Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

niziołka

Warhammer Fantasy Roleplay - Kieł Riegelfranza

Polecane posty

W tym temacie możecie dyskutować o sesji w systemie WFRP. Jej Mistrzem Gry jest Salantor. Pamiętajcie o przestrzeganiu Regulaminu forum i Sesji RPG :)

Warhammer Fantasy Roleplay

Mistrz Gry: Salantor

Gracze: Gzyms, miki695

Miejsca wolne: Łan

Tematy: Warhammer Fantasy Roleplay - Kieł Riegelfranza, Dyskusje o sesjach Warhammer Fantasy Roleplay

Opis: Sesja toczy się w trakcie Burzy Chaosu, gdy walki wciąż trwają a siły Chaosu dotarły do centralnych prowincji Imperium. Gracze jednak znajdują się bardziej na zachodzie i tam też będą przeżywali całkiem spore problemy. Reszta informacji -> patrz pierwszy post.

Regulamin:

1. Mam wasze karty, mam kostki i nie zawaham się ich użyć.

2. Dopuszczam całkiem sporo możliwości rozwiązywania problemów albo wykonywania akcji, w granicach wyznaczonych przez system i zdrowy rozsądek.

3. Znajomość realiów mile widziana.

4. Wszystko co zrobi gracz zostanie wykorzystane przeciwko niemu.

5. Odpisywać będę pewnie wieczorem/w nocy, bo wtedy najlepiej mi się pracuje. Minimum postów na dzień to jeden, zdarzyć się może więcej. Z tego powodu będę czasami pchał akcję bardziej do przodu, byleby zastojów nie było.

6. Chcesz pokierować otoczeniem? Enpecami? Ma to w ogólnym rozrachunku sens? Proszę, nie krępuj się. Najwyżej potem los da ci w łeb.

7. Więcej reguł nie będzie, chyba, że zajdzie taka potrzeba. Chociaż nie, jeszcze jedna - bawcie się dobrze.

A tu wstęp ( by gracze mogli od razu pisać, tak w razie potrzeby ):

Chaos jest wszędzie. Jest to prawda, której uczą od najmłodszych lat i wpajają każdemu, kto chce przetrwać. Widać go każdego dnia w chorym człowieku, błagającym na ulicy o kawałek chleba. Widać go w źródłach wody, skażonej jak Imperium długie i szerokie. Widać go w stosach rozpalanych przez Łowców Czarownic, na których płoną mężczyźni i kobiety zbyt głupi, by zdawać sobie sprawę z grzechów, jakie popełnili. Widać to również w magii, która początek swój ma w Chaosie i w nim również koniec.

Tarcza Sigmara przez długie lata chroniła śmiertelnych przed tym, co czyha na dalekiej północy, gdzie czas i przestrzeń ulegają zakrzywieniu a istota ludzka w dwa uderzenia serca staje się ohydnym mutantem. Tam to armie czterech bóstw o imionach tak plugawych, iż na wypowiedzenie ich na głos odważyć się może niewielu, ścierają się ze sobą w nieustannych bataliach. Tam to czempioni walczą między sobą i giną, zastąpieni przez kolejnych, żądnych mocy i chwały.

Przez długie lata żadna armia Mrocznych Potęg nie opuściła północy.

Aż do niedawna.

Kislev upadł. Przedmurze świata ludzi nie oparło się plugawej magii oraz tysiącom pozbawionych dusz istnień, walczących z imieniem swego boga na ustach. A gdy tak się stało, gdy zapora przed największym złem świata została pokonana, przyszedł czas na Imperium.

Ciężka to próba dla Imperium. Ciężka tym bardziej, iż wciąż trwa.

Na północ od Marienburga, na tyle blisko, by móc dojrzeć jego mury na horyzoncie, na tyle jednak daleko, by czuć odosobnienie, znajduje się wyspa. Kształtem przypomina ciasto, zbyt wysoko w górę wyrosłe i mocno w jednym miejscu nadgryzione.

Wyspa, którą miejscowi zwą Kłem Riegelfranza, porośnięta jest jedynie małymi kępkami trawy oraz karłowatymi drzewami, lecz nie one są tutaj najważniejsze. Większą bowiem wagę przykłada się do żelaza, bogatej żyły dobrej jakości żelaza, o jakie teraz bardzo trudno. Odkryto je całkiem przypadkiem, w czas prac budowlanych.

Budowlanych? Ano tak. Czy ktokolwiek w zachodnim Imperium nie wie, że na wyspie znajduje się najcięższe więzienie po tej stronie Starego Świata? Że tutaj trafiają wszyscy, dla których śmierć byłaby zbyt lekką karą? Że dzień i noc muszą pracować ciężej, niż niejeden chłop na wsi pańskiej i to za skromną miskę strawy?

Niewielu przetrwało w celach dłużej niż dwa miesiące, poza tymi, którzy już za życia na wolności odznaczali się szczęściem, przebiegłością albo niedźwiedzią siłą. Teraz jedynie nauczyli się, jak najlepiej z talentów swych korzystać. Musieli. Inaczej zostaliby schowani w drewnianej skrzyni i wrzuceni do morza.

Teraz trwa wojna, a ta wymaga ofiar. Żelazo jest w cenie, więźniów jednak zbyt mało, by móc w pełni wykorzystując nadarzającą się okazję. Dlatego władze Marienburga sięgnęły po nadzwyczajne środki.

Kieszonkowcy, oszuści, złodzieje, gwałciciele. Przemytnicy drobni oraz żebracy. Wszyscy, którzy nie chcieli żyć w granicach prawa, byli pod silną eskortą transportowani na wyspę. Wiosłowali sami. Najsłabsi już wtedy wiedzieli, że ich dni są policzone.

Na miejscu miało być już tylko gorzej...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nastała noc. Gwiazdy i oba księżyce skryte zostały za ciężką, grubą zasłoną chmur. Niejednemu wydawało się, że zaraz lunie deszcz, tak jak często bywało to w ostatnich dniach, jednak póki co nic takiego się nie stało.

Łodzie odbiły do brzegu. Łącznie osiemdziesiąt wioseł w jednym rytmie burzyło spokojną powierzchnię wody, a osiemdziesiąt i kilka oddechów mąciło ciszę nocy, wraz z cichym powarkiwaniem strażników oraz kaszlem tych, którzy podczas wizyty w celi bądź krótko przed nią nabawili się jakiejś choroby.

Każda długa łódź miała na pokładzie dwanaście osób - dziesięciu więźniów, skutych łańcuchami i przykutych do pojazdu oraz dwójkę strażników, rosłych mężczyzn, jako jedynych uzbrojonych oraz opancerzonych. Jeden siedział na rufie i spode łba obserwował pracujących, częstokroć nadając rytm, drugi z kolei na dziobie znalazł swoje miejsce i z pomocą latarni przeganiał mroki nocy.

Daleko przed nimi, z każdą sekundą coraz bliżej widoczna była skała, sprawiająca wrażenie uszkodzonej, nierównej, jakby pierwotny twórca wpierw ujrzał swe dzieło w pełni, potem zaś, niezadowolony z efektu, nadpsuł trochę tu, trochę tam i zostawił. Wioślarzom kojarzyła się z jednym - z kłem. Wielkim, sięgającym nieba kłem, gotowym rozdrapać je, jeśli tylko miałby okazję. Na jego zboczach oraz u podnóża świeciły małe, jasne punkciki, wskazówka dla kolejnych transportów z więźniami.

Wśród wioślarzy panował spokój. Jedynie jeden miał silniejsze ataki kaszlu i co jakiś czas wypluwał za burtę zielonkawą, gęstą flegmę. Nikt nie zwracał na niego uwagi - pewnym było, że długo nie przetrwa.

Łodzie po kolei zatrzymywały się na piaszczystym brzegu. Strażnicy porzucali wtedy wygodne miejsca i przystępowali do częściowego rozkuwania więźniów. Przestawali być częścią pojazdu, który z takim trudem i mozołem dostarczyli aż tutaj, jednak nie zniknęły ciężkie okowy łączące ich ze sobą, ograniczające ruchy nogami i uniemożliwiające jakiekolwiek bardziej złożone manewry rękoma. Ponaglani przez strażników zeszli na ląd.

Jedenastka ludzi już na nich czekała. Część miała pochodnie, wszyscy bez wyjątku miecze oraz toporki. Nie uśmiechali się, lecz widać było wyraźnie, że nastrój mają wyśmienity. Nowa dostawa mięska przybyła do nich, jakże więc się nie cieszyć?

Więźniów ustawiono w długim szeregu. Woda niektórym obmywała gołe stopy, stracili bowiem w celach buty, o ile należały do mocnych i solidnych. Tak samo było z kaftanami, biżuterią, płaszczami czy bronią. Wszystko, co miało jakąkolwiek wartość w oczach strażników natychmiast zmieniało właściciela. Ostały się jedynie bezwartościowe bądź religijne drobiazgi. Mało kto chciałby narażać się na gniew Morra albo Sigmara, zabierając wisiorki albo inne związane z nimi rzeczy.

Przed szeregiem stanął jeden z gospodarzy, wysoki, dojrzały już człek o pokrytej kilkoma zmarszczkami twarzy. Sumiasty, lekko siwiejący wąs dodawał mu powagi, przymrużone oczy sprawiały, że wyglądał groźnie. Ręce schował za plecami i rzekł:

- Witajcie w waszym nowym domu. Jestem Hans Gotergas, lecz wy macie się do mnie zwracać Herr Hans. Od dzisiaj to ja będę waszą matką, ojcem, bratem, siostrą i babką, to ja będę się wami opiekował oraz karał, jeśli tylko dacie mi dobry powód. Bądźcie dla mnie uczciwi i nie róbcie problemów, a odwdzięczę się tym samym.

Powoli szedł przed nimi, nowymi górnikami. Nikt nie zakładał, że może być inaczej. Ruda była zbyt dobra i zbyt ważna w obecnych czasach, by więźniowie mogli marnować siły na prace nie związane z wydobyciem. Teraz obserwował ich twarze, posturę, zachowania. W myślach już rozdzielał zadania, wyznaczał miejsca pracy. Każdy czuł, że jest oceniany, mierzony, dokładnie sprawdzany pod kątem przydatności.

// Wybaczcie obsuwę. Proszę o zaprezentowanie swych postaci. Na ich zapoznanie ze sobą będzie czas już niedługo. //

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co ja sobie myślałem? Byłem głupcem... Po co kraść? W sumie, nie miałem nic do jedzenia. Ale dlatego zostałem Łowcą. Na Asuryana, głupiec ze mnie, głupiec, głupiec, głupiec. Ja Eldillor, syn Arthana i Erynny, śmiałem coś ukraść?! Schańbiłem całą rasę elfów... Bogowie, wybaczcie mi moje zachowanie. A na dodatek ta wyspa. Brrr... Ciemno i mokro. Za kogo on się uważa żeby być moją rodziną? To tylko człeczyna. Jeszcze raz, żałuję za grzechy. Żałuję...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Brudny, pobity, zmęczony, obdarty ze wszystkich rzeczy. Czuję, że nie wytrzymam tu dłużej niż tydzień... ale stąd nie da się uciec. Trzeba się zapoznać z paroma ludźmi bo sam tu na pewno nie przeżyję. Tu jest za dużo strażników, czuwają dzień i noc, nie spuszczają oka z żadnego wyjścia, nie mam szans... Na pewno znajdzie się jakiś, którego będzie się dało przekupić... ale czym? Nie mam nawet pensa. Nic nie mam poza łachami. Trzeba mieć tylko nadzieję, że nie zakatują nas już pierwszego dnia. Póki co trza wykonywać rozkazy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Heh... - rzekł mężczyzna, ni to do siebie, ni to do nich wszystkich razem wziętych. Zaraz jednak dodał:

- Żal mi was. Ojcowie i matki większości z was pochodzą z Imperium. Ono was wyżywiło, dało wam zajęcie i chroniło przed zagrożeniami. A wy się tak mu odpłacacie? Zdradą?!

Podniesienie głosu sprawiło, że niektórzy zadrżeli. Chwilę przedtem zagrzmiało w oddali, zapowiadając burzę, a do tego stopy tego i owego były przemarznięte za sprawą zimnej ( a dla niektórych już lodowatej ) wody. Hans jednak nie chciał ich trzymać tutaj zbyt długo, zwłaszcza, że następnego dnia mieli ruszyć do pracy. Skinął więc strażnikom.

- Vorwarnung.

Zamek nie posiadał czegoś, co można nazwać bramą. Znaczy można, ale w każdej szanującej się twierdzy byłaby tylko boczną, nie zaś główną. Tutaj służyła jako jedyne połączenie między plażą a światem za murami, zaś by do niej dotrzeć należało przejść wpierw dłuższy kawałek po piasku, potem wspinać się, niezbyt długo, wreszcie przejść wężowatą ścieżką, gdzie upadek po dowolnej ze stron oznaczał albo ciężkie kalectwo albo śmierć.

Stojący na murach strażnicy przyglądali się beznamiętnie więźniom, gdy ci szli pod podniesioną kratą. Zaraz za nią nie było dziedzińca, jakby można było się spodziewać, tylko od razu korytarz.

Dalsza droga była stosunkowo krótka i skończyła się kilka pięter poniżej, w miejscu, gdzie znajdowały się liczne, niewielkie cele, zgrupowane w dziesiątki jedna obok drugiej, zamykane na drewniane drzwi z okienkiem, przez które można było podglądać więźniów.

Orin i Eldillor trafili do wspólnej celi. Mieli tam do dyspozycji jedną tylko pryczę i jedno małe okienko, które wychodziło na podłogę jakiegoś korytarza. Było cicho, czasami tylko szczęk łańcuchów był słyszalny. Im łańcuchy zdjęto przed wrzuceniem do cel, także mogli rozmasować zbolałe ciało. Oraz chwilę porozmawiać, jeśli mieli na to ochotę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Haha. Wyżywiło? sam sobie polowałem. Elfy zrobiły najwięcej dla tego świata. Paskudny człeczyna nie zna się na rzeczy. Moim domem jest Ulthuan, a nie Imperium.

-Na Asuryana!-krzyknąłem po tym jak zobaczyłem celę. W takich warunkach nie da się żyć. A kim jest ten w rogu?

-Witaj, jestem Eldillor. Pochodzę z Ulthuanu. Mógłbyś się przedstawić.

Mam nadzieję, że jest przyjaźnie nastawiony do innych form życia. Poczekamy, zobaczymy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No, wreszcie ktoś uprzejmy... *Wstaje i podchodzi do Eldillora*

- Witam, witam, miło mi Cię poznać. Jestem Orin Roarc Sprytny ale możesz mi mówić po prostu Orin. Mam nadzieję, że dobrze będzie się nam odsiadywało. *Uśmiecha się*

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No świetnie - mruknąłem do siebie widząc ponure budynki i kolejny raz przekląłem chwilę w której zdecydowałem się na uszczuplenie majątku byłego pracodawcy. Teraz jeszcze wychodzi na to, że jestem zdrajcą. I pomyśleć że nie było by mnie tu gdyby nie patriotyzm i chęć walki z chaosem... Przez te moje zapędy trafiłem teraz do najgorzego miejsca do jakiego mogłem trafić. I to razem z najgorszymi typami z całego Marienburga i okolic. Po prostu lepiej być nie mogło... Żeby było jeszcze ciekawiej już w areszcie ogołocili mnie z butów i większości niewielkiego dobytku. Trafiłem na wyspę jedynie w lnianej tunice i skórzanych spodniach z małym medalionem Ulryka zawieszonym na szyi. Cóż, wygląda na to że dopiero tutaj dostanę prawdziwą szkołę przetrwania....

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

// Zaznaczam, że rozmowy można prowadzić beze mnie. To nawet wskazane. //

W celi u Orina i Eldillora w zasadzie nic ciekawego się nie działo. Czuć było wiatr wiejący od strony kratki, zimny i nie zachęcający do patrzenia w tamtą stronę, jak również odór zgnilizny oraz niemytych ciał. A także szczura lub dwóch, które gdzieś tutaj z pewnością się czaiły. Więzienie bez szczurów? W Imperium? To by było nie do pomyślenia.

W tym samym zaś czasie w innej części budynku niejako Dargon miał okazję wpatrywać się w ścianę. Poza nią widać było jeszcze jedną po lewej i jedną po prawej oraz sufit. Poruszanie głową w inne strony utrudniali dwaj strażnicy, którzy stali dwa kroki za nim i jeśli była taka potrzeba, to ciosem drewnianej pałki zmuszali do przybrania poprzedniej pozycji.

Był tutaj również pewien niski osobnik, mężczyzna, lat może czterdzieści, łysiejący, bez jednego zęba z prawej strony, do tego ruchliwy i nadzwyczaj miły. Miły tak bardzo, że aż podejrzanie. Krążąc obok Dargona mówił, a głos miał nieco skrzekliwy:

- No proszę... Troszkę mi o was mówiono. Jesteście ochroniarzem, co własnego pracodawcę okradł. To gut, gut, znaczy łeb macie na karku. Więc posłuchaj dobrze teraz, bo nie będę powtarzał. My tutaj mamy große probleme, by wszystkich upilnować. Ale sprytni nam pomagają. Ty jesteś sprytny, wyglądasz na takiego. Dodatkowa miska nahrung i koc, mniej pracy. W zamian będziesz pilnował innych i mówił nam o tym, co robią i dlaczego to robią. Hm? Co ty na to?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Uśmiechnąłem się krzywo. Gdybym miał łeb na karku nie dałbym się złapać i właśnie jechałbym do Middenheimu... No ale kto mógł przewidzieć, że ten przeklęty majordomus właśnie wtedy wyściubi nos z tego swojego gabinetu? Cóż, przynajmniej zdążyłem z satysfakcjonującym chrzęstem przyłożyć mu w nos... Potem zaczął wrzeszczeć i wylądowałem tutaj... Ale muszę przestać rozmyślać nad przeszłością. Mężczyzna nie budził wielkiego zaufania, właściwie posturą i zachowaniem kojarzył mi się ze szczurem. Ale rzeczy które oferował były naprawdę warte uwagi. Koc, mniej pracy... Ale w zamian za to być szpiclem. Jeśli się domyślą i mnie dorwą, to może być kiepsko - rozmyślałem pełen rozterek - Chociaż... Przecież ci tutaj to zdrajcy, złodzieje i mordercy. Jeśli nie przyjmę tej oferty będę traktowany na równi z nimi! Nie, nie zamierzam upaść tak nisko. Skoro nawet tu mogę się choć trochę pomóc Imperium, to moim obowiązkiem jest to zrobić. - postanowiłem w myślach - Muszę przyznać że propozycja jest bardzo interesująca - powiedziałem - Po przemyśleniu wszystkich za i przeciw postanowiłem się więc zgodzić - zakończyłem starając się uśmiechnąć do szczurowatego jegomościa.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Brr.... Okropnie. Brudno, zimno i ogólnie nieprzyjemnie. Dodatkowo ten niziołek. Wygląda mi na złodzieja. Zresztą każdy halfing wygląda mi na złodzieja.

-Tęskinisz za domem? Za ciepłą chatką, pełną jedzenia?-Zapytałem, uśmiechając się.

Takie są niziołki. Trzeba trochę wazeliny a mogą być przydatne. Wyglądał jednak przyjaźnie. Nieważne. Jestem głodny. nie jadłem od 3 dni. Czy jest tu jakiś strażnik. Nic nie widzę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

// Za mój niemiecki przepraszam. W razie czego poprawiajcie. //

Strażnicy... W tym więzieniu było ich całkiem sporo, rozstawionych albo na korytarzach, albo w stróżówkach, albo też w paru posterunkach, porozrzucanych gdzie się dało. Ale w tym akurat momencie w pobliżu było ich dwóch. Jeden znajdował się wyżej, tam, gdzie spojrzeć można było z pomocą kratki u sufitu oraz tuż za drzwiami. Tam akurat szwendał się taki jeden, wysoki i żylasty, o spojrzeniu mordercy, który nie wykorzystał do zbrodni noża, jeno własne, gołe dłonie.

Ale tak on, jak i wszyscy mieli pewien rozkaz. I ten rozkaz teraz wykrzyczał, bo jeszcze ktoś zaczął pytać o jedzenie:

- Żadnego żarcia! Jeść dostaniecie rano i po pracy, ale teraz nie! Kto się dopraszać będzie, ten po gębie dostanie, jak Sigmara liebe!

- Sehr gut! Mądry z ciebie człowiek - odparł szczurowaty, szczerząc się od ucha do ucha. Podszedł i stuknął Dargona w ramię, co wymagało lekkiego wyciągnięcia rękę w górę, wraz z resztą ciała. Natychmiast dał znać strażnikom, by gościa zabrali i przekazali tam, gdzie należało. Na odchodne dodał jeszcze:

- Demnächst spytam o to i owo, wiec się przygotuj.

Wpierw nakazano mu iść ciemnym, bo słabo oświetlonym przez pochodnie korytarzem, potem schodami na dół i znów w prawo. Po drodze docierały doń odgłosy smagnięć biczem oraz jęki tych, którzy byli zbyt leniwi albo słabi do pracy.

Wkrótce później trafił do niedużej w sumie celi, gdzie przebywali już niziołek i jakiś elf // postacie mikiego i Punkera. //. Miejsca, jakby teraz się przyjrzeć, starczyłoby dla wszystkich... Ale ktoś musiał zająć zimną podłogę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Korytarze przemierzałem nadal z mieszanymi uczuciami. Zastanawiałem się czy właśnie nie popełniłem drugiego najgorszego błędu w życiu. Albo zrobiłem coś, co częściowo zniweluje ten pierwszy błąd - trafienie tutaj... Na tych rozmyślaniach minęła mi cała droga do celi. Oczywiście, rozglądałem się też dookoła, ale wszechobecni strażnicy nie pozostawiali złudzeń - to naprawdę najlepiej chronione więzienie...

W celi czekało mnie pierwsze zaskoczenie. Wygląda na to że zakwaterowali mnie z dwoma nieludźmi: dużym i małym. Doprawdy, dziwne połączenie... Na szczęście spędziłem dobre kilka lat w Marienburgu i obeznałem się trochę z tą tolerancją rasową i nie jestem już takim rasistą jak kiedyś, bo mogłoby się to źle odbić na nastrojach w celi. A przecież w razie czego zawsze mogę się od nich czegoś dowiedzieć. Uśmiechnąłem się przyjaźnie na powitanie i kiedy strażnicy zamknęli za mną drzwi powiedziałem z weschnieniem - Cóż, zdaje się że przyjdzie nam tu spędzić ze sobą trochę czasu. Byłbym rad, gdyby panowała tu w miarę spokojna i przyjazna atmosfera. Wszak powinniśmy trzymać się razem, bo inaczej będzie po nas. Dobrze by było, gdybyśmy lepiej się poznali. Mi na imię Dargon - przemówiłem drogą wstępu - czy mógłbym poznać i wasze godności?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

O, człowiek. Widać, że jest dobrze zbudowany.

-Mam na imię Eldillor.- Powiedziałem kłaniając się.-Dobrze, że przyszedłeś, ponieważ tamten w rogu mało się odzywa i jest tu tak... pusto.

Dziwny jest. Człowiek, przyjazny dla nieludzi? To takie... nieludzkie. Może chce po prostu czuć się tu bezpiecznie. Gdyby nie było tu więzienia, dawno by nas zmieszał z błotem i zaczął walkę. Ale nie ze mną takie numery. Nie przeżyłby chwili w lesie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Uśmiechnąłem się widząc lekko zdziwioną minę elfa.

- Nie oszukujmy się, gdybym nie spędził kilku lat w Marienburgu, największym porcie gdzie skupiają się liczne szlaki kupieckie ze wszystkich stron świata, jedynym do którego przypływają kupieckie galery morskich elfów i z gildiami kupieckimi wyłącznie dla niziołków moja reakcja byłaby zapewne inna. Ale jeśli mamy tu siedzieć, to albo się pozabijamy, albo do siebie przywykniemy a ja wolałbym jednak to drugie - powiedziałem rozglądając się po celi.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

// Przepraszam bardzo, że nie odpisałem na poprzedniego posta ale naprawdę nie miałem czasu.

Uh, wysoki on, i dobrze zbudowany, mógłby mnie położyć jednym ciosem. Na szczęście jest przyjaźnie nastawiony...

Podchodzę do Dargona i wyciąga dłoń spoglądając ku górze.

- Witaj Dargonie, jestem Orin. Pochodzę z pewnej wioski z Ostlandu, siedzę tu za rozpętanie bójki i kradzież, a Ty? Za co odsiadujesz swój wyrok? Eldillorze, twej historii także chętnie bym wysłuchał.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Spojrzałem na niziołka. Rozpętanie bójki? Przez niego? Z drugiej strony z tych małych pokurczy zawsze byli świetni prowokatorzy. I złodzieje. I przemytnicy. I kupcy. Ogólnie zawsze uważałem, że nie należy zbyt mocno ufać niziołkom. Zawsze wydawały mi się tak szyderczo i złośliwie uśmiechnięte... No ale co zrobić? Nie pali mi się do opowiadania jak tu trafiłem, ale muszę zyskać ich zaufanie, nawet jeśli wiążę się to z niewygodnymi pytaniami. Zresztą ci tutaj wydają się być całkiem w porządku... Usiadłem na wolnej pryczy i po chwili ciszy powiedziałem niedbałym tonem:

- moja historia to nic szczególnego. Ot, zachciało mi się zdobyć środki na podróż do Middenheimu uszczuplając trochę majątek pracodawcy. Niestety w paradę wlazł mi jeden wścibski majordomus i mnie złapali. Przynajmniej zdążyłem mu pokazać co o nim sądzę - uśmiechnąłem się pod nosem - Co za kraj. Człowiek chce walczyć za ojczyznę a z nikąd wsparcia...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

// Długo odpisu nie było, z różnych przyczyn. Zatem jedźmy dalej z tym koksem. //

Minęło nieco czasu. Bywalcy cel ( ci, którzy dotarli tutaj niedawno i jeszcze mieli siły i chęci na rozmowy ) dyskutowali czas jakiś, nim nie dołączyli do więźniów z dłuższym stażem i zwyczajnie nie poszli spać. Nastąpił problem z podziałem miejsc - cela mała, prycza tylko jedna, brak dodatkowych koców czy innego okrycia. Najczęściej sięgano po prostą i sprawdzoną metodę - kładziono się razem, plecy przy plecach. Dla ciepła i bezpieczeństwa ( bowiem, jak chodziły plotki, strażnicy potrafili po nocach być jeszcze gorsi, niż za dnia ). A że podłoga zimna? Trudno, lepiej nie będzie.

Następnego dnia zaprowadzono więźniów do wspólnej sali jadalnej. Szli bez łańcuchów, za to strażnikiem za plecami. Można było spróbować go obezwładnić, może nawet akcja zostałaby uwieńczona sukcesem, ale powiedzmy sobie szczerze - długo po takim wybryku zwycięzcy by nie pożyli. Oj nie...

Sama sala jadalna wyglądała mniej więcej tak - od podwójnych drzwi szło się między kilkoma długimi stołami, przy których stały kiepsko oheblowane ławy. Dalej po bokach kolumny podtrzymywały dwa długie balkony, gdzie stróżowali kusznicy. Nie zdjęte jeszcze proporce i chorągwie podpowiadały, że kiedyś musiał mieszkać tu jakiś szlachcic. Albo i mieszkał dalej.

Zaraz za stołami umieszczono palenisko, gdzie gruby kucharz o gębie pokrytej bliznami po ospie mieszał w wielkim garze, a potem nalewał zupy do misek więźniów. Ci stali w kolejce i niech no tylko który próbował się przepchać, zaraz lądował na końcu z guzem na czerepie.

Sama zupa nie należała do złych. O dziwo pływało w niej jakieś mięsko i warzywa, ale przygotowane przez kogoś, kto ma ogólne pojęcie o kucharzeniu, ale przy szczegółach gubi się mocno. Zjeść się dało, przeżyć na tym również, ale nic ponadto.

Niziołek, elf i człowiek usiedli obok siebie. Tak, w tej kolejności. Po bokach jakiś staruszek z siwą brodą i trzęsącymi się rękami oraz młodzik, wyraźnie na coś zły ( widać jeszcze nie pogodził się z sytuacją ). Miejsca naprzeciw również okupowało kilka osób, w tym jedna niska, której nadano imię Knud.

I który to Knud z miejsca wpadł w kłopoty.

Tak się nieszczęśliwie stało, że gdy kończył swój posiłek i lekko się przeciągnął, to całkiem niechcący potrącił miskę pewnego sporo większego i silniejszego więźnia. Micha spadła na ziemię, zupa się cała wylała a na winowajcy zaraz skupiło się kilka spojrzeń. W tym jedno, które obiecywało wiele bólu i fizycznych nieprzyjemności, tu i teraz.

// Prosiłbym was o podpisywanie postów imieniem postaci. Bo, tak mówiąc szczerze, nie pamiętam ich a co chwila zaglądać do kart też nie mam ochoty. //

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

//Knud. Witam serdecznie.//

Spojrzałem na osiłka, który właśnie stracił przeze mnie całe jedzenie. Nie wyglądał na przyjaźnie nastawionego. Nie wyglądał również na takiego, który da się łatwo zbajerować frazesami. Rozejrzałem się po świadkach zdarzenia. Od chuderlawego chłopaczka, czy staruszka nie można spodziewać się pomocy. Ale może pomoże mi ktoś z tej dziwnej wielorasowej zbieraniny, która siedziała obok.

Potężnie zbudowany człowiek o tępej twarzy chyba mi nie pomoże. Prędzej przyłączy się do kolegi i sklepie mnie tak, że długo się nie pozbieram. Jego lepiej chwilowo zignorować.

Nad smagłym elfem nawet się nie zastanawiałem. Nienawidzę spiczastouchych drani. Nic tylko honor i honor... Wolą umrzeć niż się zhańbić, a na dodatek są w większości cholernymi ksenofobami... Pewnie nie kiwnie nawet palcem, tylko będzie się napawał trzaskiem moich łamanych kości.

Wzdrygnąłem się na myśl o tym, co mnie niechybnie spotka.

Ale ostatnia osoba... Tak, niziołek mógł mi jakoś pomóc. W końcu "złodzieje i prowokatorzy", jak nas ludzie nazywają, powinni trzymać się razem...

Wyszczerzyłem zęby do byłego właściciela rozlanej zupy, po czym wskoczyłem na stół, i uciekając mniej więcej w stronę niziołka wylałem jeszcze trochę zupy.

"No cóż... ludzie jednak mają trochę racji" pomyślałem w biegu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dargon

Głośny plusk przerwał moje rozmyślania nad przeszłością pływających w zupie kawałków mięsa. Chętnie oderwałem się od smętnego spoglądania w na wpół zjedzoną zupę i zaintrygowany spojrzałem w kierunku z którego dobiegł dźwięk. Wyglądało na to, że jakiś niziołek wpadł w niezłe kłopoty. Zresztą chyba wszystkie niziołki mają tendencję do wpadania w kłopoty. Na przykład ten z którym trafiłem do jednej celi. Tamten drugi wyraźnie biegnie w jego kierunku. A zaraz za nim ten wściekły osiłek. Po prostu świetnie! Szybko spojrzałem na rozlokowanych po balkonach kuszników. Powinni zareagować... Chyba...

Niziołek zbliżał się z wręcz zawrotną prędkością. Zaraz za nim, niczym taran sunął purpurowy na twarzy właściciel rozlanej zupy. Jeśli mam tu przeżyć, to wtrącanie się w coś takiego jest ostatnią rzeczą jakiej potrzebuje... Ale w ten sposób mogę też zyskać trochę w oczach nieludzi, których jak widać jest tu całkiem dużo... Po chwili zastanowienia chwyciłem moją miskę i powoli wstałem od stołu. Spojrzałem ciężkim wzrokiem na siedzących obok elfa i niziołka.

- Jak macie jakieś ciekawe pomysły, to mówcie, bo ja nie widzę innego wyjścia jak rozpętanie burdy - uśmiechnąłem się ponuro.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Orin

Po uderzeniu miski o ziemię spojrzałem kątem oka co tam zaszło. Biedny, ma przechlapane, ale...on tu biegnie! Jak ten osiłek pomyśli, że znam tego niziołka to mnie także zmiażdży, a może powinienem mu pomóc? Zyskam jego zaufanie.

Spojrzałem w górę na Dargona.

- Hmm, burda mówisz, sądzę, że długo nie pożyjemy wszczynając burdę. Może uda się porozmawiać z tą kupą mięcha. Nie wygląda na mądrego... Ale on tu za chwile będzie.

Wstałem, odsuwając miskę z resztkami.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Eldillor

O co chodzi temu osiłkowi? To tylko zupa. Gdyby go chociaż przez chwilę wysłuchał, usłyszałby może i mało satysfakcjonujące, ale treściwe i przyjazne "Przepraszam". Czy nikt na tym świecie nie może być dla siebie miły?

-Zaraz, zaraz. Czy mi się wydaje, czy oni biegną w naszą stronę?-powiedziałem zdziwiony.

Mam nadzieję, że nie zostanę zgnieciony przez tego osiłka, który właśnie biegnie po stole. Zabiorę i moje jedzenie, bo zaraz następna osoba nie będzie miała pożywinia, tak bardzo potrzebnego do życia. Mogę zainterweniować, dopiero wtedy, kiedy osiłęk zacznie bić niziołka. Mam nadzieję, że moi kompani pomyśleli o tym samym. Nie chciałbym sam rzucać się na bardzo dużego człowieka.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Knud

Widząc, że drugi człowiek wstał i mówi coś do towarzyszy, próbuję się zatrzymać aby zmienić kierunek ucieczki. Niestety, poślizgnąłem się na misce z zupą i malowniczo spadłem ze stołu prosto pod nogi niziołka, który również wstał.

Kusznicy, którzy dotąd zajmowali się chyba obstawianiem wyników walki, wyraźnie się zaniepokili rozszerzającym się chaosem.

-Nie wiem jak ty, ale ja bym się schował - mówię do niziołka, po czym przetaczam się pod stół.

Kątem oka zobaczyłem jeszcze dwie rzeczy...

Po pierwsze stwierdziłem z satysfakcją, że miałem rcję co do elfa, który umywa ręce od spraw "niższych ras"... co za ironia, NAS, niziołków i krasnoludów nazywać niższymi rasami...

Po drugie, kusznicy zaczęli sięgać po kusze.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sytuacja była mało ciekawa.

Knud biegł po stole, tuż za nim zaś właściciel zupy ( spróbujcie zrozumieć go. Tyra całe dnie w kopalni za marną strawę, a jak już ją dostaje, to traci, do tego przez przypadek i nieludzia. Można szału dostać ). Minęła chwila, a przedstawiciel niziołczej rasy był już pod stołem, mając nadzieję, że to go ochroni przed napastnikiem.

W powietrzu latało kilka misek i łych drewnianych, ten i ów oberwał w łeb, ktoś inny zaczął złorzeczyć. Pierwszy cios spadł na łeb siedzącego obok staruszka mężczyzny. Starzec, chociaż lata już nie te, miał sporo pary w łapach.

Kolejni więźniowie przyłączali się do walki, podczas gdy osiłek zlazł ze stołu i schylił się, co by dorwać niziołka. W stronę Knuda skierowała się wielka ręka.

Dargon dostał burdę. Obronił się trzymaną michą przed jednym napastnikiem, ale inny zaraz walnął go z pięści w twarz. Zabolało, Dargon cofnął się, opierając plecami o stół.

W tym samym czasie Eldillora ktoś chwycił oburącz za kark i pociągnął, taszcząc po ziemi. Mężczyzna zaczął się dusić.

Jeden Orin ani nie oberwał ani nie został wybrany jako kukła do bicia przez żadnego więźnia. Mógł dzięki temu dostrzec, że przy sąsiednich stołach zaczyna powoli powstawać ferment, zaś strażnicy na górze sięgają po broń. Innymi słowy zapowiadała się mała masakra ( jeśli, oczywiście, plotki o tym, że na Kle więźniowie są eliminowani za byle przewiny jest prawdą ).

// Goloman zrobił ciekawą rzecz - pokierował tłem, by przyspieszyć akcję. Nie krępujcie się - możecie robić tak samo. Byle bez przesady! Ewentualne przeginki będę prostował w swoich postach, czytaj im większe przegięcie, tym coraz smutniejsze wypadki będzie mieć postać. //

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-Argh, czemu ja muszę odpowiadać za tego nizioła?- pomyślałem w duchu.

Wyszła nam tu niezła burda, wszyscy się leją, nic nie widać a strażnicy zaczęli celować w nas broń. Może najlepszym wyjściem byłoby zaprzestanie oporu i poczekanie aż strażnicy zaczną strzelać? Nie warto jednak eksperymetować, kiedy życie wisi na włosku. Próbuję wstać a następnie podciąć oprawcę.Może mi się uda. Jak nie to muszę złapać go za rękę i najlepiej wykręcić. Czuję, że zaczyna mi brakować powietrza. Muszę się spieszyć.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.


  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Utwórz nowe...