Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Ghost

GAMEDEC - Sprzedawcy lokomotyw, Marcin Przybyłek

Polecane posty

GAMEDEC - Sprzedawcy lokomotyw

post-13-1210265900_thumb.jpg

Ta książka to kontunuacja przygód gamedeca Torkila Aymora. Tym razem w formie rozbudowanej powieści. Przed jej przeczytaniem warto sięgnąc po pierwszy tom, który wprowadza nas do w realia świata XXII wieku i przedstawia wiele z postaci występujących w tej książce. Ta pozycja już nie za bardzo nadaje się na czytanie w tramwaju, czy w przerwach między zajęciami. Powieść wciąga, a ilość i splot intryg wymaga skupienia i uwagi. Dlatego warto siegnąć po nią wtedy, gdy będziemy mogli poświęcić jej więcej czasu. Akcja jest szybsza, czasem bardziej brutalna. Ponieważ rzecz dzieje się w przyszłości i autor może popuścic wodze fantazji, uzyskujemy ciekawy mariaż powieści sensacyjno-kryminalnej z political fiction. Ponownie jest to sprawnie napisana rzecz, którą się przyjemnie czyta, i która zapewnia rozrywkę intelektualną na wysokim poziomie, a jednocześnie całkiem nieźle pozwala się zrelaksować. Zaczynasz... I zapominasz o realnym świecie. Z niecierpliwością czekam na 3 część pt. Zabaweczki.[Ghost]

Autor: Marcin Przybyłek

Wydawnictwo: superNOWA

Cena: 25,5 zł

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cześć Ghost :). To znowu ja. Andrzej Sawicki wspomniał, że są tu takie miłe (dla mnie) wątki i wpadłem. Ciekawe, czy ktoś oprócz Ciebie czytał "Sprzedawców"? Księga pierwsza "Zabaweczek", "Błyski" już jest w księgarniach. Druga pojawi się w styczniu. Jeśli masz / cie jakieś pytania, odpowiem :).

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pochwalę się że czytałem, bo tytuł mnie zainspirował, a raczej pod tytuł 'Sprzedawcy Lokomotyw'. No i było w bibliotece, z braku laku i przewracając oczyma, nie wiedząc jaką książkę dane jest brać mi w ręce. Biedny jestem, bo nie czytam recenzji książek, na wuwuwu Fahrenheita nie wchodzę, księgarnie to z rzadka, wiecie no, sami rozumicie.

Ale dzięki tej książce odkryłem wiersz ten Norwida, 'Święty spokój' i co postarałem się dobrowolnie wykuć na pamięć i biorę to na karb popisywania się i szpanu. Przypadek sprawił, że zacząłem od drugiej części, ale jakoś mi to nie przeszkadzało, ani książka nie wymagała zbytnio takiej wiedzy o części pierwszej.

Pozdrawiam.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pochwalę się że czytałem, bo tytuł mnie zainspirował, a raczej pod tytuł 'Sprzedawcy Lokomotyw'. No i było w bibliotece, z braku laku i przewracając oczyma, nie wiedząc jaką książkę dane jest brać mi w ręce. Biedny jestem, bo nie czytam recenzji książek, na wuwuwu Fahrenheita nie wchodzę, księgarnie to z rzadka, wiecie no, sami rozumicie.

Ale dzięki tej książce odkryłem wiersz ten Norwida, 'Święty spokój' i co postarałem się dobrowolnie wykuć na pamięć i biorę to na karb popisywania się i szpanu. Przypadek sprawił, że zacząłem od drugiej części, ale jakoś mi to nie przeszkadzało, ani książka nie wymagała zbytnio takiej wiedzy o części pierwszej.

At, recenzji czytać nie warto, bo gdzie znajdzie się taki krytyk, co ma oko dynamiki otwarte, dalej oczko emocji, po nim patrzałkę intelektu, tudzież receptor wyobraźni, że na detektorze kinestetycznym nieskromnie skończę. Gdzie znajdzie się taki znawca, co odróżni poziom pierwszy zachowań od poziomu piątego i jeszcze różnicę poznawszy a przeczytawszy, autora doceni, gdzież?

A wiersz Norwida piękny jest i też go znam na pamięć, nie tylko ten i nie tylko Norwida rzecz jasna.

Mimo wszystko, drogi Cruces'ie (Zdaje się, że Generał znalazł konotacje skrytobójcze. Ja zaś astronomiczne i Meksykańskie), zatem może... drogi Don Asteroido ;), lepiej czytać gamedeka od początku, bo z wyjściem "Zabaweczek" domyka się całość, zawiązuje i rozwiązuje zarazem...

Również pozdrawiam :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Błysków niestety nie miałem okazji przeczytać ;/

Ale pozostałe książki niesamowicie mnie wciągnęły... Torkil to wspaniała postać ;] Porównywalna z Geraltem czy Achają (Ziemiański). Jestem wielbicielem literatury fantasy i sci-fi. Wieele pozycji jest mi znanych ;] Miło mi móc czytać komentarze właśnie twórcy Gamedec'a ;]

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hraterze, cała przyjemność po mojej stronie :). W "Strefie redakcyjnej" jest dział "Goście redakcji", a tam "mój" wątek. Zapraszam. A co do "Zabaweczek. Błysków", nie martw się. Dopóki nie wyjdzie druga księga "Sztorm", wciąż będziemy mieli tylko pół powieści...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No i Sprzedawcy lokomotyw przeczytani. W trakcie dwóch przejazdów komunikacją miejską, jednego przejazdu PKP i jednej sesji kąpielowo-czytelnicznej, czyli bardzo szybko :cool: Z jednej strony to dobrze, bo znaczy, że książka bardzo mocno mnie wciągnęła i nie pozwalała odejść na długo. Z drugiej jednak strony źle, bo tak szybko się skończyła. No, ale to takie dobre 'źle'. I cóż tu pisać? Jest wszystko to, co w Granicy, lecz więcej, szybciej i lepiej. Momentami to szybciej działa nieco na niekorzyść, ale tylko drobnymi chwilami. Bardzo cieszy mnie to, że fabuła jest tak ściśle powiązana z rozwojem świata przedstawionego/wykreowanego przez autora. Świat ten, a w szczególności rozwój ludzkości i wybieranie różnych dróg to jeden z ciekawszych elementów, a tu mamy poważnego jego rozwinięcie. A na dodatek urozmaicone sporą dawką political fiction i elementami powieści szpiegowskich. Fikołki fabularne zaskakują, nie podobało mi się 'ostateczne rozwiązanie'. Może i jest to kwestia gustu, ale jakoś nie lubię, gdy bohater na chłodno analizując niejako 'rozwiązuje' całość fabuły. Nie zmienia to jednak faktu, że zakończenie jest w pełni satysfakcjonujące i nie mogę już się doczekać, co

przyniesie nam Gaja

. Jedyna rzecz, do której mógłbym się przyczepić to

Shadow Zombies. Jakoś nie rozumiem w jaki sposób tacy odmrożeńcy mogli tak się rozwinąć i opracować technologie dorównujące w niektórych aspektach technologiom "głównych graczy"

. Więcej grzechów nie pamiętam.

Kolejny plusik należy się za imiona i nazwiska przeróżnych bohaterów. Mnóstwo odniesień i smaczków można znaleźć dla większości z nich - ciekawskich zachęcam do poszukiwań, pewnie nie raz się zdziwią.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No i Sprzedawcy lokomotyw przeczytani. W trakcie dwóch przejazdów komunikacją miejską, jednego przejazdu PKP i jednej sesji kąpielowo-czytelnicznej, czyli bardzo szybko :cool: Z jednej strony to dobrze, bo znaczy, że książka bardzo mocno mnie wciągnęła i nie pozwalała odejść na długo. Z drugiej jednak strony źle, bo tak szybko się skończyła. No, ale to takie dobre 'źle'.

I to jest ból autora: męczy się przez blisko trzy lata, by stworzyć coś wciągającego jak wir na Pacyfiku, złożonego, ale jednocześnie komunikatywnego, a potem czytelnik pochłania to w dwa wieczory i prosi o więcej, o dolo ; ).

I cóż tu pisać? Jest wszystko to, co w Granicy, lecz więcej, szybciej i lepiej.

Taki był zamysł autora: "Granica rzeczywistości" to skłaniające do myślenia opowiadania, "Sprzedawcy lokomotyw" miały być zaś jak uderzenie pancernej pięści...

Momentami to szybciej działa nieco na niekorzyść, ale tylko drobnymi chwilami.

Pewnie masz na myśli krótkie analizy sytuacji, które prowadzą do radykalnych posunięć... np. decyzja o ucieczce przed policją po interwencji egzoszkieletowców w siedzibie Novatronics...?

Bardzo cieszy mnie to, że fabuła jest tak ściśle powiązana z rozwojem świata przedstawionego/wykreowanego przez autora. Świat ten, a w szczególności rozwój ludzkości i wybieranie różnych dróg to jeden z ciekawszych elementów, a tu mamy poważnego jego rozwinięcie. A na dodatek urozmaicone sporą dawką political fiction i elementami powieści szpiegowskich. Fikołki fabularne zaskakują, nie podobało mi się 'ostateczne rozwiązanie'. Może i jest to kwestia gustu, ale jakoś nie lubię, gdy bohater na chłodno analizując niejako 'rozwiązuje' całość fabuły.

Dla mnie jest to bardzo naturalne. Sam dochodzę do rozwiązań nie w wirze wydarzeń, ale gdy leżę i nikt przez kilka chwil nie zawraca mi głowy... Sam przyznaj Qbusiu, złożoność intrygi była tak duża, że inaczej się nie dało, poza tym pewna pani o imieniu Kaya, pojawiła się bardzo późno i to ona spowodowała otwarcie się kilku klapek w głowie Torkila. Podobnie sprawa z firmą "Live".

Nie zmienia to jednak faktu, że zakończenie jest w pełni satysfakcjonujące i nie mogę już się doczekać, co

przyniesie nam Gaja

. Jedyna rzecz, do której mógłbym się przyczepić to

Shadow Zombies. Jakoś nie rozumiem w jaki sposób tacy odmrożeńcy mogli tak się rozwinąć i opracować technologie dorównujące w niektórych aspektach technologiom "głównych graczy"

.

SZ to ekstropianie. Ekstropianie mają duuużo pieniędzy. Pieniądze = fundusze na badania i na technologie

:)

Kolejny plusik należy się za imiona i nazwiska przeróżnych bohaterów. Mnóstwo odniesień i smaczków można znaleźć dla większości z nich - ciekawskich zachęcam do poszukiwań, pewnie nie raz się zdziwią.

Aaa, imiona to mój konik. Cieszę się, że zwróciłeś na nie uwagę. Zanim nazwę jakiegoś bohatera, długo szukam w słownikach... Bo warto odnotować, że wszyscy uczestnicy opowieści o gamedeku mają prawdziwe, nie wymyślone przeze mnie imiona, ba, niektórych nazwiska są także imionami :).

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I to jest ból autora: męczy się przez blisko trzy lata, by stworzyć coś wciągającego jak wir na Pacyfiku, złożonego, ale jednocześnie komunikatywnego, a potem czytelnik pochłania to w dwa wieczory i prosi o więcej, o dolo ; ).

Gdy to przedstawić z takiej perspektywy, to rzeczywiście nie wygląda tak wesoło :happy: Ale złożone książki ze sporą ilością odwołań, aluzji i wątków mają to do siebie, że można do nich często wracać. Także aż tak źle nie jest. Ja wiem, że za jakiś czas będę czytał Gamedeca w całości od początku. Nie wiem dokładnie kiedy, ale na pewno.

Pewnie masz na myśli krótkie analizy sytuacji, które prowadzą do radykalnych posunięć... np. decyzja o ucieczce przed policją po interwencji egzoszkieletowców w siedzibie Novatronics...?

Hmm... Chyba bardziej mam to na myśli, że wolę jeszcze więcej dobrego, a więcej przestojów pewnie by nieco wydłużyło całość :cool: A z radykalnymi posunięciami nie miałem problemów - akcja nie rozpędzała się nigdy to granic absurdu - trzymała się dobrej strony dynamiki.

Dla mnie jest to bardzo naturalne. Sam dochodzę do rozwiązań nie w wirze wydarzeń, ale gdy leżę i nikt przez kilka chwil nie zawraca mi głowy... Sam przyznaj Qbusiu, złożoność intrygi była tak duża, że inaczej się nie dało, poza tym pewna pani o imieniu Kaya, pojawiła się bardzo późno i to ona spowodowała otwarcie się kilku klapek w głowie Torkila. Podobnie sprawa z firmą "Live".

Prawda, prawda - jest to dość naturalny sposób - zwłaszcza, że często jeden drobiazg tak przestawi neurony, że skojarzenia pójdą odpowiednimi ścieżkami. I przyznaję po raz wtóry, że złożoność fabuły wymagała dość szczegółowym wyjaśnień. Jedyne czego się czepiam to forma - może ciut lepiej by to było wkleić w jakiś dialog? Sam nie wiem. Może to też przez to, że kontrastowało to nieco z tempem akcji w reszcie powieści.

SZ to ekstropianie. Ekstropianie mają duuużo pieniędzy. Pieniądze = fundusze na badania i na technologie

:)

Prawda, prawda. Kolega z pracy zarażony przez mnie Gamedecem zwrócił mi uwagę, że przecież ich pieniądze mogły rosnać, rosnać i rosnąć.

Aaa, imiona to mój konik. Cieszę się, że zwróciłeś na nie uwagę. Zanim nazwę jakiegoś bohatera, długo szukam w słownikach... Bo warto odnotować, że wszyscy uczestnicy opowieści o gamedeku mają prawdziwe, nie wymyślone przeze mnie imiona, ba, niektórych nazwiska są także imionami :).

Ja osobiście uwielbiam takie odwołania i inne metaliterackie zabawy. Można co prawda z tym przesadzić i zepsuć nieco wrażenie zatopienia się w świat książki, ale imiona to akurat bardzo dobre miejsce na takie zabawy. Czytelnika zawsze cieszy, że sam coś osiągnął w trakcie czytania, więc ma jeszcze bardziej pozytywne wspomnienia związane z książką.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[...] złożone książki ze sporą ilością odwołań, aluzji i wątków mają to do siebie, że można do nich często wracać. Także aż tak źle nie jest. Ja wiem, że za jakiś czas będę czytał Gamedeca w całości od początku. Nie wiem dokładnie kiedy, ale na pewno.

O, popieram. Gdy człowiek siedzi nad jakąś intrygą przez dwa lata i dopracowuje w szczegółach nawiązania, wątki, poszczególne zdania i sceny, żal mu, gdy czytelnik przeleci przez tekst nie zauważając nawet połowy tak zwanych smaczków. Jestem zwolennikiem dwukrotnego, nawet trzykrotnego oglądania filmów, czytania książek :).

Hmm... Chyba bardziej mam to na myśli, że wolę jeszcze więcej dobrego, a więcej przestojów pewnie by nieco wydłużyło całość :cool: A z radykalnymi posunięciami nie miałem problemów - akcja nie rozpędzała się nigdy to granic absurdu - trzymała się dobrej strony dynamiki.

Hm. Wiesz, że w pierwszej wersji "Sprzedawców..." podczas pobytu w siedzibie

Shadow Zombies

Torkil, Harold Aland i Sergio Lama prowadzą długą filozoficzną dysputę? Ale w ostatecznej wersji wyrzuciłem ten dialog, bo nie posuwał akcji do przodu... Za to podrasowałem go, zmieniłem, uzupełniłem i umieściłem w nieco innej scenerii w części III.

Prawda, prawda. Kolega z pracy zarażony przez mnie Gamedecem zwrócił mi uwagę, że przecież ich pieniądze mogły rosnać, rosnać i rosnąć.

Ano właśnie :). Dokładnie tak :).

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach



  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Utwórz nowe...