravern

,,Kurde, coś jest nie tak...... te obrazy, te uczucie, co oni mi zrobili? I teraz ci goście wparowali, jak oni mnie nazwali? Czemu jestem nagle tak wściekły? W każdym razie nie wyglądają przyjaźnie, i w tej kondycji moje szanse na obronę są nikłe, jednak, nie zamierzam się poddawać! Spokojnie, muszę to szybko przemyśleć: podejdę do tego kto jest najbliżej i zastosuję technikę rozbrojenia, ten skalpel może mi się do tego przydać. Wtedy ogłuszę go solidnym ciosem w kark i zostanie mi dwóch pozostałych. Użyję nowo zdobytej pałki elektrycznej w kombinacji z moimi ruchami karate by ogłuszyć kolejnego, wtedy zostanie już tylko jeden, ale jego tylko unieruchomię, muszę się w końcu dowiedzieć gdzie jestem i gdzie trzymają Jamiego. Świetnie ten plan wygląda na papierze, ale wykonanie go może być trudniejsze niż myślę. Jednak dopóki nie spróbuję to się nie przekonam!'' Po tym szybkim przemyśleniu zabrałem się za realizację mojej strategii.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jason Fenix

Jak to zabić? pytałem sam siebie. Nie wiedziałem co robić, lecz czułem co raz bardziej narastającą chęć posłuchania głosu. Właściwie co miałem do stracenia? Nadal nie miałem jeszcze dość siły, lecz starałem się podnieść i skupić. Spojrzałem najpierw po tych, którzy mieli strzykawki. Co to może być do cholery? Czemu nazwali mnie "Mammouth"? Stanąłem w pozycji do walki. Teraz spojrzałem po tych, którzy mieli pałki. Zapraszam ...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Felix Fint

Zaraz... ON chce nam pomóc? W sumie, mam sporo pytań...

- Gdzie jesteśmy? Co nam zrobili? Co znaczyło te "wchłonąłem"? Czemu ma się tu zjawić Gwardia Narodowa, jest nas tu trzech... I czy to ty jesteś odpowiedzialny za to zamieszanie? Czemu nam pomagasz?

Ciekawy jestem, czy zdąży odpowiedzieć. Moment, MINDBREAKER? Ładna nazwa, nie ma co.

Spoglądam na pozostałych: REAPER, SLICER? Ładnie, dwóch zabijaków, jeden tnie, drugi rozrywa. Może krzesło byłoby lepszym wyjściem? Nie, nie, masz dla kogo żyć.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Damon Cole

- Chryste Nazareński, co to było? Jestem pod wpływem prochów? Tego jeszcze nie brałem... Pić krew? Co za odjazd... Niech to się już skończy - Damon mamrotał do siebie, pewny, że ma koszmar. Chwiejnie wyszedł z sali i stanął na korytarzu. Była tam już trójka innych mężczyzn. Po zapierającej dech w piersiach, wzruszającej starsze panie i sprawiającej, że dresi zaczęli reklamować slogan "Pokój - nie tylko w domu" przemowie, Cole uświadomił sobie, że nie śni. Troszkę "oprzytomniał", a potem rozejrzał się. Więc mówią na niego REAPER? Świetnie.

- Co my tu, do jasnej cholery robimy? Kim ty jesteś? Co od nas chce Blackwatch, Gwardia, i cały rząd? I... WCHŁONĄŁEŚ NAUKOWCÓW?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rayne

Mercer? Kolejny nawiedzony? Prorok-terrorysta czy zwykły wariat? O czym ten pomyleniec gada? pożera ludzi? Pieprzony kanibal?- Rayne słyszał to i owo o człowieku stojącym przed nim. Nie za bardzo orientował się jaki udział zakapturzony miał w tym co się w tej chwili w Nowym Yorku działo ale to co wiedział wystarczało aż nadto.

Mężczyzna nie odzywał się. Wszystkie pytania zostały już zadane, pozostawało wysłuchać odpowiedzi. Nieco zamglone oczy uważnie obserwowały terrorystę i resztę dziwnej menażerii która zdawała podzielać los Raynea.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mercer, a przynajmniej człowiek, który im się tak przedstawił, z ponurą twarzą zlustrował wzrokiem trójkę nieznajomych i odparł:

- Mogłem się spodziewać, że będziecie zdezorientowani, ale najwidoczniej proces asymilacji z wirusem przebiegał u was mniej sprawnie... - mruknął. - Jesteście obecnie w Nowym Jorku a konkretnie na Manhattanie, pół kilometra pod ziemią w podziemnych laboratoriach GENTEK... może znacie, może nie... wydawało się jedna z wielu organizacji farmaceutycznych, która jednak za kulisami opracowywała coś co mogło być śmiercionośną bronią albo przyczynkiem do stworzenia super ludzi. Bądź też... - po chwili przerwy. - Potworów. Jednak to nie jest dla was teraz najważniejsze. Ważne jest to, że staliście się tacy jak ja, ludzie, których wirus wyciągnął z objęć śmierci. Nie zastanawiajcie się nad tym czy wy to ciągle wy czy to wirus wchłonął wasze wspomnienia. Otrzymaliście niechcianą moc przez eksperymenty naukowców GENTEKu i tych, którzy stoją wysoko ponad nimi... nie wiem kto, ale ma swoje macki w rządzie i sięga daleko dalej niż można sądzić. Co od was chce armia? Prosta sprawa - wyeliminować zagrożenie. Nie możecie być kontrolowani, jesteście zbędni. A jeśli chodzi o moje powody to możecie powiedzieć, że pomagam rodzinie w kłopotach... - uśmiechnął się słabo. - W końcu stoimy na tym samym poziomie ewolucji. - skończył monolog a jego obie ręce zaczęły się zmieniać w ciężką do opisania, zdeferowaną masę czegoś. - To jest jeden ze sposobów wchłaniania. Jesteśmy złożeni z biomasy i wszystko organiczne potrafimy w to zamienić a następnie zasymilować. - podniósł głowę. - Zbliża się towarzystwo. Wasi dwaj koledzy na dole mogą mieć problem z ochroną. Ruszajcie do nich, spotkamy się wspólnie poziom wyżej i pomyślimy nad ucieczką, jasne?

* * *

Jack nie namyślał się za wiele i skoczył do przodu atakując ochroniarzy. Może coś zmieniło się w nim, może nigdy nie sądził, że jest taki dobry a może jego przeciwnicy byli słabi, ale w dwie bądź trzy minuty wszyscy strażnicy leżeli pół- albo nieprzytomni na podłodze (*1). Jeden z nich wyglądał na jeszcze zdolnego do mówienia, ale nie było żadnej pewności, że zechce gadać. Z drugiej strony - wyjście jest tuż obok, ale nie wiadomo co może czekać na zewnątrz.

Dwójka strażników rzuciła się z pałkami na Jasona. Ten bez problemu uniknął obu ataków (*2) i wyprowadził swój własny, który najpierw znokautował pierwszych atakujących a potem jakby napędzany furią rzucił się na resztę szalejąc niczym tajfun (*3). Uderzał z całą zaciętością i w kilka chwil nieprzytomni strażnicy, może z połamanymi kościami, leżeli rozrzuceni po pokoju. Pozostała dwójka spojrzała po sobie po czym rzuciła strzykawki w cholerę i ruszyła biegiem do wyjścia...

---

1 - sukces +4 w walce ;], strażnicy to mooki, w dodatku tylko z trzema kratkami więc od razu pierwsza i jedyna konsekwencja :P

2 - sukces +3... wróg nie miał farta w kościach więc unik, nawet z racji braku odpowiedniej umiejki, udany ;]

3 - i jeszcze jeden do kompletu czyli +6, które jak w pierwszym przypadku na mooki dało im ostro popalić [nie martw się, na potężniejszych przeciwników przyjdzie czas] ^^

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jack Ravern

,,Ufff, jakoś to zrobiłem. Przez moment nie myślałem, że mi się uda, ale jednak, i nawet jeden z nich wygląda jakby był w stanie mi coś powiedzieć! To chyba mój szczęśliwy dzień..... no, gdyby nie ta cała sprawa z porwaniem i prawdopodobną kradzieżą moich cennych wnętrzności.... w każdym razie czas spytać tego niemilca co tu jest grane.''

-Ty, ledwo żywy. -odezwałem się do przytomnego, po czym podniosłem pałkę jego kolegi i zacząłem się nią bawić, szurając po podłodze powoli się do niego zbliżając. ,,Jeśli chcę coś z niego wyciągnąć, muszę go trochę wystraszyć grając psychola... zobaczymy jak to wyjdzie.'' Po zbliżeniu się do niego odpowiednio blisko przyklęknąłem w małpiej pozycji, zdjąłem z niego kombinezon pomagając sobie skalpelem i powiedziałem:

-Fajny macie sprzęt- uśmiechnąłem się i uruchomiłem to ustrojstwo w ten sam sposób jak oni to robili kiedy szykowali się do ataku.

-Ciekawe, ile będę musiał cię tym gotować, żebyś był smaczny i chrupiący jak w przepisie mojej mamusi.- trzasnąłem jakiś zniekształcony uśmiech w jego stronę. ,,Granie takiej postaci było BARDZO nie w moim stylu, ale trzeba podejść do tego bardziej profesjonalnie, inaczej moja szansa na zdobycie informacji może zniknąć tak szybko jak się pojawiła.''

-Powiedz..... zagrajmy w grę ,,Błagam, przestań!!''. Zasady są proste: ty odpowiadasz na moje pytanie, i jeśli nie zadowoli mnie jakaś odpowiedź to podładuje cię kilkoma Voltami, za każdym razem. Ale, jeśli nie zginiesz po odpowiedzi na ostatnie pytanie, po prostu sobie pójdę, rozumiesz? - wymierzyłem pałkę w jego stronę, kilka centymetrów od jego klatki piersiowej. ,,Jestem gotowy usmażyć tego drania, jednak muszę być ostrożny by go nie zabić, teraz idzie wszystko albo nic''.

-Tak więc zaczynajmny:

Pierwsze pytanie: gdzie jesteśmy?

Drugie pytanie: gdzie jest Jamie Windstroke?

Trzecie pytanie: poco mnie porwaliście i co chcieliście ze mną zrobić?

Czwarte i ostatnie pytanie: jak się stąd wydostać?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jason Fenix

Ruszyłem zaraz za nimi. Byłem tak napędzony złością i agresją, że chyba nic nie potrafiłoby mnie teraz zatrzymać. Zależało mi, na złapaniu jednego z nich i wyduszenia z niego informacji. Podbiegłem do jednego z nich i kopnąłem go po łuku w kostkę, mając nadzieję, że straci równowagę i się przewróci. Myślami przez chwilę wróciłem do walki z ochroniarzami. Przecież to nie ja. Ja tak nie postępuję. Co się ze mną stało? Zadałem sobie te pytania, jakbym chciał się zmienić, lecz mimo to zrobiłem co planowałem. Mam nadzieję, że ten sku***syn odpowie mi na moje pytania ...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Felix Fint

Wyeliminować? Wyeliminować?! Jasna cholera... Ale bajzel. I te ciało. Wirus. Źle, oj źle.

- Nie wiem, czy wam ufać- patrzę na wszystkich nieznajomych- ale sytuacja nie daje mi wyboru. Choć w sumie to ja pewnie jestem tu najmniej godny zaufania, heh. Dobra... To jak, idziemy na dół? No i masz jakieś rady dla nas, ekspercie?

Próbuję zrobić z mymi dłońmi to samo, co nieznajomy w kapturze. Potem idę na dół.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Damon Cole

Chłopak uważnie wysłuchał Mercera, a potem jednego z nich.

- Nie jestem pewny, czy ci wierzyć, koleś - zaczął - ale wolę spróbować wyjść niż zgnić w tym miejscu.- Damon rozpoczął walkę ze swoim ego. Wygrał - jak zmienić się w to... coś?

Po tej wypowiedzi rozejrzał się dookoła - nic ciekawego. Chwiał się lekko, wciąż jakaś cząstka mówiła mu, że jest na haju.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rayne

Czym ty jesteś, do cholery!? - Wydarł się wniebogłosy Rayne gdy dotarło do niego że to co stało się z Mercerem jest całkiem prawdziwe, namacalne. Najgorsze było to że Mercer przyrównał do siebie jego i pozostałych z grupy. Oznaczało to, wedle tego co kaptur powiedział, że oni także są takimi wynaturzeniami. Z początku Rayne nie przyjmował do wiadomości tej bolesnej prawdy a coś w głębi jego jaźni, coś chowającego się w najciemniejszych zakamarkach umysłu podpowiadało mu że jest to prawda. Rayne właśnie uświadomił sobie że do niedawnej przemiany mentalnej jakiej ostatnio doznał teraz doszła i fizyczna.

Spojrzał na swoją prawą dłoń która nagle zaczęła zmieniać kształt. Robiła to w zastraszającym tempie, przemiana pochłonęła tez cześć łokcia, po chwili dziwne, nieco bolesne uczucie minęło a Rayne zamiast normalnego ramienia widział coś na kształt krzyżówki miecza, ludzkiego ramienia i ramienia modliszki. Wzbierało się w nim obrzydzenie gdy spoglądał na swój nowy członek.

/\/|\/\

Strzelił z ramienia jak z bicza a te złożyło się na wysokości nadgarstka prostując się sztywno i w tej pozycji pozostając. Jak jakiś cholerny nóż szwajcarski - przemknęło przez myśl Rayneowi ? Na wszystko co święte, o czym ja myślę....

?Złamał? z powrotem ramie do kształtu modliszego i przywrócił mu pierwotny kształt nie do końca wiedząc jak to robi. Jest źle?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mercer wyglądał na lekko rozbawionego.

- Porady? Chyba żadnych poza tymi dwoma: wszystko przyjdzie z czasem i nie czujcie litości, to tylko przeszkadza. - gdzieś z góry dobiegły przytłumione odgłosy eksplozji. Zakapturzony spojrzał wymownie w górę i westchnął. - Ja zatrzymam ich bez problemu. Idźcie już. Może po drodze nauczycie się lepiej to kontrolować.

Trójka osób wybudzona w nowym koszmarze w czasie drogi na piąte piętro po schodach próbowała uczynić coś aby przekonać się jakie moce posiadają. Rayne po pierwszym szoku miał odrobinę problemów z uformowaniem długiego ostrza (*1), ale to... coś wyglądało na "solidne". W każdym razie nie rozpadnie się zaraz po pierwszym uderzeniu. Felix wyczuł, że u niego wirus objawia się bardziej wewnętrznie niż zewnętrznie. Jeszcze do końca tego nie opanował (*2), ale jasno wyczuwał zwiększoną zdolność poznania. Jego percepcja rozszerzyła się i wyczuwał wiele rzeczy w całym budynku, ale nie mógł ich zidentyfikować. Damonowi poszło najlepiej i po krótkiej chwili obie ręce zmieniły się w szpony będące bardziej paskudną wersją Wolverina (*3).

Stanęli na kolejnym długim i szerokim korytarzu nie różniącym się wyglądem od poprzedniego. Po lewej znajdowało się przestronne pomieszczenie administracyjne, obok pókij ochrony a następnie cele. Po prawej laboratorium. Wszystko, oprócz cel, przeszklone dla łatwiejszego widoku. Cały krajobraz uzupełniało kilkunastu ludzi w kombinezonach ochronnych koło cel, którzy najpewniej nie zwrócili by jeszcze przez jakiś czas uwagi na nowo przybyłych gdyby nie grupa około dziesięciu strażników, która wyskoczyła z głębi pokoju ochrony z bronią maszynową - wyglądała na MP5 - gotową do strzału.

Zauważyli ich prawie natychmiast.

* * *

Jack najwidoczniej obudził w strażniku Boży strach, bo ten nie dość, że przywrócił się do przytomności to jeszcze nie miał oporów przed gadaniem (*4).

- GENTEK, GENTEK!... Błagam nie zabijaj mnie! - strażnik mówił, ale miał niespokojny oddech, roztrzęsienie emocjonalne i trzeba się było skupić aby go zrozumieć. - Pod ziemią, laboratoryjny kompleks... Nie znam... przysięgam, nie znam żadnego Jamiego! Jestem tylko strażnikiem, nie zajmuję się personaliami... Porw-a... - wziął głęboki wdech. - Nie wiem skąd biorą obiekty badawcze, nie pytałem... coś... coś robili... wszystkim... nie wiem... nie wiem co... - przesłuchiwany wpadł w panikę, ale jeszcze kilka chwil pozwoliło stwierdzić, że oprócz głównego wyjścia, które może być strzeżone, nie zna innej drogi ucieczki. Teraz wpatrywał się przerażonymi oczami w Jacka czekając co ten zamierza zrobić. Nagle na korytarzu za drzwiami wrzask podniósł się na nowo.

Jason dopadł do uciekającego bez problemu powalając go na ziemię szybkim podcięciem (*5) i planując błyskawiczną pogadankę na temat sytuacji w jakiej się znalazł. Po początkowym szoku lekarz albo naukowiec - jeden pies - nie miał zamiaru gadać (*6). Jason nie wiedział czy to przejaw głupoty czy skrajnej desperacji, ale pytanie odbijały się od delikwenta jak od muru. Tymczasem zamieszanie na korytarzu zwiększyło się, ale nie bezpośrednio przy "jego celi". Drugi lekarz, który uciekł był tak miły, że zamknął do końca drzwi.

---

1 - każdemu z was rzucałem test na daną moc... najpierw leci +2 :)

2 - +1... niby wystarczająco, ale nie do końca, w każdym razie wiesz jaką masz moc ;]

3 - +3, przywitajcie się z Wolwerinem :P

4 - wow, +6 z czego na kostkach było 6 6 6 3

5 - sukces +2, nic dodać, nic ująć

6 - ale za to w charyzmie -2 :happy:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jack Ravern

,,Wygląda na to, że niewiele wie..... podziemny kompleks laboratoryjny GENTEK? Ta firma farmaceutyczna? Momencik, tam miałem dostarczyć przesyłkę.... obiekty badawcze?!? Już rozumiem! Chcieli nielegalnie testować na mnie swoje leki, ale widać musiały nieoczekiwanie przerwać działanie środka nasennego. To pewnie przez nie te dziwne uczucie i obrazy. Muszę jakoś się skontaktować z policją i dać im znać co się dzieje.....ale raczej mi nie uwierzą. Chociaż, jeśli szef się zorientuje że ja też zniknąłem dostarczając przesyłkę do tego samego miejsca co Jamie, domyśli się że coś jest na rzeczy i sam zadzwoni na policję, a jego słowo będzie bardziej wiarygodne niż moje. Jednak policja może się z tą sprawą ociągać, no i niema gwarancji że ten cały podziemny kompleks w ogóle znajdą.... na razie muszę sam sobie poradzić. No i jeszcze...... obiekty? Znaczy że porwali więcej ludzi niż tylko mnie i Jamiego.''

-DOSKONALE! Widzisz jaka to fajna zabawa?!!!?- Trzasnąłem kolejną dziwną uśmiechniętą minę, dodatkowo było słuchać jakieś wrzaski na korytarzu, idealne zgranie w czasie. ,,To pewnie inny ,,obiekt'' się obudził, mam jednak nadzieje że te krzyki należą do strażników.'' Wyłączyłem pałkę, podniosłem strażnika za rękę i chwyciłem go tak jak żywą tarczę, z pałką blisko jego głowy.

-Jesteś od teraz moim nowym najlepsiejszym kumplem! W co moglibyśmy się teraz pobawić.... już wiem! Pobawmy się w ,,Pokaż mi''! Widzisz, to gra zaufania: ty musisz mi mówić w którą stronę mam iść by dojść do miejsca, które chcę zobaczyć, i jeśli dojdziemy do ślepego zaułka... PRZEGRYWASZ!!!! - Po tym krótkim monologu wyszedłem ze strażnikiem przez otwarte drzwi, których panowie wchodzący zapomnieli zamknąć. ,,Zanim mnie odprowadzi do wyjścia muszę uwolnić resztę ,,obiektów'', Jamie musi być jednym z nich! No i ten koleś przyda mi się jako żywa tarcza jeśli wpadnę na więcej ochroniarzy, choć wolałbym zostawić go przy życiu ponieważ jako ochroniarz zna to miejsce i wie gdzie co jest. Jeśli zginie lub straci przytomność będę musiał zaglądać do każdych drzwi z osobna, a to zajmie mi zbyt dużo czasu i mógłbym natrafić przez przypadek na więcej strażników.''

-No i teraz, ,,kumplu'', Pokaż mi gdzie są inne ,,obiekty''. I nie zapomnij choćby o jednym!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Felix Fint

Nadali mi kryptonim MINDBREAKER. Nie SLICER czy REAPER. Nie jestem rzeźnikiem, a chirurgiem. Niemal natychmiast potykam się i pochylam głowę, aby nie widzieli mej twarzy.

- Po... Pomocy... Obiekty z góry uciekły i przebrały się za nas.*- podnoszę się i chwiejnie, nadal z opuszczoną głową idę do przodu, opierając się o lewą ścianę- Nie panują jeszcze nad wirusem- płytki, szybki oddech powinien ich zmylić.- Jeszcze ich złapiecie...

Gdy będę tuż obok pokoju ochrony, szybko do niego wejdę(zakładam, że drzwi się nie zamykają na klucz po każdym wyjściu, ale zawsze jest szyba), zamknę się i mam nadzieję, że będzie tam przełącznik napięcia oraz że szyby są kulodporne. Pokój ochrony, to obie te rzeczy powinny być. A jak zgaszę światło, to będzie zabawa...

Lecz jeśli szczęście niewiarygodnie mi nie dopisze, to z braku pomysłów zaszarżuję na strażników.

*Blefowanie!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jason dopadł do uciekającego bez problemu powalając go na ziemię szybkim podcięciem (*5) i planując błyskawiczną pogadankę na temat sytuacji w jakiej się znalazł. Po początkowym szoku lekarz albo naukowiec - jeden pies - nie miał zamiaru gadać (*6). Jason nie wiedział czy to przejaw głupoty czy skrajnej desperacji, ale pytanie odbijały się od delikwenta jak od muru. Tymczasem zamieszanie na korytarzu zwiększyło się, ale nie bezpośrednio przy "jego celi". Drugi lekarz, który uciekł był tak miły, że zamknął do końca drzwi.

Jason Fenix

Cholerny naukowiec! Wykrzyczałem do osobnika, który własnie zamknął drzwi. Popatrzyłem na tego, którego przed chwilą przesłuchiwałem. Jeśli on nie pomoże mi się stąd wydostać, to może być nie ciekawie. Podszedłem do niego i go podniosłem. Popatrzyłem mu głęboko w oczy, uśmiechnąłem się, i rzuciłem nim na przeciwną ścianę. Podszedłem do jednego z ochroniarzy, który miał elektryczną pałkę. Włączyłem ją, podszedłem do naukowca. Sprzedałem mu porządnego kopa w brzuch, następnie uderzyłem pięścią w twarz. Kucnąłem, zbliżyłem pałkę do twarzy i zapytałem: - To jak, pomożesz mi, czy mam Cię usmażyć ?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rayne

Rayne niespecjalnie wiedząc co zrobić przypatrywał się sytuacji. W tej chwili i tak nie miał już nic do stracenia, mógł równie dobrze rozszarpany na kawałki przez grad pocisków z pistoletów maszynowych żołnierzy. Jeśli przeciwnicy wykonaliby najmniejszy ruch w ich kierunku, który by się Rayneowi nie spodobał, to ten nie zamierzał się patyczkować, wiedział że jeśli choć 1/10 tego co Mercerze słyszał jest prawdę a on i jego towarzysze są do niego podobni to nie była to tak beznadziejna sytuacja na jaką wyglądała. Zastanawiało go co zrobią stojący przed chwilą obok niego mężczyźni... Nieważne, i tak było za późno na narady.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Damon Cole

- O, świetnie... Mamy towarzystwo. Panowie, miłej zabawy - rzucił ironicznie Damon. To było oczywiste, że w tej formie nawet nie zadraśnie tych strażników. Może by tak... uciec? Ale, czy Mercer przyjmie go z otwartymi ramionami? Cole ejszcze raz spojrzał na strażników, i coś dziwnego się stało.

- co, do... - mruknął chłopak, i złapał się za brzuch. To chyba coś z wirusem, w każdym razie to pierwsze, co przeszło mu na myśl. No bo - czy ejst inne wytłumaczenie tego, że nagle zyskał na siłach i nabrał ochoty... na krew? Może stał się wampirem?

"Wzmocniony" Damon całą wolą nakazał sobie znów wytworzyć szpony. Kiedy mu się to udało, ruszył biegiem w stronę strażników. Teraz było mu to obojętne. Czy zginie, czyn go trafią i obezwładnią by potem gdzieś więzić - wszystko jedno. Kiedy był ok. 2 metrów od strażników, rpzez głowę przeszły mu słowa Mercera: "Nie okazujcie litości"

On jej nie okaże.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.


  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...