Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Black Shadow

Device Masters: Guardians of the Multiverse

Polecane posty

The time has come...

SAVWS4Bl.jpg

Device Masters: Guardians of the Multiverse

* * *

Wieża. Strażnica leniwie orbitująca sobie nad powierzchnią Błękitnej Planety. Baza dla bohaterów... Mistrzów i ich Urządzeń, którzy stanowią pierwszą - i ostatnią - linię obrony przed czymkolwiek czającym się w mrokach wszechświata. Oto ich wasza historia!

* * *

Jeżeli można coś było powiedzieć o czasie spędzonym na Wieży to na pewno nie to, że został stracony. A to trzeba było odeprzeć inwazję jakiegoś drugorzędnego, kosmicznego imperium, które postanowiło zadrzeć nie z kim trzeba, a to odnaleźć zagubiony artefakt, a to rozwikłać tajemnicę zagubionego Urządzenia, a to kolejny raz spotkać się ze swoim nemezis i raz jeszcze obejść się smakiem... Słowem działo się, nie tylko nad i na Ziemi, ale także w innych sektorach Drogi Mlecznej nie wspominając o reszcie wieloświata, i pomiędzy poszczególnymi misjami - jeżeli sytuacja tego wymagała - można było wrzucić coś na ząb w lokalnej kantynie, nawrzucać na tego jednego leniwego znajomego, który każdy zna, zastanowić się czy może teraz to dobry moment na wyznanie miłości, znaleźć inspirację do następnego albumu... Cóż, nikt nie mówił, że kariera Mistrza to ciągłe tłuczenie się z istotami Pustki albo armiami podrzędnych, acz nadal w skali kosmicznej, megalomanów, prawda?

Czasami jednak zdarzały się nietypowe okresy spokoju...przy czym przez okres rozumiemy tutaj coś dłuższego niż dwadzieścia cztery godziny. Ostatnia duża akcja, która postawiła na nogi sporą część mieszkańców Wieży wydarzyła się trzy, może nawet cztery dni temu. Od tamtego momentu sytuacja była jakoś dziwnie spokojna pomijając oczywiście niewielkie zgłoszenia, które jeden Mistrz załatwiał między poszczególnymi łykami jeszcze gorącej kawy. W sytuacji takiej jak ta to właśnie wy mogliście mieć, upragniony bądź nie, czas wolny. Kieruję zatem do wszelkich zainteresowanych pierwsze pytanie ogólne - jak wygląda wasz typowy dzień, co robicie gdy akurat nie trzeba zaprzęgnąć swych Urządzeń do roboty aby skopać tyłki paru przyjemniaczkom?

* * *

Ir -> Jako były żołnierz kojarzysz, uczyli cię albo sam widziałeś, że przydaje się trochę organizacji. Działalność Mistrzów nie byłaby specjalnie efektywna gdyby każdy latał tam gdzie go akurat poniesie i jakie zadanie bardziej mu się spodoba. Trzeba było specyficznego operatora...tego co robi za mission control...który ogarniał by dostępne zasoby ludzkie i wiedział dokładnie kto, z kim oraz gdzie ma się udać aby uniknąć totalnego bu...chaosu. Wieża ma kogoś takiego. Opisz go. Jak się nazywa, jak wygląda, jaki ma charakter itd.? Możesz jeszcze wspomnieć czy faktycznie część załogi Wieży stosuje się do jego rad czy jednak działają wedle własnego planu?

Clayton -> Obraz gdy po raz pierwszy ujrzałeś Wieżę ciągle był świeży w twej głowie. Jakich ogólnie rozmiarów jest ta konstrukcja i dla ilu "mieszkańców" przystosowana? Wydaje się albo robi za lokalny, galaktyczny posterunek dla - w porywach - do pięćdziesięciu istot czy też jednak jest o stopień albo dwa w skali? Dwieście osób? Trzysta? Pięćset? Może niebywały tysiąc? Naturalnie w tych liczbach nie mieszczą się tylko i wyłącznie Mistrzowie. W końcu ktoś np. musi zajmować się "przyziemnymi" sprawami związanymi z chociażby konserwacją samej Wieży...

Arkturus -> Jakby kontynuując wątek zaczęty w poprzednim pytaniu to Mistrzowie oraz, powiedzmy, "pracownicy cywilni" to jedno. Ciekawi mnie inna sprawa. Czy tylko posiadacze Urządzeń przebywają/mogą przebywać na Wieży i - ogólnie rzecz biorąc - "dawać czadu" czy też inne istoty...jakby to ująć...przykładowo posiadające dar albo jakiś inny rodzaj mocy są mile widziane, może nawet witane z otwartymi ramionami u boku Mistrzów? Jak to wygląda?

Yayoi -> A jeżeli mowa o ostatniej dużej akcji to, proszę przypomnij, o co tak w sumie chodziło? Ktoś po raz tysiąc dwudziesty trzeci zdecydował się najechać Ziemię? Jeszcze jeden demon zdecydował się wyleźć z Pustki? Działo się jeszcze coś innego?

Sur Kan -> Korzystając z twych raczej naukowych predyspozycji chcę się zapytać jak oceniasz albo po prostu jaki jest poziom technologiczny albo, bądź nawet ogólniej, jak wygląda sytuacja na Ziemi? Jest czy nie ma jakieś światowej federacji? Zdarzają się jakieś wojny pomiędzy poszczególnymi państwami czy już nie? Ludzkość rozpoczyna dopiero podbój kosmosu czy też ma już kolonie? Generalnie jak to jest z tymi śmiertelnikami z Błękitnej Planety?

Reinzs -> W każdej "organizacji", nawet tak - zdaje się - luźnej jak to na Wieży istnieją pewne zasady, których się nie przekracza. Jeżeli jednak ktoś zrobi krok za daleko to ściągnie na siebie gniew i karę reszty Mistrzów. Czy macie taką jedną nieprzekraczalną zasadę a jeśli tak to jak ona brzmi? Poza tym pytanie czy czasem ze względu na swój przydomek nie piastujesz jakieś, nawet jeśli tylko honorowej, pozycji sędziego bądź kogoś zbliżonego funkcją na Wieży?

Sahquiel -> Całkiem charyzmatyczny, latający Anioł Śmierci trzymający parę dusz w krysztale... Nie zrobili czasem z ciebie kogoś od spraw duchowych? Czy istoty na Wieży nie udają się do ciebie po rady na temat życia i śmierci bądź czegoś w tym rodzaju?

Luka -> Sława nie była ci obca. Media, w których była widoczna i jakimi się poruszała chyba też nie. Ziemianie mieli swojego Facebooka albo twittera. Czy jest jakiś, a jeśli tak to jaki, międzygalaktyczny portal "społecznościowy", w którym twoi fani mogą dowiedzieć się o następnym odcinku ich ulubionego show?

---

1 - pardon za oczekiwanie

2 - prawdę mówiąc to dla postaci Soapsa nie miałem przez spory czas zamysłu na pytanie tongue_prosty.gif

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nastawiony budzik po paru minutach zdołał mnie (czasem tylko tego mnie, który akurat spał) wyrwać ze snu. Biorę prysznic i jem coś lekkiego na śniadanie, po czym biorę windę i zaglądam do naszej Głównej Koordynator, Eden. Eden jest, przynajmniej powierzchownie, kobietą-ziemianką o cichym, spokojnym charakterze, przywodzącą mi na myśl kapłankę jakiejś pokojowej religii, szczególnie, że gustuje w szatach przypominających kapłańskie. Tak naprawdę jednak jest... W sumie nie mam pojęcia, kim tak naprawdę jest, choć byłem jednym z Mistrzów, którzy uczestniczyli w misji, wskutek której Eden została koordynatorką tej Wieży. Co bardziej oczytani Ziemianie zamieszkujący wieżę mówią mi, że Eden jest jakimś mitologicznym miejscem, a z tego co widziałem, istnieje jakaś więź między Eden a Księżycem. Jako, że Eden jest koordynatorką od niedawna, wielu Mistrzów nie kwapi się do słuchania jej rad i sugestii, ale według mojego doświadczenia na jej słowie i wiedzy można polegać.

Nie ma nic dla mnie, a oznacza to - nie licząc, rzecz jasna, sytuacji awaryjnych - dzień wolny. A to z kolei oznacza tysiąc różnych rzeczy, zależnie od mojego nastroju i dostępnych opcji. Czasem sprawdzę, jak się miewa młoda Luka, czasem odbywam sparing samowtór lub samotrzeć, czasem wreszcie spaceruję na kilku poziomach Wieży, lub piję w barze mój ulubiony ziemski napój, "kakao". Czasem jedno i drugie. Dzisiaj chyba zobaczę, co u Luki.

---

Ponownie teraz czytam karty graczy i widzę, że Reinzs może wiedzieć coś więcej o Eden. Chyba nawet powinien. Czy się jednak tą wiedzą podzieli, jego sprawa :v

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Arkturus

Po raz kolejny nie wyrwał mnie ze snu dźwięk alarmu, a jedynie zegar biologiczny. Zapowiadał się miły, spokojny dzień. Wziąłem szybki prysznic, a następnie przez dziesięć minut poprawiałem włosy, pogwizdując. Wyciągnąłem z szafy ubranie, błękitne spodnie oraz jedwabną koszulę mieniącą się odcieniami szarości, na co nałożyłem bluzę. Wszystko to uzupełnił wyszywany złotymi i srebrnymi nićmi płaszcz, zapięty pod szyją broszą w kształcie miecza, zdobioną szmaragdami.

Skromnie i gustownie.

W głowie miałem już ułożony plan dnia, który w ogóle rzadko się zmieniał. Zjeść śniadanie, przejrzeć raport zawierający informacje o punktach zapalnych w galaktyce. Odwiedzić bibliotekę, zdobyć trochę wiedzy i porównać tutejsze zapisy z tymi z Akademii. Zajrzeć po drodze do Obserwatorium, popatrzeć na kosmos. Poćwiczyć.

***

Oczywistym jest, że najwięcej w walce z potworami z Pustki najwięcej mogą dokonać Mistrzowie. Nie oznacza to jednak, że z tego powodu prymitywnie ograniczamy nasze możliwości.

Istoty posiadające jakieś specjalne zdolności, czasami swą potęgą przewyższające Urządzenia, rozszerzają wachlarz naszych zagrań i siłą rzeczy są kontrą na takie zagrożenia jak specjalne bronie skierowane przeciw Mistrzom. Ponadto lepiej niektórych z nich mieć po naszej stronie i korzystać z tego, że z własnej woli przystępują do specjalnie przygotowanych testów, które każdy członek załogi Wieży musi przejść.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Auuuuuć.

Poczułam nagłe zderzenie swojego ciała z podłogą, zapewne po efektownym przemieszczeniu się ruchem obrotowym z powierzchni łóżka na dół. Może wydawać się, że to nic dla Luki Divide, bohaterki broniącej pokój i sprawiedliwość we wszechświecie...ale cóż, nie po takim dniu jak wczoraj. Nagrania do reklam, spotkania promocyjne, spotkania z fanami, trening. Niby to czas spokoju i wszystkie te rzeczy są całkiem fajne, ale problem pojawia się następnego dnia. Z zakwasami. Które nigdy się nie pojawiają po tych wszystkich misjach, ale po spokojnym dniu służbowym zawsze. Cirwo i jej plany...dobrze, że chociaż dzisiaj mi dała wolny dzień, to sobie podjem słodyczy, poszwendam się po wieży i poleniuchuje. No i obowiązkowo...

Powoli wciągnęłam się na łóżko i zaczęłam przebierać. No i obowiązkowo sprawdzić uniNeLi. Się znaczy Universe Network Light, chyba najpopularniejszy portal społecznościowy w dzisiejszych czasach. Cały czas w ciągłym ruchu, pełny wszelakich informacji i jedyne miejsce na multinecie, które obrosło w tonę wewnętrznych i zewnętrznych legend. A przy okazji jedno z największych miejsc wymiany aktualności, plotek i ciekawostek na temat st@r knighta. Co zresztą sprawiło, że mój normalny profil stał się raczej miejscem do rozmów z fanami, promocji programu i czasami poszukiwania informacji do wykonywanych przez nas misji. Relatywnie nic osobistego.

Ale za to nieoficjalny, o którym nikt nie wie, to już trochę inna sprawa. Założycielka jednej z największych tajnych grup na uniNeLi, uznana za jedną z najważniejszych legend serwisu. Czym jest YFSC, kim są i czym zajmują się jego członkowie. Nad tym zastanawiają się tęgie głowy wszystkich galaktyk, mieszkańców wieży nie pomijając. I szczęśliwie, żaden jeszcze nie wpadł na pomysł, że to ja za tym wszystkim stoję. Muahahahaha. Mniejsza z tym monologiem wewnętrznym, czas zobaczyć jak przebiega działalność mojej organizacji.

~Welcome to uniNeLi, ChouQualka

~YFSC Password:

~*********

~540 new posts in Yayoi Fans Secret Corner

~10 new images in Yayoi Fans Secret Corner

Bueno.

Wyraźny uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Będzie co przeglądać w drodze na śniadanie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przesypiam praktycznie pół dnia, a że z powodu właściwości ciała nie muszę specjalnie dbać o higienę (poza tym nie specjalnie lubię się z wodą, nawet kiedy mnie nie rani), to śpię całkowicie ubrany z wyjątkiem trenczu, który zwykle mam powieszony na wieszaku i zakładam tylko do misji. Kiedy w końcu zdołam się obudzić idę do mini-kuchni, biorę cokolwiek, podgrzewam w ręce i zjadam. Praktycznie jestem jedną wielką spalarnią i mogę zjeść prawie wszystko, ale wolę jednak żeby miało to jakiś smak. Jajka są najlepsze, szczególnie że mogę je podgrzewać na różne sposoby i na szybko robić różne dania. Kiedy już skończę ,,pobudkę'' od razu biorę się za codzienną przechadzkę po wieży, w połowie w celach relaksacyjnych, w połowie z celu odnalezienia miejsc wymagających renowacji.

Ta wieża... całkiem duże to to, mogłaby nawet uchodzić za mniejszy księżyc gdyby kształt się zgadzał. Miejsca jest dla 300 ludzi, choć nas samych jest ze 200, a liczba ludzi którzy próbują utrzymać ją w porządku jest jeszcze mniejsza. Właśnie, brakuje tu jakiegoś personalu sprzątającego czy mechaników, dlatego sami musimy wszystkim się zajmować. I dlatego muszę przeprowadzać inspekcje tego miejsca od czasu do czasu, ehh, nawet w czasie wolnym mam pełne ręce roboty. Nie jest to może zupełnie zatęchła kosmo-rudera, ale widać że miejsce ma swoje lata i trzeba od czasu do czasu coś walnąć kluczem francuskim. W prawdzie rozmawiałem z Sur Kanem o stworzeniu jakiejś zmechanizowanej siły roboczej, jednak za każdym razem sprzeciwiał się tworzeniu jakichkolwiek robotów. Cóż, może kiedyś go przekonam, ale na razie przynajmniej nie mogę narzekać na nudę... uh, może pozwiedzam dzisiaj niezamieszkałe kwatery.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nuda... Nie cierpię momentów, gdy kompletnie nic się nie dzieje. Nie żebym chciał, by komuś we wszechświecie działo się coś złego, czy coś, ale zwyczajnie nie lubię bezczynności. Misje przeważnie pozwalają mi przetrwać okresy, gdy nic na Wieży nie wymaga naprawy, doglądania lub zwyczajnie nikt mnie nie potrzebuje. Często w takie spokojne dni zajmuję się swoimi sprawami naukowymi, ale teraz jest inaczej. Badania, które w tej chwili prowadzę jeszcze przez kilka dni nie będą wymagały mojego zaangażowania, a do mojego umysłu nie wpadł mi jeszcze żaden nowy pomysł. Mam więc mnóstwo wolnego czasu, z którym nie wiem co mam zrobić. W dodatku moja "wilczyca" z nieznanego mi powodu strzeliła focha i od dwóch dni się do mnie nie odzywa. Nie mam pojęcia o co chodzi, ale nie mam zamiaru tego dociekać.

Ostatnio zostałem zapytany przez jednego z mieszkańców Wieży o Ziemię. Planetę zamieszkiwaną przez ludzi, leżącą właściwie rzut beretem od naszej konstrukcji. Przynajmniej jeśli patrzeć na kosmiczne odległości... Odpowiedziałem mu zgodnie z prawdą. W tej chwili Błękitna Planeta jest obszarem spokojnym i zjednoczonym, a ostatnia wielka wojna, którą ogarnięta była większość ziem, zakończyła się dosyć dawno temu. Walka odbywała się pomiędzy dwiema frakcjami. Stany Zjednoczone Eurazji toczyły bój z Ameryką (dawniej podzielonym na wiele państw kontynentem, w trakcie wojny będącym potężnym państwem technologicznie wyprzedzającym swoich wrogów) współpracującą z dawną Australią. Jedynym spokojnym obszarem, oprócz kompletnie zrujnowanej w przeszłości Afryki, była kolonia utworzona na obszarze Bieguna Północnego. W związku z panującymi tam warunkami ludzie zmuszeni byli jednak do mieszkania w specjalnym kompleksie, który sięga nawet poniżej poziom lodu. Ci którzy tam pozostali dalej żyją trochę na uboczu wszystkiego. Konflikt zakończył się pokojem, który znów zapanował tam dzięki szybkiej reakcji wysłanników z orbitującej w pobliżu Wieży. Mimo istniejących różnic, po długich negocjacjach udało się podpisać porozumienie satysfakcjonujące wszystkie frakcje.

Od chwili zakończenia walk zbrojnych i rozpoczęcia współpracy na szeroką skalę między wszystkimi stronami panującymi na Ziemi minęło sporo czasu. W między czasie planeta ta zanotowała spory skok technologiczny, co w tej chwili stawia ją na podobnym poziomie technologicznym jak większość ras zamieszkujących przestrzeń kosmiczną i inne planety. Część z nich może nawet udało się trochę prześcignąć. Dzięki postępowi medycyny udało się również podwyższyć średnią długość życia do około 90-100 lat, choć nie wiadomo jak powszechna chemia i środki farmaceutyczne wpłyną na geny przyszłych pokoleń. Szybkie i długie loty między planetarne również nie są ludziom obce. Posiadają oni kilka kolonii w tym na Marsie, czy Wenus, ale także bardziej odległych przyczółkach galaktyk. Na jednej z nich ludzie produkują zresztą jedne z najbardziej zaawansowanych elementów terraformujących, umożliwiających przystosowanie planet i składu atmosfery pod potrzeby wielu znanych gatunków inteligentnych istot. Ogółem ludzie może nie należą do ścisłej elity wszechświata, ale z pewnością w niektórych kwestiach trzeba się liczyć ze zdaniem ludzi.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W tym właśnie momencie powinien zadzwonić budzik, aby obudzić mnie o odpowiedniej godzinie... Ale tego nie zrobił. Pewnie dlatego, że w ogóle go nie ustawiłem. Zresztą jak zawsze. Nie jestem osobą, która musi wstawać o jakiś konkretnych porach. Obudzę się o ósmej, będzie dobrze. Obudzę się o dziesiątej, też będzie dobrze. Wieża nie jest miejscem, gdzie wszystko musi być ustawione co do milimetra i sekundy.

Oczywiście nie oznacza to, że lenię się cały dzień. Skoro już tu jestem, to często korzystam z sal treningowych. Jak tylko obudzę się do końca, wezmę szybki prysznic, założę coś prostego i wygodnego. Dziś nie szykuje się żadna akcja, więc mogę pozwolić sobie na coś lekkiego. Zwykłe spodnie, koszulkę i trampki. Płaszcz może sobie spokojnie wisieć w szafie. Potem jakieś śniadanko i powłóczę się przez chwilę po Wierzy. Ostatecznie i tak pewnie skończę ćwicząc trochę. Może uda mi się nie przesadzić i niczego nie zniszczyć.

Nie to żebym miał z tego powodu jakieś kłopoty. Sprzęt w salach treningowych, włącznie z nimi samymi, jest dość często niszczony i kompletnie nikt zbytnio się tym nie przejmuje. Oczywiście nie jest też tak, że można robić wszystko i nie ma tu żadnych zasad. Są, z czego najbardziej liczą się chyba dwie. Pierwsza mówi o nieniszczeniu Wieży dla własnej przyjemności, druga o tym aby nie odwrócić się od sprawy i nie zacząć siać chaosu zamiast mu przeciwdziałać. I prawdopodobnie ta ostatnia jest zasadą, której złamanie może wiązać się z najpoważniejszymi konsekwencjami.

Swoją drogą był czas gdy próbowano ustanowić mnie sędzią, czy kimś takim. Cóż, bycie stworzonym na podstawie doskonałego człowieka ma też swoje wady. Grzecznie odmówiłem stwierdzając, że moją specjalnością jest magia bojowa i nie bez powodu nazywają mnie egzekutorem, ale nadal czasem trafi się ktoś kto przyjdzie do mnie z radą dotyczącą jakiegoś sporu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sahquiel

Spałem jakąś całą noc i pewnie jeszcze z pół dnia. Nie to żebym miał w zwyczaju - po prostu, najprościej rzecz ujmując, wreszcie mogłem sobie spokojnie pospać. Wstałem cały obolały, mięśnie miałem wiotkie, a próba szybkiego zerwania się na równe nogi skończyła się na podłodze. Mój płaszcz, wraz z włócznią leżał nieopodal toteż szybkie załatwienie spraw higieny, zabandażowanie rąk i mogłem znów go przyodziać. Pewnym chwytem złapałem moją broń i spokojnym krokiem ruszyłem na przechadzkę. Mam lekki mętlik w głowie, mieszkańcy Wieży często pytają mnie o sprawy życia i śmierci. Szczerze mówiąc, nie jestem ekspertem. Niektórzy z zaciekawieniem mnie wypytują, inni z kolei krzywo spoglądają na klejnot wypatrując w nim rodzaju więzienia. Cóż, moi podopieczni nigdy się na to "więzienie" nie skarżyli, ale to pewnie dlatego, iż nimi manipuluje czy inna durnota. Różne teorie można tworzyć. Życie jest ulotne, a śmierć można oszukać tylko dzięki klejnotowi. Sam pewnie kiedyś się w nim znajdę, kto inny będzie wówczas dzierżył moją włócznię.

Przystanąłem na chwilę aby pooglądać majestatyczny kosmos, błogi spokój, pomyślałem. Chociaż towarzystwem też bym nie pogardził. Hyakume rozbłysnął promieniem światła i obok mnie pojawiła się różowowłosa Mitis. Widząc moje skupienie nad oglądaniem kosmosu, zamilkła. A to nie jest u niej norma.

- Co sądzisz o tym miejscu? - zapytałem.

- Chyba ważniejsze pytanie to: co TY sądzisz o tym miejscu? - wyraźnie podkreśliła Mitits.

- Jest dobre. Wystarczająco dobre. - odparłem. Jakoś nie było mnie stać na większą refleksję, liczyłem bardziej, że ktoś dookoła może włączy się do rozmowy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Yayoi

- Wstaniesz w końcu ty leniwa dziewczyno!?

Znajomy głos Megi wyrywa mnie ze snu. Trudno mi to przyznać, ale tym razem jestem mu za to wdzięczna, bo nawiedzał mnie właśnie koszmar związany z ostatnią misją, w której brałam udział. W jej trakcie razem z Luką miałyśmy zinfiltrować bazę kartelu podejrzewanego o dystrybucję nielegalnych substancji i zdobyć w niej dowody ich zbrodniczej działalności. Dopiero je posiadawszy cała drużyna mogłaby legalnie przypuścić frontalny szturm. Szkoda tylko, że nikt nam nie przekazał, że aby dostać się do centralnej części bazy bazy będziemy musiały przepłynąć przez basen wypełniony podobnymi do ziemskich kałamarnic, ale wielokrotnie od nich większymi Lignji. Co prawda strzelanie na ślepo magicznymi promieniami nie pasuje do definicji "tajnej operacji", ale jakimś cudem nikt nas nie odkrył, a po tej przygodzie dowody zdobyłyśmy już bez większych kłopotów. Coś jednak czuję, że awersja do owoców morza pozostanie mi już do końca życia...

Przeciągam się leniwie gdy Megi po raz kolejny przypomina mi o swojej obecności.

- Nie zapomnij o porannej medytacji!

W moim pokoju mam wydzielony pokój, w którym wyniesione prosto z Pustki i ułożone w specjalny kształt kamienie imitują działanie żyły magicznej. Medytowanie w takim miejscu naturalnie przywraca i dodatkowo powiększa mój zasób mocy many. Zabieram Megi z jej stojaka, który leży przy moim łóżku i idę wypełnić swój codzienny rytuał.

Może później wybiorę się do Sur Kana. Nie skończyliśmy jeszcze naszej rozmowy o magii żywiołów. Albo odwiedzę Lukę i spytam się jak sobie radzi po ostatniej misji. Mam nadzieję, że lepiej niż ja.

Tak czy inaczej - zapowiada się całkiem spokojny dzień...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ir -> Wspominałeś, że Luka - która teraz przed sobą widzisz - przypomina ci młodszą siostrę. Są jakieś konkretne powody, dla których dawno jej nie widziałeś? Gdzie w ogóle, z tego co słyszałeś albo wiesz, przebywa? Oprócz tego, zanim spotkałeś Lukę, gdzieś po drodze mignęła ci sylwetka Sahquiela kolejny raz przypominając ci o niechęci jakim go darzysz. Możesz powiedzieć coś więcej o spotkaniu z przedstawicielem jego rasy, które tak wpłynęło na postrzeganie Anioła Śmierci?

Luka -> Nie raz i nie dwa złapałaś się na tym, że Ir, który najwidoczniej wpadł aby zobaczyć co tam u ciebie, przypomina ci wuja. Możesz coś powiedzieć więcej o okolicznościach jego zaginięcia i czy planujesz kiedyś go odszukać albo czy masz w ogóle nadzieję, że jeszcze żyje? Wieża jest całkiem sporym miejscem, ale łatwo na niej trafić na znajome twarze. Jedna z nich przypomniała ci pewną wstydliwą, traumatyczną sytuację... zechcesz powiedzieć coś więcej o co chodziło z Arkturusem?

Clay -> Plany modernizacji wieży? Ciekawe. Opisz szerzej jakiś ostatni projekt albo dwa, który przedstawiłeś i przedyskutowałeś z Sur Kanem. Mam także pytanie dotyczące "heroiczności" Arkturusa. Na pewno musiałeś widzieć jeden z jej pokazów, opisz go.

Arkturus -> Obiły ci się o uszy preferencje widzów reality show Luki? Jak do nich podchodzisz? Czy sprawiają, że patrzysz na Mistrzynię jakoś inaczej...? Czujesz może jakieś rodzące się uczucie czy nic z tych rzeczy? A jeśli już o sprawach miłosnych i tego typu mowa to interesuje mnie kwestia twej ucieczki sprzed ołtarza. Możesz powiedzieć coś więcej o pannie młodej, którą zostawiłeś i jakie były tego powody? Stchórzyłeś, rozmyśliłeś się czy jak?

Yayoi -> To specyficzne prawo powitań z nieznaną ci wcześniej przedstawicielką płci pięknej zastosowałeś przynajmniej jeszcze jeden raz na Wieży. Nie wiesz jaki zostawiło efekt na drugiej stronie, poza tym jednak prosiłbym o opis tej kobiety bądź dziewczyny.

Sur Kan -> Możesz opisać trochę szerzej to, w skrócie, niewybaczalne zdarzenie z rąk Aniołów Śmierci, którego byłeś świadkiem?

Reinzs -> Idea zamykania innych istot w broni czy urządzeniu nie podoba ci się z jakiś konkretnych powodów? Jakieś wspomnienia bądź pośrednie doświadczenia?

Sahquiel -> Możesz powiedzieć coś więcej o okolicznościach śmierci twojego przyjaciela jak i wspomnieć o czymś więcej co jest z nim związane? Czy jesteś absolutnie pewny, że zginął?

---

No, może tym razem dwójka czy trójka najbardziej zalegających graczy odpisze szybciej - jak nie to sam czekać za długo nie zamierzam i zawsze mogę zrobić kolejny odpis nie dając "zalegającym" nowych pytań ;]

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W Multiwersum jest niezliczona ilość istnień. Wedle szacunków, nawet trzydzieści procent z nich może w jakiś sposób śledzić przygody Luki. Było oczywistym, że w końcu powstanie coś takiego jak "Prince among the st@rs". Niby udało mi się wkrótce wyśledzić autora i z nim "pogadać", ale szkoda była nieodwracalna i niedługo powstały kontynuacje i rozwinięcia. Naprawdę, Lukę traktuję tylko jako towarzyszkę i godną zaufania wojowniczkę... No i jest ten pożałowania godny incydent, o którym nie chcę mówić.

I tak gdzieś tam w gwiazdach czeka na mnie panna. Choć o ile ją znam, to jej czekanie sprowadza się do wygrywania wojen i podpalania planet jednym ruchem. Też należy do arystokracji, ma dogłębne wykształcenie, nieskazitelne maniery i skopała mi tyłek cztery razy z rzędu. W poważnej walce. Gdy dawałem z siebie wszystko.

Przed ołtarzem, gdy ujrzałem na ekranach jej zbliżający się wahadłowiec, strach zwyciężył.

Mam wrażenie, że się zbliża.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moja wymijająca odpowiedź jaką rzuciłem Mitis znów sprawiła, że nastała głucha cisza i dialog się urwał. Szczerze mówiąc, dziewczyna wyraźnie wyglądała na zmieszaną i zrezygnowaną. Zrobiło mi się głupio z tego powodu i przysunąłem się do niej bliżej, bo średnio chciałem aby ktoś mnie teraz podsłuchał. Chociaż, wsio ryba, tutaj jestem odcięty od tego wszystkiego.

- Mitis. ? powiedziałem cichym głosem.

- Tak? - odparła.

- Dalej męczy mnie ten Armel. ? był to mój najlepszy przyjaciel, znaliśmy się praktycznie od dziecka. Tylko z nim mogłem szczerze pogadać i tak jak ja marzył aby odciąć się od innych bufoniastych przedstawicieli naszej rasy. Niestety ktoś kiedyś nas podsłuchał, a był to stracony niewiele czasu potem Matriel i ostro nas sprał. To znaczy mnie. Armel prawdopodobnie zginął, gdy się obudziłem, nie było go. Matriel mówił, że go zabił. Gdybym był wtedy silniejszy... i nie zostawił tego dnia włóczni poza zasięgiem ręki pewnie by żył.

- Dawne dzieje Panie. Nie ma co rozdrapywać dawnych ran. ? Mitis przytuliła się do mnie i znów zaczęliśmy patrzeć w kosmos. Mogliśmy wtedy wyglądać nawet jak para, co jest trochę komiczne.

- Mówiłem abyście nazywali mnie Sas. Nie jestem waszym Panem. ? tak naprawdę to raczej jestem, ale nie chcę się tak czuć.

- Dobrze, Sas. ? ciarki mnie przeszły. Od wieków nikt mnie tak nie nazwał.

---

Spokojnie miszczu, teraz będę punktualny ;).

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mrrrrr.

Klepnęłam się lekko po brzuchu, po jakże słusznym śniadaniu. Iście niebiańska rozkosz. Świetnie zrobiona sałatka z najświeższych roślin całego multiwersum, które godnie współtworzy całość z długo przyrządzanym mięsem Garandaria z planety Epitaphii. Epitaphii.

Nasi kucharze to wybitne trolle. W dzień wolny od jakiejkolwiek roboty, gdy mogę wyłączyć myślenie i leniuchować, dobrym żarciem przypominają mi o tamtym...well, widoku. Misja na Epitaphii była, według początkowych informacji, dość standardowa i według ogranego standardu. Ot jakiś miejscowy watażka ze swoją bandą kultystów i groma najemników chciał przywołać jakiegoś antycznego bożka, a ja z Arkturusem mieliśmy ich powstrzymać. Proste i schematyczne, więc i ekipa telewizyjna postanowiła o zostawieniu kotków w bazie i nagraniu odcinka o mniej lub bardziej cywilach na wieży.

Całe szczęście. Ogromne szczęście. To co zobaczyłam, zostanie mi w pamięci na całe życie. Watażka okazał się dziwacznym różowym połączeniem humanoida ze ślimakiem i ośmiornicą, w iście tęczowym stroju pełnego piórek Garandar. Nie, to nie było najgorsze. Ekscentryków można spotkać wszędzie...najgorszy był jego devajs. Kuma Rainboh. Kontrola umysłów, szczególnie dobrze działająca na osobników tej samej płci co obsługujący go mistrz. I wtedy padło na Arkturusa, a ja sama zostałam zamieniona w pluszową zabawkę przez któregoś mocniejszego kultystę. Niby mogłam obsługiwać Dikejdo, ale i tak w tym czasie parę nieprzyjemnych rzeczy dziejących się z księciuniem widziałam. Jogurt, przebranie tancerki samby, tęcza, puszysty ogon, brokat, macki...to wszystko, to wszytko.

ZAPOMNIJ, ZAPOMNIJ, ZAPOMNIJ LUKA! NIE WIDZIAŁAM TEGO, NIE!

Szczęśliwy Arkti, który wrócił do pełni rozumu, będąc jedynie nagim. Reszty chyba nie zapamiętał, bo uznał to za powód, przez który go omijałam przez kilkanaście dni. Niby rozpieprzyliśmy to całe zbiegowisko, ale główny pan watażka spieprzył na jakimś statku kosmicznym. Całkiem bogato wyglądającym, swoją drogą...

Dobra, mniejsza z tym...zapomnij.

Szybko wróciłam do swojej pakamery po śniadaniu, obtłukując łbem wszystkie możliwe ściany po drodze. Co jakiś wynik dało i gdy usadowiłam się na swoim przydziałowym fotelu, wróciłam do zastanawiania się, jak można dalej przebyczyć ten piękny dzień. Krótkie spojrzenie po pokoju i wzrok zatrzymał się na paru ubraniach. Ze szczególnym spojrzeniem na bikini, od dawna leżące odłogiem.

Basen, zimny napój, do tego specjalne okulary i symulacja złocistej plaży na jakiejś turystycznej planecie. Nu, perftijni plan.

W toku moich przygotowań, do mojej skromnej siedziby zawitał Ir. Był jaki był, to się znaczy był jaki akurat Ir był najbardziej aktywny. Lub któremu Irowi, Ir dał grać pierwsze skrzypce jako Ir. Albo...nie, mniejsza z tym.

Swoją drogą, wujaszek trochę był podobny do niego. Może się nie dwoi i troił dosłownie, ale ciągle zajmował się najróżniejszymi sprawami i nigdy nie potrafił się zadomowić na stałe w jakimś miejscu. Pamiętam jak niedawno przeglądałam dzienniki z jego wypraw. Bitwa na jednej planecie, później poszukiwanie artefaktu w jakimś kompletnie innym układzie gwiezdnym i na koniec przechwycenie porwanej księżniczki. Typowy gwiezdny kowboj, podróżujący po galaktyce i zajmujący się tym, co akurat wpadnie na myśl. Trudno mówić o jego zniknięciu...podejrzewam raczej, że wybrał się na dłuższą wyprawę i po prostu nie napotkał na swojej drodze poczty. Przynajmniej tak wolę myśleć, chociaż czasami się przypytuje o niego w dalszych rejonach kosmosu. Mimo lekkiej niechęci ze strony Mr. Enrico.

Well, wracając do rzeczywistości...

- Hejo Ir, co tam ciekawego słychować? - zapytałam z uśmiechem, łapiąc w tym czasie resztę rynsztunku potrzebnego do wybycia - Tak poza tym, masz ochotę na poleni...się znaczy trening na basenie?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gdzieś po drodze minęła mi, zarysowując się w mojej świadomości niczym tępy ból zęba, sylwetka Sahquiela. Kompletnie nie mogłem się przekonać do tego mistrza, mając w pamięci Uriela, którego spotkałem ładne kilka lat temu. Uriel był wysoce egoistycznym i egotycznym osobnikiem, który znalazł sobie planetę, dla mieszkańców której osoba taka jak on była praktycznie bogiem. On zaś nie przepuścił okazji, żeby wyrazić głęboką pogardę dla tubylców. Samo w sobie nie było to jeszcze jakimś strasznym przewinieniem, ale Uriel prowadził na tej planecie sieć dziwacznych intryg, kierując jeden naród przeciw drugiemu, w tajemnicy wspierając drugiego z trzecim - gdy przybyłem na ową planetę, zastałem wszystko w stanie ciągłego, krwawego chaosu. Dobry rok zajęło mi składanie w całość obrazu prawdziwej sytuacji na planecie, ale ostatecznie, w znacznej mierze dzięki device'owi, któy pozwalał mi koordynować działania paru narodów jednocześnie, udało się pokrzyżowac zamiary Uriela, jakiekolwiek by one nie były. Sam delikwent zdołał mi się jednak wymknąć...

...ale to już przeszłość. Tu i teraz posłałem kopię siebie, żeby podążyła kawałek za Sahquielem, pokazała mu gestem, że mam go na oku, po czym się rozpłynęła.

Tymczasem główny ja, a za chwilę już jedyny ja, znalazłem Lukę Divide. Krzątająca się dziewczyna przypominała mi moją młodszą siostrę, Na Ri. Gdy wiele lat temu opuszczałem Szmaragd, pchany dziś już nawet nie pamiętam czym, przypuszczalnie żądżą przygód, Na Ri była słodką dwunastolatką, równie roztrzepaną i równie pozytywnie nastawioną do życia, co Luka. Dawno jej jednak nie widziałem, z początku Pe Li zwyczajnie nie było mi po drodze, a potem zaczął mi bruździć ten sukinsyn Tenku i gdybym zdradził, że posiadam jakąś rodzinę, na pewno skończyłoby się na jakimś nieszczęściu.

...ale to już przeszłość. Tu i teraz Luka zapytała się, czy nie mam ochotę na "trening" na basenie. Propozycja bardzo apetyczna.

- A wiesz, nic ciekawego... dzisiaj spokój - odpowiedziałem. - Basen?... Brzmi świetnie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sur Kan

Przez lata tułałem się po różnych miejscach w poszukiwaniu nowych doświadczeń, przyjaciół i chyba przede wszystkim nowego domu. Moim konikiem od zawsze była wszelka technologia, ale to nie znaczy, że inne dziedziny nauki są mi obce. W trakcie podróży wielokrotnie natykałem się na ślady dotyczące potężnych i brutalnych istotach swoim wyglądem częściowo przypominającym anioły. Tak, te anioły ze starych ludzkich wierzeń. Nigdy nie natknąłem się jednak na nic co jednoznacznie świadczyłoby o ich istnieniu. Zawsze były to jakieś krótkie zapiski w księgach, czy malunki, których pełne odczytanie i zrozumienie nie było z różnych względów możliwe. Oczywiście brak konkretnych dowodów występował jeszcze przez dłuższy czas. W pewnym momencie przez dłuższy czas żyłem na planecie Illos. Minęło sporo czasu odkąd tam przybyłem i mieszkańcy tych ziem zdołali mnie już zaakceptować. Byłem tam zresztą jednym z nielicznych obcych mieszkających pośród wspaniałych, choć nie do końca inteligentnych istot które nazywaliśmy Torl. Nazwa ta wzięła się od charakterystycznego wyrażenia stosowanego przez nich nader często w trakcie wypowiedzi, będącego widocznie pozostałością po dawnym języku. Przejdę jednak do sedna sprawy. Któregoś dnia zebrałem się do objazdu pobliskich wiosek Torli i zebrania nowych wiadomości oraz ewentualnej pomocy w przyziemnych sprawach. Ucząc ich nowych rzeczy i pomagając starałem się wynagrodzić im to, że mogłem tam zamieszkać jako jeden z nich. Kolejny spokojny i przyjemny dzień spędzony na wielu różnych czynnościach. Była to jednak cisza przed burzą jak to się zwykła mawiać. W nocy zostałem zbudzony przez wodza klanu, z którym mieszkałem. Był przestraszony i cały we krwi. Nie znajdowałem się jednak w swojej chatce. Byłem kilka kilometrów od najbliższej wioski, w pobliżu miejsca gdzie był ukryty mój mały statek. Do tej pory zastanawiam się jak on i jego bracia zdołali mnie przenieść taki kawał drogi w międzyczasie nie wybudzając mnie ze snu. Tuż po moim przebudzeniu wykrzyczał tylko bym jak najszybciej uciekał, gdyż zostali zaatakowani przez demony. Wszyscy którzy się nie poddali i którym nie udało się uciec zostali straceni. Mnie jako jednego z przyjaciół zdołali uratować. Chciałem ich zabrać ze sobą, ale w odpowiedzi usłyszałem, że to ich jedyny dom i złożona w przeszłości przysięga nie pozwala im go opuścić. Wręczyli mi kilka zabranych w pośpiechu moich rzeczy i tajemnicze zawiniątko, które miałem otworzyć dopiero w drodze. Wtedy też w powietrzu zobaczyliśmy zbliżającą się w naszym kierunku istotę. Domyślałem się kim może być. W pełni uświadomiłem to sobie dopiero startując w drogę do nowego miejsca, gdy istota zatrzymała się tuż przed przelatującym przed nią moim statkiem. Te kilka sekund uświadomiło mi, że właśnie w tej chwili spotkałem Anioły, o których dowiadywałem się w różnych miejscach wszechświata. Niebezpieczne i bezlitosne istoty, uważające się za coś więcej niż pozostali. Będąc już poza zasięgiem sprawdziłem zawartość podarowanego zawiniątka. Było to coś w rodzaju kilku kartek papieru, na których znajdowały się jakieś malunki i niewiele tekstu. Nie do końca rozumiałem jego zawartość. Do tej pory tego nie rozumiem. Wtedy udało mi się tylko wyłapać kilka podkreślonych słów. Powtarzały się kilkakrotnie. Najpewniej były to imiona, nazwy miejsc lub czegoś w tym rodzaju. Tu znajduje się również odpowiedź na to dlaczego wystraszyłem się, gdy będąc już na stacji po raz pierwszy usłyszałem imię Sahquiel. To właśnie to słowo znajduje się wśród podkreślonych na tych kartkach. Do tej pory staram się to przetłumaczyć, ale nawet wiedza kilku innych mistrzów ani zasoby galaktycznej biblioteki nie posunęły tych prac nawet o milimetr.

_______________

Sorry za okres oczekiwania i nienajlepszy jakościowo tekst, ale na to wszystko wpłynęło kilka czynników, które jeszcze przez jakiś czas będą to robić.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Yayoi

Tuż po odhaczeniu medytacji z mojej listy codziennych obowiązków naszła mnie ochota na zwiedzanie. Jednym z powodów dla których lubię Wieżę jest to, że wszystko tu jest takie dziwne i niepodobne do tego co widziałam w Wiosce. Gdzie nie pójdę tam stoi jakaś dziwaczna maszyneria, którą Starszyzna najpewniej uznałaby za jakiegoś potwora czy inne straszydło. Równie fajne jest szukanie w tej plątaninie korytarzy nowych znajomości. Idę o zakład, że nigdzie we wszechświecie nie znajdzie się drugiego takiego miejsca, w którym różne istoty tak dobrze ze sobą współpracują.

Niektórzy mieszkańcy Wieży są strasznie dziwaczni. Na przykład jest tu taki prawie trzymetrowy stwór przypominający trochę ogra z jednego ze Zwojów. Wygląda na brutalnego i bezrozumnego, ale w rzeczywistości jest bardzo miły i zabawny. Nawet parę razy dał mi się przejechać na barana. Albo jest też taki żywy robot, który dziwnie mówi. Ale najfajniejsza to jest Sonja. Jest Ziemianką z jednego z tych zimnych krajów i mówi, że wcześniej była szpiegiem. Ma nawet taki płaszcz dzięki któremu znika.

Nasze pierwsze spotkanie było zabawne, bo zapomniałam się trochę i przywitałam z nią w nasz tradycyjny sposób z Wioski. Tak się zdziwiła, że od razu uruchomiła ten swój płaszcz i uciekła. Już myślałam, że jej nigdy więcej nie spotkam, ale już następnego dnia przypadkiem wpadłam na nią na korytarzu. Tym razem odcięłam jej jednak drogę ucieczki i nie wypuściłam póki nie porozmawiałyśmy. Sonja jest super-nieśmiała, pewnie przez ten jej zawód, więc tym moim wyskokiem na pewno ją przestraszyłam. Ale to dziwne, bo ona sama nigdy o tym nie wspomniała słowem...

- A może odwiedzę Sonję? - Oznajmiam na głos.

- Zmieniasz zdanie częściej niż ubrania! Jak już się na coś zdecydujesz to przynajmniej próbuj tego dotrzymać. Miałaś się przecież spotkać z Sur Kanem... - Cięta reprymenda Megi od razu sprowadza mnie na ziemię.

- No przecież wieeeem... Mamy dzisiaj wolne to zdążę załatwić obie sprawy naraz.

- Już to widzę... Ostatnim razem gadałyście pół dnia. Znaczy się ty gadałaś, a Sonja tylko przytakiwała. A może ona w ogóle nie chce się z tobą kumplować?

- Megi, weź nawet tak nie mów!

- No to co postanowiłaś?

- Najpierw wpadnę do Sonji, dosłownie na godzinkę, a potem odwiedzę Sur Kana. Może być?

- Powiedzmy, że ci wierzę...

Gdyby tylko każdy dzień był taki spokojny...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Eh, to miejsce ma swoje uroki. Niezamieszkałe kwatery przypominają mi nieco czasy ruchu oporu, dość zapuszczone miejsce przypominające ścieki, tylko ludzi tu mniej... i przez mniej mam na myśli tylko ja tutaj jestem, albo przynajmniej mam nadzieję że tylko ja. Przydałoby się znaleźć więcej ludzi by zapełnić to miejsce, ostatnim razem mieliśmy tu ruch kiedy przechowywaliśmy uciekinierów w planety Harh, którzy poza twarzami przypominającymi ryby głębinowe, co przysporzyło mnie o koszmary przez jakiś dobry tydzień, za bardzo się od przedstawicieli ziemi nie różnią. Należy podkreślić że jest to rasa niemal wymarła dzięki atakowi kosmicznych robali na ich planetę, robali których do dzisiaj nie udało się nam zidentyfikować. Oczywiście robale podążyły za uciekinierami na wierzę, zmuszając nas do walki. Z czymś takim się jeszcze nie spotkaliśmy, humanoidalne żuki które z nieznanych przyczyn były w stanie kopiować zdolności naszych urządzeń, na szczęście nie idealnie i z dostępem tylko do połowy ich mocy. I to wszystko akurat kiedy w końcu opuściłem infirmerie po spotkaniu z łowcami nagród, ale takie już moje życie.

Robali było tylko trzech, trzech! A i tak zdołali zająć planetę i niemal zmasakrowali nas wszystkich. Arkturus niemal zginął przyjmując na klatę laser skierowany w kierunku uciekinierów, coś czego po naszych krótkich rozmowach bym się po nim nie spodziewał, i chyba to właśnie kiedy odwiedziłem go w infirmerii zacząłem nazywać go księciunio... ach wspomnienia. Jeśli pamięć nie myli krótko po tym zacząłem pchnąć w kierunku zamontowania jakiegoś uzbrojenia na wierzy, wieżyczek energetycznych, stabilizatora tarczy, wzmacniaczy radaru, eskalatorów... samych niezbędnych rzeczy. W każdym razie robali się cudem pozbyliśmy, uciekinierów zwróciliśmy na planetę i daliśmy im lekkie pchnięcie by spróbowali jakoś zacząć od nowa, otrzymałem pocałunek od jednej tubylki i przez trzy dni nie mogłem zasnąć, w skrócie misja zakończona sukcesem.

Zabawne, sporo czasu minęło od tamtego zdarzenia, a my wciąż nie mamy do końca pojęcia co nas zaatakowało. W każdym razie czas przejść do kantyny, wyobraźnia zaczyna przysparzać mi figle i wydaje mi się że słyszę coś w tych opuszczonych korytarzach...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wyjątkowo pusto dziś na wieży, pewnie dlatego, że nic konkretnego się nie dzieje. Ani żadne wojna, ani nie ma napadu jakiegoś samozwańczego władcy uniwersum... nie żebym narzekał. Lubie takie spokojne dni. Nawet jeśli wieje tu pustkami. Żadnego pośpiechu, żadnej krzątaniny, nikt nie krzyczy, nawet kamer latających za Luką nie widać. Po prostu idealnie. Ciekawe czy wszyscy maja taki sielski dzień... Za Sahquielem pewnie znowu będzie goniła jakaś grupa nawiedzieńców pytająca o życie po życiu i takie sprawy, w końcu jest Aniołem Śmierci i trzyma parę dusz w krysztale. Nie to żebym miał coś przeciwko niemu... No może trochę. Po prostu niezbyt podoba mi się idea zamykania dusz w przedmiotach, czy urządzeniach. Nie ma ku temu jakiś specjalnych powodów, najzwyklej w świecie niezbyt popieram takie coś. Dusze powinny być wolne, by po opuszczeniu ciała mogły powrócić do źródła, bądź rozpocząć nowe życie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Luka -> Materiały tworzone przez fanów i zbierane w specjalny miejscu w sieci, które sama założyłaś to jedno, ale skradzenie pierwszego pocałunku to drugie. Czy postrzegasz albo po prostu czy wydaje ci się, że Yayoi może być dla ciebie potencjalnym... love interest?

Arkturus -> Nagle, niezależnie od tego w jakim miejscu na Wieży się znajdowałeś, otrzymałeś nową wiadomość. Jej zawartość, po której można było domyślić się tożsamości autorki... nie tyle zmroziła ci krew w żyłach, ale lekko wstrząsnęła. Widzisz zdjęcie kosmicznej, wzbudzającej respekt armady na tle pogrążonej w chaosie oraz płonącej planecie. Poniżej jest dopisek, który brzmi: "Pocztówka z mych wypraw, kochanie. Wpadnę wkrótce :* ~twoja jedyna, Naga Sayiani". Jak reagujesz? Co robisz?

Ir -> W drodze na basen poczułeś jak czerwony kryształ robi się cieplejszy i zdawało ci się, że jego kolor zaczął przechodzić w bardzo ciemną, karmazynową barwę. Po chwili jednak wraca do pierwotnego stanu. Jesteś pewny, że Luka niczego nie widziała.

Sur Kan i Yayoi -> Spotkaliście się ze sobą i dyskutujecie o różnych, ważnych sprawach dosyć często schodząc na tematy magii. W pewnej chwili zdajecie sobie sprawę, że oświetlenie wyjątkowo nawala. Coś jest nie tak z przepływem energii i na razie nie wiecie czy tylko w tej części Wieży. Oczywiście oboje wiecie gdzie znajduje się główny reaktor. Jak reagujecie? Co robicie?*

Clay -> Dobra wiadomość jest taka, że wyobraźnia nie płata ci figli i nadal stąpasz twardo po... tak jakby ziemi w tym wypadku. Zła wiadomość jest taka, że dźwięki dochodzą nie tyle z korytarzy, ale przewodów wentylacyjnych. Jeden z pobliskich czujników również je wykrył. Jeżeli miałbyś zgadywać brzmią trochę jak echo dochodzące z niższych poziomów Wieży, może nawet z okolic reaktora. Czy coś z tym robisz?*

* * *

Tymczasem wszyscy ci, którzy znajdują się na basenie** - całkiem sporych rozmiarów należy dodać - mogą czerpać przyjemność z ciepłej wody, idealnego naświetlenia - w końcu Wieża mogła ustawić się pod odpowiednim kątem w stosunku do Słońca -, przedstawicieli płci wszelakiej w strojach kąpielowych i tak dalej... ogólnie rzecz biorąc panuje relaks. Nawet Eden, zazwyczaj najbardziej zapracowana i próbująca ogarnąć wszystko co się dzieje kobieta, postanowiła zażyć chociażby paru minut odpoczynku. Sielanka nie trwa zbyt długo.

Wśród zgromadzonych bez problemu rozpoznajcie Mondo Ziggimusa, oficjalnego Szalonego Naukowca na Wieży. Choć jego futrzasta postura*** jest niewielka tak fakt, że łazi w swoim laboratoryjnym fartuchu i trzyma w łapach fiolki różowo-podobnej substancji nad czymś głęboko się zastanawiając natychmiast zwrócił waszą uwagę. Nim ktokolwiek mógł zwrócić mu uwagę albo rzucić się do działania próbując powstrzymać katastrofę Mondo poślizgnął się i wyrżnął twarzą w posadzkę. Fiolki wpadły do basenu...

- KYAAAA! - nie minęło kilka sekund gdy ich zawartość, w reakcji z wodą, stworzyła kilka, może kilkanaście fioletowych, oślizgłych macek wyłoniło się na powierzchnię. Jakimś dziwnym trafem próbowały łapać przedstawicielki płci pięknej w pierwszej kolejności.

- Do kroćset! Miotacz ognia, potrzebuję miotacza ognia! Po Fire-o-tron dziewięć tysięcy! - z tymi słowami Mondo rzucił się na biegiem do swojego laboratorium. Pytanie do was pozostaje proste, co robicie?

W kwestii Luki można się jeszcze zastanawiać czy w pierwszej kolejności nie robi zdjęć...

---

*Podejrzewam, że na razie jest to bardziej OoC informacja, ale imo dobrze będzie jak poznacie ją teraz - w chwili obecnej Eden nie znajduje się w centrum kontroli.

**Czyli każdy kto deklarował wcześniej, że idzie na basen plus osoby, które zechcą się tam pojawić. Nie mam pomysłu dla wszystkich, więc jeśli ktoś został pominięty z imienia to sam musi na coś wpaść albo powiedzieć co robi ;]

***Z wyglądu celujcie bardziej w chua z WildStara... jednakże bez specjalnego nacisku na psychopatyczny charakter ^_^

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Arkturus

Uśmiechnąłem się.

- Mój drogi aniołek- rzuciłem w powietrze.- Zniszczy pół galaktyki dla naszej miłości.

Pocałowałem ekran data-padu i schowałem sprzęt do kieszeni na piersi, nad sercem. Byłem szczęśliwy i przerażony zarazem. Szczęśliwy, bo Naga o mnie pamiętała i nie chciała zrywać naszego związku. Przerażony, bo nie zapomniała i pewnie przyleci z całą swoją Flotą. Eh. Pewnie będę musiał wspomnieć o tym Koordynatorce.

Takie związki, jak Tristosa i Zoldany, Romeo i Julii, Fechmistrzyni i Księcia czy też mój da się opisać dwoma słowami.

To skomplikowane.

Eden znalazłem na basenie, w otoczeniu spanikowanych członków załogi oraz pokaźnej kolekcji macek wyrastającej z brodzika, która budziła we mnie niewyjaśnione uczucie deja vu.

Zdjąłem płaszcz i nałożyłem go na ramiona Szefowej, która dotąd była ubrana jedynie w strój kąpielowy.

- Nie wypada, aby dowódca miał przy swoich podwładnych jakieś kłopoty z odzieniem, Koordynatorko- powiedziałem z życzliwym uśmiechem na twarzy.

Uniosłem do ust prawą dłoń i lekko musnąłem wargami Crown Royale, po czym wycelowałem pięścią w sufit. Pierścień zajaśniał zgromadzoną energią.

- Na szlaku ognia prędzej spłonę niźli mnie pogrzebiesz! Luperkal!

Przez krótką chwilę moją sylwetkę spowił szkarłatno-złoty błysk, a włosami targnął nagły podmuch wiatru. Zmaterializowana w powietrzu plazma uformowała długie, wąskie ostrze i rękojeść, po czym zastygła, tworząc precyzyjnie wykonaną, przepiękną broń ze srebra.

Opuściłem dzierżącą miecz dłoń i spokojnie odetchnąłem. Raz. Dwa. Trzy.

Wystartowałem niczym najlepszy biegacz, pędząc po basenie, próbując ucinać macki w powietrzu i łapać ich ofiary nim spadną na posadzkę.

--

Jakby co, nie aktywowałem jeszcze Urządzenia.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Clay

A jednak, jakieś dźwięki, gdzieś nisko, pewnie blisko reaktora. Lepiej to sprawdzić, nie chcę kolejnej sytuacji topienia się rdzenia i łączenia kabli na szybko by zatrzymać reakcję łańcuchową która niemal wysadziła w powietrze całą wierzę... no i nie mam teraz specjalnie niczego innego do roboty. Po części nawet chciałbym, by coś się działo. Lubię nic nie robić, ale nawet ja nie jestem przyzwyczajony do tak długiego i intensywnego okresu spokoju.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

IR

Po drodze na basen mój kryształ-naszyjnik na krótką chwilę zmienił barwę. Nigdy tego nie robił więc nie miałem pojęcia, co o tym myśleć, tym bardziej, że w najbliższym otoczeniu nie było nic co mogło dać jakąś wskazówkę na temat powodu zmiany. W zasadzie trochę mnie korciło by odłożyć basen na później i może spróbować dowiedzieć się czegoś w centrum dowodzenia i jedyny powód dla którego tak nie zrobiłem był taki, że sama Eden była na basenie, więc w centrum nie było nikogo dostatecznie kompetentnego.

***

Basen stał się nagle siedliskiem macek, a w wodzie nadal byli ludzie (i nieludzie) - niewiele myśląc wyciągnąłem najbliższą osobę wyciągnąłem najbliższą osobę wyciągnąłem najbliższą osobę*, po czym odniosłem odniosłem odniosłem ją na brzeg. W tej chwili macka chwyciła dziewczę koło mnie. Mocno paskudztwo trzymało więc pomogłem pomogłem sobie odwinąć ją siłą i zdołałem odstawić dziewczynę na brzeg gdy macka najwyraźniej w napadzie złości mocno grzmotnęła mnie, niszcząc klona. Stworzyłem kolejnego.

Będzie ciekawie.

* Ir stworzył dwa klony, kolory służą odróżnieniu ich

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Luka

Cały misterny plan obijania się przez cały dzisiejszy dzień. Czy ta futrzasta napuchnięta głowa nie może chociaż przez jedną dobę dać sobie spokój ze swoimi dziwactwami. Cóż, te macki chociaż nie wydają się takie groźne jak tamten sławetny smoczy mech z inteligencją złożoną z pomysłów ziemskich polityków sprzed paru wieków, ta mechaniczna idolka z wąsami i brodą śpiewająca o białych kiełbasach, czy banda krwiożerczych cyborg-zombie sarenek w strojach egipskich jeźdźców rydwanów. Nawet by można poobserwować reakcje ludzi w tym wypadku. Dobra, mniejsza o tym, czas zająć się tymi ma...ha, co...ha...wait...ha, gdzie jak...pomo...ha...

KIIII.

Nie wydają się?dobrze myślę, tylko mi się nie wydawały.

Chwila zamyślenia nad stanem przeszłym, nieuwagi ogólnej i byłam w relatywnie dwuznacznej sytuacji. Dwie całkiem sporych rozmiarów macki złapały mnie za ręce, po czym zaczęły ze swoich ciał tworzyć mniejsze odnóżki i wypustki oplątując me ciało. Krótki moment i nie mogłam się ruszyć, a te obślizgłe cosie wiedziały gdzie i wokół czego się oplatać. Czekajcie, co ta trzecia macka chce zrobić z moim ubraniem...stop, stop, gilgotki to gilgotki, ale takich scen to mój kontrakt nie przewiduje! Co to, to nie...

TAKIE RZECZY SĄ ZAREZERWOWANE WYŁĄCZNIE DLA YAYOI!

SYGNALIZE! DECADE!

Potężny wybuch energii szybko zdezintegrował fioletowe istnienia autorstwa Mondo. Miecz może zostawiłam w pokoju, ale i moja pięść powinna wystarczyć na to co miało nadejść. Moja twarz, mimo pełnego zburaczenia, wyrażała również zwiastun wiecznych cierpień dla tych dopiero co powstałych obślizgłych istotek naukowca. I dla niego zresztą też.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.


  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Utwórz nowe...