Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

niziołka

Sesja Online

Polecane posty

Dramatis Personae:

MG(P_aul)

MJanek

Darek91

Holy.Death

MG(P_aul):uwaga nowa rozmowa

w pelnym skladzie

MJanek:sorry za te n numer

Darek91:jestem, kłaniam sie nisko

Holy.Death:Strang

Strange

Chwila

Darek91:Holy widzisz mnie?

MG(P_aul):czy wszyscy widza wszystko

Holy.Death:Weźmę ich gg

MG(P_aul):gut idea

Darek91:ja widzę wszystkich

MG(P_aul):powpisujcie sie wszyscy do listy kontaktow bo przez to sie moze sypac...

albo Holy masz jakas stara wersje

Holy.Death:Ok

mam numery

Teraz JA robię połączenie

MG(P_aul):a zrob...

Darek91:ja również mam wszystkich na liście

Holy.Death:Odbiór?

Żyjecie!

MG(P_aul):raz dwa trzy

Darek91:ano odbiór...

MG(P_aul):proba gadu gadu

MJanek:chwileczke

Holy.Death:Mam wszystkich

MJanek:u mnie wszystko gra

Darek91:jeah

MG(P_aul):Holy- i co

Darek91:możemy rozpoczynać tę perwersyjną grę wyobraźnią

Holy.Death:Mam doskonały odbiór, jaki jest cel?

Darek91:a widzisz, Wujku, jednak gg nie jest takie złe

MG(P_aul):irc lepszy

Darek91:mrocznej czy mrrrrocznej?

MG(P_aul):mrrrocznej ofkoz

umiemy inaczej?

Darek91:no to mogę grać

będą wampiry?

MG(P_aul):nie

Darek91:eee nooo!

eee nooo!

Holy.Death:<pociera szramę na policzku patrząc znacząco na wujka P_aula>

MG(P_aul):ja zwarty i gotowy

To co?

jedziemy z tym koksem?

MJanek:zaczynamy

Darek91:aye aye, kapitanie!

MG(P_aul):jeszcze sekundeczke...

Holy.Death:<uśmiecha się na MG jakby to była owieczka, która należy obrać z wełny...>

Darek91:owieczki się strzyże, nie obiera. Choć obieranie może być dobrym pomysłem - wszak bardziej bolesne

MJanek:ale wełna dłużej odrasta, więc konomiczne

konomiczne

Holy.Death:Myślisz, że co innego miałem na myśli? Ekonomia? Ból się liczy - moblizuje do działania, jak strach...

MJanek:też racja

Darek91:Holy, ty masz takie mechanizmy myślowe i nie ma Cię na mojej super trv mrocznej sesji Vampira?

MG(P_aul):Gdziez mozna by zaczac przygode RPG jesli nie w spelunce? Zatloczona spelunka w kosmoporcie poza granicami miasta. Opary roznych uztwek. I trzej mezczyzni posadzeni przez los przy jednym stole. Planeta dotad miala niezla reputacje - srednio zidustrializowana, z paroma widoczkami, blisko szlakow handlowych

ostatnio sporo stracila, oponiewaz znalazla sie niebezpiecznie blisko granic Imperium Terskiego

a to oznacza zwykle oblezenie, wyzynanie ludnosci, wreszcie calkowity podboj i wprowadzenie rzadow terroru

Z waszej trojki w najlepszej sytuacji jest Kalir - musi poczekac na koniec przegladu i bedzie mogl zwiac z przyszlego pola walki

Pozostala dwojka nie ma dosc kasy ani wystarczajacych znajomosci zeby uciec inaczej niz jako uchodzcy

a statki na razie konsekwentnie zabieraja tylk okobiety i dzieci totalnie olewajac inwalidow

Tak wiec siedzicie popijajac tanie napoje wyskokowe kazdy pograzony we wlasnych myslach...

No to - do dziela panowie

Darek91:<nucę pod nosem "Nie będzie zaborca pluł nam w twarz...">

MG(P_aul):kolejnosc pisania moze byc alfabetyczna, lub kto pierwszy ten lepszy

Holy.Death:Rozglądam się uważnie zwracając baczną uwagę na ciemne kąty i "zaciszne" miejsca, gdzie zazwyczaj można przeprowadzić nietypowe transakcje.

MJanek:Siedze w jakimś podrzędnym barze i piję piwo. Przyszłość wygląda całkiem nieźle. Przegląd statku skończy się za 3 godziny, a potem <myk> i już mnie tu nie ma. Niech się tłuką, ja wolę handlować w spokoju

Darek91:Spoglądam - a jakże - na stolikowych towarzyszy, wszak w obliczu najazdu trzeba zadierżgnąć nici porozumienia...

który może wyglądać na powiązanego z jakaś gildią handlową i posiadającego statek? Dobre pytanie...

MG(P_aul):Devias - czas tranzakcji juz sie skonczyl. Teraz wszyscy pija juz tak, jakby jutro nie mialo nadejsc... Co nie mija sie w sumie z prawda

MJanek:Przy stoliku dostałem całkiem ciekawe towarzystwo. Inwalida, który ciągle na mnie zerka i jakiś ciemny gościu rozglądający się na boki jakby kogoś szukał...

Holy.Death:"Zawsze jestem na straconej pozycji, ale to nic... Znajdzie się jaki sposób" - myślę po czym patrzę w oczy spoglądającego w mą stronę męźczyzny. Obok siedzi jakiś kuternoga, ale i jego nie wolno lekceważyć...

MG(P_aul):Nagle wszyscy zauwazacie, ze przygladacie sie sobie nawzajem

Darek91:<wtrącenie - czy gość z bezwładną ręką siedzący przy stoliku wygląda na inwalidę? Czy wogóle widać bezwład ręki, a może protezę nogi pod stolikiem?>

Darek91:<skoro zauwazyli...>

Wszyscy wygladacie inaczej niz reszta klientow

Nie pijecie na umor a raczej rozwazacie sytuacje, tak jakbyscie wciaz wierzyli ze mozna sie z niej latwo wykaraskac...

Darek91:Zaiste towarzystwo jak z ciemnego zaułka - myślę... Jeden wygląda na najmnika, rozglądającego się za pracodawcą, drugi - ot, handolowiec, chce się zwinąc z tej zawszonej planety...

<kolejne wtrącenie. czy wulgaryzmy pasujące do sytuacji są dozwolone, czy tutaj też obowiązuje regulamin FA?>

MJanek:Sytuacja zaczyna być krępująca. Trzeba by jakoś zagadać, ale jak? Może niech oni pierwsi się odezwą...

MG(P_aul):<a czy mowilem cos o jakims regulaminie? Najwyzej potem niziolka bedzie cenzurowac >

Darek91:<i to lubię >

MG(P_aul):<czy nie czas juz przelamac te zmowe milczenia>

<>

Darek91:Chrząknąłem dyskretnie w dłoń, po czym ostatni raz przed zajęciem głosu poglądam na sąsiadów stolikowych....

MG(P_aul):Nagle slyszycie donosny glos barmana:

- Dobra pijaczyny wynocha! Wlasnie kupilem sobie rejs z tej cholernej dziury wiec zamykam interes!

- A zreszta... Pijcie se... Ja i tak bede musial rozkrecac biznes od nowa

Holy.Death:Zastanawiam się czy nie rozstrzaskać barmanowi czerepu i zabrać jego przepustki, ale po namyśle odrzucam ten pomysł. Zbyt wiele szumu i może się nie udać.

MJanek:Nareszcie jakiś sposób na wyjście z tej sytuacji. Jednym chaustem dopijam piwo i zabieram się do wyjścia

Darek91:Narwaniec jakiś bierze bełkot barmana na poważnie, szczawik widać...

MG(P_aul):Mozecie sobie wyobrazic, ze alkohol (i inne tym podobne stymulanty) na koszty firmy rozpetaly w knajpie istne pandemonium. Barman czmychnal tylnym wyjsciem i tyle go widzieliscie

Darek91:zabieram głos po chwili - Panowie - minimalistyczny gest określający dwóch typków - jak większość populacji tej planety chcecie się stąd urwać. Ja również - mówię, głosem troche tylko wybijającym sie ponad gwar ludu

MJanek:Słowa barmana podziałały na klientów nad wyraz pobudzająco. Wszyscy natychmiast żucili się w strone baru, zmuszając mnie do ponownego usiedzenia przy stoliku

Holy.Death:Patrzę na kasztanowowłosego młodzika i pocieram szramę na lewym policzku, słuchając niby od niechcenia jego tyrady

Darek91:kontynuuję - Sami, poza paroma wyjątkami, nie jesteśmy w stanie tego zrobić. Należy więc, o ile to możliwe, działać razem. Nawiązać coś na kształt... współpracy...

<co proszę? młodzika? czytać ze zrozumieniem czyjes historie, powiadam wam!?

<to wtrącenie było, ofkoz>

Holy.Death:(hm... "wzrostu młodzian" - zmyliło mnie)

MG(P_aul):<mlodzianem to on byl ladnych pare lat temu >

Holy.Death:Przechylam się do rozmówcy, bo zaczyna gadać całkiem sensownie

Darek91:<masz wybaczone, strzeż sie jednak>

<tak ze 20 lat temu>

Holy.Death:(wzrusza ramionami)

MJanek:Kulawy chce współpracować? mam na statku miejsce, ale po co mi współpasażerowie? Chyba że potrafi pilotować lub nawigować... - Co ma pan na myśli?

Darek91:- na myśli mam wspólne skombinowanie środków na ucieczkę z tego przeklętego miejsca

Holy.Death:- Masz jakiś logiczny plan?

Darek91:- Logika to w tej godzinie towar deficytowy - uśmiecham sie ironicznie

- Planem są środki, którymi dysponujemy

Holy.Death:- Ryzyko może być wliczone w cenę... Ale obecnie jestem gotowy na największe wyzwanie

Darek91:- Jak większość z nas - uśmiecham się niewesoło.

Holy.Death:Uśmiecham się ironicznie do człowieka w podeszłym wieku. - Jakie środki masz na myśli?

MG(P_aul):Nagle w barze wybuchlo kolejne zamieszanie

to "klienci" zaczeli bic sie o alkohol

bijatyka niebezpiecznie zbliza sie do waszego stolika

Darek91:- sugeruję, abyśmy wynieśli sie stąd...

MJanek:- Zdecydowanie popieram ten plan

Holy.Death:Rozglądam się szybko, po czym wchodzę w głęboki cień i, starając trzymać ściany, idę w kierunku wyjścia nie gadając za wiele

Darek91:Wstaję, zabieram płaszcz i jakby na znak bólu pochylam się, sięgając jednak po nóż, który ukrywam w przepastnym rękawie i umykam ku wyjściu

MJanek:Zrywam się od stolika i zaczynam pośpiesznie kierowac się ku wyjściu

MG(P_aul):Po chwil iwszyscy bezpiecznie wydostaliscie sie na zewnatrz, choc w czasie przemarszu pare krzesel z hukiem rozbilo sie nad waszymi glowami

Darek91:nie takie rzeczy się robiło....

MG(P_aul):Kosmoport jest poza miastem, wiec powietrze jest dosc swierze

inna sprawa, ze kazde byloby "swierze" po wyjsciu ze speluny...

(co dalej?)

Darek91:- Powracam do tematu. Statystycznie rzecz biorąc, jest szansa, że w naszym towarzystwie jest ktoś posiadający statek...

Spoglądam na towarzyszy

Wszak każdy może chcieć zaciupać starucha i zabrać, co ma...

Holy.Death:- Co z tym planem?

MJanek:- Tym razem statystyka się nie myli. - mówiąc to uśmiecham się lekko

Darek91:Moje brwi wędrują z lekka w górę

Młodzik się zdradził i to może być na niego wyrok śmierci...

Holy.Death:Spoglądam przelotnie na najmłodszego w tej kompanii mrużąc nieznacznie oczy po czym zwracam je ku staremu

MG(P_aul):...i w tym momencie odezwaly sie syreny alarmowe

Jak na komende spogladacie w niebo

mimo ze slonce wciaz jeszcze wisi nad horyzontem na niebie da sie dostrzec blyski energii

to oznacza ze potezne okrety walcza tuz nad orbita

MJanek:mam nadzieję że przegląd się już skonczył...

Darek91:- Prowadź! - mówie do młodzika, spoglądając znacząco na drugiego osobnika...

Holy.Death:- Zaczęło się...

MJanek:Ruszam biegiem w stronę kosmoportu

MG(P_aul):Nad miastem rozwinela sie blekitna oslona

Holy.Death:Moja ręka błądzi blisko rękojeści pistoletu, ten dziad mi się nie podob...

Darek91:Staram się dorównać tempu młodzika

MG(P_aul):po chwil izostaliscie oslepieni gdy okrety, ktore przebily sie przez linie obrony rozpoczely ja ostrzeliwywac

Darek91:Ale mechaniczna proteza się sprawdza - jest silniejsza od zwykłej, w pełni sprawnej i młodej nogi...

Holy.Death:Trzymam się na końcu, to najlepsza pozycja do strzału w plecy

MJanek:na ulicy wybuchło zamieszanie, więc uruchamiam tarcze i łapie w kieszeni pistolet

Holy.Death:gdyby któryś zaczął sprawiać kłopoty...

Darek91:- Jasna cholera... - klnę z lekka, oślepiony przez błysk

MG(P_aul):gdy w pelni odzyskujecie wzrok widzicie cos jeszcze

Holy.Death:Kładę się na ziemi i szybko wyciągam spluwę z kabury

MG(P_aul):charakterystyczne bailo-zielone wiazki strumieni teleportujacych

Wrog najwyrazniej chce zablokowac wszystkie kosmoporty naraz

Darek91:wyszarpuje blaster z kabury - na szczęście naładowany...

MJanek:Wskakuję za najbliższy załom w murze, a następnie wychylam się lekko by ocenić sytuacje

Darek91:i umykam w cienie, oby mnie nie zauważyli

na szczęście jestem blisko młodzika i tego drugiego

Holy.Death:"Pięknie" - pomyślałem - "Moze być gorzej? Oddziały szturmowe!" - chowam się przed wzrokiem teleportujących

MJanek:Wyciągam i odbezpieczam bron

MG(P_aul):Na szczescie jestescie juz bardzo blisko... a moze na nieszczescie?

Holy.Death:Staram się zająć najlepszą pozycję za plecami moich towarzyszy

w razie czego odciągną uwagę, a mnie nie strzelą w plecy

MG(P_aul):widzicie czteroosobowe oddzialy szybko rozbiegajace sie po okolicy

Holy.Death:- Będą przeczesywali teren! Musimy być w ruchu!

MG(P_aul):Wyposazeni w karabinki szturmowe, tarcze osobiste i dodatkowo kombinezony ceramiczne

Darek91:cwaniak cholerny, chowa się za nami - myślę o drugim facecie, znikającym w cieniu za nami

MG(P_aul):do tego kazdy ma miecz

Darek91:- Biegnij! - szeptem mówię do młodzika

Holy.Death:Spojrzałem odruchowo na mój zębaty nóż zatknięty za pasemm i wydał mi się o wiele za mały

MG(P_aul):Tersi maja ponad dwa metry wzrostu i sile dwa razy wieksza niz ludzie... lepiej nie brac udzialu w walce wrecz

MJanek:ponaglony głosem kaleki ruszam, tuż koło muru, chowając sie za każdą możliwą osłoną

Darek91:ruszam w pewnej odległości od młodzika, mając baczenie na nieprzyjaciół...

MG(P_aul):Miejscami wojsko i ochrona kosmoportu wdala sie w walke co jeszcze spotegowalo i tak ogromne zamieszanie

Holy.Death:Idę ostrożnie za tymi dwoma starając się robić jak najmniej hałasu

MG(P_aul):Byc moze macie jeszcze szanse...

Darek91:- Omijaj walki i do statku! - mówię, jak najciszej, do młodzika i idę za nim

Holy.Death:Szybko oceniam sytuację

MJanek:Wykożystując zamieszanie prubuję dostac się w pobliże bramy Kosmoportu

MG(P_aul):Kalir - widzisz, ze jakis Ters wyciagnal reke w twoim kierunku... po chwili cala jego druzyna otworzyla ogien

Holy.Death:Zastanawiam się czy rzucenie błyskdymki ma sens

Stwierdzam, że ma i rzucam zasłaniając oczy z okrzykiem: "Uwaga!"

MG(P_aul):Devias - sily wroga maja ogromna przewage liczebna, taktyczna i sa po prostu lepiej wyszkoleni.

Darek91:zasłaniam oczy na głos towarzysza

MJanek:widząc co się święci, zamykam oczy i rzucasm się w bok

Darek91:staram się uskoczyć w bok, w jak najgłębszy cień i mocniej ściskam blaster w dłoni

MG(P_aul):granat dal wam kilkanascie sekund cennego czasu. Nie przejmujac sie wrogami docieracie wreszcie do otwartych bram...

Jeszcze tylko kilkanascie metrow i... zza zakretu prawie wapadacie na dwoch Tersow. Tym razem nie macie wyboru. Trzeba sie przebic

MJanek:Mam nadzieję że nie ma ich w środku. Ruszam biegiem w kierunku statku.

Darek91:szybkie przyłożenie, blaster nastawiony na silny strzał, zatrzymuję się i... oddech... strzał!

Holy.Death:Kucam i mierzę w odsłonięte miejsce na szyi jednego z żołdaków, jeśli trafię to dotknie go paraliż...

MG(P_aul):Sa zaskoczeni wasza obecnoscia

to dalo wam krotka prrewage

ale tarcze zostawili wlaczone i mimo maksymalnej mocy broni pociski zostaly pochloniete przez pola silowe

to otrzasnelo ich z zaskoczenia i otworzyli ogien, zatrzymany na szczescie przez tarcze Kalira

Darek91:sam aktywuję swoją tarczę i chowam się za załom, oby baterie wytrzymały...

Holy.Death:Nie ma sensu atakować ich wręcz, a moja broń nie jest wystarczająco skuteczna by przebić ich osłony. Włączam tarczę i kryję się za najbliższą możliwą osłonę

MG(P_aul):Tersi widzac wasze trarcze postanowili nie marnowac czasu i zmieniwszy bron na biala ruszyli do ataku

Darek91:ale jeśli młodzik zginie, ze statku nici...

Holy.Death:Przeklinam Tersów, swoją broń i siebie.

Darek91:zmieniam siłę ognia blastera na maksimum; oby przy tym nie wybuchnął... i gdy są naprawdę blisko, strzelam...

MG(P_aul):<przypomnienie - tarcze osobiste dzialaja jak w diunie, wiec aby sie przebic trzeba oslabic i spowolnic cios >

Holy.Death:Wyciągam sztylet i, mimo wszystko, szykuję się na walkę wręcz

MJanek:<wywaliło mi internet co się działo?>

Darek91:po strzale, nie patrząc na rezultaty, upuszczam blaster i ujmuję w dłoń nóż

MG(P_aul):<walczycie z dwoma cieciami >

Marvolo - strzal przeciazyl tarcze, a pancerz nie byl w stanie pochlonac tak duzej energii. Wrog jest ranny, ale twoj pistolet rozgrzal sie prawie do czerwonosci.

MJanek:oddaję jeszcze 2 strzały po czym przekładam pistolet do lewej reki i wyjmóję miecz

Holy.Death:Z wyciągniętym zębatym ostrzem w prawej dłoni lewą robię "gest przyzywania", który powinien rozwścieczyć przeciwnika

MG(P_aul):Devias - Unikasz ciosu wroga i sam probujesz trafic w najslabszy punkt pancerza. Widac jednak ze przeciwnik jest dobrze wyszkolony i z latwoscia odbija cios.

Darek91:korzystając z szoku wywołanego raną, doskakuje do przeciwnika i doprawiam kopniakiem mechanicznej nogi

<powinno nadziałać jak wierzgnięcie konia, taka sugestia >

Holy.Death:Widząc ze nie bedzie łatwo postanawiam markować ciosy

MG(P_aul):Kalir - Co prawda walczysz duzo gorzej niz pilotujesz, jednak dopadajac wroga z boku nie sposo nie trafic... spowalniasz cios aby przeszedl przez tarcze i wbijasz miecz w cialo wroga zajetego atakami najemnika

MJanek:<dzięki P_aul >

MG(P_aul):w tym czasie wasz niepelnosprawny znajomy skutecznie rozprawil sie z drugim przeciwnikiem

Jednak mieli dosc czasu aby wezwac posilki...

MJanek:ruszam biegiem w stronę statku

Darek91:i znów za młodzikiem...

MG(P_aul):Wreszcie na miejscu...

Holy.Death:(miałem przerwę w przesyle, coś się stało?)

MG(P_aul):Statek nie jest duzy, i nie ma zbyt mocnego uzbrojenia, ale swietnie nadaje sie do wymkniecia sie z oblezenia

MJanek:Wpadam do sterowni i uruchamiam silniki

MG(P_aul):<holy - wspolnie z MJankiem wykonczyliscie jednego, Darek skopal drugiego>

Holy.Death:<I ja tego nie widzłem >

Darek91:wpadam na statek za młodzikiem i zajmuje jakieś ustronne miejsce, aby nie przeszkadzać młodemu

MJanek:Kulawy, zarmij miejsce przy wyrzutni rakiet

Holy.Death:Wbiegam na okręt za nimi i zajmuję miejsce przy włazie za rogiem, być osłoniętym w razie ostrzału

Darek91:- A które to? - wołam

MG(P_aul):Ladowisko nie jest zadaszone wiec widzicie, ze pojedyncze mysliwce wroga sa juz w atmosferze, ale chyba nieco sie zapedzily, bo obrona przeciwlotnicza na razie radzi sobie z nimi

MJanek:Na rufie

MG(P_aul):za to strumienie energii co chwila uderzajace w tarcze moga byc dla was smiertelnym zagrozeniem

MJanek:Daję pełny ciąg i startuję

Darek91:biegnę więc na rufę i zajmuje miejsce za czymś, co przywodzi na myśl fotel dentystyczny

Holy.Death:Chwam się widząc, że mój pistolet na nic się nie zda i idę do kabiny pilota, trzeba młodego mieć na oku, kto wie...

MG(P_aul):Kalir - slyszysz w radiu wolania o pomoc

co wazniejsze jednak dowodca obrony planety blaga wszystkie uzbrojone okrety o pomoc w tworzeniu korytaza dla uciekinierow

Holy.Death:Kładę rękę na ramieniu pilota - Olej ich - mówię. - Nie mamy czasu na te bzdury.

MJanek:- I tak jesteśmy za słabo uzbrojeni. Tytlko byśmy zawadzali

Jednak zaczyna gryźć mnie sumienie.

MG(P_aul):Widok na orbicie jest dla was szokiem

Darek91:Przymocowuję sobie słuchaweczkę do ucha i mam kontakt z pozostałymi

Holy.Death:- Skieruj statek daleko stąd - stwierdzam. - Nie mamy szans i nic nie zyskamy.

MG(P_aul):Kilkadziesiat okretow, stacji bojowych i platform obronnych wymienia sie ogniem

Darek91:- I nic nas tu nie trzyma...

MJanek:- Kulawy obsługiwałeś już kiedys coś takiego?

Darek91:- W życiu

MJanek:Staram wyrwać się z tego chaosu

MG(P_aul):Wsrod nich uwijaja sie mniejsze ostrzeliwujac sie zawziecie

Holy.Death:- Pora się nauczyć

Darek91:- Ale jest tu jakiś przycisk "fire"?

- czlowiek uczy się całe życie...

MJanek:- Na środku masz ekranik i celownik

MG(P_aul):do tego wszedzie kreca sie strzelajace do wszystkiego mysliwce obu stron

Darek91:- Taak....

MJanek:- celujesz w czerwone kropki i naciskasz czerwony guzik

MG(P_aul):Widac jednak ze obroncy rzeczywiscie formuja cos na ksztalt korytarza pozwalajac statkom ktore chca sie wydostac z pola bitwy na w miare bezpieczne wygenerowanie okna

Holy.Death:Przysłuchuję się obojętnie konwersacji o szczegółach techniczno-praktycznych

Darek91:-OK... ale czy ogień z naszej strony nie zwróci na nas uwagi?

Holy.Death:- Dasz radę wlecieć między tymi okrętami w jedno z tych okien?

MG(P_aul):I ten korytaz jest chyba jedynym sposobem, aby nie zostac natychmiast rozpylonym na atomy

<hmm jestescie tam>

Holy.Death:<Yes, sir>

MJanek:- Mógłbyś zająć stanowisko na górze? - pytam czarnego

Darek91:<czekamy na kapitana statku >

Holy.Death:- Jasne... - mówię. - Pora uratować nasze tyłki i zabierać się z tej piekielnej dziury.

Darek91:- Sugeruję pełną naprzód do tego korytarza...

MJanek:- tlko rze tam jest "Chochlik" a nie normalne działko - wołam za nim

MG(P_aul):Nie musieliscie zwracac na siebie uwagi przeciwnikow... sami was zauwazyli

Holy.Death:Zakładam słuchawki i rozglądam się po panelu w fotelu kanoniera

Darek91:po tej pamiętnej kwestii skupiam uwagę na ekraniku i celowaniu we wraże okręty

MG(P_aul):<a propo - co to jest ten chochlik>

Darek91:<ano właśnie>

Holy.Death:- Co to jest?!

MG(P_aul):<>

MJanek:<niszczy elektronikę wroga>

MG(P_aul):<acha.. czyli mikrofale lub dzialka jonowe - zaleznie od swiata>

MJanek:<układ sterowniczy itd.. Było na 79 stronie Dyskusji o NS>

Holy.Death:<wciaż czekam na odpowiedź>

MG(P_aul):<lub stary dobry FSowy EMP >

MJanek:- Niszczy elektronikę wroga

Darek91:<swoje patenty zostaw na później....>

MJanek:- Straci sterowność

MG(P_aul):<to nie moj patent, tylko efekt fizyczny, wystepujacy chocby w czasie wybuchu atomowego >

Holy.Death:Wzruszyłem ramioami i zasiadłem za sterem

MJanek:Po udzieleniu instrukcji skupiam się na doleceniu do okna. Kiedy trafię między duże okrety, może być krucho.

Darek91:< nie popisuj się wiedzą tylko mistrzuj >

MG(P_aul):Kalir - kilka mysliwcow natychmiast zaatakowalo sie ze wszystkich stron i oslabilo tarcze do 70 %

*cie

<>

Darek91:próbuję wystrzelać skurwy...skurczybyków...

Holy.Death:Otwieram ogień, jeśli to można nazwać ogniem, w samoloty wroga

MJanek:robię kilka uników, i wlatuję miedzy większe okrety

MG(P_aul):Obaj dopisujecie sobie do konta kilka zestrzelen

MJanek:- Chochlik, strzelaj po kolei we wszystkie

- A ty, Kulawy dobijaj je

- Bez elektroniki nie mogą unikać rakiet

Darek91:cóż, trza robić co każą...

MG(P_aul):Kalir - pewnie prowadzisz okret nad powierzchnia jednego z duzych statkow unikajac silnych wiazek energii

po chwil idocieracie do bezpiecznego korytaza... coz w teorii bezpiecznego

Holy.Death:- Myślisz, że co robię?! Skup się na pilotowaniu tego pudła!

MG(P_aul):na waszych oczach jeden prom z uciekinierami zostal rozpylony na atomy

MJanek:<to dobrze, czy źle>

<?>

Holy.Death:<Dla nich tak, dla nas raczej niue>

MG(P_aul):mimo usilnych staran obroncow dziesiatki wrogich mysliwcow i lekkich statkow prawie bezkarnie atakuja probujace uciekac statki

<chcialbys zeby kazdy twoj atom znalazl sie nagle w zupelnie inny mmiejscu, znacznie oddalonym od pozostalych?>

Holy.Death:<Cóż... co mnie obchodzi los bandy durniów? Martwię się o swoją skórę>

MG(P_aul):Widzicie, jak kolejny prom rozpaczliwie unika atakow kilku mysliwcow. Jego tarcze sa juz na wyczerpaniu

Holy.Death:- Przeleć tuż za nim, to da nam odpowiednio dużo czasu na dotarcie do okna! - mówię przez komunikator.

MJanek:Robię to, co radzi czarny.

MG(P_aul):Kalir - przelatujesz i rozpoczynasz ostateczne podejscie. Za toba prom wybucha na chwile oslaniajac cie przed wzrokiem przeciwnikow

MJanek:<z/w>

MG(P_aul):Wpadasz w okno i...

<to moze ogolnie dwie minuty przerwy?>

Holy.Death:<Dobra... nic nie mów...>

MJanek:<jestem z powrotem>

<>

MG(P_aul):<juz jestem>

Darek91:<jestem>

Holy.Death:<pociera szramę na policzku>

MJanek:<gotowy do działania>

MG(P_aul):<na czym to... a tak>

wlatujecie w okno i...

nagle przez wszystkie konsole przebiegaja blekitne wyladowania energii charakterystyczne dla postrzelenia z chochlika

MJanek:- Co do...

MG(P_aul):Kalir & Devias - slyszycie glosny wybuch gdzies z tylu

Holy.Death:Wykrzywiam twarz w grymasie złości

MJanek:- Kulawy, słyszysz mni? Odbiór!

Holy.Death:- Co poszło? - pytam przez komunikator.

MG(P_aul):Marvolo - potezny wstrzas powoduje, ze udezasz glowa w sciane. nastaje ciemnosc

MJanek:- Sprawdzam>>>

MG(P_aul):Kalir - wszystkie systemy padaja

i w tym momencie wpadacie w tunel

Darek91:<ciemność, ciemność widzę...>

MG(P_aul):przeciazenie spowodowalo gdzies kolejny wybuch

MJanek:- O k**** - wymyka mi sie

MG(P_aul):padlo wszystko, lacznie z podtrzymywaniem zycia

nastala ciemnosc

Holy.Death:Nie mogę wydobyć z siebie dźwięku, chwytam się za gardło

MJanek:wszyscy ubrać systemy awaryjnego podtrzymywania życia,

Są po prawej

MG(P_aul):Kalir - juz za pozno. Czujesz ze nie jestes w stanie sie ruszyc

MJanek:Kulawy, ide do ciebie

Holy.Death:<O... To można ubrać?>

MG(P_aul):<jakies kombinezony chyba mial na mysli>

Darek91:a ja tańczę na łące, przecież łąka to słońce...

MJanek:<maski z tlenem>

Na razie tyle:P

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Testowa obrobka sesji rozegranej w ostatni czwartek. Gramy w Forgotten Realms.

Osoby dramatu:

P_aul - Mistrz Gry kolor CZARNY

Yossarian - Elzamus, czlowiek, szalony mag ognia, piromaniak, kolor CZERWONY

Kayleigh - Kayleigh, czlowiek lowca, kolor ZIELONY

FaceDancer aka Fremen - Renal, polelf, zabojca i lowca nagrod, kolor NIEBIESKI

Maverick Undead - Deathsinger, czlowiek wojownik, mistrz walki kosa, kolor PURPUROWY

[21:38] <P_aul> od tej chwili jestesmy w realiach sesji - ergo komenty tylko w <>

[21:38] <Elzamus> <okej>

[21:38] <P_aul> START!

[21:39] <P_aul> Oto miasto Cienista Dolina polozone w krainie o tej samej nazwie. Wlasciwie to niewielkie miasteczko, powoli piekace sie w poludniowym sloncu. Na ulicach nie ma wielu przechodniow, ci ktorzy maja pracowac, pracuja, reszta chroni sie przed upalem w domostwach lub karczmach

[21:40] <Kayleigh> <kurcze...... dołącze w trakcie.....bede za 20min>

[21:40] <Renal> <pijaki... typowe>

[21:40] <Kayleigh> <musze isc bo brachol woła>

[21:40] <Renal> <to mu zaj...>

[21:40] <P_aul> <i kto to mowi ;p>

[21:40] <Renal> <jak tak zwykle robie:)>

[21:41] <Renal> <chcociaz jak on mowi z gory ze ma sesje o tej i o tej to sie po ludzku dogadujemy>

[21:41] <Elzamus> <a my gdzie? w karczmie? na samym środku targu gdzie się smażymy? :P>

[21:41] <P_aul> <juz juz... mysle nad przygoda...>

[21:41] <Renal> <dobra PAul dawaj dawaj!>

[21:42] <Renal> <ale idziemy razem czy jeszcze sie nie znamy?>

[21:42] <P_aul> A oto dziedziniec swiatyni Lathandera. I dwoch wedrowcow, ktorzy przybyli do niej w zgola roznych celach

[21:43] <P_aul> swiatynia zreszta nie jest zwyklym przybytkiem jakich wiele

[21:43] <Renal> <co? ja? szanowany zabojca w swiatynii zapchlonego Lathandera?>

[21:43] <Renal> <chyba tylko po to zeby urzadzic tam rzez ku chwale Talosa :D>

[21:43] <P_aul> To niezwykla, wzniesiona z czerwonego szkla budowla, ksztaltem przypominajaca feniksa o rozlozonych skrzydlach

[21:44] <Elzamus> <feinks... ogień... hahaha... podpalać :D>

[21:44] <Renal> <heheh>

[21:44] <Renal> <mam pytanie... jak odroznic mysli bohatera od jego wypowiedz?>

[21:44] <P_aul> Na maluczkich robi niesamowite wrazenie, na tych dwoch podroznikach jednak to nie zadzialalo

[21:44] <P_aul> < - tak kto mowi>

[21:45] <P_aul> <a tak mysli>

[21:45] <Renal> <ale bez nawiasow oczywiscie?>

[21:45] <P_aul> <ta>

[21:45] <Elzamus> <w nawiasach tylko komenty okołogrowe>

[21:45] <Renal> <zaiwaniajsa saszka>

[21:46] <P_aul> Elzamus - w tej swiatyni lezy skarb, ktorego pragnales od dawna. Jestes gotow nawet narazic sie na nielaske Lathandera, byleby go zdobyc.

[21:46] <P_aul> Magiczny pierscien pozwalajacy kontrolowac zywiolaki ognia.

[21:46] <Elzamus> <oooo... dobre :)>

[21:47] <Renal> <phew>

[21:47] <P_aul> Tylko ze jest dobrze pilnowany. Zbyt dobrze... Ale przeciez kazde zabezpieczenie da sie obejsc ;)

[21:47] <Renal> <nom:D>

[21:48] <P_aul> Renal - Ten mlody glupiec caly ostatni tydzien panicznie uciekal, by wreszcie przybyc do swiatyni. Mysli, ze bedzie tu bezpieczny

[21:48] <Renal> <chcesz korzystac z moich uslug?>

[21:49] <P_aul> Ze zabojcy wyslani przez Zentharimow nie odwaza sie zaatakowac w swietym

[21:50] <P_aul> Mial pecha, znalazl sie w nieodpowiednim miejscu w nieodpowiednim czasie. Co gorsza zamiast brac nogi za pas, on przywlaszczyl sobie medalion, ktory nie nalezal do niego.

[21:50] <P_aul> Ale Zenthowie wiedza, komu zaplacic, by odzyskac cenne rzeczy

[21:51] <P_aul> dlatego wlasnie teraz spokojnie przechadzasz sie przed wejsciem, planujac nocny atak

[21:51] <Renal> <ahh to nie ja jestem tym glupcem... top moja ofiara... dopiero teraz sie skapnalem>

[21:51] <P_aul> <nie, ty masz go zabic i odebrac co nie nalezy do niego ;)>

[21:51] <Renal> < :D >

[21:52] <Renal> <no praca z Zhentami to juz odpowiednie towarzystwo dla mnie :D>

[21:53] <Renal> <mozna by MAvericka na sesje sciagnac?>

[21:53] <P_aul> TEraz jednak obaj musicie znalezc karczme i przygotowac sie do nocnych akcji

[21:53] <P_aul> <jak ci sie uda...>

[21:55] <Elzamus> wchodzę do karczmy (podpalić? nie... poczekam jeszcze...) i się przyglądam miejscowemu elemntowi

[21:56] <Renal> ogladam kosciol lathandera i widze stojacego przed wejsciem Pana Poranku

[21:56] <Renal> moze uda mi sie wydobyc od niego jakies informacje

[21:56] <P_aul> O tej porze jest prawie pusto. Przy jednym stoliku siedzi kilku handlarzy niewiadomoczym, ktorzy stwerdzili ze w taki gorac podrozowac nie idzie

[21:57] <P_aul> <hmmm widzisz Lathandera osobiscie? fak...>

[21:57] <Renal> <jakiego lathabdera? Pan Poranka to taki kaplan>

[21:57] <Renal> <tak bylo w Baldurze>

[21:57] <P_aul> Przy drugim kilku tutejszych odpoczywa... Ciekawe tylko kiedy pracowali ;)

[21:58] <P_aul> <Pan Poranka to oficjalny tytul Lathandera ;p>

[21:58] <Renal> <zaraz sprawdze>

[21:58] <P_aul> <mozesz mi wierzyc ;)>

[21:58] <Elzamus> podchodzę do karczmarza i proszę go o jeden kufel ciemnego piwa... i kładę 5 srebrnych monet

[21:58] <P_aul> <najwyzsi kaplani moga sie tak tytulowac...>

[21:59] <P_aul> Elzamus - barman nalal ci cos o konsystencji i kolorze mulu. Ale w smaku wciaz jeszcze da sie rozpoznac, ze kiedys to bylo piwo, wiec jest to jeden z lepszych trunkow, z jakimi ostatnio sie spotkales

[22:00] <Elzamus> <to co ja wcześniej pijałem? :P>

[22:01] <P_aul> <to inny swiat i inne czasy... no i pijasz piwo kosztujace pare sztuk srebra ;)>

[22:01] <P_aul> <choc z drugiej strony... to juz te drozsze ;)>

[22:04] <Elzamus> pytam sie, ile musze zapłacić, za pokój na noc, z widokiem na świątynie

[22:04] <Renal> <tfuu! pomylilem! chodzilo mi o pana Switu>

[22:04] <Elzamus> <karczmara oczywiście ;)>

[22:05] <Renal> <Yoss, ty nie mow pytam tylko po prostu go zapytaj>

[22:06] <P_aul> - Ech Panie, jak chce ci sie gapic na to cos co kaplani nazywaja dzielem sztukyi archytektycznej to droga wolna. Trzy srebrne za noc. Piec to dziewka doniesie balie z woda. Radze sprobowac, ostatnio sie modne robi

[22:06] <Elzamus> <a co ja mam tracić czas na rozmowę z właścicielem, przyszłej Karczmy "Pod Spaloną Deską" :P>

[22:07] <Elzamus> kłade 5 srebrniaków - biorę ten pokój!

[22:07] <P_aul> Renal - podchodzisz do mlodego kaplana. ten powital cie z usmiechem na ustach i jakimis bredniami o lasce Lathandera co to niby ma oswietlac ci droge...

[22:07] <P_aul> <... ŁASCE>

[22:08] <Renal> - Przepraszam o Wielebny kapłanie... JA prosty człowiek, przybyłem po rade...

[22:08] <P_aul> <czasem nieuzywanie polfontow ma zly wplyw...>

[22:08] <Renal> <nieładnie Paul :D>

[22:08] <P_aul> - Slucham cie wiec.

[22:09] <Renal> -Znalazłem się na życiowym zakrecie... pożyczyłem, pieniadze od bogatego kupca i nie zdołąłem ich spłacić

[22:09] <Kayleigh> < jestem już....jeśli mogę to dołącze w jakimś momęcie....>

[22:09] <Renal> - Teraz uciekam z Athkatli przed Kryształowymi Ostrzami nasłanymi przez Gildie Kupiecka

[22:09] <P_aul> Elzamus - czternastoletnia dziewczynka zaprowadzila cie do pokoju abys mogl zostawic swoje rzeczy i niesmialo zapytala, czy przyniesc dzban piwa, czy tez "Pan" teraz wychodzi

[22:10] <Renal> <uuuuuuu ale z ciebie stary p.. Elzamus>

[22:10] <Renal> <zeby czternastolatki wykorzystywac?? :D>

[22:10] <P_aul> Renal - kaplan zamyslil sie (tzn. zrobil mine typu "zamyslony kaplan") i odparl:

[22:11] <Elzamus> - tak... przynieś ten dzban

[22:12] <P_aul> - Radzilbym ci szukac pomocy u bogow. Lathander moze cie wspomoc swiatlym pomyslem, Tymora poblogoslawi szczesciem, a inni byc moze odwroca zly los. Gdybys chcial odpoczac i modlic sie o blogoslawienstwo... za kilka zlotych monet mozesz skorzytac z opmocy naszego przybytku

[22:13] <Renal> <Paul daj instrukcje Mavovi zeby sobie irca skonfigurowal>

[22:14] <P_aul> <...>

[22:14] <Elzamus> <właśnie... biedaczek, próbuje się tu dostać ;)>

[22:14] <Renal> - Kapłanie, ci ludzie! Oni tu są! Chcą mnie dostać! - udaje przerażonego - Musicie mi jakos pomoc bo inaczej mnie zaciukaja!

[22:16] <P_aul> - Spokojnie synu, jak juz powiedzialem za kilka zlotych monet ofiary mozesz spedzic u nas kilka dni modlac sie o spokoj, przebaczenie i odmiane na lepsze. W tym czasie nikt nie bedzie cie dreczyl

[22:17] <Renal> Naprawde? - probuje sie uspokoic - Dziekuje! - Padam do nog i zaczynam dziekowac

[22:17] <P_aul> Widac, ze kaplan ma tego serdecznie dosyc. Szybko zawolal jakiegos parobka i kazal mu cie odprowadzic do wspolnej sali

[22:18] <Renal> No chyba sie udalo... Czasem trzeba sie troche zblaznic zeby osiagnac cel...

[22:19] <Renal> to tylko kilka zlotych monet, a Zhentarimowie z pewnoscia wyplaca mi druga czesc nagrody za glowe tego chloptasia... ile tego bylo? 300 sztuk zlota?

[22:19] <P_aul> Elzamus - lezysz sobie w pokoju i popijasz piwko. Nie przybliza cie to do upragnionego pierscienia, ale tez nie oddala...

[22:20] <Kayleigh> <mógłbym dołączyć....?? Od teraz mam niezliczone pokłady wolnego czasu... i chciałem go tu wykorzystać...>

[22:20] <Elzamus> <hej... po pijaku ma się czasem dobre pomysły, czyż nie? ;)>

[22:20] <P_aul> <jasne, zaraz cie wprowadze...>

[22:20] <Renal> Pytam parobka - Przepraszam czy moge jeszcze zabrac swoje rzeczy z gospody zanim poprosze o azyl?

[22:20] <P_aul> <lowca, tak?>

[22:21] <Kayleigh> <taak...=D>

[22:21] <P_aul> Parobek wzruszyl tylko ramionami i nic nie odpowiedzial

[22:22] <Renal> Uznajac to za "TAk" pobiegłem szybko do karczmy, i zabrałem swoj plecak w ktorym trzymalem zatrute noze, zapas beltow, mala kusze dzierzylem na plecach, (chyba ten kaplan nie zabroni m i jejk wnmiesc jesli powiem ze to dla obrony)

[22:24] <P_aul> Renal - nikt dotad nie kwapil sie zeby cie obszukiwac, teraz raczej tez nikt nie bedzie robil trudnosci

[22:24] <Elzamus> patrze przez okno i widzę <oczywister, że widze jak wychodzi ze świątyni> gościa, który zmierza do karczmy... jeśli on był, to potrafi tam wejść znowu... schodze na dół go mu się przyjrzeć i ew. zaczepić

[22:26] * Maverick_undead has joined #sesja_rpg

[22:26] * P_aul sets mode: +v Maverick_undead

[22:26] <Elzamus> <witamy :)>

[22:26] <Renal> wychodze z pokoju i widze zblizajacego sie do mnie maga w czerwono- zoltych szatach... czyzby to byl moj pracodawca zZhentarimow?

[22:26] <Renal> <oł rajt!>

[22:26] <P_aul> <Kayleigh - cierpliwosci... probuje ogarnac... ;)>

[22:27] <Elzamus> <teraz jeszcze mav musi określić swą postać ;)>

[22:27] <Renal> <Mav wez se postac szybko wymysl>

[22:28] <Kayleigh> <oki, oki....mi sie nie śpieszy... a czas jak rzekłem mam...=D>

[22:29] <P_aul> Elzamus - Koles, ktorego widziales wzial kilka swoich rzeczy i wyszedl chwile po tym jak ty dotarles na podworze

[22:30] <Elzamus> podążam za nim... mam gdzieś, czy mnie podejrzewa, czy nie

[22:31] <P_aul> <omg... Kensai?>

[22:34] <P_aul> Kayleigh - po kilku tygodniach w dziczy Cormanthoru milo jest wrocic do cywilizowanych warunkow... mimo wszystko. Zwlaszcza, ze za kilka krolikow bedziesz mogl przespac sie w jednej z cel w swiatyni Lathandera

[22:35] <P_aul> cisza, spokoj i wlasciwie za darmo...

[22:39] <Renal> - Czego chcesz magu?

[22:39] <P_aul> <a mozecie jednak grac? Face aktualnie ktos sie ciagnie za toba w kierunk uswiatyni...>

[22:39] <Renal> zwracam sie do niespodziewanego goscia

[22:39] <Renal> <hehe pierwszy!>

[22:40] <P_aul> <:P>

[22:40] <Renal> <ale Yoss sie gdzies zapodzial>

[22:40] <Elzamus> <jestem tu>

[22:40] <Renal> <no to mow bo tak do mnie biegles>

[22:40] <P_aul> <acha, Maverick - /nick imie_postaci ;) >

[22:41] * Maverick_undead is now known as Deathsinger

[22:41] <Elzamus> - ja? Nie będe niczego ukrywał... chce się dostać do świątyni a widziałem, że tobie się to już raz udało... liczyłem na to, że mi pomysł podsuniesz

[22:41] <Kayleigh> Już się cieszę na myśl o wypoczynku w świątyni. Ostatnie miesiące wśród dzikich zwierząt dały mi się we znaki.

[22:41] <Renal> <Deathsinger? Co to za imie?>

[22:41] <P_aul> <podobne do Renal, ale troche dluzwsze :D>

[22:41] <Elzamus> <śpiewak śmierci... :P>

[22:42] <Deathsinger> <Gwoli ścisłości do piewca i jest to nawiązanie do broni, którą się posługuję>

[22:42] <Renal> - A ja juz myslalem... Niewazne... A niby to czemu mam ci pomagac ochlapusie? - czuje powiewajaca won alkoholu

[22:43] <Renal> <no ale jak mamy sie do niego zwracac?>

[22:43] <Elzamus> - hmmm... wyglądasz na takiego, co za forsę wiele zrobi (uśmiecham się perfidnie)

[22:43] <Renal> <Deathsinger top moglabyc klasa, przydomek, ale nie imie>

[22:43] <Renal> - odczep sie ty stary zboczencu!

[22:43] <Elzamus> - ech... nie zrozumiałeś mnie

[22:43] <Renal> <ale mu przyglancowalem!>

[22:43] <Elzamus> - nie jestem gejem

[22:44] <P_aul> <moze...>

[22:44] <P_aul> <:P>

[22:44] <Renal> - a co to gej?

[22:44] <Elzamus> - chcę się po prostu dostać do świątyni, aby coś... "zdobyć"

[22:44] <Renal> - nie wchodz mi w droge starcze, ostrzegam cie

[22:44] <Elzamus> - nikomu nie mam zamiaru wchodzić w drogę... chce tylko coś... "zdobyć" i nikomu nie przeszkadzać...

[22:45] <Renal> - a co takie "nic" jak ty moze mi zaoferowac?

[22:45] <Kayleigh> Idę przez miesto mijając dwóch ludzi i uchwytując fragmęt rozmowy. Rozumiejąc że to ludzie o odmiennych skłonnościach seksualnych, ominełem ich czym prędzej.

[22:46] <P_aul> Kayleigh - skierowales sie prosto do swiatynnego magazynu, aby pogadac ze swoim starym znajomym - Markusem. Raz, ze zdasz lup, dwa, ze przy okazji dostaniesz dobrego jablkowego wina

[22:46] <Elzamus> - hmmm... wiesz... magowie zazwyczaj mają trochę pieniędzy... ale skoro nie chcesz... i idę w stronę świątyni

[22:47] <Renal> - to zalezy ile chcesz mi za ten przedmiot zaoferowac...

[22:47] <Renal> - nie wygladasz na zamoznego...

[22:47] <Elzamus> - hah... gdybym wyglądał inaczej, to juz byłbym martwy i bez mej sakiewki, czyż nie?

[22:48] <Elzamus> - a teraz wybacz, śpieszy mi się... - mówię i idę do świątyni

[22:48] <P_aul> Deathsinger - po dlugiej podrozy w koncu dotarles do Cienistej Doliny. Podobno mozna tu znalezc drogi wiodace do samego Podmroku. Do tego Drowy zyjace w lasach Cormanthoru... byc moze w koncu sie zemscisz

[22:48] <Renal> - pogadajmy przy kuflu

[22:49] <Elzamus> - ja już dość wypiłem... dziękuje... swoja drogą to moze być mi nawet pomocne... widze, że nie chcesz się zadawać z takim "nicami" jak ja...

[22:49] <Kayleigh> Siedząc ze starym znajomym i popijając jabłecznik, wspominam ostatnie miesiące w dziczy.

[22:49] <Renal> mag czym predzej sie oddala, a wydawaqlo mi sie ze tak strasznie mu zalezy... co tam trudno, musze tylko uwazac zeby ten stary wariat mniniczego nie pomieszał

[22:50] <Deathsinger> wkraczam do karczmy by zażyć chwili odpoczynku po męczącej podróży, ignoruję pełne obawy spojrzenia kierujące przez bywalców gospody skierowane w stronę mej niecodziennje broni...

[22:50] <Elzamus> heh... mógł się okazać pomocny... ale swoją godność mam... i tak spalę jego nocleg... prędzej czy później...

[22:50] <Elzamus> kieruję się do świątyni

[22:51] <Renal> ocho, kolejny swir, czy to jakis bal przebierancow?

[22:51] <Deathsinger> z niemym zainteresowaniem obserwuję rozgrywająca się przed mymi oczami scenę, odprowadzam wzrokiem wychodzącego z tawerny maga...

[22:52] <P_aul> Deathsinger - po tej krainie kreca sie czasem najrozniejsze typy. Czesto dziwne... Gdybys tak zajrzal do oddalonej zaledwie kilka godzin drgoi stad najslawniejszej wsrod awanturnikow karczmy "Pod Stara Czaszka" w kilka minut zebralbys kompanie podobnych sobie

[22:54] <Deathsinger> łapię skierowane w moją stronę nieprzychylne spojrzenie, łapię je, po czym ostentacyjnie wyciągam osełkę i zaczynam ostrzyć mą kosę...

[22:54] <Renal> Coż za dyskrecja! Jak sie chodzi z takim zelastwem na plecach to na pewno nikt nic nioe bedzie podejrzewal, ale nie mam zamiaru pozwolic zeby przez jakis niedouczonych glupcow nie wuypelnic zlecenia

[22:54] <Kayleigh> Znużony dłuższą ciszą zwracam się do kumpla sprzed lat. - Markusie, jak idziesz przez życie?? Gdy widziałem cię ostatnim razem, nie wiodło ci się dobrze. Jak doszło do tego iż dostałeś tu pracę??

[22:55] <Renal> wynosze sie z karczmy i kieruje w strone swiatynii, dla bezpieczenstwa zawijam kusze w szmaty i chowam do plecaka zeby kaplan niczego nie podejrzewal

[22:55] <P_aul> Kayleigh - Markus westchnal, dopil resztke wina i przemowil:

[22:57] <Renal> wychodze i widze maga pałetajacego sie przed swiatynia, Jasny Gwint! Przez tego capa ten klecha nabierze podejrzen!

[22:57] <P_aul> - Czy nie opowiadalem ci juz tej historii? Dosc mialem tulania sie po dorgach, Lathander zawsze byl bliski mojemu sercu... Nigdy nie mialem wystaczajacego powolania, aby zostac kaplanem ,ale praca w tej swiatyni oznacza cieple jadlo, dach nad glowa i spokoj w razie tak czestych tu najazdow...

[22:57] <Elzamus> <face: czekaj aż ozwie się Marcus ;)>

[22:57] <P_aul> <ozwalsie ;p>

[22:57] <Elzamus> <hmm... nie w pore ;)>

[22:58] <Elzamus> wchodze do świątyni z gotowym planem wejściem do świątyni

[22:58] <Elzamus> <lol... ale to zabrzmiało :P>

[22:59] <Elzamus> podchdzę do kapłana

[22:59] <P_aul> - Swoja droga ostatnio coraz dziwniejsi ludzie tu przybywaja. Wyobraz sobie takiego oto paniczka... Wyglada jak mlody kupiec, pieniedzy troche ma. Zazyczyl sobie schronienia, osobnej celi, i zeby gora dwie osoby wiedzialy gdzie mieszka. Calym idniami siedzi w tej celi i trzesie portkami przed jakimis tam tajemiczymi zloczyncami...

[23:00] <Deathsinger> z satysfakcją stwierdzam, że rozmowy na chwilę przycichają, a wszystkie spojrzenia zwracają się w mym kierunku. Po chwili jednak wszyscy wracają do swych zajęć, lepiej nie drażnić groźnie wyglądającego szaleńca. Kończę swe ajęcie po czym na wyrwanym z głowy długim włosie sprawdzam ostrość mej broni

[23:00] <Renal> Przechodze koło kaplana z tobołkiem wreczajac mu kilkaq złotych monet - Gdzie sa cele mieszkalne?

[23:01] <P_aul> - I musze mu codziennie jadlo donosic wprost od kuchni... A mam takie przeczucie, ze jeszcze co zlego wyjdzie z jego obecnosci tutaj... No ale ofiary placi na swiatynie dosc hojne to go te stare pryki nie wykopia...

[23:01] <Kayleigh> Hmmm...... tak... odkąd pamiętam zawsze lubiłeś takie życie. Zycie w jednym miejscu, ustatkowane. No prawie.... chyba że znalazłeś wreszcie tą jedyną, której szukałeś przez tyle lat. Ech, ale nie mnie taki los. Ja zawsze będe się tułać po świecie, bo nigdzie, na dłużej nie zaakceptują takiego odludka jak ja. - pochyliłem głowę, przejmując się swym smutnym losem.

[23:02] <Renal> Hah! Jadło! No to mamy gotowe rozwiazanie mojego zlecenia!

[23:02] <P_aul> Renal - kaplan wytlumaczyl ci, ze tylko co zamozniejsi maja prawo do wlasnych cel. Inni natomiast moga spac w dormitorium, gdzie beda dla nich przygotowane poslania

[23:02] <P_aul> <hej Face - to Markus opowiadal ;)>

[23:02] <P_aul> <czego ty nijak slyszec nie mogles :D>

[23:03] <Kayleigh> Ale ten wasz "gość" jest rzeczywiście dziwny. Mógłbyś mi później pokazać gdzie nocuje...??

[23:03] <Elzamus> - przyszedłem prosić o schronienie! Ostatnio miałem duzo kłopotów... jestem prześladowany... podpadłem pewnej grupie przestępczej... musze uciekać i wiem, że to jest jedyne miejsce, gdzie mnie nie zaatakują...

[23:03] <Renal> <ale myslalem ze to byl kaplan :D>

[23:03] <Renal> <z tego sie zaczyna robic maly cyrk>

[23:05] <P_aul> Elzamus - kaplan spojrzal na ciebie dziwnie:

[23:05] <P_aul> - Kolejny???

[23:05] <Renal> Prowadzony przez parobka zostaje sam w celi. jest male zakratowane okienko, szafa, kredens i lozko. Bedzioe trzeba zrobic noca jakis rekonesans...

[23:05] <Renal> <Yoss - wysilil bys sie na cos bardziej oryginalnego :D>

[23:06] <Elzamus> - oprócz mnie, kłopoty ma wielu wędrowców... wystarczy być świadkiem brudnego interesu i juz jesteś stracony...

[23:06] <P_aul> Kayleigh - Markus usmiechnal sie i odparl, ze nie widzi nic przeciw temu, tak dlugo jak to nie ty jestes tym "zloczynca"

[23:06] <P_aul> Obaj lekko podpici dyskutujecie o tych i innych dziwactwach

[23:07] <Elzamus> <myślisz, że w stanie upojenia lekkiego ktos wymyslił by coś bardziej wyrafinowanego?>

[23:07] <Renal> <jak ten twoj mag jeszcze zyje w okrutnym Faerunie?>

[23:08] <Deathsinger> łapię swymi zmysłami otaczającą mnie aurę gospody: strzępki rozmów, zapachy dochodzące z zaplecza, dotyk drewna pod mymi dłońmi, zwracam się z oddali do karczmarza: poproszę kielich wina.

[23:08] <P_aul> Renal - wyszedles na waski korytaz, akurat by zobaczyc dwoch gadajacych wesolo ludzi, prawdopodobnie jakichs pracownikow swiatyni. Wczesnie dzis zaczeli i glosno gadaja, jak to niektorzy ludzie dziwnie sie zachowuja.

[23:08] <Elzamus> <to mag ognia... byle iskierką domów nie podpala... używa nieco więcej mocy ;)>

[23:09] <P_aul> Deathsinger - Karczmarz przez chwile cos marudzil pod nosem, w koncu jednak poslal jedna z dziewek z duzym kielichem jakiejs mikstury alchemicznej, ktorej jednym ,choc nie glownym skladnikiem byly jablka.

[23:09] <Renal> Przysłuchuje sie rozmowie parobków, liczac w tym czasie rycerzy poranka ochraniajacych swiatynie i wyszukujac ewentualnych pułapek

[23:09] <Kayleigh> Hehe, a żałuj druchu iż nie widziałeś Rusałek tak jak ja. One są chyba najpiękniejsze na całym mi znanym świecie. Lecz spotkanie z nimi o mało co nie przypłaciłem życiem. Lecz opowiem ci to innym razem.Muszę już iść, bowiem znużenie mnie dopadło. Idę się przespać... ale jeszcze nie wiem w której celi. Pójdę zapytać parobka. - pożegnałem sie ze starym kumplem zapewniając że jeszczę wrócę porozmawiać.

[23:10] <Renal> <no prosze, swoj chlop z tego Mortusa>

[23:12] <P_aul> Kayleigh - MArkus wskazal ci drzwi jednej z cel - O, tam siedzi. Zamkniety od srodka. Ja wiem jak pukac, zeby otworzyl... A co ja ci duzo bede gadal, nie mow tylko nikomu, ze ci pokazalem... - to mowiac polazl z powrotem do mgazynu

[23:13] <P_aul> Elzamus - Kaplan wzruszyl ramionami i wyciagnal reke po "ofiare na swiatynie"

[23:13] <Deathsinger> z zainteresowaniem obserwuję substancję, podaną mi przez dziewkę, wzruszam ramionami po czym zaczynam sączyć ów podejrzanie wyglądający trunek... cóż, pijało się lepsze napoje, ale także i gorsze...

[23:13] <Elzamus> wręczam mu 5 złotych monet

[23:13] <Renal> <czemu ten Markus tak rozpowiada o tym chlopaczku lowcy?>

[23:14] <P_aul> <zeby ci za trudno nie bylo :D>

[23:14] <Kayleigh> Zaciekawiony, podszedł do drzwi i przyłożył do nich jedno ucho. Wysilił się i wyczulił zmysł słuchu najbardziej jak umiał. Usłyszał dokładnie oddech osobu mieszkającej w tej celi.

[23:14] <Elzamus> heh... niby kapłani, ale i tak forsa rządzi światem

[23:14] <Renal> <ale ich akurat nie podsluchuje>

[23:15] <P_aul> <twoj pech... ale nie bede mnusial drugi raz opisywac sytuacji?>

[23:15] <Renal> <Kayleigh - zachowujesz sie bardziej jak morderca niz lowca swiezo po podrozy, ja bym na wyrko legl>

[23:15] <Kayleigh> NIe słysząc przez chwilę nic poza oddechem, odchodzi szukając parobka.

[23:16] <Renal> <a ta rozmowa tych dwoch parobkow ktorych podsluchiwalem?>

[23:16] <Renal> <no i jeszcze czy zauwazylem tam tych rycerzy>

[23:17] <P_aul> <Face... ale masz refleks jedi... czyl ijednak podsluchales ta rozmowe ;)>

[23:17] <Renal> <no bo piszesz ze to jacys sludzy>

[23:17] <Renal> <taki parobek to inaczej wyglada>

[23:17] <Kayleigh> Odnajdując wreszcie parobka,pyta go w ktorej celi bedzie mogl zamieszkac.

[23:18] <P_aul> Renal - Rycerze kreca sie raczej w poblizu glownej hali a im blizej oltaza, tym wieksze zageszczenie. Za oltazem znajduja sie bowiem drzwi do swiatynnego skarbca

[23:18] <Renal> <ale powiedz jeszcze czy sa tam jacys straznicy bo wypatruje ich>

[23:18] <P_aul> <;p>

[23:18] <Renal> <jakies konkretne liczby?>

[23:19] <Deathsinger> dopijam powoli trunek, próbując mimo wszystko napawać się jego aromatem, mając przy tym nadzieję, że bogowie policzą mi przynajmniej dobre chęci, po wypiciu zawartości pucharu płacę należność karczmarzowi po czym udaję się w stronę wyjścia...

[23:19] <Elzamus> <skarbiec powiadasz... to tam prawdopodobnie jest obiekt mego pożądania?>

[23:19] <P_aul> Czterech przy samym wejsciu, kolejnych czterech w poblizu. W nocy moze ich sie zrobic wiecej. Ponadto dwoch do trzech krecacych sie w hali i jeszcze dwoch, ktorych widziales w innych czesciach swiatyni

[23:19] <Renal> Zbliżam się do drzwi za ktora spi moja, ofiara, patrze czy w popblizu nie ma jakis specjalnych wartownikow, chroniacych szlachcica

[23:20] <P_aul> Renal - nic takiego nie widzisz, ale po korytazach ciagle kreca sie jacys ludzie (parobkowie, kaplani) i nadmienre interesowanie sie tymi drzwiami nie jest w tej chwil idobrym pomyslem

[23:21] <Renal> Heh. Chyba najprosciej bedzie dostac sie do kuchni i dosypac troche trucizny do jadła. Jesli to nie wystarczy zajme sie nim osobiscie.

[23:21] <Kayleigh> Idzie do swej celi. Po drodze mija jakiegoś mężczyznę, rozglądającego się na boki. Myśląc że to przejaw choroby psychicznej idę dalej. Wreszcie dochodzę do swej celi.

[23:21] <Renal> <Kayleigh - piszesz o sobie w 3 osobie?>

[23:22] <Elzamus> pytam się kapłana, gdzie będe nocował...

[23:22] <Kayleigh> < w 1.... tylkom mi nie napisało

[23:22] <Deathsinger> kireuję swe kroki w stronę słynnej w tych stronach świątynii Lathandera

[23:22] <P_aul> Kayleigh - dostales cele i udales sie na zasluzony odpoczynek

[23:23] <P_aul> Renal - na razie wiecej nie zdizalasz... lepiej poczekac do wieczornego posilku. W tym czasie mozna odpoczac i nabrac sil...

[23:23] <Renal> <i czemu od razu choroba psychiczna? Przeciez nie stoje tamjak Smeagol pocierajacy rece i lypiacy na innych>

[23:23] <P_aul> Elzamus - krok do przodu - jestes w swiatyni. Ale daleko jeszcze do dostania sie skarbca... bo pewnie tam jest pierscien...

[23:24] <Renal> <jestem doswiadczony i nie robie tego tak zeby sie ujawnic>

[23:24] <P_aul> Deathsinger - Dotarles do swiatyni i wszedles do glownej hali. Natychmiast w poblizu pojawilo sie dwoch straznikow swiatynnych, nie tak blisko aby cie draznic, ale dosc aby w razie klopotow byc na miejscu

[23:24] <Elzamus> patrzę ilu strażników się tam kręci, a zwłaszcza w okolicach skarbca

[23:25] <Renal> Wracam do swojej celi i zamykam sie czekajac na pozniejsza pore>

[23:25] <P_aul> <Y - juz podawalem liczby ;p>

[23:25] <Kayleigh> < od pobytu w dziczy wszystkich (prawie) uważam za chorych, lub zboczonych. Mam wypaczoną wizję świata.....troche> :D:P

[23:25] <Elzamus> <acha... ok ;)>

[23:25] <P_aul> <wiesz... w dziczy zyja Drowy... rozne rzeczy mogl widziec :D>

[23:25] <Elzamus> <ale kapłan nie odopwiedział mi, gdzie jest moje zakwaterowanie>

[23:26] <Deathsinger> podchodzę powoli do ołtarza, padam na kolana przed jednym z kapłanów i rzeczę: Pokornie proszę o błgosławieństwo Pana Poranka.

[23:26] <P_aul> <nie ogarniam...>

[23:26] <Kayleigh> Kładę się spać......

[23:26] <P_aul> <Y - wskazal ci cele i miejmy to za soba -_->

[23:26] <Elzamus> <okej... dajemy P_aulowi chwilke czasu na ogarnięcie sytuacji ;)>

[23:26] <Renal> <trzeba bylo nie dawac wszystkich do jednej swiatynii, Big Brother sie z tegoi zrobil...>

[23:27] <P_aul> <big brother to bedzie jak pewien pan odpali fajerwerki zeby tylk odostac sie do skarbca :D>

[23:28] <Elzamus> <muchachachacha xD>

[23:28] <Renal> dobra zajmij sie teraz deadem bo reszta poszla juz do cel

[23:28] <P_aul> Deathsinger - Kaplan nieco zmieszany odwali klasyczne gesty i slowa a stojacy w poblizu nowicjusz znaczaco potzrsnal taca z ofiarami

[23:28] <Renal> <tfuu mialo byc w nawiasach!>

[23:28] <Kayleigh> <gaśnic w świątyni nie ma?? no to mamy ......pecha...>

[23:28] <Renal> <chyba w ustach>

[23:29] <Deathsinger> Dziękując kapłanowi kieruję się na kolanach w stronę nowicjusza, zanurzam dłoń w sakiewce i sypię na tacę pełną garść zotych monet.

[23:30] <Renal> <ale paladyn sie znalazl :D>

[23:31] <Deathsinger> <po prostu mam oryginalne hobby>

[23:31] <Renal> <MG gdzie jestes?>

[23:32] <P_aul> Deathsinger - Kaplan poczul zapach frosy i natychmiast sie rozpromienil. Postanowil tez szezej wykorzystac sytuacje: - Mzoe szlachetny pan zechcialby spozyc skromna kolacje w swiatyni? To zawsze o tyle wygodniej, niz w jakichs karczmach. A mamy przednie wino i swierze miesiwa

[23:32] <Renal> <swieze>

[23:32] <P_aul> <fo>

[23:32] <P_aul> <sam se ten skrot rozwin ;p>

[23:32] <Renal> <znam fu>

[23:33] <Renal> <ahh juz wiem :D>

[23:33] <Elzamus> <jak już mówiłem... niby kapłan, ale to forsa rządzi światem :)>

[23:33] <Renal> <dobra przyspiesz troche czas zeby sie ta kolacja juz zaczela>

[23:34] <P_aul> <ja po porstu uwielbiam ta konkretna swiatynie Lathandera... to kicz na poziomie mandaryny jest jesl ijeszcze sie nie zorientowaliscie :D>

[23:34] <Deathsinger> pokornie dziękuję czcigodny ojcze, lecz pragnąłbym teraz strawić czas na pobożnej modlitwie przed ołtarzem Pana Poranka.

[23:35] <Renal> <w dzien - postrach swiata, w nocy - aniol milosierdzia>

[23:36] <P_aul> Deathsinger - co ciekawe katem oka dostrzegasz, ze w poblizu pojawilo sie kolejnych dwoch straznikow... kasa to kasa, i tym zajmuje sie kaplan, ale na wariata trzeba uwazac :D

[23:36] <Deathsinger> <wiesz, gwałcenie kapłanów i mordowanie kapłanek... tfu... odwrotnie... i palenie świątyń zwykle nie jest najlepszym sposobem na zdobycie przychylności bóstw... zwykle>

[23:37] <P_aul> <zalezy ktore bostwo chcesz do siebie przekonac ;)>

[23:37] <Renal> <czuje ze szykuje sie nam mala rzez>

[23:37] <Elzamus> <ta świątynia i tak spłonie muchachacha xD>

[23:38] <Renal> mozecie ja spalic, zniszczyc, wymordowac wszystkicj>

[23:38] <Renal> <dobra Paul, dawaj juz ta kolacje>

[23:40] <Kayleigh> <ech kolacyjka przy świecach z kapłanem.....urocze:P>

[23:40] <Renal> <bo nie chce teraz siedziec w tej celi>

[23:40] <Renal> <to se znajdz jakas Zwiastunke Switu:D>

[23:41] <Elzamus> <face: nie narzekaj... takiego marudy nie było nawet w OK :P>

[23:41] <Renal> <w czym?>

[23:42] <Elzamus> <zrób to, bo nie chce tego, albo, ze idzie za wolno... tutaj to standard i trza się przyzwyczaić ;)>

[23:42] * Renal kładzie sie spac

[23:43] <Deathsinger> <no, Deathsinger akurat czci głownie Kelemvora, ale zbiera błogosławieństwa pozostałytch bóstw także (w znanych świątyniach)>

[23:44] <P_aul> Minelo kilka godzin i goracy dzien przemienil sie w spokojna i chlodna noc

[23:45] <Kayleigh> <kurcze jeszcze troche i bede musiał isc>

[23:45] <Deathsinger> Nie przejmując się strażnikami podchodzę na kolanach do ołtarza, kładę przed sobą swą broń, tak by była w zasięgu ręki po czym oddaję się gorącym modłom do Lathandera prosząc o jego wstawiennictwo...

[23:46] * Disconnected

[23:46] * Rejoined channel #sesja_rpg

[23:46] * Topic is 'Gdzies, w Zapomnianych Krainach...'

[23:46] * Set by P_aul!~P_aul@dou204.neoplus.adsl.tpnet.pl on Thu Jul 13 21:51:58

[23:46] <Elzamus> oho... wychrzaniło P_aula :)

[23:46] <Elzamus> <ups... to w nawiasach miało być>

[23:47] <P_aul> <re>

[23:47] * P_aul sets mode: +v Renal

[23:47] <Renal> <mnie tez>

[23:49] <P_aul> <wrocmy do gry ;)>

[23:51] <P_aul> Deathsinger - spozywasz calkiem niezla kolacje. Wiesz, ze bedziesz musial dorzucic jeszcze troche ofiary, ale wygodne lozko jakie ci zaproponowano, dobra strawa i przy odrobinie szczescia dobre stosunki z Lathanderem sa tego warte...

[23:52] <Deathsinger> <eee... jak Cię wywaliło to akurat pisałem, że oddaję się goracym modłom, ale spoko, najpierw kolacja, potem mod.ły>

[23:52] <P_aul> Elzamus - wyczekales do momentu, kiedy zmieniaja sie straze. Teraz w poblizu wejscia do skarbca panuje male zamieszanie, ktore moglbys wykorzystac...

[23:52] * Eideleoatara has joined #sesja_rpg

-

Eideleoatara is ~maverick_@aer18.internetdsl.tpnet.pl * Maverick undead

Eideleoatara on #sesja_rpg

-

[23:53] * P_aul sets mode: +v Eideleoatara

[23:53] <Kayleigh> Dalej przechadzam sie po graodach, wpatrując się w księżyc będący w pełni.

[23:53] <Elzamus> podbiegam do skarbca i patrzę na zabezpieczenia

[23:54] <Eideleoatara> <puck, teraz mnie wywaliło>

[23:54] * Deathsinger was kicked by P_aul (Deathsinger)

[23:54] <Eideleoatara> <szlag, czemu jestem na Ircu pod głownym nickiem i alternatywnym?>

[23:54] <Renal> przekradam sie koło krzatajacych sie w kuchni parobkow z zamiarem dosypania trucizny do jadła

[23:55] <P_aul> Renal - masz jeden podstawowy problem. Zarcie jest robione w duzych ilosciach dla wszystkich, a ty jakos nie masz ochoty zostawic po swobi krwawej jatki. To takie... malo stylowe...

[23:56] * Eideleoatara is now known as Deathsinger

[23:56] <P_aul> <Mav - juz mozesz zmienic... po prostu siec niezauwazyla, ze cie wywalilo i byles w dwoch osobach :D>

[23:56] <Kayleigh> Stwierdzając że wieczory są coraz chłodniejsze wracam do środka.

[23:57] <Deathsinger> <tja, już poprawiło... musiałem zamienić miejscami nicki>

[23:57] <Renal> podchodze do jednego z kucharzy i pytam - Przepraszam! Mam dostarczyc jadło do panicza w celach dla dostojnych gosci!

[23:57] <P_aul> <brb>

[00:02] <Kayleigh> Kieruję swe kroki do ołtarza. Jednak po drodze coś mnie chwyciło, jakby jakies przeczucie. I ruszyłem w stronę skarbca.

[00:03] <Elzamus> <ta... wiedziałem, że któryś z was wpadnie na ten genialny pomysł by pośledzić tego piromaniaka xD>

[00:03] <Elzamus> <albo choć przypadkiem wpaść na jego trop :)>

[00:03] <Renal> <nie ma zmiłuj:D>

[00:04] <Kayleigh> < lubie fajerwerki......, nie mowiac o tym ze brat mi kiedys wlaasy podjaral XD>

[00:04] <Deathsinger> jeszcze przez chwilę oddaję się modłom przed ołtarzem, po czym oddaję się medytacjom, nasłuchuję w otaczającej mnie ciszy rozbrzmioewających echem wśród świątynnych krużganków kroków strażników...

[00:04] <Renal> <Kayleigh - tylko ktory kabelek przetniesz zeby bombe rozbroic:D>

[00:05] <Renal> <Mav - czy ty aby nie miales jesc kolacji?>

[00:05] <Deathsinger> <ja się tak w ogóle zastanawiam jak zamierzasz przejść obok Piewcy... a przynajmniej przejść niezauważonym, bo jak zauważyłeś, waruję przed ołtarzem>

[00:05] <Elzamus> <P_aul gdzieś polazł, a wy dalej piszecie...cierpliowści, drogi ludu ;]>

[00:06] <Renal> <P_aul bedzie miał co robic jak wroci:D>

[00:06] <Kayleigh> <niebieski......albo czerwony......albo i nie........zielony.Eeee.....znając Elzamusa będzie to różowy xD>

[00:06] <P_aul> <re... i nawet przeczytalem te glupoty ;p>

[00:06] <Elzamus> <hahaha... sorry ale w bombie Elzamusa, każdy kabelek powoduje wybuch... dzień bez płomieni, to dzień stracony :P>

[00:06] <P_aul> <fajny burdelik robicie... ale zalozmy ze Mav swoje zjadl...>

[00:07] <Renal> <Cos czuje ze nasz Kosynier rzuci sie niedlugo na wszystkic z zadza mordu :)>

[00:07] <Elzamus> w owym zamieszaniu podbiegam do skarbca i przygladam sie zabezpieczeniom

[00:08] <Kayleigh> < Mr. zapałka wysadzi wszystko w diabły>

[00:08] <P_aul> Elzamus - drzwi do skarbca chronia silne zaklecia. Ponadto gdy zaczales sie doglebniej im przygladac ktos cie zauwazyl...

[00:08] <P_aul> < ]:-> >

[00:08] <Renal> <a co z tym kucharzem Paul?>

[00:08] <P_aul> <^#^> [EDIT - to emotka zwana przez nas "Bundz"; skad sie wziela i dlaczego taka nazwa? Jak kiedys wrzuce OK to sie dowiecie ;)]

[00:08] <Elzamus> <holly crap!>

[00:08] <Deathsinger> <nie mówi się z rządzą mordu tylko z chęcia szerzenia chwały Kelemvora i pragnieniem ułożenia symfonii z waszych agonalnych jęków... ale rzecz jasna możecie się jeszcze nawrócić>

[00:09] <Renal> <co ty sluga Cyrika?>

[00:09] <Elzamus> odchodzę od drzwi i idę dalej korytarzem, jak gdyby nigdy nic

[00:09] <Kayleigh> Widzę jakiegoś staruszka zgarbionego nad rzwiami od skarbca. Myśląc że brzemię wieku mu się narzuciał na plecy, biegnę i zagaduję staruszka, prostując go.

[00:10] <Kayleigh> <oki..spozniłem sie...uniewazniam ost. post>

[00:10] <Renal> <Czy mam wziac tace z jadlem od tego kucharz czy wypruc mu flaki bo bedzie sie stawial?>

[00:10] <Elzamus> <jaki staruszek?... on nie jest stary...>

[00:10] <Kayleigh> <wyglądał na takiego....ciemno jest.... xD>

[00:10] <Renal> <przez cala sesje nazywalem cie starym wariatem i capem i jakos nie protestowales ;D>

[00:11] <Deathsinger> zauważam ruch przy drzwiach prowadzacych do skarbca, powoli wstaję i cicho podchodzę w stronę tajemniczej postaci, wtem słyszę tupot nóg i postac podbiegającą do drugiej istoty poruszającej się w pobliżu wejścia do skarbca, trzymając pod ręką swą bron i kryjąc się w cieniu przysłuchuję się rozmowie

[00:11] <Elzamus> <bredzisz... nazwałeś mnie tylko "niczym" on ma 35-40 lat :P>

[00:12] <Renal> <nie bredze... wiem co mowilem, nazywalem cie tez starym wariatem oraz capem>

[00:12] <Renal> <Paul znowu gdzies zniknal wiec nie piszcie>

[00:12] <Kayleigh> Ach, panie. - zauważyłem swoją pomyłkę - E.... czemu tak przyglądasz się tym drzwiom. Ciekawe jaieś takie.....??

[00:12] <Kayleigh> <oki, juz nie bede>

[00:13] <Deathsinger> <no ale wiecie, 40 lat, to już w zasadzie stare próchno jest...>

[00:13] <P_aul> Renal - kucharz cos pomamrtoal, ze zwykle zajmuje sie tym Markus i gdzie tego obiboka wywialo...

[00:13] <Kayleigh> <to nawet nie polowa życia.....a już jakby końcówka...>

[00:14] <Elzamus> <eee... wciąż go młodość grzeje... w końcu starzy terycy wolą herbatę pić herbatkę niż podpalać ;)>

[00:15] <Deathsinger> <niekoniecznie, wszak dziwnym nie jest, że starzy ludzie mają swe ekscentryczne dziwactwa>

[00:15] <Kayleigh> <noo....... w szachy lubią grać,,,=D>

[00:15] <Renal> Właśnie mialem powiedziec... Otóż Markus.. Wypił troche wiecej niz zazwyczaj i nie moze pelnic swoich obowiazkow, w zamian za przysluge pomagam mu w pracy, nie klopoczcie sie tym znam juz kod do drzwi

[00:16] <Renal> <zapomnialem o - >

[00:17] <P_aul> <o strzalkach? :D>

[00:17] <Renal> <o myslniku>

[00:18] <Kayleigh> < oki ja już musze iść....wybaczcie....narqa>

[00:18] <Kayleigh> kiedyś jeszcze wpadne

[00:18] * Kayleigh has quit IRC (Remote host closed the connection)

[00:18] <Renal> <farewell>

[00:18] <P_aul> Renal - kucharz wzruszyl ramionami i podal ci jadlo. Ta misja chyba jest az za prosta... ( :D )

[00:19] <Elzamus> <misja jest za prosta = nagłe utrudnienie wykonainia jej :)>

[00:19] <Renal> dosypuje trucizne do jadla, w ustronnym miejscu tak, aby nikt nie widzial, dawke ktora usmiercila by ogra i zmierzam w strone luksusowych pokojow

[00:20] <P_aul> <misja jest za prosta = MG musi namowic ktoregos gracza aby ja utrudnil :D:D:D:D>

[00:20] <Renal> <no, mam komus gardlo przebic?>

[00:20] <P_aul> Elzamus - przy skarbcu nagle zorbilo sie male zbiegowisko, co zauwazyli straznicy. Uslyszales wladcze "Co wy tam robicie?!"

[00:21] <Elzamus> - ja? ależ nic... jako mag zainteresowałem się tym magicznym zabezpieczenie mw skarbcu... ale tylko spojrzałem i zaraz sobie poszedłem

[00:22] <P_aul> - Dobra dobra... Mag, tak? To rece na widoku i zadnych podejrzanych gestow!

[00:22] <Elzamus> - ależ oczywiście oczywiście - powiedziałem (spłoniesz razem z tym budynkiem)

[00:23] <Deathsinger> wychodzę z cienia z opuszczoną kosą i rzeczę do strażników: oddawałem się modłom przed ołtarzem, gdy usłyszałem zamieszanie przy wrotach do skarbca, więc podszedłem by sprawdzić co się dzieje...

[00:24] <Renal> Korzystajac z zamieszania zbliżam sie do wskazanych wczesniej przez Markusa dzrwi z zamiarem wystukania szyfru

[00:24] <P_aul> Deathsinger - Straznicy rozpoznali w tobie hojnego wiernego. - Spokojnie panie. Nie dzieje sie nic, co wymagaloby twojej asysty. Nie chcielibysmy przerywac modlow

[00:25] <P_aul> Renal - a kiedy to poznales ten szyfr?

[00:25] <Renal> <podczas rozmowy Markusa z KAyleighem?>

[00:26] <P_aul> <wtedy tylko powiedzial, ze jest szyfr...>

[00:26] <P_aul> <no i drugi blad - nie zadbales o wyeliminowanie Markusa>

[00:26] <P_aul> <Hitmanem to ty jeszcze troche nie bedziesz...>

[00:27] <P_aul> Renal - uslyszales charakterystyczne kroki kilku ludzi biegnaych w ciezkich zbrojach... to straznicy

[00:28] <Renal> <miałem nie robic bezsensownej rzez... wiec pozostawilem Markusa w spokoju, niech sobie zyje...>

[00:28] <P_aul> <ale mozna go bylo uspic... so easy...>

[00:28] <Renal> zastygłem w kacie tak aby nie zobaczyli mnie w ciemnosciach

[00:29] <P_aul> Niosa pochodnie rozswietlajace caly korytaz... meanwhile...

[00:29] <Renal> zanim sie zbliza staram sie udawac parobka, oby MArkus nie byl miedzy nimi...

[00:30] <P_aul> Elzamus - jestes otoczony przez halabardy. Czujesz ze potrafisz uwolnic niszczycielski ogien sama sila woli... ci glupcy maja pochodnie...

[00:30] <Deathsinger> w mych myślach rodzi się podejrzenie odnośnie owego tajemniczego maga, niejasne przeczucie, że kłamie. U*daje się nieco na bok i siadam w pozycji, z której szybko będę mógł wyprowadzić ewentualny atak. Obserwuję spod półprzymkniętych oczu sytuację...

[00:32] <Elzamus> cichutko szpece - wy głupcy... taki błąd... aż szkoda nie wykorzystać - poczym używając maggii zwiększam płomienie w pochodniach i nakierowuje je na odsłonięte części ciała strażników

[00:32] <Elzamus> *szepce <:P>

[00:34] <P_aul> Pochodnie nagle wybuchly a rozszalale plomienie zaczely uderzac w twarze straznikow. Niektorzy odrzucili je jak najdalej, inni zaczeli wyc z bolu, jeszcze inni bez sensu machac bronia, jakby to mialo cos pomoc. Elzamus stoi w samym srodku plomiennego kregu...

[00:34] <Deathsinger> wiedziałem! szybkim ruchem zrywam się i chwytam kosę, w chwili gdy mag jest zajęty rozprawianiem się z strażnikami wyprowadzam szybkie cięcie kosą w miejsce, gdzie znajdują się jego nogi...

[00:35] <Elzamus> <ech... mav... zawsze musisz popsuć zabawę ;] i jak ty się przedrzesz przez krąg płomieni?>

[00:36] <Deathsinger> <a tak poza tym - pragnę przypomnieć, że poniekad znajduję się pod błogosławieństwem bóstwa, w którego światynii pewien mag robi zadymę...>

[00:37] <Elzamus> <więc jak rozumiem, dostałeś Holly Blessing i teraz masz =50 do odporności na ogień, lód i inne cuda? ;]>

[00:37] <Renal> <to chyba ni czyni cie niesmiertelnym?>

[00:37] <Elzamus> <*+50>

[00:38] <Renal> <o jakim bostwie mowimy? To przeciez tylko Lathander:D>

[00:38] <Deathsinger> <pisałeś, że podpalasz konkretnych strażników, a nie, że otaczasz się kregiem płomieni... poza tym - jak zawsze skoro gram z wami pierwszy raz? swoją drogą zachowanie Piewcy jest nader logiczne - modli się w świątynii, ktoś robi w niej zadymę, po czyjej stronie Ty byś się opowiedział?>

[00:38] <Renal> <o kregu ognia napisal nasz MG>

[00:39] <P_aul> <tak m isie napisalo... ale rzecz swieta ;)>

[00:39] <Renal> <a co ze mna?>

[00:39] <P_aul> <ponadto... ja mam zabawe :D Pisz Yoss jak sie obronisz ;)>

[00:39] <P_aul> <ty poczekasz ;p>

[00:39] <Deathsinger> <oczywiście, że nie nieśmiertelnym, ale jakieś małe profity chyba daje... oż, wysłaliśmy posty mniej więcej w tym samym czasie, ale zawsze możemy uznać, że rzucam się przez owe płomienie ryzykując oparzenia...>

[00:40] <Renal> <dobra napisze ze udaje mi sie wykonac misje i tryumfujaco wychodze zer swiatynii:D>

[00:40] <P_aul> <gufno ;p>

[00:40] <P_aul> <ta swiatynia zaraz zacznie ci sie walic na glowe, wiec tez bedziesz mial co robic... wspominalem juz, ze jej nie lubie? :D>

[00:41] <Renal> <skoro MG nie wysila sie pisac tzn. ze nie czekaja juz mnie zadne trudnopsci>

[00:41] <Elzamus> - onienienie mój kochaneczku... nie zrobisz tego... - kiedy przedzierał się do mnie człek z kosą przez strażników szybkim podmuchem ognia odciąłem og ode mnie... jeśli teraz chce się do mnie dostać... usi skoczyć prosto w ogień

[00:41] <Renal> <no dobra, ale jak moze mi sie walic na glowe jesli oni dopiero zaczynaja walczyc a ja juz ladny czas temu poszedlem do komnat?>

[00:42] <Renal> <co ja robie przez ten czas jak oni walcza?>

[00:42] <P_aul> Renal - Straznicy dostrzegli cie... - Hej to o tobie mowil kucharz! Czemu klamales, ze Markus jest niezdolny do pracy? Co ty w ogole wykombinowales???

[00:42] <Renal> <nareszcie>

[00:43] <Renal> -Kto? Ja? Jestem tylko zwyklym sluga i mialem dostarczyc jadlo, ale skoro mnie powstrzymujecie to trzymajcie, sami to zrobcie.

[00:44] <P_aul> Deathsinger - Szybko zblizyles sie do czarownika... Gdy juz miales zlozyc sie do ataku przed twoim nosem buchnely plomienie. Odruchowo cofnales sie o dwa kroki...

[00:45] <Elzamus> <no popatrzta... tam się musiałem pobić z Holym, tak i teraz znów muszę tłuc się ze współ-graczem ;]

[00:45] <P_aul> Renal - wiemy ze tu nie pracujesz. Jeden z kaplanow mowil, ze udostepnil cele komus, kto wedlug opisu wyglada zupelnie jak ty. Ale to jadlo mozesz mi oddac.

[00:45] <Deathsinger> przede mną nagle wyrasta ściana płomieni, w ostatniej chwili wychamowuję zanim wpadnę w gorzejące ognie. Zatrzymuję się po czym powoli przechadzam się wzdłuż linii pożogi widząc przez buchające ognie niewyraźną sylwetkę maga. Jedynym sposobem by go dostac jest rzucenie się przez ogień, chyba, że wymyślę szybko coś innego...

[00:45] <Renal> -Prosze bardzo. - podaje tace straznikowi

[00:46] <P_aul> - a teraz pojdziesz z nami i wszystko wyjasnisz...

[00:46] <Deathsinger> <tak jakoś wyszło, trzeba było nie zaczynać rozróby ze straznikami <pu> >

[00:47] <Elzamus> staram się nakierowywać płomienie w stronę człeka... tak by stanął dokładnie na linii j-skarbiec

[00:47] <Elzamus> *ja-skarbiec

[00:47] <Renal> -AAch! MAm już dość jak w pracy przeszkadzaja mi niedouczeni głupcy! - szybkim ruchem wyciągam z zza kołnierza zatruty sztylet i ciskam w stronę szyi jednego z wartownikow

[00:48] <Elzamus> <no pięknie... bójka na dwóch frontach ;]>

[00:49] <P_aul> Deathsinger - Mag najwyrazniej probuje cie zapedzic w konkretne miejsce. Na twoje szczescie...

[00:49] <P_aul> Elzamus - Niezle ci idzie. Popleniles jednak jeden blad - skupiajac sie na wojowniku z kosa zapomniales o straznikach i otrzymales potezny cios w tyl glowy...

[00:50] <Elzamus> <ożesz szlag!>

[00:50] <Deathsinger> desperacko unikam ognistych pocisków ciskanych przez czarownika, całą swą uwagę koncentruję by nie dać się trafić i liczę na to, że w koncu wyczerpią się jego siły, albo że tumult bitwy ściągnie w tą stronę więcej strazników...

[00:51] <P_aul> Renal - trafiles, pozostali rzucili sie do ataku

[00:51] <Renal> <ilu ich?>

[00:51] <Elzamus> <no i po zabawie... teraz pewnie zetną mi głową, jeśli Face mnie nie uratuje :P>

[00:52] <Elzamus> <i przyjdzie po mnie sam Śmierć ;)>

[00:52] <P_aul> <czech>

[00:52] <P_aul> Elzamus - ciemnosc...

[00:52] <Deathsinger> <co się dzieje z magiem - pada nieprzytomny? czary wygasają?>

[00:52] <Renal> rzucam pulapke gazowa w strone straznikow i czekam az zemdleja

[00:52] <Elzamus> <hmmm... to że mdleje chyba powoduje tyle, że płomienie są teraz niekontrolowane

[00:53] <Renal> odskakuje na bezpieczna odleglosc

[00:53] <P_aul> Deathsinger - Widzisz, ze jeden ze straznikow przywalil czarownikowi i ten stracil przytomnosc. Plomienie jednak nie zgasly, przeciwnie, wbrew wszelkiej logice, szaleja coraz bardziej

[00:54] <Deathsinger> <Ty naprawdę nie lubisz tej świątynii>

[00:55] <Elzamus> <coś czuje, że moja postać bardzo podpasowałą P_aulowi w akcji jej zniszczenia ;>>

[00:55] <P_aul> <to nawet nieto... ale wlasnie wymyslilem, ze Y ma moc bezposredniego laczenia sie z lpanem ognia... wiec zapewnie dodatkowe atrakcje :D>

[00:56] <Elzamus> <hahha... to będzie coś :twisted: :P>

[00:56] <Renal> <bedzie jak zalatwie tego chlopaka zaraz bo juz mam pomysl jak go wywabic>

[00:56] <Deathsinger> pomoc jednak zdążyła mag pada nieprzytomny na ziemię, ku swemu przerażeniu obserwuję jednak, ze pożoga miast gasnąć przybiera jeszcze na sile. Przklęte zaklęcie pozbawione kontroli przekształciło się w samoistny twór destrukcji! Gwałtowny ognisty podmuch odrzuca mnie w tył, lekko osmalony i zdezorientowany podnoszę się powoli z ziemi.

[00:57] <P_aul> Deathsinger - widzisz, ze plomienie zaczely sie formowac w cos w rodzaju bram, za ktorymi widac... wiecej plomieni... Zobaczyles tez jakis ruch poza nimi. Po chwili z bram zaczelo cos wylazic...

[00:57] <P_aul> Renal - pulapka zadzialala. Ztrobilo sie jednak dziwnie goraco. Dostrzegasz pelznacy przy suficie dym...

EDIT:

[00:58] <Deathsin

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[00:58] <Deathsinger> <hmmm... czy to jest to co myślę? A myślę, że to jest bezpośrednie połączenie z planem ognia?>

[00:58] <Renal> podbiegam do drzwi za ktorym miala znajdowac sie moja ofiara i krzycze rozpaczliwie - Sir, zabojcy! Przyszli po pana! Niech pan ucieka! Oni... Podpalili swiatynie!!

[00:58] <P_aul> <a slyszeliscie o zwierzatkach z tego planu, ktore zwa sie salamandry?>

[00:59] <Deathsinger> <wiem tylko tyle, że coś takiego jest, nie wiem jakie ma moce i co konkretnie potrafi>

[01:00] <Renal> <gralem w Baldursa i Icewind Dale i nie jest to az takie straszne:D>

[01:00] <Deathsinger> <przynajmniej dla wypakowanej drużyny>

[01:00] <P_aul> Deathsinger - Z bram wylonily sie dziwne istoty. Przypominaja jaszcuroludzi, zbudowane sa jednak z plomieni. Dzierza wlocznie z jakiegos krysztalu, ktoremu nie przeszkadza ich temperatura lub rozgrzane do czerwonosci stalowe miecze

[01:01] <P_aul> Bije od nich niesamowite goraco, nie masz prawie czcym oddychac...

[01:01] <Renal> <cos ty narobil Yoss ;]>

[01:01] <Deathsinger> <można toto załatwić zwykłą bądź konsekrowaną przez zakon bronia, czy też mam wiać?>

[01:02] <Renal> <a jak tam moj fortel?>

[01:02] <Elzamus> <hahahaha... nigdy nie zadzieraj ze świrniętym magiem-piromaniakiem... przecież wiesz, że to się źle dla ciebie skończy ;]>

[01:02] <Renal> <chce zalatwic tego goscia i wrocic do reszty>

[01:03] <P_aul> <Mav - nigdy z takimi nie walczyles ergo nie wiesz ;)>

[01:03] <Deathsinger> ze zgrozą obserwuję, jak przez otwarte połączenie ze sferą żywiołu ognia wychodzą ogniste salamndry i zaczynają dzieło destrukcji świątynii, kilka z nich powoli kieruje się w moją stronę...

[01:03] * Renal umiera z nudow

[01:04] <P_aul> Renal - Koles przerazony otworzyl drzwi... tylko po to zeby zobaczyc twoja twarz... - TY... - jeknal

[01:04] <Deathsinger> <po prostu chce wiedzieć, czy moja kosa przez nie przejdzie jak przez ogień, czy też zrobi im jakieś poważne kuku>

[01:05] <P_aul> <zrobi zrobi... maja redukcje typu 10/+1 wiec bedziesz im zadawal mnie obrazen... choc z drugiej strony mozem yuznac ze pod wplywem laski Lathandera twoja kosa stala sie bronia +1 :D)

[01:05] <P_aul> >

[01:05] <Renal> wbijam mu noz prosto w grdyke - Przykro mi koles. Trzeba splacac swoje dlugi. - sprawdzam czy nie zyje po czym odcinam mu ucho na ktorym widniala charakterystyczna blizna(dowod dla Zentharimow)

[01:06] <P_aul> <jeszcze medalion ;)>

[01:06] <P_aul>

[01:06] <Renal> <jaki medalion bo zapomnialem?:D>

[01:06] <P_aul> <ten co go koles zwinal ;)>

[01:06] <Elzamus> <twój główny cel tej wyprawy ;)>

[01:06] <Renal> <aaaaaaaaaaahh>

[01:06] <Renal> <skoro tak to daruje sobie to ucho>

[01:08] <Deathsinger> gwałtownie rzucam się w stronę najbliżej stojącej salamandry i szybkim cięciem obcinam jej głowę, wykonując półobrót przelotnie czuję pęd powietrza gdy włócznia kolejnego przeciwnika przelatuje tuż obok mej twarzy, kontynuując ów ruch tnę nisko w miejsce, gdzie normalna istota powinna mieć nogi,

[01:08] <Renal> wracam w strone wyjscia, kolo glownego hallu widze szalejace plomienie, bestie wylazace z jakiejs piekielnej bramy i straznikow usilujacych je pokonac, chyba bede musial im pomoc bo plomienie zagradzaja mi droge ucieczki

[01:09] <P_aul> Deathsinger - jeden przeciwnik zdekapitowany, drugi pozbawiony dolnych konczyn. Naraz czujesz w lewym barku straszliwy zar. To wlocznia kolejneo stworzenia przebila go na wylot

[01:10] <Renal> chyba czas uzyc mojej starej, dobrej kuszy i bełtów mrozu

[01:10] <P_aul> Elzamus - czujesz, ze jest ci bardzo cieplo... bardzo bardzo cieplo...

[01:10] <P_aul> <tyyy nie masz czasem za duzo fajnego sprzetu?>

[01:11] <Renal> <no co jak sie posluguje kusza to mam i belty ogniste, mrozu, przebijajace>

[01:11] <P_aul> Renal - ostatnie magiczne belty zurzyles w zeszyl miesiacu i nie miales kiedy nadrobic zapasow, o czym przypomniales sobie dopiero gdy siegnales do zasobnika

[01:11] <Renal> <zaraz przeciez uizupelnialem zapasy w karczmie>

[01:11] <P_aul> <tja... w kazdej karczmie sprzedaja na kilogramy takie rzeczy ;p>

[01:11] <Renal> <mam te stwory rapierem atakowac????????>

[01:11] <P_aul> <masz zwykle belty>

[01:12] <Renal> <np. "Pod Miedzianym Diademem>

[01:12] <Deathsinger> <no co? ja je tnę kosą... a akcja była perfidna...>

[01:12] <Renal> <tak tylko ze co ja moge zrobic ze zwyklymi beltami?>

[01:13] <P_aul> <to co Mav zwykla kosa ;p>

[01:13] <Renal> widzac ze stwory zajmuja sie straznikami i gosciem z kosa, przekradam się w strone wyjscia, starajac ie unikac ognia

[01:13] <Deathsinger> <teoretycznie strzał dochodzący do mózgu (a kusza ma jakąś tam siłę przebicia) potrafi zrobić całkiem spore kuku>

[01:15] <Deathsinger> okropny ból przeszywa me ciało, na chwilę padam na kolana, tylko po to by w ostatnie chwili zasłonić się swą bronią przed następnym ciosem wycelowanym w me serce, wciąz parując ciosy powoli podnoszę się najpierw na jedno kolano, by chwilę potem powstać, szybkim ruchem omijając piruetem kolejny cios oponenta odcinam salamandrze rękę

[01:16] <P_aul> Elzamus - coraz cieplej... powoli otwierasz oczy... I widzisz wokol ogien

[01:17] <Elzamus> <ty P_aul... ja wiem, że moge przywoływać pana ognia, czy sam o tym nie wiedziałem?>

[01:17] <P_aul> <nie wiedziales... i nie "pana" tylko przejscie na PLAN ognia>

[01:17] <P_aul> <skad czerpiesz swa moc>

[01:17] <Elzamus> <ach... okej>

[01:17] <Renal> <soro nikt mi nie przeszkadza to ja zaraz stad wybywam>

[01:18] <P_aul> Renal - jakims cudem udalo ci sie wydostac z tego piekla

[01:19] <Renal> <mam teraz leciec do zleceniodawcy?>

[01:19] <P_aul> swoja droga swiatynia podswietlona efektownie od wewnatrz prezentuje sie okazalej niz kiedykolwiek

[01:19] <Deathsinger> <nie żebym coś mówił, ale owo przejście to bardziej wygląda na błąd w sztuce (do zapamiętania - nie walić szalonych magów po głowach gdy robią zadymę) po drugie - dobrze wiedzieć, że ma on jakieś tam odporności na ogień, bo biorąc pod uwagę, że był w epicentrum to powinien już jakiś czas temu bez tego się sfajczyć>

[01:19] <Elzamus> podnoszę się powoli i przyglądam sytuacji... widać rozpętałem coś strasznego... ale to nawet lepiej bo wszystko płonie... sprawdzam, wciąż mogę kontrolować płomień... jeśli tak, to zaczynam się szaleńczo śmiać i miotam wielkim podmuchem ognia w strażników

[01:19] <P_aul> widzisz zblizajacych sie od wioski ludzi z wiadrami...

[01:20] <Renal> <juz nic z tego nie rozumiem>

[01:20] <P_aul> Elzamus Glowa boli cie za bardzo, bys mogl sie skoncentrowac. Ale drzwi do skarbca zupelnie sie odksztalcily

[01:20] <P_aul> <Face - chciales isc?>

[01:20] <P_aul> <Mav - details, details...>

[01:21] <Elzamus> niezważając na nic wbiegam podbiegam do skarbca i sprawdzam czy mogę go otworzyć

[01:21] <Renal> <nie moj bohater staralk sie uciec bo niby czemu mial walczyc, a ty jako MG nawet nie wyslales jednej salamandry zeby go powstrzymac>

[01:21] <P_aul> <tak>

[01:21] <P_aul> <bo sa zajete kim innym aktualnie...>

[01:22] <Renal> <no to co ja mam robic?>

[01:22] <P_aul> Elzamus - popazyles sobie rece, ale to nie wazne. Dostales sie do skarbca!

[01:22] <P_aul> <isc spac? :D>

[01:22] <Elzamus> przyglądam się temu miejscu i szukam pierścienia od kontroli żywiołaków

[01:22] <Renal> <po to wracałem zeby do nich przy hallu dolaczyc i mimowolnie im pomoc>

[01:23] <P_aul> <nie ogarniam... :D>

[01:23] <Renal> siadam z boku i ogladam piekne dzielo zniszczenia ku chwale Talosa

[01:23] <Deathsinger> kolejnym cięciem dekapituje trzeciego przeciwnika, lecz w tej samej chwili spostrzegam, że kilka kolejnych salamandr porzuca swe dzieło zniszczenia i kieruje się w mą stronę, kątem oka dostrzegam także, że szalony mag, za którego sprawą rozpętało się to piekło, odzyskał przytomność. Świątynia jest już i tak stracona, więc powoli kieruję się w stron ę wyjścia wciąż obserwując mych oponentów. Przynajmniej zdobyłem błogosławieństwo.

[01:24] <Renal> Widze uciekajacych w panice wiesniakow, a za nimi potwory ktore wychodza ze swiatynii.

[01:25] <P_aul> Deathsinger - kilka salamander wylazlo juz ze swiatyni i teraz sieja poploch wsrod mieszkancow

[01:25] <Renal> Hmm. Talos bedzie usatysfakcjonowany, ale chyba lepiej nie dopuscic do rozprzestrzenienia sie tych potworow.

[01:25] <Deathsinger> <a Elzamus wybył do skarbca zanim miałem okazję rzucić w niego kosą, cóż, może to i lepiej>

[01:26] <P_aul> Renal - okazuje sie, ze mieszkancy Dolin to twardzi ludzie. Wiekszosc uciekla tylko po to by wrocic juz nie z wiadrami ale z bronia...

[01:26] <Renal> -Lepiej bedzie jak pomoge powstrzymac ich inwazje, moze nie bedzie z tego jakis profitow, ale co mi tam. Raz moge sie poswiecic i uratowac swiat.

[01:26] <Elzamus> <a co ze mną i ze skarbcem?>

[01:26] <P_aul> Kilku wioskowych czarodziejow odpalilo czary oparte na zimnie, inni zasaczaja magiczna moca bron obroncow

[01:27] <P_aul> *nasaczaja

[01:27] <Renal> UZywam specjalnego "podwojnego strzalu" mojej kuszy aby wystrzelic 2 belty naraz w strone zblizajacych sie salamander.

[01:27] <P_aul> Elzamus - Rozgladasz sie po skarbcu. Jest w nim sporo zlota, kilka przedmiotow obrzedowych, ale nigdzie nie widzisz pierscienia...

[01:28] <P_aul> Deathsinger - takze zauwazasz formujace sie powoli szyki obronne

[01:28] <Renal> <cos mi mowi ze byl u kaplana, albo w jakims latwo dostepnym miejscu :D>

[01:28] <Elzamus> zaczynam roztrząsać całe złoto... - ON GDZIEŚ TU MUSI BYĆ!

[01:29] <Deathsinger> Gdy tylko wydostaję się z ogarniętej płomieniami świątynii spostrzegam, że ogniste bestie atakują mieszkańców tej mieściny, bez namysłu szepcąc modlitwy ku czci Kelemvora rzucam się na najbliższą bestię i potężnym cięciem od dołu rozcinam ją na pół... świątynia jest stracona, ale wraz z pomocą walecznych mieszkańców możemy powstrzymać inwazję.

[01:29] <Renal> Staram sie kierowacpoczynaniami wiesniakow - Zaprowadzajac jako taki lad:

- Dobrze! Dajcie jeszcze troche wody i lodu!- Nie przestaje wystrzeliwywac z kuszy razac kolejne salamandry.

[01:30] <P_aul> Elzamus - szum w glowie narasta... Czujesz jakbys mial zaraz wymiotowac. A pierscienia nigdzie nie ma...

[01:31] <Elzamus> - GRAAR!!! - wydałęm z siebie straszliwy ryk... było mi bardzo niedobrze... upadłem na kolana... - on... tutaj... musi... być... - i resztkami sił rozgrzebuje małe kupki złota

[01:31] <Renal> Kończy mi się amunicja wiec wyciagam swoj rapier z trucizna i atakujenajblizsza salamandrę. Zadaje lekkie, powierzcvhowne rany, wielu salamandrom, na szczescie trucizna robi swoje...

[01:32] <P_aul> <... jak to dobrze mic uniwersalna trucizne raniaca wszystko co sie rusza

:D>

[01:32] <Renal> <wiesz salamandry sa chyba tylko na ogien odporne>

[01:33] <Renal> <nic mi nie wiadomo o ich odpornosciach na trucizny, poza tym jest to bardzo silna trucizna>

[01:33] <P_aul> <ale na rozne organizmy dizlaja rozne trucizny... to nie gra komputerowa...>

[01:33] <P_aul> <wlasciwie to jest gra komputerowa, ale zasady sa nieco bardziej realistyczne ;)>

[01:33] <Renal> <nagle zachcialo ci sie wchodzic w szczegoly?>

[01:33] <P_aul> <details, details...>

[01:33] <Deathsinger> Kątem oka dostrzegam jak jedna z salamander dogania uciekającą niewiastę z dzieckiem na ramieniu, szybko biegnę w jej stronę by gwałtownym cięciem odciąć bestii rękę wraz ze znaczną częśćią barku i płuc, następnie wykonując piruet odcinam potworow głowę...

[01:34] <Deathsinger> <taaa... wiem, powiało kiczem, ale nie mogłem się powstrzymać>

[01:34] <Elzamus> <Mav... ty wciąż masz przebity bark...>

[01:34] <P_aul> < Deathsinger WINS. FATALITY! :D>

[01:34] <P_aul> <details, details...>

[01:34] <Renal> <chyba czas na jakis zwrot bo nie bedziemy caly czas ciac salamander>

[01:35] <Deathsinger> <to się nazywa uderzenie adrenaliny, czasowo powstrzymuje ból, wiecie - endorfiny te sprawy>

[01:35] <Elzamus> <no P_aul... Mav robi ci konkurencje... lepiej coś zrób bo zaraz ci wyrżnie wszystkie moby pomimo przebitego barku ;]>

[01:35] <Renal> <wlasnie, sprowadz jakiegos demona czy cos>

[01:35] <P_aul> <nie lubie okreslenia "moby" wole "biegajace PDki ;)>

[01:37] <P_aul> <dajcie pomyslec...>

[01:37] <P_aul> <i grajcie w tym czasie, dobrze wam idzie :> >

[01:37] <Elzamus> <acha... a Raid Bossy to "śmiercionośne biegające PDki" :P no i chyba tam zemdleje w tym skarbcu znowu ;]>

[01:38] <Renal> <mam pisac ze wspolnymi silami udaje nam sie wyprzec salamandry z powrotem do swiatynii?>

[01:38] <P_aul> <a dlaczego by nie?>

[01:38] <Renal> <to chyba twoja dzialka? :D>

[01:38] <P_aul> <i nie mow mi ze "bo ty jestes MG" jest dobrym powodem :P>

[01:38] <P_aul> <jestem jasnowidzem :D>

[01:39] <Renal> wspolnymi silami udaje nam sie wyprzec salamandry z powrotem do swiatynii

[01:39] <Deathsinger> <to się wysilił>

[01:39] <Deathsinger> <*toś się wysilił>

[01:39] <Renal> <P_aul juz od dluzszego czasu nic nie wymysliles>

[01:40] <Elzamus> <ja tylko czekam, aż w końcu P_aul mi powie, że zwymiotowałem tam i przypadkiem wyrzygałem ten pierścień... to dopiero będzie zwrot akcji ;]>

[01:40] <P_aul> <bo jest pozno w nocy a ja caly czas improwizuje>

[01:40] <P_aul> <i zmienilem koncepcje juz ze trzy razy>

[01:40] <P_aul> <iwogole;p>

[01:41] <P_aul> <mialem ochote dzisiaj pograc a nie masterowac... ale sie nie udalo zwalic na nikogo:/ >

[01:42] <Deathsinger> Szale bitwy powoli przechylają się w naszą stronę, jednak do wygranej pozostało jeszcze wiele trudów i wiele krwi zostanie przelanej by osiągnąć zwycięstwo... ku chwale Kelemvora... tymczasem me siły powoli się wyczerpują, początkowey zryw adrenaliny kończy się, jestem osłabiony, a ból w barku ciągle przypomina o odniesionej ranie...

[01:42] <Renal> <dobra, nastepnym razem ja pomasteruje>

[01:43] <P_aul> Elzamus - wychodzisz powoli ze skarbca. Czujesz sie zalamany. Tyle trudu na marne. I jeszcze to cale zamieszanie. I ten bol glowy...

[01:43] <Renal> <jak mamy zamknac ten portal?>

[01:43] <Elzamus> <gdyby był Rokugan, to ja mógłbym prowadzić... ale wy nie lubicie średniowieczne Japonii... bu ;[>

[01:44] <Deathsinger> <może wrzucimy do środka tego maga co go przypadkiem wywołał? Możliwe, że nagłe uwolnienie jego pozostałych mocy mentalnych go zamknie>

[01:44] <P_aul> <wrocmy jednak do meritum...>

[01:44] <Deathsinger> <kto nie lubi ten nie lubi, ja zawsze chciałem mieć katanę...>

[01:45] <Renal> Udaje sie nam dotrzec do sali w ktorej wciaz jest brama z ktorej wychodza salamandry. Widze wychodzacego ze skarbca maga. A niech mnie! To ten szajbus to wszystko wywołał! Podbiegam do maga imówie: - Ty to wywołałeś szaleńcze! Powiedz nam co mamy zrobic zeby zakonczyc ten koszmar!

[01:45] <P_aul> Widzicie, (co poniektorzy bardziej od srodka) ze swiatynia zaczyna sie walic. Dokladniej zapadac do srodka. Przez chwile plonacy feniks wygladal jak zywy, po czym zupelnie sie rozpadl

[01:46] <Elzamus> takiej migreny jeszcze nigdy nie miałem... w akcie bezsilności wydałem ze swoich płuc wielki ryk! wybiegłem na zewnątrz i nie zbaczajac na to, co chce zrobić, składam ręce i zaczynam mruczec zaklecie na swoj najsilniejszy czar... Deszcz ognia

[01:46] <Deathsinger> <to było wredne... specjalnie czekałeś az jakiś frajer wbiegnie do srodka?>

[01:46] <P_aul> <nie, skad...>

[01:46] <Elzamus> <ups... no to fajnie... przecze poprzednim wydarzeniom :P jaka szkoda... fajnie by było tak zrzucić na was płomienny deszcz :P>

[01:47] * Deathsinger has left #sesja_rpg

[01:47] <P_aul> ...

[01:47] <Renal> światynia zaczela sie walic wiec czym predzej rzucilem sie do ucieczki. Zobaczyłem maga, który rzuca jakis czar...

[01:47] <P_aul> <atoco?>

[01:48] <Renal> <tak to jest jak sie kazdy bierze za mistrzowanie:D>

[01:48] <Elzamus> <Mav przez przypadek wyłączył okienko ;) zaraz wróci :P>

[01:48] * Eideleoatara has joined #sesja_rpg

[01:48] * P_aul sets mode: +v Eideleoatara

[01:48] * Eideleoatara is now known as Deathsinger

[01:48] <Renal> <3 ludzi i 3 rozne wersje wydarzen>

[01:49] <P_aul> <to moze skrocimi - wszyscy sploneliscie... latwiej bedzie :P>

[01:49] <Deathsinger> <prześlijcie ktoś loga mi na gg bo mi się okno kanału zamknęło>

[01:49] <Renal> <to co? koniec?>

[01:49] <P_aul> <nie, zartuje ;p>

[01:50] <Renal> <ale swiatynia zburzona, salamandry powstyrzymane... co jeszcze mamy zrobic?>

[01:50] <P_aul> <powstrzymane?>

[01:50] <Elzamus> dalej wymawiam zaklecie deszczu ognia...

[01:50] <P_aul> <na razie ustalcie jedna wersje wydazen ;)>

[01:51] <Renal> <ja wiem, powiedzmy ze znalazlem ten pierscien przy zwlokach chlopaka - zlodzieja >

[01:52] <Elzamus> <ja obstaje za moją wersją... Mav nie siedzi zawalony w środu a ja mogę odpalić czar ;)>

[01:52] <Elzamus> <*w środku>

[01:52] <Renal> - Magu! Nie wiem czego szukasz, ale moze to jest ten przedmiot, ktorego tak pozadasz. Jesli to ma pomoc to go zabieraj, ale pozbadz sie tych salamander!

[01:52] * Eideleoatara has joined #sesja_rpg

[01:53] <P_aul> Renal - wygrzebujesz sie z gruzow. Widzisz cialo jakiegos kaplana tuz obok siebie. I kilka pierscieni na jego palcach.

[01:53] <P_aul> <fak dfajcie mi dokonczyc pisac -_->

[01:53] * P_aul sets mode: +v Eideleoatara

[01:53] * Deathsinger was kicked by P_aul (atak klonow :P)

[01:53] <Renal> zabieram pierscienie, jeden wydaje sie byc bardzo goracy - niemal parzy

[01:53] * Eideleoatara is now known as Deathsinger

[01:54] <P_aul> Elzamus - zaklecie jest gotowe :D

[01:54] <Renal> Rzucam pierscien w strone maga majac nadzieje ze to ukoi jego gniew i zamknie portal.

[01:55] <P_aul> Portal jest teraz potezna brama unoszaca sie w powietrzu. Aktualnie jest spokojnie, ale w kazdej chwili moze cos z niego wyjsc...

[01:56] <Deathsinger> Świątynia się wali, w ostatniej chwili wybiega z niej szalony mag i najwyraźniej jest w trakcie rzucania kolejnego zaklęcia! Jestem zbyt daleko by dosięgnąć go w walce wrecz totez niewiele myśląc rozkręcam się ze swą bronią nie zważając na palący ból w barku i wyrzucam wirujący pocisk śmierci w stronę szaleńca, modląc się do wszelkich znanych mi bogów by ten nie chybił... po czym nie wiele myśląc biegnę tuż za nim...

[01:56] <Renal> <Yoss - czy ty mnie w ogole sluchasz?>

[01:56] <Elzamus> w chwili, kiedy chce zucić zaklęcie, zauważyłem, że ktoś we mnie pierścieniem rzucił. Tym jedynym pierścieniem, by rządzić nimi wsyztkimi (nie mogłem isę powstrzymać ;)) chywciłem go i wrzasnąłem TAAAK!

[01:57] <P_aul> Elzamus - i w tym momencie wielka kosa wbila ci sie w piers

[01:57] <Renal> <niestety mag zajety pierscieniem nie byl w stanie oslonic sie przed pociskiem>

[01:57] <Elzamus> <o żesz ty szlag!>

[01:58] <Deathsinger> <nie ma to jak efektywna współpraca Renal>

[01:58] <Renal> - Koniec! Czy już po wszsytkim?

[01:58] <Elzamus> <fajnie dziecinki... i kto wam teraz zamknie portal? ;)>

[01:58] <P_aul> <Elminster ;p>

[01:58] <Renal> <twoja smierc zapewne spowoduje jego zamkniecie:D>

[01:59] <P_aul> <musi byc jakis akcent FRowy w tej historii...>

[01:59] <Deathsinger> <a nawet jeśli nie, to kreci się po pobojowisku paru magów lodu>

[02:00] <Renal> <co teraz z tym portalem?>

[02:00] <P_aul> Mag powoli upadl wciaz sciskajac pierscien w dloniach.

[02:01] <P_aul> Portal zaczal drgac wyrzucajac z siebie gorace podmuchy

[02:01] <Renal> <fak Armageddon>

[02:01] <P_aul> Ziemia lekko sie zatrzesla. Potem po raz drugi.

[02:02] <Renal> <a wszystko to dla pierscienia ktory produkuje zywiolaki:D>

[02:02] <P_aul> Zobaczyliscie, ze z portalu wychodzi jakas istota. Stwozona z czystego ognia. Ogromny zywiolak powoli przeciskajacy sie przez za mala dla niego szczeline miedzy rzeczywistosciami.

[02:02] <Elzamus> (szepce)- głupcy... mogłem wam pomóc... ale tak... będzie lepiej... będziecie cierpieć... - i padam na ziemie

[02:02] <Deathsinger> <tja... magowie spieprzą wszystko byle dorwać się do większej władzy>

[02:03] <Deathsinger> <mam nadzieję, że ów żywiołak idzie odebrać ten pierścien i złożyć na nasze ręce gratulacje?>

[02:03] <Renal> - Skupcie cala swoja moc lodu - krzycze do magow pozostalych przy zyciu, a sam wyszarpuje pierscien z rak nieboszczyka.

[02:04] <P_aul> Renal - pierscien zmienil sie w grudke wegla...

[02:04] <Renal> <moze sprobujemy zniszczyc pierscien?>

[02:04] <P_aul> <za pozno... poza tym macie dalke do najblizszego czynnego wulkanu ;p>

[02:04] <P_aul> <*za daleko>

[02:05] <Deathsinger> Dobiegam do padającego maga w chwili gdy ten wyszeptuje swą klątwę, jednym ruchem wyszarpuję z jego piersi swą broń przy okazji rozcinając zwłoki na połowę... nie czas na sentymenty... wpatruję się w potężną ognistą istotę trzymając broń w pogotowiu...

[02:05] <Renal> <fany z ciebie MG, ktory zadnych wskazowek nie daje>

[02:05] <Renal> <staram sie ta historie do kupy poskladac, a ty ciagle klody pod nogi mi rzucasz>

[02:06] <Deathsinger> <hmmm... może chociaż nasikamy na zwłoki tego, który nam zafundował Apokalipsę zanim wielki zły nas zje?>

[02:06] <P_aul> <bo to ja tu jestem MG i ja sie zajmuje takimi rzeczami jak logicznosc historii ;p>

[02:06] <Renal> cofam sie do tylu aby istota nie mogla mnie dosiegnac i wyciagam kusze z ostatnim beltem

[02:06] <P_aul> Portal zadrzal poraz kolejny, a wraz z nim zadrgala ziemia.

[02:06] <Renal> <to belt dla pierwszego oficera:D>

[02:07] <Renal> <dobra Mav poblogslaw moje belty, a ja je wystrzele w to cos>

[02:07] <P_aul> A potem... nagle, w miejscu gdzie jeszcze przed chwila szalaly plomienia nie bylo juz nic. Portal w ulamku sekundy zapadl sie w sobie. Po ognistej bestii nie zostal nawet slad

[02:08] <Renal> <nie wierze, zaraz nam cos szykujesz...>

[02:08] <P_aul> Wszystko ucichlo. Mag lezy martwy. Ci, ktorzy przezyli patrza na siebie z niedowierzaniem

[02:08] <Renal> <jak tam Yoss- podoba ci sie twoje sponiewierane i rozczlonkowane cialo:D>

[02:08] <Elzamus> <CO?! To oni mi rozpruli brzuch kosą, żeby nic ich teraz nie zatakowało?

[02:09] <Renal> <przepraszam - truchlo:D>

[02:09] <Elzamus> <fajne uczucie nawet... :P>

[02:09] <Renal> -Dobra robota świrze - mowe w strone paladyna.

[02:09] <Deathsinger> <niektórzy zamiast powiedzieć trup mawiają nieżywe zwłoki martwego nieboszczyka>

[02:11] <Renal> <jest tam ktos?>

[02:11] <P_aul> <ja jezdem ;)>

[02:11] <P_aul> <ale przysypiam ;) >

[02:12] <Deathsinger> powoli skinam głową w stronę mężczyzny, po czym osuwam się powoli na ziemię podtrzymując się na rękojeści mej broni... - mam nadzieję, że przeżył choć jeden kapłan by opatrzyć tę ranę - mówię zgryźliwie...

[02:12] <Renal> <to chyba koniec?>

[02:12] <P_aul> I zyli... nie, ci, o ktorych mowi ta historia, na pewno nie zyli ani dlugo, ani tymbardziej szczesliwie.

[02:13] <P_aul> A jak dalej toczyly sie ich losy... No coz. Okazalo sie, ze medalion... ale to juz inna opowiesc

[02:13] <Elzamus> <a ja nie żyłem długo, ale czy szczęśliwie, to ja juz nie wiem>

[02:13] <Deathsinger> <za to z pewnością emocjonująco>

[02:13] <Renal> -Chyba zabawie tu jeszcze chwile. -Mieszkancy sa dosc przyjaznie usposobieni, dziekuja nam za zabicie wrednego maga, ktory to wszystko spowodował, a skoro straznicy legli pod gruzami nikt nie moze sie dowiedziec o moim postepku.

[02:14] <P_aul> Podobnie jak inna opowiescia jest, dlaczego tajemniczy wojownik przybyl do Dolin. Na kim sie mscil i za co. Oraz co robil potem.

[02:14] <Deathsinger> <cóż... 40 lat to i tak najwyższa pora na emeryturę była...>

[02:14] <Renal> <dobrze ze medalion wzieli Zentharimowie, a on ich w cholere:D>

[02:14] <P_aul> Jak i to, dlaczego cialo czarownika zniknelo zaledwie kilka godzin po tych strasznych wydazeniach

[02:15] <P_aul> KONIEC!

[02:15] <Renal> <HURRRRRRRRRRRRRAAAAAAAAAAAAA>

[02:15] <Elzamus> ej... a co z sequelem MOICH przygód :P? (czy może raczej Prequelem w obecnej sytacji :P)

[02:15] <Renal> <to wszystko w nastepnym odcinku>

[02:16] <P_aul> koniec sesji, nie obowiazuja juz warunki sesyjne ;)

[02:16] <Renal> no to nara

End of #sesja_rpg bufferFri Jul 14 02:16:19 2006

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Specjalnie dla panstwa! Jedyni i niepowtazalni! P_aul & Maverick czyli trupa cyrkowa "Klauni Jedi" w swoim popisowym numerze!

Zastanawialem sie tylko czy wrzucic to tu, czy na poligon... tak czy siak, jesli macie ochote to wystawiajcie oceny xD (hmmm 'gdzie?' pytacie? mozna w dyskusjach online'owych ;) )

[23:56] <Master_Paul> ja Mistrz Jedi P'aul Wal-Ki wyzywam cie slugo ciemnej strony

Darth Mavericku na pojedynek na smierc i zycie

[23:57] <Darth_Maverick> twe wyzwanie zaiste przyjmuje czleczyno nedzna

[23:58] * Master_Paul spokojnie wyjmuje miecz swietlny. Wciska guzik i po chwil iz

cichy brzeczeniem pojawia sie bleitno-zielone ostrze

[23:59] <Master_Paul> albo moze lepiej w ramach statowania nie piszmy akvji tylko

normalne teksty :D

[00:00] <Darth_Maverick> Darth_Maverick nie zwracajac uwagi na swego przeciwnika

korzysta z Force Scream sprawiajac, ze pekaja wszelkie okna, szyby lustra, a

nawet nowowylozona plytkami podloga w lazience

[00:00] <Master_Paul> i druga zasada - zawsze czekamy na reakcje przeciwnika, nie

piszem ydwoch txtow pod rzad

[00:00] <Darth_Maverick> <ok>

[00:01] <Master_Paul> Master_Paul zaglebiony w mocy odpiera straszliwy okrzyk. Te

proste sztuczki nie sa w stanie wplynac na wyszkolony umysl. Aby jednak

rozproszyc nieco przeciwnika unosi kilkanascie odlamkow szkla i rzuca nimi w

kierunku przeciwnika

[00:02] <Master_Paul> <bleh... przeciwnika...przeciwnika>

[00:02] <Master_Paul> <sam sobie wystawiam pale za to zdanie...>

[00:02] <Master_Paul> <acha i unosi przy uzyciu mocy ofkoz ;)>

[00:03] <Darth_Maverick> Dart Maverick uzywa Force Whirlwind tworzac male tornado

na drodze lecacych odlamkow, ktore je przechwytuje, a nastepnie kierujac sie w

strone kata pomieszczenia wrzuca do odpowiedniego pojemnika na segregowane odpady

[00:04] <Master_Paul> "No prosze... mrozcny lord tak sie przejumje ekologia?"

Usmiecham sie drwiaco iczekam na kolejny atak mojego przeciwnika

[00:05] <Darth_Maverick> skinam reka, w oddali otwieraja sie drzwi z ktorych

wybiega oddzial szturmowcow w zielonych pancerzach wyposazonych w worki na

smieci, gumowe rekawiczki i odkurzacze, ktorymi z miejsca zaczynaja atakowac

mistrza Jedi

[00:06] <Darth_Maverick> <musisz przyznac, ze wizja ciekawa>

[00:06] <Master_Paul> <czyli nie walczymy na powaznie? oki :> >

[00:07] <Darth_Maverick> <a to Ty chciales na powaznie?>

[00:08] <Master_Paul> Paul przelaczyl przelaczniki w odkurzaczach, ktore to zamiast

zasysac zaczely wyrzucac z siebie powietrze. Nieprzygotowani szturmowcy zostali

odepchnieci w tyl skuteczniej nawet niz przy uzyciu Force push. Paul na tym nie

poprzestal! Odcial mieczem reke jednemu ze szturmowcow, zdobyta gumowa rekawiczke

nadmuchal i rzucil nia w kierunku mroczniaka.

[00:09] <Master_Paul> <mialem nadzieje... ale skoro tak :D>

[00:12] <Darth_Maverick> Lapie rekawiczke przy pomocy Mocy, zawiazuje koncowke i

przytwierdzam do niej patyczek, tak stworzony balonik wreczam jasnemu

jednoczesnie uzywajac na nim Force Tickles. Brudzacego podloege swymi plynami

ustrjopwymi szturmowca wrzucam za pomoca mocy do pojemnika z oznaczeniem

"material genetyczny dla przyszlych pokolen"

[00:14] <Master_Paul> Laskotany zaczynam sie niekontrolowanie smiac i machac na

wszystkie strony mieczem swietlnym, co spowodowalo: 1. Calkowite zniszcenie

balonika. 2. smierc pozostalych szturmowcow. Widzac, ze sytuacja rozwija sie

niekorzystnie sam wzywam przez mikrofalowke (Moc jest ze mna) posilki w postaci

grupy dzielnych rebeliantow z proszku

[00:17] <Master_Paul> <chyba moim rebelianci z proszku to dla ciebie za duzo?

Wystarczy dodac wody, na piec minut do mikrofali i mamy dzielna armie na kazde

zawolanie>

[00:17] <Darth_Maverick> uzywam na sobie Force Speed po czym predko biegne po mop i

wiadro, sprawnie sprzatam podloge bedac pod wplywem Force Speed, a za pomoca

Force Sense wynajduje wszelkie nieczytsoci... nastepnie wiadro pelne pomyj za

pomoca mocy prenosze nad glowe Mistrza jedi i bezlitosnie nie przejmujac sie jego

blaganiami o litosc, nieartykulowanymi dzwiekami i wszelakimi innymi

nieokreslonymi jekami, ktore ten wydaje zabawiajac sie swoim light

[00:18] <Darth_Maverick> <bleah... braklo mi miejsca na dokonczenie posta>

[00:18] <Master_Paul> <zabawiajac sie swoim...?>

[00:18] <Darth_Maverick> <zabawiajac sie swoim lightsaberem - odwracam je

zanieczszyczajac jego szate>

[00:20] * Dreadknight has joined #Forum_Actionum

[00:20] <Dreadknight> <bleah... rozlaczylo mnie... jak cos pisales to przeslij

jeszcze raz>

[00:20] * Dreadknight is now known as Darth_Mav

[00:21] <Master_Paul> Uzywam w ostatniej chwili Force Impragnation, dzieki czemu

nieczystoscie nie wsiakaja w moja szate ani tez wlosy, ktorych jak powiedzialby

klasyk komentaza pilkarskiego i tak nie mam. Nastepnie nakazuje rebeliantom zajac

czyms Dartha Mavericka a sam wyjmuje kolejna paczke "bohaterowie z proszku"

Rebelianci rzucaja na wszystkie strony papierki po snickersach

[00:22] * Darth_Maverick has quit IRC (Ping timeout)

[00:22] * Darth_Mav is now known as Darth_Maverick

[00:25] * Master_Paul sets mode: +v Darth_Maverick

[00:25] <Darth_Maverick> uzywajac force push wciskam przycisk otwierajacy jame, w

ktorej przetrzymujemy strasznego potwora. Z czarnej czelusci z piekielnym

charkotem wylania sie okrutna bestia - to ona - mamusia Imperatora. Okladajac

rebeliantow swietlnym walkiem do ciasta rozprasza ich szerego, po czym mruczac

pod nosem cos, co brzmi "tacy sami jak moj maly palpus - tylko by wszedzie

smiecili" kieruje swe przerazajace wejrzenie na Jasnego utytlanego n

[00:26] <Darth_Maverick> <bojowy okrzyk sie juz nie zmiescil>

[00:26] <Master_Paul> <utytlanego...>

[00:27] <Darth_Maverick> <no dobra - stojacego w kaluzy... wyglada jakbys

zanieczyscil podloge tak czy inaczej>

[00:27] <Master_Paul> <chodzi mi o to, ze na utytlanego co obcielo wypowiedz ;)>

[00:28] <Darth_Maverick> <kieruje swe przerazajace wejrzenie na Jasnego utytlanego

nieco w pomyjach. Chwile potem rzuca sie na niego z bojowym okrzykiem!>

[00:28] <Darth_Maverick> <twoj post konczyl sie papierkami po snickersach?>

[00:28] <Master_Paul> <tak ;)>

[00:29] <Darth_Maverick> <zamiescimy to potem na forum?>

[00:31] <Master_Paul> Master w tym czasie zakonczyl pichcic bohaterow z proszku i

oto z mikrofali wylonili sie.. Jar Jar i Amidala. Pierwszy zaMisa'owal mame

Palpatine'a na smierc, Padme zas Jasny, znajac slabosc Mava, kazal uwiesc

mroczniaka

[00:31] <Master_Paul> <jasne :D>

[00:35] <Darth_Maverick> Wstrzasniety do glebi swego mrocznego jestestwa i zmuszony

do natychamistowego dzialania mroczny wyciaga spod swej tuniki mala karteczke...

chwile nia krecac odczytuje potezne zaklecie "In the... khy khye''' In the name..

khrlhek" po kilku nieudanych probach morczny cienkim i piskliwym glosikiem szybko

wypowiada: "In the name of God impure Soul of the living dead shall be banished

into eternal damnation!" Z jego palcow wyskakuj

[00:35] <Darth_Maverick> <zaklecie z Hellsinga - poza tym - zglaszam protest -

tutaj moge za krotkie posty pisac>

[00:36] <Darth_Maverick> <a - "In the name of God impure Soul of the living dead

shall be banished into eternal damnation!" Z jego palcow wyskakuja blyskawice,

ktore szybko zawracaja i trafiaja jego samego przysmazajac go nieco>

[00:36] <Master_Paul> <z jego palcow wyskakuj...?>

[00:36] <Darth_Maverick> <nic to - akcje dokoncze w nastepnym poscie>

[00:36] <Darth_Maverick> <swoja droga wlasnie mi leci motyw z hellsinga na

playliscie>

[00:38] <Master_Paul> Paul smieje sie glosno i mowi "Zaraz ci pokaze jak to sie

robi!" "In the name of God impure Soul of the living dead shall be banished into

ethernal damnation"...i oczywiscie tez sam sie przysmaza

[00:39] <Master_Paul> <wyobraz to sobie... dwoch jedi'ow stoi i sie przysmaza

blyskawicami... >

[00:39] <Darth_Maverick> <zeby chociaz nawzajem>

[00:39] <Master_Paul> <to by bylo za proste>

[00:40] <Master_Paul> <ponadto otworzyles mi szanse na uzycie moje osobistego

special atack :D>

[00:43] <Darth_Maverick> Mroczny nie zwazajac na unoszacy sie z niego necacy zapach

pieczonego kurczaka zwraca sie do Jasnego: "A wiec... khy... jednak

zakosztowa..aaaaaa...." pozlizgnawszy sie na jednym nieuprzatnietym papierku po

snickersie i poniewczasie zrozumiawszy niebezpieczenstwa kryjace sie za

wypastowanymi podlogami i innymi agresywnymi elementami mknie z oszalamiajaco

predkoscia na spotkanie pojemnika z przetwozona zywnoscia... przetwozona w

[00:43] <Darth_Maverick> <i znowu postu braklo...>

[00:43] <Darth_Maverick> <elementami mknie z oszalamiajaco predkoscia na spotkanie

pojemnika z przetwozona zywnoscia... przetwozona w sposob niekoniecznie taki, na

jaki mialby ochote...>

[00:46] <Master_Paul> "No dobra", odpowiada jasny "jako rycerz jasnej strony czuje

sie w obowiazku pomoc ci w potrzebie... A znam inne amime z fajnymi czarami,

ktore nawet mi wychodza!" "Source of all power, light which burns beyond crimson,

let thy power gather in my hand! FIREBALL" Paul bardzo chcial trafic w pojemnik z

przetworzona zywnoscia, ale ze byl nieco niedowidzacy spalil ten z materialem

genetycznym

[00:50] <Darth_Maverick> Mroczny rozpaczliwie majatajacy wystajacymi z kontenera

nogami probuje sie uwolnic z niezrecznej sytuacji, w koncu wpadlszy na pomysl

uzycia Force Push z wielka sila wybija sie z pojemnika... niestety uzywszy zbyt

wielkie silby odbija sie od sufitu i pada na podloge... probujac sie podniesc,

ociekajac niepolitycznymi substancjami, palajac zadza nienawisci syczy bez zeby

jakby takie jakies zabrudzone: "Tyyy... tfuu... przez Cieb

[00:50] <Darth_Maverick> <syczy bez zeby jakby takie jakies zabrudzone: "Tyyy...

tfuu... przez Ciebie nie bedziemy mogli sklonowac Maciusia!" po czym zanosi sie

okropnym kaszlem...>

[00:51] <Darth_Maverick> <na podstawie tego to by sie film dalo nakrecic... ,pu> >

[00:53] <Master_Paul> "Zgubiles swoj inhalator" powiedzial, znow chcac pomoc, Paul.

Nietety okazalo sie, ze jego niedowidzenie jest wieksze niz ustawa przewiduje, a

domniemany inhalator jest blasterem zostawionym przez niewiadomo kogo. Jasny

wlozyl lufe blastera w usta mrocznego i... w tym momencie na dark lordzie

uwiesila sie Padme!

[00:58] <Master_Paul> <rotfl>

[00:58] <Darth_Maverick> probujac pozbys sie agresywnego drapieznika wytraca

domniemany inhalator z reki jasnego, urzadzenie zglaszajac protest zachowuje sie

agresywnie i wizgotliwie wzgledem nader przydatnej acz zapewne rzadko uzywanej

czesci ciala jasnego, mroczny w miedzyczasie pedzi z powrotem do kontenera,

umieszcza w nim probujaca sie oflagowac dziewoje, tylko tym razem nie zapomina o

splukaniu wody. "Jeden problem mniej" mowi zwracajac sie do Ja

[00:59] <Master_Paul> <Mamy 11111 zarejestrowanych użytkowników>

[00:59] <Darth_Maverick> <tylko tym razem nie zapomina o splukaniu wody. "Jeden

problem mniej" mowi zwracajac sie do Jasnego i ociera rekawem szaty spocona

twarz... dopiero po tym orientuje sie, iz jego szata byla utytlana w nader

przetrawionych substanacjach pochodzenia wszelakiego>

[00:59] <Darth_Maverick> <lol>

[01:01] <Master_Paul> "Ten bezsensowny pojedynek trwa juz godzine. Czas go konczyc.

CZas na moej ulubione zaklecie, przypominam ze jeden blad w jego wypowiadaniu

moze spowodowac koniec swiata!" "Darkness beyond blackest pitch, deeper than the

deepest night! Lord of Darkness, shining like gold upon the Sea of Chaos, I call

upon thee, swear myself to thee! Let the fools who stand before us be destroyed

by the power you and I possess! GIGA SLAVE!!" Jak to sie skonczylo mozna

przewidziec. Swiat sie skonczyl a nasi dzielni jedi wraz z nim

[01:03] <Master_Paul> <dziekuje za piekny pojedynek, mam dosyc ;)>

[01:03] <Master_Paul> <kto to loguje?>

[01:04] <Darth_Maverick> Darth Maverick posepnym glosem krzyczy: "Cienias!

Cienias!" i smieje sie straszliwie. Niestety zbyt zywe emocje skutkuja atakiem

kaszlu, ktory doprowadza go do ciezkiej apopleksji...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Uther> <zmieniamy się>

<Lorthalas> tak,ale możemy spróbować podstępu.np. zabijmy ich wodza a oni uciekną hen hen daleko

<Taren> - Czy gobliny zagrażają lasowi - zwracam się do Druida

<P_aul> - Oboz, o ktorym mowie jest niewielki. Mieszka tam moze ze 30 goblinow.

<Uther> <dobra P_aul zapodawaj>

<Uther> - Co to dla nas! - Uśmiecham się i chwytam za rybę.

<Uther> - Po dłuższym namyślę, przydałaby się nam jakaś pomoc.

<Lorthalas> Więc mam plan. okrążymy obóz ze trzech stron, najlepiej staniemy na 3 wyjściach i na umówiony

znak przeszyjemi strzałami goblinie ścierwa.Co wy na to?

<P_aul> - Krag jest bezpieczny, ale ostatnio zauwazylismy, ze ktos poluje na zwierzeta, w duzych

ilosciach. To zakloca rownowage lasu. To moga byc te gobliny, moze byc ktos inny. Nie wyobrazam sobie

tylko po co byloby im tyle miesa

<Uther> - A skąd wiesz, gdzie są "wyjścia? Byłeś tam? - spoglądam badawczo na elfa.

<Taren> - Jeśli gobliny zakłucają równowagę, i zagrażają lasowi nie można tego zostawić

<Lorthalas> nie wiem gdzie są wejścia, ale dowiemy się na miejscu. jeśli obóz będzie stał na otwartej

przestrzeni to po protu okrążymy go ze trzech ston prodte.

<Lorthalas> <*proste>

<Taren> - Mam lebsdzy pomysł - zwracam się do dwóch pozostałych. - najpierw wyślę mojego przyjaciela, aby

dokonał rekonesansu

<Taren> dowiemy się, gdzie stoją straże, i ilu znajduje się obecnie w obozie

<Lorthalas> Dobry pomysł! Ale i tak będziemy musieli sprawę rozwiązać za pomocą łuków, bo z taką chmarą

nie mamy szans.

<Face_Dancer> - Druidzie mam przeczucie, że wkrótce nie będzie tu bezpiecznie. Te Gobliny coś szykują...

<Taren> - Możliwe, dlatego też trzeba je stąd przepędzić

<Lorthalas> a więc użyj swojego "rekonesansu, byle szybko!!

<Uther> - Może poszukamy jakichś sojuszników? - pytam towarzyszy.

<Uther> - Atakujemy ich pośrodku nocy?

<P_aul> - Spokojnie, odpocznijcie, przespijcie sie z tym planem...

<Uther> - Jesteś zbyt gwałtowny elfie.

<Uther> - Obolali nie zdołamy się im przeciwstawić.

<Taren> - Mojego przyjaciela wyślę, gdy będziemy w pobliży ich obozu

<P_aul> - Tez tak uwazam. Niestety na nasza trojke nie mozecie liczyc. Mamy wiele pracy, zreszta w walce z

goblinami i tak bardzo bysmy sie nie przydali...

<Taren> - Teraz proponuje sie przespać

<Uther> - Ja przepraszam, ale jestem już zbyt zmęczony. Omówimy szczegóły jutro. - Pytam druidów czy jest

tu jakieś miejsce do spania.

<Lorthalas> Nie. to zajmie nam za dużo czasu. nie rozumiesz że gobliny mogą jutro lub pojutrze napaść na

krąg,?? tu potrzeba działać szybko. w środku nocy zaatakujemy ich obóz,po prostu puszczę na środek

błyskaiwcę,gobliny nie będące zbyt mądrymi stworzeniami wylecą na środek obozu (tam gdzie trafia

błyskawica) i reszta za pomocą łuków.

<P_aul> - Tak, na trawie na polanie. Magia tego miejsca sprawia, ze nie zmarzniesz ani nie zmoczy cie

deszcz

<P_aul> <brb, 5 minut przerwy...>

<Uther> - Dobrze, dbrze. Idź się połóżyć. - staram się uspokoić elfa.

<P_aul> <w tym czasie mozecie sie wyspac :D>

<Lorthalas> <groarrrrrrrrrr>!

<Uther> Odpoczynek trwał 8 godz.

<Uther> <jesteś chyba orkiem, a nie elfem xD>

<Taren> - Gobliny nie zaatakują kręgu. Nie są w stanie... - następnie wychodze z altany, kłade się na

trawie i zasypiam

<Lorthalas> Nie Rozumiem! gobliny mogą napaść w Każdej chwili!! tu nie trzeba połowy królewskiej armi,

wystarczy 3 dobrych wojowników!!!!

<Uther> - Obyś się nie mylił druidzie. Obyś się nie mylił. - mówię po czym zasypiam kamiennym snem.

<Lorthalas> Wszyscy ludzie są tak naiwni!!!!!! krzycze gniewnie

<Lorthalas> i zasypiam :P

<Uther> Zakładam hełm na głowie starając się nie słyszeć krzyków elfa.

<Lorthalas> <chrap..siuuuuuu,chrap..siuuuuuuuuuu......>

<Taren> <gobliny nie mogą zaatakowac tego miejsca, przecież mówiłem ze jesteście tutaj bezpieczni>

<Taren> <chroni je potężna magia>

<Lorthalas> <głębiej głębiej ah yehah giva bita yaeah>

<Lorthalas> <budzi się> miłem ...dziwny sen :D

<Uther> <ja myslę, że tam jest coś potężniejszego niż gobliny, zazwyczj jest to jakaś demoniczna magia>

<Lorthalas> <Rekonesans od druta pokaże :D>

<Lorthalas> <Uther grasz jutro??>

<Uther> <nie mogę>

<Uther> <jutro gra mój brat>

<Uther> <on będzie na sesji>

<Uther> <tylko się nie pogryźcie xD>

<Lorthalas> <to dobrze bo chcę spróbować swoich sił jako GM>

<Uther> <oh Lord! Ale mam szczęście XD>

<Lorthalas> <możemy już wstać, mamusiu??>

<Uther> <jesteś tam MJ?>

<Lorthalas> <Wstaję i skradam się do Uthera ze sztyletem>

<Taren> <jestem jestem>

<Uther> <Przekładam się z boku na bok ogłuszając Lorthalasa>

<P_aul> <re>

<Lorthalas> <Lorthalas wpisał kody na nieogłuszalność i idzie dalej>

<Uther> <MJ ty nie miałeś laga. Bo później chcemy to wleić na FA>

<Lorthalas> <jutro jestem gm!!?

<Lorthalas> <>

<P_aul> <prosba do MJanka - jak skonczymy to nie wychodz od razu :)>

<Taren> chyba nie

<Uther> <właśnie>

<Taren> <ani razu mnie nie rozłączyło>

<Uther> <kontynuujemy>

<Lorthalas> <możemy już się budzić??>

<P_aul> <ktos musi zrobic log a ja nie mam polowy :)>

<Uther> czego?

<P_aul> Nastal nowy dzien

<Uther> <czego?>

<P_aul> <rozgrywki ;)>

<Taren> <ja mam całą>

<Lorthalas> No nareeeee<ziew>eeszcie. no to idziemy na gobliny?

<Uther> - Wstaje. Po porannej kąpieli zakładam zbroję i przygotowuję się do drogi.

<P_aul> Co robicie?

<Lorthalas> <jednym słowem you down homie??>

<Uther> <??>

<Lorthalas> <jaki czyścioch>

<Taren> <d;laczego? Skopjuję, prześlę PAulowi i mam spokój>

<P_aul> <ale to ci powiem jak zrobic loga na koniec :D>

<Lorthalas> <w san andreas nie grałeś?

<Lorthalas> >

<P_aul> <hehehe>

<Uther> <nie>

<P_aul> <gramy!>

<Uther> <yepp>

<Taren> Wstaję odświeżam się przy strumieniu, po czym podchodze do altany

<Uther> <załóżmy że już wymaszerowaliśmy>

<Taren> <Żarcie!>]

<Lorthalas> No dobrze. Więc idziemy na te gobliny?? pytam się troche głośniej

<Lorthalas> <narzarłeś się już tamtej nocy żarłoq :D>

<P_aul> Wykonaliscie wszystkie poranne czynnosci, zjedliscie lekkie sniadanko. Czujecie sie wypoczeci i

znowu silni

<Uther> Staram się ignorować elfa. Zaczyna mi on już działać na nerwy.

<Lorthalas> <NA GOBBO!!>

<Uther> Siadam do stołu i biorę trochę gulaszu z królików.

<P_aul> Jestescie gotowi do drogi

<P_aul> <nie przesadzajmy z tym odgrywaniem xD>

<Taren> Po posiłku odprawiam jeszcze krótkie poranne modły

<Uther> - Teraz mogę góry przenosić! - Zaczynam odmawiać modlitwę do Helma.

<Uther> <heh ale świętoszki z nas xD>

<Lorthalas> Wyciągam miecze i podchodze Cały zdenerwowany do Uthera. Wbijam miecze w ziemie. DOŚĆ TEGO!

NIE BĘDę dalej tolerował tego jak odnosisz się do tej sprawy, jaby to było nieważne. wyzywam cię na

pojedynek!!!!!!!!!!!!!!!!

<Taren> <ROTFL>

<P_aul> <w D&D modlitwa odnawia czary :D>

<Taren> <teraz zaliczyłem glebę>

<P_aul> <o boze...>

<Uther> - Odłóż to dzieciaku. - pokazuje na miecz. - Jeszcze się skaleczysz.

<Lorthalas> zasady są proste-ciągnę-kto przegra jet lol^^

<Lorthalas> <sorry>

<P_aul>; <ocb...?>

<Lorthalas> kto przegra ten przeprosi przeciwnika za swoje zachowanie i nie będzie narzekał przez resztę

drogi.

<P_aul> <i ty sie skarzyles na forum, ze twoi kumple podchodza do gry niepowaznie?>

<Uther> <ja?>

<P_aul> <green>

<Lorthalas> <nie poważnie to znaczy-graa na komórce, gadają,i wogóle. a to dodaje smaczku gry>

<Lorthalas> <no dobra to było głupie>

<P_aul> <tak marudzil, ze nie ma z kim grac, ze powiedzialem mu o sesji na zywo... sam by pewnie na Sesje

RPG nie trafil -_->

<Lorthalas> <rewind<<<<<<<<<>

<Uther> Odwracam się plecami do elfa. Odchodzę pozostawiając go samego. Wracam do druida i pytam: -

Wszystko gotowe? możemy ruszać?

<Lorthalas> <dobra srax tego nie było>

<Lorthalas> <ok?>

<Taren> - Jestem gotowy.

<P_aul> <to nie gra komputerowa, tu nie ma save'a ani rewinda... no zazwyczaj... cicho Janek :D>

<Taren> <co masz na myśli?>

<Lorthalas> <no cicho wczoraj też fabuła została popchnięta do przodu.> <tego nie było to faktycznie było

głupie jeszcze raz sorry.>

<Uther> - No to w drogę! - żegnam się jeszcze z druidami. "Całkiem sympatyczni z nich ludzie" myślę sobie

w duchu. Idę w stronę obozu goblinów, drogą, którą wcześniej mi wskazali.

<P_aul> <ano pare razy w OK rozne rzeczy sie dzialy...>

<Uther> <grajmy dalej, już zdążyłem postacią zareagować na twoje wypowiedzi xD>

<Taren> - Żegnajcie bracia - mówię do druidów po czym odwracam się i ruszam za Paladynem

<Lorthalas> Podążam za Paladynem,ale tak żeby nie musiał znosić mojego towarzystwa

<Uther> <teraz kamera robi ujęcie i pokazuje drużynę pierścienia przemierzajaca pustkowia Dunlandu xD>

<Lorthalas> <za druidem też>

<Taren> ROJOWI nakazuję wyprzedzić nas trochę i sprawdzić drogę

<P_aul> Idziecie zaledwie parenascie minut, gdy Taren nagle sie zatrzymal

<Uther> Tarczę zawieszam sobie na plecach. Dzięki temu mogę sprawniej władać mieczem, jednocześnie mając

osłonięte tyły.

<Lorthalas> <apropo drużyny pierścienia wejdzcie na maxior.pl i zobaczcie sobie-władca pierścieni video

remix.>

<P_aul> Taren - Roj ostrzega cie przed jakims niebezpieczenstwem przed wami...

<Taren> - Stójcie

<Lorthalas> Staję.

<Taren> - Coś jest przed nami

<P_aul> To cos sie zbliza

<Uther> Podchodzę do Tarenai pytam: - Co się dzieje?

<P_aul> Teraz juz wszyscy slyszycie odglos lamanych galezi

<Taren> Staram się dokładnie dowiedzieć, co to jest

<Taren> - Lepiej się schowajmy

<Taren> Mówiąc to szybko kieruję się w stronę pobliskich zarośli

<Uther> Przytłumionym głosem krzyczę do pozostałych: - Rozproszyć się! - Sam oddalam się na bok i czekam w

ukryciu.

<P_aul> Taren - na chwile polaczyles sie z Rojem aby spojrzec steka fasetkowych oczu. Widzisz... nieduzego

zielonego smoka.

<Lorthalas> Dobrze-mówiąc to skaczę do najbliższego krzaka

<Taren> <przypomina mi się akcja z małym zielonym smokiem i jego mamusią :)>

<Uther> Staram się wyjrzeć z za drzewa i zobaczyć co to.

<Lorthalas> < oi panowie za 10 minut wychodze>

<Taren> Cicho, ale tak aby pozostali mnie usłyszeli mówię - To mały zielony smok

<Taren> - Możliwe, że w pobliżu jest jego matka

<Uther> - Helmie miej nas w opiecę. - mówię do siebie i zdejmuje tarczę z pleców.

<P_aul> Smok jest maly w sensie "mlody". I tak jest wiekszy od konia

<Uther> <czyli nie ma tu rodziców?>

<Taren> <nie mogłeś tak od razu?>

<P_aul> <zgadnij ]:-> >

<Uther> <przypuszczam, ze nie>

<P_aul> <i tak tacy niskolewelowce jak wy nie maja szans z mlodym smokiem :D>

<Uther> Daje znak ręką do Lorthelasa, żeby rozpoczął ostrzał z łuku.

<Lorthalas> W chwili gdy Uther znów gotuje się do boju <kto tu jest gwałtowny> ja staram się przeczołgać

na tyły smoka i gdy będzie w wirze walki zaatakować go.

<Taren> - Radziłbym ominąc go szerokim łukiem

<Uther> <ja gwałtowny?>

<Taren> ,do kogo ja mówię...>

<Lorthalas> Omijam go szerokim łukiem

<P_aul> Smok zatrzymal sie w poblizu was i wyraznie weszy

<Lorthalas> Zatrzymuję się

<Uther> Stosuje się do rady druida. lepiej nie igrac z tymi bestiami.

<Uther> Cały czas czekam, nie wydając nawet tchnienia.

<Taren> Każę rojowi odwrócic jego uwagę, a sam przemykam się za smoka

<Lorthalas> Zaczynam się cofać..... nie będe sam z nim walczyć

<P_aul> I wtedy w zasiegu wzroku pojawila sie druidka

<Uther> - Co u licha... - Patrzę na druidkę z niedowierzaniem, cały czas staram się być cicho i pozostać w

ukryciu.

<Lorthalas> Myślę sobię- teraz mam okazję zrobić to, co nie udało się wilu znanym herosom- myślę

<Lorthalas> podnosząc z ziemi kamien

<P_aul> - STOJ!

<Lorthalas> -.-

<Uther> Zamieram patrząc na to co wyprawia elf.

<P_aul> Druidka rzuca jakies zaklecie, jakby chciala opanowac wole smoka

<Lorthalas> Podnosząc z ziemi 2 kamienie.

<Taren> - cały czas starając się nie pokazywac się smokowi podchodze do druidki i pytam - Czy ten smok

jest twoim toważyszem?

<Lorthalas> daje znak utherowi-gdzy powiem idzcie

<Uther> Oglądam się za siebie gdyby przypadkiem jakieś gobliny nie zamarzyy sobie nas podejść od tyłu.

<Lorthalas> rzucam kamień za głowę smoka, gdy ten obraca się przebiegam na drugą stronę szosy i wskakuje

na drzew najbliższe smokowi.

<Taren> <szosy?>

<Uther> - Głupiec! - Szepczę cicho patrząc na to co wyczynia Lorthalas.

<Lorthalas> gdy ten obraca się zdezorientowany, znów zucam kamień, tym razem z drzewa.

<P_aul> To rozproszylo delikata wiez, jaka wywiazala sie miedzy druidka a smokiem. Wsciekla bestia zionela

kwasem w kobiete, jednoczesnie ogonem przygniatajac elfa do drzewa

<Uther> <a skąd wiesz jak zareagował smok? przecież to P_aul nim steruje>

<Taren> <Paul, co z tą druidką??>

<Uther> Patrzę czy po druidce w ogóle coś pozostało.

<P_aul> Jest powaznie ranna, ale wydaje sie zywa

<Taren> <Rzucam się i odpycham druidkę, jednocześnie sam żucając się w drugą stronę

<Uther> Biedna kobieta. Naraziła się żeby nas ratować a ten durny elf prawie ją zabił.

<Uther> Jestem wściekły na elfa. Wołam Tarena, tak żeby smok nie usłyszał: - Odwróc jego uwagę rojem to

może zdołamy odciągnąć druidkę w bezpieczne miejsce.

<Taren> Każę Rojowi odciągnąć smoka, a sam podpełzam do druidki

<Lorthalas> <aha pamietajcie jutro ja gm>

<Lorthalas> <papa>

<Taren> <narazie

<Taren> >

<Uther> Pomagam Tarenowi. - W nogi! - krzyczę widząc, że smok może nas ścigać.

<P_aul> - Ten... smok... - mowi cicho druidka - byl jednym... z ochroniazy...

<P_aul> - Teraz idzie... zniszczyc Krag...

<Uther> - Czego chronił?

<Taren> - Ale dlaczego?!

* Lorthalas has quit IRC (Client Quit)

<P_aul> Roj nie jest w stanie zrobic krzywdy bestii, jej luski sa zbyt grube

<Uther> O co w tym wszystkim chodzi? - pytam starając się czarami leczniczymi jak najdłużej utrzymać przy

życiu.

<Uther> <P_aul on nie ma go zabijać tylko latac jak mucha koło ucha psa>

<Taren> <on nie mał kąsać, maił latać koło głowy i ogulnie irytować>

<P_aul> Smok wyczul juz was i powoli zmierza w waszym kierunku, najwyraniej przygotowujac sie do kolejnego

zioniecia

<Taren> <właśnie>

<P_aul> <malo skuteczny w tym jest...>

<P_aul> <o to mi chodzilo ;)

<Uther> <Przecież spieprzamy ile fabryka w nogach dała xD>

<P_aul> Cialo druidki zaczelo jakby sie rozplywac i zmieniac forme

<Taren> Skupiam swoją moc i przywołuję korzenie, oplatające nogi smoka

<Taren> - to da nam trochę czasu!

<P_aul> Zaczelo szybko rozrastac sie, by wreszcie przybrac forme duzego czarnego niedzwiedzia. Rany

zniknely, najwyrazniej ta sama magia je zagoila

<P_aul> <polimorfizm przy okazji leczy obrazenia, tak jakbyscie nie wiedzieli :D>

<Taren> - Lepiej się odsuń! - Mówiąc to sam odchodze parę kroków do tyłu

<Taren> <wiemy, wiemy :)>

<Face_Dancer> <Face_Dancer> <P_aul> Cialo druidki zaczelo jakby sie rozplywac i zmieniac forme

<Face_Dancer> <Face_Dancer> <Taren> Skupiam swoją moc i przywołuję korzenie, oplatające nogi smoka

<P_aul> Smok probuje wyrwac sie oplatujacym go roslinom, po chwili jednak duzo wieksze pnacza calkowicie

go unieruchomily.

<P_aul> Smok probuje wyrwac sie oplatujacym go roslinom, po chwili jednak duzo wieksze pnacza calkowicie

go unieruchomily.

<Uther> Próbuję zakraść się od tyłu i wskoczyć unieruchomionemu smokowi na plecy.

<P_aul> Niedzwiedz podszedl Do smoka i, starajac sie pozostac poza zasiegiem wscieklych zioniec,

przygniotl glowe potwora do ziemi

<Uther> <znowu mam laga?>

<Taren> przyzywam dodatkowe pędy oplatające pysk smoka tak, aby nie mógł zionąć kwasem

<P_aul> Potem spojrzal wymownie na Uthera i jego miecz

<Uther> <czy można z tym smokiem gadać?>

<Taren> <tnij, nie gadaj>

<P_aul> <zielone sa za glupie, zwlaszcza mlode>

<Uther> Podbiegam szybko do smoka i wykonuje cięcie prostu w jego gardziel.

<Uther> <chciałem go wziąć jako jeńca xD>

<P_aul> Las przebiegl pelen bolu skowyt.

<Uther> Na wszelki wypadek zadaje jeszcze kilka ciosów.

<P_aul> Druidka wrocila do ludzkiej postaci. Widac na jej twarzy krancowe wycienczenie

<Uther> Upewniając się, że to tylko martwe truchło zdejmuje hełm i ocieram twarz z potu.

<P_aul> Smok zadrzal i jeszcze i zdechl

<Taren> Podbiegam do niej, przytrzymuję ją i kładę na ziemi

<P_aul> <bez i w srodku ...>

<Uther> <zabiłem smoka cóż to był za smok! Krew z niego sika!>

<Uther> <ile expa dostałem xD>

<P_aul> <dosc, zeby wejsc na nastepny lvl>

<Uther> Pomagam Tarenowi. Staram się utrzymać druidkę po tej stronie czarami leczniczymi.

<Uther> Chcę jej dać jak najwięcej czasu.

<P_aul> <swoja droga musimy nastepnym razem sprobowac z normalnymi kartami, levelami i kostkami :D>

<Taren> <ciekawe skąd ja to wszystko wezmę...>

<P_aul> Uther - straszne rany od kwasu zagoily sie prawie zupelnie przy polimorfii, twoja moc nieco ja

wzmocnila.

<Uther> <grajmy>

<P_aul> - Spokojnie swietoszku - powiedziala slabo - chyba bede zyla

<Uther> <nocj już nie młoda>

<P_aul> <wzor karty ci podesle, a kostki mamy tutaj :D>

<Taren> - Powiedz mi, dlaczego smok chciał zniszczyć krąg?

<Uther> Oddycham z ulgą i wyciagam miecz ze smoczej paszczy.

<Uther> Przysłuchuje się rozmowie Tarena z druidką. Nie przeszkadzam im.

<P_aul> - Nie wiem. Wyczulismy... zla moc, ktora go opanowala. Potege podobna do naszej, ale nienawistna

nam

<Uther> - Tylko tego brakowało. Od początku wiedziałem, że za tym kryją się jakieś demoniczne moce!

<P_aul> - byc moze udaloby mi sie odzyskac nad nim kontrole, ale coz... nie wszystko poszlo zgodnie z

planem

<Uther> Spoglądam na truchło przygniecionego elfa. - Mimo, że zachował się jak głupiec naprawdę mi go żal.

<Taren> - Głupiec - szepnąłem myśląc o elfie

<Uther> <Taren powtarzasz :D>

<Taren> <nie zauważyłem, że coś napisałeś>

<Uther> - Zaczynam odprawiać modlitwę w intencji zmarłego.

<Uther> <żartuje xD>

<Taren> - Na pewno dobrze się czujesz?

<Uther> <P_aul nie śpij>

<P_aul> - A czy wygladam jakbym sie dobrze czula?

<P_aul> <ach, uwielbiam ten moment sesji, gdy zostaja juz tylko prawdziwi hardcorowcy, a akcja nabiera

tempa :D>

<Uther> - Może pobiegnę po pomoc do kręgu? W kilka minut bym obrócił.

<Taren> - nie za bardzo. Ale za jakiś czas powinna przybyc pomoc

<Uther> <ja też :D>

<P_aul> - Moj wilk sprowadzi pomoc

<Taren> <heh>

<Taren> <nie wiedziałem, że jestem hardcorowcem>

<Uther> - Dobrze. Co mamy robić. Podejrzewam, że gobliny karmiły mięsem smoka.

<P_aul> <ty? ty to jestes moim ulubionym graczem :D>

<Uther> <miał być ? zamiast kropki>

<Taren> <naprawdę? czuję sie zaszczycony>

<Taren> <:)>

<P_aul> - Mysle, ze musicie isc do tego calego obozu i zorientowac sie w sytuacji - uslyszeliscie glos

niziolka

<Uther> <obrażam się :P>

<Uther> Oglądam się na wszystkie strony starając go wypatrzyć. - Jak ty to zrobiłeś?

<P_aul> - Spokojnie chlopcy, zajme sie nia. Ale teraz te zielone pokurcze zagrazaja nie tylko naszym lasom

ale samemu Kregowi. Jesli mozemy wam jakos pomoc, mowcie

<P_aul> Niziolek wyszedl z.. drzewa

<Uther> - Mam pomysł. Skoro te nie całkiem inteligentne gobliny boją się smoka to możemy to wykorzystać.

<Taren> - Jeśli z goblinami jest coś, co możę zapanować nad zielinym smokiem...

<P_aul> Taren - przypomniales sobie widok z bitwy. Szaman, ktory swobodnie rzucal seriami zaklecia, poki

nie powstrzymales go posylajac na niego Roj

<Uther> Odetniemu mu łeb i pokażemy goblinom. Może się nas przestrasż?

<Taren> - Nie przestraszy się.

<Uther> - Jakieś pomysły? - pytam spoglądając na drużynę.

<Taren> - Gobliny mają potężnego szamana. To on opanował umysł Smoka.

<Uther> - Skąd mamy wiedzieć, że ten szaman nie opanije naszych umysłów?

<Taren> - Opanowanie umysłu człowieka jest znacznie trudniejsze, niż opanowanie umysłu smoka.

<P_aul> - Ja na razie musze sie zajac Elena... Jesli to wam pomoze moge poprosic Selfin zeby wam pomogla

<Uther> - Racja. Nie wiemy co ma jeszcze w zanadrzu.

<Taren> - Ale nie znamy jego możliwości, dlatego powinniśmy się mieć na baczności.

<Uther> Możliwe, że uważa nas już za martwych.

<Taren> - Dziękuję ci. Każda pomoc się przyda.

<Taren> - To może być nasz atut.

<Uther> - Moglibyśmy to wykorzystać i zaatakować z zaskoczenia.

<Uther> - Nawet on nie oprze się mojemu orężowi.

<P_aul> - Mysle, ze na razie powinniscie jak najszybciej zbadac sytuacje. Tarenie, czy znasz tajniki

drzewnego chodu? To pozwoliloby wam poruszac sie duzo szybciej

<Uther> - Pozostałe gobliny widząc śmierć przywódcy wpadną w panikę.

<Uther> <Taren?>

<Taren> - Niestaty nie. Nie zostałem jeszcze wtajemniczony w jego tajniki

<Uther> - Możę przypomnę wam naszego starego znajomego, ale tracimy czas. Niedługo gobliny zorientują się,

że smok nie żyje.

<P_aul> Niziolek zaczal sie polimorfowac i po chwili stal przed wami niedzwiedz brunatny. Delikatnie wzial

w potezne lapy druga druidke i zniknal w drzewie

<Taren> - Masz rację. Lepiej ruszajmy

<P_aul> Przez pare minut przedzieracie sie przez las. Nagle z drzewa wylonila sie Selfin.

<Uther> <co to selfin?>

<P_aul> <polelfka ;)>

<P_aul> <niziolek wspominal>

<Uther> <to imię?>

<Taren> <chyba tak>

<P_aul> - Wezcie mnie za rece.

<Uther> Widząc wyrastajacą z drzewa półeelfkę przewracam się na ziemię prawie dostając zawału.

<Taren> <po komandorze Dicku Marcinko nic mnie już nae zdziwi...>

<Uther> - Nie mogłaś tego zrobić mniej dyskretnie?

<P_aul> <:D>

<Uther> <widzieliście Piratów z Karaibów?>

<Taren> - Nie narzekaj - mówiąc to chwytam druidkę za rękę

<P_aul> - Mialam zadac w rog?

<Taren> <tak>

<Uther> <tam też bohater szedł i z drzewa wyskoczył kanibal>

<Uther> Słucham się elfki i chwytam ją za druga rękę.

<Taren> <pociągnęła nas i opbaj rąbnelkiśmy głowami w pien...>

<P_aul> <...skad wiedziales?>

<Uther> - Łatwo ci mówić - zwracam się do Tarena - Teraz już wiesz czemu nie lubię głuszy.

<Taren> <przeczucie>

<Uther> <taa xD>

<Taren> - Myślałem że wojownicy mają stalowe nerwy.

<P_aul> Elfka wciagnela was w pien. Przez chwile przed waszymi oczami przeiwjaja sie kolejne uklady sloi,

rozne rodzaje drewna... Slyszycie jednostajny szum plynacej zywicy... I wreszcie wyskoczyliscie gdzies w

gaszczu

<Uther> - W mieście przynajmniej wiem czego się spodziewać. Athkatla to jeden wielki kocioł przestępców,

ale kocham to miasto.

<Taren> Przywołuję do siebie Rój

<P_aul> - Teraz cicho... jestesmy blisko. Ale tu nie ma zadnych wartownikow...

<Uther> Szepczę: - Jesteśmy już blisko obozu?

<Uther> ups :D>

<Taren> Następnie każę mu rozproszyć się i wyruszyć na zwiad

<Uther> - Wyślij Rój na zwiad - mówię jak najciszej do Tarena.

<Taren> - Już to zrobiłem - odpowiadam

<Uther> <uroki grania online>

<Taren> <a tak nawiasem mówiąc, to czy myśmy się sobie wkońcu przedstawili?>

<Uther> <załóżmy że tak>

<Taren> <bo ja tego nie pamiętam>

<Uther> <podczas uczty>

<Taren> <ok>

<Uther> I co widzisz coś? - spoglądam na druida.

<Uther> <P_aul jesteś? Bo się nie odzywasz.>

<Taren> <spogląda pytająco na MG>

<Taren> <widze coś?>

<Uther> <poszedłspać>

<P_aul> Ciezko jest panowac nad rojem. Ciezko jest czlowiekowi zrozumiec obraz z setki oczu, gdy kazde oko

daje sto wlasnych obrazow. Tylko niektorzy druidzi decyduja sie na takie polaczenie. Ale tez wolnosc i

sila, gdy jeden umysl kontroluje setke malenkich stworzen...

<Uther> <opuścił nass>

<Uther> < OMG>

<Uther> <nie lej nam tu wody>

<P_aul> Widzisz oboz. Nieduzy, kilkanascie szalasow, z jednym wiekszym na srodku

<Taren> <fajny opis na normalną sesję>

<Uther> < Oh Master of the Game>

<Taren> <strażnicy?>

<Uther> Co widzisz, przyjacielu?

<Taren> - Mały obóz. Kilka szałasów. w centrum jeden duży. To pewnie tam mieszka szaman.

<P_aul> Widzisz krzatanine. Niektore gobliny przygotowuja jadlo, inne bron. Widzisz straznikow

rozstawionych w strategicznych miejscach. Gdyby nie drzewny chod nigdy nie podeszlibyscie tak blisko.

<Taren> - dużo goblinów, troche strażników.

<P_aul> Nie widzisz ani szamana, ani, co dziwne, wargow. Zreszta ten oboz wydaje sie zbyt maly, by

pomiescic tyu wojownikow, ilu zaatakowalo karawane

<Uther> Podchodzę do elfki i pytam: - Czy mogłabyśmy spowodować mały atak fauny i flory na gobliny?

<Taren> - Nie ma szans na podejście po kryjomu

<P_aul> przez chwile wydaje ci sie, ze goblinow sa setki, jednak udaje ci sie opanowac i teraz wiesz, ze

jest ich zaledwie 30, moze 40

<Uther> - Dlatego liczę na jakieś leśne zwierzęta, które pomogłyby odciągnąć gobliny.

<P_aul> Druidka usmiechnela sie

<Uther> - Czy jest tam szaman?

<P_aul> - Mamy w ty mlesie wielu sojusznikow, ten smok nie byl jedynym...

<P_aul> Wskazala ci kierunek ruchem glowy

<Uther> Obracam się z obawą co jest za moimi plecami.

<Taren> Każę malutkiej cząstce Roju wlecieć do dużego namiotu

<P_aul> To niesamowite, ale zaledwie kilkanascie metrow od ciebie przemykaja kobiety o zielonych wlosach,

brazowej skorze, z lukami w dloniach. Sa bezszelestne i prawie niewidzialne wsrod zieleni

<Taren> Niepostrzerzenie

<Taren> <Driady?>

<P_aul> <jep>

<P_aul> Taren - Widzisz starego goblina ostrzacego swoj miecz. Drugi, mniejszy czysci zbroje.

<P_aul> <*mlody>

<Taren> Staram się wypatrzeć tego, którego widzałem wczesniej z laską

<Uther> Mimowolnie wzdrygam się na widok driad.

<P_aul> Tarlen - chyba nie ma go w obozie, bo nie jestes w stanie go odnalezc

<Taren> - Szamana chyba nie ma w obozie

<Uther> - Co widzisz druidzie? - pytam się go.

<Taren> - Przynajmniej nie udało mi się go znaleźć

<Uther> - A co tam jest?

<Taren> - Ale jest tam ich wódz i około 40 goblinów

<Uther> - Coś zwróciło twoją uwagę?

<Taren> - Straże w strategicznych miejscach, ale nie spodziewają się ataku

<Uther> We dwóch nie damy rady im wszystkim. Musimy ukatrupić wodza.

<Taren> - Mam chyba pewien pomysł..

<Uther> - Bez przywódcy zostaną pozbawieni dyscypliny. Rozpierzchna się na wszystkie strony.

<Uther> <P_aul nie masz za wiele roboty XD>

<Taren> <czy Wódz coś pije?>

<P_aul> <wlasnie poszedlem po cole, co jest odpowiedzia na oba pytania xD>

<Uther> - Gdybym to ja mniał wybierać to po prostu ze wszystkich stron podpaliłbym las, ale to raczej nie

przejdzie - uśmiecham się i spoglądam na elfkę.

<Taren> <heh, w takim razie moze się udać>

<P_aul> - I sfajczyl przy tym pol lasu geniuszu, a siebie zapewne tez...

<Uther> - Oczywiście, że nie. Drobny ogień podłożony w kilku miejscach i już by mnie tu nie było.

<Uther> - A las... To prawda uległ by destrukcji...

<P_aul> - Przypominam, ze jestesmy tu po to, zeby chronic las, a nie go spalic

<Uther> - Wiem, wiem... - potakuje elfce.

<Uther> - Co z twoim pomysłem, druidzie?

<Uther> - Coś mówiłeś, czy to moje uszy szwankują?

<Uther> <gdzie poszedł MJanek?>

<Taren> Każę pjedynczej cząstce Roju oddzielić się od reszty i podlecieć do miodu pitego przez wodza. Z

następnym łykiem wlatuja ona do jego ust i kuje prosto w gardło. rana momentalnie pęcznieje, a Wódz

zaczyna się dusić

<Taren> - Wódz właśnie umiera - stwierdzam lakonicznie

<Uther> <P_aul jeszcze musi potwierdzić czy ci to wyszlo>

<Uther> <a raczej to nie przejdzie>

<Taren> <potwierdził na privie, przynajmniej tak to zrozumiałem>

<P_aul> Taren - poczules blysk bolu, gdy jednak z czastek ciebie oddala zycie, wiesz jednak, ze sie udalo

<Uther> <COO? Tyle trudu, siedzenia w zaroslach, żeby wódź się zadławił!>

<Taren> <woidza wykończyliśmy, teraz trzeba zająć się resztą>

<P_aul> <czasme najprostsze rozwiazania sa najlepsze :D>

<P_aul> <i tak macie przed soba jeszcze oboz do wybicia :D>

<Uther> <ja za kilkanście minut też będę musiał kończyć więc się pośpieszcie>

<Uther> <a co z szamanem?>

<Taren> < i tak nie ma go w obozie>

<Taren> <a sam nie będzie stanowił aż takiego zagrożenia>

<Taren> <P_aul, czy w obozie wybuchła juz panika?>

<Uther> <jak może opętać umysły wielu istot to wciąż stanowi zagrożenie>

<Taren> <:)>

<Uther> <pewno na razie nie wiedzą, że zdechł>

<Taren> <kto mówił o wielu istotach?>

<Uther> <panika wybuchnie jak ich zaatakujemy>

<Taren> <był tam ten młody>

<Taren> <co czyścił zbroję>

<Uther> <no to jego opętal, to może innych>

<P_aul> Taren - wyczuwasz w obozie wzmozony ruch. Mlody goblin patrzy przerazony na swego wodza. Wojownicy

biegna w kierunk ucentralnego namiotu, by dowiedziec sie co sie stalo.

<Uther> - Idziemy? - Pytam się towarzyszy obnażając miecz.

<Taren> - Atakujemy!

<P_aul> Na wszelki wypadek wszyscy lapia za bron...

<Uther> <OMG>

<Taren> - Teraz wszystkie starże zbiegły się do środka.

<Uther> <mamy jakieś granaty?>

<P_aul> Jedyny straznik, ktory mogl was zbyt wczesnie zauwazyc padl martwy podziurawiony strzalami

<Taren> Mocniej chwytam mój kij, który po chwuili pokrywa się ostrymi kolcami i cierniami

<Uther> <kto go zabił?>

<P_aul> Nad obozem zaczely zbierac sie czarne chmury

<Taren> <Driuady>

<Taren> - Ruszaj.

<P_aul> Ruszyliscie i widzicie, ze na prawo od waz pedzi cala watacha wilkow

<Uther> Chwytam mocno miecz w jedną rękęm tarczę w drugą i z okrzykiem wdzieram się do obozowiska goblinów.

<Taren> Ide za mym towarzyszem jednocześnie sterując zachowaniem roju

<Uther> Wbiegam w samo kłębowisko i tnę tak aby zabić jak najwięcej goblinów, zanim się w ogóle zorientują.

<P_aul> w obozowisko uderzyl piorun na chwile oslepiajac i ogluszajac was

<P_aul> Pierwszych kilka goblinow zabijacie nim w ogole zrozumialy co sie dzieje

<Uther> Wstaję szybko gotowy na ewentualna walkę. Jesli gobliny jeszcze żyją atakuję.

<P_aul> Po chwili wywiazala sie walka, choc wiecej zielonych ucieka niz rzeczywiscie staje do boju

<Taren> Przyzywqm podziemne pędy, unieruchamiając uciekające gobliny

<P_aul> Uslyszeliscie kikla rozkazow wykrzyczanych w gardlowym jezyku goblinow

<P_aul> Zieloni zebrali sie przy wejsciu do centralnego namiotu, wokol mlodego goblina, ktory dzierzy

teraz miecz swego wodza

<Taren> Wyczarowuję kilka magicznych pocisków i wysyłam je w stronę postaci wykrzykujących rozkazy

<Taren> Rojowi każe kąśać Goblina trzymającego miecz Wodza.

<Uther> - Na Helma! - wypowidam słowa pieśni bojowej, łamiącej morale goblinów i rzucam się na tego z

mieczem wodza.

<Uther> <ale go przygnietliśmy :D>

<P_aul> Uther - przez chwile musiales przebijac sie przez linie goblinow, ale nie byly one gotowe do walki

i szybko padly

<P_aul> Taren - miecz musi byc w jakis sposob umagiczniony, bo pociski zniknely, gdy tylko zblizyly sie do

nowego wodza

<Uther> Goblin odgania się od atakującego go Roju druida. Próbuję go tak zaaferowanego ugodzić mieczem.

<P_aul> Roj jednak zaczal skutecznie rozpraszac jego uwage, utrudniajac mu walke z Utherem

<Uther> - No dalej! - staram się uderzyć goblina tarczą, a później dobić mieczem.

<Taren> <a gdzie driady? i ta druidka? i wilki?>

<P_aul> Uther - Mlody goblin krzyknal kolejny rozkaz i pozostali doslownie rozstapili sie, dajac ci

miejsce do ataku

<P_aul> Wasze miecze starly sie z jekiem

<Uther> Próbuję przeważyć szalę grzmocą go tarczą w głowę.

<Uther> <grzmocąc>

<P_aul> nie spodziewales sie tego, ale mlodzieniec doskonale wlada bronia, lub tez magia oreza nadrabia

jego nieumiejetnosci

<Taren> Staram się przywołać pędy wiążąće kolejne gobliny

<Uther> <co z tą tarczą? chyba nie jest odporny na ciosy?>

<P_aul> Taren - rozgladasz sie wokol. Czesc goblinow jest zwiazana, inne uciekaja przed wilkami, jeszcze

inne padaja pod ostrzalem

<P_aul> Wodz uniknal twojego uderzenia i warknal w jezyku ludzi:

<P_aul> - Dlaczego to robicie? Co wam zrobilismy?

<Uther> <wóz zginął!>

<Uther> <wódz>

<P_aul> <mlody...>

<Taren> <sorry, pomyliliśmy wioski>

<P_aul> <nowy wodz ;)>

<Uther> - Trzeba było nie atakować karawan! - mówię do goblina i staram się swoją siłą przepchnąć go do

tyłu.

<Taren> <:)>

<Uther> <dziwię się jak taki pokurcz może dawać radę powstrzymać takiego osiłka jak ja>

<P_aul> Goblin wie, ze jest slabszy fizycznie, dlatego zrecznie unika twoich ciosow i wyprowadza kontrataki

<Taren> <i masz odpowiedź>

<P_aul> - Spojrz ilu nas jest czlowieku. I jak gleboko w lesie sie ukrylismy. Karawany jezdzace traktami w

poblizu sa silnie chronione

<Uther> Osłaniam się tarczą, bawiąc się z goblinem. Zbieram siły na jedno uderzenie, które przełamie jego

gardę.

<P_aul> - Nie mielibysmy szans, gdybysmy je atakowali

<Uther> - A czyje to wargi o tam? - pokazuje Goblinowi odwracając jego uwagę i atakując go jednocześnie.

<Taren> <tja, to zdecydowanie nie ta wioska...>

<P_aul> <no, niziolek mowil przeciez ze sa dwie...>

<P_aul> Sztuczka sie nie udala

<Uther> <Selfin jest agentem!>

<Taren> <i umie znikać w drzewach!>

<P_aul> - Nie gadaj glupot, nasz klan nie hoduje wargow

<Uther> Odchodzę od goblina na odległość kilku kroków. Długo myślę nad tym co powiedział. - Przestańcie

walczyć! - krzycze na całe gardło żeby wszyscy mnie usłyszeli.

<Taren> <teraz przeprosimy i po cichy odejdziemy?>

<P_aul> Albo niewielu cie uslyszalo, albo nic sobie z tego nie robia... zwlaszcza dzikie bestie, ktore

przyzwala druidka

<Uther> - No jasne, druidka!

<Uther> - To ona jest tym szamanem! To ona musiała wszystko ukartować! - krzyczę do Tarena.

<Uther> - Zmiana kształtu to dla niej nie problem.

<Uther> <myślałem, że skończymy wybijając gobliny, a ty fundujesz nam drugie dno>

<Taren> - Nie bądź głupi. Po co miała by to robic?

<P_aul> - Hej, moi ludzie tu gina...

<Uther> - Skąd wiesz, że to byli druidzi? Może to oni stoją za tym wszystkim!

<Taren> - Pozatym druidzi nie potrafią zmieniac wyglądu wedle woli...

<Uther> - Widzieliśmy tylko dwie kobiety i niziołka.

<P_aul> Selfin spokojnie zbliza sie do wioski. W reku trzyma sierp, otaczaja ja wilki

<Uther> Momentalnie zmieniam stronę. Teraz staram się pomagac goblinom w walce ze zwierzetami.

<P_aul> - Wy glupcy! Co wy wyprawiacie?!

<P_aul> krzyknela elfka

<Uther> - Kto by pomyślał, że bedę walczył ramię w ramię z goblinami - mówię sobie na głos.

<Taren> stoję niezdecydowany między goblinami a druidką

<Uther> - Nie oszukasz mnie więcej kobieto! Mów o co w tym wszystkim chodzi! Odwołaj zwierzęta!

<Uther> <Mam tego dość! Zabiję was wszystkich! Potem pomyślę kto jest kto! xD>

<P_aul> - Na pewno nie! Wszystkie gobliny to plugastwo! Podobnie jak orki, ogry i cala reszta tych

nizszych istot. One nie sa naturalne. Ich celem jest tylko smiec. Wiec same musza zginac - ostanie slowa

mowi cicho, ale slychac w nich ogien

<Taren> <ta, krzyrzowcy też tak robili...>

<Uther> - Kim wy właściwie jesteście? Co tu robicie? - Zwracam się do goblina.

<P_aul> Niebiosa znow sie rozstapily i kolejna blyskawica podalila namioty izabila kilka goblinow

<Taren> - Co ty mowisz! Gobliny są konieczne do zachowania równowagi!

<Uther> - Uspokój się, albo będziesz następna. - wysyłam jej ostrzeżenie. - Mieliśmy ratować las, a nie

załatwiać wasze porachunki.

<Taren> - Nie wolno nam stawac po jednej, lub drugiej stronie!

<P_aul> Taren - gdy wypowiedziales te slowa jeden z wilkow chroniacych Selfin rzucil sie na ciebie

<Taren> natychmiast wystawiłem kij, który momentalnie zaostrzył się na czubku.

<Uther> - Tak myślałem! - Na nich chłopcy! - krzycze do goblinów. Próbuję tarczą osłonić Tarena przed

wilkiem.

<Taren> zatknąłem go o ziemię i ustawilem jak pikę.

<Uther> Czy po to tu zawędrowaliśmy, żeby umrzeć w tej głuszy? - pytam się sam siebie.

<Taren> jednacześnie uwolniłem wszystkie gobliny trzymane przez pędy

<Taren> zamiast tego zacząłem oplatać wilki

<P_aul> Taren - czujesz ze polelfka jest potezniejsza od ciebie. JEsli sprobuje uzyc przeciw tobie mocy

natury nie bedziesz mial wiekszych szans

<Uther> Wiedząc, ze to Selfin jest odpowiedzialna za kontrolę nad tymi stworzeniami atakuję ją mieczem.

<P_aul> Uther - Mlody goblin zblizyl sie do ciebie i warknal: - Mozesz oslaniac mnie przed tymi bestami?

<Uther> Nie zapominam o obronie, ale staram się chociaż ja zadrasnąć lub wyprowadzić z równowagi.

<Taren> Wysyłam Rój, aby chociaż częściowo rozproszył uwagę Selfin

<Uther> - Co planujesz? - pytam goblina - Teraz tak, jesteśmy wspólnikami.

<P_aul> - Dobra - rzucil goblin i ruszyl biegiem prosto na druidke

<P_aul> wilki ruszyly mu naprzeciw

<Uther> Biegne ramię w ramię z goblinem pomagajac mu w walce z druidką.

<Uther> Osłaniam go tarczą i tnę ile wlezie.

<Taren> Ruszyłem za goblinem i paladynem

<Uther> <jak za chwilę goblin zdradzi to zwariuje>

<Taren> nadstawiłem kij i przebiłem wilka

<P_aul> Goblin jest szybki, uniknal klapniecia zebami, odbil cios lapy. Kolejny wilk dosignal by go, jego

bok przebil ostry kij. Inny bezsilnie odbil sie od tarczy paladyna, ktory jednoczesnie scial kolejnego

mieczem

<Uther> Staram się odrzucać wilki na bok i oczyszczać drogę przed goblinem.

<P_aul> Niewiadomo kiedy goblin dopadl do Polelfki. Driuidka sporbowala sie zaslonic, ale magiczny miecz

wyskoczyl w gore, by przebic jej cialo

<Uther> Jeśli wilków jest trochę mniej wspieram goblina w walce z druidką, jesli nie to wciąż odpieram

ataki.

<Taren> wyszarpuję kij z trzewi wilka i nakładając na siebie zaklęcie korowej skóry ruszam za nimi

<Uther> Patrzę jak zareagują leśne stworzenia. Czy śmierć druidki zatrzyma ich atak?

<P_aul> Driady nie bardzo wiedzac co sie dzieje juz wczesniej zaprzestaly ostrzalu, wilki rozpierzchly

sie, gdy zniknela mentalna kontrola

<P_aul> ciemne chmury rozwialy sie

<Uther> <czy druidka już zeszła czy umiera?>

<P_aul> druidka jeszcze zyje, ale chyba nie potrwa to dlugo

<Taren> Ciężko dysząc siadam na ziemi

<Uther> - O co w tym wszystkim chodzi kobieto?! Czy to ty napadłaś na karawanę?

<P_aul> - Gobliny to... zlo... trzeba je wszystkie... wytepic...

<Uther> - Czy niziołek i druga druidka z toba współpracowali?

<Uther> - Kto stoi za atakami na karawany?

<P_aul> - Moge dobic ta ladacznice? - spytal goblin nadal wyraznie wsciekly

<Uther> - Powiedz, a oszczedze ci cierpień!

<Uther> - Potrzebuję tych informacji bardziej niż myślisz, goblinie.

<P_aul> - Oh bogowie. Wybaczcie mi - uslyszeliscie glos niziolka. - Nie przewidzialem tego...

<Uther> Odruchowo kierujęmiecz w stronę niziołka. Nie wiem czy to on za tym nie stoi i czy nie jest to

jego kolejny podstęp.

<Taren> Wstaję natychmieas i ustawiam się obok paladyna

<P_aul> Goblin stanal u waszego boku z gotowym orezem

<Uther> Patrzę d otyłu ile goblinów przetrwało walkę.

<P_aul> - Nie, blagam, opusccie bron...

<Uther> - Najpierw nam to wszytsko dokładnie wyjaśnisz!

<Taren> - Powiedz mi, co się stało.

<P_aul> - Ja... nawet nie wiem co pwoiedziec. Niespodziewalem sie tego, choc powinienem byl zobaczyc -

niziolek wydaje sie szczeze zmartwiony

<Uther> <kurde, ta sesja po prostu musi być wklejona do FA :D>

<P_aul> - Naleza wam sie wyjasnienia, to oczywiste...

<Uther> Robię się coraz bardziej niecierpliwy.

<Uther> -Nie przepraszaj, ale po prostu powiedz.

<Uther> <jesteś MJanek?>

<P_aul> - Widzicie... Znalezlismy Selfin ,gdy miala 7 lat. Blakala sie po lesie. Byla brudna, przerazona,

gloda. Oczywiscie zaopiekowalismy sie nia. Zadalismy sobie tez trud dowiedzenia sie, co wlasciwie sie

stalo. Znalezlismy jej rodzicow... martwych. Slady wskazywaly, ze zaatakowaly ich gobliny

<Taren> <jestem, ale nie mam nic ciakawego do powiedzenia>

<Uther> <ok>

<Taren> <robi się melodramatycznie...>

<Uther> - jaka jest jej rola w atakach na karawany?

<P_aul> - Staralismy sie nauczyc ja milosci do kazdego zycia, przy okazji uczac ja tajnikow druidyzmu.

<Uther> - Czy to ona kierowała umysłami goblinów atakujących konwoje? - Pytanioa cały czas mnożą się w

mojej głowie.

<P_aul> - Wydaje mi sie ze zadna... To na pewno nie ona przejela kontrole nad smokiem. Wyczulbym jej

obecnosc w jego umysle... rozumiesz, Taren?

<Uther> - Czy to wszystko był... przypadek?

<P_aul> - To bylo cos innego, o wiele bardziej... mrocznego...

<Taren> - Tak, wiem co masz na myśli

<Uther> - A teraz gdzie TO jest? - akcentuje mocno słowo TO.

<P_aul> - Prosilem was, zebyscie zbadali sytuacje. Nie spodziewalem sie, ze zdecydujecie sie zaatakowac...

<P_aul> - A tym bardziej, ze Selfin zbierze mala armie...

<Uther> <myślałem że to ona okaze się odpowiedzialna a ty znowu przeciagasz P_aul>

<P_aul> <przesuniemy to na ... kiedystam... przyszly tydzien moze?>

<Uther> <nieźle mi się oberwie>

<Uther> <przyszły tydzień to jest już szkoła>

<Uther> < a raczej studia>

<Taren> tzn. ciąg dalszy nastapi?>

<P_aul> <ale weekendy tez sa, czy moze od nowego roku Giertych zniosl?>

<Taren> <po nim wszystkiego się można spodziewać>

<Uther> <są, są, ale myślałem, że to ładnie podsumujemy>

<Uther> <może na przyszły piątek?>

<Taren> <w sesji online jeszcze nigdy nie udało się wykonać planu minimum>

<Uther> <no i dodamy paru nowych graczy chyba?>

<P_aul> <to by byl oza proste, gdyby ona jedna byla odpowiedzialna za WSZYSTKO... tak jest tylko w filmach

:D>

<Taren> <kolejna maja kampania?>

<Taren> <Mała>

<P_aul> <nie tam, skonczymy nastepnym razem...>

<Uther> <dobrato teraz weźmy się za umieszczenie tego wszystkiego na FA>

<Taren> <na OK też tak mówiłeś...>

<P_aul> <choc musze przyznac, ze polubilem te postacie... ciicho>

<Uther> <które?>

<Taren> chyba nasze>

<P_aul> <waszej dwojki ;)>

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Uther> <łaaaaał! pochlebiasz nam!>

<P_aul> <zreszta niziolka - mistrza Kregu tez :D>

<Uther> < :D też siebie polubiliśmy XD>

<Taren> <zdecydowanie>

<Taren> <:)>

<Uther> <w ogóle to chyba najlepsza sesja online w jaką grałem>

<Uther> <ukłony dla MG>

<Taren> <a w ile grałeś?>

<Uther> <w kilka, może z 10>

<P_aul> <w sumie....>

<Uther> <jak zostało nas tylko dwóch to całkiem nieźle nam szło>

<Uther> <wczuliśmy się w postacie>

<P_aul> - Mysle, ze ja wiem, kto stoi za tymi atakami - powiedzial mlody goblin

<P_aul> CIAG DALSZY NASTAPI

<Taren> <heh>

<P_aul> koniec na dzisiaj

<Uther> Obracam się zdumiony w stronę goblina. - Tylko nie mów, że to twój zazdrosny wuj.

<Uther> <koniec>

<Uther> <musiałem spuentować xD>

Komentaz na koniec - ta sesje pewnie zmiescilaby sie w jednym poscie, gdyby wyciac wszystkie komentaze... z drugiej strony RPG bez glupio komentujacych graczy to nie RPG

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nalezą się tu słowa wstępu, żeby nikt nie myslał, że jest to bezpośrednia kontyuacja. Jeśli uznajemy poprzednią sesję za cz. 1, to jest to cz. 4, kiedy już bohaterowie wracają do miasta po zwycięstwie nad goblinami.

Greenday - Ulfgar, człowiek, zaklinacz, walczy korbaczem i drewnianą tarczą, do tego posiada także magiczny kostur, który jest równie śmiercionośny dla wrogów jak i jego samego, gwałtowny i odważny, często działa bezmyślnie.

Maverick_Undead - Deathsinger, człowiek, opanował do perfekcji sztukę walki swoją bojową kosą, wyznawca boga śmierci Kelemvora, jego ponury wygląd może mylić.

P_aul - Lokkus, człowiek, kapłan Tempusa, posługuje się dwuręcznym toporem, na polu walki równie odważny jak i sprytny.

MJanek - Taren "Pszczelarz", człowiek, druid, w walce używa kija, towarzyszy mu rój pszczół, stara się utrzymać na świecie kruchą równowagę.

FaceDancer - Darth_Alosza, Drizzt, Soulafein - Szalony, dobrze wszystkim znany, ale niekoniecznie lubiany, debiutujący MG.

<Darth_Alosza> ZACZYNAMY

<Lokkus> <Proponuje zaczac od "Po pokonaniu szamana...">

<Lokkus> <:D>

<Darth_Alosza> <maybe>

<Ulfgar> <ja tez gram jakby co.>

<Darth_Alosza> Po zwycięstwie nad siłami ciemności w Krainach znów zapanował pokój

<Lokkus> <nie widze, zbeys zmienil nick...>

<Darth_Alosza> <kto?>

<Ulfgar> <moj zwykly nick to "Entman">

<Ulfgar> <wiec gram :)>

<Lokkus> <zaraz cie wykopie Ent...>

<Darth_Alosza> D+U+T - zostaliście zaproszeni przez paladynów na ucztę, która miała się odbyć w

Wielkiej Świątyni Helma we Wrotach Baldura

<Darth_Alosza> Lokkus - walczyłeś dzielnie z hordami goblinów, po trudach bitwy wracasz do świątyni by

ucztować do woli

<Darth_Alosza> <czekajcie muszę do kibla>

<Ulfgar> <xD>

<Deathsinger> <trzeba przyznac... z tym kiblem to konstruktywne rozpoczecie historii...>

<Ulfgar> <ta, berdzo konstruktywne :P>

<Lokkus> <lepiej teraz, niz gdyby mial w polowie gry isc...>

<Darth_Alosza> <ok jestem>

<Lokkus> <...szybki...>

<Deathsinger> <...ciekawe czy od tego pospiechu czego sobie nie przycial zamkiem od spodni...>

* Darth_Alosza sets mode: -v Deathsinger

* Darth_Alosza sets mode: +v Deathsinger

<Lokkus> <pisz, zamiast sie bawic wladza...

<Lokkus> >

<Deathsinger> <to byla taka delikatna sugestia co sie moze ze mna stac?>

<Darth_Alosza> W głównej sali zebrało się kilkadziesiąt odzianych w stal postaci. Przy głównym stole

zasiadli najbardziej wpływowi z paladynów. Sir Thorbrand, Wielki Mistrz Zakonu rozpoczął uroczystość

przemową.

<Darth_Alosza> <to dajcie mi czas>

<Lokkus> <taaa, przezylismy wojne z goblinami, zeby teraz zabila nas nudna przemowa... dlaczego wszyscy

bohaterowie musza umierac tak okrutna smiercia?>

<Darth_Alosza> - Przyjaciele! Wierni słudzy Torma, Helma, Tempusa i Lathandera!

<Lokkus> <exactly...>

<Deathsinger> <a Kelemvor gdzie?>

<Lokkus> <csss, nie wypada ;)>

<Lokkus> <to oficjalne spotkanie...>

<Taren> <może ciebie nie uznał za przyjaciela?>

<Darth_Alosza> - Zebraliśmy się tu by uczcić zwycięstwo nad siłami ciemności! Po raz kolejny udało nam

się uratować miasto, ale nigdy by nam się nie pwoiodło gdyby nie nasi goście.

<Darth_Alosza> <yepp :D>

<Lokkus> <powiedz przyjacielu i wejdz...>

<Darth_Alosza> - Chciałbym żebyśmy... - wypowiedź Mistrza zostaje przerwana świstem strzały, która

trafia go prosto między oczy

<Deathsinger> <wiedzialem... wiedzialem, ze taki numer wykreci>

<Darth_Alosza> <coś musiałem>

<Taren> <wyrok został odroczony...>

<Lokkus> <heh, ale niziolka ja zabije! nie warz sie go dawac do tej przygody!>

<Lokkus> <*waz>

<Taren> spoglądam w stonę, z której nadleciała strzała

<Darth_Alosza> D+U+T - na sali zrobił się nieprawdopodobny gwar, część paladynów bieży ku martwym

zwłokom mistrza, a pozostali biegają poszukując zamachowca.

<Darth_Alosza> <którego niziołka?>

<Deathsinger> bez slowa wstaje i kieruje sie ku mej broni, zlozonej i opartej o sciane za mym

siedziskiem...

<Lokkus> <waszego ulubionego druida ;)>

<Darth_Alosza> Lokkus - siedząc dość daleko od głównego stołu nie bardzo wiesz co się dzieje

<Darth_Alosza> Taren - szybko udaje ci się zauważyć wątłą postać w kapturze, która ucieka w stronę

wyjścia

<Lokkus> Na wszelki wypadek klade dlon na rekojesci topora, druga zaciskam na swietym symbolu

<Darth_Alosza> <Ulfgar co robisz?>

<Taren> - Tam jest!!! - krzyczę, a następnie ruszam w pościg chwytając po drodze laskę

<Lokkus> Probuje zrozumiec przyczyne zamieszania

<Ulfgar> Nie spoglądając na paladynów, ktorzy w popłochu nie wiedzą co zrobić wyciągam moją broń i

biegnę szukać zamachowców

<Taren> przywołuję Rój, aby zatrzymał zamachowca

<Darth_Alosza> Lokkus - zauważasz kilku krzyczących ze złości paladnów w okolicy stołu, leży tam jakieś

ciało, dodatkowo wszyscy biegają w różnych kierunkach jak oszalali

<Ulfgar> Przepychając sobie drogę przez paladynów drogę do miejsca, gdzie druid krzyknął.Przygotowywuję

czar "strefa zimna" aby zamroźić nogi zamachowcy.

<Ulfgar> <bez tej kropki >.<

<Darth_Alosza> Ulfgar - widzisz jak Taren kogoś goni, w oddali ledwo dostrzegasz czarną połę i jakąś

tajemniczą postać

<Darth_Alosza> Taren - zabójca zręcznie unika owadów, jednak jest przez to spowolniony, zbliżasz się do

niego

<Lokkus> "Smierc" mysle, "Uczta jest fatalnym miejscem, aby umrzec... Oby twoj bog pamietal o tobie

mimo ze nie polegles na polu chwaly dzielny paladynie"

<Taren> Probuję podciąć mu nogi swoją laska

<Darth_Alosza> Taren - postać zatrzymuje się, unika ciosu i odwraca w twoim kierunku, okazuje się, że

to kobieta

<Taren> <cios w witalne miejsce odpada>

<Ulfgar> Rzucjąc na siebię zaklęcie "Tymczasowy lot" wykonuję ogromny skok i już jestem obok tarena.

<Darth_Alosza> Ulfgar - niestety nie wzięłeś pod uwagę wysokości sali, uderzasz głową o niski próg i

padasz ogłuszony

<Lokkus> <jesss :D>

<Darth_Alosza> <:D>

<Ulfgar> <nie!>

<Taren> Udeżąm ją w rękę , a następnie usiłuje powalić silnym ciosem w korpus

<Ulfgar> <czemu ja we wszystkich sesjach jakie do tej pory grałem padam emdlony?>

<Ulfgar> <darth już przesadziłeś teraz>

<Taren> <niepotrzebnie stwarzasz okazje :D>

<Lokkus> Rozgladam sie po sali i zauwazam pechowego czarodzieja, ktory zle wyliczyl trajektorie lotu.

Tam sie cos dzieje... Zmierzam w kierunku, gdzie wyladowal pechowiec

<Lokkus> <poza tym nie rozumiem jednego - grasz zaklinaczem, tak?>

<Lokkus> <ent, powyzsze do ciebie...>

<Darth_Alosza> Taren - twe ciosy nie robią wrażenia na kobiecie, która wykonuje szybki ruch ręką,

koniec jej sztyletu robi się zielony

<Ulfgar> <tak, gram zaklinem...>

<Deathsinger> Krzyki, przepychania, szalenstwo... paladyni lepiej sie nie mogli spisac by umozliwic

zabojcy latwa ucieczke. Wciaz milczac podchodze do ciala mistrza zakonu. Spod swej szaty wyciagam

medalion, pulsujacy teraz cieplem i przykladam go do piersi martwego paladyna, w rozblysku blekitnego

swiatla dusza wojownika zyskuje spokoj.

<Taren> odskakuję na małą odległość i żucam korową skórę

<Lokkus> <no. Jesli dobrze pamietam zasady, to on ma raptem kilka czarow, a ty od pierwszej nim

rozgrywki rzucales juz okolo 10 roznych>

<Ulfgar> <żucam... litości>

<Darth_Alosza> Lokkus - dostrzegasz dwie walczące postaci - człowieka z laską i postać odzianą w czerń,

która odbija ciosy sztyletem

<Taren> <nieprzytomny jesteś, więc cicho siedź>

<Ulfgar> <tak, a może wziołem akurat te? :P>

<Darth_Alosza> <wziołem... listości!>

<Lokkus> <aby miec taki arsenal, musialbys byc na dosc wysokim poziomie... ponadto wyraznie widac, ze

nie bardzo znasz czary, nie wiesz, ktor yco robi, a co wiecej niektore wymyslasz na poczekaniu...>

<Deathsinger> <listosci... litosci!>

<Ulfgar> <o cholera :P>

<Ulfgar> <sorry>

<Lokkus> <litosci... litości!>

<Ulfgar> <no jasne, to wez sobie zobacz podrecznik gracza, jest coś takiego jak "tymczasowy lot" (moze

troche inaczej sie nazywa ale jest taki.>

<Ulfgar> <a zamiast "strefy zimna" jest "Zamrażająca strefa Otiluka.">

<Darth_Alosza> Deathsinger - czujesz na sobie wrogie spojrzenia pladynów, jeden z nich ze złością w

głosie mówi do ciebie: - Hańba! Jakem sir Beregord nie pozwolę na to świętokradztwo!

<Ulfgar> <i to jest story telling, a nie levelowanie.>

<Darth_Alosza> <dobra spokój panowie>

<Lokkus> <na 6 poziomie... czyli min 12 poziom...>

<Darth_Alosza> <możecie tyle nie komentować bo nie widzę wypowiedzi>

<Darth_Alosza> <mam laga czy to wy nic nie piszecie?>

<Deathsinger> - nie ma swietokradztwa w ukojeniu, ofiarowanym sercem Pani Zycia - odpowiadam spokojnie

paladynowi...

<Taren> <najpierw za dużo komentów, teraz za mało...>

<Lokkus> Uwalniam topor z krepujacych go rzemieni i powoli zblizam sie do walczacych. Jakos nikt inny

nie zwrocil na nich uwagi

<Darth_Alosza> <chodzi mi o sesjowe wypowiedzi a nie komentarze>

<Taren> <a, to sorry>

<Lokkus> Rozpoznaje druida, ktorego spotkalem raz na wielkiej ceremoni ku chwale Tempusa

<Ulfgar> <no i ja zaś nie moge grac.. kurde, czemu wy mnie ciągle zmuszacie do mdlenia? :P>

<Darth_Alosza> - Już ja cię nauczę ukojenia, diable! - siwowłosy wyciąga młot bojowy i zamierza cię

uderzyć, ale w ostatniej chwili powstrzymuje go Uther: - Już dość szlachetnej krwi zostało tutaj

przelanej!

<Lokkus> <bo przypominasz nieco Dougana JPZ5S wiec cie temperujemy>

<Darth_Alosza> Taren - kobieta rzuca w ciebie kilkoma nożami - wszystkie są zatrute - po czym odwraca

się i biegnie do wyjścia

<Ulfgar> <rób matrixa!!! xD>

<Darth_Alosza> Ulfgar - powoli dochodzisz do siebie, powinieneś się cieszyć, że jeszcze żyjesz.

<Taren> Unikam kilku, reszta na szczęście nie przebiła mojego zaklęcia

<Taren> ruszam za nią

<Darth_Alosza> <taren - ty tu jesteś mg czy ja?>

<Taren> <sorry, mój błą>

<Taren> <błąd>

<Taren> <poniosło mnie>

<Darth_Alosza> Taren - niestety czas jaki zajął ci na uniki był za długi. Zabójczyni jest już prawie

przy wyjściu.

<Deathsinger> sklaniam powoli glowe w strone Uthera po czym chowam medalion z powrotem pod ubiorem...

<Darth_Alosza> - Jeszcze się policzymy, śmieciu! - słyszysz za plecami głos sir Beregorda.

<Taren> Każę Rojowi spowolnić ją, lub jeśli mu się nie uda, śledzić

<Lokkus> <ale masz fajna zabawke Mav...>

<Taren> Sam wybiegam za nią na zewnątrz

<Darth_Alosza> Lokkus - druid unika kilku lecących w jego stronę pocisków, a tajemnicza postać biegnie

do wyjścia, jesteś już całkiem blisko niej

<Lokkus> Ruszam za druidem, gdy go dogonie mowie:

<Darth_Alosza> <czy napisałem że wybiegła?>

<Darth_Alosza> <czekajcie lepiej na moje wpisy>

<Deathsinger> - sa mroczniejsze sily od nas, z ktorymi walczyc przystalo by nam ramie w ramie -

odpowiadam spokojnie...

<Lokkus> <przepraszam, pospieszylem sie...>

<Darth_Alosza> <Ulfgar, co robisz?>

<Darth_Alosza> <bo już doszedłeś do siebie>

<Ulfgar> <śpie>

<Ulfgar> <aha :P>

<Taren> żucam w stronę kapłana, który pojawił się w pobliżu - nie zabijaj jej. musimy dopaść ją żywą!

<Lokkus> Staje na drodze uciekiniera

<Lokkus> Slyszac okrzyk druida probuje ja zatrzymac

<Darth_Alosza> Deathsinger - Paladyn odchodzi w gniewie, ale czujesz, że ci tego nie zapomni. Tymczasem

Uther próbuje zapanować nad sytuacją: - Mistrz nie żyje. Trzeba szybko zorganizować pościg!

<Ulfgar> Wstaję, wściekły na siebie, i zaczynam gonic uciekinierkę, zastanawiając sie, co mogło mnie

ogłuszyc.>

<Ulfgar> <bez nawiasu na koncu>

<Darth_Alosza> Lokkus - kobieta, chwyta cię za ramię i wyrzuca na kilka metrw do przodu

<Ulfgar> <mnich!>

<Deathsinger> koncentruje swa wole na sercu... probuje przez nie przeslac zmarlym jedna prosbe

"znajdzcie skrytobojce"... nie wiem, czy posluchaja, czy nawet mnie slysza, ale nie pozostalo nic

wiecej...

<Lokkus> Spotkanie z ziemia bylo wiecej niz nieprzyjemne "O Tempusie, jak ja nienawidze gdy kobieta

rzuca mna, jak tylko jej sie podoba..."

<Taren> <jeszcze nie opuściliśmy sali, prawda?>

<Deathsinger> <Paul - dostales kosza znaczy sie... dziewczyna Cie rzucila... a w zasadzie to Toba...

ale to details>

<Lokkus> <details, details... jeszcze do mnie wroci :* )

<Lokkus> <nikt nie oprze sie memu urokowi ;)>

<Darth_Alosza> Lokkus - patrzysz na drzwi frontowe, zauważasz na nich jakiś dziwny biały skrawek papieru

<Taren> <a co na nią rzucisz?>

<Lokkus> <"Wstrzymanie osoby"?>

<Lokkus> <hmm niezla mysl...>

<Darth_Alosza> Taren - nagle poczułeś ból, jakby tysiące igieł przeszywało twoje ciało, po chwili

uświadomiłeś sobie jedno - straciłeś kontakt z Rojem

<Lokkus> Nim zabojczyni znikine mi z oczu odmawiam modlitwe do Tempusa, aby uzyczyl mi swej mocy, a

nastepnie probuje na chwile sparalizowac jej cialo

<Darth_Alosza> Ulfgar - dobiegasz na miejsce wyraźne spóźniony, niedaleko stoi druid, a przy drzwiach z

podłogi zbiera się odziany w zbroje rycerz

<Darth_Alosza> Deathsinger - to na nic, w takim rozgardiaszu na niewiele to się zdaje

<Taren> Wrażenie jest tak silne, że na chwilę się zatrzymuję. Po chwili jednak ruszam na zewnątrz

<Darth_Alosza> <{P_aul - ona już uciekła, a na zamkniętych drzwiach dostrzegłeś jakąś kartkę>

<Lokkus> <w sumie to wachalem sie miedzy kaplanem a mnichem, teraz juz wiem ,ze mnich bylby lepszy :D>

<Darth_Alosza> <dzięki że ignorujecie moje posty>

<Darth_Alosza> <tak samo MJanek>

<Lokkus> <opisujesz na tyle nidokladnie, ze trudno sie zorientowac, co wlasciwie sie dzieje...>

<Ulfgar> Pytam się ich z przekąsem- czyżbyście nie dali rady jednemu uciekinierowi we dwójkę? Po chwili

jednak ruszam za druidem.

* Darth_Alosza is now known as Drizzt

<Drizzt> <fiu fiu!>

<Deathsinger> kontakt jest trudny... zbyt trudny, co chwile ktos mnie rozprasza, popycha, spojrzenia

pelne wrogosci i... strachu. Potrzebna bedzie spokojna noc... a spokoj owego miasta zostal zaklocony

na wiele nocy...

<Taren> <myślałem, żę są otwarte>

<Drizzt> <może chociaż Deathsinger dostzreże wiadomośc na drzwiach?>

<Lokkus> Zbieram sie z ziemi, spoznilem sie z zakleciem, szkoda.

<Lokkus> Sprawdzam, co to za kartka, ktora zauwazylem wczesniej

<Deathsinger> <stoje za daleko i oddziela mnie od niego stado biegajaych w kolko bara... paladynow

znaczy sie...>

<Taren> widząć, że pościg już nic nie da, zatrzymuje się przy kapłanie

<Lokkus> - Hej druidzie! - krzycze - Nie ma co jej gonic

<Drizzt> Lokkus - kartka zużytego już papieru jest przybita do drzwi sztyletem, na kartce widnieje

napis: "Pozdrowienia od boga grzmotów"

<Taren> jednocześnie cały czas szukam Roju

<Deathsinger> <Talosjanie... mhm...>

<Drizzt> Taren - obawiasz się o najgorsze, jeszcze nigdy Rój mie znikał na tak długo

<Lokkus> <to robota dla druidow, Talos jest bogiem natury...>

<Lokkus> - Spojrz no na to Pszczelarzu

<Deathsinger> <a jego kaplanki nosza fikusna bizuterie idealnie pasujaca na obroze dla uroczych i

wiernych spanieli... - kto pamieta questa w BG2?>

<Taren> biorę kartkę od kapłana

<Lokkus> <ha, nawet zadnego pytania typu "Znasz mnie?"... jestem rozczarowany ;)>

<Drizzt> <mav - tak tak ale prawdę mówiąc w ogóle cię nie słucham>

<Deathsinger> <gdybym gral magiem, to bym Cie nazwal malpoludem, ale tak to Ci przepuszcze...>

<Ulfgar> <ej kurde>

<Ulfgar> <róbcie cos>

<Drizzt> <Ulfgar nie biadol tylko też coś rób bo jesteś z nimi>

<Ulfgar> <co mam zrobić, fikołka? :P>

<Drizzt> <jak nie umiesz rozmawiać to nie moja wina>

<Drizzt> <trochę inwencji ;P>

<Deathsinger> paladyni powoli sie uspokajaja... najwyzsza pora - mysle w duchu... powoli przeciskam sie

przez ich szeregi w strone mych towarzyszy...

* Drizzt is now known as Soulafein

<Taren> - Kartę napisał wyznawca Talosa, którego domeną są burze i grzmoty

<Soulafein> <może kartę postaci?>

<Taren> <mało odkrywcze, ale nie jestem zbytzorientowany w bustwach>

<Lokkus> - Tyle domyslilem sie i bez twej fachowej ekspertyzy - odpowiadam z przekasem

<Lokkus> - Powiedz mi lepiej kto zginal, bo ze swego jakze zaszczytnego miejsca nie dojrzalem...

<Deathsinger> <ale mogla tez napisac osoba, ktora chce bysmy obwiniali Talosjan>

<Taren> - Zamordowany został wielki mistrz zakonu

<Soulafein> <Ulrich von Jungingen>

<Ulfgar> Zginął Mistrz zakonu,Sir Thorbrand.

<Ulfgar> <kurde :P>

<Taren> <byłem szybszy>

<Taren> <:)>

<Deathsinger> tlumy przy drzwiach sa bardzo liczne, ale w koncu udaje mi sie przez nie przejsc, rzucam

okiem na karte i stwierdzam sucho - albo Talosjanie sa na tyle glupi by chciec wojny, albo ktos

postronny chce, by do niej doszlo - rzucam sucho...

<Lokkus> - Kaplani Talosa sa zdolni do wszystkiego - odpowiadam, spogladajac na nowo przybylego. -

Spotkalismy sie juz, prawda? Niewielu decyduje sie na walke kosa...

<Ulfgar> <cisza xD>

<Deathsinger> - nie przecze iz Talosjanie sa nieprzewidywalni, lecz istnieje co najmniej kilka wyznan

rownie nieprzewidywalnych i uwazajacych, iz najlepsza wojna, to taka, w ktorej walcza dwaj ich

wrogowie.... a jesli chodzi o ma bron - jako kaplan boga walki powinienes wiedziec, ze nie bron jest

wazna, lecz hart ducha i umiejetnosc walki nia...

<Deathsinger> - prawdziwy mistrz walki, nie walczy bronia, lecz cialem, ktorego czescia sie ona stala...

<Soulafein> D+U+L+T - Tymczasem paladyni rozesłali już patrole w różne części miasta. Do Rady udał się

posłaniec aby powiadomić o nieszczęściu. Podchodzi do was Uther, który ma dla was wieści: -

Zostaliśmy poproszeni do sali obrad, gdzie postanowimy co dalej robić.

<Lokkus> - Coz, skoro nas zapraszaja, nie wypada odmowic. Spojrz na to Utherze - podaje kartke

paladynowi.

<Ulfgar> Chowając mój wierny korbacz za pas, zmierzam do sali obrad.

<Soulafein> - Kim jesteś nieznajomy? Nie pamiętam cię. - Uther jest wyraźnie zaskoczony.

<Taren> Z ociąganiem ruszam do sali obrad

<Taren> cały czas prubuję odnaleźć Rój

<Soulafein> Taren - bezskutecznie

<Lokkus> - Ja jednak nie zapominam tych, ktorych spotkalem na maszach ku chwale Tempusa. Choc tamtego

dnia prowadzilem na blogoslawienstwo zaledwie grupke wiernych, widzielismy sie przelotnie...

<Deathsinger> - od wyniku tych obrad byc moze bedzie zalezec przyszlosc calego miasta - rzucam cicho po

czym udaje sie za reszta...

<Soulafein> Lokkus - Skąd więc znasz moje imię? Ja nie wyjawiałem ci swego.

<Soulafein> W przestronnej sali, której centralnym punktem jest podłużny, hebanowy stół, a wkoło

rozstawione są fotele, zgromadziła się grupa kilkunastu paladynów - najwyższych dostojników

poszczególnych świątyń

<Lokkus> - Moglbym rzec, ze imiona was wszystkich sa ostatnio znane we Wrotach, prawda jest jednak

taka, ze to twoj Mistrz poprosil mnie o zebranie jakiegokolwiek oddzialu tego dnia, gdy z lasow

wychynal drakolicz

<Deathsinger> <ocho... czyli podczas kontynuacji sesji bedziemy sie tluc z drakoliczem... swietnie...>

<Lokkus> <nie spodziewales sie tego? >

<Taren> <może nie będzie tak źle...>

<Deathsinger> <szczerze mowiac to liczylem, ze zalatwimy go po cichu, gdy bedzie jeszcze spal...>

<Taren> <chyba zanim go ożywią>

* Lokkus changes topic to 'Sesja Forgotten Realms'

<Soulafein> Uther skinął lekko głową i podszedł do jednego z paladynów, wysokiego blondyna odzianego w

zbroję koloru ognia i podał mu kartkę. Paladyn przez jakiś czas zapoznawał się z jej treścią, w końcu

zabrał głos: - Sytuacja jest poważna, bracia! Zginął najwyższy i najbardziej prawy człowiek jakiego

znałem. Z tej wiadomości wynika, że stoją za tym talosjanie, ale ja nie jestem do tego przekonany.

<Deathsinger> wchodzac do komnaty zostawiam swa bron przy wejsciu, slucham w milczeniu slow paladyna...

<Lokkus> - Tych, ktorzy czcza boga burz nalezaloby wyrznac do ostatniego, zgadzam sie jednak, ze moze

stac za tym ktos inny

<Soulafein> Blondynowi przerwał siwowłosy sir Beregord:- Sir Bertrandzie, wiemy że jesteś Mistrzem

Zakonu Torma i twoje zdanie szanujemy. Potrzebne są jednak bardziej zdecydowane działania.

<Soulafein> - Ja jako nowy Mistrz Zakonu Helma proponuję zebrać ludzi i urządzić krwawą jatkę w

świątyni Talosa. Zabójstwo sir Thorbranda wymaga zemsty.

<Soulafein> <jesteście tam?>

<Soulafein> <czy mam lqaga?>

<Taren> <prowadzisz dialog sam ze sobą, więc ci nie przeszkadzamy>

<Taren> <:)>

<Lokkus> - Z tego co wiem o waszych bogach panowie, ani Helm, ani Torm nie stana po stronie tych,

ktorzy morduja niewinnych

<Soulafein> <wlączajcie się>

<Deathsinger> - Moze lepiej sprawdzic wpierw, czy w swiatynii Talosa nie zostal zamordowany podobny

ranga kaplan? - rzucam ponuro...

<Ulfgar> Dokładnie- zgadzam się z paladynem.Jednak czy nie potrzebujemy dokładniejszego wywiadu? pytam

się. W głębi duszy cieszę się jednak. Cieszę się, bo będzie okazja kogoś zabić.

<Deathsinger> <prosci ludzie - proste potrzeby>

<Ulfgar> <~^>

<Lokkus> - Nawet Tempus, ktory cieszy sie z kazdej bitwy, nie poczuje satysfakcji z bezsensownego

przelewu krwi

<Lokkus> - Dlatego swoj sluszny gniew powinniscie skierowac przeciw winnym, a nie przeciw tym, ktorych

najwygodniej podejrzewac

<Soulafein> Deathsinger- Nie bedziemy słuchać rad wyznawców Kelemvora! Nie wiem jakim prawem pozwalamy

na obecność tego pomiotu w tym świętym miejscu! - słyszysz kolejne oskarżenia ze strony sir Beregorda.

<Lokkus> <Talos ma swiatynie w BG?>

<Soulafein> <w mieście?>

<Soulafein> <w Athkatli miał>

<Soulafein> <to można założyć że we Wrotach też jest>

<Soulafein> <Ulfgar jak mówisz o paladynie to powiedz o którym>

<Lokkus> "Szykuje sie Dzihad, ciekawe tylko, komu na nim zalezy" mysle "Prawda jest, ze ostatnio

paladyni zyskali ogromne wplywy, ktos moze chciec przywrocic im ich miejsce..."

<Ulfgar> Jednak zgadzam się z tym, że winniśmy podjąć jakieś działanie. Uderzenie na świątynie będzie

bardzo zdecydowanym uderzeniem, ale nierozważnym. powinniśmy wysłać szpiegow, by wpierw dowiedziec

się, czy to właśnie wyznawcy Talosa dokonali zamachu. czy mamy jakiegoś człowieka w świątyni??

<Lokkus> "Swoja droga ci 'dzielni wojownicy' latwo zapominaja, kto niosl tamtego dnia amulet swiatla"

spogladam na wojownika, ktory najwyrazniej jest nieslawnym Piewca

<Deathsinger> - twoj gniew zaslepia Cie - zwracam sie do nowego mistrza zakonu - a Ci ktorzy nie

potrafia dostrzec ciemnosci pierwsi padaja jej ofiara. Jakiez korzysci mogliby wyniesc Talosjanie z

tego konfliktu - owszem, sa pelni gniewu niczym ich bostwo ciskajace pioruny, lecz nie sa glupcami...

w walnej bitwie mogliby tylko przegrac - odpowiadam niezrazony obelga paladyna

<Soulafein> - Dośc tego! - krzyczy sir Bertrand. - Zło już dość dzisiaj wygrało. Nie pozwolę na kolejne

konflikty i waśnie. Piewca ma rację. To zbyt oczywiste. Te szakale Talosa chcą Chaosu, ale nie

robiliby tego aż takim kosztem.

<Lokkus> - Jesli dojdzie do wojny miedzy swiatyniami - wyrazam swe mysli - Wszyscy stracimy pozycje,

ktora zyskalismy we Wrotach Baldura po tym wielkim zwyciestwie. Pamietajcie, ze prosci ludzie

przypisuja wlasnie kaplanom i paladynom najwieksze zaslugi. Jesli teraz zaczniemy sie bez sensu

mordowac na ulicach, mozemy szybko stracic to poparcie

* Deathsinger has left #sesja_rpg

* Deathsinger has joined #sesja_rpg

<Soulafein> Do sali wkracza wojownik potężnej postury z olbrzymim dwuręcznym mieczem. Rozpoznajecie w

nim czempiona Helma - sir Jermaine'a. Natychmiast staje on u boku sir Beregorda, z którym rozmawia na

osobności.

* Lokkus sets mode: +v Deathsinger

<Soulafein> <Taren chyba śpi>

<Taren> <nie śpię, po prostu nie mam nic do powiedzenia>

<Ulfgar> <tak jak ja....>

<Taren> <poza tym koncentruję się na odszukaniu Roju>

<Soulafein> - Niech opowie się większość! - podnosi głos sir Beregord - Niech zadecydują wszyscy

Mistrzowie Zakonów!

<Deathsinger> - nie nalezy dzialac pochopnie, lecz koniecznym jest przygotowanie sie do obrony...

mozliwe, iz tego samego dnia zginal Najwyzszy Kaplan swiatynii Talosa, a jesli tak zaiste sie stalo

kaplani moga w szale uderzyc pierwsi...

<Soulafein> <Taren - na razie go nie znajdziesz>

<Lokkus> - A kto bedzie mowil w imieniu tragicznie zmarlego? - rzucam ironicznie

<Deathsinger> a wiec rzad wiekszosci... miejmy nadzieje, iz wiekszosc wybierze rozsadnie - zwracam sie

cicho do stojacego obok kaplana Tempusa...

<Soulafein> - Oczywiście, że ja! - puszy się sir Beregord

<Deathsinger> <jak ja uwielbiam paladynow>

<Lokkus> - Nie liczyl bym na to, jakos nie pamietam by z takiej ddemokracji przyszlo kiedys cos dobrego

- odpowiadam rownie cicho

<Soulafein> Lokkus - widzisz jak głowa sir Jermaine'a, obraca się w twoją stronę, nie dostrzegasz

twarzy zakrytej przyłbicą od hełmu z rogami.

<Ulfgar> <ZZzzZZzzz>

<Soulafein> - Ja sir Bertrand z Zakonu Torma jestem przeciw tej akcji.

<Soulafein> - Ja, sir Beregord z Zakonu Helma jestem za uderzeniem na świątynie Talosa.

<Soulafein> - Ja, sir Gedwin z Zakonu Lathandera jestem przeciw!

<Lokkus> - Jakie to szczescie, ze nasza hierarchia jest jasna i jednoznaczna, a lancuch dowodzenia nie

zostawia miejsca na takie przedstawienia - mowie prawie szeptem do Piewcy

<Ulfgar> <gazem xD>

<Soulafein> - ja, sir Baldwin z Zakonu Tempusa, także jestem przeciw.

<Deathsinger> - ironiczne, iz Ci co sa w sluzbie bogom ostatni udaja sie po rade swych opiekunow... -

stwierdzam cicho...

<Soulafein> - A więc stało się. - mówi uradowany sir Bertrand - Wolą większo... - wypowiedź Mistrza

zostaje przerwana przez będącego w furii Beregorda: - Czy wy niczego nie widzicie? Czy jesteście na

tyle głupi? Skoro tak, to tylko Helmici okryją się chwałą poskramiając Talosjan!

<Lokkus> - Gdy jest sie tak blisko bogow latwo mozna odniesc mylne wrazenie, ze zna sie ich zyczenia i

plany. Wiem cos o tym...

<Soulafein> Beregord wściekły opuszcza salę obrad. Zanim bez słowa wychodzi sir Jermaine.

<Lokkus> - Dlaczego mam wrazenie, ze to sie zle skonczy, niezaleznie od wyniku starcia? - pytam glosno

<Ulfgar> Jeśli Helmici naprawdę uderzą na Talosjan, możemy mieć duże kłopoty.Lepiej powstrzymać tych

dwóch

<Deathsinger> - kosciol Talosa byc moze odniesie kleske... lecz wielokroc wieksza bedzie kleska, tych

co przeleja krew niewinnie oskarzonych - stwierdzam cicho...

<Soulafein> Deathsinger - Widzisz smutny wzrok Uthera, który patrzy się w waszą stronę. On także udaje

się za Helmitami.

<Soulafein> <teraz sobie pogadajcie>

<Ulfgar> < no kurde zaś?

<Lokkus> - Uther jest waszym towarzyszem, przyjacielem, prawda? - zwracam sie do pozostalej trojki -

Jesli ktos moze przerwac to szalenstwo to on...

<Soulafein> Taren - w końcu otrzymujesz sygnał od Roju. jest on bardzo osłabiony. Tak bardzo, że nie

może wrócić. Wzywa cię.

<Deathsinger> - jest przyjacielem, lecz jest paladynem wiernym swemu mistrzowi... sadze, ze bardziej on

potrzebuje teraz naszej pomocy...

<Lokkus> - Wlasciwie, jesli ktos moze powstrzymac to szalenstwo, to wy i on. Niewielu wie o waszych

zaslugach, ale ja tam bylem i widzialem wszystko.

<Soulafein> <Ulfgar - RPG to nie szlachtanina, w BG II też dużo czasu gadałeś>

<Ulfgar> <no wim wim... ale tez nie mozna 100% czasu gadac, nie?>

<Deathsinger> (ze o krolu cRPG - Planescape Torment nie wspomne...>

<Soulafein> DULT - Sala pustoszeje, jednak sir Bertrand stoi w miejscu, jakby zamyślony. Gdy macie już

wyjść zatrzymuje was: - Stójcie! Mam dla was zadanie!

<Lokkus> - Mysle jednak ,ze mozemy zrobic cos innego. Sprobujmy dowiedziec sie czegos. Talosjanie nie

maja powodu, by nie wpuscic kogokolwiek z nas na swoj teren

<Lokkus> - A jest szansa, ze zdazymy nim zacznie sie rzez

<Taren> Prubuję wykryc miejsce, w którym się znajduje

<Soulafein> Taren - to miejsce jest dość odległe, ale dałbyś radę poprowadzić drużynę w tamto miejsce.

Wydaje się to dobrym sposobem by wykryć gdzie udał się zabójca.

<Ulfgar> <prubuję.... litości>

<Ulfgar> <to moze najpierw posłuchajmy zadania od tego ziomala, nie?>

<Soulafein> <jeszcze jedno "litości" a dostaniesz devoice'a>

<Deathsinger> <oz... tego jeszcze nie bylo... nazywac mistrza zakonu "ziomalem">

<Ulfgar> <rispekt>

* Ulfgar was kicked by Soulafein (nie wnerwiaj mnie)

* Ulfgar has joined #sesja_rpg

* Soulafein sets mode: +v Ulfgar

<Ulfgar> :(

<Lokkus> - Dosc juz gadania, trzeba wziasc sie do dzialania, zanim bedzie za pozno...

<Ulfgar> Dokładnie-Czas nie jest po naszej stronie....

<Soulafein> <P_aul -nie zauważyłeś, że ktoś ma do was jakąś sprawę?>

<Lokkus> <to bylo wlasnie do inego>

<Lokkus> - Dlatego streszczaj sie paladynie.

<Soulafein> - Posłuchajcie mnie, przyjaciele, bo wyglądacie na rozsądniejszych od brata Beregorda. To

smutne, ale widok śmierci sir Thorbranda źle na niego wpłynął. Zapomniał, że paladyni nie powinni

ulegać pokusie jaką jest zemsta.

<Deathsinger> - czasami zemsta jest sluszna, lecz nigdy nie powinna przeslaniac nam wzroku - odpowiadam

spokojnie...

<Soulafein> - Musicie ostrzec Talosjan przed atakiem. Nie chcę aby doszło do rzezi niewinnych.

Postarajcie się także powstrzymać paladynów.

<Lokkus> - A nade wszystko nie powinna byc powodem do rozlewu krwi, jesli nie jest sluszna - dodaje

<Lokkus> - Ha, taka sprawiedliwa bitwa to co innego, ale jak juz wczesniej mowilem moze sie to kiepsko

skonczyc dla wszystkic hswiatyn.

<Deathsinger> - obawiam sie jednak, ze na wiesc o tym, ze idziemy od paladynow, mozemy nie byc cieplo

przyjeci...

<Soulafein> - Spróbujcie. Ja postaram się powstrzymać szaleństo sir Beregorda, zrobię co tylko w mej

mocy. Przydałoby się znaleźć kilku Helmitów, którzy pomogliby w przekonaniu pozostałych braci.

<Lokkus> - Mysle, ze ostrzezenie Talosjan to jedno, ale przydaloby sie tez dowiedziec prawdy. Wtedy

bedzie mozna skierowac gniew Helmitow na wlasciwego wroga, a Tempus na pewno stanie po naszej stronie

<Soulafein> Taren - słyszysz coraz wyraźniejszy głos Roju. Widzisz jakieś obrazy. To miejsce jest

przepełnione dziwną maszynerią, dookoła kręcą się straże, co chwile słychać grzmoty.

<Ulfgar> Dokładnie, proponowałbym skupienie się na zatrzumaniu sir Beregorda, a nie zneutralizwaniu

jego ataku.My moglibyśmy wyruszyć dowiedzieć się, kto tak naprawde pociąga za sznurki.

<Ulfgar> <cisza?>

<Taren> - Mam dla was pewną informację. Przed chwilą połączyłem się z Rojem. Podejrzewam, że jest w

miejscu, w ktorym przebywa zamachowiec. są tam też jakieś dziwne machiny, i straże. Jest jednak

poważnie osłabiony, więc musze natychmias się udać w tamto miejsce. Niezależnie czy pójdziecie zemną,

czy nie

<Soulafein> - Teraz muszę was już opuścić. Nie zawiedźcie mnie. Ja powstrzymam Beregorda.

<Soulafein> Sir Bertrand wychodzi szybkim krokiem pozostawiając was w sali obrad samych.

<Taren> <przyjmijmy, że powiedziałem to dopiero po odejściu paladyna>

<Soulafein> <yepp>

<Lokkus> - No, dosc juz mialem tej dyskusji... Prowadz Tarenie

<Taren> Chwytam mocniej mój kij i szybkim krokiem ruszam do wyjścia, a następnie w stronę, z której

wyczówam Rój

<Deathsinger> - a wiec dobrze, druidzie... prowadz. Wychodzac z komnaty podnosze swa bron, ktora lezy

przewrocona na podlodze...

<Ulfgar> -Dokladnie, jak już powiedzialem czas dziala na naszą niekorzyść. w drogę!!Ruszam za tarenem

<Soulafein> Taren - masz kolejną wizję, widzisz osobę w ciemnych szatach podnoszącą sztylet. Nie wiesz

jednak czy to już się wydarzyło czy to dopiero przyszłość.

<Taren> <jedna uwaga - ja nie mam wizji, mogę jedynie odebrać to, co widzi Rój>

<Soulafein> Deathsinger - podążając za druidem coś sobie uświadamiasz. Znasz to miasto całkiem dobrze,

bywałeś w licznych świątyniach składając ofiary bogom. Idziecie prosto do świątyni Talosa.

<Soulafein> <teraz już masz :D>

<Deathsinger> <nie ma to jak uroki szybkiego levelowania>

<Taren> <tja..>

<Soulafein> DULT - stajecie przed wejściem do Świątynii. Pilnuje go 6 rycerzy Chaosu. Talos nigdy nie

był tu lubianym bogiem więc trudno się temu dziwić.

<Deathsinger> zamachowiec przebywa najwyrazniej w swiatynii Talosa... czyzby Helmita mial racje, czy

tez szykuje sie do kolejnego zamachu - zastanawiam sie w duchu...

<Taren> - Chociaz wydaje mi się to dziwne, Rój na pewno przebywa wewnątrz

<Taren> Nastepnie zdecydowanym krokiem ruszam do wejścia

<Lokkus> - No to wejdzmy do srodka - odpowiadam, po czym zwaracam sie do straznikow - Badzcie

pozdrowieni Wojownicy Gromu!

<Ulfgar> A więc Helmita miał rację! Te psy, wyznawcy talosa zabili wielkiego mistrza Paladynów! Ruszam

do wejścia starając się ukryć korbacz.

<Deathsinger> wspinam sie po stopniach w zamysleniu, jesli jeden z rycerzy zastawia mi dalsza droge

mowie cicho - ja i moi towarzysze pragniemy otrzymac blogoslawienstwo Pana Burz...

<Soulafein> - Proszę, proszę kogo my tu mamy? - zatrzymuje was jeden z rycerzy - Jeśli chcecie wejść do

środka musicie nam oddać swój oręż.

* Disconnected

* Attempting to rejoin channel #sesja_rpg

* Rejoined channel #sesja_rpg

* Topic is 'Sesja Forgotten Realms'

* Set by Lokkus!~P_aul@dqr58.neoplus.adsl.tpnet.pl on Fri Jan 12 20:42:01

* Lokkus sets mode: +v Face

<Face> <ile straciłem?>

<Deathsinger> <czyzby Face sie klonowal?>

<Face> <lagg>

<Taren> Czy uważąsz zwykłą, drewnianą laskę za broń będą ca w stanie zagrozić rycerzowi w zbroi? -

pytam spoglądając wymownie na jego zbroję. Jeśli robi się nieprzyjemnie odkładam jednak posłusznie

swoją laskę

<Lokkus> - Mym bogiem jest Tempus - odpowiadam - Jestem rownie niechetny rozstawaniu sie z moja bronia

jak ty ze swa meskoscia. Daje ci jednak slowo, ze nie napije sie ona krwi w tej swiatyni, jesli nie

otrzymam powodu by po nia siegnac

<Face> Lokkus - Łżesz psie! Tacy jak ty MUSZĄ zostawić broń inaczej nie będą plugawić świętości tego

miejsca!

<Face> <P_aul zbanuj Soulafeina>

* Soulafein has quit IRC (Ping timeout: 180 seconds)

<Lokkus> <sam sie wykopal ;)>

* Face is now known as Soulafein

<Deathsinger> - jestem wojownikiem i pragne, by na mej broni zlozono blogoslawienstwo Pana Burz...

jednak jesli obawiasz sie wybuchu wrogosci, mozesz przydzielic nam obstawe zlozona ze swych

wspolbraci...

<Lokkus> - Nazywanie mnie psem jest z twej strony nierozsadne. Aby dowiesc prawdziwosci mych slow

proponuje ci probe. Sprawiedliwy pojedynek jeden na jednego, do pierwszej krwi. W tej chwili do twego

przybytku prowadzi mnie brat wojny - pokoj. Niech jednak o prawdziwosci mych slow zaswiadcza me

umiejetnosci

<Soulafein> Kiedy już Piewca i druid odłożyli broń Chaosyta zarechotał: Ha Ha Ha! Kolejna ofiara dla

Talosa! Na nich chłopaki!

<Deathsinger> <ekhm... gdzie ja pisalem, ze odkladam bron?>

<Soulafein> <tak założyłem>

<Lokkus> <zle zalozyles...>

<Taren> <a ja miałem to zrobić dopiero, kiedy zrobią się wobec mnie nieprzyjemni>

<Soulafein> <no i się zrobili, lepiej grajcie>

<Lokkus> <k>

<Taren> <do mnie na razie nic nie mieli>

<Ulfgar> Wyskakując przed druida i Piewce wyjmuję mój korbacz. podejdzcie do nich,a zginiecie.

<Lokkus> Unosze topor i przygotowuje sie do walki. Glosno wymawiam modlitwe, ktora obdarzy mnie i mych

towarzyszy blogoslawienstwem Tempusa

<Taren> Będąc osłaniany przez Ulfgara schylam się szybko po moją laskę

<Deathsinger> pociagam za lancuchy do ktorych przymocowana jest ma kosa i w jednej chwili ma bron

znajduje sie z powrotem w mym reku...

<Soulafein> Taren - jeden z rycerzy wymierza ci solidny kopniak, udaje ci się uniknąć ciosu, ale laska

odturlała się w inną stronę

<Ulfgar> <co robią te ze świątyni?>

<Taren> <czy w pobliżu są jakies drzewa, rosliny itp.?

<Taren> >

<Soulafein> Rycerze was okrążają i chórem wymawiają jakąś modlitwę, o ile można za coś takiego uznać i

chrapliwe okrzyki

<Taren> Przygotowuje się do rzucenia magicznego pocisku, lecz na razie nie atakuję

<Soulafein> <errata zamiast "i" powinno być "ich">

<Deathsinger> staje w pozycji gotowej do wykonania tak uniku jak i obrony... medalion na mej piersi

nieco sie rozgrzewa i zaczyna szybciej pulsowac...

<Ulfgar> Jedną ręką zaczynam dla zwiększenia mojego autorytetu wymachiwać korbaczem, a drugą

przygotowywuję zaklęcie "błyskaiwca"

<Deathsinger> <*tak ataku, jak i obrony>

<Taren> <co z roslinkami?>

<Lokkus> Spokojnie wypowiadam slowa wlasnej modlitwy, w razie czego postaram sie zablokowac moce, ktore

na nas zesla

<Soulafein> <żadnych w promieniu kilkuset metrów>

<Taren> <ech, biednemu zawsze wiatr w oczy...>

<Ulfgar> <dobra, co robią te z świątyni?>

<Soulafein> Deathsinger - uznając cię za najgroźniejszego, atakuje ciebie aż trzech przeciwników, jeden

przeszkadza ci w machaniu kosą, a dwaj pozostali atakują z różnych stron

<Taren> rzucam pierwszy pocisk w jednego z atakujących piewcę

<Taren> sam ochraniam sie korową skórą

<Soulafein> Lokkus - Dwóch wojowników atakuje cię, nap rzemian się osłaniając i wymierzając ciosy

<Soulafein> Ulfgar - Jeden z rycerzy - największy z nich - ma na ciebię chrapkę

<Deathsinger> szybkimi ruchami oplatuje jednego z atakujacych mnie wojownikow lancuchem probujac go

unieruchomic, urzywam broni tak, by parujac ataki jednego z wojownikow moc wymierzac ciosy

zaostrzonym styliskiem drugiemu Talonicie...

<Soulafein> <dokładnie to na twój sklap :D>

<Soulafein> Taren - przeciwnicy uznali cię za małe zagrożenie i pozostawili włąsnemu losowi

<Soulafein> Ulfgar - Wielki Chaosyta uderza potężnym młotem próbując zmiażdzyć twoją głowę

<Lokkus> Ruszam w kierunku Piewcy, by wspomoc go w walce, jednoczesnie odmawiam modlitwe, ktora

zwiekszy moja sile

<Ulfgar> <xD>

<Taren> wykożystuje to i staram dostac się do mojej laski

<Soulafein> <MJ, laski ci teraz w głowie :D>

<Taren> <co z moim pociskiem?>

<Soulafein> Deathsinger - jeden z wojowników zostaje oplątany łańcuchem i unieruchomiony, pzostali dwaj

z furią cię atakują

<Taren> <no co? jestem do niej przywiązany. poza tym tak nie traktuje się kobiety :D>

<Soulafein> Taren - twój pocisk nie zrobił praktycznie żadnego wrażenia

<Lokkus> <a ja? a ja?>

<Soulafein> Lokkus - udaje ci się przebić do Piewcy, ale wciąż na karku masz dwa miecze

<Ulfgar> Robię przewrót w przód, waląc Chaotystę korbaczem w czułe miejsce i prosto w głowe rzucając

uprzednio przygotowany czar "błyskawica".

<Soulafein> Ulfgar - udaje ci się wykonać piękny przewrót, ale korbacz zostaje zatrzymany przez tarczę,

a zaklęcie zostaje zaprzepaszczone w skutek utraty koncentracji

<Deathsinger> wykorzystuje oplatanego wojownika by ustawic go pomiedzy soba, a dwoma nacierajacymi

Talonitami, odwracam kose i przez chwile uzywam jej jak wloczni, by nastepnie gwaltownym ruchem

wyprowadzic ciecie celujace w nogi wojownika bedacego p0o prawej stronie...

<Soulafein> Deathsinger - udaje ci się powalić kolejnego przeciwnika na ziemię, kosa co prawda

ześlizgnęła się po zbroi, ale siłą uderzenia była tak potężna, że ogłuszyła Talonitę

<Soulafein> Taren - odnajdujesz w końcu swoją laskę

<Lokkus> Wywijam toporem, starajac sie utrzymac swoich przeciwnikow na dystans i jednoczesnie jakos

utrudnic zycie tym, ktorzy atakuja Piewce. Nie mam jednak zadnych przydatnych... ach nie. Jest jedno

zaklecie. Blokuje kolejne ciece i lewa reka szynko wyrysowuje w powietrzu rune, jednoczesnie

wymawiajac slwoa modlitwy, ktora sprowadzi na okolice ciemnosc

<Lokkus> *szybko

<Deathsinger> <czy tylko mi sie to TAK skojarzylo?>

<Soulafein> <które?>

<Ulfgar> po pięknym przewrocie wyskakuje do góry i robie obrót o 360 stopni, i z siła rozpędu

obrotowego wymierzam cios prosto w bok Chaotysty.

<Lokkus> <Face - zabij go... walka to nie balet do diaska! :D>

<Soulafein> Ulfgar - niestety, rycerz nawet się nie zachwiał, za to ciebie strasznie boli ręka

<Taren> Lapię ją i natychmiast pokrywam ją kolcami i cierniami - w tym jednym na czubku czyniąc z niej

coś w rodzaju włuczni - po czym ruszam spowrotem w stronę walczących

<Lokkus> <no i co z moim czarem?

<Soulafein> Lokkus - zaklęcie powiodło się, wszystko zostaje spowite ciemnościami

<Taren> <i jak mamy teraz walczyć?>

<Soulafein> <zapytajcie się mistrza P_aula po co używał czaru :D>

<Deathsinger> popycham oplatanego wojownika w strone drugiego, wciaz utrzymujacego sie na nogach,

wykonujac polobrot i bedac oslonietym przez jednego z Talonitow wykonuje ciecie w bok wciaz

walczacego rycerza Burzy...

<Lokkus> Zapamietalem pozycje przeciwnikow, zreszta odglosy wydawane przez ich zbroje pozwalaja latwo

ich namierzyc. Licze, ze przez chwile beda zaskoczeni a ja w tym czasie wykoncze choc jednego

<Ulfgar> No dobrze-myślę- muszę to zrobić w inny sposób.Rozglądam się.

<Soulafein> Piewca - ostatni z rycerzy pada martwy

<Deathsinger> <nie no... ja teoretycznie widze ich dusze... czy cos w tym stylu,... no i teoretycznie

powinienem byc wytrenowany w walce po ciemku jakby co...>

<Lokkus> <na to wlasnie liczylem rzucajac czar - ze ktos taki jak Deathsinger bedzie nawet lepiej

walczyl w ciemnosciach>

<Taren> <to wy walczcie, a ja sobie stanę z boku i nadzieję pierwszego, który się zbliży...>

<Ulfgar> <a ja sie rozglądam!>

<Soulafein> Ulfgar - zauważasz za sobą niski murek a za nim zbiornik wypełniony wodą. Rycerz próbuje

cię zaatakować.

<Deathsinger> odpinam od swej broni lancuch jak i z nadgarstka, poturbowany ostrzami swych towarzyszy

Talonita pada ogluszony i skrepowany na ziemie, kieruje sie by pomoc kaplanowi Tempusa...

<Soulafein> <jak zaczniesz tak się dopytywać to też się rozglądne!>

<Taren> <to jest zbyt proste...>

<Soulafein> Lokkus & Deathsinger - wspólnymi siłami udaje wam się ubić pozostałych dwóch rycerzy

[color=darkviolet:3

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Ulfgar> <no nie wiem, woda mu chyba nic nie zrobi... nie widze rozwiązania "zagadki" :P>

<Soulafein> <oh damn!>

<Lokkus> Rozpraszam zaklecie i oceniam sytuacje na polu bitwy

<Taren> Nagle ogarniają mnie ciemności. Przyjmuję postawę obronną i zaczynam uważnie się przysłuchiwać

<Deathsinger> <wczesny jest...>

<Taren> <możę zbroja pociągnie go na dno?>

<Soulafein> Lokkus - na polu bitwy pozostaje jedynie ogromny rycerz Chaosu

<Deathsinger> <woda + metal + blyskawica = ?>

<Ulfgar> <cziken xD>

<Taren> <KFC :D>

<Soulafein> Ulfgar -masz niebywałe szczęście! Wojownik potyka się próbując wykonać ostateczny cios i

przewraca się wpadając za murek do wody.

<Ulfgar> <lol>

<Soulafein> DULT - nikt już wam nie przeszkadza w dotarciu do świątyni

<Deathsinger> po drodze zabieram lancuch i podobnie lacze go ze swa bronia...

<Deathsinger> *ponownie'

<Ulfgar> Dokanczając sprawę rzucam zaklęcie "porażenie" na wodę.

<Taren> - chodźmy szybko! Zanim zlecą się tu inni

<Soulafein> Ulfgar - niestety zaklęcie nie powiodło się

<Ulfgar> <a to czemu??>

<Taren> <głębopko tam chociaż?>

<Soulafein> <może nie głęboko, ale ze trzy metry w dół :D>

<Lokkus> - To bylo zbyt proste. Liczylem, ze na tych glupcach wyrobie wymagana norme, ale zadna miara

nie mozna tych tutaj uznac za godnych przeciwnikow... Chodzmy, moze dalej bedzie ciekawiej

<Taren> Ruszam, znacznie ostrożniej nadal kierując się sygnałem wysyłanym przez Rój

<Ulfgar> trudno- myślę, i rzucam zaklęcie "żelazna ściana" na "otwór" zbiornika. Biedny Chaotysta już

stamtąd nie wyjdzie.

<Soulafein> <to nie jest jakiś mały zbiornik tylko spora sadzawka

<Soulafein> >

<Ulfgar> <aha>

<Ulfgar> Zmęczony niepowodzeniami rzucam zaklęcie Błyskawica na zbiornik.

<Soulafein> Ulfgar - niestety znów bez powodzenia

<Taren> <do trzech razy sztuka :D>

<Lokkus> <zaraz cie zgarnie straz miejska za ogluszanie ryb!>

<Ulfgar> <xD.

<Lokkus> <Ulf - a moze sam sie w nim utop, co?>

<Taren> <daj sobie spokuj, pewnie juz dawno się utopił>

<Ulfgar> Dobrze-mówię do towarzyszy-W cięzkiej zbroi, jaką nosił ten kultysta, niełatwo się plywa. Nie

sądze, żeby zobaczył już światło dzienne.

<Soulafein> Taren - wewnątrz dostrzegasz jakiegoś rycerza pogrążonego w modlitwie, szukasz wzrokiem

Roju i widzisz nieopodal postać w czerni skradającą się ze sztyletem w stronę modlącego

<Taren> - Uważaj! - krzycze w strone modlącego, a sam błuskawicznie rzucam kolejny magiczny pocisk w

strone skrytobójcy, po czym ruszam w jego strone

<Ulfgar> Zdziwiony zachowaniem tarena Ruszam za nim sądząc, że znalazł jakieś zagrożenie.

<Soulafein> Taren - rycerz patrzy w górę i dostrzega niebezpieczeństwo, twój pocisk był o tyle

niespodziewany, że zabójczyni wypadł z ręki sztylet i jego brzęk upadającego na podłogę wypełnił salę

<Deathsinger> Biegne za druidem podejrzewajac, coz takiego wywolalo taka u niego reakcje...

<Taren> podbiegam do postaci zanim podniesie sztylet i posbawioną już kolców laską, staram się ją

ogłuszyć ciosem w żuchwę

<Soulafein> Taren - kobieta zręcznie turla się na bok, unikając twoich ciosów

<Lokkus> <hej Janek ,czemu nie odpisales na sesje swiata dysku?>

<Soulafein> <hej P_aul, czemu nie odpisałeś na FS?>

<Ulfgar> Tym razem uważnie patrząc na strop komnaty wykonuje "Latający skok" <:P>I jestem obok rycerza.

<Soulafein> Ulfgar - rycerz wciąż zdezorietowany uderza cię żelazną rękawicą w twarz, padasz ogłuszony

<Lokkus> Po ostatnim spotkania ze skrytobojczynia wiem, ze nie mam szans w starciu bezposrednim.

Spokojnie wypowiadam slowa modlitwy, ktora powinna sparalizowac nasza przeciwniczke

<Lokkus> <jak to nie?>

<Ulfgar> <NIEE!!>

<Lokkus> <przeciez odpisalem...>

<Soulafein> <kiedy? gdzie? jak?>

<Soulafein> Deathsinger - Rycerz uderza Ulfgara i uznając was za zabójców atakuje ciebie.

<Lokkus> <przed chwila, jak zwykle sesja ma takie tempo, ze jednoczesnie odpisalem na FS, pisze program

i gram tutaj ;p>

<Soulafein> Lokkus - udaje ci się spowolnić ruchy zabójczyni, jednak jest to wyczerpujący, a efekt nie

trwa długo

<Deathsinger> - to nie my jestesmy Twymi wrogami - odpowiadam zdenerwowany jednoczesnie probujac sie

bronic przed atakami rycerza, samemu nie wyprowadzajac atakow.

<Taren> Kożystając z chwilowego spowolnienia ruchów, wymieżam jej kolejny cios

<Soulafein> - Giń zabójco! Talos ucieszy się, że jego miejsce zostanie poświęcone twą ofiarą. - nie

wierząc ci wyprowadza coraz zdradliwsze ataki.

<Taren> <odpiszę w ten weekend>

<Soulafein> Taren - zabójczyni pada ogłuszona

<Soulafein> Ulfgar - odzyskujesz przytomność

<Taren> - Gdybysmy chcieli ciebie zabić, nie ostrzegalibyśmy ciebie!

<Lokkus> "Dobre i tyle, choc lcizylem na lepszy efekt" Moj arsenal zaklec zostal juz powaznie

ograniczony, czas ruszyc do walki bezposredniej. Pewniej chwytam topor i wypowiadam jeden z ostatnich

czarow, jakie mialem przygotowane. Ta modlitwa zwiekszy moja szybkosc i zrecznosc i byc moze pozwli

mi sie rownac z zabojczynia

<Taren> <za późno :)>

<Lokkus> <damn>

<Lokkus> Widzac, ze przeciwniczka pada ogluszona zmieniam cel ataku

<Deathsinger> - nie jestesmy zabojcami, przybylismy bronic Cie przed nimi - odpowiadam szybko wykonujac

jednoczesnie desperacka obrone przed zdradliwym atakiem...

<Lokkus> - Moze nie przyszedlem tu zabijac wyznawcow Talosa, ale z checia z toba zatancze glupcze!

<Soulafein> - Doprawdy? Wyglądacie mi na paladynów! - kolejny cios ląduje na twojej kosie.

<Taren> kożystając z zamieszania, prubuję podejść niezauważenie w pobliże walczących, a następnie

podciąć wyznawcy Talosa nogi

<Soulafein> Taren - zostajesz dostrzeżony i ledwo unikasz śmiercionośnego ciosu

<Deathsinger> - ktos pragnie wojny pomiedzy kosciolem Talosa, a zakonami paladynow, kts wrogi obu

porzadkom... owa zabojczyni jest tego najlepszym przykladem - rzucam szybko po czym zwracam sie do

towarzyszy - nie wolno nam go zranic, inaczej nic nie powstrzyma wojny!

<Soulafein> DULT - Chaosyta wspaniale włada bronią, nawet w takiej grupie nie macie z nim szans.

<Soulafein> - Być może. Ale czemu nasi przyjaciele"

<Soulafein> paladyni chcą nam pomóc - kolejny cios.

<Taren> odsuwam sie na bezpieczna odległość, po czym prubuję wyczuc jakiekolwiek rośliny, lub kożenie

<Ulfgar> z racji tego, że chaotysta nie widzi tego, że odzyskałem przytomność Zdzielam go korbaczem z

całej siły w piszczel.

<Ulfgar> <taren, "korzenie" się pisze. skończylem juz z "litosci, ale wole cie poprawiac..>

<Soulafein> Ulfgar - cios jest na tyle bolesny i zaskakujący, że rycerz przewraca się upuszczając broń

<Taren> <wież mi, to na nic ię nie zda, a jedynie irytuje mnie i podejżewam że innych również>

<Deathsinger> - poniewaz dzisiaj zamordowano Mistrza Zakonu Helma, sir Thorbranda i zrobila to ta sama

zabojczyni, ktora lezy za Toba. Helmici sa wsciekli, sa gotowi na wojne, wojne, ktora wyniszczy oba

porzadki. Pozostale zakony paladynow nie chca takiej ofiary - odpowiadam oddychajac ciezko, gdy

Talonita wali sie na podloge...

<Ulfgar> <no to przepraszam>

<Taren> Podbiegam i odrzucam jego miecz poza jego zasięg

<Soulafein> - To co mówisz nie jest pozbawione sensu... - Talonita wstaje i przygląda ci się uważnie -

Dopiero teraz dostrzegam, że nie jesteś paladynem. Co tu robi sługa Kelemvora?

<Lokkus> - Rychlo w czas...

<Taren> - Przepraszam że przerywam, ale czy ktoś z was nie ma przypadkiem sznura?

<Lokkus> Opieram sie na swoim toporze i obserwuje zabojczynie. Nie chcialbym, zeby ulotnila sie w

czasie pogaduszki

<Taren> - Przydało by się ją zwiążac - wskazuję gestem na kobietę

<Soulafein> - A więc ktoś zabił starego Thorbranda? Ha! Coż za szczęście! - rycerz zastanawia się

chwilę - Nic mi jednak nie wiadomo, żeby to była nasza sprawka. A szkoda!

<Deathsinger> - pragne ostrzec was przed atakiem Helmitow, sa zaslepieni swa strata i gotowi przelac na

ulicach krew w imie zemsty. Pragne takze prosic was, byscie pomogli nam znalezc ludzi, ktorzy pragna

owej wojny...

<Soulafein> Taren - zabójczyni wciąż leży na ziemi bez oznak życia.

<Taren> <niemniej lepiej ja zwiążąc, zanim się ocknie>

<Soulafein> <to weźcie jakąs linę>

<Taren> <właśnie zapytałem, czy ktoś jej nie posiada :)>

<Ulfgar> <ja mogę line wyczarowca...>

<Taren> <a nie zniknie?>

<Deathsinger> - na miejscu zbrodni ktos zostawil wiadomosc sugerujaca, ze sprawcami sa Taloosanie,

wiadomosc w ktora niektotrzy uwierzyloi, inni nie... wiadomosc zostawiona przez nieprzyjaciol obu

porzadkow - odpowiadam spokojnie podajac druidowi jeden z lancochow - powinien wystarczyc by ja

skrepowac - mowie cicho...

<Lokkus> - sa prostsze metody niz wiazanie - mowie i unosze topor. - Mozemy odciac jej nogi

<Taren> Ruszam w stronę zabójczyni i sprawnbie wiąże jej ręce za plecami

<Ulfgar> <lol?>

<Soulafein> Lokku - Może pozwolisz mnie? - pyta się zainteresowany Talonita

<Taren> - A chcesz ją nieść przez miasto?

<Lokkus> - Dowiemy sie od niej wszytskiego i ja zabijemy. Nie bedzie trzeba nosic...

<Taren> - pozatym może to się skończyć jej śmiercią, a tego nie chciałby zapewne żaden z nas

<Soulafein> Tymczasem kobieta zaczyna dochodzić do siebie.

<Soulafein> <zaczynam się niecierpliwić xD>

<Lokkus> - Mam jeszcze w pogotowiu dwa zaklecia leczace, zreszta ostatecznie to swiatynia... Nie

pozwolimy sie jej wykrwawic... zbyt wczesnie

<Taren> a jak udowodnimy Helmitom, że morderstwo wielkiego mistrza to nie sprawka Talonistów?

<Lokkus> - Dobra dobra, tylko zartowalem...

<Ulfgar> Podchodzę do Skrytobójczyni i pytam- Czy to ty zabiłaś Mistrza zakonu?? pytam się, rzucają na

odpowiedź czar "Wykrycie"

<Soulafein> <ona jest wciąż niezwiązana>

<Taren> <jak można rzucić czar na odpowiedź?>

<Deathsinger> <czy wy tez macie wrazenie, ze on ma kapke za duzo czarow jak na warlocka?>

<Soulafein> <yepp>

<Taren> <związałem ją>

<Soulafein> <ok>

<Deathsinger> <przeciez Taren jej wiazal rece>

<Ulfgar> <normalnie :P>

<Soulafein> <właściwie to ze wszystkich szkół bierze jak leci>

<Lokkus> <ma za duzo roznych jak na warlocka, rzuca za duzo jak na wizarda... nie ma to jak doglebne

zrozumienie klas...>

<Ulfgar> <no i co, przyjmijmy, że uczyłem się w Waterdeep i jestem super potężny :P>

<Lokkus> <nie jestes>

<Lokkus> <gracze sa na ok 10-12 poziomie>

<Taren> <lol>

<Soulafein> - Głupcy! I tak wam się nie uda! Mistrz jest już zbyt blisko! Moja śmierć nic nie zmieni!

<Lokkus> <tak zalozylem>

<Ulfgar> <a ja jestem zaklinaczem>

<Deathsinger> <przeciez zrozumial doglebnie i wzial z obu to co najlepsze, nie... <pu> >

<Lokkus> <co oznacza ze do czesci czarow nie mialbys dostepu, a pozostalych moglbys uzyc gora dwa

razy...>

<Taren> - Mistrz? a kim jest ów "Mistrz?

<Lokkus> <ja sam rzucalem zaklecia nie potezniejsze niz trzeciopoziomowe, czyli nawet nizej niz moje

wlasne zalozenie...>

<Soulafein> Taren - Kobieta nic nie mówiąc pluje ci w twarz.

<Taren> a ja własciwie w mieście jestem bezużyteczny>

<Taren> <leży na ziemi, więc jak to doleciało?>

<Deathsinger> <ja siedze cicho, bo sie wybijam troche w gore... ale u wojownika chyba tego tak nie

widac...>

<Lokkus> <nie, mozesz rzucac zaklecia wspomagajace, jak korowa skora, magiczna born, plonace ostrze

itd...>

<Soulafein> <jak podeszłeś dość blisko...>

<Lokkus> <poza ownowaniem przeciwnikow, to nie :D>

<Lokkus> <wreszcie mzoesz sie polimorfowac...>

<Taren> <mimo wszystko mam około 180 cm pionowo w górę. ma silne płuca, nie ma co :D>

<Ulfgar> <no super, ale zaklin na 12 może rzucić <wertuje podręcznik gracza> 9 zaklęc poziomu, 5

pierwszego i drugiego, 4 trzeciego, trzy czwartego, 2piątego i jeden szósty.>

<Lokkus> <ROTFL... wyobrazilem sobie, ze flegma nie dolatuje... xD>

<Deathsinger> <kucnales przy niej i sie nachyliles...>

<Taren> <polimorfowanie się w wielkiego niedźwiedzia w mieście to chyba nienajlebsdzy pomysł>

<Lokkus> <czemu? wszyscy ciagle tak robia ;)>

<Taren> <nic takiegpo nie napisałem, to tylko twoje założenie :)>

<Soulafein> <będziecie tak gadali?>

<Deathsinger> <probujemy po prostu zlozyc swiat w calosc, bo sie nieco sypnal...>

<Soulafein> <śwait?>

<Taren> <za mała grawitacja>

<Lokkus> <Nom zgadza sie... blyskawica poziom 3 (rzucales juz ze trzy razy...), lot tez 3 (rzucales dwa

razy)>

<Soulafein> <jeszcze zelazną sciane, wykrycie>

<Ulfgar> Zabijmy ją- mówię nie ukrywając ucieszenia na mojej twarzy. Nic się od niej chyba nie dowiemy.

<Deathsinger> <blyskawice rzucal dwa razy zdaje sie, ten jeden raz to bylo porazenie, czyli czar chyba

nieco slabszy>

<Taren> - zawsze może się przydać

<Soulafein> - Racja! - potakuje uradowany Talonita - Ale najpierw informacje...

<Lokkus> <sciana zelaza - 5 poziom>

<Taren> Staram się ponownie nawiązać połączenie z Rpojem

<Taren> <a ci tylko by patroszyli...>

<Soulafein> Taren - udaje ci się przywołać Rój, jednak jest on w opłakanym stanie, wiele pszczół nie

przeżyło

<Deathsinger> - potrzebna nam jest by przekonac Helmitow... acz jesli te wszystkie plotki, jakie kraza

o Talonitach sa prawdziwe choc w czesci to byc moze uda im sie wyciagnac choc strzepek informacji -

rzucam ponuro...

<Ulfgar> <blyskawica 2 razy lot- 2 razy sciana 5.>

<Ulfgar> <i tyle.>

<Soulafein> < a wykrycie?>

<Ulfgar> <nie chce mi sie sprawdzać 111>

<Soulafein> <dobra, lepiej grajcie>

<Deathsinger> <do tego jeszcze porazenie...>

<Taren> PRzekazuje mu ogromna radośc z powodu odnalezienia, a następnie prubuje się dowiedzieć, co się

stało

<Soulafein> Taren - wygląda na to, że kobieta miała za srzymierzeńca kogoś bardzo potężnego, udało mu

się prawie wytępić Rój, który schronił się w kościele.

<Ulfgar> <porażenie= porażający dotyk=2 poziom^^>

<Lokkus> <tak czy siak wynikaloby, ze zuzyles caly swoj arsenal...>

<Soulafein> <może zajmijcie się przesłuchaniem!>

<Ulfgar> <no jasne...>

<Taren> Gdzie to się stało?

<Soulafein> <taren - co?>

<Taren> <no gdzie Rój spotkał tego sprzymierzeńca?>

<Soulafein> Taren - niczego więcej nie udaje ci się stwierdzić. Rój jest zbyt słaby.

<Soulafein> W czasie jak wy sobie gadacie, zabójczyni szarpie się, próbując uwolnić z okowów.

<Soulafein> <Mav, P_aul - jesteście?>

<Deathsinger> Podchodze do niej i kierujac grot styliska w jej strone mowie szeptem - uspokoj sie...

<Taren> <w jakim sensie jest słaby? Czy pszczoły są ranne?>

<Soulafein> <Częśc zginęła, pozostałe są zmęczone>

<Ulfgar> <ta, żądła im odleciały>

<Ulfgar> <bo z lider szajsa były xD>

* Soulafein: nie jestes operatorem kanału

<Deathsinger> <nie z licer tylko z Tesco>

<Soulafein> <szkoda, że nie mam halfopa bo bym ci devoice'a zrobił>

* Lokkus sets mode: -v Ulfgar

<Taren> Pozwalam Rojowi odpocząć

<Lokkus> <alez prosze>

<Soulafein> <za 3 minuty ci zdejmiemy>

<Soulafein> Deathsinger - zagrożona włócznią kobieta robi się bardziej spokojna

<Soulafein> - Dość już tego! - podnosi głos rycerz - Skoro wy nie potraficie to ja ją zmuszę do

mówienia!

<Deathsinger> - liczylem na to, lecz miewam nadzieje, iz bedzie ona po tym wciaz zywa - rzucam ponuro w

strone rycerza...

<Taren> - Tylko nie uszkodź jej zbytnio

<Soulafein> Podchodz ido kobiety z obnażonym mieczem i mówi jej bardzo wyraźnie i spokojnie: - Znam

sztuki otwierania ran i zadawania bólu tak by nie dopuścić do śmierci. Jak zacznę to będziesz się

modliła o śmierć. Proszę, opieraj się dalej.

* Lokkus sets mode: +v Ulfgar

<Ulfgar> <no :)>

<Soulafein> <uspokój się i zajmij się lepiej grą>

<Soulafein> <tfuu, dopuściłem się ewidentnego powtórzenia, pwoinno być "nie dopuścić do niej">

<Soulafein> <Lokkus chyba już tam zasnął>

<Lokkus> <nie, pisalem posta na DW>

<Soulafein> - A więc zacznijmy jeszcze raz - mówi spokojnie rycerz - Kto kazał ci mnie zabić?

<Soulafein> Kobieta nie jest już tak pewna jak przedtem, ale wciąż milczy. Szybki cios mieczem przebija

kolano. Chaosyta dodatkowo okręca go w ranie. Krzyk kobiety jest potworny. Gdybyście mogli

zlitowalibyście się nad nią.

<Lokkus> - To bylem JA!

<Taren> <?>

<Lokkus> <matko... to sie nie mialo wyslac -_- xD>

<Taren> <lol>

<Lokkus> <taki zwrocik akcji xD>

<Soulafein> Lokkus - żelazna pięść ląduje na twoim nosie. - Nie przerywaj mi rycerzyku!

<Taren> <tekst miesiąca XD>

<Lokkus> ,no dobra, klamalem, to sie mialo wyslac xD>

<Deathsinger> <ciekawa sytuacja, ale przy obrabianiu posta na forum pewnie sie wytnie>

<Taren> <chyba jednak nie...>

<Lokkus> <nie ja bede go obrabial, nie mam czasu na takie zabawy>

<Soulafein> - Powiem wszystko! - krzyczy kobieta - Wszystko tylko go zabierzcie! - kieruje zrozpaczony

wzrok na rycerza.

<Deathsinger> <a propo obrabiania - jak sie tam maja nasze przygody w obozie szamana?>

<Taren> - Dobra! Wystarczy - mówię w kierunku rycerza

<Soulafein> Taren - Jak sobie życzysz... - mówi po czym powoli wyciąga miecz z rany i oblizuje ostrze.

<Deathsinger> - a wiec jednak owe paskudne plotki krazace o Taloonitach sa prawdziwe - stwierdzam sucho

- coz, nie pochwalam takich metod, ale gratuluje skutecznosci...

<Taren> <dobra, to już było niesmaczne...>

<Soulafein> <chcieliście dobrego MG-owania czy nie?>

<Lokkus> <nie>

<Soulafein> - To Wielki Mistrz Beregord! To on za tym wszsytkim stoi!

<Deathsinger> <tego tez sie spodziewalem>

<Soulafein> <P_aul - mogę wrócić na poprzedni poziom>

<Ulfgar> No a teraz do rzeczy- mów wszystko co wiesz!!-zwracam się do zabójczyni.

<Deathsinger> - masz jakis dowod na poparcie swych slow? - pytam sie kobiety - czy tez moze powinnismy

zalozyc, ze tortury sa wystarczajaca motywacja do mowienia prawdy - dodaje ciszej...

<Lokkus> Czuje sie wyczrpany, zaklecia ktore rzucalem wczesniej odcisnely na mnie swoj slad... Sytuacja

wydaje sie absurdalna..

<Soulafein> - To... Beregord... Chciał zostać Mistrzem Helmitów i zrzucić winę na Talosjan... Wiedział,

że w ten sposób wytępi wszystkich, którzy mogliby zaprzeczyć jego słowom...

<Lokkus> - Wloz ten miecz spowrotem kolego i zobaczymy, czy nadal bedzie spiewac tak samo

<Soulafein> Lokkus - Z przyjemnością - uśmiecha się rycerz - Ale nie wiem czy przeżyje następny raz...

<Lokkus> - Zalozmy ze mowi prawde... Jest chyba tylko jedno wyjscie. Poleje sie krew.

<Lokkus> - ... A Tempus dostanie bitwe na swoja czesc!

<Taren> - Myślę że najpierw powinniśmy powiedzieć o tym mistrzom innych obrządków

<Soulafein> - Nie! Tylko nie to! - krzyczy panicznie zabójczyni - Zabierzcie stąd tego zwierza! Mam

przy sobie w sakwie list z pieczęcią!

<Taren> Podchodzę do niej i szybko zabieram sakwę

<Deathsinger> mozemy postawic ja i Beregorda przed zakonem... i proba prawdy - rzucam z wolna...

<Lokkus> - Druidzie, wyslij jakies zwierze, z tym listem... sadze ze jestes w stanie to zrobic?

<Lokkus> - Nie jestem pewien jak wiele mamy czasu...

<Taren> - Z pewnością było by to najlebsze rozwiązanie

<Taren> <mam juz chyba wystaraczający lewel, aby przejmowac kontrolę nad ptakami, prawda?>

<Taren> <bo Rój raczej go nie uniesie...>

<Lokkus> Powoli klekam na jedno kolano i sciskajac medalion wymawiam modlitwe, aby nawiazac polaczenie

mentalne z arcykaplannem swiatyni Tempusa

<Taren> <to co z tym ptakiem?>

<Lokkus> <imo mozesz, ale nie ja jestem MG>

<Taren> <Face?>

<Soulafein> Do sali wbiega jeden z rycerzy Chaosu, zwraca się on z ukłonem do dowódcy: - Mistrzu

Syrtrasie, do świątynii zbliżają się znaczne siły paladynów!

<Deathsinger> zwracam sie cicho do druida - obawiam sie o bezpieczenstwo czlonkow rady... jesli

Beregord dowie sie o naszych dzialaniach zanim go nie powstrzymamy... - pozwalam by slowa przez

chwile zawisly w powietrzu - moze uczynic cos szalonego... i zarazem niezmiernie glupiego - koncze

powoli...

<Lokkus> <co z tym zakleciem?>

<Ulfgar> Zakon Helma!!-Wołam. Za wcześnie! ilu ludzie jest sprawnych i może brać udział w walce??.

-Zwracam się do druida-Czym prędzej wysyłaj wiadomość do pozostałych klanów!

<Soulafein> - A więc nie każmy im czekać! - Syrtras obraca się w waszą stronę - Pomożecie nam? Macie u

mnie dług wdzięczności za uratowanie życia. Może chcielibyście się przyłączyć?

<Taren> <czekam na odpowiedź MG>

<Soulafein> Lokkus - niestety wcześniejsze powstrzymanie zabójczyni zbyt cię wyczerpało, twoja energia

magiczna jest zbyt słąba

<Lokkus> Widzac, ze nie uda mi sie wezwac posilkow wstaje z kleczek.

<Soulafein> Taren - w okolicy nie ma zbyt wiele zwierząt, dostrzegasz tylko kilka czarnych kruków

<Ulfgar> Ja jestem zwarty i gotowy do pomocy- Zwracam się do druida-Nie mamy czasu, wysyłaj wiadomość!!

po czym siadam i zaczynam studiować księgę czarów.

<Deathsinger> - sadze, ze jest sposob na powstrzymanie tego szalenca... proba prawdy... postawienie

zabojczyni i Beregorda rzed sadem Bogow - Helmici beda musieli uszanowac wyrok...

<Taren> Nawiązuję połączenie z jednym z nich i nakłaniam go, aby usiadł mi na ramieniu

<Soulafein> Syrtras i jego podkomendny wychodzi przed świątynie. Bitwa jest już bliska.

<Lokkus> - Tempus nie wybiera stron. Ale kazda bitwa jest piesnia ku jego chwale. Nie wazne po czyjej

stronie jest racja. Teraz juz nie. Racje beda mieli ci, ktorzy zwycieza. Ruszajmy!

<Deathsinger> Wychodze powoli przed swiatynie z bronia trzymana w pogotowiu...

<Lokkus> Wychodze przed swiatynie. Gdy sie zacznie pragne byc w pierwszej lini

<Soulafein> Taren - zdajesz sobie sprawę, że to na nic. Nie zdążycie wysłać wiadomości.

<Ulfgar> Kończąc studiować księge czarów chowam ją, po czym wyjmuje mój wierny korbacz i ustawiam się w

pierwszym szeregu.

<Soulafein> D & L - przed świątynią zgrupowało się kilkudziesięciu rycerzy Chaosu. Naprzeciw nim stoi

podobna liczba Helmitów. Jeśli rozpocznie się bitwa wówczas obydwa Zakony będą potwornie wykrwawione.

<Taren> Rozglądam się w nadziei, że może gdzieś w poblizu znajdują się przywudcy pozostałych obrzdków

<Ulfgar> <a my?>

<Soulafein> <wy też>

<Soulafein> <jeśli wyszliście>

<Deathsinger> wychodze przed szereg i wolam - Helmici! Zostaliscie oszukani! zlapalismy zabojczynie

waszego mistrza i przyznala sie ona, co potwierdzily posiadane przez nia dokumenty do popelnienia

zbrodni! NA ROZKAZ BEREGORDA!

<Taren> <ostatnie zdanie było chyba niewskazane...>

<Lokkus> Modle sie do Tempusa, aby pozwolil mi zwyciezyc ta bitwe, ku jego chwale. A jesli taka bedzie

jego decyzja, aby dal mi smierc godna swego kaplana - na polu bitwy

<Soulafein> Twe słowa wzburzyły trochę Helmitów. Zaczęły się rozmowy, powątpiewania.

<Taren> Podbiegam do piwcy i podnosze rękę pokazując wszystkim list

<Taren> i pieczęć na nim

<Taren> <piewcy*>

<Soulafein> DULT - To łgarstwo! - słyszycie znajomy głos Beregorda - Ten parszywiec przeszedł zapewne

na służbę Chaosu! Być może współpracoiwał z zabójczynią!

<Taren> _ na kopercie widnieje twoja pieczęć

<Taren> - Jak można by ją zdobyć?

<Ulfgar> Na Liście widnieje towja piećżęć, krzyczę rzucając czar "Projekcja" <czy jakoś tak> na pieczęc

tym samym powiekszając ją.

<Deathsinger> - Beregordzie! Helm wszystko widzi, wszystko osadza i wszystko wie. Czy jestes gotow

zlozyc przed nim przysiege, tak jak ja jestem gotow ja zlozyc? - mowie cicho... me slowa niosa sie w

dal w panujacej nagle ciszy...

<Soulafein> - Dość już tych bredni! - Beregord wpada w szał - Nie będę więcej tego słuchał! Sir

Jermaine'ie, pokażcie tym niedowiarkom siłę Helma!

<Lokkus> Wiec jednak bitwy nie bedzie. To zaskakujace. Ale tez... rozsadne

<Lokkus> Podchodze do Piewcy i staje u jego boku

<Lokkus> - Mam propozycje! Sad Bozy

<Ulfgar> <ekhm... oni juz atakują... xD>

<Taren> - Jeśli nasze zazuty okażą się kłamstwem, wyjdzie ono na jaw!

<Soulafein> Deathsinger - Sir Jermaine z właściwym sobie milczeniem zmierza w twoją stronę. Jest

ogromnej postury wojownikiem, odzianym w czarną zbroję i hełm z rogami, na twarzy ma przyłbicę

zasłaniającą twarz. W dłoniach dzierży ogromnej wielkości dwuręczny miecz.

<Lokkus> -Tempus nie dostanie dzisiaj bitwy, ale niech choc obejrzy sobie pozadna walke - mowie cicho

do Piewcy - ktorego wolisz? Wielkiego glupka, czy szefa?

<Soulafein> Helmici jednak podążają za swoim czempionem.

<Deathsinger> - dajmy im ich wlasny wybor. To ich prawo by wybrac swych czempionow - odpowiadam

ponuro...

<Lokkus> - Dwa pojedynki, jeden na jednego! Nie wolno wam odmowic!

<Soulafein> Lokkus - nikt cię już nie słyszy, Helmici rozpoczynają walkę z Talosjanami.

<Ulfgar> <to co sie z nami dzieje??>

<Taren> Zwracam się do czempiona zmierzającego w naszą stronę - sir! Przecież nas znasz! Jeszcze

wczoraj walczyliśmy ramię w ramię z zagrożeniem ze strony goblinów!

<Lokkus> "Wiec tak czy siak wyszlo na moje" mysle, po czym z radoscia rzucam sie w wir walki

<Soulafein> DULT - w waszą stronę zmierza enigmatyczny czempion Helma, sir Jermaine. Podnosi on w górę

miecz szykując się do walki.

<Ulfgar> <tylko on??>

<Soulafein> <a chcecie zabijać paladynów?>

<Taren> wiedząc że nie mam z nim szans, wycofuje się nieco i ponownie pokrywam moją laskę kolcami

<Taren> <raczej nie>

<Deathsinger> powoli zastawiam mu droge - Helm wszystko widzi, wszystko osadza i wszystko wie - zwracam

sie w strone olbrzymiego mezczyzny - czy jestes gotow ujrzec prawde Twego boga?

<Ulfgar> <no chcemy xD>

<Taren> <mów za siebie>

<Ulfgar> <aha>

<Soulafein> Deathsinger - Sir Jermaine zatrzymuje się na dźwięk tych słów. Po chwili jednak po raz

pierwszy słyszycie dobiegający spod hełmu głos: - HA HA HA HA! Głupcy! Nie powstrzymacie nas!

<Lokkus> <ja tam nie mam problemow z zabijaniem paladynow...>

<Taren> <ja jednak wolałbym uniknąć walki

<Ulfgar> <ej, atakuje nas TYLKO ten sir jermaine, czy całe wojsko??>

<Ulfgar> <ja też wole zapach krwi xD>

<Deathsinger> <ja probuje zalatwic szefa i czempiona a potem poszukac Uthera i przemowic mu do rozsadku>

<Lokkus> Kazdy paladyn jest trudnym przeciwnikiem, ci ktorzy nie byli dosc dobrzy zgineli w czasie

najazdu goblinow. Ale i ja walczylem juz wielokrotnie w takich warunkach. Z modlitwa na ustach

odpieram ataki przeciwnikow i zadaje kolejne potezne ciosy

<Soulafein> Taren - w oddali widzisz dużą liczbę paladynów prowadzonych przez sir Bertranda, zauważasz,

że Helmici powoli zaprzestają walki. Co ciekawe u boku Mistrza Zakonu Torma dostrzegasz starego

znajomego, Uthera.

<Soulafein> <P_aul czym walczysz?>

<Taren> Unikając walczących ruszam biegiem w jego stronę

<Deathsinger> - a wiec niechaj bedzie... Sad Bozy... Nasza Prawda, przeciwko waszej... Niechaj wygra

sprawiedliwy - mowie cicho ustawiajac sie w pozycji bojowej, gotow uniknac ciosu zadanego przez

oponenta...

<Lokkus> <patykiem?>

<Lokkus> <toporem zapewne...>

<Soulafein> <ale masz tarczę?>

<Lokkus> <nie, zostala w swiatyni>

<Soulafein> <ok>

<Soulafein> Lokkus - Sir Jermaine wymierza potężny cięcie mieczem w twoją stronę.

<Soulafein> *potężne

<Lokkus> <czy ja atakowalem sera?>

<Soulafein> <koho?>

<Deathsinger> <slonce, Facus, ja zastawialem droge palowi, Paul bawil sie w radosna wyzynke paladynow>

<Lokkus> <napisales, ze paladyni zaatakowali chaosytow, a ja ruszylem do walk iz paladynami... wiec jak

ten caly syr moze mnie atakowaC?>

<Soulafein> <tylko że ci już nie walczą>

<Lokkus> <wlasnie mialem napisac, ze przerywam walke...>

<Soulafein> Na placu boju pozostaje jedynie sir Jermaine. Helmici widząc swych braci na czele z sir

Bertrandem przestają walczyć.

<Lokkus> Starcie trwalo zaledwie chwile, po czym szeregi sie rozdzielily. Nikt jakos nie kwapi sie do

kolejnego uderzenia. Wiec jednak sad bozy.

<Lokkus> Z mojego topora scieka jednak krew, podobnie jak spod napiersnika... rana jednak jest lekka

<Ulfgar> <pepsi-cola-cola-pepsi- nasi chłopcy będą lepsi111

<Soulafein> Deathsinger - próbując powstrzymać przeciwnika i blokując jego cios zostajesz odrzucony na

kilka metrów w tył. Paladyn dysponuje niebotyczną wręcz siłą.

<Soulafein> <Ulfgar zaraz dostanie kicka>

<Lokkus> Opuszczam topor. Nie mam zamiru pomagac Piewcy. Jeden na jednego, to sprawiedliwa walka, ku

chwale Tempusa

<Soulafein> <i więcej go nie przyjmę na sesje>

<Deathsinger> <wiesz, ja nawet nie zamierzalem blokowac jego ciosow - po prostu chcialem robic uniki,

ale ten raz niech Ci bedzie>

<Soulafein> <tylko sam nie masz szans z tym gościem>

<Taren> <a ja dalej biegnę..>

<Soulafein> <przecież nie ma żadnego sądu bożego, on chce was zabić wszystkich>

<Taren> <jak to? przeciez to sąd bozy, więc sprawiedliwi zawsze zwyciężą>

<Deathsinger> <ja go wyzwalem, wiec sie liczy... i bogowie sa ze mna>

<Lokkus> <jeden na jednego... religia nie pozwala mi sie mieszac>

<Soulafein> Taren - spotykasz Uthera i sir Bertranda. Wszyscy zaprzestają walki. - Gdzie jest Beregord?

- pyta się ciebie Mistrz.

<Ulfgar> <mi tez nie>

<Soulafein> <a u mnie z tą bestią nie zwyciężysz>

<Soulafein> <bo jego sam na sam nie da rady ubić>

<Lokkus> Niezaleznie, jak skonczy sie ten pojedynek, ja i tak otrzymam, to czego pragne... i czego

pragnie Tempus. Ale szkoda Piewcy, on nie ma szans z tym olbrzymem... chyba... Tak czy siak, zostalo

mi kilka slabych zaklec. Rozpoczynam modlitwe o blogoslawienstwo

<Taren> <właśnie, gdzie on jest?>

<Soulafein> <stoi nieopodal>

<Soulafein> <no może trochę dalej>

<Soulafein> - Załatw ich szybciej Jermaine! Wszystko się wali! - krzyczy do rycerza Beregord.

<Deathsinger> cios przeciwnika jest potezny, bron drzy od uderzenia, a samo ono odrzuca mnie w tyl i

powala na ziemie, powoli powstaje i spogladam mu prosto w oczy... skoro tak, to bede musial unikac

jego atakow... z taka sila i bronia nie moze byc zbyt szybki... jestem gotow do dalszej walki...

<Taren> Jest gdzieś tam - wskazuje kierunek - Ale dowiedzieliśmy się, że to on stoi za morderstwem

wielkiego mistrza. Oto dowód- koperta z jego pieczęcią w której znajdowały się instrukcje dla

morderczyni - podaję mu kopertę

<Soulafein> Ku twojemu zdziwieniu rycerz wyprowadza w twoją stronę szybkie i do tego mocne cięcia.

Wydaje się niemożliwe, żeby ktoś dzierżący taką broń i obdarzony taką masą może być tak szybki.

<Deathsinger> <wiedzialem ze to zrobisz,.. nie przesadzasz cokolwiek?>

<Soulafein> Taren - No cóż! Już to wiemy! Musze się z nim tylko policzyć!

<Soulafein> <zobaczysz o co mi chodzi>

<Soulafein> <domyśl się czemu hełm nosi>

<Taren> Przywołuję rRój i proszę go, aby poszukał paladyna z powietrza

<Deathsinger> wykonuje szybkie uniki - Beregord jest zdrajca, zabil swego wlasego zwierzchnika i Twego

mistrza - rzucam cicho po czym wykonujac kolejny unik odskakuje w tyl i odwracajac kose uderzam

styliskiem w szczeline w zbroi rycerza...

<Ulfgar> <wiem!>

<Ulfgar> <zgadłem!>

<Soulafein> Uther zastępuje droge Mistrzowi: - Pozwól mnie! To przez tą szuję mój Zakon tyle wycierpiał.

<Soulafein> Deathsinger - twoje uderzenie jest tylko komentowane okropnym śmiechem

<Soulafein> <Mav - czy ty chcesz naprawdę zginąć?>

<Soulafein> <masz za niski level :D>

<Deathsinger> <ktos musi ta swinie powstrzymac, poza tym mam lepsze artefakty i skilla <pu> >

<Lokkus> Nagle odczulem cos w rodzaju uniesienia. Czuje, ze moje moce wracaja. Widze jakas istote... to

duch wojownika... nie, zwyklego wiesniaka, ktory polegl u mego boku tamtego dnia. Powiedzial cos.

OTworzyl moje oczy. Ta walka nie ma nic wspolnego z uczciwym pojedynkiem...

<Lokkus> Wiec jednak Tempus jest dzis po naszej stronie. Wyspiewujac modlitwy unosze topor i ruszam do

walki z olbrzymem

<Lokkus> <moze byc?>

<Soulafein> Tymczasem zaczyna się walka pomiędzy Utherem a Beregordem. Młody paladyn wyprowadza szybkie

cięcia, ale jego przeciwnik jest świetnym szermierzem i udaje mu się je wszystkie odbijać.

<Soulafein> <może>

<Soulafein> - Głupcy! Nie powstrzymacie tego co nieuniknione! - słyszycie chrapliwy głos spod hełmu.

<Lokkus> <mozem yzalozyc, ze zebysmy mieli jakies szanse odzyskalem zaklecia? bo przydalaby sie bycza

sila, kocia zwinnosc, moze tez zadawanie ran...>

<Deathsinger> Cienie powoli zbieraja sie wokol mnie... medalion na mej piersi zaczyna pulsowac wraz z

rytmem mego serca koncentracja ponad wszystko... nie ma nic, tylko spiew stali o stal... odskakuje w

tyl i wykonujac zamach rzucam swa bronia w strone swego przeciwnika po czym ciagnac za lancuchy z

powrotem sciagam ja do swej dloni...

<Soulafein> <załóżmy>

<Soulafein> Sir Jermaine, odbija wasze ataki, ale widać że zaczyna przechodzić do obrony.

<Ulfgar> <mogę się wtrącić?>

<Ulfgar> <do walki?>

<Soulafein> <możesz>

<Soulafein> <nie wiem czemu mnie ciągle pytacie>

<Deathsinger> - To Sad Bozy - zwracam sie w strone kaplana Tempusa, nic nie moze go przerwac -

desperacko unikam kolejnego ciecia i wyprowadzam silny atak z polobrotu w bok swego oponenta...

<Ulfgar> <bo ja sobię stoję, tak jak taren :D>

<Soulafein> Uther tymczasem zmusza Beregorda do coraz bardziej rozpaczliwej defensywy.

<Soulafein> <nie moja wina że stoicie i nie podejmujecie żadnych akcji>

<Soulafein> <moglibyście pomóc w walce>

<Taren> <a co może mój wątły kijaszek, jak taki paker jak Piewca ledwo sobie radę daje? :D>

<Soulafein> <jakieś czary by się przydały>

<Soulafein> <np polimorfia w niedźwiedzia>

<Ulfgar> <ej dobra>

<Ulfgar> <szybko>

* Disconnected

* Attempting to rejoin channel #sesja_rpg

* Rejoined channel #sesja_rpg

* poznan.ircnet.pl sets mode: +nt

* Disconnected

* Attempting to rejoin channel #sesja_rpg

* Rejoined channel #sesja_rpg

* Topic is 'Sesja Forgotten Realms'

* Set by Lokkus!~P_aul@dqr58.neoplus.adsl.tpnet.pl on Fri Jan 12 20:42:04

<Face> <ile straciłem?>

#sesja_rpg Cannot send to channel

* P_aul has joined #sesja_rpg

* P_aul has quit IRC (Client Quit)

* Deathsinger has quit IRC (lodz.ircnet.pl krakow.ircnet.pl)

* Soulafein has quit IRC (lodz.ircnet.pl krakow.ircnet.pl)

* Taren has quit IRC (lodz.ircnet.pl krakow.ircnet.pl)

* Ulfgar has quit IRC (lodz.ircnet.pl krakow.ircnet.pl)

* Free_Frag has quit IRC (lodz.ircnet.pl krakow.ircnet.pl)

* Lokkus has quit IRC (lodz.ircnet.pl krakow.ircnet.pl)

* Karczmarz has quit IRC (lodz.ircnet.pl krakow.ircnet.pl)

* Deathsinger has joined #sesja_rpg

* Taren has joined #sesja_rpg

* Free_Frag has joined #sesja_rpg

* hub.ircnet.pl sets mode: +vovh Deathsinger Taren Taren Free_Frag

* Karczmarz has joined #sesja_rpg

* hub.ircnet.pl sets mode: +o Karczmarz

* Lokkus has joined #sesja_rpg

<Taren> ech

* Face is now known as Soulefein

* Lokkus is now known as P_aul

* Karczmarz sets mode: +o P_aul

* P_aul sets mode: +v Soulefein

<P_aul> <ufff>

<Soulefein> <na czym staneliśmy?>

<Soulefein> <mi się urwało na watlym kijaszku>

<Deathsinger> <taren - zrob loga sesji>

<P_aul> <o i promocja, glupiec sobie poszedl...>

<Deathsinger> <Deathsinger> - To Sad Bozy - zwracam sie w strone kaplana Tempusa, nic nie moze go

przerwac - desperacko unikam kolejnego ciecia i wyprowadzam silny atak z polobrotu w bok swego

oponenta...

<Deathsinger> <Ulfgar> <bo ja sobię stoję, tak jak taren :D>

<Deathsinger> <Taren> <a co może mój wątły kijaszek, jak taki paker jak Piewca ledwo sobie radę daje?

:D>

<Deathsinger> <Ulfgar> <ej dobra>

<Deathsinger> <Ulfgar> <szybko>

<Deathsinger> * Soulafein has quit IRC (Ping timeout: 180 seconds)

<Deathsinger> <Deathsinger> <czyli co Paul - ubijamy go zanim Face wroci?>

<Deathsinger> <Deathsinger> <co taka cisza nagle zapanowala?>

<Deathsinger> <Ulfgar> <no kurde sesja juz sie nieklei>

<Deathsinger> <Ulfgar> <*nie klei>

<Deathsinger> <Deathsinger> <Paula i Face'a wywalilo>

<Deathsinger> <Ulfgar> <ja bym costam pisał ale nie mam jak...>

<Deathsinger> <Ulfgar> <dobra dowidzenia, już mi sie spać chcę, a pozatym już sie sesja nie klei...

<Deathsinger> <Ulfgar> <żegnam>

<Deathsinger> * Ulfgar has quit IRC (Client Quit)

<Soulefein> <dobra do dzieła! ubijcie tą bestię!>

<P_aul> Pozwalam, aby moc blogoslawienstw Tempusa splywala na Piewce, dodawala mu sily i zrecznosci

<P_aul> Sam otaczam sie zakleciami ochronnymi

<Soulefein> Deathsinger - Atakujesz coraz szybciej. Wyprzedzasz ciosy Jermaine'a i zadajesz włąsne.

<P_aul> - Druidzie, twoja magia tez by sie tu przydala - krzycze w kierunku Tarena

<Soulefein> Paladyni pod przywództwem sir Bertranda odmawiają modlitwę. Wielki Mistrz przyłącza się do

walki.

<P_aul> Wreszcie, wciaz z modlitwa na ustach, doskakuje do olbrzyma i wykonuje zdradliwy cios z dolu w

gore

* Taren has quit IRC (Ping timeout: 180 seconds)

* Taren has joined #sesja_rpg

<Deathsinger> <ocho.... to chyba wywalilo juz wszystkich, ktorzy by mogli miec kompletnego loga

sesji...>

* P_aul sets mode: +v Taren

<Taren> <ja zdążyłem zrobić>

<Soulefein> Lokkus - twój cios trafia i olbrzym zaczyna broczyć krwią. Co zdziwiające, ma ona kolor

czerni.

<Deathsinger> cienie wiruja wokol... podchodza do mnie i nikna w blasku swioatla, po mym ciele

rozchodzi sie kojace cieplo, amulet pulsuje spokojnie... koncentracja... cios za ciosem, unik,

kolejny cios, dwa uniki i szybki cios z polobrotu w glowe przeciwnika...

<Taren> odwracam się i ruszam w stronę walczących z czempionem

<P_aul> Zgrywam sie z rytmem Piewcy, flankuje przeciwnika, odwracam jego uwage

<P_aul> Gdy mistrz kosy uderza z gory, ja wyprowadzam atak z dolu

* Free_Frag has quit IRC (Ping timeout: 360 seconds)

<Soulefein> W końcu po kilku ciosach udaje wam się dobić sir Jermaine'a. Pada na ziemię a hełm zsuwa

się z głowy.

<Soulefein> Ukazuje się demoniczna głowa.

<P_aul> - To nie byl Sad Bozy, Piewco.

<Taren> Zatrzymuje sie

<Soulefein> Uther próbuje wykonać decydujący cios w walce z sir Beregordem i gdy wszystkim wydaje się,

że tamten zginie, miecz Uthera trafia w pustkę.

<Soulefein> Sir Beregord zniknął.

<Deathsinger> - nie... to nie byl sad... lecz klatwa spadnie na tego, kto do swietej walki osmielil sie

wystawic pomiot czelusci - odpowiadam ponuro ws[ierajac sie ciezko na mej broni...

<Soulefein> Podchodzi do was sir Bertrand.

* Free_Frag_CS has joined #sesja_rpg

* P_aul sets mode: +v Free_Frag_CS

* P_aul sets mode: +h Free_Frag_CS

* Free_Frag_CS is now known as Free_Frag

<Soulefein> - Wiemy już wszystko. - mówi Mistrz. - Wiemy kto naprawdę stał za Beregordem.

<Soulefein> - Naprawdę to nie był sir Beregord. To była jeno iluzja, za którą stał potężny mag na

służbie Zhentarimów.

<Deathsinger> - wiec oto kolejny powod, dla ktorego nie chcial przysiac na tego, ktory wszystko

widzi... iluzja z pewnoscia uleglaby rozproszeniu - mowie oddychajac ciezko...

<Soulefein> - Sir Beregord zapewne już nie żyje, niech Helm ulituje się nad jego duszą. Ten kto za tym

stał chciał się zemścić za porażkę drakolicza.

<Taren> <czyzby szykowała nam się znacznie większa kampania?>

<P_aul> <z przyjemnoscia :D>

<Soulefein> <bo ja wiem :D>

<Taren> <walka z czymś, co wysłało zarówno drakolicza, jaki i tą iluzję?>

<Deathsinger> zemscic za porazke drakolicza... a moze zgasic zarazem jedna z swiec nadziei - rozmyslam

w duchu...

<Soulefein> - Musimy pozostać czujni. Nigdy nie wiadomo gdzie i kiedy znów zaatakują Zhentarimowie.

Możemy być pewni tylko jednego. Ich macki sięgają znacznie dalej niż myśleliśmy.

<P_aul> - Tarenie, Deathsingerze, chyba bede sie was trzymal przez jakis czas. Chyba sciagneliscie

sobie na glowy poteznego wroga, a tam gdzie potezny wrog, sa tez ciekawe bitwy...

<Soulefein> - Udało wam się pokonać jednego z demonów na usługach Zhentarimów. Cóż to za paradoks że

podawał się za czempiona Helma.

<Soulefein> - Musimy przygotować kontyruderzenia, ale o tym później. Na pewno jesteście zmęczeni po tak

wyczerpującym dniu. W końcu nie zaczęliśmy nawet uczty.

* P_aul is now known as Lokkus

<Soulefein> KONIEC

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<P_aul> STRAT (warunki sesyjne ON)

* P_aul sets mode: -v ^POLY^

-

<Deathsinger> <jede trup w ta czy we wta... what the difference>

<P_aul> <juz nie ma>

<Uther> <ADAM!>

-

* P_aul sets mode: -h Corvin

* P_aul sets mode: -o Taren

-

<Uther> <czekamy na wprowadzenia>

-

* P_aul sets mode: +v Corvin

* P_aul sets mode: +v Taren

-

<Corvin> <What in hell...>

<P_aul> <hmmmm>

<Uther> <Apologies accepted, captain Needa>

<Corvin> <Najpierw mnie wyłącza, potem włącza?>

<Deathsinger> <w Swiecie Radosnych karmelkow Teletubisie wesolo podskakiwaly sobie z motylkami, gdy w

tem pewien mily i sliczny kucykorozec... eee... chwila, to nie ta kartka...>

<P_aul> druzyna - Cudem uciekliscie z obozu goblinow. Teraz czeka was nowe zadanie. Musicie znalezc

sposob na naladowanie medalionu moca

<Uther> <kurtyna!>

-

* Duch_Entmana has joined #sesja_rpg

* Duch_Entmana is now known as Entman

-

<Uther> - Ruszajmy do tego klifu! - proponuje towarzyszom

<Deathsinger> <$%#%%$# milusi &%$%^%^ slodziusi *&%$%$%# sliczniutki %^$##$^ chlopiec sie pojawil

&$$$$$##$>

<Uther> <P_aul pamiętaj o tym, że pod koniec musi być bitwa i nie możesz zabić Thorbranda>

<Corvin> <Ciiiicho...>

-

* Entman is now known as Ulfgar

-

<Taren> - im szybciej wyruszymy, tym szybciej zniszczymy tą maszkarę - popieram Uthera

-

* P_aul sets mode: +v Ulfgar

-

<Deathsinger> <od czego sa zaklecia wskrzeszajace?>

<Ulfgar> <sorry :)>

<Ulfgar> <ale starzy jakiś film oglądali na kompie...>

<P_aul> Corvin - Oto twoja droga dobiegla konca. Nie spodziewales sie, ze wlasnie w ten sposob. Grupa

postaci w czarnych plaszczach...

<Deathsinger> - nie dano nammamy wielkiego wyboru w tej kwestii - odpowiadam cicho...

<P_aul> Obnazone miecze, po ktorych splywa krew... twoja krew. Nie wygrasz z nimi

<Deathsinger> <*nie dano nam wielkiego (...)>

* Corvin śmieje się

<P_aul> Zblizaja sie. Ida wlasnie po ciebie.

<Corvin> Staram się dostrzec jakieś szczegóły ich ubioru

-

* Uther has quit IRC (Ping timeout: 240 seconds)

* Uther has joined #sesja_rpg

-

<P_aul> team - nastal ranek, druidzi wyposazyli was w zapas jedzenia i obiecali, ze postaraja sie

zebrac sily do powstrzymania wroga. Przypomnieli wam tez o koniecznosci pospiechu. Gdy drakolicz

ozyje nic juz go nie powstrzyma

-

* P_aul sets mode: +v Uther

-

<P_aul> Corvin - Ich ubrania nie maja zadnych szczegolow, wiesz jednak, ze to Zhentowie. Podpadles im o

raz za duzo...

-

* Uther has quit IRC (Client Quit)

-

<P_aul> <whats with Face?>

<Corvin> <Sprawdzę>

<Ulfgar> <tech problems>

-

* Uther has joined #sesja_rpg

* P_aul sets mode: +v Uther

-

<Deathsinger> <poszedl umyc twarz po meczacym tancu?>

<Uther> <vf>

<Uther> <ile straciłem?>

<Corvin> Liczę postacie i wyciagam broń

<Uther> <P_aul?>

<P_aul> Corvin - jest ich pieciu. Pierwsze starcie przegrales, jestes ranny. Nie masz wiekszych szans w

kolejnej walce

<P_aul> [19:19] <P_aul> team - nastal ranek, druidzi wyposazyli was w zapas jedzenia i obiecali, ze

postaraja sie zebrac sily do powstrzymania wroga. Przypomnieli wam tez o koniecznosci pospiechu. Gdy

drakolicz ozyje nic juz go nie powstrzyma

<P_aul> <tyle>

<Corvin> <Nie powiem, że bardzo ciekawie się zaczyna...>

<P_aul> <czasem lubie stawiac graczy w *trudnych* sytuacjach>

<Corvin> <Dzięki...>

<Uther> Pamiętając o tracie tarczy szukam jakiejś osłony u druidów

<Corvin> Wzruszając ramionami atakuję po raz kolejny z uśmiechem na twarzy

<P_aul> Uther - niestety nie maja nic, co mogloby zastapic ci utracona oslone

<Uther> - Niestety, muszę udać się do najbliższego kowala aby uzupełnić ekwipunek - mówię do towarzyszy

<Deathsinger> <Corvin - jak juz ich pokonasz to wez jakas tarcze dla brata, bo mu sie przyda zapewne>

<Uther> - Z samym mieczem wiele nie zdziałąm

<Corvin> <Obawiam się, że P_aul chce się mnie pozbyć...>

<Ulfgar> <hej, powiedzcie o czym jest rozmowa, bo wszedlem 5 minut temu i nie za bardzo wiem...>

<P_aul> Corvin - trafiles jednego, uniknales ciosu drugiego... Oslepiajacy blysk bolu. Padasz na

kolana, czerwien przeslania ci oczy. Widzisz postac w czerwieni. Widzisz czerwien, wszedzie...

Plomienie. A potem przyjemny chlod.. Zaklecia leczacego

-

* ^POLY^ has quit IRC (Client Quit)

-

<Corvin> Próbuję coś zobaczyć poprzez czerwoną mgłę...

<P_aul> Uther - w okolicznych wioskach raczej nie znajdzie sie nikt, kto potrafi zrobic tarcze,

musielibyscie sie wybrac do Wrot

<Deathsinger> - obawiam sie, iz nie mamy na to czasu... jesli zwloczymy dluzej mozemy nie zdazyc przed

przebudzeniem sie bestii - odpowiadam ponuro paladynowi...

<Uther> <szlag>

<P_aul> Corvin - Widziwsz przed soba twarz mezczyzny. Jest ogolony na lyso a glowe zdobi fantazyjny

tatuaz. Jest ubrany w czerwone szaty. Twoi niedawni przeciwnicy leza martwi, spaleni jakims zakleciem

<Deathsinger> <czerwone szaty... czy tylko mnie kojarza sie z Thay?>

<Uther> - Tak myślałem... Skoro tak to w drogę! - mówię do pozostałych i idę jako pirwszy we wskazanym

wcześniej przez niziołka kierunku

<Corvin> - Czyżbyś był Czerwonym Magiem z Thay? - pytam. - To zaskakujące, że nie czekałeś aż mnie

zabiją...

<P_aul> <w polaczeniu z potezna magia i tatuazem na lysej czaszce? Dobrze ci sie kojarzy ;)>

<Uther> <Edwin! przyjacielu!>

<Taren> W milczeniu ruszam za Paladynem

<Uther> <Zmieniłeś image?>

<Corvin> <Kogo pytasz?>

<Uther> <pytanie retoryczne...>

<Deathsinger> zawieszam na szyi serce, po czym ruszam za swymi towarzyszami... wychodzac z kregu

zabieram swa bron oparta o pobliskie drzewo.

<Corvin> <Głupie pytanie...>

<Uther> <a czego się ]

<Uther> >

<P_aul> Corvin: - Uratowalem twoje zalosne zycie, bo chce abys cos dla mnie zrobil. Cos mi przyniosl.

A przy okazji moze uratowal swiat, choc to akurat mnie nie obchodzi...

<Ulfgar> Zdając sobie sprawę, że nie studiowałem jeszze dzisiaj księgi czarów, spokojnie, bez pośpiechu

chowam za pas mój korbacz, po czym ruszam za Paladynem jednocześnie studiując księge magii.

<Deathsinger> <czemu mam paskudne wrazenie, ze w sprawe z drakoliczem bedzie zaanagazowany jeszcze kult

smoka... tak do kompletu?>

<Corvin> - Układ? To rozumiem... Bardziej byłbym zdumiony, gdybyś zrobił to z jakiegokolwiek innego

powodu...

<P_aul> <czy wiesz, ze zaklinacze nie studiuja ksiegi aby odnawiac zaklecia?>

<Uther> <jestem tylko ciekaw kiedy Ulfgar padnie ogłuszony :D>

<Deathsinger> <Ciebie tez to interesuje...?>

<P_aul> <jesli sie nie myle, to kult smoka powinien byc glownym zainteresowanym ;)>

<Ulfgar> <uther- tak, mnie też to zastanawia :D>

<Uther> <P_aul - my czekamy aż wymyslisz nam jakies atrakcje>

<Deathsinger> <swoja droga o ile pamietam NWN to 18 poziomowy warlock ma bodaj 12 czarow, dosc

nietypowych, ktore moze rzucac dowolna liczbe razy... ale nie sa one tak spektakularne jak fireball

chociazby sorcerera>

<P_aul> team - przedzieracie sie przez knieje. Otacza was cisza. Nawet moce Tarena nie pozwalja wam

poruszac sie zbyt szybko. Macie tez wrazenie, ze cos was obserwuje...

<Ulfgar> <gdybym był chamski, rzuciłbym "światło dnia", ale nie jestem :D>

<P_aul> Uther - wyczuwasz otaczajace was zlo. Promieniuje z kazdej rzeczy w tej czesci lasu.

<Deathsinger> rozkladam kose i z wielkim trudem, ze wzgledu na rozmar mej broni i gestosc poszycia

lesnego przedzieram sie przez las... z niepokojem stwierdzam, iz cienie tutaj sa inne...

wyczekujace... wyczekujace padliny...

<Uther> - Na Helma! W takim tempie nigdy nie przedostaniemy się do klifu! - wyciągam miecz i zaczynam

przedzierać się przez knieję

<Deathsinger> <a ten jak zwykle subtelny>

<Corvin> <Właśnie to mnie dziwi... ~^>

<Uther> - To miejsce toczy plugawa klątwa zepsucia!

<Taren> Z ciężkim sercem przyglądam się działaniom paladyna, ale nie oponuję. Wysyłam również Rój, aby

uważnie obserwował teren dookoła nas

<Corvin> <Widzisz... On POWINIEN być subtelny... Ale nie jest... Anomalia...>

<Uther> <Death, Corvin - a takiego!>

<Deathsinger> <rzeklbym raczej, ze to typowy Face... ale pewnie mu podpadne tymi slowami>

<P_aul> Corvin: - Jest czlowiek... zlodziej o imieniu Renal. Zabral Zhentom cos, co dla mnie ma wielka

wartosc. Ostatnio to cos chyba zmienilo wlasciciela. W zamian za ta rzecz... spelnie jedna twoja

prosbe. Dowolna. A ponadto ty splacisz swoj dlug wobec mnie. Brzmi uczciwie?

<Taren> <heh>

<Uther> <idzcie w cholere, obaj>

<Corvin> Zastanawiam się nad jego słowami. - Dowolną?

<P_aul> - Thay ma dosc... szeorkie mozliwosci. I potezna magie na uslugach. Mysle ze slowo "dowolna"

jest w pelni uzasadmnione

<Corvin> - Brzmi tak niesamowicie i tak uczciwie... Gdzie tkwi haczyk?

<Taren> <ale godmode odpada, prawda?>

<Ulfgar> <albo invisible :)>

<P_aul> - Jesli ma to osoba, ktora o to... podejrzewamy... twoje zadanie bedzie bardzo bliskie...

"niewykonalnemu". Wystarczy?

<Deathsinger> <zastanawiam sie, czy ow mag zgodzil by sie, gdyby Corvin w ramach tej prosby zazyczyl

sobie by ten, popelnil na ten przykllad samobojstwo>

<P_aul> <Taren - jest cos takiego jak zaklecie "Zyczenie". I tak, mozna sobie zazyczyc

niesmiertelnosci...>

<Corvin> - Nie. Nie jestem w stanie uwierzyć, że zrobiłbyś to, co chciałbym żebyś zrobił, jeśli mi się

powiedzie...

<P_aul> - Podaj swa cene

<Taren> <jestem tylko ciekaw czego potrzeba, by je rzucić...>

<Uther> <a może on myśli, że ty zrobiłbyś to kiedy on zrobiłby coś innego co uważałza coś złego co ty

zrobiłeś?>

<Ulfgar> <P_aul- Wiesz, dawno nie oglądałem tak potężnych czarów, ale nie wydaję mi się, że życzenie ma

AŻ TAKĄ moc...>

<P_aul> <ma>

<Corvin> - Pójdziesz do Otchłani. I zostaniesz tam... Na zawsze? Czy... - uśmiecham się - mam wybrać

inną cenę, a ty skorygujesz nagrodę?

<P_aul> <dlatego jest dostepne dopiero kolo 18 poziomu... na 20 bazowych mozliwych...>

<Ulfgar> <wiem, wiem...>

<Uther> Rozglądam się dookoła i staram wyczuć skąd dobiega zło, czy jest skoncentrowane w jakimś miejscu

<Deathsinger> spogladam wokol... w nadziei, iz cienie ujawnia mi cos, czego nie sa w stanie dostrzec

oczy mych towarzyszy...

<Uther> <to chyba życzenie sprawdzające>

<Ulfgar> Widząc że moi towarzysze są czymś bardzo zaniepokojeni, rzucam na ten obszar czar "Wykrycie

zła"

<Corvin> <Jest ciekawie... Dostanę fireballa? A może jednak nie?>

<Deathsinger> <arghhh... mag ma taki czar? bo to jest chyba kaplanski AFAIR>

<P_aul> team - wszyscy czujecie sie nieswojo. Katem oka dostrzegacie cienie przemiszczajace sie gdzies

w poblizu... Cos sie zbliza...

<Corvin> <Oto gra ze śmiercią... To nie to samo co "Rosyjska Ruletka"...?

<Corvin> >

<Taren> przygotowuje mój kij do walki, lecz nie wykonuję żadnych innych czynności

<P_aul> Corvin: - Bylem w Otchlani. Nic specjalnie ciekawego, mozesz mi wierzyc. Nie wiem tylko, jaka

mialbys korzysc z poslania mnie tam.

<Ulfgar> <nie chce mi sie drałowąc na góre po podręcznik gracza, ale wydaje mi się, że ma...>

<Uther> Czuje ogromny dyskomfort spowodowany brakiem tarczy, przygotowuje się do walki

<P_aul> - Ale nieco zmodyfikuje moje warunki. Zgodzisz sie, dostaniesz cos czego pragniesz. Nie

zgodzisz sie a dolaczysz do tych tutaj.

* Corvin śmieje się

<Ulfgar> Skoro już zwracamy na sibię uwagę, to trudno- myślę, i wyciągam korbacz.

<Corvin> - Dobrze grasz... Gdzie mogę znaleźć twojego "Renala"?

<Uther> <logiczna ciągłość obraca się przeciwko mnie>

<Corvin> - I... kim on jest?

<P_aul> team - jakis cien wyskoczyl z krzakow po prawej. Inny wypadl po lewej. Kolejny zeskoczyl z

galezi nad wami. Ledwo je dostrzegacie w ciemnosciach. To jakies istoty przypominajace duze psy

<Deathsinger> <al Paul, chyba nie masz zamiaru usmiercic tego biednego lotrzyka... znaczy sie nie...

Crvin, chyba nie masz zamiaru usmiercic biednego lotrzyka?>

<Corvin> <Spokojnie... Nie zabiję go... Nie od razu...>

<Deathsinger> <wiedzialem, ze to powiesz, robisz sie przewidywalny>

<Corvin> <Jak widać - myślimy tak samo...>

<Taren> nadstawiam swoją laskę tak, aby postać która zeskoczyła z drzewa nadziała się na niego

<P_aul> Corvin - Mag pogrzebal chwile przy cialach. Wreszcie podal ci pierscien ze znakiem Zhentarimow.

Podal ci go i rzekl:

<Deathsinger> koncentruje sie... nie na ciemnosci... na ksztaltach, zapachach... dzwiekach... na zyciu

poza nimi... przygotowuje sie do odparcia ataku...

<P_aul> - Teraz otworze ci portal. Prowadzi do obozu goblinow. Z tym znakiem uznaja cie za swojego. Tam

szukaj mojej zguby

<Uther> Odmawiam modlitwę i staram się odpędzić cienie

<Corvin> Biorę pierścień i wzruszam ramionami. - Rób co musisz...

<P_aul> team - slyszycie potworne ujadanie, ktore przeszywa wasze umysly i zqasiewa w nich paniczny

strach. W ty msamym momencie mroczne istoty rzucily sie do ataku

<P_aul> Ulfgar - czytales gdzies o tych istotach, to Mroczne Mastify, przybysze z planu cieni.

<Uther> Wilki? - Staram się podreperować morale drużyny odpowiednimi inkantacjami jednocześnie

odpierając ataki

<P_aul> Corvin - Swietliste wrota stanely otworem.

<Deathsinger> <serce Shalindral jest wyladowane niemal calkowicie, czy ma na tyle mocy by chociaz

rozsiwetlic nieco ciemnosci?>

<P_aul> <niziolek zuzyl cala moc, aby zwielokrotnic swoje zaklecie>

<Ulfgar> To coś o wiele gorszego niż wilki. To są Mroczne Mastify, przybysze z planu cieni!

<Corvin> Wiedziałem, że nie mam żadnego powodu, by ufać magowi, ale w końcu... Co innego miałem zrobić?

Przeszedłem...

<Taren> <da się coś takiego zabić?>

<P_aul> <ent - pisz prosze swoje slowa po myslniku, inaczej bede uznawal je za mysli...>

<Ulfgar> <chyba tylko magiczną bronią....>

<Ulfgar> <przepraszam>

<P_aul> <na tym planie tak. Ale nie zgina calkowicie>

<Taren> <a

<P_aul> <no i maja sporo odpornosci przeciw zwyklym atakom...>

<Taren> <ale znikną?>

<P_aul> <tak, wroca do siebie?

<P_aul> < *> >

<Uther> - Na nich! - krzyczę by dodać pozostałym odwagi i atakuje potężnym ciosem najbliższego cienia

<P_aul> Uther - bez tarczy czujesz sie bezbronny, musisz unikac klapniec szczek tych istot, co jest

dosc trudne w ciezkiej zbroi...

<Deathsinger> Cienie... dzikie bestie... ujadanie zewszad i umarli rzucajacy sie na nas... nie moga nam

nic zrobic... lecz mimo to rzucaja sie by zasiac wiekszy zamet i Cieniste Psy... odwracam sie plecami

do swycb towarzyszy by bronic ich plecow i starajac sie przekrzyczec harmider wolam: - musimy za

wszelka cene zachowac szyk, jesli dostana sie do naszych plecow przegramy!

<P_aul> Taren - to dziwne ujadanie odbiera ci zmysly. Jedyne, czego chcesz to polozyc sie i trzasc ze

strachu...

<Uther> <te bestie przegryzą stalowy pancerz?>

<Ulfgar> -Dziala na nich tylko magiczna broń!!-mówię do grupy. -Piewco, tylko my możemy zadać im

jakiekolwiek rany!-zwracam się do piewcy. -Niech reszta się gdzieś skryje, a my odeprzemy atak!!

<Taren> <te cienie są materialne?>

<P_aul> <przypominam ze tak paladyni jak i druidzi maja zaklecie "magiczna bron", ktore daje

modyfikator +1 ;)>

<P_aul> <mastify tak, ale odporne na obrazenia niemagiczne. A cienie widzi tylko MAv ;)>

<Uther> <mój miecz nie jest magiczny?>

<P_aul> <Uther - nie>

<Ulfgar> <Paladyn ma "święty miecz", i działa to tylko na nieumarlaki>

<Corvin> <A, ja mam karę za bycie "Upadłym Inkwizytorem", prawda?>

<Taren> odżucam moją laskę i przywołuję zaklęciem świetlistą włócznię

<Uther> <no nie, nie dość że nie mam tarczy to moja broń to tandeta>

<Uther> <w dupe z taką walką>

<Corvin> <Biedny tandeciarz...>

<Deathsinger> <ja sie nie przejmuje... konsekrowana przez zakon bron teoretycznie przechodzi przez tego

typu odpornosci... gorzej z redukcja obrazen>

<Ulfgar> <kupił w lider szajsie i sie dziwi....>

<P_aul> <ma tez magiczna bron, nie piernicz Entman>

<Taren> następnie ustawiam się plecami do towarzyszy

<P_aul> <to sie rzuca na zwykly orez i staje sie on magiczny...>

<Taren> <teraz to mówisz?!>

<P_aul> <xD>

<Taren> <to co ja mam w rękach?>

<P_aul> <od teraz aby grac postacia czarujaca trzeba sobie sciagnac przynajmniej liste czarow (dostepna

w sieci legalnie...) i sie dowiedziec co jak dziala...>

<Uther> <to co ja... czyli ch**>

<Corvin> <A co może - lub czego nie może - inkwizytor, kiedy jest Upadły?>

<P_aul> <Janek - wreszcie twoj kij pod kazdym wzgledem wyglada na magiczny :D>

<Deathsinger> <i temu gram wojownikami... nie musze sie zastanawiac do czego sluzy dany czar... od

biedy tez sorcererami, ktorzy maja maxc 6 czarow kazdego poziomu i tez nie trzeba sie przejmowac tak

bardzo>

<P_aul> <nie ma takiej klasy jak inkwizytor, mozesz jednak spokojnie byc albo upadlym paladynem, wtedy

nie masz dostepu do magii, albo mrocznym paladynem (czyli upadlym, ktory przeszedl na sluzbe zlych

bostw...) i wtedy masz mroczne czary>

<Taren> <czyli świeci się jak neon w Las Vegas?>

<Ulfgar> <o kurcze.... faktycznie....>

<Corvin> <P_aul teoretycznie to podklasa paladyna....

<Corvin> >

<P_aul> <nie, ale zmienia sie w rozne wersje kolczastego kija :D>

<Deathsinger> <od biedy moze byc Blackguardem - wtedy ma demoniczna magie, ale watpie by go to

pociagalo>

<Corvin> <Wolę upadłego...>

<P_aul> <czyli na potrzeby mechaniki moze traktowac jak paladyna...>

<Uther> Atakuje cienie magiczym mieczem

<Ulfgar> <hej, no to walczymy czy gadamy??.....>

<Taren> <to ja wracam do mojej wysłużonej, kolczastej laski...>

<Corvin> <Naucz się cierpliwości...>

<Deathsinger> skladam dlonie w skomplikowany symbol i mowie cicho: - Kai... - znikaja dzwieki,

niewyrazne obrazy, harmider, szu,

<P_aul> Corvin - znalazles sie w obozie wojennym. Kreci sie tu zadziwiajaco duzo ludzi i

przedstawicieli innych ras, tak "pokojowych" jak i "zlych"

<Uther> <a ja zaraz wygrzebię z ziemi jakąś broń>

<Deathsinger> *szum drzew... pozostaje tylko koncentracja... tne najblizzego atakujacego mastifa

ostrzem kosy

<P_aul> <damn Face mowie ci, ze mozesz rzucic na swoj miecz zaklecie... taki problem?>

<Uther> <żebyś wiedział>

<Taren> szybkim wypadem staram się przebić najbliższe stworzenie

<Corvin> Rozglądam się w poszukiwaniu kogoś, kto wygląda jak człowiek, który wie odrobinę za dużo, ale

jednocześnie zbyt mało, by go zabić...

<Uther> <pewno moja zbroja to też zwykla płytówka>

<Corvin> <Chyba półpłytowa jest...?>

<Ulfgar> Skupiając swe myśli na wyrazach "Przybysze z planu cieni, Rzucam zaklęcie "Wyładowanie

łańcuchowe"

<Uther> <chujpłytowa>

<P_aul> Taren - ojadanieprzebilo sie rpzez pancerz twego umyslu. Padasz na kolana. CZujesz lzy plynace

po twoich policzkach. Widzisz zblziajaca sie bestie...

-

* Uther was kicked by P_aul (dziekujemy za nieprzeklinanie)

-

<P_aul> *ujadanie przebilo

<Taren> Staram połączyć się z rojem

-

* Uther has joined #sesja_rpg

-

<Ulfgar> <a mój czar??!!??>

<P_aul> Ulfgar - co zaskakujace twoje zaklecie okazalo sie skuteczne, polozyles trzech napastnikow naraz

<Ulfgar> <Nie zemdlałem!!!>

<Ulfgar> <Hurra!!>

<Taren> <połączenie z bliską istota doda mi sił w walce z atakiem mentalnym>

<P_aul> <Face - 5 minut karencji>

<Deathsinger> <po czym padasz z wyczerpania>

-

* Uther is now known as ***** [Tłumaczenie: kobieta pracująca... - przyp. Holy]

-

<Corvin> <Myślę, że on chce umrzeć...>

_

* Kobieta pracująca is now known as Uther

* P_aul sets mode: +b *!Fremen@gprs9.orange.pl

* Uther was kicked by P_aul (Uther)

_

<Deathsinger> <grzeczna dziecko... samo siebie ladnie okreslilo>

<Ulfgar> <i jak trafnie....>

<P_aul> <za 10 minut zdejme bana...>

<Corvin> <Może będę się wypierał, że to mój brat?>

-

* Uther has joined #sesja_rpg

-

<P_aul> <?>

<Ulfgar> <chyba nic sobie z bana nie zrobił :)>

-

* Uther is now known as Uther]AW

-

<P_aul> <a to nowosc o.0>

<Corvin> <Anomalia... Mówiłem to wcześniej...>

-

* P_aul sets mode: -b+b *!Fremen@gprs9.orange.pl *!*Fremen@gprs9.orange.pl

* Uther]AW was kicked by P_aul (Uther]AW)

-

<Corvin> <Co to jest?>

<P_aul> <ban>

<P_aul> <teraz chyba bedzie dzialac :D>

<P_aul> <niewazne...>

<P_aul> Deathsinger - skoteczne zaklecie wykonczylo trzy mastify, dwa twoje celne ataki dokonczyly

dziela. Walka skonczyla sie rownie szybko jak zaczela

<Corvin> <Face pyta na ile ma bana?>

<P_aul> <10 minut>

<Taren> Usiłuję ustać na drżacych jeszcze kolanach

<Corvin> <Nie powiem, jak to skomentował...>

<P_aul> Corvin - obok przechodzi jakis mezczyzna. Zauwazasz tez goblina, wygladajacego na miejscowego

szamana, ktory przyglada ci sie uwaznie

<Ulfgar> -Pewnie słudzy drakolicza- Zastanawiam się głośno

<Corvin> Podchodzę do szamana. - Szukam kogoś... Człowieka...

<Taren> - myślisz, że był by w stanie nakłonić d współpracy nawet ich?

<Deathsinger> cios za ciosem... cienie w mgnieniu oka rozplywaja sie w ciemnosci... pokonane... wygnane

do swego dominium... dzicy zmarli zatrzymuja sie w polowie biegu, po czym pierzchaja pomiedzy mroczne

zakatki kniei... to dziwne, lecz mam wrazenie, ze na chwile zrobilo sie... jasniej...

<P_aul> Corvin: - Wielu szuka roznych rzeczy. Powiedz lepiej kim jestes i co tu robisz czlowieczku

-

* P_aul sets mode: -b *!*Fremen@gprs9.orange.pl

* Uther has joined #sesja_rpg

-

<Ulfgar> -Drakolicz to potężne stworzenie- odpowiadam druidowi-Nawet, gdy nie jest całkowicie

przebudzony wezwanie kilku Mastifów to dla niego nic..

-

* P_aul sets mode: +v Uther

-

<Corvin> - Jestem mścicielem... Szukam złodzieja, który zrobił coś, czego nie powinien był robić...

Zadarł z kimś - uśmiecham się. - Mam wyrównać z nim rachunki. Nazywa się Renal...

<Uther> Przysłuchuje się pozostałym, staram się odnaleźć właściwą drogę

<P_aul> - Nie znam nikogo takiego - goblin przyglada sie nadal podejrzliwie. - Ale poszukaj w spizarni,

jesli jestes pewien, ze wlasnie tu znajduje sie twoj cel

<Corvin> - Mój cel nie jest w twojej spiżarni, goblinie... - pokazuję mu pierścień. - Zamierzasz mi

dalej przeszkadzać?

<Uther> <skróć go o głowę Corvin!>

<Taren> <popieram>

<Deathsinger> - watpie by ozywieniec otaczal sie takimi slugami... lecz miejsce to zostalo splugawione

wiele lat wczesniej i wciaz jeszcze nie znalazl sie nikt dzielny na tyle, by oczyscic ow zakatek...

cienie tutaj sa dzikie i silne... przywolane rzez wielkie zlo, ktore niegdys toczylo to miejsce -

cicho wysnuwam swe hipotezy...

<Ulfgar> <krwi!>

<Taren> <ułatwisz nam robotę>

<Corvin> <Milczeć.>

<P_aul> - Ach, wiec wyslali cie na miejsce Kasiusa... Jak juz jemu mowilem nie mam pojecia, dlaczego te

wasze cholerne zaklecia wskazuja na moj oboz jako miejsce, w ktorym jest serce!

<Uther> <a nazywał się kasius(ale chyba nie Clay) dobrze wiedzieć kogo się zabija :D>

<Uther> <ha! Kasius pobity na śmierć xD>

<Corvin> - Może... A może coś ukrywasz? Trafiłem na trop. To coś znaczy... Przyślij mi kilku wytrawnych

tropicieli i daj swodobę działania, a postaram się załatwić tę sprawę...

<Corvin> - Ponadto... - zastanawiam się. - Kasius był zbyt mądry, by dać się tak łatwo zabić... Co

wiesz o jego śmierci?

<Ulfgar> -Co było, minęło-mówię do piewcy i druida-Ważne jest, kto przysłał, te bestie które tu

pokonaliśmy, ale bardziej należy skupić się na tym, co mamy pokonać...-Paladynie, znalazłeś

trop?-pytam się

<Uther> - Wciąż szukam, Ulfgarze, ale w tych ciemnościach jest to ciężkie, a ja nie jestem łowcą...

<P_aul> - Powiem ci jedno. Jesli nawet ten wasz bezcenny medalik kiedys tu byl, to zabrali go druidzi

gdy zaatakowali nasz oboz. Wtedy wlasnie go wykonczyli. Odnalazl ich pierwszy, wlasnie w spizarni.

Zamiast wezwac moich wojownik chcial sie z nimi sam rozprawic. No, z pomoca tego plugawego drowa i

kilk uswoich slug. Przeliczyl sie

<Corvin> - Druidzi? Którędy odeszli?

<P_aul> Uther - chyba wiesz, ktoredy musicie ruszyc...

<P_aul> - A skad mam wiedziec? Wiem, ze rzucil izaklecie polimorfii i uciekli nim moja magia ich

zniszczyla. To wina twojego kumpla, Zhencie, ze uciekli i nie zwalicsz tego na mnie!

<Uther> - Tędy! - idę bardzo ostrożnie przodem

-

* Iana_Vae has joined #sesja_rpg

* Deathsinger has quit IRC (Read error: Connection reset by peer)

* Iana_Vae is now known as Deathsinger

* P_aul sets mode: +v Deathsinger

-

<Corvin> - Nie interesujesz mnie... Daj mi kogoś, kto dobrze zna te tereny i wie co to znaczy pogoń za

zwierzyną, a ja zostawię cię w spokoju...

<Deathsinger> <szlag... komp sie zresetowal... cos mnie ominelo?>

<Uther> <niewiele>

<Corvin> <Wiecie co jest gorsze od 1h przerwy w przesyle prądu? 1 sek. przerwa w przesyle prądu...>

<Taren> nadal lekko się trzęsąć ruszam za paladynem

<Taren> <*trzęsąc>

<P_aul> - Zrobie cos lepszego. ZAprowadze cie do nich. Glupcy weszli na teren, gdzie moje moce sa

wieksze nic ich, choc nie wiem czego tam szukaja. Moge uzyc mych mocy, abys trafil tam mgnieniu oka.

<Ulfgar> Ruszam za paladynem, zachowując czujność

<Corvin> - Więc na co czekasz? - uniosłem brew. - Po prostu to zrób...

<P_aul> - Najpierw chce, abys zobaczyl moje postepy i doniosl swym mocodawcom.

<Uther> - Chyba już blisko... Czuję to w kościach...

<Ulfgar> <masz reumatyzm??>

<Corvin> <ciekawa riposta...>

<P_aul> Corvin - Goblin poprowadzil cie wokol wzgorza. Widzisz... smocze kosci. bardzo uwaznie zlozone

w caly szkielet. W oczodolach widac slabe lsnienie. Szkielet poruszyl sie.

<Ulfgar> <hahaha, drakolicz.>

<P_aul> - Wkrotce odzyska pelnie sil.

<Corvin> - Do tego czasu uważaj... Przecież nie chciałbyś, żeby ktoś przeszkodził w tym wielkim dziele,

prawda?

<Uther> - Jesteśmy na miejscu!

<P_aul> - Nikt nie jest juz dosc potezny, aby mnie powstrzymac.

<P_aul> Uther - nagle las sie skonczyl.

<Corvin> - Ryzyko istnieje zawsze - wzruszam ramionami.

<P_aul> team - wyszliscie za Utherem. LAs sie skonczyl, widzicie nieduza polane, zakonczona klifem.

Pareset metrow nizej szumi morze mieczy

<P_aul> Polana jest pusta

<Deathsinger> niewiele mowiac przedzeiram sie przez knieje za mymi towarzyszami, uwaznie nasluchujac

wszelkich szelestow i starajac sie wyczuc zagrozenie... nagle... przez drzewa przedziera sie promyk

swiatla... polana.

<Corvin> - Nie bylibyśmy głupcami, gdyby zaślepiła nas nasza duma i pycha?

<Uther> Obejmuje wzrokiem okolicę, ale nie widzę nic istotnego. Czego my właściwie szukamy? - myślę.

<P_aul> Corvin - Goblin wprowadzil cie w drzewo. Powiedzial ,ze tuz za toba pojdzie gupa jego

wojownikow, aby ci pomoc. "Ci glupcy musza przestac mi przeszkadzac" stwierdzi lwreszcie, poczym

pchnal cie w pien.

<Deathsinger> - iskra swiatla i nadziei posrod swiata cieni... miejsce na krancu dwoch swiatow, gdzie

trzeba poszukiwac nadziei...

<P_aul> Taren - wyczuwasz w tym miejscu.. .dawna potege. Ale Kregu juz tu nie ma. Dawno przestal

istniec...

<Ulfgar> -Niziołek w kręgu nie wkazał nam tego kierunku bez powodu. Coś musi się tutaj znajdować. Ale

co..

<Deathsinger> przyklekam w milczeniu u wejsciu polany...

<Taren> - W tym miejscu znajdował się kiedys potężny druidyczny krąg

<P_aul> PRzypominacie sobie opowiesc niziolka. Tu wlasnie mial zyc jednorozec. Ale najwyrazniej

odszedl, a wraz z nim odeszly resztki dawnej mocy, ktora spowijala dotad to miejsce

<Ulfgar> <Taren- nawet dzisiaj nie muszę za bardzo "litości" pisać, robisz postępy :D>

<Deathsinger> <nie mamy dziewicy... ale zaraz, zaraz - mamy przeciez paladyna - to chyba na jedno

wychodzi?>

<Corvin> <A twoje docinki są nawet sensowne... Też postęp...>

<Taren> <nie denerwuj mnie...>

<Deathsinger> <ma ktos moze jakies kiecki czy cos w tym guscie?>

<Uther> - Wygląda na to, że zawiedliśmy... Lepiej wróćmy wspomóc paladynów w bitwie.

<Taren> <czyżby? a czy ty chciałbys położyć swoją głowę na łonie Uthera?>

<Ulfgar> <Corvin- dzięki :P>

<Corvin> <Kłania się szyderczo>

<P_aul> Corvin - czujesz ruch... plyniesz, przez kolejne drzewa poruszajac sie z ogromna predkoscia. A

ptoem nagle droga sie skonczyla. Wypadles z pnia na jakiejs polanie, przed soba widzisz grupe istot...

<Uther> <Death - może ofiara z twojego kosiarza wystarczy, w końcu to taki świętoszek>

* Uther grzmoci Tarena po głowie

<Corvin> To uczucie było mi znajome... I rzeczywiście wylądowałem w innym miejscu... Ale jakim?

Rozglądam się wokoło.

<P_aul> team - nagle z drzewa wypadl jakis facet, a za nim kilkanascie goblinow. Az za dobreze znacie

ich symbole plemienne...

<Uther> - Tam ktoś jest! - wskazuje towarzyszom tajemniczą postać

<Deathsinger> - Lurue, Krolowo Jednorozcow wysluchaj naszych prosb... Krolowo Mowiacych Bestii... iskro

nadziei w swiecie cieni... pomoz nam - szepce cicho...

<Uther> - Na Helma! - rzucam się z pieśnią bojową na ustach na przeciwników

<Taren> natychmiast przywołuję pędy mające unieruchomić przybyszy

<Ulfgar> rzucam natychmiast na przybyszy czar "Nienaruszalna strefa"

<Corvin> <Jacy zdecydowani...>

<P_aul> Taren - dwa gobliny zostaly oplatane, pozostale jednak uniknely pedow

<Corvin> <Ja tam rozglądam się wokoło...>

<Deathsinger> - iskro nadziei, zeslij swe swiatlo do swiata cieni, niechaj twoj blask wymiecie cien z

naszych serc... klecze w milczeniu na polanie, slowa same splywaja z mych ust, ma bron lezy rozlozona

przede mna... zgielk bitwy... cienie odnalazly nas plugawia to swiete miejsce... jesli przeciwnik

sprobuje mnie zajsc od tylu w jednej bede mogl go rozciac na pol jednym szybkim ruchem... slowa wciaz

splywaja z mych ust...

<Taren> zmuszam pędy do zaciśnięcia się i zmiażdżenia uwięzionych, a sam przyjmuję postawę obronną

<P_aul> <Ent - 1. skad wziales ten czar? 2. jak dziala, bo w ksedze znalezc nie moge? 3. na jkim jest

on poziomie? 4. jaki do jasnej cholery ty masz poziom, ze znasz tyle roznych czarow?>

<Uther> Wyprowadzam szybkie uderzenia, na wątłe gobliny powinny wystarczyć.

<Corvin> <Jest zniesmaczony... Lazarus nie chce odpalić...>

<Uther> <może on jest magiem?>

<Ulfgar> <4 poziomowy czar, strona 185, chroni przedmiot zniewalając go przy okazji wewnątrz>

<P_aul> Corvin - widzisz paladyna, ktory ruszyl na ciebie... a raczej na gobliny, ktore skoczyly mu na

spotkanie. Po chwili pojawil ysie wokol ciebie pedy i probuja cie unieruchomic

<Corvin> - Co za brawura... - uśmiecham się próbując ścinać pędy i wyjść z zagrożonej strefy...

<Uther> <a co z moimi atakami?>

<P_aul> Uther - to nie sa zwykle gobliny, ale doswiadczeni wojownicy. Sktueczine odbijaja twoje ciosy

<Deathsinger> <to juz jest bodaj 15 czar... wynika z tego, ze Ulfgar by musial byc na jakims... bo ja

wiem... 27 poziomie? no chyba, ze nosi ze soba przenosna biblioteczke ze zwojami>

<P_aul> <w jakiej ksiedze ta 185 strona?>

<Ulfgar> <3.5>

<Uther> W walce posługuje się także ręką. Mieczem osłaniam się przed ciosami, a drugą ręką walczę

wręcz, próbując znokautować przeciwników.

<Deathsinger> <Bg2 - nienaruszalna sfera Otiluka czy cos w ten desen...>

<Ulfgar> <deathsinger-dokładnie tak...>

<P_aul> <sorki, nie mam 3.5>

<Uther> <to nie wyjaśnia jakim cudem znasz tyle zaklęć>

<Corvin> <Jest. Starczy zwykłe Rozproszenie magii... Ale i tak nie mam zamiaru tam trafić...>

<Corvin> <Może niech zrobi listę i po krzyku?>

<Uther> <P_aul wystarczy piętnować Ulfgara odwrotnymi efektami czaró>

<P_aul> <tylko jedna istota :P>

<P_aul> <dobry pomysl, przed nastepna sesja poprosze liste czarow...>

<Ulfgar> <no właśnie, może ja na "dyskusjach o sesji oline po prostu liste prześlę??>

<Corvin> <Daj P_aulowi na GG...>

<Uther> <gramy?>

<Corvin> <Śpieszy ci się?>

<P_aul> <ja czekam spokojnie...>

<Deathsinger> <wez poprawke, ze warlock ma inne czary niz sorcerer czy mag i moze ich miec maksymalnie

12)

<P_aul> <on jest sorcerer>

<Uther> <chyba simon>

<Ulfgar> <nie! ja jestem zakilinacz>

<Ulfgar> <albo szymek czarodziej :P>

<P_aul> <czyli?>

<Corvin> <Czekasz na czary, P_aul?>

<Uther> <a my czekamy na odpisy>

<P_aul> <bo w sumie to nie sprecyzwoales, a polskie tlumaczenie jest o kant posladka potluc>

<P_aul> <odpisywalem chyba...>

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Deathsinger> <wiesz... sorcerer to czarownik, warlock to zaklinacz o ile pamietam... bo ja sie nie

znam, mam NWN 2 po angielsku>

<Corvin> <Nie mnie...>

<Uther> <Uther> W walce posługuje się także ręką. Mieczem osłaniam się przed ciosami, a drugą ręką

walczę wręcz, próbując znokautować przeciwników.

<Taren> <Taren> zmuszam pędy do zaciśnięcia się i zmiażdżenia uwięzionych, a sam przyjmuję postawę

obronną

<P_aul> <jeszcze inaczej - mage = czarodziej, sorcerer = czarownik/zaklinacz (zaleznie od tlumaczenia),

warlock = czarnoksieznik>

<Uther> <mage - to mag!>

<Corvin> <Corvin> - Co za brawura... - uśmiecham się próbując ścinać pędy i wyjść z zagrożonej strefy...

<Corvin> <Uther> <a co z moimi atakami?>

<P_aul> <a przepraszam, klasa nazywa sie wizard>

<Uther> <a z moimi?>

<Ulfgar> Błyskawicznie wyciągam mój korbacz i rzucam się w wir walki

<Corvin> <Jedna linijka za dużo...>

<Deathsinger> <a ja sie modle i czekam tylko az jakis frajer zajdzie mnie od tylu by go natychmiast

przeciac kosa na pol>

<P_aul> Corvin - powoli wydostales sie poza teren dzialania czaru

<Uther> <MG jak zwykle nie nadąża -_->

<Corvin> <Winisz go za to?>

<P_aul> Uther - jeden na jednego bys ich pokonal, ale twoi towarzysze sa nieco opuznieni, a goblinow

jest 5...

<P_aul> Ulfgar - nie zauwazyles wystajacego korzenia i zaryles twarza o glebe

<P_aul> <to tylko ,zeby tradycji stalo sie zadosc :D>

<Deathsinger> <lol>

<Uther> <nie, ciebie>

<Corvin> <"Wiecie... To jest nieuczciwe! Ja muszę znać wszystkie państwa, a wy tylko jedno!" - mądre

słowa...>

<Ulfgar> <xD>

<P_aul> Deathsinger - przeciwnicy sa daleko, wiec mozesz w spokoju odmawiac modly, ktore jednak jakos

nie przynosza rezultatu

<Uther> Skupiam się na najbliższym przeciwniku i chwytając miecz oboma rękami staram się przebić gardę.

<Corvin> Rozglądam się starając się ogarnąć sytuację...

<Taren> <jak tylko zgniotę tamte dwa gobliny ruszam z odsieczą :D>

<P_aul> Taren - gobliny skupily sie na Utherze, ktory ma wyraznie problemy w walce z nimi. Co gorsza

Ulfgar wlasnie efektownie sie przewrocil

<Deathsinger> powoli powstaje z kleczek zabierajac swa bron, jednak nie przestajac zwracac sie w

modlitwie do Krolowej Jednorozcow... spogladajac swymi oczami zimno na oponentow kieruje sie powoli w

ich strone.

<Taren> <a co z tymi dwoma uwięzionymi? są juz martwe?>

<Uther> <powtarzasz się>

<Ulfgar> Gdy leże na ziemi, mam dziwne wspomnienia z podobnymi sytuacjami... No, nic. Podnosząc się z

trudem rzucam się w wir walki kierując się na wojownika, który wygląda na herszta tej bandy.>

<P_aul> Corvin - paladyn skupil sie na walce z rpzybylymi z toba goblinami, druid, ktory przywolal pedy

jest teraz zajety wykanczaniem dwoch pochwyconych zielonych, jakis koles sie przewrocil, blady

mezczyzna po drugiej stronie polany kleczy i najwyrazniej sie modli

<Ulfgar> <bez tego nawiasu na końcu>

<Taren> ruszam w kierunku Uthera

<Taren> <wiem :)>

<P_aul> Taren - czujesz, ze zycie opuscilo dwa gobliny, ktore uwieziles pedami

<Taren> Przywołuję do pomocy rój, a sam staram się zaść gobliny walczące z paladynem od tyłu

<Corvin> Podchodzę do modlącego się człowieka...

<Uther> Pozoruje atak, po czym wyprowadzam kolejny pozorowany i wtedy atakuje po raz trzeci tnąc

przeciwniką w okolicach przyrodzenia

<Taren> <i kosą przez żebra :D>

<P_aul> Corvin - czlowiek, ktory wczesniej sie przewrocil, teraz ryuszyl w twoim kierunku. Jako bron

sluzy mu korbacz

<Ulfgar> < a ja??>

<Ulfgar> <ah :P>

<Uther> < a ja??>

<Corvin> Odwracam się i chcę, by jego łańcuch [korbacza] zawiązał się wokoło mojego miecza. Potem

szarpnę i uderzę rękawicą w twarz...

<P_aul> Uther - udalo ci sie pokonac jednego goblina, miecz innego znalazl droge do twego ciala miedzy

blahami, nie czujesz jednak bolu...

<P_aul> <Holy - ty chcesz umrzec?>

<Uther> Próbuje zabić zaskoczonego tym niespodziewanym zjawiskiem Goblina

<Corvin> <Bronię się. Nic więcej...>

<Corvin> <Nie moja wina, że ktoś atakuje jak leming...>

<P_aul> Taren - jeden z walczacych zauwazyl cie i ruszyl w twoim kierunku. Jest dobry, ale z

zaskoczeniem stwierdzasz, ze ostatnie kilka potyczek wyraznie zwiekszylo i twoje umiejetnosci...

<Uther> <P_aul, nie gadaj tylko odpisuj>

<Ulfgar> Nie chcąc zabijać mojego oponenta od razu, gdy dobiegam do niego pochylam się i uderzam

korbaczem w nogi.

<Uther> <szkoda, że tylko jego>

<P_aul> Uther - pozbawiles glowy kolejnego goblina, poczules potezne uderzenie w blahy twej zbroi.

Jakos trudno zachowac ci rownowage...

<Ulfgar> <P_aul- blacha>

<Ulfgar> <a nie blaha :P>

<Deathsinger> Powoli kieruje sie w strone czlowieka z mieczem. Spogladam w jego zimne oczy swymi:

przyszedles zagasic jedna ze swiec nadziei, czyz nie? Pytam sie cicho, po czym przygotowuje do

walki...

<Uther> - Co do diabła? - odwracam się i kopię kolejnego oponenta w szczękę żelaznym buciorem

<Taren> Paruję udeżenie miecza trzymając obiema rękami laskę. następnie błyskawicznym ruchem usiłuję

podciąć mu nogi, a później pszyszpilić do ziemi ostrym końcem

<Ulfgar> <Death, ja już z nim walczę....>

<P_aul> Ulfgar - lancuch owinal sie wokol miecza. Potem zobaczyles zblizajaca sie szybk ozelazna

rekawice... i ciemnosc

<Corvin> <Do mnie mówisz?>

<Uther> <DONG!>

<Corvin> <A, no tak... Co za niefortunne...>

<Taren> <żeby tradycji stało sie za dość...>

<Deathsinger> <wlasnie na to czekalem... Deathsinger mowi do Corvina rzecz jasna>

<Ulfgar> <Ja oczywiście musiałem stracić przytomność... dziękuje ci, o #####!!!# Gm'ie>

<Uther> <proponuje wprowadzić kolekowanie>

<Corvin> - O czym mówisz? - pytam spokojnie modlącego się.

<Uther> <kolejkowanie>

<Corvin> <To była chyba obraza...>

<P_aul> Uther - Uniosles noge do kopniecia, ale nagle bol w drugiej spowodowal, ze sie przewrociles.

Gobliny stoja nad toba, gotowe zadac ostateczny cios...

<Uther> <skąd wiesz? Może komplement :D>

<Deathsinger> <po prostu walczysz malo finezyjnie i nie bierzesz pod uwage roznicy klas postaci... taki

Upadly Paladyn ma raczej wiecej sily niz zaklinacz, a i ped ciala na Twoja niekorzysc>

<Corvin> <Komplementów się nie cenzuruje. Chyba...>

<Uther> Próbuję się odturlać na bok, aby uniknąć ciosów

<P_aul> Taren - wykonczyles szybko swego przeciwnika i zauwazasz, ze Uther ma powazne klopoty. Spod

jego zbroi wyplywa struga krwi, jest tez ranny w noge. Upadl, a gobliny szukaja wlasnie jakiejs

szczeliny, by z nim skonczyc

<Uther> Jednocześnie mieczem tnę całe towarzstwo po nogach

<Taren> podbiegam i odważnie atakuję, robiąc wypady na przemian oboma końcami laski

<Ulfgar> <chciałem powiedzieć- o wielki i dobrotliwy GM'ie>

<Corvin> <Jak to jest... być szprotką w konserwie nad którą ukazuje się widelec?>

<Deathsinger> - Dlaczego walczycie w tym swietym miejscu? Dlaczego przynosicie ciemnosc, miejscu, gdzie

wciaz dociera blask swiatla - pytam sie cicho, wciaz przygotowany do odparcia ataku...

<Taren> <pamiętacie jak walczy się podwójnym mieczem świetlnym? :)>

<Corvin> - Zabawne... - uśmiecham się. - To wy zaatakowaliście...

<P_aul> Uther - poruszasz sie wolno, jak w gestym syropie. Unikasz ciosu, ale nie masz sily podniesc

miecza...

<Uther> <a ja?>

<Uther> <fajnie...>

<Uther> Odmawiam ostatnią modlitwę do Helma, licząc na jakąś ingerencję...

* Uther zdycha

<P_aul> Taren - rzuciles sie miedzy gobliny i atakujesz je z furia. Po chwili poczules bol w boku, gdy

jeden z nich cie trafil. Nie przejmujesz sie tym, zadajesz kolejny cios... sparowany. Czujesz, ze

inny gobli nzranil cie w reke...

<Corvin> <Bo wykraczesz...>

<Deathsinger> - moi towarzysze zostali zaatakowani przez Twych sprzymierzencow wiele dni wczesniej...

niemal zabici... a nie dalej jak ostatniego wieczora ujrzelismy na wlasne oczy czego pragna owe

gobliny - odpowiadam smutno...

<Taren> <a Rój, który przywołałem na początku?>

<Uther> Krew sączy się z otwartych ran. Potrzebuję leczenia albo nic już mi nie pomoże.

<P_aul> <Roj moze naraz rozpraszavc jednego, a zostaly jeszcze trzy...>

<Corvin> - To nie są moi towarzysze... - odpowiadam przyciszonym głosem. - Coś jeszcze?

<Uther> <mav - pomścij nas i zabij chociaż Holy'ego>

<Corvin> <Zamknij się...>

<Taren> Staram się raczej parować ciosy, i odgrodzić sobą gobliny od rannego paladyna

<Uther> <ojoj już się boję!>

<Corvin> <Wiem... Umierasz...>

<P_aul> Uther - z twych ust plynie cicha modlitwa. Masz andzieje, ze Helm uleczy twe rany, jestes

jednak zbyt slaby by wypowiadac wlasciwe slowa... Powoli twe oczy przeslania czerwona mgla

<Corvin> - Starczy! - mówię głośno, by wszyscy usłyszeli.

<Uther> - Druidzie... - mówienie zaczyna sprawiać mi trudność - Podaj mi... Miksturę leczniczą....

<P_aul> <Taren - pamietasz jeszcze o polimorfii?>

<Uther> <i o tym że leczy rany?>

<P_aul> Corvin - gobliny sie nie rpzejely, nadal z furia atakuja druida

* Corvin wzrusza ramionami

<Taren> <pamiętam, ale zawsze staram się zachowywać wzystkie atuty na ostatnią chwilę>

<Ulfgar> <i o tym że przebudzasz zemdlałych>

<Corvin> Zaczynam atakować gobliny...

<Taren> <ską ja ci wezmę miksturę? mam tylko kij i szatę>

<Deathsinger> - Przybyles tu z nimi, czy szukasz tego co oni? czy chcesz odebrac temu swiatu jedna ze

swiec nadziei? przebic jej serce - pytam z wolna, wciaz trzymajac bron w pogotowiu...

<P_aul> Taren - okrzyk na chwile wytracil cie z rwonowagi, przez co otrzymales kolejna gleboka rane

<Uther> - Cza... - nie mogę wypowiedzieć nic więcej, powoli odchodzę z tego świata

<Corvin> - Zamknij się. I walcz... To chyba potrafisz? - pytam zmierzając w stronę jakiegoś

pojedyńczego goblina...

* Uther gasi swiece

<P_aul> Corvin - nie zwazajac na mezczyzne z kosa rzuciles sie na gobliny. Te byly tak zaskoczone twoim

atakiem ,ze od razu zabiles jednego.

<Taren> Wykonuję szeroki wymach kijem, aby zyskać chociaż pół metra przestrzeni, a następnie

przemieniam się w brunatmnego niedźwiedzia

<Corvin> Staram się zadawać najboleśniejsze i najokropniejsze rany... Tak, by złamać morale reszty...

<P_aul> Taren - nieoczekiwanie przybysz ruszyl ci z pomoca. Przerwales zaklecie w polowie wyopwiadania

i przebiles drugiego goblina swym kijem

<Uther> <yc goblinów jest chyba setka>

<Taren> <dzięki>

<Corvin> <Ciiicho... Walcz albo choć giń z honorem...>

<P_aul> <ostal sie jeden, zajety opedzaniem sie od roju>

<Deathsinger> kieruje sie w strone goblinow z przygotowana kosa: - lurue... opiekunko radosci, zeslij

na nas swa laske... Kelemvorze... wladco umarlych... sedzio potepionych... daj sile nam, ktorzy juz

odchodzimy...

<Uther> <sam się zamknij bo to nie twój folwark>

<Taren> odwracam się w stronę paladyna, i zaczynam wymawiać słowa zaklęcia leczącego

<P_aul> Deathsinger - zostal jeden przeciwnik, zajety pszczolami druida... Jednym ruchem zdekapitowales

go.

<Corvin> - Niepotrzebnie... - kręcę głową i zaczynam szukać konających...

<Uther> <może ktoś by się zajął moim truchłem?>

<Ulfgar> <i zemdlałych>

<P_aul> Uther - widzisz przed soba jakas postac. Slowa... "Twoj czas jeszcze nie nadszedl, a gdy

nadejdzie zostaniesz sprawiedliwie osadzony".

<Deathsinger> szept rozdzierajacy cisze: - spoczywja w pokoju... blysk stali, swist przecinanego

powietrza, odpadajaca glowa i cialo padajace w kaluze krwi

<Uther> <Dzięki ci Boże!>

<Corvin> <Wiem, co byś rzekł, gdyby jednak nadszedł...>

<Uther> <bo się pofatyguje do sąsiedniego pokoju...>

<Corvin> <Ork... - odwraca się z pogardą.>

<P_aul> Taren - slaniasz sie na nogach, jednak udaje ci sie wypowiedziec slowa zaklecia. Wydaje sie, ze

paladyn resztkami sil trzyma sie zycia, a twoja magia przybyla akurat na czas, by go uratowac

<Uther> <CO się ze mną dzieje? Bo nie wiem czy mogę wstać, czy jestem ledwo żywy>

<Deathsinger> <a tak z czystej ciekawosci - czy to byla ta Moc, o ktorej mysle, czy tez Helm czy ktos w

tym stylu?>

<P_aul> TTrzeba jednak rozkuc go z blah i opatrzyc rany tradycyjnymi metodami

<Ulfgar> <BLACH!!>

<Ulfgar> <groar<

<Uther> <zboki!>

<Corvin> <Ciesz się, że żyjesz...>

<Taren> <ma ktoś młot i obcęgi?>

<Uther> <albo chociaż dłuto?>

<P_aul> Ulfgar - powoli odzyskujesz prZytomnosc. Jakos czesto zdazaja ci sie nokauty ostatnimi czasy.

Moze czas przemyslec strategie, bo wojownikiem to ty raczej nie jestes...

<Taren> <XD>

<Ulfgar> <hyh :D>

<Ulfgar> <to juz jest bardziej tradycja, niz przypadek>

<Taren> Ostrożnie zdejmuję paladynowi hełm

<Corvin> <A co z moimi poszukiwaniami?>

<Taren> <nosisz hełm, prawda?>

<P_aul> <to bardzo proste - czarodzieje trzymaja sie zdala od pola walki, dzieki czemu nie dostaja po

glowie...>

<Deathsinger> przyklekam obok paladyna, powoli pomagajac sobie sztyletem probuje rozpiac paski

podtrzymujace blachy go oslaniajace... podaje jedna z swych sakw druidowi mowiac: - powinny byc w

niej opatrunki, moze nawet jakas mikstura leczaca.

<P_aul> Corvin - wszystkie gobliny sa juz martwe

<Uther> <yepp>

<Taren> <przypomina misię historia o jednym magu, który zawsze chciał walczyć w pierwszym szeregu z

halabardą...>

* Corvin Kręci głową z uśmiechem.

<Deathsinger> ,w jaki sposob umarl?>

<Uther> <zdekapitował go dużej postury ogr>

<Corvin> - Nie powinieneś był go zabijać - mówię do człowieka z kosą. Przyglądam się ich staraniom

oparty o jakieś drzewo.

<Taren> <ten mag?, Umierał parę razy, bo gracz z uporem maniaka zawsze robił to samo>

<Ulfgar> <:P>

<Ulfgar> <kto to był>

<Ulfgar> <?>

<Corvin> <Ktoś na "U"?>

<Taren> <nie wiem, czytałem w kfiatkach z sesji>

<Ulfgar> <nie, to nie ja hahah>

<Corvin> <Ale pasowałbyś...>

<Ulfgar> <wiem...>

<Deathsinger> <ale przynajmniej chcial grac klimatyczna i nietypowa postacia... niezbyt sensowne, ale

klimatyczne... chyba>

<Uther> <może przyśpieszylibyśmy proces mojego leczenia?>

<Corvin> <Miejsce dla takich nie jest po tej stronie grobu...>

<Taren> zaglądam do sakwy

<Deathsinger> <jak tam z moimi probami rozkonserwowania paladyna?>

<Taren> <co jest w środku?>

<P_aul> Taren - zakrecilo ci sie w glowie i padles na ziemie obok paladyna

<Taren> <LOL>

<Ulfgar> <noob?>

<Corvin> <Chyba zmęczenie...>

<Ulfgar> <saluto alcocholiko>

<Taren> <i te rany, które dostałem od goblinów

<Taren> >

<Uther> <P_aul zniknął>

<Deathsinger> <Paul... czy to byla jakas sugestia odnosnie mnie, czy jak?>

<Corvin> <Nie. Śmieje się z nas i zapluwa monitor piwem. As always...>

<Taren> <zprowadził wszystkich do parteru i poszedł :)>

<Uther> <zawołajcie mnie przez gg jak zostanę już opatrzony>

<Corvin> <A ty nie zwróciłeś uwagi na moje słowa...>

<P_aul> Deathsinger - zdjales blahy z paladyna. Rana jest paskudna, gdyby nie zaklecie leczace

zaaplikowane przez druida Uther bylby martwy. Nagle Taren padl na ziemie. Tez pare razy oberwal i

chyba teraz dodatkowy wysilek zwalil go z nog

<Ulfgar> <taa.. :P>

<Ulfgar> <BLACHY!!!!>

<Ulfgar> <#!#@#@!>

<P_aul> <;p>

<Corvin> <Kick?>

<P_aul> <nie, przyzwyczailem sie...>

<Corvin> <To groźne przyzwyczajenie...>

<Uther> <sam sie kicknij holy>

<P_aul> <po prstu nie zwracam uwagi...>

<Corvin> <Jak chcesz...>

<Deathsinger> podnosze swoja sakwe, po czym wyjmuje z niej opatrunki, ziola... przeszukuje ja dalej

probujac sobie przypomniec czy zostaly mi jeszcze jakies mikstury leczace... w miedzyczasie zwracam

sie do tajemniczego wojownika: - gdy skoncze ich opatrywac bedzie trzeba wyniesc ciala goblinow poza

obreb kregu. Nie chce by zanieczyszczaly aure tego swietego miejsca.

<Uther> <pospieszcie sie lepiej>

<Corvin> - Co to za miejsce? - pytam spokojnie. - Martwi to martwi i natura przyjmie ich do ziemi...

Prawda? Patrzę znacząco na druida.

<Taren> <nie marudź, tylko rozkoszuj się chwilą spokoju>

<P_aul> Ulfgar - widzisz, ze dwoch twoich towazyszy jest ciezko rannych, moglbys pomoc w opatrywaniu

<Taren> <nie patrz tak na mnie, przeciez ci nie odpowiem>

<Corvin> <Wiem. O to chodzi...>

<Taren> <aha>

<Ulfgar> Podchodze do Druida. Klękając nad nim wykonuję gest potrzebny do wykonania czaru leczenia, i

wymawiam inktację.

<P_aul> <oz k**** teraz przegiales! Tylko kaplani paladyni lowcy i druidzi maja leczenie!!!>

<Corvin> <P_aul wpadł w szał... Niedobrze...>

<P_aul> <czarodzieje co najwyzej moga uzywac przedmiotow z czarem leczenia...>

<Deathsinger> - dawniej byl to swiety krag druidow, miejsce, gdzie podobno niegdys zbieraly sie

jednorozce... teraz... wuglada na opuszczony - mowie cicho wciaz szukajac mikstur, w miedzyczasie

wyjmuje mozdzierz i tluczek by przygotowac z ziol papke. Zwracam sie do Ulfgara: - masz moze czysta

wode?

<Taren> <zaraz Ulfgara trafi piorun z jasnego nieba>

<Ulfgar> <szit :P>

<Deathsinger> <taaa... i ja tu podobno OWNUJE wszystko wokolo... jasne...>

<Ulfgar> <faktycznie...>

<Taren> <tradycyjny sposób MG na niesfornych graczy>

<P_aul> przytomni - na srodku polany pojawilo sie jasne swiatlo, ktore uformowalo sie w portal

<P_aul> <Mav - co dziwne jestes jedynym, ktory nie otrzymal jeszcze powaznych ran... :D>

<P_aul> <naprawi sie przy njablizszej okazji ;]>

<Ulfgar> <ja tylko zemdlałem..>

<Corvin> Trzymam ręce w okolicy rękojeści...

<Corvin> <A Face?>

<P_aul> <Face wlasnie przed chwila umieral...>

<P_aul> <nawet Holy'emu juz zafundowalem czerwona mgle przed oczami...>

<Corvin> <Ale jest przytomny?>

<P_aul> <nie>

<Deathsinger> <bo ja gram sensownie i ide na przeciwnikow gdy Ci juz sa zajeci kims innym...k westia

taktyki, ale dzieki za obietnice... tylko postaraj sie mnie trzymac przy przytomnosci dopoki nie

zalatwimy drakolicza?>

<P_aul> Z portalu wylonila sie postac

<P_aul> Stary mag o jasnych oczach

<Ulfgar> Zdziwiony dymem, który pojawił się z nieba przeszkadzając mi rzucić zaklęcie leczenia,

pomagam w tradycyjny sposób opatrywać druida...

<P_aul> Deathsinger - widziales sie zNim dotad tylko raz, ale i tak natychmiast rozpoznales

<P_aul> - Witaj Piewco, czy znalazles to, czego szukales? - zapytal Elminster

<Deathsinger> spogladam z niepokojem na tajemnicza postac, powstaje powoli usmiechajac sie smutno: -

Witaj!

<P_aul> - To twoi przyjaciele, czy wrogowie? - spytal gdy dostrzegl nieprzytomnych

<Deathsinger> wyciagam spod koszuli Serce Shalindral: tak, lecz niemal calkowicie stracilo swa moc...

zbyt dlugo bylo uwiezione w miejscu pozbawionym nadziei... z czasem ja odzyska, lecz wtedy bedzie

zbyt pozno... szukalismy tutaj iskry dobra i nadziei, lecz opuscily ono to miejsce...

<Uther> <a gdzie Volo?>

<Corvin> Skupiam wzrok na przedmiocie, które kosiarz nazwał "sercem"...

<P_aul> <jeden wielki mag naraz zupelnie spokojnie wystarcz...>

<Deathsinger> spogladam w strone paladyna lezacego na ziemi i krwawiacego ze swych ran, przyklekam przy

nim i zaczynam ugniatac ziola w mozdzierzu mowiac cicho: - nie nazwalbym ich przyjaciolmi, lecz nie

sa wrogami... raczej towarzyszami w niedoli i znoju tego mrocznego swiata i bracmi w broni...

<P_aul> - rozumiem - szepnal czarodziej, po czym wypowiedzial jakies slowo. Jeden z pierscieni na jego

palcach rozjarzyl sie blekitem i jasna aura otoczyla Tarena i Uthera. Ich rany natychmiast sie

zagoily i zaczeli odzyskiwac przytomnosc

<P_aul> - A co do serca... wizja powiedziala mi, ze spotkamy sie wlasnie tutaj. I ze bedziesz

potrzebowal mojej pomocy. - Elminster siegnal za pazuche i wyjal nieduza fiolke. - To Lzy Aniolow.

Potezny, swiety plyn. Wiesz, co z nim zrobic.

<Corvin> Na słowo "Aniołów" zamyślam się.

<Deathsinger> - dziekuje - mowie cicho - im wiecej nas pozostaje przy zyciu tym wieksze sa nasze

szanse. Biore od Poteznego Maga artefakt...

<Taren> Powoli wraca mi świadomośc. Przez chwilę nie jestem pewien, co się dzieje. Ostrożnie siadam na

trawie

<Deathsinger> <jak mniemam mam nim polac serce Shalindral?>

<Uther> - Nigdy więcej... - mówię do siebie - Myślałem, że już po mnie

<Taren> Przywołuję do siebie Rój

<P_aul> - Wiesz Peiwco, czemu nie moge ci otwarcie pomoc. Sily, z ktorymi ja walcze na codzien

chcialyby zdobyc Serce Shalindral, choc dla nich bylaby to jedna z wielu zabawek. Jezeli otwarcie

stane po twej stronie, przeciw tobie stana sily, ktore zetra cie na prch nim sie obejrzysz.

Przysiegam jednak, ze ktos bedzie czuwal.

<Corvin> - Skąd ja to znam...

<Deathsinger> - rozumiem i dziekuje... juz i tak udzieliles nam wielkiej pomocy, Elminsterze... lecz

moze pewnego dnia dane nam bedzie walczyc ramie w ramie i zakonczyc ciemnosci okrywajace ow swiat...

<Uther> - Dziękujemy chociaż za tę część pomocy, o wielki - zwracam się z naeż

<Uther> należym szacunkiem do maga

* Corvin wzrusza ramionami

<P_aul> Elminster usmiechnal sie - Dobrze wiesz, ze dobro i zlo beda istnialy tak dlugo, jak dlugo zyja

ludzie gotowi walczyc tak za jedno jak i za drugie... - Po tych slowach Mag wszedl spowrotem do

portalu

<Corvin> Dobro i zło. Znowu te nic nieznaczące terminy... Znowu to puste gadanie... Durnie...

<Taren> Ostatecznie rozbudzony rozglądam się dookoła po czy pytam - Coś mnie omineło?

<Taren> <*czym>

<Deathsinger> - zlo rodzi sie, gdy braknie nadziei... pewnego dnia ktos przywroci nadzieje temu swiatu,

choc byc moze bedzie to ostatni z dni - odpowiadam cicho... mag znika... spogladam na fiolke w mych

dloniach... lzy istoty czystej i nieskalanej... bedacej avatarem dobra... coz innego moglo by byc

wieksza pomoca...

<Corvin> - Przestań. Nie mów o nadziei...

<Deathsinger> <i teraz pytanie - mam to wylac na serce powoli, czy tez wylac na ziemie i polozyc na tej

ziemi serce, czy tez wypic i wziac serce do reki i tak je naladowac... jakby co to obstawiam to

pierwsze>

<P_aul> <pierwsze wystarczy ;)>

<Taren> <ja bym wlał do miski i zanużył serce na kilka chwil>

<Corvin> <Nie powiem... Fajnie się gra...>

<P_aul> <sarkazm?>

<P_aul> <czy tez rzeczywiscie ci sie podoba?>

<Corvin> <Naprawdę jest nieźle... Szkoda tylko, że nie znalazłem żadnego konającego...>

<Ulfgar> <nie, fajnie się gra>

<Corvin> <Ale ufam, że w niedalekiej przyszłości mi kogoś podstawisz?>

<Uther> W końcu udaje mi się z powrotem przyodziać w zbroję. Zauważam dziwnego osobnika, który był

razem z Goblinami: - Uważajcie na niego. Wzrok mnie nie mamił. On byłrazem z tymi maszkarami.

<Deathsinger> klade serce na dloni po czym powoli przechylajac butle ostroznie wylewam na nie lzy

aniolow... kropla po kropli... lza po lzie... odmawiajac modlitwy do wszelkich dobrych bogow,

odmawiajac inkantacje do Shalindral obserwuje jak medalion pochlania lzy, lecz nic sie nie dzieje,

tylko po to by po chwili...

<Taren> Wstaję powoli, podpierając się na gładkim już kiju

-

* Free_Frag_CS has joined #sesja_rpg

-

<Corvin> - Zbyt szybko chwytasz za miecz, wojowniku. Kiedyś cię to zgubi...

-

* Free_Frag_CS is now known as Free_Frag

-

<Deathsinger> <Paul - teraz Twoja kolej - Lzy i modlitwa dzialaja, czy tez artefakt pozostaje martwy?>

<P_aul> Wszyscy poczuliscie gwaltowne uderzenie czystej Mocy. Serce zaczelo pulsowac energia. Wszyscy

czujecie cos w rodzaju... radosci i nadziei

-

* Karczmarz sets mode: +h Free_Frag

-

<P_aul> <FF - sesja jest, prosze o nieprzeszkadzanie!>

<Corvin> <WSZYSCY?>

<Free_Frag> <ups...>

<Ulfgar> <:)>

<Taren> <niestety, ty też musisz to przecierpieć>

<Corvin> <Ciiicho...>

<Taren> <XD>

<Corvin> <P_aulowi mogło się tak tylko napisać...>

<P_aul> <nie, ty tez to czujesz Holy...>

<P_aul> <to bardzo potezny artefakt...>

<Corvin> <Indeed...>

<Corvin> <Jak długo trwa efekt?>

<Deathsinger> padam na kolana i obserwuje jak medalion sie otwiera, bije od niego jasne blekitne

swiatlo, cieplo i niewyslowiona symfonia zycia... nadzieja... ciala lezacych wokol goblinow pokrywaja

rozkwitajace bluszcze, a wokol wyrastaja kwiaty... zycie... nadzieja... piekno... dzikie cienie

szalejace na skraju polany uspokajaja sie i podchodza powoli do artefaktu by zostac odeslane w

rozkwicie swiatla do innego miejsca... lepszego miejsca...

<Taren> Oglądam niesamowite przedstawienie, nie będąc pewnym, czy nadal nie śnię>

<Taren> <bez nawiasu>

<Corvin> <A ja ponawiam pytanie...>

<Uther> - Nasze zadanie skończone. Spieszmy teraz pomóc moim braciom w bitwie. - mówię w kierunku

wniebowziętego Piewcy

<P_aul> Po chwili wybuch mocy minal, jednak kazdy z was wyczuwa sile bijaca z Serca

<Corvin> <Niech zgadnę - trwa do momentu, kiedy zbytnio się oddalimy?>

<P_aul> <juz nie czujesz uniesienia Holy, przestan marudzic...>

<Corvin> <Pytałem ze względów odgrywania...>

<Deathsinger> przez chwile wydaje mi sie, ze widze radosna tancerke otoczona blaskiem swiatla...

mgnienie oka... zbyt krotko by zorientowac sie czy to byl tylko wytwor mego umysu... nagle wszystko

ustaje, a ja ze zdziwieniem spogladam na oczyszczony krag... nadzieja... wciaz czujac silne

pulsowanie medalionu chowam go pod swa koszula... czuje jego cieplo, jego bicie zlewa sie z biciem

mego serca...

<Corvin> Ogarnia mnie jakiś dziwne, dawno zapomniane uczucie... Przyszło i minęło. Jak zwykle...

<Taren> Oczarowany zwracam się do Piewcy - Jak tego dokonałeś?

<Taren> <nie widziałem, jak mag dawał ci fiolkę>

<Ulfgar> -Dokładnie-zwracam sie do moich towarzyszy-Czas zdecydowanie nie jest po naszej stronie.W

każdej chwili drakolicz zyskuje siły. On nie może się przebudzić!!!

<Deathsinger> - to nie ja... to swieca nadziei, ktora rozprasza wszelki mrok... jedna z wielu, lecz

kazda rownie unikalna co inne... swiece rozpraszajace ciemnosci, by nigdy nie zapadla na wieki noc...

- odpowiadam z pokora druidowi...

<Uther> <nie rozumiem troche tej sesji>

<Corvin> - Ja spytam nieco inaczej; skąd to masz? - pytam bladolicego.

<Uther> <idziemy w poszukiwaniu jednorozca a znajdujemy Elminstera...>

<Corvin> <Musi być zwrot akcji... Poza tym... co w tym złego?>

<Deathsinger> - Elminster dal mi lzy aniolow, ktore przebudzily moc serca - odpowiadam druidowi

orientujac sie, ze o ta odpowiedz mu wlasnie chodzilo...

<Deathsinger> - serce otrzymalem od jednego z dawnych towarzyszy broni, w zamian za przywrocenie go

temu swiatu - odpowiadam powoli tajemniczemu wojownikowi...

<Taren> Nie do końca rozumiem, co masz na myśli, jednak i tak cieszę, iż nasza wyprawa osiągnęła

zamieżony efekt

<Taren> <powiedziałem to>

<Corvin> - Jak się nazywał?

<Deathsinger> - nigdy nie poznalem jego imienia... walczylismy ramie w ramie, lecz nasze imiona byly

nam nieznane - odpowiadam ostroznie...

<Corvin> - Kłamiesz albo mówisz prawdę... - wzruszam ramionami. - Po co ci to? - wskazuję przedmiot.

<Uther> - Nie traćmy czasu na czcze pogaduszki. W tej chwili drakolicz może właśnie masakrować

Thorbranda i jego paladynów.

<Deathsinger> - tak jak istnieje artefakt nadziei, tak i istnieje bron ciemnosci, wykuta przez samego

Velsharoona, bron, ktora usmierca nie tylko cialo, lecz odbiera dusze swej ofiary i wiezi ja w sobie

by zdobyc jeszcze wieksza moc. Bron wykuta niegdys przez samego Velsharoona, dzis ozywiona i

przynoszaca smierc niewinnym... bron ciemnosci, ktora ciemnosc moze rozjasnic swieca nadziei. Bron

przebijajaca serca, ktora mozna rozbic czystym sercem...

* Corvin krzywi się

<Corvin> - Czyste serce? Nadzieja? Dobro? Zło?

-

* futrzanostopa has joined #sesja_rpg

-

<Corvin> - Wszystko co miałem i wszystko co kochałem umarło dawno temu. Rozsypało się w proch na moich

oczach, trzymałem to własnymi dłońmi... Nie mów mi o nadziei...

<Corvin> - Nie mów o największym i najgorszym kłamstwie jakie kiedykolwiek powstało...

<Corvin> - Iluzji, która jest udziałem głupców i słabeuszy...

<Deathsinger> - wszystko co ja mialem i co kochalem zostalo odebrane mi jednej nocy przez Duszozerce...

uwiezione na wieki w jego stali... odebrane wraz z mym wlasnym jestestwem... i nie pozostalo mi

nic... oprocz tej nadziei - odpowiadam spokojnie.

<P_aul> <bleh... nie mam w poblizu zadnego NPCa, by was wreszcie ruszyc...>

<Corvin> - Nadzieja to ułuda. Może kiedyś się o tym przekonasz... Ja już to wiem...

<Ulfgar> <kurde, wyruszajmy juz>

<Taren> <czeka nas teraz pól godziny filozoficznych dysput na temat nadziei?>

<Corvin> <Nie znacie się...>

<Deathsinger> - nadzieja to swiatlo... dopiero wyrzekajac sie go zostajesz naprawde samemu.

<P_aul> <to najlepsze w tych sesjach... pamietacie szefa ufokow? :D>

<Taren> <po prostu nam się nudzi.>

<Corvin> - Zawsze byłem sam... To mnie nie nowina...

<Taren> <chyba mnie wtedy nie było...>

<P_aul> <albo potem szefa "sojusznikow"?>

<Ulfgar> <koniec rozmowy>

<Taren> <chciał byś>

<Corvin> <Ja pamiętam oficera...>

<P_aul> <no wlasnie, oficera...>

<P_aul> <jak im tam bylo?>

<P_aul> <zaraz lookne w logi ;)>

<Corvin> - Ale wracając do sprawy; pomogę wam, a wy pomożecie mnie. Jak będzie?

<Uther> <może mnie posłuchacie i przestaniecie marnować czas?>

<Taren> - a w czym mamy ci pomuc?

<Corvin> <O to tu chodzi, bracie, o interakcję...>

<P_aul> <ach tak, Tersowie :D>

<Corvin> - Jest pewien człowiek, który chce tego serca... Pójdziecie ze mną i pomożecie mi wysłać go do

Otchłani?

<Deathsinger> - nie ufam Ci, lecz nie pozostawiono nam wyboru... czas ucieka - odpowiadam spokojnie...

-

* ^POLY^ has joined #sesja_rpg

-

<P_aul> <oficer Tersow, z ktorym klociliscie sie o niesmiertelnosc :D>

<Uther> - Nie ufajmy mu - szepczę do Piewcy - Może ta "pomoc" i atak Goblinów była mu potrzebna żeby

zdobyć nasze zaufanie...

<Corvin> <Mava wtedy nie było...>

<P_aul> <Mava nie, ale Janek byl na pewno ;)>

<Corvin> - I ja wam nie wierzę... Ale sam nie dam rady...

<Taren> <Wielka kosmiczna kampania?>

<Corvin> <Odyseja Kosmiczna>

<P_aul> <a potem Sojusznicy mieli takiego staruszka, ktorego przekonywaliscie, zeby zaczal walczyc z

TErsami ;)>

<Corvin> <A pamiętasz dzieciaka?>

<Ulfgar> Według mnie nadzieja to coś, co wspomaga nas do dalszego działania, coś co daje nam siłę gdy

tak bardzo jej potrzebujemy...Jednak nadzieja to nie wszystko, to tylko początek. Nadzieka musi być

odpowiednio wykorzystana przemyślanymi czynami. W tej chwili drakolicz zbiera siły i być może zjada

trupa sir Thorbranda. Lepiej dmuchać na zimne, więc wyruszajmy póki mamy jeszcze po co!

<Taren> <aa, przypominam sobie>

-

* P_aul sets mode: +o futrzanostopa

-

<Corvin> - I to mówi człowiek, który rzuca się w wir walki bez wahania? Interesujące...

<Uther> - Nadzieja jest matką głupich, magiku. Lepiej polegać na sobie i na BOgach

<Corvin> - Tylko na sobie... - prostuję.

<Taren> <pięknie..>

<Taren> <teraz to do wieczora nie ruszymy>

<Corvin> <A już jest wieczór? Nie?>

<Deathsinger> - a wiec dobrze... kazdy, kto pragnie zagasic swiece najpierw bedzie musial zagasic me

wlasne swiatlo - odpowiadam tajemniczo, wciaz majac w pamieci blizny zdobiace me cialo...

<Uther> - Odejdź, Wygnańcu. Hańbisz to w co kiedyś wierzyłeś.

<P_aul> <dobra, ide se wziasc cos do picia, wy dokonczcie dyspute ;)>

<Taren> <ja też na chwilę znikam>

<Corvin> <Skąd on wie, co?>

<Ulfgar> <tylko nie opluj piwem monitora....znowu>

<Corvin> <Aż tak widać Upadłego Inkwizytora?>

<Corvin> - Świece? Jakie świece? - pytam zdziwiony.

<Uther> - Nie dziw się. Poznałem to po twoim orężu. Sposób walki. Widziałem jak powaliłeś Ulfgara.

<Deathsinger> <wiesz... poglady... te sprawy... wyzszy kontakt z bostwami... w koncu twe zachowanie...

no i pewnie wyglad charakterystyczny... sposob mowienia... trzykropki... te sprawy...>

<P_aul> <jest paladynem. Wyczuwa twoj Grzech>

<P_aul> <rotfl>

<Corvin> <Grzech nie-bycia praworządnym?>

<Deathsinger> <a... sorry, trzykropki to akurat ja jestem>

<Corvin> <Jaki "wyższy kontakt z bóstwami"?>

<Corvin> <Ale co do trzykropków - masz rację... Heh...>

<P_aul> <inkwizycja nie ma sensu bez boga...>

<Deathsinger> <no przeciez te sluby czystosci i wieczystego dziewictwa po cos chyba sa, nie?>

<Corvin> <Aż tak widać, ze jestem inkwizytorem?>

<Uther> - Gdybyś był prawdziwym paladynem nie mówiłbyś takich rzeczy.

<Uther> - To takie jego brednie, przyzwyczajaj się...

<Uther> <wal się mav>

<P_aul> <jak juz mowilem inny paladyn moze to wyczuc, tak samo jak wyczuwa zlo...>

<Corvin> <Ale ja nie jestem "zły"...>

<Corvin> <Nieważne...>

<P_aul> <och, oczywiscie ze nie>

<Taren> <ale sprawiasz takie wrażenie>

<Ulfgar> <ej paul, wymyśl no coś co zmotywuje naszych dwóch dysputantów do wymarszu...>

<P_aul> <ok>

<Corvin> - Oczywiście... "Błogosławiony umysł zbyt ciasny, by wątpić"...

<Taren> <może mała błyskawica? XD>

<Corvin> - Spełniasz te warunki, muszę przyznać...

<P_aul> Taren - jaskolka podleciala do ciebie i usiadla na twoim ramieniu

<Uther> <śluby czystości i wiecznego dziedzictwa? chyba cię pogięło?>

<P_aul> "Nadchodza!" - poznales glos Mistrza Kregu

<Taren> nawiązuje z nią kontakt przeczuwając, że ma mi coś do przekazania

<Deathsinger> <slonce Ty moje... tam pisze "dziewictwa">

<Uther> <Keledorn miał przecież rodzinę>

<Corvin> <Ech... A ten... tylko "akcja, akcja i akcja", a sam kończy pod czyjąś pięścią, bo najpierw

działa, a potem myśli...>

<Taren> - Szybko! musimy ruszać!

<Ulfgar> <no jasne :P>

<Ulfgar> <hurra!>

<Deathsinger> <Keldorn... poza tym to, ze mial rodzine, nie znaczy, ze nie byl dziewica... pamietasz,

ze zona go zdradzala?>

<Uther> <przejezyczyłem się palancie>

<Taren> <a tak właściwie to nadchodzą paladyni, czy gobliny?>

<P_aul> <hej, bez takich -_->

<Corvin> <Dziewicą może być chyba tylko kobieta, prawda?>

<Corvin> <Ale ja się nie znam... jak zwykle...>

<Deathsinger> <Corvina - facet niestety tez... tez mi przykro z tego powodu>

<P_aul> <dosc, nie wiem czy zauwazyliscie ale mamy na kanale... khem... dame>

<Corvin> <A niby czemu?>

<Uther> <nie będziesz ze mną pogrywał jak z Teneniel, mav>

<Corvin> <Z jakiego powodu miałoby mi być przykro, co?>

<futrzanostopa> <witam panow ;] >

<Uther> <nie moja wina że maverick cały czas się czepie i usiłuje ironizować>

<Deathsinger> <sorry Uther... w zyciu by mi nie przeszlo przez klawiature nazanie Cie "kochaniem">

<Corvin> <Witam panienkę...>

<P_aul> <jestescie zabawni, otworzscie jakis kabaret, bo zwykla nie smieje sie do rozpuku przed kompem,

a dzieki wam mam niezla radoche :D>

<Taren> <witamy, witamy...>

<Ulfgar> <yo>

<Deathsinger> <Ave! Caluje raczki>

<Taren> <tja, zakładamy trupe cyrkową>

<futrzanostopa> <zabiera raczki najszybciej jak moze>

<Ulfgar> <lets go!>

<Corvin> <Pamiętajcie o "Świętych z Bostonu"...>

<P_aul> <czy mozemy juz wrocic do gry? drakolicz czeka :)>

<Deathsinger> <no to nozki... a tak poza tym "trupa" ma cos wspolnego z trupem?>

<Uther> <ale zacząłeś już się niebezpiecznie zbliżać :>

<Uther> <sio!>

* Uther policzkuje Deathsingera

<Corvin> <Chyba tylko w mowie...>

<Uther> <Co wy z tymi świętymi?>

<Taren> <eee, chyba nie>

<Taren> <chociaż kto wie...>

<Corvin> <Dobry film, to trzeba obejrzeć, nie?>

<Uther> <shall we stop talking and lets GET GOING!>

<Ulfgar> <jasne...>

<Ulfgar> <EXACTLY>

<Uther> <nawet go nie widziałeś>

<Corvin> <Ale P_aul zarekomendował. I mówi o małpoludach. Starczy?>

<Uther> <a poza tym to ja oglądam NBA :D>

<Ulfgar> <p-aul, taren odbiera niezidentyfikowane sygnały od jaskółki

<Corvin> <Jeśli na małym masz TVP 2 to nie ma problemu...>

<Taren> <jak to niezidentyfikowane?>

<Corvin> <W przeciwnym razie masz się poddać...>

<Taren> <przecież było powiedziane że nadchodzą. problem tkwi w tym, kto...>

<Uther> <ha ha ha :D żartowniś>

<Corvin> <Och, gada bzdury. Typowe...>

<Corvin> <Jestem zupełnie poważny...>

<Taren> <a na którym on leci?>

<Taren> <i o której?>

<Corvin> <0:40 TVP 2>

<Uther> <może wrócimy do gry?>

<Ulfgar> <gazzzz>

<Ulfgar> <no właśnie

<Taren> <ok>

<futrzanostopa> <czisas, ogladalibyscie cos normalnego, jak Szklo Kontaktowe...>

<P_aul> <They should be in every major city...>

<Corvin> <Albo "Hannibal Lecter"?>

<Ulfgar> <niziołka, cicho bo zaś się rozgadają :P>

<Uther> <o mam :D>

<Corvin> <Masz TVP 2?>

<P_aul> <niziolko - bardzo polecam film>

<Taren> <to było chyba "Milczenie Owiec">

<Uther> <ale co "should be"?>

<Uther> <i o czym?>

<Corvin> <Może...>

<P_aul> <tekst ze swietych: "Wy chlopakji powinniscie byc w kazdym wiekszym miescie">

<futrzanostopa> <jaki film?>

<P_aul> <Swieci z Bostonu, dzis 0.40 program drugi telewizji polskiej>

<Taren> <chyba troche zboczyliśmy z tematu...>

<Corvin> <O czym mówię jakiś już czas...>

<futrzanostopa> <a, to to bardzo chetnie, o ile po chemii nie zasne>

<P_aul> <troche tak, czy mozecie juz isc rzeznic gobliny?>

<Ulfgar> <gdzie oni nadchodzą??>

<Corvin> <A reszta powinna nauczyć się cierpliwości...>

<Ulfgar> <raczej one?>

<futrzanostopa> <idzcie bic gobliny, bo bedzie Paulowi smutno. tak sie stara>

<Ulfgar> <cierpliwość jest gupia11>

* Ulfgar bije goblina

<Corvin> <Kto tu jest głupcem...>

<Ulfgar> <xD>

<Uther> <niziołko przykro nam, ale przeszkadzasz xD>

<Deathsinger> <nie zwracaj sie tak do Krolowej, prostaku...>

<Corvin> <Z ust mi to wyjąłeś, Mav...>

<Ulfgar> Pytam się druida- Gdzie zmierzają gobliny?

<P_aul> "Nadchodza!"

<P_aul> To najwyrazniej jedyna wiadmosc, jaka zostala "nagrana"

<Taren> Przekazuje pytanie niziołkowi

<Corvin> - Wiele wam to mówi? - pytam.

<Uther> <atak z dwóch stron!>

<Taren> <nagrana? co to, automatyczna sekretarka?>

<Corvin> <Zakodowane pewnie co ma powiedzieć...>

<P_aul> <ano ;)>

<Ulfgar> <gdzie są te gobliny??>

<Uther> - Znowu ta sama balanga? - pytam się w duchu.

<Taren> <wszędzie>

<Uther> <a my gdzie jestesmy? ciagle na klifie?>

<P_aul> <no pomyslcie choc chwile, gdzie moga nadchodzic?>

<Taren> - Musimy dostać się do obozu jak najszybciej. Najlepiej ruszajmy odrazu.

<Corvin> - "Nadchodzą"... Co może nadchodzić?

<P_aul> <wy nadal jestescie na klifie, proponuje sie pospieszyc...>

* Ulfgar wysila dwie (wszystkie) szare komórki

<Taren> <do kręgu?>

<Corvin> <Aż dwie?>

<Ulfgar> <xD>

<Uther> - Naprzód! Może uda nam się przebić - motywuje pozostałych

<Taren> <a gdzie chcesz się przebijać?>

<Deathsinger> <no... pisal przeciez, ze naprzod...>

<Corvin> - Nie chodzi wam przypadkiem o druidów?

<Uther> <do Kręgu?>

<Uther> <mieliśmy iść do paladynów>

<P_aul> Ruszyliscie w kierunku Kregu

<P_aul> <to rozwiazuje sprawe?>

* Corvin wzursza ramionami

<Deathsinger> <chyba tak>

<Uther> <a gobliny nas nie otoczyły?>

<Corvin> <Gdyby raczyli wyjaśnić sprawę to sam bym tam kazał pójść, ale oni... - macha ręką...>

<Taren> <to chyba i tak po drodze>

<P_aul> <Face - a skad ten pomysl?>

<Uther> <jesli jest ich az tyle...>

<P_aul> <to niziolek wyslal wam informacje, ze armia ruszyla... czyt o az takie trudne?>

<Uther> <ach!>

<Corvin> <Jak widać...>

<Uther> <nie mógłbyś mówić do takiego prostaka jak ja trochę jaśniej?>

<Ulfgar> <gdzie my idziemy??>

<Corvin> <Przeciera oczy...>

<Corvin> <Co powiedziałeś?>

<Deathsinger> <a takie pytanie... czy ten niziolek ma cos wspolnego z Krolowa, czy to taka zwykla

przypadkowa zbieznosc?>

<Uther> - Spieszmy do Kręgu! Bitwa tuż tuż... - oddalam się od grupy nie czekając na reakcje

<Corvin> <Nie sądziłem, że kiedykolwiek zobaczę takie słowa... No, no... Jednak cuda się zdarzają...>

<P_aul> <absolutnie przypadkowa, choc musze przyznac, ze niziolek - mistrz Kregu druidycznego moze sie

nieco z niziolaczkiem naszym kojarzyc :D>

<Ulfgar> Ruszam biegiem za paladynem

<Taren> Nieco wolniej ruszam za paladynem

<Uther> <może ma o parę "rzeczy więcej" :D>

<Corvin> Zamierzam zamykać pochód ostatni...

<P_aul> <ciezko byc pierwszym i zamykac pochod :>

<Uther> <srry, zle wcisnalem>

<Corvin> <A czy ja jestem pierwszy?>

<P_aul> <przytyk, spojrz co napisales i zastanow sie...>

<Deathsinger> Ruszam za swymmi towarzyszami... powoli i z bronia w gotowosci, wciaz czujac cieplo

rozchodzace sie po calym ciele i delikatne pulsowanie serca...

<Corvin> <Kto zamyka pochód? Ostatni, nie>

<P_aul> <exactly, to tak jak powiedziec, ze cofam sie do tylu>

<Uther> <pierwszy!!!11>

* Corvin wzrusza ramionai

<Uther> <~^>

<Corvin> Zamierzam zamykać pochód. Idę jako ostatni...

<Deathsinger> <albo "schodze na dol">

<Corvin> <Lepiej?>

<P_aul> <nie da sie cofac do przodu, nie da sie zamykac pochodu idac pierwszym, ergo to slowko

"ostatni" jest niepotrzebne i niegramatyczne. cnd>

<Uther> <ecchhh!!>

<Corvin> <Ale ja nie zamierzam iść z przodu...>

<Uther> <DO DZIEŁA!>

<Corvin> <Zamierzam być ostatni. Tyle...>

<Ulfgar> <tuptuptup>

<Uther> <dość! enough! lepiej grajmy>

<Corvin> <Co robi ostatni z grupy? Na tyłach?>

<P_aul> <ale nie musiales tego pisac, wystarczy, ze napiszesz, ze zamykasz pochod, i to oznacza

automatycznie ze idziesz ostatni. proste.>

<Ut

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Uther> <podróż trwałą 8 godzin>

<Deathsinger> <sluszne slowa, bo Ulfgar znowu sie przewroci o jakis korzen i straci przytomnosc>

<Corvin> <Wiesz... To niewielki problem... Ale dzięki...>

<Uther> <KONIEC! Dajcie sobie na wstrzymanie!>

<P_aul> Podroz powrotna trwala duzo krocej, ciemnosci cofnely sie przed swiatlem medalionu

<Corvin> <Tobie to bardziej potrzebne, bracie...>

* Ulfgar bierze plaster

<Uther> <Ciiicho... Dziecko... Pozwól niech głupiec wyda swój osąd...>

* Ulfgar zakleja buzie Corvinowi i P_aulowi

<Corvin> <Mogę go zabić, P_aul? Nie ogłuszyć...>

<Uther> <doszliśmy do Kręgu? Co widzimy?>

<Ulfgar> <tuptuptup>

<Uther> <obudzcie mnie jak dojdziemy>

<P_aul> Dotarliscie do Kregu. Jest pusty

<Ulfgar> <...>

<P_aul> Druidzi gdzies odeszli

<Deathsinger> koncentruje sie starajac sie wyczuc, czy pozostala aura swietosci tego miejsca...

<Corvin> Rozglądam się po okolicy szukając oznak... paniki? rzezi?

<Uther> - Zapewne wszyscy przygotowują się do bitwy. Wyczuwam, że paladyni są już w pobliżu obozu

GOblinów.

<P_aul> Deathsinger - Krag nie zostal zbrukany, najwyrazniej walka trwa gdzies indziej...

<Taren> Wysyłam Rój aby rozejrzał się po okolicy

<Ulfgar> Mając na uwadze, aby nie uderzyć o nic głową,leituję do góry spoglądając gdzie poszli druidzi

<Deathsinger> <niech nadejdzie burza>

<Deathsinger> staram sie skupic na cieniach wyczuwajac czy zmierzaja w strone jakiegos konkretnego

miejsca...

<P_aul> Ulfgar - musiales wzleciec ponad linie drzew, by dostrzec rozgrywajaca sie w oddali bitwe. Poza

lasem, na rowninach przed Wrotami niewielkie grupki wojownikow stawiaja czola setkom goblinow. W

srodku terror sieje kosciany smok

<Ulfgar> <nie zemdlałem!!>

<Uther> <bo się zabezpieczyłeś :D>

<Uther> <trochędwuznacznie to zabrzmialo>

<Corvin> <Kogo to obchodzi...>

<Deathsinger> <a ma gumke na glowie zeby nie uderzyl go piorun?>

<Uther> - Co widzisz, magiku?

<Ulfgar> Kończąc czar lewitacji, również uważając ląduje na ziemi.Krzyczę do towarzyszy-Bitwa!..Pod

Wrotami!! kościany smok!! musimy im pomóc!!

<Corvin> - Poszukajmy dowódcy...

<Ulfgar> <bitwa pod black gate :D>

<Corvin> - Armia bez dowódców pójdzie w drobny mak, kiedy zobaczą głowę wodza na palu...

<Uther> - Nie mamy na to czasu. Smok zmasakrować paladynów i straż. Jak możemy się dostać szybko do

Wrót? Jakieś pomysły?

<P_aul> Ruszylsicie w kierunku Wrot, poczatkowo przez las rozstepujacy sie przed Tarenem, potem traktem

<Taren> - obawiam się że głowe ich dowódzcy będzie trzeba trzymać na całym rusztowaniu...

<Ulfgar> -Wódz może być w samym środeczku bitwy, a żeby go znaleźć i tak będziesz musiał zabić setki

goblinów. Więc po co czekać??-ruszam za druidem

<Corvin> - Skąd myśl, że to smok jest dowódcą?

<Ulfgar> -Najczęściej najsilniejszy żądzi....

<Uther> - Jak zniszczymy Smoka i uporamy się z szamanem to reszta pójdzie w rozsypkę... Oby...

<Corvin> - Nie. Rządzi najmądrzejszy...

<Deathsinger> - jesli dobrze mniemam serce unicestwi smoka gdy tylko wpadnie z nim w kontakt... -

odpowiadam spokojnie. mam przynajmniej taka nadzieje - dodaje w duchu...

<P_aul> Las nagle sie skonczyl. Trakt prowadzi nieco w dol, w oddali majacza mury Wrot, a gdzies

ponizej trwa walka

<Uther> - Smok, a dokładniej drakolicz jest pod wpływem szamana, dzięki niemu szaman jest nieśmiertelny

<Corvin> - To ma być takie proste?

<Corvin> - Po prostu przyłożyć klejnot i... już? - kręcę głową.

<P_aul> Najwyrazniej ktos zebral grupki okolicznych wiesniakow, ktorzy teraz zbrojnie stawiaja czola

fali

<Taren> - Lepiej żeby było...

<Uther> - Przy użyciu medalionu powinniśmy pokonać drakolicza. Dopiero wtedy możemy zaatakować szamana.

<P_aul> traktem od strony wrot zbliza sie nieduza armia zlozona ze straznikow miejskich prowadzonych

przez... najepwniej paladynow

<Corvin> - Czyli nikt z was tak naprawdę nie ma pojęcia co robić?

<Uther> - To nie ja wymyśliłem ten plan, Wygnańcze. Masz lepszy?

* Corvin patrzy na paladyna

<P_aul> Tyly goblinow sa meczone przez lesne stworzenia

<Ulfgar> -Tak, ja mam.- odwracam się w kierunku towarzyszy- DO ATAKU!!

<Deathsinger> - serce ma moc odsylania zmarlych, malo tego, robiac to laduje sie i staje jeszcze

potezniejsze... drakolicz nie powinien robic roznicy... chyba, ze jego dusza jest w innym miejscu -

dodaje szybko

<Uther> - Siły światności mobilizują się żeby pokonać Mrok. To zaiste pokrzepiający widok.

<Corvin> - Głupiec... - patrzę na zakliniacza.

<Uther> - Co z tego? Zabiją go.

<P_aul> Calosc jednak nie przypomina walnej bitwy a raczej kilkanascie potyczek, w ktorych jednak

gobliny i ich sprzymierzency maja miazdzaca przewage

<Corvin> - Właśnie. W innym miejscu...

<Uther> <parafrazując Luke'a>

<Corvin> - Może szaman ma ją przy sobie? Dla bezpieczeństwa?

<Uther> - Jeśli tak to musimy mu ją wykraść.

<Ulfgar> - Oczywiście, lepiej przegadać całą walkę. i tak zanim dotrzemy do drakolicza, musimy wysiec

tysiące goblinów. Czemu nie zrobić tego teraz??

<Corvin> - Zamknij się. Albo lepiej; idź umrzeć...

<Uther> - Może wspomóglbyś nas czarami lewitacji?

<Uther> - Wtedy w miarę bezpiecznie przedostalibyśmy się przez wraże szeregi - mówię do zaklinacza

<P_aul> - A moze my pomozemy?

<Corvin> <Kto mówi?>

<Ulfgar> Oczywiście- mówię do Paladyna

<Taren> można by tez oddac medalion magowi, którego na początku spotkał Corvin i poprosić go o

zniszczenie drakolicza i wszystkich goblinów?>

<Uther> Obracam się zdziwiony w stronę, z której dobiega głos.

<Corvin> - Kto pyta?

<Uther> <taa... Już widzę magów z Thay któzy nam pomagają :D>

<P_aul> Odwracacie sie, by zobaczyc znajomego goblina...

<Taren> <miał mieć jedno życzenie>

<Corvin> <Którego konkretniej?>

<Corvin> <Bo był wódz i szaman...>

<Taren> <takiego jednego, zabiolismy mu ojca>

<Deathsinger> <przywodce pokojowo nastawionych goblinow jak mniemam>

<Uther> - Witaj zacny goblinie. Dobrze cię znów widzieć.

<Taren> - Każda pomoc się przyda. Ale ilu was jest?

<Corvin> <Ja go nie znam...>

<P_aul> - I ciebie paladynie, mam nadzieje, ze z pomoca mojego klanu uda sie wybic ta zaraze...

<Uther> - Nie masz jakiejś tarczy na zbyciu, bo ja swoją straciłem podczas walk.

<Corvin> - Mówisz tak o swojej rasie? - pytam uśmiechając się.

<P_aul> Na trakt zaczeli wychodzic wojownicy. Nie stanowia zbyt imponujacego widoku ,wielu jest rannych

po waszym ataku, ale w oczach kazdego widac chec do walki

<Ulfgar> w każdym razie- każda pomoc się przyda. Czy moglibyście jakoś przenieść nas do drakolicza??-

pytam

<P_aul> - Mowie tak o tych, ktorzy zdziesiatkowali moj klan, siegneli po mroczne moce i teraz

zwiekszaja nienawisc ludzi do naszej rasy

<Uther> - Zaraz, zaraz, zaklinaczu... - zaczynam się irytować - O ile się nie mylę, to miałeś na nas

rzucić czar lewitacji...

<P_aul> - Zaden z nas nie jest magiem ,ale mozem yzrobic to co umiemy. Oslaniac was w drodze. Ruszajmy.

<Ulfgar> Tak, oczywiście.

<Ulfgar> Ustawcie się jak najciaśniej możecie...

<Corvin> Skinąłem głową goblinowi.

<Uther> Rozglądam się, żeby zobaczyć jaką świtą dysponuje goblin.

<Corvin> - W porządku... - wyciągam ostrze.

<Taren> Przywołałem obok siebie Rój i przemieniłem moją laskę

<Deathsinger> stanalem z kosa w pogotowiu...

<Uther> <co z tą tarczą P_aul?>

<Ulfgar> <przepraszam paul, wiem że następne zaklęcie troche wykroczy za moje możliwości ale je rzucę,

ok?>

<P_aul> Uther - kilkudzisieciu goblinskich wojownikow nie jest moze wielka sila, zwlaszcza przeciw duzo

lepiej wyszkolonemu przeciwnikowi, ale moze dac wam oslone... choc oni oczywiscie nie przeleca

bezposrednio na miejsce

<Uther> <a tarcza?>

<Corvin> <To jakaś obsesja...>

<P_aul> <spoko, pamietam>

<P_aul> <a w sumie...>

<Uther> <obsesja bo jak jej nie miałem to P_aul zrobił, że mnie od razu gobliny pocięły>

<Corvin> <No cóż... Nie docenisz póki nie stracisz...>

<Uther> <a straciłem jeszcze w poprzedniej sesji>

<Ulfgar> rzucam zaklęcie "telekinetyczna strefa" i przenoszę nas w kierunku drakolicza.

<P_aul> - Zgubiles gdzies tarcze paladynie - powiedzial mlody wodz. - Trzymaj - podal ci swoja - Jest

magiczna, podobnie jak moj miecz. To dwa skarby naszego klanu.

<Ulfgar> <zaraz zostane zjechany>

<Corvin> <I słusznie...>

<Uther> - Dzięki za tarczę goblinie, ale miecza nie mogę przyjąc. To za dużo...

<Taren> <to już chyba naprawdę duża przesada...>

<Ulfgar> <hihihi :D>

<P_aul> - Miecz zachowam dla siebie, a teraz ruszajcie. My przylaczymy sie do mistrza druidow i

sprobujemy przebic w waszym kierunku, lub chociaz zajac na jakis czas wrogow w poblizu drakolicza.

Robcie, co do was nalezy!

<Ulfgar> <no my już lecimy

<P_aul> Unieslicie sie ponad pole bitwy

<P_aul> Pedzicie w kierunku wielkiego smoczego szkieletu

<Uther> - Bitwa! Ku chwale Helma! - przygotowuję rynsztunek do nadchodzącego starcia.

<P_aul> nagle niebo sciemnialo a w magiczna sfere, ktora otaczala was zaczely uderzac blyskawice

<Corvin> - Ciesz się ostatnimi, być może, momentami swej brawury, paladynie...

<Uther> - Mam nadzieję, że umiesz się posłużyć medalionem, Piewco

<Uther> - Ciesz się, że stąpasz jeszcze po ziemi. Zarazo zakonu.

<Corvin> - Stąpam? Doprawdy?

<P_aul> Jedna z nich przedlarla sie przez magiczna tarcze i porazila zaklinacza. Nagle wszyscy

zaczynacie spadac

<Uther> Ignoruje Wygnańca, skupiam się na medytacji.

<Corvin> Dlaczego wiedziałem, że tak będzie? Spadanie się szybkie... I pewnie bolesne...

<Taren> puszczam laskę i polimorfuje się w orła

<Uther> Łapię się orłą - Tarena za szpony

<Taren> <i teraz obaj spadniemy inteligencie :/>

<Uther> <heh :D>

<P_aul> Orzel jest zbyt slaby i pociagnales go tylko za soba w dol

<Corvin> Spróbuję zrobić ze swojego płaszcza coś na kształt płachty, by opadać wolniej...

<Uther> Puszczam ptaka.

<Taren> <mogę się zmienić w coś większego?>

<P_aul> Ulfgar - ped powietrza orzezwil cie i widzisz zblziajacy sie z duza predkoscia grunt...

<P_aul> <nie, tylko naturalne zwierzeta...>

<Deathsinger> <z jakiej wysokosci spadamy>

<Uther> - AAAAAAAAAAAAAAAAAA! - krzyczę spadając

<Taren> <wielki orzeł?>

<P_aul> <choc jak w cos "wiekszego", to moze byc niedziwedz ;]>

<P_aul> <duzej>

<Corvin> <Face ma najgorzej - ma półpłytową...>

<Uther> <P_aul a my mieliśmy lecieć jakoś 3 -4 metry nad ziemią>

<Taren> <taki jak we Władcy pierścieni?>

<P_aul> <wtedy by was pozabijali strzalami...>

<Deathsinger> <acha... sztuczka w stylu zabojcy przeturlajacego sie przez bark by zredukowac sile

uderzenia raczej nie zadziala jak mniemam...?>

<P_aul> <ponadto nikt nic takego nie mowil...>

<Uther> Próbuję użyc tarczy jako osłony przed gruntem

<P_aul> Uslyszeliscie krzyk sokola gdzies nad glowami i poczuliscie, ze wasze ciala rpzemieniaja sie

<P_aul> <... strasznie madre xD>

<Uther> <w co?>

<Corvin> <Wiesz... co innego miał zrobić?>

<P_aul> <w zaby ;p>

<Taren> <w królika!>

<Uther> <a ciekawe co mogłem zrobić?>

<Ulfgar> <ej dobra szybko bo juz późno się robi... :/>

<Corvin> <Choć mógł zacząć zdejmować zbroję...>

<P_aul> <czyli nie mozesz juz grac? t osie rozplackasz...>

<Uther> <taaa>

<Corvin> <Miłe...>

<Uther> <a postac zginie?>

<P_aul> <mhm>

<Taren> <przynajmniej będzie miał oryginalna śmierć>

<Uther> <przecież nie może>

<Corvin> <Coś do "kfiatków z sesji...>

<Uther> <bo umnie po zwycięstwie byłzaproszony na bankiet>

<P_aul> <ano racja, nie moze... damn>

<Taren> <ostatnie słowa przed śmiercią...>

<Ulfgar> Rzucam zaklęcie "lewitacja" i bezpiecznie opadam...

<Ulfgar> <muhahahahaha>

<Uther> <najwyżej P_aul nim posteruje>

<Ulfgar> <to zaklęcie ma 2 poziom>

<P_aul> <ok>

<Corvin> <A skąd pewność, że "bezpiecznie"?>

<P_aul> Po chwil iznowu wszyscy szybujecie, tym razem na orlich skrzydlach...

<Uther> <a co z nami?>

<Ulfgar> <no to opadam tylko>

<Corvin> <Możesz przecież bardzo się potłuc, ale przeżyć...>

<Taren> <niech m,u się wyłączy 3 metry nad ziemią>

<P_aul> Ulfgar - opadles "bezpiecznie" wporst miedzy 20 goblinow

<Corvin> <Heh...>

<Ulfgar> <jak ja cie lubie, mój kochany gm!>

<P_aul> <;]>

<Uther> <zrób <tornado ostrzy">

<Deathsinger> <o malo co abym sobie nasmarkal do mleka przez was>

<Corvin> <A czy TY wiesz kto jest twoim MG?>

<Ulfgar> <to nie jest z WC3?>

<Uther> <smark, smark, smark :D>

<Taren> <heh>

<Deathsinger> <a teraz oplulem klawiature mlekiem i na swerio nasmarkalem>

<Ulfgar> <noob>

<P_aul> <xD>

<Corvin> <Naprawdę śmieszne...>

<Uther> <yeee o to chodziło :D>

<Taren> <"Tornado ostrzy" jest z "Pierścienia Mroku"?>

<Uther> <got it!>

<Corvin> <Tornado to czar kapłański...>

<Uther> <z W3>

<Corvin> <Anomen to miał...>

<Ulfgar> <te gobliny są złe??

<Taren> <aha>

<Corvin> <"Bariera ostrzy"...>

<P_aul> <bardzo zle...>

<Corvin> <I mają bardzo dobrą broń?>

<Taren> <nie wiadomo, nikt jeszcze nie próbował pieczystego z goplina>

<Uther> <złe, złe, złe>

<Ulfgar> rzucam na obszar koło siebie zaklęcie "ochrona przed złem"

<Ulfgar> <muhahahahaha>

<Ulfgar> <3 poziom>

<Uther> <ale z goplany to już się czekoladę robi>

<Ulfgar> <aiehuuhhaa>

<Corvin> <Ups... Utrata koncentracji?>

<Uther> <a my P_aul?>

<Ulfgar> <paulu!!>

<P_aul> <daje ci jakiestam male bonusy do KP i redukcje obrazen... a to doswiadczone gobliny. Z dobra

bornia i duza sila... muehehehehehe?

* Uther spi

<Corvin> <Wiedziałem...>

<Ulfgar> <płaczę>

<Uther> <zrób "magiczną sfere Otiluka">

<Corvin> <...na sobie.>

<P_aul> Cala reszta, przemieniona w orly, zbliza sie do drakolicza

<Uther> <i strzel "płonącymi dłonmi">

<Ulfgar> Jeśli mam zginąć, to jak prawdziwy bohater! -WY ZAJMIJCIE SIĘ DRAKOLICZEM-krzyczę! wyciągam

korbacz i ruszam na wroga

<Corvin> <"Magiczny pocisk" to świetna rzecz...>

<Deathsinger> <przez sfere nieprzejdzie i jedynie sam sie w niej przysmazy>

<P_aul> <czar plonace dlonie wynalazl arabski mag Masoh Ista>

<Corvin> <O to chodzi...>

<Uther> <pozostałych możesz załątwić "seryjnymi błyskawicami">

<Uther> <o to mi chodziło mav :D>

<Deathsinger> <acha... zwracam honor>

<Ulfgar> <hej paul uśmierć mnie juz>

<Uther> <nie może>

<Corvin> <Przecież masz żyć? I cierpieć...>

<P_aul> <nie, ty sobie walczysz, ale skoro musisz isc...>

<Ulfgar> <czemu>

<Ulfgar> <no dobra>

<P_aul> <sam mowiles, ze sie pozno robi?>

<Uther> <no bo w późniejszej części występowałeś>

<Deathsinger> <no i paul ma zagwozdke... bo nie moze go usmiercic... ale nikt nic nie mowil o

okaleczaniu, prawda?>

<Ulfgar> <żegnam ozięble, siora wbija na kompa>

<Corvin> <Właśnie musi być w pełni sprawny...>

<P_aul> <oki, przezyjesz to ;)>

<Corvin> <Ale koniczyny odrastają?>

<Ulfgar> <grajcie ktoś za mnie>

<Uther> <ale okaleczony wtedy nie był, chyba że chodzi o psychike...>

<Ulfgar> <żegnam>

<P_aul> <nie ma potrzeby...>

-

* Ulfgar has quit IRC (Client Quit)

-

<Uther> <koniczyny odrastaja, tak>

<Corvin> <Z psychiką zawsze było u niego źle...>

<P_aul> Dotarliscie na miejsce...

<Deathsinger> <czemu... seria ciosow w przyrodzenie chyba nie wplynie na skutecznosc zaklec... choc

moze na przyklad sprawiac trudnosci w rzucaniu zaklec nagle zmienionym glosem>

<Uther> <a orla postac?>

<Corvin> <Ale musimy się odmienić...>

<Taren> Ląduję i przybieram ludzką postać

<Uther> <a orla postac?>

<P_aul> Tymczasowo w okolicy drakolicza jest tylko szaman i kilka goblinow do ochrony. Szaman patrzy na

was z dolu nienawistnym wzrokiem ,nie chce chyba jednak tracic mocy na dalsze proby stracenia was z

nieba

<Corvin> Staram się przybrać na powrót człowieczą postać...

<Taren> <to chyba moja działka, prawda?>

<P_aul> Wyladowaliscie w poblizu i odzyskujecie ludzkie postaci

<Uther> Usiłuje powrócić do swojej oryginalnej formy

<P_aul> obok pojawil sie tez niziolek

<P_aul> - Duze dranswto - stwierdzil fachowo patrzac na smoka

<Deathsinger> koncentruje sie na swojej ludzkiej postaci... uswiadamiam sobie, ze skrzydla przemieniaja

sie w rece, a szpony w nogi... na koncu piora przemieniaja sie w odzienie...

<Uther> - Piewco, za tą tarczą powinniśmy być bezpieczni przed czarami szamana. Osłonię cię!

<Corvin> - Doskonale... Zajmijmy się szamanem. Jestem pewien, że ma gdzieś przy sobie duszę

drakolicza... Jak sądzisz? - pytam niziołka.

<Uther> Wyciągam tarczę i osłaniam Piewcę niosącego medalion.

<Taren> Rzucam na siebie "korową skórę"

<P_aul> - Zajme sie nimi osobiscie - warknal szaman i gobliny-ochroniaze odeszli

<Taren> i ruszam za pozostałymi

<P_aul> Przeciw wam jest "tylko" sam goblin i jego smok

<Taren> <a nie smok i jego goblin?>

<Deathsinger> wyciagam medalion i z zaskoczeniem obserwuje jak otwiera sie ponownie i wtapia w ma dlon,

caly proces nie jest ani troche bolesny, a po calym mym ciele rozchodzi sie krzepiace cieplo.

Wystarczy dotknac teraz szamana, mysle w duchu i kieruje sie za paladynem kryjac za jego tarcza...

<P_aul> <nie, to szaman kontroluje smoka>

<Corvin> - Dobrze cię znowu widzieć, szamanie - mówię uśmiechnięty do goblina.

<Taren> - To ty go znasz? - pytam zaskoczony

<Uther> - Panowie się znają? - pytam zdziwiony szamana po czym uderzam go mieczem w celu odwrócenia

uwagi.

<Corvin> - Oczywiście... - odpowiadam leniwie.

<P_aul> Szaman zwinnie uskoczyl

<Taren> - I teraz nam to mówisz?

<Corvin> Przechodzę na stronę szamana. Stając za jego plecami.

<Corvin> - Przykro mi... Nieszczerze zresztą.

<Uther> Umagiczniam swą broń odpowiednim zaklęciem.

<P_aul> w tym momencie drakolicz otworzy lpaszcze i zional w was plomieniami

<Taren> Brubuje udeżyć szamana z drugiej strony

<Uther> <A czy szaman nie ma teraz niewrażliwości na moje ciosy?>

<Taren> <Drakolicz? jak?>

<P_aul> <magia mon dieu...>

<Taren> <przeciez to sam kości>

<Corvin> Przeszukuję uważnym wzrokiem szamana. Jakiś woreczek lub coś w tym stylu...

<Uther> Staje na drodze płomienia i używam tarczy

<Taren> <aha>

<Taren> <kryje się za paladynem

<Taren> <bez nawiasu>

<Corvin> <Ciekawa sytuacja...>

<Corvin> <Co widzę?>

<P_aul> Tarcza rozblysla swiatlem... Sila uderzenia rzucila was wszystkich kilka metrow w tyl... ale

plomienie sie rozproszyly

<P_aul> Corvin: - Nawet nie probuj - warknal szaman. Jego laska nagle stala sie ostra na koncu i

blyskawiczny cios przebil twoj brzuch

<Taren> Wstaję natychmiast

* Corvin śmieje się, choć z trudem

<Deathsinger> klade dlon na ramieniu paladyna by wzmocnic jego sile. Odrzucony w tyl podnosze sie

powoli i kieruje w strone szamana...

<Corvin> Jeśli mogę wyciągam miecz i próbuję odciąć jakiś sznur, torbę, cokolwiek, gdzie mogłaby kryć

się dusza drakolicza.

<P_aul> Ksztalt szamana powoli sie rozplynal... by zebrac znowu. Macie teraz przed soba hydre

<Uther> Czuje na sobie błogosławieństwo wszystkich bóstw jakie maił na sobie Piewca. Staje sam na

przeciwko drakolicza w jednym celu - zyskać kompanom jak najwięcej czasu.

<Taren> Wbijam laskę w ziemię, a sam przemieniam się w niedżwiedzia

<Uther> Okrążam maszkarę tak by musiała się odwrócić plecami do szamana i grupy.

<P_aul> Corvin - trzymasz dlon na ranie, probujac zatamowac krwotok. Nagle twoja dlon otoczyl blekitny

blask... ale czemu? Przeciez dawno temu straciles moce... Mimo to krew przestala plynac.

* Corvin wzrusza ramionami i szuka czułego punktu w postaci hydry.

<Corvin> <Opisz ją>..>

<Taren> Powoli zbliżam sie do hydry

<P_aul> Uther - drakolicz spoglada na ciebie i powoli obraca sie za toba, jakby czekajac na moment do

ataku.

<Taren> staram sie ją zajśc od strony przeciwnej niż Corvin

<Corvin> <Mówiłem jak się nazywam?>

<P_aul> Hydra jest niezbyt duza bestia o siedmiu glowach. i cielsku osadzonym na czterech nogach. Kazda

glowa jest osadzona na dlugiej szyi. Czesc z nich skupila sie na Corvinie, inne atakuja Tarena

<Uther> Próbuję zaskoczyć bestię. Wbiegam pomiędzy jej nogami i chwytam się żeber tak by nie mógł mnie

dosięgnąć łapami i pyskiem.

<Deathsinger> kieruje sie w strone hydry z wyciagnieta przed siebie dlonia... serce wtopione w miesnie

pulsuje blekitnym swiatlem... cienie krocza wokol mnie... w reku trzymam kose gotowa do ataku: - nie

lekam sie Ciebie - mowie donosnie w strone szamana

<Taren> <nie, ale napisałem tak, bo było mi wygodniej>

<Uther> <mogę się wspinać po szkielecie, jak po rusztowaniu?>

<Corvin> Staram się oślepić potwora bez odcinania głowy...

<P_aul> Uther - nim wykonales swoj manewr smok zaatakowal. PAszcza rozwarla sie i blyskawicznie

pochlkonela cie calego...

<Corvin> <Jonasz?>

<Uther> <ale przecież on nie ma brzucha>

<Corvin> <Kto go tam wie...>

<P_aul> Tak, jestes uwieziony w mordzie...

<Taren> <wyjdziesz przez żebra>

<Uther> <to szkielet>

<P_aul> <ponadto smoki sa przyzwyczajone do atakowania w ten sposob...>

<Corvin> <Wyjdź gardłem?>

<Uther> <p_aul mógłbyś dokładniej opisać moją sytuację?>

<Corvin> <Może masz zabrać coś z wnętrza? Hę?>

<Corvin> <Może to tam jest dusza drakolicza?>

<P_aul> Uther - Smok zarzucil lbem i po chwili wyleciales kilka metrow w gore. Zbroja ochronila cie

przed ostrymi zebami, ale spotegowala bol uderzenia o ziemie

<Taren> <kawałek kręgosłupa. Wtedy głowa mu odpadnie :)>

<Uther> Wspinam się po kościach jak po skale, wchodzę coraz wyżej. Kiedy jestem już w okolicach karku,

próbuję kopnięciami oderwać kilka kości tak aby pojawić sięna plecach drakolicza.

<P_aul> tymczasem drakolicz szykuje sie do kolejnego zioniecia...

<Deathsinger> ide powoli w strone hydry zrecznie unikajac jej atakow: - chyba znam Twoj sekret,

szamanie - mowie ponurym glosem...

<Deathsinger> <niech zgadne - serce drakoliczna znajduje sie we wnetrzu hydry, dobrze mysle?>

<P_aul> Corvin - uderzenie jednej z glow wyparlo dech z twej piersi i rzucilo cie w tyl

<Taren> Prubuje ostrożnie udeżyć hydrę łapą, aby troche ją zdekoncentrowac

<Corvin> Staram się podnieść, uśmiechając się przy tym szeroko.

<Uther> Próbuje ponowić ten sam manewr, ale tym razem robięto najszybciej jak potrafię.

<Taren> <może ma kilka głów, ale muzg szamana się nie rozdzieli... chy7ba>

<Corvin> <Może jednak?>

<P_aul> Taren - musisz skupiac sie glownie na unikaniu wscieklych klapniec, czasem jednak udaje ci sie

uderzac i ranic atakujace cie glowy

<Corvin> <Jak ma kilka ośrodków decyzyjnych...>

<Deathsinger> <Paul - powiedz gdy bede przy cielsku>

<Taren> <to byłby juz objaw choroby psychicznej>

<Corvin> <Nie jestem Mistrzem Przemian...>

<Corvin> <Jestem zwyczajnym Upadłym Inkwizytorem...>

<Uther> <co z drakoliczem?>

<P_aul> Deathsinger - nagle z ziemi wsytrzelily pedy i oplataly sie wokol ciebie zatrzymujac cie w

miejscu i bolesnie zaciskajac wokol ciala

<Corvin> <Może ma po prostu podzielną uwagę, ale łby muszą być kierowane równocześnie?>

<P_aul> Uther - uniknales atakow i dostales sie do "wnetrza" drakolicza. Ten wsciekly, ze nie moze cie

dosiegnac wzniosl sie w powietrze i zaczal rzucac na wszystkie strony

<Taren> Zbliżam się do piewcy i staram rozerwać pędy za pomocą szczęk i łap

<P_aul> Taren - gdy na chwile sie odwrociles dwie glowy przydusily cie do ziemi

<Corvin> Podchodzę od tyłu i celuję w szyję...

<Uther> Usiłuje się pzyczepić do jakiejś kości i kopać w te "ściany" tak aby uczynić mu jak największe

szkody

<Corvin> - Przydałoby się trochę ognia! - wołam do reszty.

<Taren> szarpie się wściekle usiłując zranić je lub wyrwać się

<P_aul> Zaklecia, ktore spajaja smoka sa zbyt potezne, by rozerwac je w ten sposob, ponadto masz

problemy z utrzymaniem sie

<Deathsinger> probuje rozerwac pedy, uwolnic chociaz jedna dlon by siegnac po sztylet i je

poprzecinac...

<Corvin> Wtedy w moim umyśle pojawia się pomysł, by drakolisz sam zniszczył szamana.

<Uther> Skupiam się na przeszkadzaniu drakoliczowi i utrzymaniu równowagi

<P_aul> Corvin - uciales jeden z lbow. Co zaskakujace wbrew twym przewidywaniom nie odrosl on...

<Corvin> Staram się uniknać ciosów i podnieść łeb...;

<P_aul> Deathsinger - nagle napiales raz jeszcze miesnie i pedy rozpadly sie. Czujesz rosnaca w tobie

sile...

<P_aul> Taren - nagle jakbys zyskal sily podnosisz sie i poteznym uderzeniem stracasz jeden z lbow z

szyi

<P_aul> Uther - cios twego miecza odcial jedno z zeber a smok zawyl wsciekle i rzucil sie tak, zre omal

nie wypadles z "klatki" w ktorej siedzisz

<Taren> Natychmiast ruszam do ataku. Staram siuę przydusić do ziemi, a nastepnie odkryźć kolejyn łeb

bestji

<Deathsinger> lapie w rece kose po czym ponownie kieruje sie w strone bestii, tym razem jednak biegne,

starajac sie nie przewrocic... widzac, ze glowy bestii nie odrastaja jestem gotow odcinac je, jesli

hydra sprobuje mnie zaatakowac...

<P_aul> Uther - zrozumiales, skad ten przyplyw sily. Paladyni wreszcie wlaczyl sie do bitwy i wszyscy

ich sojusznicy znalezli sie pod wplywem boskich blogoslawienstw

<Uther> Pokrzepiony atakuje tak by poczynić najwięcej szkód w karku. Tak by głowa oderwałą się od

szkieletu.

<Corvin> Staram się podnieść ucięty łeb, by móc mu się bliżej przyjrzeć...

<P_aul> reszta - wasze ataki sa skuteczne... wreszcie kosa zaglebila sie w cielsku hydry i dosiegnela

serca. Szaman odzyskal swoj goblinski ksztalt. LEzy teraz krwawiac z wielu ran...

<Deathsinger> wkladam dlon z wtopionym sercem w rane na piersi szamana czekajac, czy me przypuszczenia

okazaly sie prawdziwe...

<P_aul> Uther - wreszcie nie udalo ci sie utrzymac... spadles na ziemie a drakolicz natychmiast zional

w ciebie ogniem. Tarcza powstrzymala plomienie

<Taren> podchodze do niego gotowy do ataku, gdyby tylko zaczął rzucać jakies zaklęcie

<P_aul> - Nie pokonacie mnie tak latwo...

<Corvin> Staję nad szamanem gotowy obacasem buta rozwalić mu czerep.

<Uther> co ze mna?

<P_aul> Deathsinger - potezne uderzenie smoczej lapy rozoralo twoja piers i rzucilo kilkanascie metrow

w tyl. Przy upadku na epwno zlamales kilka zeber

<Uther> <srry>

<Corvin> - Oczywiście... - dręczy mnie pytanie "nadepnąć, czy nie nadepnąć"...

<P_aul> Corvin - cios skrzydla w potylice pozbawil cie przytomnosci

<Corvin> <Hm...? A było tak fajnie...>

<Uther> <co ze mną?>

<Taren> <czekaj, najpierw ja>

<Taren> <XD>

<P_aul> Taren - Smok... wyladowal na tobie przygniatajac cie swoim ciezarem. Gdyby nie masywne

niedzwiedzie cieslko nie przezylbys tego...

<Uther> <nienawidzę takich ingerencji MG-a>

<Taren> staram przetoczyć się tak, aby stracił równowagę

<P_aul> Uther - powoli wstajesz i patrzysz na masakre, ktora urzadzil twym towazyszom drakolicz

<P_aul> Taren - nie bardzo mozesz sie poruszyc, po chwil ijednak smok znowu wzbil sie w powietrze

<Taren> Nie namyślając się długo wbijam zę by w jego nogę

<P_aul> <jakich interwencji? co wy mysleliscie, ze to bedzie proste?>

<Uther> Staram się unikać ataków drakolicza i dotrzeć do Piewcy.

<Corvin> <Nie. Masz nas za idiotów?>

<Uther> <takich że wszyscy padają ogłuszeni>

<P_aul> Deathsinger - mimo bolu powoli sie podnosisz.

<Corvin> <Ogłoszenie: "Święci..." za 40 min.>

<P_aul> Corvin - odzyskujesz przytomnosc, tylko po to zeby wyzygac pod siebie. Czujesz potezne zawroty

glowy i nie bardzo wiesz co sie z toba dzieje

<Uther> - Piewco! Rzuć mi medalion! - krzyczę w kierunku kosiarza

<Deathsinger> czerwona mgla... plomienie palacej sie wioski... krzyki konajacych przyjaciol... matka i

siostra prowadzone na smierc... wszystko powraca w jednej przerazajacej chwili... cieplo... cieplo

krwi rozplywajacej sie po ciele... plujac krwia powoli klekam, z trudem podnosze sie i zrzucam z

siebie poszarpana, przesiaknieta koszule... powoli zwijam lanuch i ma bron znow znajduje sie w mej

dloni...

<Corvin> Wycieram rękawem twarz i rozglądam się dookoła starając się ogarnąć sytuację...

<P_aul> Uther - wyczuwasz nadchodzaca swieta energie. Najwyrazniej wszyscy paladyni zaprzestali walki

by skupic sie na magicznym ataku przeciw drakoliczowi. To jednak zbyt malo, by zniszczyc ta bestie...

<Deathsinger> Eleanor... ukochana... bol w piersi sprawia, ze kazdy oddech staje sie katusza, a mimo to

krzycze... krzycze z calych sil: - Nie poddam sie! bedziesz musial rozszarpac mnie na strzepy, a ja i

tak powroce i wyrwe te serce z twych trzewi!

<Uther> Rozpoczynam medytację. Szukam głosów pomocy. "Elminsterze, Thorbrandzie, niziołku - jeśli ktoś

z was mnie słyszy to powiedzcie mi co mam czynić."

<P_aul> Taren - trzyamsz sie rozpaczliwie lapy drakolicza, ten jednak rzucil toba na kilkadzieiat

metrow. CZujesz, ze wracasz do ludzkiej postaci...

<Taren> <w locie?>

<Taren> <nie mogłem troche puźniej?>

<P_aul> <nie, jak juz uderzasz w ziemie>

<Corvin> - Nie wzywaj umarłych - uśmiecham się słabo mówiąc do bladolicego. - Po prostu walcz...

<Taren> <aha. Tyle dobrego>

<Corvin> Rozglądam się za szamanem...

<P_aul> Corvin - szaman znowu stoi o wlasnych silach, po ranach nie ma sladu

<Taren> Wstajępowoli i ruszam w strone mojej laski

<P_aul> Taren - masz pogruchotane kosci, ledwo mozesz sie ruszac. Dostrzegasz jednak, ze ktos sie do

ciebie zbliza...

<Taren> <ciągle kłody pod nogi... XD>

<Corvin> - Nie pochwalisz się? - mówię podchodząc.

<P_aul> Uther - czujesz, ze magia spajajaca drakolicza moze zostac unicestwiona, jednak nawet wszyscy

paladyni razem nie maja dosc mocy, aby tego dokonac...

<Taren> <w takim razie czołgam się w stronę laski>

<Deathsinger> - Kelemvorze... Wladco Umarlych... Sedzio Potepionych... daj sile nam, ktorzy

odchodzimy... zabierz mnie stad, lecz wpierw daj nam sile by nie zagasla swieca nadziei...

<Uther> <nie mam pomysłu co robić>

<Corvin> <Może daj im serce?>

<Uther> <im?>

<P_aul> Taren - widzisz mezczyzne z toporem bojowym w dloni. Krwawi z wielu ran, ale radosnie sie

usmiecha. Na jego piersi wisi medalion z symbolem Tempusa. Nachylil sie nad toba i zaczyna szeptac

modlitwe. Czujesz, ze twoje rany sie goja

<Corvin> <paladynom>

<P_aul> <podp. wystarczy jednemu paladynowi...>

<Taren> Mówię z wysiłkiem - Dziękuje ci, nieznajomy

<Corvin> <Ale chyba nie upadłemu?

<Corvin> >

<Deathsinger> unosze serce w strone drakolicza... pulsuje slabo wraz z rytmem mego serca... kieruje je

w strone ozywienca w nadziei, ze jego blask spopieli jego szczatki: - a wiec chodz tutaj! przyjdz po

mnie, bo sie Ciebie nie lekam!

<Uther> <co wystarczy?>

<P_aul> - Lokkus - odrzekl. - A teraz pomoz swym kumplom, bo tej bestii gadaniem sie nie wykonczy... -

po czym padl na ziemie, najwyrazniej zbyt zmeczony by dalej walczyc

<Corvin> <...dać serce jakiemuś paladynowi...>

<Corvin> <Najlepiej mnie...>

<Uther> <no to mi nie chciał dać>

<Deathsinger> <heh... tak sie zastanawialem kiedy wprowadzisz kaplana Tempusa>

<Taren> Ruszam biegiem w stronę swojej laski, chwytam ją a następnie staję w pozycji pojowej

<P_aul> Deathsinger - serce pulsuje coraz jasniejszym swiatlem, a jego moc zwielokratnia moc magicznego

ataku paladynow

<Deathsinger> <a moze od razu pokojowej?>

<Taren> <*bojowej>

* Corvin wzrusza ramionami i atakuje szamana celując w ręce...

<Taren> <OŻ, nie zauważyłem tego byka>

<P_aul> a potem... nagle... drakolicz rozsypal sie na sterte kosci

<Uther> <co się dzieje do diabła bo nie nadążam>

<Uther> <nie wiem co powoduje co teraz>

<Corvin> <Hm... Dziwnie proste... Ja czekam na reakcję szamana...>

<P_aul> Corvin - atakujesz szamana. Te nw ostatniej chwili oslonil sie swoja laska. Zaczely z niej

wyrastac kolce...

<Corvin> Kopię go w kolano...

<Uther> dzieki za wyjasnienia

<Corvin> <Nie ma za co...>

<Taren> Równiez atakuję szamana

<Corvin> <Nie wiedziałem, że starczy poświecić kamykiem i po sprawie...>

<P_aul> <Uther - moc Serca w polaczeniu z atakiem magicznym paladynow zniszczyla drakolicza, zostal

tylko szaman...>

<Uther> <ta sesja się kupy nie trzyma>

<Corvin> <Graj...>

<Deathsinger> <a mi sie wlasnie podoba>

<Uther> <tragiczne to dzisiejsze prowadzenie, P_aul ;>

<Corvin> <Było kilka fajnych momentów...>

<P_aul> <niby czemu?>

<Uther> <dużo niespójności>

<P_aul> <poczatkowo planowalem ,zeby s to ty dzielny paladynie skanalizowal moc Serca, ale skoro

jestescie nie dosc domyslni ulatwilem wam zadanie... nie mogliscie p oprostu poumierac, rught?>

<Corvin> <Który paladyn? Face?>

<P_aul> <indeed>

<P_aul> <a musimy powoli konczyc, bo niedlugo swieci...>

<Corvin> <Dlatego posłałeś go w niebiosa?>

<Uther> <chciałem zeby mav dał mi serce, ale on mnie po prostu olał>

<Corvin> <Dobra. Chcę jeszcze dorwać szamana...>

<P_aul> <?>

<Corvin> <Mooogę?>

<Uther> <krzyczałem, żeby rzucił mi medalion>

<Deathsinger> Drakolicz szarzuje dziki w moja strone... strone mych towarzyszy... oczy zachodzi mi

czerwona mgla... slaniam sie na nogach... lecz wtem smok-ozywieniec rozpada sie na strzepy...

uradowan, ze sie nam udalo osuwam sie powoli na kolana i padam nieprzytomny na ziemie...

<P_aul> Corvin - szaman swietnie walczy, nie jestes w stanie zadac mu ciosu. Widac, ze magia wspomaga

jego umiejetnosci.

<Deathsinger> <a ja chcialem zawolac, zebys do mnie oddbiegl i wraz ze mna uchwycil serce, ale Paul

mnie ubiegl... wykasowalem posta w polowie pisania go...>

<Corvin> <Heh... A to się Feo popisał, widzieliście?>

<Uther> Podbiegam od tyłu do szamana i zdradzieckim ciosem atakuje go w głowę.

<Uther> <gdzie?>

<Corvin> <FOS>

<Taren> Prubuję podciąć szamanowi nogi

<Corvin> <Ostatnia strona...>

<Corvin> - Nie zabijajcie go... - mówię do reszty. - Zostawicie mnie tę przyjemność...

<P_aul> Uther - szaman ustawil laske za glowe i zablokowal twoj cios, nie mial juz jednak dosc miejsca,

by uniknac pchniecia Corvina...

<Corvin> <Chyba kopniaka w kolano?>

<P_aul> <to bylo dawno...>

<Uther> <a co z magiem z Thay?>

<Corvin> <Potem dołożyłbym cios z pięści i kop na ziemi...>

<Corvin> Uderzam go wolną ręką w twarz. Rękawicą. Niech leci...

<P_aul> nagle z ziemi wyrwaly sie trzy kamienne dlonie i zacisnely sie na was

* futrzanostopa has quit IRC (Client Quit)

<Deathsinger> <nastepa sesja jak mniemam... bo nie wiem jak wy, ale Piewca ma gnaty na wierzchu...>

<Uther> Wyrywam sięz uścisku i uderzam mieczem w rękę.

<P_aul> Uther - nie jestes w stanie sie uwolnic

<Corvin> <"Ivo ty Brzydalu ;]" - To chyba niezgodne z regulaminem FoSu?...>

<Uther> <no to spadam>

<Corvin> Staram się wyzwolić...

<Taren> Staram się wyślizgnąc z uścisku

<P_aul> - Wiec jednak przegraliscie. Dokonaliscie wele, ale i tak nie potraficie mnie pokonac. Bo ja

jestem potezniejszy

<Corvin> - Przegrałeś... Darkolicz został pokonany, zostałeś sam...

<Uther> - Mobilizuje wszystkie siły paladynów, aby ukierunkować ich gniew na szamanie.

<Taren> <mogę się jeszcze przemienić?>

<P_aul> - Wciaz mam moja armie. Wygrywam ta bitwe! Drakolicz byl tylko jednym z narzedzi!

<P_aul> - A teraz pokaze wam cos jeszcze, tylk oczesc mojego umyslu byla zajeta walka z wami

<Uther> <w d****>

<P_aul> - PRzede wszystkim skupilem sie na kims, kto przeszkadzal mi duzo bardziej!

<Corvin> - Jasne... - dalej próbuję się uwolnić.

<P_aul> Z ziemi wylonila sie kolejna dlon, zaciskajaca sie na... niziolku

<Uther> Korzystając z okazji wyrywam się i atakuje szamana

<P_aul> Uther - nie ma okazji... lapa trzymajaca ciebie omal cie nie dusi...

<Uther> ...

<P_aul> Po chwil iz ziemi wylonilo sie jedno pnacze... by szybkim ruchem sciac glowe Mistrza Kregu

<Deathsinger> <planujesz cos specjalnego czy tez mam tam zmartwychwstac?>

<Uther> Mam już tego dosc

<Corvin> <Ty masz przeżyć...>

<Corvin> <A ty mów w nawiasach...>

<Uther> <już mnie to zaczyna wnerwiac>

<Corvin> <Wiem, a zaraz "Święci...">

<P_aul> <przykro mi Face>

<Uther> <no to czemu plączesz P_aul?>

<P_aul> <potrzebowalem jeszcze tej jednej sceny...>

<Corvin> <...do?>

<P_aul> <JA PLACZE? do disaka, a gdzie poplatalem? to ze ty nie nadazasz, to nie moja wina...>

<Uther> <nie załatwiliśmy szamana a jego siła ponoć tkwiła w drakoliczu>

<Uther> <jakoś nie utracił potęgi>

<Corvin> <Na pewno nie tkwia w Mistrzu Kręgu...>

<P_aul> <goblin nawet bez swego smoczka jest powielokroc od was potezniejszy... kiedy walczyl z wami w

postaci hydry jednoczesnie pojedynkowal sie mentalnie z niziolkiem>

<Uther> <no to co mamy robić?>

<Corvin> <No cóż... C.D.N?>

<Uther> <NIE!>

<P_aul> <zauwazcie, ze szaman mial wiecej artefaktow...>

<Corvin> <wzrusza ramionami...>

<P_aul> <NIE!>

<Uther> <przecież to sama bitwa i koniec>

<Uther> <potem miała być uczta itp.>

<Deathsinger> powoli otwieram oczy... poprzez bol... ciemnosc... czerwona mgle... spogladam jak szaman

usmierca Mistrza Kregu... Kelemvorze... daj pokoj jego duszy... spogladam na serce wtopione w ma

dlon... pluje krwia... po czym powoli zaczynam pelznac w strone szamana i uwiezionych towarzyszy...

ciagnac za soba bron... zostawiajac krwawy szlag... tylko z jednym celem... zwyciestwem!

<Corvin> <Jeśli P_aul wyrobi się w kwadrans...>

<Uther> <tak to jest jak MG improwizuje>

<P_aul> <tu nie bylo improwizacji...>

<Corvin> - Cóż... Zentharimowie nie będą zadowoleni...

<Uther> <lepiej kontynuuj bo co mamy robić?>

<P_aul> <mialem to zaplanowe... tzn. ogolny wyglad sesji i wazne wydarzenia. Oczywiscie nie wszystko

poszlo "zgodnie z planem", ale...>

<Corvin> <13 min.>

<Uther> <to ciekawe co my możemy skoro trzymasz ns w łąpach>

<P_aul> - No i co teraz zrobicie? Moze chcielibyscie zostac moimi slugami?

<P_aul> - Z durgiej strony... Bylibyscie beznadziejnym islugami

<Corvin> - Aż tak tobie zaimponowaliśmy? - zaczynam się śmiać.

<Uther> - Spójrz tam! Twoja armia przegrywa ze zdyscyplinowanymi siłami paladynów szamanie!

<Deathsinger> <poprawka... ja nie jestem w lapie... ale szuram golymi zebrami o trawe, wiec nie jest za

fajnie...>

<P_aul> z ziemi wyroslo kolejne pnacze, tym razem przed Utherem

<Taren> Prubuje je powstrzymać

<Uther> <ha ha>

<P_aul> <ktos wie, co sie stalo z Rojem?>

* Corvin śmieje się

<Uther> Uchylam się tak by pnącze trafiło w łapę

<Corvin> <11 min.>

<Taren> <Miał być koło mnie, ale nic o nim nie napisałeś>

<Deathsinger> <eee... czy mi sie wydaje czy tez Face moze ruszac tylko glowa? przypomina mi sie taki

dowcip czarny... opowiem go wam jutro>

<P_aul> W tym momencie Roj zaatakowal szamana na sekunde wytracajc go z koncentracji. Na chwile uscisk

lap sie poluznil...

<Corvin> <Równie dobrze możesz teraz...>

<Taren> Wyrywam się błyskawicznie i próbuję przebic go lask ą

<Corvin> Staram się wyrwać i udusić szamana. Gołymi rękoma...

<Uther> Korzystając z okazji podbiegam do szamana z

<Uther> zdzielając go po głowie ciosem pięsci

<Uther> <próbuje oczywiscie>

<P_aul> Corvin zacisnal swe dlonie na cienkiej szyi. Na twarz spadlo uderzenie stalowej rekawicy. Przez

cialo przebil sie ostry, pelen kolcow kij...

* Corvin uśmiecha się do szamana

<Taren> <auć>

<P_aul> Corvin - patrzysz mu prosto w oczy. Widzisz w nich strach

<Corvin> - Idź do Otchłani... Na mnie nie czekaj...

<Taren> zagłębiam i przekręcam kij

<P_aul> Zycie powoli go opuscilo...

<Uther> Szukam jakichś artefaktów, które pomogłyby w walce z goblinami.

<Corvin> Zaciskam ręce do końca. Upewniam się potrząsając nim jak lalką...

<Deathsinger> <zlam mu kark do kompletu>

<Corvin> <To będzie dalej....

<Corvin> >

<Taren> Wyciągam laskę z truchła

<P_aul> Corvin - slaby kark peka pod twoim usciskiem

<Corvin> Kładę ciało na ziemię... Nie. Rzucam nim o ziemię...

<Corvin> I rozwalam obcasem czaszkę...

<Uther> <co z tymi artefaktami?>

<P_aul> Rozgladacie sie wokol. Poki magia szamana wspierala armie goblinow ci mieli przewage, teraz

jednak paladyni szybko koncza dzielo

<Corvin> <Nie niszcz chwili...>

<Corvin> <6 min.>

<Deathsinger> spogladam na zwyciestwo mych towarzyszy... poprzez krew... poprzez pot... poprzez lzy

wscieklosci i bolu... usmiecham sie... i ponownie trace swiadomosci... Kelemvorze... zabierz mnie do

siebie...

<P_aul> Ut - szaman nie ma przy sobie nic, poza laska

<Deathsinger> <Corvin - zgwalc jeszcze jego zwloki do kompletu>

<Corvin> <Nie. Ale szkoda, że to nie kobieta, to fakt...>

<Uther> Podbiegam do umierającego Piewcy i leczę go czarami.

<Taren> Ruszam w stronę Piewcy muwiąc jednocześnie do Uthera - Chodż tu i pomóż mi

<P_aul> wyczuwasz jednak, ze jego dusza, odchodzaca do otchlani byla powiazana z wieloma mrocznymi

istotami, dzieki czemu mial on ogromna moc

<Taren> Wspomagam czary paladyna

<P_aul> Deathsinger - poraz kolejny nie udalo ci sie zginac... czujesz lagodne cieplo zaklec

leczniczych

* Corvin wzrusza ramionami i podchodzi do leżących

<Corvin> - Dobra... Zrobiłem swoje - patrzę na trupa szamana. - Pora na was...

<P_aul> Pojawila sie tez druidka. Jest ranna i bardzo smutna

<Uther> -Wyciągam miecz broniąc się przed ewentualnym atakiem Wygnanca.

<Corvin> Odsuwam się obserwując ją spode łba...

<P_aul> Bitwa wlasciwie juz sie skonczyla

<Corvin> <P_aul - kolor włosu i oczu?>

<Corvin> <wł

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Corvin> <P_aul - kolor włosu i oczu?>

<Corvin> <włosów*>

<P_aul> dobra, happy enda dopiszemy kiedy indziej

<P_aul> teraz swieci

<Corvin> <Taa... 2 min.>

-

<P_aul> KONIEC

Osobistości:

futrzanostopa - Znana jako Podróżniczka_Między_Sferami lub Ta-Która-Widzi. Straszliwa bogini, która może rywalizować nawet z Panią Udręki. W przygodzie udziału, co prawda, nie bierze, ale pomijanie jej byłoby szczytem głupoty...

P_aul - Mistrz Gry, który ma nieszczęście prowadzić tę bandę cwaniaków, którzy mają się za bohaterów. Bohaterowie? Mylą się. Nawet nie wiedzą jak bardzo...

Corvin - Upadły Paladyn. Nie lęka się śmierci, filozoficznych rozważań o nadziei, Czerwonych Magów z Thay i czego tam sobie chcesz... Nie wierzy w nadzieję, szuka zdrady na każdym kroku. Nawet tam, gdzie jej nie ma. Gotów zawrzeć pakt z diabłem. Tylko po to, by dzięki temu móc go później zniszczyć. Wszak cel uświęca środki...

Ulfgar - Zaklinacz w zbroi, co częstokroć kończyło się dla niego niezbyt szczęśliwie... Gorąca głowa posiadającą przeogromną paletę czarów, umiejętność wyprowadzenia z równowagi Mistrza Gry i uzbrojony w motto "najpierw działać, potem myśleć". Jest to zatrważający przeciwnik. Głównie dla siebie i swoich sojuszników...

Uther - Paladyn. Odziany w metal wojownik, który nie lęka się bitwy. Wchodzi pierwszy, zazwyczaj bez jasno sprecyzowanego planu działania. Nieczuły na delikatne rozważania filozoficzno-egzystencjonalne. Niecierpliwy i pochopny, choć przydatny w walce. Czasem...

Deathsinger - Jedyny z całej piątki graczy, który nie wahał się poruszyć trudnych mentalnie rozmów na temat nadziei. Ken-sai powalający wrogów mocą swej wiary. Towarzyszy mu przy tym jego nieodłączna towarzyszka - kosa, gotowa ścinać głowy każdemu, kto stanie jej na drodze. Posiadacz tego zabójczego narzędzie ma obsesję na punkcie świeczek. Nadziei...

Taren - Druid. Głos rozsądku, który równoważy nieco dwa inne charaktery w tej drużynie straceńców... Najmniej rozmowny ze wszystkich. Przynajmniej ma choć na tyle przywoitości, by nie wtrącać się w poważne filozoficzno-egzystencjonalne dysputy o nadziei...

To jest część trzecia. Druga będzie... Kiedy P_aulowi zechce się ją wrzucić.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po raz kolejny udało się rozegrać całkiem niezłą sesję w klimatach FR, pomimo że to była prawdziwa improwizacja, a sama chęć robienia SO zrodziła się dopiero w czwartek. Widać nie zawsze przygotowania muszą być konieczne żeby zabawa się udała.

Gracze:

Lokkus(P_aul) - niebieski

Corvin(Holy.Death) - czerwony

Taren(MJanek) - zielony

Eldahast(Spellcaster) - fioletowy

Graczy nie będę opisywał. Po to są karty na dyskusjach żeby każdy mógł sobie sprawdzić kto kim jest.

MG - Bono(FaceDancer) - pomarańczowy

<Bono> START

<Eldahast> brzmi jak nasze Silvermoon z GR :D

<Bono> <nas

<Bono> <nawiasy!>

* Eldahast chrząka, czekając na poczatek sesji i zamieniając się w słuch

<Eldahast> co nawiasy? Nie znam tutejszej polityki rozmów sesyjnych

<Eldahast> kiedy pisze się w nawiasach?

<Bono> <oh lord, give me patience!>

<Corvin> <Nawiasy jak chcesz coś pozasesyjnie. Sesyjnie bez>

<Bono> < a sesyjnie mowisz wtedy jak MG ci napisze>

<Corvin> <Albo rozmawiasz z innymi>

<Lokkus> <ja zwarty i gotowy!>

<Eldahast> <gotowy jak nigdy>

<Taren> <a ja jak zawsze >

<Corvin> <Po prostu to zróbmy.>

<Bono> Eld - Chcąc przysłużyć się Lathanderowi i mieszkańcom Amn udałeś się na południe. Słyszałeś o

grasujących tam bandach Gnolli, które co jakiś czas nękają mieszkańców. Z mocnym postanowiem wyruszyłeś

na ratunek.

<Lokkus> <heh dwoch kaplanow, druid i byly paladyn...>

<Bono> <a ja tez paladyn jestem :)>

<Corvin> <Były inkwizytor...>

<Lokkus> <delikatnie sugeruje, zebys odciagnal fabule od glownych "watkow" tzn. Zhentow, medalionu Mava

itd.>

<Bono> L+T - po pokonaniu Zentharimow i zapobiegnieciu wojny pomiedzy Zakonami wasza druzyna sie

rozdzielila.

<Lokkus> <acha - jedna rzecz, ktorej nie zdazylem dopisac ostatnim razem!>

<Corvin> <Czary?>

<Lokkus> <poniewaz niziolek zginal, Taren zostal poproszony o przewodzenie Kregowi>

<Bono> L+T - Piewca udał się w nieznanym kierunku, zas Uther pozostał we Wrotach doglądając liżących rany

Helmitów.

<Eldahast> <milo...potężne druidzisko...>

<Lokkus> <nie potezne, ale zasluzone :D>

<Taren> <tja...>

<Taren> <ale raczej nie będę mugł zrobić akcji jak pod Helmowym Jarem? :)>

<Corvin> <Nie pamiętam, by był tam jakiś druid...>

<Bono> Lokkus - Zapytany o pomoc przez druida, nowego zwierzchnika Kręgu w Północnych Lasach nie wahałeś

się ani chwili. Będzie bitka, będą trupy, poleje się krew. Czego Tempus chciałby więcej?

<Taren> <chodziło mi o podprowadzenie lasu>

<Corvin> <To Entowie zrobili sami>

<Corvin> <Bez "druidów". Raczej sami.. hm... Huornowie>

<Taren> <wiem>

<Taren> <chodziło mi o sam pomysł>

<Corvin> <Szansa 1:10000000, że możesz>

<Eldahast> <no ale tu nie Władca, tu Druidzi musza sikac na drzewa, że poprawnie rosły>

<Bono> Taren - Twój Rój dziwnie się ostatnio zachowywał, a ty sam przezywałeś ciezkie dni po zwyciestwie

nad Zhentarimami. Nie mogłeś zasnąć. Co noc budziły cię koszmary. Jeden z nich pojawiał się z niezwyklą

częstotliwością. Śmiejąca się urwana od ciała głowa Gnolla.

<Eldahast> <milutko>

<Taren> <hmmm...>

<Taren> <przydał by się sennik, albo jakaś dobra wróżka>

<Bono> Taren - Głowa ta rzucała się na twoją twarz starając się przyszpilić do twojej szyi. Postanowiłeś

działać. Paladyni mieli pomóc w ochronie Kręgu podczas twojej nieobecności. W Kręgu akurat przebywał

kaplan Tempusa. Zaproponowałeś mu wspolna podróz. Idziecie na północ od Wrót, lasy które są już po

drugiej granicy są waszym celem. Z królestwa Amn zbliża się cień.

<Bono> Corvin - Ostatnio paladyni upodobali sobie nękać cię. Ci głupcy są słabi, ale niezmiernie uciazliwi.

Wiedząc że lepiej nie kusić losu udałeś się do Amn. Tam cię jeszcze nie znają więc będziesz miał spokój.

<Bono> <ok>

<Lokkus> <jeszcze jedno, bo nie pamietam - czy my sie znamy z Corvinem?>

<Bono> <Taren jest na razie kluczowa postacia>

<Lokkus> <:D>

<Corvin> <Chyba tak. O ile to po bitwie, w której brałem udział>

<Corvin> <Ale chyba nie osobiście>

<Lokkus> <tej miedzy paladynami?>

<Corvin> <Jak były te dłonie>

<Corvin> <I niziołek zginął, a ja z szamana wydusiłem życie własnymi rękoma>

<Taren> <ale w zapobiegnięciu walce pomiędzy zakonami chyba udziału nie brałeś, prawda?>

<Lokkus> <aaa>

<Bono> <Corvn - mozna powiedziec ze gdy doszlo do nich kim jestes to stales sie wrogiem>

<Corvin> <Lubię sobie powspominać jak go zabiłem...>

<Corvin> <Taren - Nie sądzę>

<Lokkus> <to osobiscie sie nie znamy... bo Lokkus pojawil sie tylk ojako guest star w tamtej sesji i

wyleczyl Tarena>

<Taren> <tak myślałem>

<Eldahast> <jakby co, ja ciagle tu jestem i chłonę...>

<Corvin> <Daj mu czas.>

<Lokkus> <Spell - nie oczekuj zbyt wiele... tempo jest i tak dosc szybkie...>

<Eldahast> <nie nie, rozumiem, odzywam się jeno, żeby dac znac, że ciagle tu jestem>

<Corvin> <Poczytaj sobie komiks z przerwami>

<Eldahast> <właśnie to robię :D>

<Lokkus> <ja przegladam JM>

<Bono> Eld - Szedłeś spokojnie drogą, dzień był piękny, wszędzie dookoła kwitło życie. Zachwycając się

urokami natury zapomniałeś o środkach bezpieczeństwa. Wpadłeś w pułapkę zastawioną na nieostrożnych

podróżnych. Lina owinęła się dookoła twojej nogi po czym poleciałeś 2 metry w góre.

<Corvin> <Was das, wujku?>

<Lokkus> <JoeMonster>

<Eldahast> <szlag>

<Lokkus> <polecam pierwszy artykul z dzisiaj:D>

<Eldahast> <ciekawym, kto ją zastawił>

<Bono> Corvin - Zacierając tropy przed grupą pościgową Sir Norringtona usłyszałeś kroki. Szybko wskoczyłeś

w najbliższe krzaki. Twoim oczom ukazało się dwóch podróżnych. Jeden z nich miał na piersi symbol

Lathandera, drugiego nie dostrzegłeś wyraźnie ale widać było że jest dobrze uzbrojony.

<Lokkus> <Lathandera?>

<Corvin> <Jakiś powód, dla którego miałbym ich zabić?>

<Lokkus> - Tarenie, jak tam nowa praca?

<Corvin> <I - jeśli to nie było dawno - to powinienem ich rozpoznać, nie?>

<Lokkus> <czy moze to nie my?>

<Bono> L+T - Idziecie sciężką. Wszystko wydaje się w porządku. Tarena męczą ciągłe koszmary. Jest

strzępkiem człowieka. Nie może normalnie wypocząć.

<Eldahast> <dranie! Okradli mnie i zdarli ubranie...>

<Corvin> <Pan Poranku to Lathander?>

<Eldahast> <tak>

<Eldahast> <taka ksywa, mama go tak nazywała>

<Corvin> <No to pewnie strój wujkowi nie pasuje>

<Taren> - Mam wiele nowych obowiązków

<Eldahast> <:P>

<Bono> <Napisałem ze Lokkusa nie dostrzegles. Masz z tym jakis problem?>

<Corvin> <Raczej brak powodu, dla którego miałbym wyskoczyć>

<Lokkus> - Martwia mnie te twoje koszmary. Jak znam zycie to Bogowie chca nam cos przekazac. Sluzyc im to

jedno, ale nie lubie robic za ich marionetki...

<Corvin> <Nie napadam na podróżnych. Napadam na tych, którzy napadają na podróżnych. To różnica>

<Bono> Corvin - kiedy podróżni mijali twoja kryjowke rozpoznałeś znajomy głos.

<Eldahast> < to gdzie ja w koncu jestem? Wisze na gałezi czy ide obok zbrojnego, hym?>

<Taren> - Podejrzewam, że jest to ostrzeżenie

<Corvin> <Znam wielu ludzi. Nie wszyscy są mili

<Corvin> <Poza tym ciekawi mnie, który konkretnie moment słyszę...>

<Taren> - Niedawne wydażenia mogą być jedynie wstępem do czegoś znacznie gorszego..

<Bono> Kogoś z kim niedawno walczyłeś ramię w ramię. Może twój stary przyjaciel pomógłby ci w bezpiecznym

dotarciu do Amn?

<Taren> <zaraz, a gdzie ja właściwie jestem?>

<Bono> <Eld - jak mozesz gadac ze zbrojnym? miales wyrazny wpis. Na razie wisisz na linie w górze. Jak

chcesz to mozesz sprobowac sie jakos uwolnic.>

<Lokkus> <Face - cos pokopales chyba...>

<Corvin> - Masz na myśli spotkanie ze mną? - decyduję się na wyjście z krzaków.

<Lokkus> <ja jestem kaplanem Tempusa, tak dla ustalenia uwagi...>

<Bono> <Taren - idziecie z Lokkusem sciezka>

<Taren> <bo Corvin dostrzegł kogoś z symbolem Lathandera i kogoś dobrze uzbrojonego>

<Taren> <aha>

<Eldahast> <no tak, ale potem piszesz, ze ide...bo Lokkus słuzy tempousowi, nie Lathanderowi>

<Bono> <a masz topor?>

<Lokkus> <ano mam, ponadto lekka zbrooje i tarcze>

<Taren> <ja mam kij>

<Bono> <srry moj blad>

<Corvin> <To znam obu>

<Bono> <to zauwazyles Tarena>

<Lokkus> <i dyndajacy symbol Tempusa na piersi>

<Bono> <dobra kontynuujmy>

<Lokkus> <Corvin - z Lokkim nigdy sie nie spotkales ;)>

<Eldahast> <Mruczę pod nosem przekleństwa, rozglądam się, czy nie ma sprawców tej napasci w zasięgu wzroku,

a jesli nie, to siegam po nóż i staram się odciąć linę>

<Corvin> <Fakt. Spotkałem się z Tarenem>

<Lokkus> <bez <> >

<Corvin> <Po co nawias, Spell?>

<Bono> <chodzilo mi o to ze zauwazyles Lokkusa ale napisalem przypadkowo o Lathanderze>

<Eldahast> <aaa...wybacz>

<Eldahast> Mruczę pod nosem przekleństwa, rozglądam się, czy nie ma sprawców tej napasci w zasięgu wzroku,

a jesli nie, to siegam po nóż i staram się odciąć linę

<Bono> <dobra teraz sobie pogadac mozecie>

<Lokkus> <dzieki ;p>

<Bono> Eld - Nikogo w poblizu nie ma. Jednak bardzo ciezko ci jest wyciagnac noz i dosiegnac do liny.

Zastanawiasz sie czy przeciecie liny wiszac na wysokosci kilku metrów glowa w dol bedzie rozsadne.

<Bono> <nie wiem na co tak czekacie>

<Corvin> <Ja zacząłem. Czekam na reakcję.>

<Taren> <to już wyszedłeś?>

<Bono> <Taren> - Niedawne wydażenia mogą być jedynie wstępem do czegoś znacznie gorszego..

<Corvin> <Look up, look up>

<Taren> <przegapiłem>

<Eldahast> Po wysiłku związanym z sięgnięciem po nóż zmieniam taktykę. Próbuję się rozbujać i chwycić liny

rękami

<Bono> <Corvin> - Masz na myśli spotkanie ze mną? - decyduję się na wyjście z krzaków.

<Taren> <mój błąd>

<Corvin> <Zgadzam się>

<Bono> Eld - bujasz się coraz mocniej po czym słyszysz trzask łamanej gałęzi. Z hukiem padasz na sciężkę.

<Taren> - To TY?! - zdziwienie walczy we mnie z zniesmaczeniem

<Taren> <ze*>

<Eldahast> <coś mi sie stało?>

<Lokkus> Przygladam sie uwaznie postaci, ktora wylonila sie z krzakow

<Bono> L+T+C - nagle tuż przed wami na ziemie spada półelf w szacie z symbolem Lathandera na piersi

<Corvin> - Jak widać...

<Taren> <lol>

<Lokkus> spogladam z udawanym zaskoczeniem w niebo

<Eldahast> <ale ja się rozgladałem czy nikogo nie ma! I winienem słyszec rozmowę...>

<Eldahast> <jesli byłem tuż nad nimi>

<Lokkus> - Dziwne, twoi druidzi nie zapowiadali na dzisiaj opadow elfow, Tarenie

<Eldahast> <ale co tam>

<Bono> <jak zaczeles sie juz bujac to nieslyszales>

<Eldahast> <rozumiem>

<Taren> - Myślałem że po walce wysłano za tobą pościg...

<Eldahast> Staje szybko na nogi, wyciagam miecz i krzyczę - Nie dam wam złota!

<Taren> - A ty co za jeden - zwracam się ostro w stronę elfa

<Bono> <no tak, ktos spada z nieba a Taren jak gdyby nigdy nic...>

<Corvin> Ignorując elfa: - Aż tak mnie nie lubią?

<Lokkus> - to sie swietnie sklada, bo my nie chcemy zlota od ciebie

<Taren> <po walce ze smokoliczem nic mnie już nie zaskoczy...>

<Eldahast> Przestrach miesza sie ze zdziwieniem na mojej twarzy. - To czego checie?

<Bono> <to nie jest elf!>

<Taren> <dziwisz im się? Przecież to paladyni, święci wojownicy

<Taren> <bez nawiasu>

<Eldahast> <półelf, jesli łaska, panowie...choć nie widac przecie na pierwszy rzut oka>

<Lokkus> <exactly...>

<Corvin> - Święci, pustogłowi, ślepi. Wszystko się zgadza.

<Bono> <i tak szybko to wszystko zrobilem>

<Lokkus> - Poki co chcielismy po prostu zdazac dalej ta sciezka, ale nagle pojawienie sie az dwoch postaci

nam to uniemozliwilo

<Lokkus> - Moglbys mnie przedstawic Tarenie

<Eldahast> Opuszczam gardę i patrzę z lekkim otepieniem na nieznajomych

<Taren> - Lokkusie, oto Corvin. Corvinie Lokkus

<Eldahast> Cholerne pułapki - mrucze pod nosem, ale jeszcze nie chowam miecza

<Corvin> - A ty? Kim jesteś? - zwracam się do nieznajomego, który spadł z niebios.

<Eldahast> Czy to jakieś tajne zebranie, na które dostałem zaproszenie nie wiedząc o tym? - jestem

całkowicie zdumiony

<Eldahast> Eldahast...Eldahast Turncoat...Corvinie, tak?

<Corvin> - Bardziej interesowałaby mnie twoja... profesja - pytam z błyskiem w oku.

<Taren> - I pracodawca... - dodaję

<Eldahast> Mierzę wzrokiem nieznajomych od stóp do głów, próbując wyciągnąc z samego wyglądu jak najwięcej

<Lokkus> Zauwazam znak na ubraniu "przybysza". - Ach, kaplan Pana Poranka.

<Eldahast> Dostrzegam emblemat Tempus i wzdycham z ulgą wewnątrz siebie...chyba nie mają złych zamiarów

<Bono> Corvin - twoje wprawne oko dostrzega dziwne slady. Jakby po walce. ktos musial sie natrudzic żeby je

ukryc. Slady prowadza do pobliskich krzakow.

<Eldahast> Ach, kapłan Bitewnej Furii

<Bono> <Lokkus masz jakis emblemat?>

<Corvin> <Dynda mu na piersi>

<Lokkus> <tak, jako naszyjnik>

<Bono> <ok>

<Lokkus> <konkretniej - prosty rzemien, na koncu ktorego jest zawieszona charakterystyczna tarcza z

symbolem miecza>

<Corvin> - Masz coś przeciwko, jeśli sprawdzimy te krzewy? - wskazuję na miejsce, które dostrzegłem.

<Eldahast> Chowam miecz - Wybaczcie przyjaciele, tą nagłą agresję, ale nie codzień spadam z nieba na

ludzi...

<Lokkus> - Nieudana teleportacja, czy tylko zwykly pech przy wspinaczce po drzewie?

<Taren> Wysyłam Rój w tamtą stronę prosząc, aby podleciał do nich od tyłu

<Eldahast> Pech, przyjacielu. Pech. Jakieś łotry zastawiły pułapkę, czekały czekał i chyba z nudów posżły,

a pułapka została

<Bono> Taren - Rój sygnalizuje, że za krzakami nie czai się, żadne niebezpieczeństwo.

<Eldahast> Wystrzeliłem w niebo jak z procy...a potem spadłem na ziemię jak kamień. Na was

<Taren> - W krzakach nikogo nie ma

<Corvin> - Coś tam jest... - kieruję się w kierunku buszu.

<Eldahast> Odsuwam się trochę od Tarena, uwaznie obserwując jego prszczoły

<Lokkus> - Coz, milo sie rozmawialo, ale chyba czas nam isc dalej? Moze nas wlasnie omijac jakas bitwa

<Eldahast> <własnie, Face, czy ja ruszałem do, czy Z Amn?>

<Lokkus> Na slowa Corvina na wszelki wypadek wzialem w dlon topor. - A moze jakas bitwa czeka wlasnie tutaj?

<Corvin> - Brak ci cierpliwości - rzucam w odpowiedzi nie odwracając się.

* Corvin przeszukuje krzewy.

<Eldahast> Otrzepuje sie ostentacyjnie i trzymam sie z tylu, probujac dokładniej dowiedzieć się, cóż to za

ludzie

<Taren> Wysyła Rój aby rozejrzał się po okolicy

<Bono> Corvin - przechodzac przez gestwine nagle wpadasz na głowę przywiązaną do liny, zwisającą z konarów

drzew powyżej. Szybko dostrzegasz zdekapitowane ciało i jeszcze dwa inne, pozbawione kilku członków.

<Corvin> Oglądam uważnie znalezisko.

<Eldahast> Ponownie wyciągam ostrze z pochwy

<Corvin> - Ktoś cię wyprzedził, rzeźniku. I świetnie wykonał swoją robotę, muszę rzec... - mówię do kapłana

Tempusa

<Eldahast> <jaka jest pora dnia, drogi Mistrzu?>

<Bono> Corvin - Postacie, a raczej to co z nich pozostało były odziane w brunatne, pozszywane łachmany.

Wygląda na to, że wypatrywali gościńca kiedy coś ich zaskoczyło.

<Eldahast> Niezbyt przyjemny widok...

<Bono> <dzien>

<Taren> - Kimkolwiek byli, niech ich dusze spoczywają w pokoju...

<Eldahast> <ale ranek, południe, wieczór, późny wieczór?>

<Bono> <troche po poludniu>

<Lokkus> - To zadna radosc dla mnie - odpowiadam - Widziec ludzi zabitych z okrucienstwa.

<Lokkus> - Co innego zabijac w bitwie, a co innego po prostu mordowac.

<Corvin> - Gdyby takich ludzi nie było, to nie znalazłbyś mnie tutaj.

<Eldahast> Moze to ludzie, którzy zaczaili się z ta pułapką, w która wpadłem?

* POLIPOLIK has joined #sesja_rpg

<Corvin> - Poza tym... - wzruszam ramionami - Nic nie wskazuje na to, że musieli zginąć z ręki ludzi.

<Bono> <ech!>

<Eldahast> Ale kto ich dopadł? I po co tak zbeszcześcił ciała?

<Lokkus> <Spell - pisz prosze wypowiedzi po myslnikach, bo nie wiem czy mowisz czy myslisz...>

<Eldahast> <wybacz>

<Corvin> - Tego musimy się dowiedzieć...

<Bono> Corvin - pal na, który została wbita głowa wydaje ci się intersujący.

<Lokkus> - Nie wazne kto ich zabil, wazne, ze to niepotrzebna smierc. Eldahascie, wydaje sie, ze pochodzisz

z tych stron. Czy byly tu ostatnio jakies klopoty?

* Corvin ogląda uważnie pal.

<Lokkus> <Polip - spozniles sie, przykro mi ;p>

* Eldahast próbuje przypomniec sobie wszystkie tak pilnie wysłuchiwane plotki, historyjki i anegdoty z tych

stron

<Corvin> <Dla przypomnienia - jak spotkamy kobietę, to chcę znać jej oczy i włosy. Ze względów odgrywania

postaci.>

<Bono> Corvin - teraz dostrzegasz dokładnie na co wbita jest głowa. To nie pal tylko halabarda postawiona

na sztorc. Halabarda ta ma ostrze przypominające lekko kosę.

<Bono> <Eld - a pamietasz pierwszy wpis po co tu przyszedles?>

* Corvin skupia się na głowie, czy mu kogoś nie przypomina...

<Eldahast> <gnolle>

<Bono> Corvin - głowa jest już bardzo uszkodzona, zapewne jej właściciel był zwykłą szelmą, nie znaleś go

<Eldahast> - Hmm...tak. Słyszałem, że okoliczne wioski często trapione są przez napady gnollli. Dlatego

własnie tu jestem

<Bono> <Eld - to sprawdz dokladnie co tam bylo napisane>

<Taren> - Gnolli!?

<Lokkus> Na te slowa spojrzalem zaskoczony na Tarena

<Lokkus> - Gnoli?

<Eldahast> Patrzy zdziwiony na reakcje kompanów

<Eldahast> - Tak...gnolli

* Corvin zdejmuje delikatnie głowę z pala i sprawdza jeszcze raz w jaki sposób ją nabito i na co.

<Bono> <Corvin - nie przesadzaj bo sie zaraz potkniesz i wpadniesz na pal>

<Taren> Zwracam się w stronę Lokkusa - Tak ja myślałem. To była przepowiednia.

<Taren> <jak*>

<Corvin> <Nie chcę, by coś mi umknęło>

<Bono> <daruj sobie tąs

<Lokkus> Zdejmuje z plecow tarcze i przypinam ja do lewej reki. - Chyba bedziemy mieli dzisiaj msze ku czci

Pana Bitwy

<Bono> <tą szczegółowość>

<Eldahast> Przepowiednia - to słowo zwraca moją uwagę, ciekawość...i rządzę wiedzy

<Taren> <zawodowa ciekawość? :)>

<Eldahast> - Przepowiednia? Jaka przepowiednia?

<Corvin> <rządzę? Chyba żądzę?>

<Eldahast> <eee....tak :P>

<Lokkus> - przyprowadzily nas tu tajemnicze sny mego przyjaciela

<Lokkus> - Sny dotyczace Gnolli wlasnie

<Corvin> - Dotyczące tego? Rzucam pod stopy Tarena znalezioną głowę.

<Bono> Corvin - teraz wydaje się jasne, że ta halabarda to broń jaką zwykle posługują się Gnolle

<Taren> - sny nie były jasne... ale jest to prawdopodobne

<Eldahast> - Hmm...to nie zbieg okoliczności. Nic nie dzieje się przypadkiem. I nie było przypadkiem, iż

się tu spodkaliśmy, przyjaciele. Bogowie szykują dla nas test

<Lokkus> - Oczywiscie to moze byc przypadek, ale nie wierze w przypadki, gdy spotykaja sie trzy wierne

slugi bogow

<Corvin> - Może ktoś CHCE, byśmy myśleli, że to wina Gnolli?

* POLIPOLIK has quit IRC (Quit: (why))

<Eldahast> - Niby czemu? Po co zwalac winę na kogoś, kto i tak winą polan jest cały?

<Taren> Przypominam sobie atak na obóz goblinów - Tego również nie można wykluczyć

<Corvin> - Żeby umknąć sprawiedzliwości...

<Taren> - Lub wywołać wojne wyniszczającą obie strony...

<Eldahast> - Cóż, nie możemy i tego wykluczyć

<Lokkus> - Nie dowiemy sie, poki tego nie sprawdzimy. Ktos jest doswiadczony mtropicielem?

* Corvin patrzę na półelfa

<Eldahast> - Ale na razie trzymajmy się faktów. Nie doszukujmy się symboli tam, gdzie być może ich nie ma

<Lokkus> - A wojna nigdy nie jest wyniszczajaca. Co najwyzej oczyszczajaca

<Corvin> - Czemu kapłan Lathandera łazi po drzewach?

<Bono> Grupa - z traktu zaczynają dobiegać was dziwne odgłosy - jakby krzyki.

* Eldahast owi przechodza ciarki pod spojrzeniem Corvina

<Taren> - gdy dwie strony walczą, nawzajem się osłabiaja, a to może to wykożystać ktoś trzeci.

<Lokkus> - A dohbra bitka ozezwiajaca - dodaje i ruszam w kierunku, skad slychac krzyki

<Eldahast> Wciąż z mieczem w ręku biegnę za Lokkusem

<Corvin> Ruszam za tymi dwoma

<Taren> - Wysyłam w tamtą stronę Rój, aby zorientowac się w sytuacji

<Taren> <nie powiedziałem tego>

<Taren> Ruszam za resztą

<Bono> Zauważacie człowieka, w purpurowych szatach. Biegnie panicznie uciekając przed dwoma masywnymi

Gnollami dzierżącymi halabardy.

<Eldahast> Jestem gotowy na atak z zaskoczenia, rozgladam się cuzjnie

<Corvin> Jedną ręką staram się pochwycić drzewce, a drugą walnąć rękojeścią broni w głowę gnolla.

<Eldahast> - Tutaj! Uciekaj człowieku! - krzyczę

<Lokkus> "To chyba rozwiazuje dylematy" mrucze pod nosem, po czym ruszam na Gnolle jednoczesnie

wypowiadajac slowa modlitwy, ktora doda sil moim miesniom

<Corvin> - Zostaw jednego.

<Eldahast> krzycze biegnąć w stronę gnolli.

<Taren> - Trochę je zdezorientuję - mówię szeptem i nakazuję rojowi atak

<Bono> Gnolle rzucają się w waszą stronę ignorując ściganego.

<Eldahast> Staram się zaszarżować jednego, po czym tuż przed nim dać susa w bok i zajśc go od tyłu

<Taren> Przyzywam również magiczne pędy mające związac im nogi

<Eldahast> <związać im...i nam>

<Taren> potem chwytam mocniej laskę, która momentalnie pokrywa się kolcami i cierniami

<Bono> Gnolle zostaja spowolnione, ale o dziwo, nie tracą rezonu. Dostrzegacie w ich oczach furie. Jeden z

nich przebija sie chcac zadac cios Tarenowi.

<Eldahast> < czy one sa poddane twej woli? Jeśli dobrze pamiętam, to nie>

<Corvin> <Spell - Nie chciałbym widzieć tu Greenday'a...>

<Eldahast> <to znaczy?>

<Corvin> <Och, zdarzają mu się różne rzeczy. Pędy możesz przeboleć, uwierz mi.>

<Taren> Odskakuję w bok prubując jednocześnie zablokowac atak laską

<Lokkus> <Spell - ech na poczatk uzapomnialem ,ze zaklecie oplatania dziala na wszystkich, potem juz

zostawilismy zasade, ze Janek moze kontrolowac pedy...>

<Eldahast> <wciąż nierozumiem...fanatyk mechanizmu..mięsa DnD?>

<Eldahast> <aha...rozumiem i szanuję>

<Corvin> <Gra raczej żałośnie. I nie skupia się na dialogach. I ma DAR...>

<Eldahast> <czy mój manewr się powiódł?>

<Eldahast> <DAR..?>

<Lokkus> <przeciwnie, to zaklinacz (sorcerer bodaj...) o tak ogromnej ilosci czarow, ze niejeden czarodziej

by pozazdroscil... ponadto nie zna zasad dzialania polowy z nich>

<Corvin> <DAR. Ma dar wnerwiania P_aula.>

<Bono> Eld - Gnoll cie zlekceważył i zaatakował Tarena

<Corvin> Jedną ręką staram się pochwycić drzewce, a drugą walnąć rękojeścią broni w głowę gnolla.

<Eldahast> <bogowie, strzezcie nas>

<Lokkus> Udezam toporem z gory. Gnoll sprobowal zablokowac, ale cios przecial drzewce halabardy i ostrze

wbilo sie gleboko w bark potwora

<Eldahast> Świetnie, próbuję go flankować i wsadzić moją klingę po samą rękojeść w jego śmierdzących

kałdunach

<Bono> <Paul - co robisz?>

<Lokkus> <napisalem ;p>

<Bono> <i co napisales?>

<Corvin> <A skąd wiesz, że ci się powiodło?>

<Lokkus> <chyba ze nie podoba ci sie, ze go zranilem, to na drugi raz bede pisal w niedokonanym...>

<Lokkus> <bo poki co nie odpowiedziales NIKOMU na ich akcje>

<Bono> Corvin - Gnoll jest zbyt wysoki, nie dosiegasz rekojescia miecza do jego glowy.

<Eldahast> Celuję w kregi szyjne

<Bono> <przeciez caly czas odpisuje>

<Bono> Eld - Trafiasz. Potwór ginie na miejscu.

<Corvin> <Opisz mi te Gnolle...>

<Eldahast> <mi odpowiedział>

<Lokkus> <nie bardzo, ja i Spell atakuje gnolle, a te jak gdyby nigdy nic sobie przebiegaja, by zaatakowac

Janka... a my im uprzejmie ustapilismy, right?>

<Bono> <Widziałeś Gnolle z Baldursa?>

<Eldahast> <gnolle z BG sucks...>

<Corvin> <Zapomniałem o ich istnieniu.>

<Eldahast> <przynajmniej wizualnie>

<Lokkus> <indeed they suck :D>

<Corvin> <I już zupełnie nie pamiętam jak wyglądały.>

<Eldahast> <szczudłowate pokraki, o dwie głowy za wysokie>

<Lokkus> <takie wysokie, hienowate bestie>

<Bono> Lokkus - Gnoll z oromną siłą odrzucił cię w bok. Zaczął mocnymi ciosami atakować druida.

<Corvin> <Ach. Już mam.>

<Corvin> Próbuję przebić mieczem gardło Gnolla.

<Taren> rzucam na siebie korową skórę

<Lokkus> <wlasciwie to ile ich jest? Mialy byc dwa, jeden padl...>

<Eldahast> < jeden atakuje Tarena...a drugi?>

<Bono> Corvin - klinga wbija się głęboko, krew płynie obficie z rany. Bestia pada na ziemię.

<Taren> unikając jego ciosów staram się znaleść słaby punkt w jego pancerzu

<Corvin> Wyciągam ostrze i rozgląam się za kolejnym.

<Eldahast> <a co z moim ciosem? Czy się powiódł? Przypominam, że celowałem w szyję...sztych>

<Bono> <Gnolle nie zyja>

<Lokkus> <urra>

<Bono> <byly 2>

<Corvin> - Szkoda, że nie żyją... Miałem do nich parę pytań.

<Eldahast> < co, JUŻ? A co z drugim?>

<Lokkus> <sam go zabiles!>

<Bono> <jak Taren odpieral jednego to go Corvin zabil>

* Corvin klęka przy swoim Gnollu

* Corvin sprawdza czy jeszcze dycha

<Eldahast> <haha..przy "swoim"

<Eldahast> gnollu :P>

<Taren> wygładzam swoją laskę i rozglądam się w poszukiwaniu uciekiniera

<Lokkus> Podchodze do Corvina, jesli Gnoll jeszcze nie umarl, jestem gotow uzyc zaklecia leczacego, aby

ustabilizowac jego stan... bedzie mozna przepytac...

<Eldahast> chowam brudną od krwi klingę i także rozglądam się za człowiekiem w purpurze - Hop Hop! Już jest

bezpiecznie!

<Eldahast> - Możesz wyjść!

<Bono> Taren - Człowiek wygląda na niezle przestraszonego. Teraz troche sie uspokoił. Nosi purpurową szatę,

ma długą gęstą brodę, siwe włosy.

<Eldahast> Jego też trzeba przepytać..jeśli nie uciekł już do Doliny Lodowego Wichru

<Taren> Wysyłam Rój aby sprawdził, czy w pobliżu nie ma większej ilości przeciwników

<Corvin> <Spell - Jak inaczej miałem powiedzieć o tym Gnollu?>

<Lokkus> <Face - ktorys z tych dwoch dycha jeszcze?>

<Corvin> <Nie ma chyba numerków - Gnoll 1, Gnoll 2?>

<Eldahast> <Holy, "ten, którego ubiłem" ;P)

<Taren> - Spokojnie, już je załatwiliśmy. Jak się nazywasz?

<Eldahast> Próbuję modlitwą napełnić serce biedaka odrobiną otuchy i przyjaxni

<Corvin> <Chyba oba nie żyją>

<Lokkus> <pech, nie mam wskrzeszenia...>

<Corvin> <Hm...>

<Bono> <napisalem ze obydwa padly na miejscu>

<Eldahast> <co za ironia, ubić, wskrzesić, i pewnikiem znowu ubić>

<Taren> <dobrzy kapłani... jasne :)>

* Corvin sprawdza uzbrojenie poległych

<Eldahast> <to nie ja mamroczę o wskrzeszaniu>

<Corvin> - Coś musi nas doprowadzić do ich leża...

<Corvin> - Nie biegł przed nimi ten człowiek w purpurze?

<Corvin> <Właśnie. Gdzie on jest? Schował się w jakiejś norce?>

<Bono> <Corvin - czy musisz pisac tym kolorem? Powinienes pisac o sobie w pierwszej osobie.>

<Lokkus> <ja? dobry?>

<Taren> - Ja do niego zagadałem, ale się nie odezwał>

<Taren> <miało być w nawiasie>

<Corvin> <Bono - wyróżnia się>

<Taren> <a nie jesteś? w takim razie przeprawszam>

<Lokkus> <hmm bylo takie zaklecie, ale nie wiem, czy Face sie zgodzi, zebym uzyl...>

<Taren> <za pomyłkę>

<Lokkus> <jestem stanowczo neutralny, zapewne chaotycznie neutralny>

<Lokkus> <albo tru neutral>

<Bono> Taren - Jestem Dracius, przybyłem tu z Athkatli pomóc w walce z Gnollami.

<Taren> <ok>

<Corvin> - I uciekałeś przed nimi wrzeszcząc na cały głos? Oto odwaga... - kpię.

<Taren> - Ale chyba nie sam?

<Eldahast> Sprawdzam, czy przybysz nie jest ranny. Jakby co, tchnę nieco poranka w jego zachodzące ciało

<Eldahast> <że tak metaforycznio to ujmę

<Bono> - Byłem w grupie z kilkoma rycerzami, ale kiedy zaatakowały nas Gnolle uciekłem.

<Corvin> - Nie nazwałbym tego pomocą.

<Lokkus> <Face - jest zaklecie (nazwy nie pomne) ktore ozywia istote na chwile i zmusza ja do odpowiedzi na

trzy pytania lub wykonanie jednego zadania dla czarujacego. Musi odpowiadac zgodnie z prawda. To zaklecie

objawien, ale wole zapytac, nim napisze ze je mam i uzywam...>

<Corvin> - Chyba że odciągałeś część sił wroga, by dać swoim towarzyszom czas. W co wątpię.

<Eldahast> < a tak, jest...pamietam...ostatnie tchnienie się nazywało?>

<Bono> <Lokkus - nie zezwalam :P>

<Lokkus> <w rzeczy samej ;)>

<Lokkus> <czyli nie mam go przygotowanego, eot>

<Eldahast> <ja tym bardziej, to ...niezgodne z mą etyką>

<Lokkus> <Corvin? masz jakies tam czary objawien?>

<Corvin> <Obawiam się, że nie mam żadnych czarów>

<Bono> Corvin - Starzec spogląda na ciebie, jakby nie wyczuwając ironii: - Właśnie! Bitwa! Szybko! Musimy

tam wrócić i im pomóc!

<Eldahast> <jest przeciez niewierzący...nie może mieć>

<Corvin> - A ty będziesz ubezpieczał tyły?

<Eldahast> <próbuję pochwycić słuchem jakiś zgiełk bitwy>

<Bono> <w nawiasie?>

<Taren> - Czy byliście tam tylko wy? I ile było gnoli?

<Lokkus> - Bitwa? Podaj tylko kierunek, przyjacielu - mowie z blyskiem w oku

<Bono> - Proszę! Musicie mi pomóc! Oni tam zginą! - błaga was rozpaczliwie starzec.

<Lokkus> <chwila... rzucam na wyczucie pobudek :D>

<Corvin> - Dobra. Ale jeśli nas okłamałeś... Prowadź.

<Bono> - Na wprost tym gościńcem. Jeśli mnie ochronicie to wspomogę was czarami. - mówi trochę pewnie.

<Eldahast> <eee...wybacz ten nawias>

<Corvin> Dlaczego mu nie wierzę? - myślę.

<Taren> Wysyłam przodem rozproszony Rój na przeszpiegi

<Bono> - Nie błagam! Osłaniajcie mnie! Bo zginę!

<Bono> Grupa - słyszycie krzyki i szczęk oręża

<Corvin> - Będziesz miał ładny pogrzeb. O ile ktoś zdąży ci go uszykować.

<Eldahast> <z daleka dobiega?>

<Bono> <nie aż tak daleko>

<Lokkus> Piekielny tchorz... i jest w nim cos... Wypowiadam modlitwe do Tempusa, ktora pozwoli mi poznac

prawde i klamstwo w slowach tego czlowieka

<Eldahast> Chwytam nieznajomego stanowczo za ramię, na jakby co

<Bono> Lokkus - nie wyczuwasz kłamstwa, wydaje się, że ten człowiek po prostu jest zwykłym tchórzem

<Corvin> <Tylko tyle. Lub aż tyle.>

<Lokkus> Ach tak... Dobre i tyle...

<Eldahast> Przyjaciel, prędzej, bo tam bitwa gorzeje!

<Eldahast> <czekam, aż ktoś pobiegnie pierwszy, a ja za nim...>

<Lokkus> Ruszam w kierunku ,skad dobiegaja odglosy bitwy. Dotykam dlonia znaku Tempusa i szepcze modlitwy,

ktore zwieksza moje umiejetnosci bojowe a takze blogoslawienstwo, ktore wzmocni mych towazyszy

<Corvin> <Ściska nowe CDA>

<Bono> <Spell ty z tymi myslnikami i nawiasami to chyba sie nie nauczysz>

<Taren> Ponownie pokrywam laskę kolcami i ruszam za kapłanem

<Lokkus> <to przeciez takie skomplikowane... :D>

<Corvin> Idę w kierunku bitwy.

<Corvin> Ochraniając przy okazji maga.

<Eldahast> W biegu ślę myśli ku Lathanderowi, by wspomógł mnie i mych towarzyszy zręcznością i refleksem

<Taren> <co widzi Rój?>

<Corvin> ...by go zabić, jeśli będzie to konieczne.

<Eldahast> <w końcu się nauczę>

<Bono> Grupa - waszym oczom ukazuje się mała grupka rycerzy atakowana przez sporą bandę Gnolli. Ludzie

ledwo się trzymają, otoczeni i atakowani przez rozwścieczone Gnolle.

<Lokkus> <jeah, bycza sila, kocia zrecznosc, dwa blogoslawienstwa... wymiatamy :D>

<Eldahast> <biegniemy w formacji klina? :D>

<Eldahast> <a jak!>

<Corvin> <Zelażny dziób...>

<Lokkus> Zatrzymuje sie, aby ocenic sytuacje

<Eldahast> <ilu na ilu? Tak na oko>

<Lokkus> - Tarenie, sami mozemy nie dac im rady, przyda sie pomoc dzikich zwierzat!

<Corvin> - Rób swoje, ja będę cię bronił - mówię do tchórza.

<Eldahast> <i na jakim terenie przyjdzie nam się bić? Skały? Las? Polna droga?>

<Taren> - Rozumiem

<Corvin> Jeśli zechce uciec, to go zabiję... - myślę.

<Lokkus> Sam modle sie do Tempusa, aby udzielil swego blogoslawienstwa rycerzom

<Bono> Lokkus - Bestie nie zachowują się idiotycznie. Rycerze uzbrojeni wyłącznie w miecze są atakowani

długimi halabardami i ściśnięci w krąg. Nie mają żadnych szans na wyrwanie się z pułapki.

<Taren> Prubuję wyczuć znajdujące nsię w okolicy zwierzęta i nakłonić je do pomocy

<Lokkus> - Corvin, Eldahast! Za mna!

<Corvin> <Ha! Plotka o SC2!>

<Eldahast> Tuż za tobą przyjacielu!!

<Lokkus> Lapie mocniej topor i rzucam sie na Gnolle

<Eldahast> <sc2?>

<Bono> Taren - Twoim wezwaniom odpowiada jedynie kilka wilków, pojawia się także niedźwiedz.

<Eldahast> <atakuję gnolla na lewo od tego, którego atakuje Lokku>

<Eldahast> <eee...bez nawiasó...szlag>

<Corvin> <Starcraft 2>

<Lokkus> <bez nawiasow! :D>

<Eldahast> <aha...czy Gnolle nas w ogóle zauważyły?>

<Corvin> <Bono - Co z tym tchórzem?>

<Bono> <Który z Gnolli zaatakował Lokkusa?>

<Taren> Przyzywam pędy i nakazuje rojowi choć częściowo odwrócić uwagę gnoli

<Lokkus> <to my atakujemy Gnolle... jizas>

<Bono> Mag stara się trzymać z tyłu. Co jakiś czas puszcza w stronę kłębiących się Gnolli kulę ognia.

Wychodzi mu to raz lepiej, raz gorzej.

<Lokkus> <po co ja sie mecze z odgrywaniem doswiadczonego wojaka i taktyka?>

<Taren> <ile ich tak mniej, więcej jest?>

<Eldahast> CORVIN! KAZ TEMU DURNIOWI PRZESTAC RZUCAC W NAS KULA OGNIA!

<Corvin> - Skup się bardziej, magu...

<Bono> Potwory szybko was dostrzegają i ich większa część atakuje teraz was.

<Corvin> - Mogę być mniej cierpliwy od nich...

<Eldahast> WYBIJE NAS WSZYSTKICH!

<Lokkus> - Magu! zaklecia punktowe, nie obszarowe! - Krzycze do idioty, rzucajacego ogniste kule w taki

ylum swoich i przeciwnikow

<Eldahast> <no nie? po prostu idziesz i rąbiesz..jakie do proste P_aul>

<Corvin> <To wymaga skupienia.>

<Corvin> <Mieliśmy zaklinacza-wojownika, który walczył na ślepo>

<Bono> - Co? - mag patrzy się z ogłupiającym wyrazem twarzy na Lokkusa - Acha! - po czym zaczyna puszczać

seryjne błyskawice

<Eldahast> Okropny smród spalonych kłaków...hej, wy tam! Trzymajcie się, odsiecz nadciąga! - Krzyczę

<Bono> Grupa - udaje się wam wybijać Gnolle, zwycięstwo powoli przechyla się na waszą stronę

<Eldahast> - O, lathanderze, pozwól przeżyć mi ten dzień - mruczę, ściskając mocniej miecz w dłoniach

<Lokkus> Blokuje uderzenia tarcza i staram sie odgryzac przeciwnikom, bardziej jednak skupiam sie na

sytuacji na polu bitwy. Przede wszystki mstaram sie rozbic okrag, ktory stworzyl sie wokol rycerzy i dac

im szanse do kontrataku

<Eldahast> Pochwycam zamysł taktyczny Lokkusa i staram się przerwać pierścień w tym samym miejscu co on

<Bono> Lokkus - Udaje ci się przebić do grupy rycerzy. Gnolle zostają zepchnięte do defensywy.

<Corvin> Bronię maga, jeśli coś podejdzie dostatecznie blisko, by stanowić potencjalny cel.

<Eldahast> Jednego żywego! - Krzyczę - Lokky, ogłusz jakiegoś tarczą!

<Bono> Mag najwyrazniej dal upust swoim emocjom. Zaczal z furia ciskac w przeciwnikow magicznymi pociskami.

<Lokkus> - Sam se ogluszaj? Nie umiesz ktoregos uspic? - odkrzykuje wbijajac topr w piers jakiegos gnolla

<Taren> Skupiam się głuwnie na własnej obronie, ale idę za pozostałymi

<Lokkus> <po pierwszym zdaniu wykrzyknik...>

<Bono> Wkrótce bitwa zostaje zakończona. Co zadziwiające żaden z Gnolli nie przeżył starcia. Żaden także

nie ustąpił pola.

<Lokkus> - Twarza w twarz z wrogiem! - krzycze do rycerzy. - Te ich halabardy sa dobre na dystans, ale do

niczego na krotki dystans. Zmuszajcie ich do cofania sie!

<Eldahast> <MG, robisz to specjalnie :D zabijasz wszystkich :DD>

<Corvin> - Zaatakowały znienacka? - pytam maga.

<Lokkus> Podchodze nieco wkurzony do Corvina

<Bono> <to nie jest przypadek, musicie wysnuc wnioski>

<Eldahast> <że niby same rzucają mi się na miecZ? ciekawe...>

<Lokkus> - Czego nei zrozumiales w okrzyku "Za mna"? - pytam - Taren walczy duzo gorzej od ciebie, on mogl

chronic Maga.

<Bono> - Nie pamiętam, wszystko działo się tak szybko. Normalnie szedłem obok kapitana Syllacka i nagle

rozpętało się to piekło.

<Eldahast> Ocieram pot z czoła i ostentacyjnie siadam na poteznej klacie jakiegoś ex-gnolla

<Corvin> - Nie jestem twoim pachołkiem, rzeźniku. Wiem jak postępować.

<Bono> <Spell - nie poznaje cie, jestes rownie cierpliwy jak Greenday>

<Lokkus> Sprawdzam przy okazji, czy nie jestem ranny. W czasie bitwy zwykle nie zauwazam takich szczegolow

<Taren> Dziękuję zwierzętom za pomoc i odsyłam je spowrotem do lasu

<Corvin> - Ten "Syllack"... Żyje?

<Eldahast> <to dobrze czy źle?>

<Lokkus> - Ale z nas dwoch to ja wiem, jak dzilac w czasie bitwy. I ja i Eldahast moglismy zginac, bo bylem

pewien, ze bede mial cie za plecami

<Bono> - A sam nie możesz sprawdzić? - pyta zły na ciebie czarodziej - Skąd mam niby wiedzieć?

<Eldahast> Wstaję ciężko i zaczynam robić obchód wokół wojowników..ilu jest martwych, a ile potrzebuje

trochę promyka od Lathandera na jego rany

<Corvin> - Jasne. Uciekłeś z pola bitwy. Nie oglądałeś się za siebie.

<Bono> Eld - bitwa była bardzo krwawa. Z grupy 20 rycerzy pozostało zaledwie 10. Gnolli było około 40.

<Eldahast> staram się policzyć trupy...<ile tak właściwie było tych gnolli?>

<Lokkus> - Taktyka i dyscyplina sa kluczowe na polu bitwy. Pozwalaja przezyc kolejny dzien i stanac do

kolejnej, by slawic imie Tempusa.

<Corvin> - Nie żyję dla bogów, rzeźniku.

<Bono> <Corvin zamiast grać wdał się w niepotrzebne rozmowy z NPC-em>

<Corvin> <To też gra. Nie czepiaj się.>

<Eldahast> Klepiej jakiegoś wojownika, którego dopiero co uleczyłem - miałeś dziś szczęście, chłopie.

Tymora była dla ciebie łaskawa...

<Bono> <No dobra, ale nie przesadzaj>

<Lokkus> - Nikt ci nie karze. Swych towarzyszy najwyrazniej tez nie szanujesz.

<Corvin> - Poszukajmy lepiej tego kapitana, zanim najdzie mnie ochota, by skrócić tego człowieka za

dezercję.

<Lokkus> - I kto to mowi

<Lokkus> - Pan "postoje z boku"

<Corvin> - Szukasz zwady? - patrzę w oczy Lokkusowi.

<Eldahast> Czy...ekhe ekhe - wycieram usta z krwi...zstanawiam się, czy jest moja, czy nie - Czy jest tu

kapitan Syllack?!

<Lokkus> - Popraw mi dzien - odpowiadam zimnym glosem

<Eldahast> - Oczywiście, że jest...ale stoi na nogach!?

<Bono> Eldahast - Wojownik podchodzi do ciebie i z uznaniem mówi: - Dobrze, że się pojawiliście. Jeszcze

trochę i nieprzetrwalibyśmy... Jestem Kapitan Arnus Sylluck z Amnijskiej Armii Pogranicza

<Corvin> - Z przyjemnością bym cię zabił, gdyby nie to, że nie mam za co.

<Eldahast> Witaj przyjacielu

<Lokkus> - Innemu odparlbym, ze spotkamy

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Lokkus> - Innemu odparlbym, ze spotkamy sie kiedys na polu bitwy. Ja jednak nie zwyklem szukac

przeciwnikow na tylach.

<Bono> <Corvin - będziesz karał za dezercję? TO nie warhammer>

<Eldahast> Tumora się dzisiaj do was uśmiechnęła - Omiatam smutnym wzrokiem pobojowisko - a przynajmniej do

niektórych z was

<Lokkus> - Jesli kiedys starczy ci odwagi, spotkasz mnie w pierwszej lini

<Bono> <I mówi to uciekinier przed Paladynami, wyrzutek spoleczenstwa>

<Corvin> - Może tam spotkasz swoje przeznaczenie, rzeźniku.

<Eldahast> - Co się tak właściwie stało, kapitanie?

<Eldahast> - Zostaliście napadnięci?

<Bono> - Mieliśmy wspomóc garnizon stacjonujący w Forcie Mesberg. Kiedy szliśmy gościńcem zaatakowały nas

te bestie - dowódca z obrzydzeniem patrzy na ścierwa

<Lokkus> - I zapamietaj raz na zawsze, bo nie powtorze. Nie nazywaj mnie rzeznikiem. Ja nie zabijam bez

potrzeby, choc kocham walke. Nigdy jednak nie zabilem kogos, kto nie byl moim wrogiem na polu bitwy. Czy

mozesz powiedziec to samo o sobie?

<Eldahast> - Rozumiem. Czy czesto dochodzi tutaj do takich napadów?

<Corvin> - Nigdy nie zabiłem kogoś, kto był niewinny.

<Bono> - Zwykle co jakiś czas Gnolle wychodziły ze swych siedzib i napadały na okoliczne farmy, ale teraz

robi się to już zatrważające... W zasadzie...

<Eldahast> -Hmm...czy wasi ludzie są w stanie iśc, kapitanie? Chyba musicie stawić się w Forcie Mesberg,

tak czy tak, a my dołączymy do was. Razem jest bezpieczniej, a w samym focie może dostaniemy jakieś

informacje.

<Bono> - Te potwory nie były nigdy aż tak zuchwałe żeby atakować tak liczne oddziały wojska. - z trwogą

odpowiada kapitan

<Lokkus> - Mysle, ze poki co mozemy na tym zakonczyc rozmowe. - Odchodze w kierunku kapitana i Eldahasta,

aby posluchac ich rozmowy

<Corvin> Wzruszam ramionami i idę za nim.

<Eldahast> - 20 uzbrojonych mężów, plus mag...no, to nie lada patrol, rzeczywiście

<Bono> - Większość moich ludzi jest sprawna. Nie chcę tu jednak pozostawiać naszych poległych. Honor nam

zabrania.

<Eldahast> - Oczywiście. Nikt nic nie powiedział, że ich tak tu zostawimy na pastwę drapiezników.

<Lokkus> - Jest nas zbyt malo, aby pogrzebac wszystkich, albo zaniesc ich do fortu - odpowiadam na ostatnie

slowa kapitana

<Bono> - Nie byliśmy na patrolu, kapłanie. Mieliśmy wzmocnić garnizon. Rada miasta zaniepokoiła się tymi

atakami.

<Eldahast> - Ach, zapomniałem się. Bitwa potrafi wywrzeć przedziwny wpływ na cżłowieka. Jestem Eldahast

Turncoat...a to są...errr...Corvin, Lokkus i chyba...Toren?

<Corvin> - Spalmy ich.

<Eldahast> - Taren, wybacz druidzie

<Lokkus> - Mysle ze najlepszym rozwiazaniem bylby stos pogrzebowy.

<Lokkus> - Jest tu trzech slugow bozych, wiec ich dusze powinny szybko dotrzec do wyzszych planow

<Eldahast> - Tak. To dobry pomysł.

<Bono> Lokkus - Kapitan przytakuje głową. Dopinuje by dopełniono wszelkich honorów. Za kilka minut będziemy

gotowi.

<Bono> <od "dopilnuje" on zaczyna mowic>

<Lokkus> Pomagam przygotowac pogrzeb. To w koncu moj obowiazek wzgledem poleglych w bitwie

<Eldahast> Kładę rękę na ramieniu Lokkusa - Powiedz mi przyjacielu, bo zawsze mnie to nurtowało. Czy ty

także chciałbyś polec w bitwie?

<Taren> Również staram sie pomóc

<Bono> Żołnierze uwijają się bardzo szybko. Z każdą chwilą rośnie prawdopodobieńtwo kolejnego ataku.

<Eldahast> - Ee...haha...wybacz. Nie w tej. I nie w nastepnej. Źle to sformuowałem, nie życze ci niczego

złego. Czy chiałbyś umrzeć z bronią w ręku?

<Eldahast> Rozgląda się strapiony - Wybacz...to chyba nie czas na takie rozmowy...

<Corvin> Zatapiam się we wspomnieniach.

<Bono> W końcu wszyscy są już przygotowani i ruszacie do fortu.

<Lokkus> Usmiecham sie - Niewielu jest takich, ktorzy brali udzial w wielu bitwach i przetrwali. Poki co

Tempus jest ze mna i wolalbym, aby jak najdluzej to trwalo. Kiedy jednak powola mnie do swych komnat...

Coz, najbardziej cieszylbym sie, gdybym byl wtedy juz slabym starcem uczacym innych o wielkich bitwach

przeszlosci. Ale jesli to sie stanie w walce to chyba nie moglbym prosic o wiecej

<Eldahast> <Face, gdzie my tak w ogóle jesteśmy? W amn czy na granicy? Góry, jakim tam było, oddzielające

Amn i wybrzeże mieczy?

<Taren> Wysyłam Rój aby uważnie obserwował okolicę i ostrzegł mnie w wypadku ataku

<Taren> lub niebezpieczeństwa

<Eldahast> - Hahaha. Mądre słowa, przyjacielu. Mądre słowa. A zawsze myślałem, że niektórzy z was wręcz

poszukują śmierci w bitwie. Wybacz, jeśli się wobec was...i ciebie...myliłem

<Bono> <Jestescie na południu Amn, w lasach>

<Bono> <Jest to granica Amn i Wrót Baldura>

<Corvin> <Można dostrzec niebo w prześwitach między gałęziami?>

<Lokkus> - Oczywiscie poki w mej rece bedzie dosc sily, aby uniesc topor nie mam zamiaru unikac slawienia

imienia Tempusa w najswietszym obrzedzie ku jego czci

<Eldahast> < no to, wybacz, chyba na północy amn?>

<Lokkus> <Face - Amn jest na poludnie od Wrot>

<Lokkus> <mocno na poludnie :D>

<Bono> <racja>

<Bono> <niewiele to zmienia :D>

<Eldahast> <i jestesmy w lesie?>

<Corvin> <Właśnie. Co z tym niebem?>

<Corvin> <I porą dnia?>

<Bono> <To jest taki las w którym jest sporo polan, przeswitow>

<Bono> <będzie koło 15>

<Bono> <zakładam że trochę to trwało zanim ubiliście te Gnolle>

<Corvin> Spoglądam w niebo od czasu do czasu obrzucając niechętnym wzrokiem swoich towarzyszy.

<Corvin> I z rzadka przez mą głowę przemyka pytanie: "Dlaczego"?

<Eldahast> - Kapitanie - mówię prawie szepcząc, podając mu pochodnię, gdy stoimy na usypanym stosem

<Bono> Po pół godziny intensywnego marszu dostrzegacie już zarysy Fortu Mesberg. Jest on zbudowany niemal

całkowicie z kamienia. Tylko ostrokoły przed bramą są z drewna.

<Bono> <Eld - nie nadążasz, napisalem że już wyruszyliscie>

<Lokkus> - Ach i nie masz za co przepraszac. Ja myslalem, ze kaplani Lathandera wiekszosc czasu spedzaja na

pomaganiu biednym i leczeniu chorych albo dyskutowaniu o dylematach moralnych. Nigdy bym sie nie

spodziewal, ze umiecie tez pracowac mieczem

<Eldahast> <wybacz, wybacz>

<Bono> <wybaczam :D>

<Eldahast> - Hah, staramy się. To prawda, że pomagamy ludziom, lubimy dyskutować i rozwijać kulturę i

sztukę, ale pomoc niesiemy w różnych postaciach

<Eldahast> - Ja używam miecz

<Lokkus> <Face - powinienes czasem pozwalac odgrywac takie rzeczy, jak pogrzeb na przyklad. Moze i

spowalnia to gre ale daje mozliwosc naprawde pozadnego odgrywania postac... no na pewno mi i Spellowi :D>

<Bono> <ok>

<Eldahast> <własnie, a Corvin już już szykowął jakiś porządny wewnętrzny monolog :D>

<Eldahast> <zapewne coś o niewolnikach bogów, jak mniemam ;P>

<Corvin> <Zbyt wiele z tego nie zrozumiesz, Spell>

<Corvin> <Pudło>

<Corvin> <Może P_aul coś z tego pojmie, ale nie jestem pewien>

<Eldahast> <Pudło, ale choć oddałem strzał>

<Lokkus> <:P>

<Bono> <mowcie kiedy bede potrzebny

<Bono> >

<Lokkus> <mozemy po prostu juz dojsc...>

<Lokkus> <skoro wyruszylismy ;)>

<Eldahast> Całą droge z Lokkusem i kapitanem

<Eldahast> rozmawiam <pach>

<Bono> Kapitan melduje się przy bramie i po czym wchodzicie do środka. - Jeśli chcecie to możecie wejść

wraz ze mną do kwatery głównej i zapytać dowódcę fortu co tu się dzieję.

<Bono> <bez i>

<Corvin> Wzruszam ramionami i idę za kapitanem.

<Eldahast> - Z przyjemnością. Z chęcią zmyje z siebie ten kurz drogi, zapach potu...i posoki gnolli

<Taren> Ruszam za nim

<Eldahast> Wzdycham, jakby dopiero najgorsze miałoby byc przed nami

<Lokkus> - Chodz Taren, mam przeczucie, ze wreszcie twoje sny sie wyjasnia

<Eldahast> - Tarenie, opowiedz mi o tych nsach, prosze. Sa na pewno kluczem do tej całej zagadki napaści.

Widzisz gnolle. Ale co one robią. Co ci się dokładnie śni?

<Taren> - mam nadzieję.

<Bono> Whodzicie do przestronnej izby. W środku oprócz kilku strażników siedzi słusznej postawy oficer, o

czarnych, lekko posiwiałych, krótkich włosach. Odziany w zbroję i w płąszczu podszytym futrem.

<Eldahast> Czekam, aż kapitan się zamelduje i nas przedstawi, rozgladam się po komnacie

<Taren> - Śnię o śmiejącej się głowie gnolla oderwanej od ciała, która atakuje mnie

<Bono> Kapitan rozpoczyna sprawozdanie: - Sir, melduje się kapitan Arnus Sylluck z oddziałem, po drodze

straciliśmy sporo druhów, a gdyby nie pomoc tych nieznajomych zapewne nie stałbym tu przed panem.

<Lokkus> Wykonuje salut w kierunku dowodcy - Niech Tempus natchnie twje serce odwaga, twoj umysl planami a

twa reke sila

<Eldahast> - Makabryczny musi to być sen -szepczę kącikiem ust do druida

<Corvin> Nie mówię nic.

<Eldahast> SKładniam głową w stronę dowódcy, ręce mam zaplecione za plecami

<Taren> Wykonuję lekki ukłon w stronę dowudzcy

<Bono> Mężczyzna spogląda na was lekko zdziwiony, wstaje i przybliża się na odległość kilku kroków. -

Dziękuję kapitanie. Może się pan już odmeldować i odpocząć. Domyślam, że zaczynają już panu doskwierać

trudy podróży. - Oficer salutuje i wychodzi, uwaga dowódcy spoczywa na was.

<Lokkus> - Jestem Lokkus, kaplan w sluzbie Pana Bitwy, a to moi towarzysze

<Bono> - Więc to wy uratowaliście oddział z Amn, czy tak?

<Lokkus> - Taren, wladca i sluga natury, Eldahast, niosacy swiatlo w imie Lathandera oraz wojownik Corvin

<Eldahast> Patrzę tęsknie za zamykającymi się drzwiami. Nigdy nie lubiłem części oficjalnej, a teraz jestem

wyjątkowo zmęczony...bitwa, podróż. - Eldahast Turncout, kapłan jaśniejącego Lathandera, do usług

<Lokkus> - Mielism yprzyjemnosc oddac czesc Tempusowi w bitwie przeciw Gnollom

<Corvin> Co za głupiec - myślę.

* POLIPOLIK has joined #sesja_rpg

<Eldahast> Rozglądam się beznamiętnym wzrokiem po komnacie, zaczynam nieznacznie hustać się na pietach

<Bono> - Czy możecie dokładnie opisać te Gnolle? Nie chciałem o to pytać kapitana Syllacka. Zbyt wiele dziś

przeszedł... Tak to jest jak się nie walczy od dłuższego czasu tylko siedzi na tyłku w miejskim

garnizonie...

<Lokkus> - Zaplacil wysoka cene za brak doswiadczenia

<Corvin> - Ale nie najwyższą. Tę zapłacili jego ludzie.

<Eldahast> Westchnąłem - Nikt nie wie, co przyniesie mu nowy poranek

<Lokkus> - Tempus odwrocil od niego swoj wzrok i gdyby nie nasza interwencja wszyscy jego ludzie byliby

zgubieni

<Corvin> - Od jak dawna trwa ten stan rzeczy?

* POLIPOLIK has quit IRC (Client Quit)

<Lokkus> - Duze, silne, nawet jak na standardy swej rasy - odpowiadam na pytanie - Dziwnie zaciete w walce,

zadnego nie udalo nam sie wziasc zywcem, zaden nie zrezygnowal, nawet gdy byli juz w beznadziejnej

sytuacji

<Bono> - To już wiemy. Mnie są jednak potrzebne fakty. Ile bylo tych Gnolli? Jak się zachowywały? Czy miały

jakieś znaki szczególne? - zaczyna was wypytywać dowódca

<Eldahast> - Powiedz nam, przyjacielu, co za niepokoje toczą tą krainę? Nie wiesz może, co jest przyczyną

wzmożonych napaści psowatych?

<Taren> - Były wyjątkowo dobrze zorganizowane

<Eldahast> Naliczyłem około 40...

<Bono> - Chciałbym to wiedzieć sługo Poranka. Niestety wiemy tylko tyle, że Gnolle zaczęły masakrować

pobliską ludność. Patrole, które zwykle wystarczały do ich odpędzenia zawiodły. Straciłem dużo ludzi, a

Gnolli wciąż przybywa.

<Eldahast> - Nie dośc, że wykorzystały skrupulatnie przewagę liczebną bez trudu okrążając twoich ludzi, to

jeszcze ktoś nauczył ich, jak walczyc z apomoca halabardy jako halabardy, a nie kawałkiem ostrej stali na

długim kiju

<Lokkus> Prbuje sobie przypomniec, czy nosily jakies znaki, symbole, niezwykle tatuaze, cokowliek co

pozwoliloby mi jednoznacznie je identyfikowac

<Eldahast> Czy zdarzyło się to już kiedyś? Może wydarzenia te poprzedziło coś dziwnego? Jakiś dziwny

nieznajomy, choroba, cokolwiek? Nieprzychylność jakiegoś boga, bunt...

<Bono> Lokkus - przypominasz sobie symbol zielonej łapy, która wyglądała jak zaciśnięta ludzka pięść

<Lokkus> - Czy zawsze atakuja tylko gnolle? Widziano z nimi jakies inne inteligentne potwory?

<Lokkus> Zastanawiam sie, czy znam skads taki symbol <rzucic na Wiedze? :D>

<Eldahast> <ja mam większa wiedzę :P>

<Bono> - Nic godnego uwagi. Kilku wieśniaków posprzeczało się w tawernie. Jeden farmer ukradł drugiemu

krowę. Była tu też pewnagrupa paladynów.

<Bono> <Lokkus - nie znasz>

<Corvin> Uważnie słucham.

<Eldahast> Paladynów? A coś robili? Zatrzynmali się gdzieś? Jakiemu bogu byli zaprzysiężeni?

<Lokkus> - Panowie zrobilismy powazny blad

<Eldahast> Zwracam się nieznacznie do kapłana

<Lokkus> - Te istoty zachowywaly sie zbyt dziwnie jak na zwykle gnolle, a mimo to zadenz nas nie

pofatygowal sie, zeby uzyc najprostszego wykrycia magii

<Lokkus> - Niezaleznie od wyniku daloby nam to jakies informacje...

<Eldahast> Ach, głupcy, głupcy...

<Bono> - Zaraz niech sobie przypomnę... Prowadził ich niejaki Sir Norrington. Ponoć ścigali niebezpiecznego

zbiega, jakiegoś odmieńca, banitę... niezwykle niebezpiecznego. mam tu gdzieś nawet jego podobiznę, która

została rozwieszona w okolicznych wsiach.

<Taren> - z żalem musze przyznać ci rację. Ale w czasie bitwy trudno myśleć logicznie

<Lokkus> Spogladam nieznacznie na Corvina...

<Corvin> - Cudownie...

<Bono> Corvin - Dowódca spogląda w twoją stronę z zapytaniem: - Czyżbyście go spotkali?

<Eldahast> Posyłam pytające spojrzenie Lokkusowi

<Corvin> - Obawiam się, że jest to osoba, którą znam dosyć dobrze.

<Eldahast> <blefujemy?>

<Eldahast> <może coś o nawróceniu ;P>

<Taren> <albo eskorcie>

<Lokkus> <kto ma wysoki blef?>

<Corvin> <Po co blefować?>

<Lokkus> <ja odpadam...>

<Eldahast> <chyba Corvus, ale on nie jest wiarygodny w tej chwili>

<Taren> <trzech wyznawców różnych bogów eskortuje niebezpiecznego bluźniercę>

<Eldahast> <dobre>

<Corvin> <Och, mogę mówić prawdę. Zobaczycie.>

<Taren> <wyrżnie cały garnizon...>

<Eldahast> < tylko niech się to nie skończy rozlewem krwi. Ja chce się wykąpać i zjeść..>

<Corvin> <Nie umiecie żonglować prawdą...>

<Lokkus> <pisz odpowiedz, nie komentaze...>

<Corvin> <Czekam na dowódcę>

<Bono> - jak to?

<Eldahast> Tak, to on. Eskortujemy go do Wrót. Aktualnie jest pod wpływem zaklęcia

<Eldahast> Prosze nie patrzec mu w oczy i do niego nie mówić, bo zaklęcie jest delikatne

<Corvin> <Spell. Mówisz, czy bredzisz?>

<Eldahast> <hahaha>

<Bono> - O czym ty u diabła mówisz, kapłanie?

<Bono> - Jesteś pod wpływem zaklęcia?

<Eldahast> <chcę się tylko wykąpąć, niekoniecznie w ludzkiej krwi>

<Corvin> - Spadł nam z nieba.

<Corvin> - Może coś sobie uszkodził przy upadku...? Macie medyków?

<Eldahast> <no, chyba powiedziałem wyraźnie, że Corvin jest pod wpływem zaklęcia>

<Bono> - Dobrze. Zostawmy już tego zbiega. Zajmą się nim paladyni. Ja mam swoje zmartwienia...

<Eldahast> <no bo on się już domyślił...czy ja źle odczytałem jego kwestię?>

<Corvin> <Za dużo gadasz. Chętnie wyjmę ci ten przydługi jęzor z ust...>

<Corvin> <Niekoniecznie delikatnie.>

<Eldahast> <cóż, czytałem 3 razy jego kwestię i za każdym razem wychodzi, że się skapnął...wybaczcie>

<Eldahast> <spogląda na Corvina i pyta się nas, czy go spotkalismy...pytanie retoryczne...ah, nieważne...>

<Eldahast> - Wybaczcie, jestem straszliwie znużony podróża

<Eldahast> - Nie miałem nic w gebie od rana...

<Bono> - Jeśli chcecie dostać nagrodę za informację to idzcie do oberży koszarnianej i spotkajcie się z Sir

Norringtonem.

<Lokkus> - Mam propozycje. Wybierzem ysie z kolejnym zbrojnym patrolem, tym razem jednak bedziemy uzbrojeni

w odpowiednie moce, aby poznac prawde.

<Taren> - Zgadzam się

<Taren> Mam już doś tych snów...

<Lokkus> - Nawetz trupow da sie czasem wyciagnac informacje, choc nie lubie zaklocac ich spoczynku...

<Bono> - Paladyni są zakwaterowani w koszarach.

<Corvin> - Doproawadźmy do końca to, co zaczęliśmy.

<Eldahast> - Co powiecie, żeby wziąśc jakąś sieć?

<Eldahast> - Załowimy jednego czy dwóch

<Bono> <nie zauważyliscie jednego? w Forcie są paladyni, którzy z łatwością rozpoznają Corvina>

<Lokkus> - Niezla mysl

<Corvin> Z tobą się jeszcze rozliczę... - myślę o Eldahastcie.

<Lokkus> <ja tam tylko podejrzewam, ze to jego szukaja...>

<Lokkus> <i w sumie nie wiem, skad Spell wiedzial na pewno...>

<Bono> - Macie jakieś propozycje przyjaciele?

<Taren> <właśnie, przecież on go nmie zna>

<Eldahast> Spogląda na sufit i wzdycha. Rzeczywiście, najgorsze się dopiero szykuje. Żegnaj ciepła kąpieli

<Eldahast> <ach...rzeczywiście, sam nie wiem kim on jest rzeczywiście..poplatało mi się to już :P>

<Lokkus> - Poki co jednak musimy wypoczac i sie przygotowac. Dzisiejsze bitwy mocno mnie wymeczyly, ponadto

zuzylem wszystkie moce zeslane mi przez Tempusa...

<Corvin> <Ale ja ci tego nie zapomnę. Przyjacielu.>

<Corvin> - Postaram się o siebie zadbać.

<Bono> - Dobrzę. Pójdzie do kapitana Arnusa, o z chęcią wam pomoże.

<Eldahast> <żyję w nieprzyjemnej świadomości, że tak tez będzie, przyjacielu>

<Corvin> - Gdzie możemy go teraz znaleźć?

<Bono> - Zapewne w koszarach. Spokojnej nocy. - żegna was dowódca

<Lokkus> - Idzcie odpoczac, jutro czeka nas trudny dzien, ja chcialbym poswiecic jeszcze troche czasu na

rozmowe z dowodca. Interesuje mnie obrona fortu i plany taktyczne w razie ataku

<Corvin> Zastanawiam się jak wybrnąć z nieciekawej sytuacji. I nie spuszczam półelfa z oczu.

<Lokkus> - Mam nadzieje, ze nie bedzie pan mial nic przeciw tej rozmowie?

<Taren> - Niech tak będzie - odwracam sie i ruszam w stronę wyjścia

<Eldahast> -Zatem do zobaczenia

<Bono> - Ostatnio i tak za wiele nie sypiam - na twarzy dowódcy rysuje się lekki uśmiech

<Corvin> <Hm... Nawet pobieżnie nie znam planu Fortu>

<Eldahast> Udaję się w stronę drzwi. Chyba nie mam co liczyć na ciepłą kąpiel. Udaje się na podwóżę,

rozbieram i oblewam kilkakrtonie kubłem zimnej wody

<Bono> <to nie miasto, jest tu kilka budynków -stajnie, koszary, zbrojownia - chyba łatwo wychwycić

pomieszczenia mieszkalne?>

<Corvin> Idę za półelfem i rozglądam się po podwórzu. Tak, by nie rzucać się w oczy. W cieniu.

<Lokkus> Zabieram sie za szczegolowa analize planow. Szukam slabosci i sposobow, jak wzmocnic newralgiczne

punkty. Mimo zmeczenia szybko ulubione zajecie pochlania mnie bez reszty. Dowodca jest bardzo dobrym

taktykiem i rozmowa z nim to czysta przyjemnosc

<Eldahast> Ubieram się i siadam na kamiennej ławie, zamykam oczy i łapię ostatnie promyki dnia.

<Eldahast> <Holy, ja się boję...:P>

<Corvin> <A ja autentycznie chcę ci zrobić coś złego.>

<Corvin> <Ale nie przy świadkach. To nasza prywatna sprawa>

<Eldahast> <no...to było niechcący, nawet sam nie wiem, kim jesteś>

<Bono> - Tak poza tym to zapomniałem się przedstawić. Nazywam się Reylos.

<Taren> Zatapiam się w wieczornej modlitwie i nawiązuje połączenie z otaczającą mnie przyrodą

<Eldahast> <ale czyń waść co czynić musisz...zasługuję>

<Corvin> <Ale języka z chęcią się pozbędziesz. Jak widać - i słychać - robisz z niego zły użytek>

<Bono> Lokkus - oficer wyciąga w twoim kiernku rękę

<Lokkus> Podaje mu dlon i sciskam mocno

<Eldahast> <jeśli zrobisz mi coś złego, tylko mnie poinformujesz, kim naprawdę jesteś>

<Bono> C+T+E - na wasze spotkanie przybywa kapitan Syllack, wygląda na bardzo ucieszonego - Tak się cieszę,

że mam honor was ugościć. Przez to, że część moich żołnierzy zginęła mamy kilka wolnych łóżek.

<Corvin> <Czyli muszę cię zabić?>

<Eldahast> <na razie jesteś dla mnie jeno troszkę ponurym i troszkę stroniącym od bitwy jegomościem>

<Corvin> - Ktoś ginie, by żyć mógł ktoś. Prowadź, kapitanie.

<Corvin> <Po tym, co bredziłeś, pachniesz mi szpiclostwem i kuplowaniem się z Norringtonem>

<Bono> - Nie jestem pewny Lokkusie, ale wydaje mi się, że te Gnolle zbierają się, żeby uderzyć na Fort. -

dowódca szybko pochmurnieje - Wydałem już stosowne rozkazy. Na pewno nas nie zaskoczą.

<Eldahast> -Z taką lekkością traktować śmierć ludzi. Łóżka...

<Taren> Kończę modlitwę i ruszam za resztą

<Corvin> - Śmierć jest wszędzie, półelfie. Przyjmij ten fakt.

<Eldahast> - Naoglądałem się jej dzisiaj już dość, przyjacielu. DOść.

<Lokkus> - Reylosie, odprawie dzis po zachodzie slonca msze Piesni Miecza. To da twym ludziom sile i mestwo

w bitwach. Zapewne rano Eldahast zechce odprawic tez msze na czesc Lathandera, aby dodac nadziei tak twym

ludziom jak i okolicznym wiesniakom

<Corvin> - Niech Ona ci wybaczy - patrzę na rozmówcę zimnym wzrokiem.

<Bono> Eld - - No cóż... To nie jest takie łatwe, ale trzeba z tym jakoś żyć. Zrobiliśmy wszystko co w

naszej mocy, zapewniliśmy im spokój w zaświatach. Jeśli obwiniałbym się każdym zabitym to już dawno bym

zwariował...

<Lokkus> <warto miec ksiege na kolanach ;]>

<Eldahast> Rozumiem, rozumiem. Lecz to nie byli moi kompanii, którzy stawali ze mną w ramię w ramię i

śmiejąc się...z szlaeństwa, bo wiedzieli, że zaraz umra

<Taren> <pytanie do MG, którego poziomu czary mogę tak mniej, wiecej żucać?>

<Bono> Lokkus - - Podejrzewam, że te coś wpływa na te Gnolle. Ten symbol - zaciśnięta zielona łapa to znak

plemienia Gnolli - Zielonej Łapy

<Bono> <T - a skad mam niby wiedziec?>

<Eldahast> - Ach, z przyjemnością odprawię mszę ku chwale Pana Poranka. Już tak dawno tego nie robiłem

<Bono> <Eld - przeciez ty i Lokkus jestescie w roznych miejscach!>

<Corvin> <Gubi się. Biedak.>

<Eldahast> ...aa..wybacz...poprzednio napisałeś " C+T+E - na wasze spotkanie przybywa kapitan Syllack",

więc myślałem, że mamy jakies spotkanie

<Eldahast> <ach, dysfunkcja mózgu, dysfunkcja mózgu>

<Bono> <C+T+E ale bez L czyli Lokkusa>

<Lokkus> - Chcialbym wyruszyc tuz po poludniu, aby zbyt nie oslabyiac garnizonu wezme ze soba gora 15

ludzi. I moich towarzyszy oczywiscie, oni udowodnili juz, ze przydaja sie w bitwie. No, zwykle sie

przydaja... W razie czego Taren moze tez przyzwac do pomocy potege Natury. Wolalbym lekkozbrojnych,

mogacych szybko przemiszczac sie po lasach

<Corvin> <I tak najlepszą drużyną było DUP>

<Eldahast> <Dysfunkcja mózgu. Wybaczcie przyjaciele>

<Taren> <a ty Paul? mógłbyś powiedzieć chociaż orientacyjnie. W końcu to zależy od levelu...>

<Lokkus> <juz juz... na razie przygotowuje plan :D>

<Taren> <ok>

<Bono> - Jest jeszcze coś. Zielona Łapa to najbardziej przyjaznie nastawione do ludzi plemię. Nigdy nie

mieliśmy z nimi żadnych problemów. W zasadzie to po prostu oni nie szkodzili nam, a my im.

<Lokkus> - Najchetniej zaskoczylbym jakas grupe Gnolli, wtedy latwo bedzie ich rozbic i kilku pojmac.

Przydaloby sie kilku lucznikow.

<Eldahast> Żegnam ostatnie promyki światła oraz Syllacka i udaję się w poszukiwaniu kuchni, głównie

kierując się nosem

<Lokkus> - To dziwne. Nad wyraz dziwne

<Corvin> <Hm... Utopić go w garze rosołu? Ciekawy pomysł...>

<Eldahast> <Lubię rosół, ale bez przesady :P>

* eTo has joined #sesja_rpg

<Bono> Eld - spotykasz znajomego z lasu - Draciusa, który stara się coś upichcić - A niech to Lathander

pochłonie! Znowu przypaliłem!

<Lokkus> - Tak czy siak musimy sprobowac kilku pojmac i wyciagnac z nich informacje.

<Corvin> - Kapitanie - mówię do Syllacka. - Słyszałeś może o kapłanach Pana Poranku, którzy chodzą po

drzewach?

<Eldahast> <Draciusa...który to?>

<Lokkus> - Moze macie na skladzie strzaly usypiajace?

<Bono> - Konkrety omówimy rano. Dobranoc. - mówi na pożegnanie pułkownik Reylos

<Bono> <Ten magik z lasu>

<Corvin> <Dezerter>

<Lokkus> - Oczywiscie. Do rana zatem

<Eldahast> <aaa...bogowie, zaraz głowa spadnie mi z karku i poturla się w ciemny kont...oto skutki

nieprzespanej nocy>

<Bono> <Corvin - Żeby być dezerterem to najpierw trzeba się zaciągnąć do wojska>

<Corvin> <Jestem zaskoczony twym darem przewidywania bliskiej przyszłości>

<Eldahast> Na dźwięk imienia mego patrona gwałtownie skręcam w kierunku drzwi, z kąd mnie ono doszło.

Wychylam głowę.

<Corvin> <Może powinienem wziąć sobie twoją głowę na pamiątkę? Nazwę ją "Ipri".>

<Eldahast> - O! Dracius. Widzę, że jeszcze żyjesz, cieszy mnie to

<Corvin> <Niech Syllack odpowie>

<Bono> Eld - widzisz Draciusa, który nieporadnie stara się ugotować jak

<Bono> Eld - *jakąś zupę

<Eldahast> <czmu Ipri?>

<Corvin> <Bo mi się podoba to brzmienie>

<Lokkus> slonce juz zaszlo, czas wiec przygotowac sie do mszy. Ten obrzad jest otwarty dla kazdego, prosze

wiec kilku zolnierzy po sluzbie, aby poinformowali wszystkich, ktorzy nie stoja w tej chwili na warcie.

Krotko pozniej rozpoczynam modly

<Bono> - Nie za bardzo - dziwi się kapitan - A czemu pytasz?

<Corvin> - Bo ten kapłan wydaje mi się podejrzany...

<Eldahast> - CO tam pichcisz? Mmm...pachnie...ee...dobrze. Tak. Jest tu coś do jedzenia? Choćby chleb i

ser. I wino. Tak, koniecznie choć kubeczek wina...

<Taren> wraz z innymi żołnieżami ide na mszę

<Bono> - Tak... Ale czemu? - Syllack jest coraz bardziej zainteresowany

<Lokkus> <Janek - minimum 5 poziom postaci, co daje co najmniej 3 poziom zaklec (musisz byc na 5 by moc

zmieniac postac...)>

<Corvin> - Bo spadł nam na drodze wprost z nieba. Nie wierzę w przypadki.

<Eldahast> Szybko zjadłem i udałem się wraz z resztą na mszę do małej i przytulnej kapliczki fortu

<Bono> Eld - Mag patrzy na ciebie z wyrzutem i wymachuje w twoją stronę łyżką - Czy to hotel? Myślisz, że

stałbym tu jak ofiara zamiast opróżnić amforkę?

<Taren> <mi chodziło o to, z którego poziomu zaklęć druidów mogę już kozystać>

<Eldahast> Wychodząc życzyłem Draciusowi smacznego

<Bono> <za szybko piszecie - robicie dialog, ja odpowiadam a wy w miedzyczasie rezygnujecie>

<Corvin> <Heh... Niezły ten Dracius>

<Lokkus> <hmmm a tak wlasciwie to niedzwiedz jest duzy, wiec minimum 8 :D>

<Bono> - Jak to z nieba?

<Lokkus> <powiedzmy, ze masz dostep do zaklec maksymalnie czwartopoziomowych...>

<Taren> <poziom czarów? fajnie :)>

<Corvin> - To jest najdziwniejsze. Wypadł spomiędzy gałęzi. W idealnym momencie. Uważam, że jest

podstawiony...

<Eldahast> Siadam na surowej, ciężkiej frewnianej ławie przegryzająci połykając ostatnie kęsy chleba

<Bono> <Ten Corvin to mnie zadziwia, przeciez wszystko bylo juz wyjasnione a ten wciaz gada ze z nieba...>

<Taren> <ech, zapędziłem się>

<Taren> <ale kapitan tego nie wie>

<Bono> Eld - W międzyczasie podziwiasz Draciusa, który taszcząc ogromną michę zupy potyka się i wylewa

wszystko na twarz gawędzcego z kapitanem Corvina

<Corvin> Kopię leżącego. W twarz.

<Lokkus> <jeszcze jeden poziom i bedziesz mial nasz ulubiony drzewny krok :D>

<Bono> Corvin - nagle kapitan uchyla się a na ciebie wpada szalony mag, oblewając cie rosołem

<Taren> <heh>

* SpellCaster has joined #sesja_rpg

* Lokkus sets mode: +v SpellCaster

<SpellCaster> <dang...wywaliło mnie. Coś mnie ominęło?>

* Eldahast was kicked by Lokkus (Eldahast)

<Bono> Mag chwyta się za twarz. - Ni bij! Proszę!

<Corvin> <Pamiętasz co mówiłem o twojej głowie?>

<Bono> <Bono> Eld - W międzyczasie podziwiasz Draciusa, który taszcząc ogromną michę zupy potyka się i

wylewa wszystko na twarz gawędzcego z kapitanem Corvina

<Bono> <Corvin> Kopię leżącego. W twarz.

<Bono> <Lokkus> <jeszcze jeden poziom i bedziesz mial nasz ulubiony drzewny krok :D>

<Bono> <Bono> Corvin - nagle kapitan uchyla się a na ciebie wpada szalony mag, oblewając cie rosołem

<Bono> <Taren> <heh>

<Corvin> - Nie... rób... tego... więcej...

<SpellCaster> <no...że dobrze przewiduję przyszłośc mówiąc, że się potoczy?>

<Corvin> - Zostałem zrozumiany?

<Bono> <Mili z was słudzy boży. Na waszych oczach Corvin masakruje biednego maga i zero reakcji.>

<SpellCaster> <hahaha>

<Corvin> Wycieram rękawem twarz. Boli. Co za niezdara.

<Corvin> <Kopniak w twarz to tak dużo?>

<SpellCaster> <hej, mnie tam nie ma...Lokkusa też..jesteśmy na mszy>

<Taren> ja też

<Taren> <w nawiasie>

<Bono> - Taaak! - krzyczy mag zasłaniajac się wciąż rękami

<Bono> <przeciez msza miała być rano>

<Corvin> - Cieszę się. Zejdź mi z oczu.

<Taren> <ja jestem ciekaw reakcji kapitana>

<SpellCaster> < w ogóle to P_aul, poprowadź tą msze, a nie siedzę i [beeep] mi kwadratowacieje na tej twardej

ławie :D>

<Bono> <a to był wieczorny posiłek>

<Lokkus> Prowadze msze <:P>

<Corvin> <Spell - waż słowa. Bez przesadnych wulgaryzmów>

<SpellCaster> <rano miała być ku czci Lathandera, wieczorem, ku Tempusa, chyba że znowu coś pokręciłem

<Corvin> <My jesteśmy poprawni politycznie ku chwale FA>

<Bono> <msza miała być rano!!!>

<Taren> <druga>

<Lokkus> <dla Tempusa odprrawia sie p ozachodzie slonca :P>

<SpellCaster> <wybacz>

<Lokkus> <pisalem to :P>

<Taren> <pierwsza jest teraz>

* SpellCaster is now known as Eldahast

<Eldahast> <no, już jest po zachodzie słońca>

<Bono> <ok no ale co robi reszta bo Taren przestal odpisywac>

<Eldahast> <i to jakiś czas....pisałem, jak to pbserwuję ostatnie promyki słońca...>

<Lokkus> <proponuje przejsc do kolejnego dnia...>

<Bono> COrvin - Twoje zachowania zainteresowało kapitana Arnusa, po swoim ostatnim wybryku zrobił się wobec

ciebie bardzo podejrzliwy

<Eldahast> <ja siedzę i czekam na mszę, aby poprosić Tempusa o siłę, a Lathandera o wigor>

<Lokkus> Prowadze msze <:P>

<Bono> Nastaje ranek...

<Lokkus> Po mszy udalem sie od razu do lozka

<Bono> Zanim zdążycie wstać rozlega się hukanie do drzwi

<Bono> - Otwierać!

<Corvin> <Pffff...>

<Corvin> Szukam miecza i zbroi.

<Eldahast> Wstaję wcześnie, przed wschodem słońca i zbieram chętnych do mszy Pieśni Poranka

<Lokkus> "Ciekawe co sie dzieje..." Otwieram drzwi

<Corvin> <Czytaj co MG pisze...>

<Taren> Wstaję i trzymając w dłoni laskę otwieram drzwi

<Bono> <tak, ja sobie a wy sobie...>

<Eldahast> <ok, to ja jeszcze nie wyszedłem...>

<Taren> <Lokkus, masz pierwszeństwo :)>

<Corvin> - Spytaj kto tam - zastawiam drzwi.

<Lokkus> <Face - MUSISZz alzoyc, ze jest przed switem, bo inaczej kaplan Lathandera juz dawno by sie do

mszy przygotowywal ;]>

<Eldahast> <przeciągam się...za oknem szarzy się świt>

<Eldahast> <własnie, kiedy on puka...jak wcześnie?>

<Lokkus> - z drogi Corvin, w tym obozie nie ma wrogow - otwieram drzwi mimo protestow wojownika

<Bono> Za drzwiami stoją rycerze odziani w pełne płytówki. Na ich czele stoi wysoki, odziany w czarny

płąszcz mężczyzna. Ma odchyloną przyłbicę. Ma krótkie brązowe włosy i wąsy z brodą. Do hełmu przyczepione

jest czarny pióropusz.

<Lokkus> <to wynik oczywiscie niecheci mojej postaci do twojej, nie bierz zbyt osobiscie ;]>

<Corvin> - Chcesz iść ze mną?

<Corvin> Staram się NIE dopuścić do otwarcia drzwi.

<Eldahast> <to jak, pukają przed świtem?>

<Corvin> <Podziwiam głupotę twojej postaci, P_aul. Nic więcej, a co?>

<Bono> - Przepraszamy za najście - mówi z galanterią - Ale poinformowano nas, że w tym pomieszczeniu

przebywa groźny zbieg, Corvin Czarne Serce.

<Lokkus> <glupote? a to dlaczego?>

<Corvin> <Bo pójdziesz ze mną?>

<Taren> <chyba dlatego...>

<Lokkus> Odwracam sie w kierunku Corvina

<Lokkus> - No prosze, czego to ja sie dowiaduje o towarzyszach podrozy...

* eToX has joined #sesja_rpg

<Lokkus> - Taren, wiedziales o tym?

<Eldahast> <czy PUKALI z samiusieńskiego raneczka, czy Elda już nie ma - skowroneczka?!>

* eTo has quit IRC (Ping timeout: 180 seconds)

* eToX is now known as eTo

<Corvin> <Jeśli nie ma półelfa, to kolejna cegiełka>

<Bono> - Jestem Sir Richard Norrington, dowódca tej kompanii - pokazuje naswoich podwładnych - (Lokkus)

dostrzegasz ok. 6 mężczyzn w pełnym uzbojeniu

<Taren> <czy ja znam tych paladynów? bo zakładam, że to ci sami>

<Eldahast> <jestem czy mnie nie ma, bo chcę wiedzieć, czy mam reagowac, czy nie?>

<Bono> <to drugie Eld>

<Bono> <jestes w pokoju jak wszyscy>

<Corvin> - Wystarczy, że zaprzesz się istnieniu ich Boga, że zaczniesz myśleć. Wtedy po ciebie przyjdą.

<Corvin> <Oczywiście mówię cicho, by tamci nie słyszeli>

<Eldahast> Zatem prowadzę mszę i odpśpiewywuję Psalm Piesni Poranka

<Corvin> <Heh...>

<Bono> <jestes w pokoju jak wszyscy>

<Lokkus> - Ach, paladyni z Wrot. Mozliwe ze spotkalismy sie juz kiedys, jestem Lokkus, sluga Tempusa.

<Taren> <chce rozładowac sytuację?>

<Eldahast> <GAAAAH! To drugie, to znaczy, że mnie nie ma, a teraz mówisz, że jestem...>

<Corvin> <Spell - naprawdę... Zastanawiam się, czy umiesz czytać?>

<Lokkus> <ja sie zastanawiam ,czy Face umie pisac bo wyraznie napisal "to drugie" a drugie bylo, ze go nie

ma...>

<Bono> <na poczatku pisales czy pukali czy skowroneczka nie ma, to powiedziałem ze to pierwsze>

<Lokkus> [22:54] <Bono> <to drugie Eld>

<Lokkus> <no comment>

<Corvin> <Ja traktowałem o tym, że napisał, iż jest w pokoju>

* eTo has quit IRC (Ping timeout: 180 seconds)

<Bono> <tylko potem sie poprawilem>

<Eldahast> <gah...wybaczcie...coś nie do końca przytomny jetsem cały dzień>

<Corvin> <Bo jak jest, to nie może go nie być>

<Bono> < daruj sobie te commenty P_aul, u ciebie pewnie wszystko jak w zegarku>

<Eldahast> <bez dokuczania sobie, chłopcy...>

<Lokkus> <nie twierdze, ze nie, tylko bronie Spella...>

<Lokkus> <Ponadto czemu bierzesz wszystko tak osobiscie?>

<Bono> <napisalem zaraz potem - "jestes w pokoju jak wszyscy">

<Lokkus> <az tak cie poruszyl ten jeden ochrzan na DOS?>

<Bono> <bo mnie denerwuje takie "no comment">

<Eldahast> Wstaję z łóżka i mierzę wzrokiem Corvina.

<Corvin> <Wiesz... Jak dla mnie Face prowadzi wcale nieźle. Są potknięcia, ale to drugi po tobie MG, P_aul.

To podwyższa cenę za jego głowę...>

<Eldahast> <A ten znowu o głowach :P>

<Corvin> <Pomyśl o swojej>

<Bono> <teraz nie bardzo się przejmowałem DOS, ale jak kto mowi "no comment" to zwykle oznacza cos

zalosnego>

<Taren> Po dłuższej chwili odpowiadam Lokkusowi - Owszem, wiedziałem. Ale rozpętała się bitwa i nie

zdążyłem wam tego wyjaśnić

<Lokkus> <o ranyyy... ja tez tak uwazam... jest juz chyba rownie dobry jak ja. No i nigdy nie mowilem, ze

ja sie nigdy nie myle. Po prostu wytykam mu bledy, aby mogl sie na nich uczyc...>

<Corvin> <Lokkus - A nie mówiłeś, że nie lubisz wytykać ludziom ich błędów? Tenieniel na ten przykład?>

<Lokkus> <a "no comment" bylo do tego ze "napisalem ze pierwsze" "to drugie">

<Bono> <powiem jak Tauren z komiksu (chociaz juz wczesniej tak mowilem) SHALL WE?>

<Taren> - Własnoręcznie zabił szamana goblinów który kontrolował smokolicza.

<Bono> <bo Spell sie dwa razy pytal i mi sie pomieszalo juz>

<Lokkus> - ON tam byl? Chyba z kims pomyliles tego czlowieka Tarenie, bo ten palant nie wyglada na kogos,

kto chcialby ruszyc do walki. Zwlaszcza takiej walki

<Bono> <przypominam, że w drzwiach stoją zniecierpliwieni paladyni>

<Lokkus> <alez niech wejda...>

<Lokkus> <czy ja im bronie?>

<Corvin> - Muszę cię rozczarować.

<Eldahast> Myślę nad wyjściem z tej, skądinąd przykrej sytuacji.

<Corvin> <Ja dalej zastawiam drzwi>

<Bono> <jeszcze jedno - jak mozecie tak sobie gadac jak obaj stoicie przy drzwiach, przeciez oni nie sa

głusi>

<Taren> - Być może jest sadystycznym egoistą, jednak walczył w tej bitwie i wspomógł nas w naszej misji

<Bono> <stoisz jakby w drzwiach>

<Corvin> - Przypomnę, że obiecaliście mi pomóc w pewnej sprawie... - mówię ściszonym głosem.

<Lokkus> Odsuwam sie od drzwi - Rob co chcesz, ja ci nie pomoge ani nie przeszkodze...

<Corvin> Kiwam głową. - Wystarczy.

<Bono> - Można? - uśmiecha się sarkastycznie Norrington, wiedząc że zgoda i tak nie była wymagana - A więc

znowu się spotykamy, Corvin. Tym razem juz mi nie umkniesz...

<Corvin> - Jaka to przykra niespodzianka zobaczyć znowu twą paskudną twarz, Norrington. Jakie smrodliwe

wiatry cię tu przywiału?

<Eldahast> Szepczę do Druida - Co tu sie wyrabia?

<Bono> <gdyby nie popisy Corvina to Norrington nie dowiedziałby się o zajściu i moglibyście wyruszać>

<Corvin> <Phi>

<Taren> - Dawna waśn pomiędzy paladynami i Corvinem

<Corvin> Rozglądam się za czymś, czym mógłbym zablokować drzwi.

<Taren> <równiez szeptem

<Taren> >

<Bono> <w koncu rzadko sie obserwuje sytuacje kiedy wojownik bije do nieprzytomnosci wątłego maga za to że

ten przypadkowo oblał go zupą>

<Corvin> - Przypomnisz mi łaskawie za co mnie gonisz?

<Taren> <pragnę przypomnieć, iż Corvin raz go kopnął>

<Corvin> <Raz.>

<Eldahast> Obserwuję z udawanym spokojem całą zaistniałą sytuację.

<Taren> <co prawda brutalnie, ale bez przesady>

<Corvin> <Nie jestem paladynem przecież>

<Eldahast> <w sumie powinien dostać naganę, anie od razu pół zakonu paladynów zwalającyh mu się na łeb>

<Corvin> W mieczem w pogotowiu szykuję się do obrony.

<Eldahast> <nie jednym kopniakiem Rzym zburzono>

<Bono> Norrington uśmiecha się od ucha do ucha: - Pójdziesz bez oporu, czy może zrobisz mi tą przyjemność?

<Bono> <to nie jest nagana, ale on po prostu wzbudził podejrzenie>

<Eldahast> Szepcze do Tarena - Trochę się zgubiłem...mamy mu pomóc, czy stoimy i patrzymy?

<Corvin> - Żartujesz? Przecież wiesz, że nie. Może to jest sposób... By wreszcie móc Ją zobaczyć...

<Taren> - Każdy musi sam podjąć decyzję...

<Bono> <a skoro listy goncze byly wszedzie rozwieszone...>

<Lokkus> westchnalem i pokrecilem glowa

<Lokkus> - Norrington, jak moge cie odwiesc od zamiaru pojmania go?

<Eldahast> Lathanderze, daj mi sił...prawie go nie znam, ale razem podróżowalismy i walczyliśmy...z drugiej

strony to są paladyni - myślę

<Lokkus> <Face?>

<Eldahast> Podnosze dotychczas wbity w ziemię wzrok na Lokkusa

<Bono> - Tak myślałem, kundlu! - Norrington wyciąga miecz, podobnie jak kilku jego podkomendnych, pozostali

paladyni nie mieszczą się w pomieszczeniu - W imieniu Torma, skazuje cię na śmierć!

<Bono> <próbujcie>

<Lokkus> - Stoj! Mam prozpocyje

<Corvin> - Jakie to ironiczne...

<Lokkus> - W tym pokoju jest teraz wiecej slugow Bogow, niz znajdziesz w niejedny mmiescie

<Taren> - Poczekaj! Czy wiesz co tu się dzieje?

<Bono> Obnażony miecz Norringtona zatrzymuje się: - Propozycję?

<Lokkus> - Niech wiec to Bogowie go osadza, nie my, mali ludzie

<Eldahast> <tak w ogóle Taren, to jakiemu bogu ty służysz?>

<Lokkus> - Sad Bozy. Pojedynek. On, kontra jeden z twoich ludzi

<Bono> - Wyrok został już wydany, kapłanie. Nie mogę dopilnować by ta gnida kolejny raz wymknęła się prawu.

<Lokkus> - Moim zdaniem zrobil wiele, by zmazac czesc swoich win. Niech wiec ci, ktorzy sa nad nami ocenia,

czy dosc

<Eldahast> Usmiecham się pod nosem. Sąd boży? Przecie to wysżło już daaawno temu z mody. Tyr uznał to za

wyjątkowo niesprawiedliwe

<Corvin> Zaczynam się śmiać.

<Eldahast> Bo gdzie sprawiedliwośc w tym, że silniejszy zjada słabszego?

<Bono> - Na Sąd Boży zasługują jeno szlachetni, ta kanalia straciła do niego prawo lata temu...

<Corvin> - Powiedz im.

<Corvin> - Może oznajmij im ogrom mojej zbrodni?

<Lokkus> - Czyli az tak sie go boisz? Potrzebujesz szesciu ludzi, by go zabic? Sam nie dasz rady?

<Corvin> <Zaraz się okaże, że Face wszystko pomajtał>

<Lokkus> <:D>

<Bono> <dobra, skoro tak to koncze sesje>

<Eldahast> <obaczym>

<Bono> <:P>

<Corvin> <Tak to jest, jak się gracza o losy nie pyta...>

<Lokkus> <a to czemu? Bo nie pamietasz, co wlasciwie Corvin zrobil i w ten sposob sie ratujesz, kiedy

wszyscy sie niezle bawia?>

<Bono> - Wyparcie się Torma. Złamanie slubów! To nie dość?

<Corvin> <W jaki sposób paladyn łamie śluby?>

<Bono> - Sami przyznajcie, że dawno nie widzieliście już tak podłego człowieka...

<Lokkus> <a poza tym co mamy zrobic? Zaden z nas nie ma charakteru wlasciwego do atakowania paladynow,

ktorzy w sumie wykonuja swoja robote...>

<Corvin> <Tak z ciekawości,

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Corvin> <Tak z ciekawości, P_aul, Spell?>

<Bono> <Jak ślubuje wierność zakonowi i bogowi>

<Lokkus> <ja probuje dac mu szanse sie wywinac...>

<Eldahast> Coż, paladynie, wygląda na człowieka, który tylko lekko zszedł z drogi...

<Corvin> <Face - pozwól, że P_aul się wypowie. Lub Spell>

<Bono> <przeciez was nie pozabijam>

<Taren> - Każdy ma prawo popełniać błędy. Także przy wyboże swej zyciowej drogi

<Bono> - Jaką mam gwarancję, że zejdzie ze złej drogi? Przypilnujecie go?

<Corvin> <O ile dobrze pamiętam chodzi o wyplenienie nieprawości i ochronie słabych>

<Corvin> <A ja jestem człowiekiem, który właśnie zwalcza nieprawość>

<Taren> <na swój sposób>

<Corvin> <Pokręcony, ale jednak>

<Lokkus> <lamanie slubow? Zalezy jakie to sluby :D Zwykle zabicie niewinnego, pomoc w zlym/niezgodnym z

prawem uczynku, ale tez orkucienstwo, niedopelnienie odpowiednich ceremonialow czy przykazan konkretnego

boga...>

<Taren> <przypominasz mi paladyna z komiksu "goblins">

<Lokkus> <ano...>

<Lokkus> <jeden z moich ulubionych komiksow :D>

<Eldahast> Nie lubię się wypowiadać na tematy, które sa mi obce, ale pamietam historię elfa, którego

ścigało wiele pokoleń ludzkich władz...w końcu, jak mawiają, po 1000 latach mordów i gwałtów umarł w

spokoju, w swej samotni z dala od ludzi. To ckliwa historyjka...ale jest w niej ziarnko prawdy

<Corvin> <Hm... Wszystko to bierze się pod uwagę, czy tylko konkretną rzecz?>

<Taren> <moich też>

<Eldahast> <hah, Goblins rocks>

<Corvin> <Taren - podasz stronę>

<Corvin> <?>

<Corvin> <Bo moja postać ślubowała sprawiedliwość. Nie ckliwość>

<Lokkus> - Nie my go bedziemy pilnowac. Sa nad nami istoty potezniejsze i spraweidliwsze. Niech Bogowie

ocenia czy jest jeszcze dla tej zblakanej duszy nadzieja

<Lokkus> <Holy- juz ci dawalem... nawet w temacie tego kanalu byl przez jakis czas ;p goblinscomic.com>

<Eldahast> Mjak to pompatycznie brzmi :D>

<Lokkus> <a jak inaczej mam gadac z palkami?>

<Corvin> <Dzięki. Teraz muszę go znaleźć>

<Eldahast> <wiem, wiem, do nich inaczej nie można>

<Bono> - Jeszcze niedawno moim jedynym marzeniem było zaszlachtowanie tego wyrzutka. Teraz patrzę na to

inaczej. Dziękuję ci kapłanie - Norrington wykonuje mały ukłon w stronę Lokkusa

<Lokkus> <hiehie warto miec wysoka charyzme ;]>

<Eldahast> <no nie wierzę...obeszło się bez kropli krwi...jak wciśnięcie guzika...Lakkon, chyba miałeś

krytyka w rzucie na dyplomację :D>

<Eldahast> <tfu, Lokkus...blach>

<Bono> <ta - Norrington wyciaga z zaskocznia miecz i odcina glowe Lokkusowi :D>

<Eldahast> <hahaha...to by było zaskoczenie>

<Lokkus> <z zaskoczenia w locie odgryzam mu ucho :P>

<Eldahast> <znienacka>

<Corvin> <Maverick powiedziałby coś w stylu: "Wszyscy pójdziecie ze mną".>

<Lokkus> <raczrej cos o swieczkach nadziei...>

<Bono> Corvin - Paladyn podchodzi do ciebie i wpatruje ci się głęboko w oczy: - Jeśli usłyszę o chociaż

jednej nieprawości jakiej się dopuścisz nie będę tak miły.

<Taren> <zdecydowanie o świeczkach..>

* eTo has joined #sesja_rpg

<Bono> - Za mną! - komenderuje do pozostałych. Paladyni wychodzą. Zostajecie sami w pokoju.

<Corvin> Siadam na łóżku i zastanawiam się.

<Eldahast> Wzdycham z potężną ulgą.

<Lokkus> - Myslalem ,ze jednak bedziesz musial kogos zabic Corvin... No i to wiedz, ze dolicze to do

rachunku...

<Eldahast> - Wybory...i to w dodatku tak niepewne i niejasne. To nie na moją głowę.

<Corvin> Nie słuchając żadnego z nich przyciskam dłoń do skroni.

<Taren> - Lokkusie, muszę przyznać iż twój dar wymowy jest naprawde zadziwiający.

<Lokkus> - nie wszystkie bitwy wygrywa sie mieczem czy toporem

<Eldahast> - Cóż, pewien jestem, że on przekonałby krowę żeby dawała wina miast mleka

<Lokkus> - Tylko ku chwale Tempusa - odpowiadam smiejac sie

<Taren> - wiem o tym, i takie wygrane uznaję za jeszcze większe

<Bono> <widze ze druzyna sie niezle zgrala procz jednego wyrzutka :D>

<Corvin> Bełkot. Jeden wielki bełkot.

<Taren> <jak zawsze>

<Corvin> Bez żadnego znaczenia i sensu.

<Lokkus> <bardzo podoba mi sie potencjal fabularny tego teamu :D>

<Bono> <Who's the real Masta?>

<Lokkus> <przeciez zupelnie spokojnie mozem ysie klocic o chocby o metody dzialania a jednoczesnie byc

niezwykle zgrani :D>

<Bono> <Poprzednio tez sie Uther z Piewca klócil>

<Corvin> Nienawidzę siebie. I ciebie. A mimo to... - myślę.

<Lokkus> <ponadto niby dwoch kaplanow i druid a kazdy o innych walorach...>

<Bono> <dobra - nie filozuj, grajcie :D>

<Corvin> <Ten MG nie ma za grosz poczucia taktu>

<Corvin> <Przecież na tym polega RPG>

<Eldahast> - Mądre słowa. To mi przypomina historię, gdy pewną wioskę w Cormyrze nawiedziała olbrzymia

biała sowa. Mówiono, że jest posłanniczką boga i każdy prześcigał się, by ją nakarmić, napoić dac

ciastko. I przez to dotychczas spokojna wioska zamieniła się w wielki parujący kociół, który zaraz miał

wykipieć.

<Corvin> <Nie opiera się wyłącznie na akcji>

<Bono> <mówiłem o Lokkusie a nie o tobie Corvin>

<Lokkus> - Eldahast, zaraz wstanie slonce, chyba czas oddac czesc twemu bogu? Mam wrazenie, ze to tez jego

sprawka, ze poszlo tak gladko

<Eldahast> I pewnego dnia przybył łowca z odległych stron. Zastrzelił sowę, a jej mięso rozdzielił między

mieszkańców...

<Eldahast> Coż...sam nie wiem czemu przypomniała mi się ta historia

<Eldahast> Co? A tak....słońce

<Eldahast> Brzask...tak tak. Musze się pośpieszyć i zwołać ludzi. - Niemal wybiegam z pokoju.

<Taren> Odswieżam się odrobina wody i wychodze na zewnątrz

<Lokkus> PAtrze na Corvina, zastanawiajac sie, czy czegos nie powiedziec. W koncu jednak odwradcam sie bez

slowa i wychodze na podworze, aby nieco sie odswierzyc

<Eldahast> Tak dawno nie przeprowadzałem rytuału powitania słońca...

<Corvin> Powinienem być już dawno martwy. Ale żyję. I to jest najgorsze.

<Corvin> Kiedy wszyscy wyszli pytam retorycznie: - Jesteś tam?

<Bono> <Taaaaaak>

<Lokkus> Ide na msze

<Corvin> I jak zwykle odpowiada głucha cisza.

<Eldahast> Zapalałm delikatne jak poranna rosa kadzidła, lekko pobudzające zmysły i relaksujące przyjemnie

ciało. Otwieram szeroko okna

<Corvin> Wstaję, ubieram zbroję i wychodzę.

<Taren> Ruszam za kapłanem

<Eldahast> - Brzask...Poranek nastaje nowy. Nigdy nie wiadomo, jaką historię przyniesie - rozpoczynam

inkantować Pieśń Poranka

<Lokkus> Widze, ze otwarto bramy. Wiesniacy z okolicy schodza sie, aby pomodlic sie wraz z wojownikami.

Widac, ze w tej okolicy dawno nie bylo nikogo, kto niosl by slowo bogow

<Eldahast> - Lathanderze, Piewco Wigoru, Panie poranka, daj nam nadzieję i siłę, by zrobić to, co zrobić

musimy.

<Corvin> <Sprawdzę, czy Face nie usnął przed klawiaturą...>

<Eldahast> - Prosimy, O! Lathanderze, oczyść nasz umysł z niepotrzebnych myśli...skkieruj je i wyostrz jak

klingi, które dzisiaj skierujemy nie by zabijać, ale by bronić.

<Eldahast> - Męzowie i córy, podnieście główy do góry, zwróćcie je w stronę wschodzącego słońca, dajcie się

delikatnie pieścić przez leniwy poranke

<Eldahast> - Podejdzcie, a poświęce wasze ostrza, by trafiały szybko i bez wachania

<Bono> <to troche przesada>

<Taren> <ale nieźle improwizuje...>

<Corvin> Idę na zewnątrz. Za mury.

<Bono> <taaa>

<Eldahast> Obecni wojownicy ustawiają się w rząd, biore po kolei miecz od każdego i unoszę ku leniwie i

powoli obejmującemu władze nad polami światłu i mrucze kilka słów modlitw

<Taren> <na laski tez to działa?>

<Bono> Lokkus - podchodzi do ciebie kapitan Arnus - Zaoferowałem się jako dowódca oddziału, który ma iść z

wami.

<Eldahast> Ostrza zaczynają żywiej odbijać światło, refleksy słońca jakby tańczą bo zaklętych klingach

<Lokkus> Czekam do konca nabozenstwa a potem ide odszukac dowodce fortu. Mam nadzieje, ze zgodzi sie dac mi

kilkunastu ludzi do pomocy.

<Bono> <ech P_aul, gdybys byl uwazniejszy...>

<Lokkus> <zauzmy ,ze napisalismy to w odwrotenj kolejnosci :D>

<Bono> <załóżmy>

<Eldahast> Twoją laskę też biorę, Tarenie, i kieruję ku światłu, który jest symbolem nadziei i odrodzenia,

zwycięstwem światła nad ciemnością...

<Bono> <Spell - mówisz czy myślisz?>

<Lokkus> - Wolalbym dowodzic osobiscie, niemniej ty duzo lepiej znasz tych ludzi. Z radoscia przyjme twoja

pomoc

<Eldahast> Kiedy ją oddaję, aż czuć krążące w niej soki. Gdybyś ją zasadził i podłał, wnet zapuściłaby

korzenie i pokryła się zielenią

<Eldahast> <myślę>

<Corvin> <Nigdy nie wiadomo>

<Eldahast> <teraz zwracam uwagę na myślniki>

<Bono> - Oczywiście będę słuchał waszych poleceń. Pułkownik jednak chce uniknąć zbędnych formalności więc

teoretycznie ja dowodzę.

<Eldahast> Idzcie mężowie i córy, a niech wasze serce napełni nadzieja i odrodzenie siły, którą każdy z nas

skrywa głęboko w sobie.

<Eldahast> <to wyżej mówię>

<Bono> <:D>

<Lokkus> - Dobrze, pokaz mi, kogo to dostalem na te jakze trudna misje.

<Eldahast> - Nie możecie na zawieść...i nie zawiedziecie - Bo jak wszyscy zginiemy, to nie będzie kogo

zawieść - dodaję w myślach

<Bono> - Nic specjalnego. To oddziały pogranicza, a nie elitarna jednostka bojowa. Dawno już nie było to

wojen.

<Eldahast> Siadam na krześlę ustawionym na wprost okna i wylegiwuję się, chłonąć każdy promień słońca

niemal jak smok wyciągnięty w górach.

<Bono> *tu wojen

<Lokkus> Przygladam sie kazdemu zolnierzowi z osobna. Trzeba poznac ludzi, z ktorymi idzie sie byc moze na

smierc

<Lokkus> - Jak rozumiem, znaja tutejsze lasy? Prosilem o kilku potrafiaceych poslugiwac sie lukiem

<Eldahast> Jansobrązowe włosy spływają mi delikatnie na twarz. Wzdycham, leniwie chłonąc dźwięki świata

zewnętrznego. Leniwe bzyczenie pszczoły, tak słodko niespodziewającej się rzezi, która niedługo będzie

miała tu miejsce

<Lokkus> - W sumie... jak myslisz, uda mi sie namowic tego maga, jakmutam, zeby poszedl z nami? Jego

zaklecia pomoga nam pojmac przeciwnikow

<Eldahast> Stać się pszczołą...bzyczeć i latać bestrosko. Nieprzejmowac się niczym, jeno miodem...ciekawe,

czy Taren tak potrafi? Musze go kiedyś spytac.

<Bono> Lokkus - Kapitan przekazuje jeszcze kilka notatek od dowódcy: "Powinniście się skierować do obozu

Plemienia Zielonej Łapy i wyjaśnić co tam się dzieję. Tu macie dokłądną mapę okolicy." Reszte stanowią

szkice.

<Bono> Lokkus - Nagle podbiega znajoma postać. Dracius do was biegnie. Niestety po drodze się potyka co

powoduje ogólną wesołość.

<Bono> - Jeszcze ja. Nie zapominajcie o mnie!

<Eldahast> Zaczynam cicho mruczeć jak zadowolony z niewiadomoczego kocur

<Lokkus> - Nie jestem pewien czy atak na ten oboz ma sens... Najpierw sprobujmy pojmac jakis mniejszy

oddzialik i dowiedziec sie jak najwiecej. Dopiero wtedy zdecyduje co dalej.

<Corvin> <Coś się dzieje za murami twierdzy?>

<Bono> Tymczasem Syllack kontynuuje przedstawianie oddziałów: - Mamy kilku świetnych łuczników. Wszyscy

żołnierze dobrze znają teren, no poaza mną...

<Bono> <Corvin - na razie nic>

* eTo has quit IRC (Quit: cu all)

<Corvin> Wracam do wnętrza i przyglądam się przygotowaniom.

* eTo has joined #sesja_rpg

* eTo has quit IRC (Client Quit)

<Bono> Drużyna - zwarci i gotowi wyruszacie do lasu. Rój Tarena szybko wychwytuje najbliższy patrol Gnolli.

<Taren> Informuje resztę o niebezpieczeństwie

<Lokkus> Nastepne pare godzin spedzam na przygotowaniach. Wreszcie zbliza sie poludnie, a wtedy oddalam

sie, aby pomodlic do Tempusa o moce. Zamiast zwyklego zestawu przydatnego tak w podrozy jak i w bitwie

przygotowuje magie usypiajaca, paralizujaca, po krotkim zastanowieniu decyduje sie tez poprosic o laske

wywolywania Ostatniego Tchnienia

<Bono> Taren - patrol 5 spoch rozmiarów Gnolli

<Lokkus> <bleh...>

<Lokkus> <powinnismy sie nawzajem ostrzegac, jak piszem ycos dluzszego :D>

<Bono> <pare godzin?>

<Bono> <przeciez mieliscie nie zwlekac?>

<Lokkus> <mielism yruszyc tuz po poludniu... przed poludniem odzyskuje moce>

<Bono> <teraz mi mowisz...>

<Lokkus> <chyba ze nie chcesz, bym przejmowal sie takimi szczegolami, ale ja lubie...>

<Lokkus> <przeciez juz wczesniej mowilem...>

<Eldahast> Ja w modłach wyprosiłem ekstra dawkę magii leczniczej...nie chcemy dużych strat

<Bono> <za mało, tyle sie dzieje że łątwo zapomniec>

<Lokkus> <Spell - i ta kmozesz spontanicznie leczenie rzucac ;)>

<Bono> <działajcie!>

<Corvin> <Mam obejmować drzewa czy co?>

<Eldahast> <aaahhh...żeczywiście...no to ekstra magiii wspomagającej>

<Corvin> <Napisać, że się rozglądam?>

<Bono> <Taren wykryl patrol Gnolli przed wami>

<Eldahast> <Gdzie jesteśmy? Jakiś opisik proszę>

<Corvin> <Sugerujesz tępe oczyszczenie?>

<Bono> <w lesie>

<Eldahast> <Coś bardzie rozbudowanego niż "las" ;P>

<Bono> <zwyczajny trakt>

<Bono> <droga, po obu stronach co nieco drzew :D>

<Eldahast> - Jaką taktykę przyjmujemy, Lokkus?

<Lokkus> - Dobra panowie. Cicho i szybko. Zachodzimy ich z trzech stron. Magu, uzywaj tylko zaklec

ogluszajacych i paralizujacych, Taren postaraj sie ich unieruchomic, Eldahast rzuc zaklecia wykrywajace.

Czy dostalismy w koncu te magiczne strzaly usypiajace?

<Lokkus> - staramy sie nie zabijac, w razie jesli wszystk ozawiedzie raczej rozbrajajcie i powaznie rancie.

Eldahast uzyje wtedy swych mocy leczacych

<Eldahast> <wykrywające? Przeciez juz sa wykryci>

<Lokkus> <chodzi mi o wykrycie magii, charakteru itp.>

<Taren> <wykrywające magię>

<Eldahast> <aye>

<Lokkus> <przede wszystkim, zeby ustalic czy sa pod wplywem jakiejs kontroli umyslowej>

<Bono> - a co z nami? - pyta kapitan

<Eldahast> Dobrze zatem, staram się wyczuć magię wokół gnolli

<Eldahast> Jak tylko dojdziemy

<Lokkus> - No coz, otoczcie ich. Moze beznadziejna sytuacja powstrzyma je przed walka

<Corvin> - Naprawdę na to liczysz?

<Lokkus> - Jak mowilem, twoi ludzie ida z trzech stron. Licze na lucznikow, niech strzelaja w nogi

* eTo has joined #sesja_rpg

<Lokkus> - Nie sadze, ale im latwiej nam pojdzie tym lepiej, nieprawdaz?

<Corvin> - To wszystko skończy się krwawą jatką. Takie jest moje wrażenie.

<Bono> Eld - wyczuwasz magie zauroczenia rzuconą na te istoty. Nie jest to jednak zwykłe zaklęcie. Nie był

to bezpośredni czar. Jednak jakoś działa. Jednak ma to pewną słabość. Łatwo jest przerwać więź kontrolną

przy użyciu zwykłego zaklęcia.

<Bono> <argh jednak x 2>

<Eldahast> - Pssst...Lokkus

<Lokkus> - Tak?

<Eldahast> - COś czuję. Jakby oczarowane magicznie, ale coś się nie zgadza

<Eldahast> - Jak chcesz mogę przerwać to zaklęcie. Może wtedy pogadamy z nimi bez rozlewu krwi

<Lokkus> - Sprobujmy wszyscy razem. Bedzie wieksza pewnosc ze zaden nie pozostanie pod wplywem. Kapitanie,

jak skonczym yniech twoi ludzie sie pokaza, ale pod zadnym pozorem nie atakuja. ZAcznijcie zajmowac

pozycje

<Bono> - Tak jest - szepcze kapitan i wydaje swoim ludziom polecenia na migi

<Eldahast> Powoli zaczynam się koncentrować. Wyobrażam sobie srebrne nici wiszące nad gnollami, a potem

próbuję je zerwać na sygnał dany od Lokkusa

<Lokkus> Rozpoczynam modlitwe do Tempusa, aby uwolnil gnolle spod wplywu magii, ktora wiaze ich umysly

<Eldahast> Mamroczę słowo poranek, we wszystkich znanych mi jęxykach, jak mantrę

<Taren> Wspomagam swoją mocą wysiłek kapłanów

<Lokkus> Odczuwam ciezar magii, ktora zawisla nad gnollami. Jesli to nie zniszczy wiezi, to znaczy ze

stworzyla ja istota wielokrotnie przewyzszajaca nas potega

<Bono> Coś się zaczyna dziać z Gnollami. Ich oczy przestają być krwistoczerwone. Potwory wydają się być

mocno skonfuzjowane.

<Eldahast> Potem próbuję tak jakby przelać słoneczne światło do ich umysłów...wyciszyc ich..rozluźnić.

<Bono> Lokkus - zdaje się, że plan wypalił te Gnolle dużo bardziej przypominają te normalne - strachliwe

<Eldahast> - Lathanderze, daj mi siłę, abym mógł nieść światło poranka do najciemniejszych zakątków - mruczę

<Bono> <no nie>

<Lokkus> - Udalo sie. - Pewnym krokiem wychodze z ukrycia. Nie mam w dloniach broni. Daje reka krotki

sygnal kapitanowi

<Bono> Żołnierze wychodzą z ukrycia. Gnolle widząc, że są w pułapce składają broń.

<Lokkus> - Witajcie, ktorys z was zna wspolny? Elficki? - dodaje spiewnym tonem. - Albo Goblinski - tym

razem wycharczalem cos jakbym pozbywal sie flegmy z gardla

<Corvin> <Heh...>

<Taren> Staję obok Lokkusa

<Bono> - Ja mówić po Wspólnym! - jeden z Gnolli występuje przed szereg

<Lokkus> - Swietnie. Nie chcemy was skrzywdzic.

<Corvin> Staję z drugiej strony kapłana Tempusa.

<Eldahast> Wmieszam się w grupkę żołnierzy

<Bono> - Czemu wy nam przeszkadzać? My nic nie zrobić!

<Lokkus> - Nie macie sie czego obawiac, musimy tylko porozmawiac, potem puscimy was wolno. slyszalem ,ze

wasz klan jest pokojowo nastawiony

<Eldahast> Staram się być czujny, to, co ich zaczarowało, może byc niedaleko...biorę dwóch żołnierzy i

patrolujemy bliską okolicę

<Bono> - Wódz Szary Kieł być dobry wódz. On dbać o Zielona Łapa. Nam dobrze. My nie walczyć z ludźmi.

<Lokkus> - Musimy sie jednak dowiedziec, czy ostatnio w waszej wiosce nie dzialo sie cos niezwyklego? Nie

przybyla jakas istota obdazona mocami?

<Lokkus> - Czy w ogole pamietacie, co robicie tu w tym lesie?

<Bono> - Ja nie pamiętać. Głowa strasznie boleć.

<Lokkus> - A co ostatnie pamietasz?

<Bono> - Wódz przyjmować jacyś goście.

<Lokkus> - Czy wiesz, jak wygladali?

<Lokkus> - Widziales ich, albo ktorys z twoich towarzyszy?

<Bono> Zakamuflowani byli oni. W czerwonych szatach wszyscy byli.

<Lokkus> - Tatuaze na glowach? - pytam czujac, ze znam odpowiedz

<Eldahast> <czerwoni czarnoksięznicy?>

<Lokkus> <a ktozby inny...>

<Bono> Być może. Ja nie widzieć dokładnie. Oni być w kapturach.

* Kochany_Potworek has quit IRC (Client Quit)

* Kochany_Potworek has joined #sesja_rpg

<Eldahast> <tylko tego nam brakuje...albo Face bawi się z nami :D>

* Kochany_Potworek has quit IRC (Client Quit)

* Kochany_Potworek has joined #sesja_rpg

<Lokkus> <Feo - jest sesja, nie dostaniesz voice'a...>

<Corvin> - Mój niedawny znajomy? - zastanawiam się.

<Lokkus> Spogladam dziwnie na Corvina - Co masz na mysli?

<Bono> - Wy powiedzieć, że my być wolni.

<Bono> My prosić, wy nas nie zabijać.

<Corvin> - Miałem spotkanie z Czerwonym Magiem z Thay.

<Bono> <teraz ja zapominam o myslnikach>

<Corvin> - Tego zresztą dotyczyła pewna obietnica - patrzę na Tarena.

<Lokkus> - Posluchajcie mnie uwaznie. Ci przybysze rzucili na was zly czar. Wy teraz chcecie krzywdzic

ludzi. No nie wy konkretnie, ale wasi bracia z klanu. Atakujecie okoliczne wioski i patrole straznikow.

<Taren> - To prawda - potwierdzam jego słowa

<Bono> Nagle nieporadny Dracius występuje przed szereg i z całkowitą powagą w głosie mówi: - Myślę, że znam

odpowiedz na wasze pytania...

<Corvin> - Mam złe przeczucia...

<Lokkus> - Mow, byle szybko...

<Taren> <oczywiście teraz okaże się on mega złym...>

<Lokkus> <mam zle przeczucia...>

<Eldahast> <a ja jestem gdzieś dalej na patrolu :D>

<Lokkus> <zepsulismy Face'owi niespodzianke...>

<Bono> - Otóż nie jest tak jak myślicie przyjaciele. Łatwo udawać nieporadnego maga, nikt się wtedy nie

spodziewa właściwej potęgi.

<Corvin> <Chyba...>

<Eldahast> <no tak>

<Corvin> - Masz mi za złe, że go wtedy nie zabiłem? - pytam Lokkusa.

<Taren> <podejrzewam, że Corvinowi się za tego kopniaka dostanie>

<Lokkus> - Elminsterem to ty nie jestes... prawda?

<Bono> Odłóżcie broń - na twarz starca pojawia się sympatyczny usmiech - Jestem po waszej stronie. Zostałem

wysłany przez Gildię Magów ponieważ wykryliśmy tu działanie mrocznej magii.

<Eldahast> <nie ma to jak stara, dobra pleśń zżerająca cię od środka...Corvin, teraz ktoś tobie chce urwać

głowę za pewien but w jego zębach :D>

<Lokkus> - Ktora gildie magow... bo znam kilka i z wiekszoscia nie chce miec do czynienia

<Bono> - Gdybym chciał was zabić zrobiłbym to wtedy w lesie.

<Corvin> <Spell - mów o sobie>

<Eldahast> <hmm...czyżby potrójne dno? Raz słaby dobry, potem potężny dobry, a potem wyjdzie, że będziem

popełniać jego zbrodnie naszymi rekami>

<Bono> - Gildia Magów z Athkatli. Jasne Bractwo. Staramy się pomagać ludziom w przeciwieśnstwie do naszych

przyjaciół Zakapturzonych.

* eTo has quit IRC (Quit: cu all)

<Corvin> - Wierzysz w choć jedno jego słow? - pytam szeptem Lokkusa.

<Eldahast> <zawołacie, to wrócę>

<Bono> - Pomyślcie logicznie. Czemu nie miałbym was ubić wcześniej? Co mi mogłoby przyjść z waszej pomocy?

<Bono> - Nawet scena z bójką była wyreżyserowana. - spogląda na Corvina - Myślisz, że mógłbyś mi zaszkodzić?

<Corvin> - A jakiż to głęboki zamysł miała owa scena? - pytam.

<Lokkus> - No dobrze, zakladajac, ze mowisz prawde. Po pierwsze, czy to moga byc Thayczycy? Jesli tak to

mamy bardzo, ale to bardzo duzy problem.

<Bono> - To ja wysłałem donos na waszego przyjaciela do paladynów. To miał być test. Test na to czy się

nadajecie.

<Lokkus> - Prawde mowiac nie jestem pewien czy wspolnymi silami pokonalibysmy jednego z nich, a ten gnoll

mowil o kilku.

<Taren> - Jeśli jesteś tak potężny, dlaczego uciekałeś z pola bitwy kiedy cie spotkliśmy?

<Bono> Lokkus - - jestem prawie pewien, że to oni. Przejęli kontrolę nad klanem Zielonej Łapy. Jeśli ich

nie powstrzymamy mogę tak uczynić z pozostałymi. Nie muszę mówić czym to grozi...

<Lokkus> - Po drugie, masz jakis plan wykonczenia tych magow? Zeb ysie do nich dobrac bedziemy musili

przejsc przez caly oboz zadnych krwi bestii. Nie zeby mi to bardzo przeszkadzalo, ale prawde mowiac sa

niewinni

* POLIPOLIK has joined #sesja_rpg

<Bono> Taren - - Kapitanie! - krzyczy mag

<Corvin> - Jeśli są niewinni, to mnie będie to przeszkadzało.

<Lokkus> - A wybijanie niewinnych istot, ktore sa wykorzystywane, na pewno nie przyniesie chwaly Tempusowi

<Bono> - Ja także jestem wam winny doświadczenia... Te starcie z Gnollami w lesie... Nie było go. Wszystko

było iluzją. Nie było Gnolli, ani poległych.

<Lokkus> - No pieknie...

<Lokkus> - Corvin, ty go teraz zabijesz, czy ja moge?

<Bono> - Teraz już wiecie czemu zaoferowałem się wam towarzyszyć.

<Eldahast> <wciąż patroluje>

<Corvin> - Jest cały twój...

<Taren> - Iluzja? - powoli zaczynam rozumieć, dlaczego nikt nie lubi magów...

<Eldahast> <jakaś cholernie dobra iluzja, skoro pozwoliła się zataszczyć na stos pogrzebowy i spalić>

<Corvin> <Taaaa...>

<Eldahast> <musi być potęznym iluzjoinistą

<Taren> <i oszukała dzikie zwierzęta>

<Bono> - Nie traćmy jednak czasu na czcze gadanie. Spróbuje odwrócić uwagę armii Gnolli iluzją. Kiedy

magowie z Thay przestraszeni wyślą oddziały, wy wkroczycie.

<Eldahast> <i pachniała spalonym mięsem>

<Lokkus> <dobra iluzja dziala na wszystkie zmysly>

<Lokkus> <inaczej bylaby zbyt prosta do przejrzenia>

<Taren> <a mozę zabić?>

<Taren> <bo skoro na dotyk tez działa..>

<Lokkus> <a juz bodaj od 5 czy 6 poziomu magii takie istnieja...>

<Lokkus> <jasne ze tak ,o ile w nia wierzysz>

<Corvin> - Co powiesz na to, że to ON nie jest Magiem z Thay?

<Bono> - Spieszcie się. Thayczycy nie są głupi. Szybko zwietrzą podstęp.

<Corvin> <jest, oczywiście>

<Lokkus> - Jestes iluzjonista. Sam to przyznales. Daj mi jeden powod, aby ci zaufac

<Eldahast> <nielubimy iluzjonistów, aye Lokkus :D>

<Bono> - Jak już mówiłem. Gdybym chciał to w tej chwili już byś nie żył.

<Bono> - Kapitan też jest dowodem i jego ludzie.

<Lokkus> - Kiepski powod, probuj dalej - odpowiadam siegajac po topor

<Corvin> - Jest chyba tylko jedna rzecz, która pozwoliłaby mi uwierzyć, ale ona nie istnieje...

<Bono> - Nawet nie próbuj. Kapłanie Tempusa... Uważałem cię za mądrzejszego...

<Bono> - Powiedzcie, skoro tu jestem to jakim cudem Eldahast zdołał przerwać zaklęcie?

<Corvin> - Mogłeś mu na to pozwolić.

<Bono> - Po co?

<Corvin> - Żeby zdobyć nasze zaufanie.

<Bono> - Widzę, że i tak was nie przekonam. Nie mam jednak czasu na kłótnię. Możecie mi wierzyć lub nie.

Wasz wybór. - to mówiąc czarodziej znika za portalem

<Eldahast> <hej, nie róbcie ze mnie cieniasa :D. Lokkus też rzucał rozwianie magii>

<Corvin> - Nie wierzę mu.

<Bono> <ale z nim to się nie porownuj>

<Corvin> - Może nawet teraz gra.

<Lokkus> - Przygotowalem sie na ta okazje.

<Bono> - Stawiam na szalę własne życie, że to co mówi stary Gerwyn jest prawdą. - przerywa wam kapitan

<Eldahast> Wracam z patrolu z dwoma żołnierzami - I co?

<Lokkus> <zobaczym yco na to pogowie? :D>

<Eldahast> Teren czysty jak bezchmurne niebo

<Corvin> - Niedawno nazywal się Dracius?

<Bono> - Miał się dać ujawnić magom? Nie doceniacie Thayczyków.

<Bono> - Miał się dać ujawnić magom? Nie doceniacie Thayczyków>

<Corvin> - Teraz to zrobił.

<Bono> <nie ględzcie tylko grajcie bo mnie juz rodzice poganiaja zeby konczyc>

<Corvin> <Zawsze możemy dokończyć później>

<Lokkus> Zdejmuje z szyi symbol Tempusa i wypowiadam slowa modlitwy. To proste zaklecie, pozwalajace

spojrzec w przyszlosc. Moge jedynie okreslic, czy efekty naszych akcji beda mialy dobry, czy zly skutek.

Teraz skupiam sie na pytaniu "Czy zaufanie temu czarodziejowi jest dobrym pomyslem?" Tempus nie zawsze

odpowiada, mam nadzieje, ze tym razem da mi wskazowke

<Eldahast> Przyglądam się Lokkusowi - Niech zgadnę...coś mnie ominęło?

<Bono> Lokkus - nie otrzymujesz jasnej przesłanki, ale coś ci mówi, że powinieneś zaufać temu starcowi

<Eldahast> Dowiaduję się wszytskiego od jednego z żołnierzy....a więc to tak...drań

<Eldahast> <czy gnolle sa jeszcze, czy już poszły?>

<Lokkus> - No coz, Tempus przemowil. Jak zwykle tak metnie, ze potem bedzie mogl sie wykrecic, ze niby nie

zrozumialem... Chodzmy zabic paru drani. Kto jest tym draniem dwoeimy sie juz w trakcie procesu. Gotowi?

<Corvin> - Zróbmy to.

<Taren> - Ruszajmy więc

<Eldahast> Noo to w drogę

* POLIPOLIK has quit IRC (Client Quit)

<Bono> GOdzinę później w obozie Gnolli Zielonej Łapy. MAg chyba was nie okłamał bo widać tu tylko kilka

Gnolli. Jednak nie ma śladu po magach z Thay.

<Lokkus> - No tak ,to by bylo zabyt proste.

<Bono> Corvin - Słyszysz głos w swojej głowie: "Zdrajca! Zawarliśmy umowę! Zabij kapłana Tempusa, a będzie

ci wybaczone."

<Corvin> - Tak. Jest z nimi mój znajomy. Nie podobasz mu się.

<Eldahast> Hmm...najlepiej wykończyć ich tak, żeby nie ściągnąć na siebie całej uwagi Czerwonych

<Corvin> - Obawiam się, że musimy go zabić.

<Bono> "Głupczę, teraz będziesz musiał zginąć..."

<Taren> - To raczej nie będzie łatwe

<Corvin> - Wolisz uciekać?

<Taren> - A czy ja cos takiego powiedziałem?

<Eldahast> <czy te "kilka gnolli" jest oczarowanych?>

<Taren> - Po prostu stwierdzam fakt

<Bono> Słyszycie śmiech za waszymi plecami.

<Corvin> - Bierzmy się do pracy.

<Lokkus> - Chyab zaczynamy sie zgadzac w pewnych kwestiach

<Lokkus> <jizas, dialogi jak z filmu xD>

<Bono> - Nas szukaliście?

<Eldahast> <hahaha>

<Corvin> Odwracam się.

<Lokkus> - Nie, tego minotaura, ktory wlasnie wyskoczyl z krzakow za wami...

<Eldahast> Odwracam się na pięcie

<Lokkus> mowie po odwroceniu sie

<Taren> odwracam się pokrywając jednocześnie moją laskę kolcami

<Eldahast> Patrzę. Obserwuję. Ilu ich jest, i czy mają jakieś różdżki? Eliksiry? Pierścienie?

<Eldahast> No i wyciągam miecZ

<Bono> Za waszymi plecami stoi czterech magów odzianych w czerwone szaty. Jeden z nich jest bez kaptura.

Widać tatuaż na głowie. (Corvin - Poznajesz w nim swojego zleceniodawce). Oprócz tego stoi obok nich

kilka golemów z kamienia.

<Lokkus> <i moze czerwony smok na dokladke?>

<Eldahast> <o...jej>

<Corvin> - Cóż za wspaniały komitet powitalny... To wszystko dla nas?

<Lokkus> <skoro juz idziemy po hardcorze...>

<Bono> - Nie trzeba było się mieszać w sprawy wielkich tego świata. Teraz zginiecie i nikt wam nie pomoże

<Eldahast> Osłupiałem na ich widok, ale nie daje tego po sobie poznać.

<Corvin> - Ile razy to już słyszałem...

<Corvin> - Mam pomysł.

<Taren> - Jak zawsze...

<Eldahast> Lathanderze, pozwól mi przeżyć i ten dzień - myślę

<Lokkus> <Spell - obawiam sie, ze oni srednio znaja Zapomniane Krainy... Dla Face'a to naprawde moze byc

godny finalowy przeciwnik...>

<Eldahast> Wyjmuje nóż, gotów rzucić nim w pierwszego , który choć gestem da znać, że inkantuje czar

<Bono> Tymczasem horda Gnolli wyskakuje z krzaków na oddział kapitana i szybko go okrąża.

<Corvin> Wyciągam miecz.

<Eldahast> <no i tyle z "godnego finałowego przeciwnika">

<Bono> <O co ci teraz chodzi P_aul?>

<Lokkus> Tarcze mialem przygotowana juz wczesniej. Teraz biore do reki topor i zaczynam spokojnie

wypowiadac slowa blogoslawienstwa

<Eldahast> <sam nie wiem, o co mu chodzi...>

<Corvin> - Wyślę cię do Otchłani. W kawałkach - mówię idą w stronę "znajomego".

<Lokkus> <oj zartuje sobie :D>

<Bono> <ubicie jednego będzie ciężko>

<Eldahast> <Ta armia...jak jest liczna?>

<Eldahast> <aaa...już wiem>

<Bono> <co najmniej kilkadziesiąt Gnolli>

<Lokkus> <moze tylko ze same te golemy maja SW 11 a my jestesmy ponizej 10 levelu...>

<Bono> <dobra jest, musicie sobie jakos r adzic :D>

<Eldahast> <cóż, jak P_aul mówił, jeden czerwony to dla nas za dużo...a tu mamy czterech plus

golemy...armia gnollów to jedna karta przetargowa, oni mają ich z 10>

<Taren> <lubicie wyzwania? :)>

<Lokkus> <a czerwon yczarodziej w pelni wyszkolony to ktory level? >

<Lokkus> <a wlasciwie to te gnolle sa po czyjej stronie?>

<Bono> <jest jeden na fullu - ten bez kaptura, pozostali to są jego akolici>

<Eldahast> <hahaha...może po swojej? I gdzie ten mag?>

<Eldahast> <pach, to może być nawet szef enklawy...jak mu tam było>

<Bono> <jak atakuja kapitana i jego ludzi to raczej nie po waszej>

<Lokkus> <tak ale ten jeden wlansie moze nas zdjac pierwszym czarem... i nawet nie bedzie musial go

wypoiwadac, bo powinien miec przy sobie kilka rozdzek typu instant...>

<Bono> <trochę optymizmu - chciałeś być superbohaterem?>

<Lokkus> <...nie?>

<Corvin> <Inaczej - Chciałeś umrzeć w walce?>

<Lokkus> <oki :P>

<Eldahast> <ja chciałem dorobić się miłej żony...>

<Bono> - Mam już dość waszej obecności. Zetrę was na proch jednym skinieniem dłoni!

<Corvin> <Zły zawó.>

<Corvin> - Czekamy...

<Eldahast> <ta, umrzeć w walce to nie to samo co spłonąć po pierwszym zmaksymalizowanej kuli ognia>

<Eldahast> Rzucam nożem

<Bono> Nagle jasny błysk światła chwilowo was oślepia. Pojawia się stary znajomy - Dracius/Gerwyn.

<Lokkus> <Spell - gwoli wyjasnienia to te gnolle zaatakowaly naszych, wiec teraz nie mamy nawet wspracia

oddzialu>

<Taren> Rzucam na siebie korową skórę

<Corvin> Atakuję mieczem, by oddzielić mu przyciężką głowę od tułowia.

<Eldahast> <arghh>

<Taren> próbuję pędami unieruchomic im ręce

<Corvin> <Co tam?>

<Bono> - Ani teraz, ani nigdy Degoth! Nic im nie zrobisz!

<Eldahast> Rzucam głębszą ciemność w sam środek tego szaleństwa...niech się pozabijają

<Bono> - Stary głupcze! Zdechniasz razem z nimi!

<Eldahast> <Dałoby się uciszyć maga? Tak, żeby nie mgół rzucać czarów?>

<Taren> <czar milczenie>

<Taren> <ale i tak może zucać bez głosu>

<Bono> Atakuje was 3 akolitów i 2 golemy. Degoth i Gerwyn walczą jak równy z równym w decydującym pojedynku.

<Taren> <jeśli ma odpowiednią umiejętniośc>

<Eldahast> <może, ale może nie przygotował takich?>

<Corvin> <Przynajmniej się zamknie>

<Lokkus> - Tworze wokol siebie tarcze wiary, nastepnie zwiekszam swoja sile i zrecznosc. Ktos musi sie

zajac tymi golemami...

<Bono> <Gandalf vs Saruman ver 2 :D>

<Lokkus> bez myslnika...

<Eldahast> <tia...już to widze...posypią się kule ognia i wykosza wszystko...błyskawice, śmiertelne chmury,

gradobicia, lodowe nawałnice :D>

<Lokkus> <>

<Corvin> <Wolałbym mieć maczugę...>

<Taren> <jest ktoś w poblizu tych akolitów? bo mam parę obszarowych czarów>

<Lokkus> <kwasowe strzayl, zbroje maga, a na koniec magiczne pociski, jak im nic wiecej nie zostanie...>

<Eldahast> <to urwij nogę jednemu golemowi i będzie jak ulał>

<Bono> Corvin - magowie zaczęli strzelać w twoją stronę seryjnymi błyskawicami.

<Corvin> Staram się uskoczyć w bok.

<Eldahast> <a co z moją wiekszą ciemnością?>

<Bono> Lokkus - jeden z golemów ruszyl w twoją stronę.

<Bono> Drugi kieruje sięna Tarena

<Taren> Przyzywam Rój, aby przeszkadzał akolitom w rzucaniu zaklęć

<Taren> Wykonuje unik

<Bono> Akolici odpierają częściowo działanie Roju. Jednak przez chwile ich zaklęcia tracą na mocy.

<Taren> <te golemy są wielkości człowieka, czy maja po 4 metry?>

<Corvin> Staram się podbiec i jednemu z nich ściąć głowę.

<Bono> Taren - masywna łapa mija się z celem, teraz Golem atakuje nogą

<Eldahast> <co będzim się ograniczać, 5 metrów! :D>

<Eldahast> < co z ciemnością?>

<Lokkus> Paruje ciosy golema tarcza i probuje sukcesywnie rozlupac go na kawalki ciosami topora

<Bono> Corvin jeden z akolitów próbował zasłonić się laską, niestety za późno. Miecz przebił gardę i

zatrzymał się na głowie. Akolita padł martwy, ale dwaj pozostali zdążyli rzuci

<Bono> rzucić na siebie kamienną skóre i klosze niewrazliwosci

<Taren> Prubuje rzucić "zmiękczenie skały"

<Taren> po zrobieniu kolejnego uniku

<Eldahast> <hej...mam pomysł>

<Bono> Taren - Golem zaczyna się lekko kruszyć, jego ruchy stają się niepewne

<Corvin> Szukam czegoś przydatnego, przy zabitym akolicie.

<Eldahast> <oni mają kamienną skórę...co by było, gdybym rzucił na któregoś kształtowanie kamienia, mm?>

<Taren> podbiegam i z impetem uderzam w jedna z nóg

<Bono> Eld - zaklęcie ciemności się nie udało

<Eldahast> <w końcu się odezwał>

<Bono> Corvin w twoją stronę lecą pociski śmierci, zanim udaje ci się cos znalezc musisz odskoczyc na bok

<Eldahast> Ruszam na akolitów z imieniem Pana Poranku na ustach!

<Bono> Taren - Udaje ci się odrąbać nogę golemowi. Ten pada na ziemię, ale jednocześnie noga, którą mu

odrąbałeś przewraca się na ciebie i uniemożliwia dalszą walkę.

<Taren> <a czary mogę rzucać?>

<Bono> Lokkus - TOpór czyni jakieś szkody, ale są to tylko zadrapania.

<Lokkus> staram sie uderzac w nogi golema, aby go choc troche unieruchomic. Tarenowi przydalalby sie pomoc,

a z drugiej strony gdyby mial wiecej czasu na te zaklecia antykamienne ulatwilby mi prace...

<Bono> <T - zalezy jakie>

<Taren> Z wściekłością odkładam laskę i rozpoczynam transformację

<Eldahast> <P_aul!>

<Lokkus> <?>

<Bono> <T - gdybys uzyl takiego jednego to z łatwością byś się wyswobodził>

<Eldahast> <Wyczaruj młot...było coś takiego>

<Lokkus> <ale napisalem ze nie wzialem ze soba wielu czarow bojowych... tak bym se zrobil magiczna bron

,ale nie chcialem przeginac>

<Bono> Eld - Twój atak z zaskoczenia omal się powiódł, jednak kamienna skóra złagodziła obrażenia i mag

został tylko raniony.

<Eldahast> Ja wspomagam się kocią zwinnością i ruszam na akolitów.

<Lokkus> <albo nawet plonaca, bo chyba tez kaplan moze (nie chce mi sie teraz szukac...)>

<Taren> <transformacja się powiodła?>

<Corvin> Pomagam Eldahastowi w walce.

<Corvin> Mam na myśli odrąbanie rąk akolicie.

<Lokkus> <MISIO!!! :D>

<Eldahast> Próbuje przewrócić z bara wątłęgo akolitę, a jeśli mi się uda, przygnieść mu głowę obcasem i

dziabać tak długo, aż zdechnie>

<Taren> <heh>

<Bono> Taren - z chwilą gdy przemieniasz się w niedzwiedzia udaje ci się wygrzebać spod gruzów

<Bono> C + E - akolici zwierają szeregi, wystrzeliwują w was płonącymi i kwasowymi strzałami. Jedna z nich

trafia Corvina w pierś.

<Corvin> <Raczej nie powinno to zrobić na mnie wrażenia. Prawda?>

<Taren> Ruszam w stronę golema z którym walczy Lokkus

<Bono> Eld - raniony akolita trafił Corvina, ale chwilę potem przeciąłeś go na pół swoim mieczem

<Eldahast> Zmieniam taktykę, skoro zwarli szeregi, próbuję wpaśc między nich i walić gdzie i w co popadnie,

roztrącając barkiem, przeracając...

<Eldahast> <ha!>

<Taren> Udeżenie ciężkiego cielska w połaćzeniu z dużą prędkością powinno go przewrucić

<Bono> Słup ognia trafia w leżącego upadłego paladyna poważnie go raniąc.

<Corvin> Usiłuję dopaść drugiego akolitę. I zabić. W możliwie najstrasznijszy sposób.

<Lokkus> - Taren zajmij sie nim na chwile...

<Corvin> <Hm...>

<Taren> <golemem?>

<Lokkus> <a jak myslisz?>

<Corvin> Jestem w szale. Mam zamiar coś rozwalić. Rozerwać. Gołymi rękoma.

<Taren> <myślę że golemem>

<Corvin> Najlepiej owego akolitę...

<Bono> Ostatni z akolitów desperacko broni się przed atakami Eldahasta

<Lokkus> <tja, przygniec go albo co, byle bym mial ture na rzucenie czaru>

<Corvin> Chcę mu wyrwać ręce.

<Bono> - Panie?! - krzyczy desperacko

<Lokkus> <a w sumie niewazne, poradza sobie...>

<Eldahast> <kto krzyczy "panie"?>

<Corvin> <Jassne?>

<Bono> - Czy ja zawsze muszę mieć pod komenda niedouczone ofermy? - krzyczy Degoth cały czas odpierając

natarcie Gerwyna

<Taren> <ja juz swoją akcję opisałem>

<Corvin> <Ja też.>

<Bono> <Corvin - obecnie leżysz ranny więc jak chcesz wyrwać ręce?>

<Lokkus> <ja tam caly czas walcze, co tu opisywac?>

<Eldahast> <ja staram się wybić wszystkich akolitów>

<Bono> Mag z Thay widząc, że szala przesuwa się na waszą stronę mówi: - Nie pozwolę aby moja praca była

zaprzepaszczona! - po czym znika w chmurze dymu

<Lokkus> <taaa>

<Eldahast> <jak cyrkowy magik :D>

<Bono> W końcu udaje się wam dobić ostatniego akolitę.

<Corvin> Ból. Szczypanie. I coś jeszcze...

<Lokkus> <czy mozemy juz dobic golema?>

<Bono> Taren jednak wciąż zmaga się z ostatnim golemem

<Taren> <może sam się rozleci?>

<Lokkus> <nie tylko on?>

<Taren> <miałem go przewrucić>

<Bono> Taren - golem trafia cię prosto w podbródk, padasz ogłuszony

<Corvin> Coś, co z trudem przebija się do mego umysłu.

<Eldahast> staram się wyczarować dwa młoty, jeśli mi się uda, rzucam jeden Lokkusowi krzycząc "łap!

<Bono> Widząc to Gerwyn szybko zmienia GOlema w piasek jednym ruchem ręki

<Corvin> Inne dźwięki cichną. Staram się skupić wzrok na niewyraźniej, rozmazanej sylwetce stojącej nade

mną. Dziwne... Przecież nikogo nie powinno tam być. A może?

<Eldahast> Gwiżdżę cicho z podziwme

<Eldahast> podziwem*

<Lokkus> <no tak... i po kija ja sie meczylem?>

<Bono> Gnolle przestały atakować kapitana i jego ludzi, którzy także wsławili się w boju

<Taren> <po utracie przytomności wracam do normalnej postaci, prawda?>

<Lokkus> - No panowie... wszyscy jeszcze zyjemy. Znaczy, ze Tempus byl dzis z nami. Niech bedzie i jutro!

<Corvin> Nie mogę nawet ruszyć głową. Albo raczej - nie chcę.

<Bono> - Wasz przyjaciel potrzebuje pomocy. - wskazuje na Corvina - Temu nic nie będzie.

<Bono> Taren - dochodzisz do

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Bono> Taren - dochodzisz do siebie

<Corvin> - To ty? - pytam słabo.

<Eldahast> Oddycham ciężko i dziękuję Lathanderowi, że żyję i mam wszystko na swoim miejscu

<Lokkus> Mdole sie cicho o laske uzdrowienia dla Corvina

<Taren> Cały świat wiruje, plamki przed oczyma powoli nabierają wyrazu

<Bono> Corvin - rany na szczęście nie są dotkliwę, konieczna bedzie jednak kuracja

<Lokkus> Nie zostalo mi wiele mocy, ale na jedno, dwa zaklecia leczace jeszcze wystarczy

<Eldahast> Ja zajmuje się Tarenem. Próbuję obaczyć jego podbródek i wyleczyć co trzeba

<Taren> Po chwili jestem już w stanie usiąść. Rozglądam się nieprzytomnym wzrokiem po okolicy.

<Corvin> <Czyli już w porządku? Tak w miarę?>

<Eldahast> Ale nie za dużo...żołnierz mogą potrzebować mojej magii

<Bono> - Niestety przyjaciele wygraliśmy bitwę - zwraca się do was Gerwyn - Ale nie wojnę. Mag z Thay -

Degoth - uciekł. A on był moim głównym celem. Zawiodłem...

<Lokkus> <z mechanicznego punktu widzenia - zmieniam niepotrzebne juz czary wykrywajace na spontaniczne

leczenia>

<Lokkus> <dawaj PDki zamiast gadac xD>

<Bono> <to nie mój przydział>

<Corvin> Rzeczywistość powraca z całą swoją brutalnością. Niestety...

<Taren> <jestem już w stanie uzywalności?>

<Eldahast> Oddala się do żołnierzy sprawdzić, czy wszystko z nimi w porządku

<Bono> - Teraz uda się z powrotem do Athkatli. Możecie mi towarzyszyć, jeśli chcecie...

<Lokkus> - Mam przykre wrazenie, ze to nie ostatni raz, kiedy sie z nim spotkalismy. Najwyrazniej niektorzy

juz drugi raz nadepneli mu na odcisk

<Bono> KONIEC

<Corvin> <Game Over?>

<Bono> <chyba ze chcecie wyglosic jakies koncowe spostrzezenia>

<Lokkus> <ja juz po>

<Lokkus> a wlasciwie...

<Lokkus> ja juz po :D

<Lokkus> jak koniec to koniec

-

* Lokkus is now known as P_aul

<Bono> no dobra

* Corvin is now known as Holy_Death

* Taren is now known as MJanek

* P_aul sets mode: -m

-

<Holy_Death> Nie było tak źle.

<P_aul> Spell, musisz czesciej wpadac

End of #sesja_rpg buffer Sat Feb 24 01:29:03 2007

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Mannorothu> START

<Mannorothu> Telleri - zdobyłeś wśród elfów sławe

<Mannorothu> T - sławę świetnego pieśniarza i bohatera

<Corvin> (A kobiety? Wszak to jest najważniejsze.)

<Mannorothu> <nawiasy!>

<Telleri> <widać lubią mieć alkoholowych bohaterów>

<Mannorothu> <moze wasc za stary :)>

<Telleri> <elfki, Corvinie, elfki...>

<Telleri> <waść nigdy nie jest za stary, poza tym magia elfów jest znana w całym świecie>

* POLY has joined #sesja_rpg

<Mannorothu> Postanowiles wreszcie ogrzac kosci na dluzej w jednym miejscu. Zaczales wiesc zycie miedzy

elfami jako czlonek ich spolecznosci.

<Corvin> <To miał być krótki, złośliwy komentarz, a nie sposób na napisanie sagi o elfkach. Ale pomysł

jest dobry.>

<Deathsinger> <a tak w ogole jak sie skonczyla ta nieskonczona fiasko-sesja w miescie elfow? bo

Deathsinger nie pija zwykle alkoholu, a juz na pewno nie w wielkich ilosciach, a takie dziury w pamieci

nieuzasadnionetroche sie z owa wizja kloca>

<Telleri> <powiedzmy, że aura sławnego barda daje modyfikator do spożycia alkoholu>

<Mannorothu> Taren - po śmierci arcydruida Rakhela postanowiłeś przez jakiś czas czuwać nad okolicznymi

lasami. Mijały tygodnie i postanowiłeś udać się już do domu. Przedtem jednak chciałeś pożegnać się z

Telerim, bardem, który pomagał wam w walce z bandytami.

<Mannorothu> Deathsinger & Corvin - nie lubiąc osiadłego trybu życia wyruszylicie na kolejna wyprawe.

Chłopi mowili wam cos o bandytach okradajacych konwoje, nieopodal Cael'un'dor. Pewnej nocy zaczailiscie

sie pod ich obozem z jednym zadaniem - wymierzyc im sprawiedliwosc.

<Mannorothu> Taren - na dzien przed twoim odjazdem, w nocy zbudzil cie dziwny odglos.

<Mannorothu> Telleri - jak zwykle to bywa, zabawiales gosci w tawernie piesniami i historiami z dawnych

lat. Zabawa byla przednia.

<Mannorothu> <dobra mozecie odpisywac>

<Mannorothu> <poprzednia przygoda skonczyla sie smiercia druida i wypedzeniem z tych ziem bandytow>

<Taren> <jakiego druida? bo ja chyba też mam jakieś luki w pamięci>

<Corvin> Rozglądam się w poszukiwaniu płomieni - ognisk lub pochodni, jeśli jakieś są. Staram się też

nasłuchiwać, aby zlokalizować ewentualne zagrożenie.

<Mannorothu> <tego co sie wczesniej tak dziwnie zachowywal>

<Mannorothu> <dostales od niego dziwny list w poprzedniej sesji>

<Taren> Otwieram ocz i narazie nie wstając sięgam po moją laske

<Taren> <list jeszcze pamiętam, podobnie jak drowa i sąd, ale dalej czarna plama :)>

<Taren> <chyba odłączyli mi wtedy internet, ale nie jestem pewien>

<Deathsinger> W ciszy kryje sie za drzewem nasluchujac, wczesniej wszystkie metalowe elementy mego

ekwipunku owinalem materialem by nie zdradzil mnie ich brzek, staram sie utrzymywac kontakt wzrokowy z

mym towarzyszem...

<Telleri> W przerwie pomiędzy pieśniami spoglądam na zgromadzonych wokół mnie; elfy, publiczność

doskonała. Sięgam po kielich, pociągam łyk, głęboko zakorzenionym w podświadomości ruchem wydobywam

prosty akord i rozpoczynam nową opowieść...

<Mannorothu> Taren - slyszysz kroki, jakby na dworze ktos byl...

<Deathsinger> <Tel - moze zaspiewasz o wielkich bohaterach Corvinie i Deathsingerze? <pu>>

<Mannorothu> C+D - udaje wam sie podejsc juz na kilkanascie metrow od obozowiska, zauwazacie ok 10 ludzi,

uzbrojonych w krotkie miecze i kusze

<Telleri> <wyśmialiby mnie za brak oryginalności ;]>

<Taren> Wstaję i jak najciszej układam na posłaniu coś, co może w ciemności przypominać ludzką postać, a

następnie ukrywam się w cieniu

<Taren> <jakieś szmaty itp.>

<Mannorothu> Taren - nagle przez okno do twojej chaty wpada rozpalona pochodnia, budynek staje w

plomieniach

<Corvin> Lokalizuję osobników z kuszami, wyszukuję najbardziej osamotniony cel. I najbardziej oddalony od

reszty.

<Taren> rozgladam się w poszukiwaniu wyjścia

<Mannorothu> Telleri - na sale wpada elf, zmeczony biegiem, krzyczy na cale gardlo: POZAR!

<Mannorothu> Corvin - wszyscy bandyci trzymaja sie dosc blisko siebie, nie spodziewaja sie ataku

<Corvin> <Niewiele mi to mówi...>

<Deathsinger> <czyli co - wskakujemy miedzy nich i szybkimi atakami z obrotu wyzynamy wszystkich naraz?>

<Telleri> Przez mgnienie oka smakuję ten językowy niuans, krzyk w pięknym elfickim; porywam mandolinę i

uciekam do wyjścia.

<Mannorothu> Taren - udaje ci sie uciec tuz przed tym jak ogien zdazyl strawic cala sypialnie

<Corvin> <Chwila..>

<Corvin> <Sprawdzę swoją kartę>

<Corvin> <Pytanie - mam dość siły, aby gołymi rękoma skręcić komuś kark?>

<Taren> rozglądam się w poszukiwaniu napastnika

<Mannorothu> Telleri - na zewnatrz elfy zaczely juz sie organizowac aby ugasic ogien, mimo sporej ilosci

wypitego przez ciebie alkoholu udaje ci sie szybko stwierdzic ze plonie polnocna czesc miasta

<Deathsinger> staram sie zlokalizowac przeciwnikow uzbrojonych w kusze, licze ich ostroznie uwazajac by

nie zdradzil mnie blask mych oczu, na szczescie przed wyprawa wysmarowalem swa twarz dokladnie sadza...

<Mannorothu> Taren - zdaje sie ze ktokolwiek to byl to juz go tu nie ma

<Telleri> <pewnie nie mam w swoim repertuarze pieśni na ugaszenie ognia?>

<Deathsinger> <szamanowi goblinow sie Ci udalo>

<Mannorothu> <raczej nie>

<Corvin> <Szaman goblinów to raczej mała istota>

<Taren> <czy mam już dość mocy, aby przywołać deszcz?>

<Telleri> <a coś na pokrzepienie, motywację, wigor?>

<Taren> <czar 7 poziomu>

<Mannorothu> Taren - przywolujesz deszcz ktorego opady gasza twoja chate

<Mannorothu> Deathsinger - bandytow z kuszami jest 4, siedza najblizej ogniska

<Corvin> W takim razie ostrożnie przygotowuję miecz, ale uważam, żeby nie zdradził mnie szczęk broni.

Patrzę w oczy Piewcy i skinieniem głowy daję mu znak, że jestem gotowy.

<Deathsinger> <Corvin ma tarcze?>

<Mannorothu> Telleri - zauwazasz na wzgorzu jakas dziwna postac ktora spoglada na palace sie domy

<Taren> <szczerze powiedziawszy chodziło mi o deszcz który pokryje całe miasto...>

<Taren> <"zmiana pogody">

<Corvin> <Żartujesz? Niby skąd?>

<Corvin> <Zamierzam się zasłonić ciałem. Cudzym.>

<Mannorothu> <niestety twoja chata jest za daleko od miasta>

<Taren> <dlatego własnie pytałem, czy to możliwe>

<Telleri> Zarzucam mandolinę na ramię, wołam stojącego najbliżej elfa i wskazuję dostrzeżoną postać, po

czym udaję się w jej kierunku, trzymając się cieni...

<Mannorothu> <mozliwe - ugaszenie twojej chaty, miasta nie>

<Mannorothu> Telleri - elf biegnie po straze, ale nieznajomy najwyrazniej cie zauwazyl i rzucil sie co

sil do lasu

<Taren> <a czy widać stąd miasto?>

<Mannorothu> <nie, musialbys przejsc za drzewa>

<Taren> postanawiam ruszyć do miasta, aby donieśc strazy o podpalaczu

<Telleri> Mimo to nadal zmierzam w jego kierunku, dokładnie lustrując otoczenie. Ręką sięgam po wiszący u

pasa rapier.

<Deathsinger> ostroznie rozkladam swa bron, odpowiednio mocuje lancuchy i celujac grotem swej broni w

jednego z kusznikow daje towarzyszowi znak "na trzy"... gdy jest gotowy ciskam swa bron w kusznika

liczac, ze zwienczone ostrzem stylisko ugodzi go smiertelnie lub chociaz wyeliminuje z walki...

<Mannorothu> Deathsinger - kusznik pada przebity na wylot, bandyci wyciagaja bron, kilku pierzcha w

panice glebiej w las

<Corvin> Gdy Deathsinger rzuca ja wyskakuję na najbliższego przeciwnika z zamiarem odcięcia mu głowy,

jeśli mi się to uda - biorę jego ciało, żeby zasłonić się nim jak tarczą.

<Mannorothu> Telleri - zadziwiajaco szybko udaje ci sie dogonic zbiega, jest niski i krepy - rozpoznajesz

w nim krasnoluda

<Mannorothu> Corvin - bron zeslizguje ci sie i cios przecina bandyte na pol

<Telleri> Staram się dostrzec, czy jest uzbrojony - jeśli nie, dopadam go i szybkim sztychem w mało

witalne miejsce pozbawiam możliwości ucieczki.

<Deathsinger> rzucam sie tuz za swa bronia, a gdy ta dosiega celu mocno pociagam za lancuch by wyrwac

grot, ten niestety sie zaklinowal i podrywam wraz z swa bronioa cialo usmierconego bandyty, nie

zwazajac na to plynnym ruchem zapieram sie kolena o jego plecy i oswobadzam swa bron. Staram sie jak

najszybciej wyeliminowac kusznikow...

<Mannorothu> Taren - gdy mijasz juz ostatnie drzewa widisz na niebie snopy dymu, miasto plonie

<Deathsinger> <blea... paskudne powtorzenia... wychodze z wprawy>

<Taren> natychmias przyspieszam i biegiem ruszam w kierunku miasta

<Corvin> Biorę górną połowę ciała i używając jej jako tarczy atakuję następnego przeciwnika.

<Mannorothu> Deathsinger - dwoch bandytow atakuje ciebie mieczami, a w tym czasie kusznik napina swoja

bron

<Mannorothu> Telleri - osobnik widzac ze nie ma szans na ucieczke wyciaga topor i krzyczy niezrozumiale

dla ciebie po krasnoludzku: - Thor ma wuzghab!

<Mannorothu> Taren - elfy walcza z zywiolem, wiele budynkow udaje im sie uratowac, lecz spora ich czesc

wciaz trawi ogien

<Deathsinger> plynnym ruchem wykonuje zamach majacy na celu pozbawienie przeciwnika reki wraz z

fragmentem pluca, jesli trafiam natychmiast blokuje uderzenie drugiego zbira i uderzajac go barkiem

popycham staram popchnac na kusznika...

<Mannorothu> Corvin - zabijasz kolejnego bandyte, dwoch kusznikow strzela do ciebie ale belty wbijaja sie

w dzierzone przez ciebie martwe truchlo

<Mannorothu> <to z tym plucem to zart?>

<Corvin> <Wątpię>

<Mannorothu> <pozbawienie reki wraz z kawalkiem pluca? O ile mi sie wydaje to pluca sa umiejscowione w

klatce piersiowej>

<Taren> zaczynam pomagać magicznie gasząc pożar dopuki nie opadnę z sił

<Taren> <czy jedno wyklucz drugie :)>

<Mannorothu> Taren - przyzwane przez ciebie deszczowe chmury pomagaja opanowac zywiol, straty sa jednak

duze

<Corvin> Wybieram jednego z kuszników i rzucam w niego ciałem. Drugiego chcę przebić mieczem, staram się

stanąć tak, aby mój cel zasłonił mnie przed pierwszym kusznikiem.

* Deathsinger has quit IRC (Ping timeout: 180 seconds)

<Telleri> Odskakuję na bezpieczna odległość, mierząc w krasnoluda ostrzem rapieru. Wołam po elficku swych

towarzyszy, nie spuszczając przeciwnika z oczu mówię do niego we wspólnym: - Rzuć broń, a wyjdziesz z

tego żywy.

* Deathsinger has joined #sesja_rpg

<Mannorothu> Corvin - zabijasz jednego przeciwnika ale drugi uchyla sie przed lecacym miesem, wyciaga noz

i stara sie zaatakowac cie od tylu

<Taren> zaczynam szukać rannych, aby móc im pomóc

<Mannorothu> Telleri - z lasu wybiega kolejnych dwoch krasnoludow, widac zareagowali na okrzyk kompana

<Corvin> Obracam się i z rozpędu uderzam opancerzoną pięścią w twarz, jeśli się uda to wykańczam ostrzem

miecza.

* Deathsinger is now known as ekhm_voice_anyone

* Corvin sets mode: +v ekhm_voice_anyone

* ekhm_voice_anyone is now known as Abaddona

<Mannorothu> Corvin - bandyta pada na ziemie jak pien drwa

<Abaddona> <nie zart - wale po obojczyku i odcinam mu reke z kawalkiem pluca, no chyba, ze ma pancerz>

* Abaddona is now known as Deathsinger

<Telleri> Ponawiam wołanie o pomoc, po czym zaczynam powoli się wycofywać.

<Corvin> Rozglądam się za kimś, kto jeszcze może stanowić dla mnie jakieś zagrożenie.

<Telleri> <słowo-rozkaz też nie wchodzi w grę? w sumie jestem bardem-herosem ;]>

<Mannorothu> Taren - nie ma potrzeb opatrywac rannych, jesli ktos zdazyl ujsc przed plomieniami to nie

odniosl powazniejszych obrazen

<Mannorothu> Telleri - slyszysz swist i strzala ugadza jednego z przeciwników w piers, pozostali widzac

to uciekaja w strone lasu

<Taren> zaczepiam jednego ze strazników i pytam - Czy wiadomo kto stoi za podpaleniem?

<Mannorothu> - Nie wiadomo, ale skad wiesz ze to podpalenie, mosci druidzie? - dziwi sie straznik

<Taren> - ponieważ przed 10 minutami ktoś wrzucił płonącą pochodnię do chaty w której spałem

<Taren> - niestety podpalacz uciekł zanim wydostałem się na zewnątrz

<Mannorothu> Deathsinger - walka wyglada na skonczona, wokol ogniska porozrzucanych jest 8 cial, 2

bandytow ucieklo wglab lasu i raczej nie zamierzaja wracac

<Telleri> <ponawiam pytanie - słowo-rozkaz też nie znajduje się w moim repertuarze?>

<Mannorothu> <a po co ci to? - odpowiadam - nie>

<Deathsinger> <czyli domyslam sie, ze moj atak trafil?>

<Corvin> Zwracam wzrok na ognisko - duże? I jest tu odrobinę więcej chrustu?

<Telleri> <po co? szpan, mości mg, szpan!>

<Mannorothu> <to zwykle rzezimieszki, nie krolewska straz>

<Deathsinger> rozgladam sie uwaznie za osobnikami, ktorzy nawineli sie przy okazji pod nasz bron nie

obrywajac na tyle skutecznie by zginac na miejscu...

<Telleri> Ponawiam pogoń, uważając, aby nie wchodzić na linię strzału moich elfickich towarzyszy, jeśli

tylko znajdę się wystarczająco blisko, atakuję krasnoluda pchnięciem w okolice ramienia czy też szybkim

cięciem po ścięgnach za kolanem.

<Corvin> Przypominam sobie, że miałem kogoś dobić - co niniejszym czynię - i wracam do sprawy ogniska.

<Mannorothu> Deathsinger - Corvin dobija jedynego ocalalego przy zyciu, ogluszonego bandyte

<Corvin> <Przykre, prawda?>

<Mannorothu> Telleri - niestety krasnoludom udaje sie wbiec w lesna gestwine, a strzaly straznikow

trafiaja w najblizsze drzewa

<Deathsinger> <tja... przydaloby sie wyciagnac od niego informacje... takie jak na przyklad dlaczego w

ogole urzadzilismy sobie na nich polowanie>

<Corvin> <Mieliśmy oczyścić te ziemi, co uczyniliśmy.>

<Mannorothu> Taren - To rzeczywiscie wyglada podejrzanie, jakby ktos zaplanowal ten atak z mistrzowska

dokladoscia

<Deathsinger> nie zwazajac na jakze typowe zachowanie Corvina rozpoczynam sumiennie przeszukiwac

obozowisko jak i ciala bandytow...

<Corvin> <A ja pytam, po raz trzeci, o ognisko>

<Mannorothu> Deathsinger - przy jednym z trupow znajdujesz dziwny pergamin

<Telleri> Nie ustaję w pogoni, wiem, że krasnolud nie jest w stanie mnie zgubić, jest za wolny; staram

się być czujny, zaatakować z nienacka i nie dać przeciwnikowi okazji do obrony.

<Mannorothu> <przy ognisku nic ie ma>

* Corvin układa trupy na jeden wielki stos

<Taren> zaczynam krążyć wśród zgliszczy w poszukiwaniu śladów lub jakies wskazówki, która mogłaby mi

pomóc w odkryciu tozsamości podpalaczy

<Deathsinger> <ale on sie pytal czy jest duze i czy wokol jest duzo chrustu... widac chce zmajstrowac

elegancki stos...>

<Mannorothu> <male, a wokol nie ma zadnego chrustu - jak chce to niech sobie w lesie poszuka>

<Deathsinger> przygladam sie uwaznie zwojowi probujac go odczytac lub chociazby dowiedziec sie do czego

sluzy

<Mannorothu> Telleri - gubisz trop

<Telleri> Przeklnąwszy we wspólnym, wracam do towarzyszy...

* Corvin rozglądam się za jakimś sztyletem lub czymś w tym stylu

<Mannorothu> Deathsinger - to wiadomosc we wspolnym: Pilnujcie polnocnego goscinca. Nikt nie moze sie

przedrzec. Jak sie spiszecie to dostaniecie od nas cos lepszego niz te kusze.

<Mannorothu> Corvin - przy ciele dobitego bandyty odnadujesz jego sztylet

<Mannorothu> Telleri - dwoch lucznikow juz jest przy ciele zabitego krasnoluda, jeden z nich wstaje i

podbiega do ciebie

<Corvin> Biorę broń zabitego i na plecach każdego z zabitych rzezam napis "BANDTYTA", wielkimi literami.

<Corvin> <Bandyta, oczywiście>

<Mannorothu> <za pozno>

<Corvin> <Literówka nie powinna wpływać na grę, czyż nie?>

<Mannorothu> <teraz jak ktos znajdzie te ciale to bedzie wiedzial jedno - ich zabojca nie zna ortografii

:D>

<Taren> <jeśli popełniłes ją w trakcie pisania, to czy niemogłes w trakcie rzezania na plecach sztyletem?>

<Deathsinger> zainteresowany notatka chowam ja ostroznie do sakwy, po czym podchodze do rozrzuconej wokol

broni bandytow i staram sie znalezc jak najwiecej ulotnych detali, choc w tym wzgledzie nie mam

wielkich nadziei... nieco bardziej obiecujaca perspektywe tworza wspomniane w liscie kusze...

<Corvin> <... Przy znakowaniu 8 ciał? Wolne żarty>

<Corvin> <Ew. można założyć, że zrobiłem przy pierwszym>

<Mannorothu> Deathsinger - kusze stanowia najdziwniejszy element calej ukladanki, nie pasuja do tych

rzezimieszkow, sa niezle zaprojektowane, lekkie, ale jednoczesnie smiercionosne

* Corvin wzrusza ramionami i poprawia błąd na ciele

<Taren> <oczywiście że przy pierwszym>

<Corvin> <Pasi?>

<Deathsinger> <teoretycznie mogles pisac alfabetem elficim czy czyms w tym stylu, wszak to ziemie elfow>

<Mannorothu> <Corvin - jak bedziesz sie bawil w takie bzdety to cie Talos ukarze zsylajac grom z jasnego

nieba>

<Telleri> - Zgubiłem dwóch pozostałych. Znalezłeś coś interesującego przy tym tutaj?

<Corvin> <I straciłbyś tak genialnego gracza jak ja? Heh...>

<Telleri> <znalazłeś oczywiście... literówek ciąg dalszy ;]>

<Mannorothu> - Nic specjalnego. Mial tylko topor. Przynajmniej wiemy kto nam urzadzil dzisiejsze pieklo...

<Corvin> Kończąc zajęcie zwracam się do Piewcy: - Kiedy ja znakowałem zbójów zrobiłeś coś pożytecznego?

<Deathsinger> <w czasach obecnej posuchy strata nawet Greena bylaby bolesna... dobra, to bylo

niesprawiedliwe porownanie>

<Corvin> <Ty nie porównywałeś>

<Mannorothu> <do gry!>

<Corvin> <Po prostu stwierdziłeś, że szkoda każdego gracza. Nawet takiego jak Green.>

<Telleri> - Udało się opanować pożar? - pytam elfa, kierując swe kroki w kierunku miasta.

<Corvin> <I czekam na odpowiedź, to tak na boku>

<Deathsinger> Bez slowa podaje Corvinowi kusze oraz wyciagam z sakwy znaleziona notatke...

<Deathsinger> <wiesz... ja bym takiego Greena akurat przebolal... ale ja jestem wredny i nie dbam o

graczy>

<Mannorothu> Taren - nie odnajdujesz zadnych sladow, wskazowek kto mogl stac za podpaleniem

<Mannorothu> Telleri - tak pomogl nam twoj zanjomy druid - straznik wskazuje reka na twojego przyjaciela,

ktory wyglada jakby czegos szukal

<Mannorothu> *znajomy

<Corvin> Biorę zwój i czytam go. Po lekturze chowam go do jakiejś kieszeni. Później może się przydać. -

Cóż... Wiele nam to nie powie. Tyle tylko, że ci zbóje byli przez kogoś opłacani. Komu może zależeć na

blokadzie tego gościńca?

<Corvin> <Maverick - A to o kogoś dbasz?>

<Taren> Zauważam Tellerina, więc przerywam poszukiwania i ruszam w jego strone

<Mannorothu> <Telleriego chyba?>

<Taren> <sorry, mój błąd>

<Corvin> <Telleri'ego, jak tak.>

<Telleri> Skinięciem głowy żegnam elfa, zwracam się ku Tarenowi - Jakieś ślady?

<Taren> <swoją droga czemu nie nazywamy postaci np. Adam, albo Zbigniew?>

<Deathsinger> <bawimy sie w odcinanie zbojom dloni... no niektorym nie bedzie trzeba - wystarczy sie

schylic i podniesc z ziemi - moze jest za nich jakas nagroda czy cos? <pu>>

<Mannorothu> <bo wioska by z tego wyszla :D>

<Corvin> <Bo do tego trzeba nie znać fantasy za grosz, Taren>

<Taren> - Raczej nie byli to magowie, gdyz uzywali pochodni. Oprócz tego nic

<Corvin> <Maverick - Może raczej uszu. Prawych.>

<Taren> - Jednak w poblizu mojej chaty mogły zachować się jakies ślady

<Telleri> - Do lasu uciekło dwóch krasnoludów, jeden padł od strzały. Twoojej chaty? Ciebie również

chcieli spalić żywcem?

<Taren> - ktos wrzucił do środka pochodnię, jednak uciekł zanim zdołalem się wydostac

<Telleri> <Zbigniew? oż, to chyba tylko w Reign of Feo ;]>

<Taren> <ale byłoby łatwiej odmieniać>

<Telleri> <akurat grupa tak często piszących ludzi nie powinna mieć z tym problemu>

<Deathsinger> przez chwile stoje zamyslony po czym zwracam sie do Corvina: - blokada goscinca moze byc

wstepem do innej akcji... owa grupa byla zbyt slaba by odciac droge ewentualnemu wsparciu, ale sadze,

ze bez problemu moglaby przechwytywac goncow, karawany kupcow badz podroznikow...

<Taren> - awięc za podpalenie mają być odpowiedzialne krasnoludy? Wiem, że między waszymi rasami panuje

niechęć, ale chyba nie mieliście wcześniej takich problemów, prawda?

<Telleri> <hola, ja nie jestem elfem... ;]>

<Taren> <niby tak, ale mimio wszystko błędy się zdażaja. Zwłaszcza mnie...>

<Deathsinger> <domyslam sie, ze ekwipunek w obozowisku wskazuje, ze bandytow bylo tylko 10, czy tez moze

wiecej zbirow w czasie naszego ataku podlewalo drzewka?>

<Telleri> <tylko człowiekiem. W sumie mam tę jedną czwartą krwi elfickiej, ale ciii>

<Taren> <naprawdę? Po twoich wypowiedziach byłem pewien, że jesteś Elfem>

<Taren> <nadinterpretacja>

<Telleri> - Myślę, że atak na tle rasowym byłby mało prawdopodobny... Choć, któż wie, co strzeliło do

głowy krasnoludom?

<Telleri> <Mieszkam wśród nich od pewnego czasu, to już swoi ;]>

<Corvin> - Było ich tylko dziesięciu - krzywię się - Tylu może starczyć do rabowania grupki podróżnych

lub kupców, których nie stać na wynajęcie strażników, ale nic więcej.

<Deathsinger> - lub do przejecia person podrozujacych incognito. Cztery kusze to az nadto by wyeliminowac

z zasadzki nawet najlepiej wyszkolonego ochroniarza... - rzucam bezwiednie.

<Corvin> - Gildie kupieckie, karawany podróżują zbyt licznie, aby mogło im coś zrobić dziesięciu ludzi.

Czyżby sianie niepokoju?

<Telleri> Kieruję swe kroki w kierunku domu Tarena, popadam w zamyślenie. Nawet w mieście elfów coś mnie

dopadnie, zmusi do działania, zabicia kogoś czy też postradania swojego życia...

<Taren> - Gdzie znajduje się najbliższa osada krasnoludów?

<Taren> Ruszam z bardem

<Deathsinger> - nawet jeden czlowiek jesli sie odpowiednio przygotuje moze spowodowac wiele zamieszania.

Z drugiej strony owa grupka nie wyglada na taka, ktora bylaby odpowiednia do czegos wiecej niz

wydzieranie lasek staruszkom - bezwiednie kopie walajace sie u mych stop odciete ramie...

<Telleri> - Nie mam pojęcia, jednak taki atak to jak wypowiedzenie wojny - a po co im to? Łakną krwi,

znudziło im się kucie metalu głęboko pod ziemią?

<Deathsinger> <a teraz odwoluje sie do wiedzy geograficznej i informacji co jest na owym szlaku dokad i

przez jakie tereny on prowadzi i jak bardzo jest uczeszczany>

<Corvin> Wyciągam zwój jeszcze raz i zwracam uwagę na styl - czy jest staranie wykaligrafowane?

<Corvin> <pismo, rzecz jasna>

<Mannorothu> <szlak laczy ziemie ludzi z ziemiami elfów>

<Taren> - A może to po prostu atak jakiejś mniejszej grupki renegatów?

<Mannorothu> Corvin - pismo jest dosc staranne, ktos kto to pisal na pewno posiada spore umiejetnosci

<Corvin> - Jeżeli pisał to jakiś skryba, to wiem jedno; albo jest zaufanym tego, który im płacił - zerkam

na stos trupów - albo spoczywa w spokoju. Jakieś trzy metry pod ziemią.

<Corvin> - Mógł też to pisać sam zleceniodawca. Ale to niczego nam nie powie, poza tym, iż jest to ktoś

posiadający umiejętności pisarskie i intryganckie.

<Telleri> - Nie można tego wykluczyć... Nie czułeś niczego wczorajszego wieczora? Czegoś dziwnego?

<Taren> <czułem coś?>

<Mannorothu> <nic>

<Taren> - Zupełnie nic

<Deathsinger> - osoba majaca sklonnosci do zatrudniania zwyklych zbirow nie sprawia wrazenie takiej,

ktorej chcialoby sie zakopywac cialo... ale to nie ma znaczenia - znacznie bardziej intrygujaca jest

owa bron, nie jestem luczarzem, ale potrafie poznac starannie wykonana bron.

<Corvin> - Ktoś ma pieniądze. I jakiś cel w dawaniu rzezimieszkom czegoś takiego.

<Telleri> <doszliśmy już do tego domu?>

<Mannorothu> <tak>

<Corvin> <Za wiele wskazówek to nie mamy. Wiemy jakie miasto jest najbliżej?>

<Mannorothu> <na poludnie Cael'un'dor, na polnocy - ale juz dosc daleko miasto ludzi Sygis>

<Deathsinger> - w miescie z pewnoscia znajdziemy dobrego rzemieslnika, ktory powie nam zapewne wiecej o

tych kuszach - bez slowa podnosze odcieta konczyne i ogladam ja w poszukiwaniu znakow szczegolnych

pokroju tatuazy lub charakterystycznych blizn

<Taren> Zaczynam rozglądac się w poszukiwaniu tropów

<Deathsinger> <bez dalszych slow znaczy sie... ech, male spiecia>

* Corvin oglądam od niechcenia sztylet

<Mannorothu> Taren - w poblizu krzakow dostrzegasz slady stop

<Telleri> - Przyjrzyjmy się twojemu domostwu... - mówię, po czym przyglądam się dokładnie chacie. Wypity

alkohol lekko uderza do głowy, adrenalina po pogoni za krasnoludami opada...

<Mannorothu> Deathsinger - nic poza odorem i zgnilizna ktora zaczela juz toczyc cialo

<Taren> - Tutaj są jakieś ślady

<Taren> - O ile się nie mylę krasnoludzkie

<Telleri> Podchodzę do miejsca wskazanego przez Tarena, dokładnie oglądam ślady.

<Deathsinger> <eee... jakie tu sa temperatury skoro cialo zaczyna sie rozkladac juz kilkanascie minut po

ubiciu... no chyba, ze facet mial trad, ale to wtedy powiem tylko: "upsss">

<Corvin> <Ciało umiera po 24h, mylę się?>

<Corvin> <Bo włosy i paznokcie to rosną jeszcze jakiś czas po śmierci>

<Telleri> - Odchodząc od tematu, elfy przyjęły Cię do swojej społeczności, jak mniemam, bez problemów?

<Deathsinger> <bo w wyniku obkurczania naskorka sprawiaja wrazenie wydluzajacych sie>

<Mannorothu> Teleri - albo jestes pijany albo druid nie umie odczytywac sladow, wszystko na to wskazuje

ze za podpaleniem chaty stali ludzie!

<Telleri> - Tarenie, czy te ślady nie wydają się za duże jak na krasnoludzkie?

<Mannorothu> <ten opis mial na celu to zebyscie przestali sie bawic niepotrzebnie zwlokami>

<Taren> Przypatruję się sladom jeszcze raz, tym razem uwazniej

<Deathsinger> <eee... chyba za plytkie... krasnoludy maja chyba dosc spore stopy, ale teoretycznie z

powodu wiekszej masy powinny zostawiac glebsze wgniecenia... czy jakos tak>

<Corvin> <Uważaj, bo Maverick zaraz zacznie się nimi bawić, a ja bawiłem się sztyletem, to tak dla

informacji>

<Taren> <no właśnie>

<Mannorothu> Taren - slady sa sporej wielkosci, jest ich calkiem sporo a wiec podpalaczy moglo byc 2 lub

nawet 3, mogli to byc ludzie lub orkowie

<Corvin> - Czeka nas marsz do tego miasta. Jesteś gotów?

<Taren> - Musze przyznać ci rację, byli to raczej ludzie

<Taren> - Conajmniej 2

<Telleri> - A więc są dwie możliwości; albo podpalenie miasta i twojej chaty to dwa niezwiązane ze sobą

zdarzenia, lub to nie tylko krasnoludy nie lubią elfów.

<Deathsinger> pamietajac ostatnie trudnosci zwiazane z powatpiewaniem elfow w ma prawdomownosc bez slowa

owijam ramie materialem i zarzucam je na plecy: - gdyby ktos mial watpliwosci co do naszych wiesci -

tlumacze usmiechajac sie kwasno...

<Corvin> - Ręką? Czemu nie głowa?

<Taren> - Skłaniałbym się raczej ku drugiej opcji

<Corvin> - Ponadto... - pokazuję zwój.

<Telleri> - Ja również. Coś jeszcze? Może twoi mali przyjaciele są w stanie coś nam przekazać?

<Deathsinger> - reki nie musze odcinac, a co do zwoju - zdajesz sobie sprawe, iz mimo wszystko nie

jestemy zbyt popularni, no chyba, ze chodzi o szukanie ewentualnych podejrzanych lub wiarolomcow -

wzdycham przypominajac sobie ostatnie trudnosci zwiazane z dostarczeniem zwyklej wiadomosci...

<Taren> Pzrywołyję do siebie Rój, który do tej pory przebywal w lesie

<Taren> <przywołuję*>

<Corvin> - W porządku - podnoszę jedną z kusz. - Skoro bierzesz coś z ciała, to ja wezmę coś z broni.

<Mannorothu> Taren - Rój nie był w stanie wam pomóc. Widocznie bandyci bardzo szybko się oddalili.

Zdołaliście ustalić jedno - musieli uciekać na wschód.

<Deathsinger> - dla porownania wez jeszcze jeden z ich mieczy - nawet laik zobaczy, ze jakos wykonania

ich broni dzieli co najmniej kilka klas... - odpowiadam cicho po czym spogladajac w niebo kieruje sie w

strone miasta...

<Taren> - Prawdopodobnie udali się na wschód, jednak nic więcej nie udało mi sie dowiedzieć

<Corvin> Wzruszam ramionami, podnoszę jeszcze miecz i sztylet. Nie mówiąc już słowa podążam obok

Deathsingera.

<Mannorothu> D + C - po godzinie docieracie do miasta od polnocy, zauwazacie dwoch straznikow pilnujacych

wejscia. Mury i większość domów wyglądają na spalone.

<Corvin> - I z nieba spadł ognisty desz... - zacząłem podniosłym tonem. - Az żal, że mnie tu nie było.

Sprawdźmy to.

<Telleri> - Na wschód? Cóż... Weźmiemy ze sobą jakiegoś elfa do pomocy w tropieniu, czy będzie to

samotna przechadzka?

<Taren> - Jesli jesteś dobrym tropicielem, możemy ruszyć odrazu. W przeciwnym wypadku lepiej byłoby wziąć

jeszcze kogoś

<Mannorothu> Telleri - nigdy nie byles zbyt dobry w tropieniu

<Deathsinger> - czy tylko mi sie wydaje, ze to miasto nagle zaczelo kazdemu przeszkadzac? - Milknac

kieruje sie w strone straznikow probujac ich wyminac, usmiecham sie przy tym paskudnie...

<Telleri> - Przez całe życie uczyłem się grać i śpiewać - mówię, uśmiechając się. Wracam szybkim krokiem

w kierunku miasta i proszę jakiegoś elfa o pomoc.

<Mannorothu> Telleri + Taren - W mieście rozpoczyna się mobilizacja. Dowódca zbiera zolnierzy. Wygląda na

to, że przygotowuja sie do drogi.

<Telleri> - Gdzie zamierzacie wyruszyć? - pytam dowódcy.

<Deathsinger> <tez zauwazyliscie, ze Piewca ma ostatnio paskudny nastroj? tak, wciaz pamieta incydent z

proba usmiercenia druida... i wciaz ma do dlugouchych o to pretensje>

<Mannorothu> - No jak to

<Mannorothu> gdzie - spoglada na ciebie zdziwiony dowodca - Na wschód!

<Mannorothu> <GO EAST!>

<Corvin> <A co z nami?>

<Taren> <na razie robicie za dostawców mięsa>

<Taren> <ale skoro jesteście w mieście, to chyba idziecie z nami?>

<Telleri> - To się dobrze składa... Oczywiście wiecie również, że to sprawka nie tylko krasnoludów?

<Corvin> <Na razie to czekamy, aż Face coś napisze, jak wchodzimy>

<Corvin> <Przynajmniej tak to wygląda z mojej strony>

<Mannorothu> D + C - straznicy probuja powstrzymac was swoimi pikami i krzycza: Nie ma przejscia!

<Corvin> - Pokaż im swoje ramię - mówię obojętnie.

<Mannorothu> - Już orgnizujemy rajd na osiedle tych karzełków. Chcecie się przyłączyć?

<Deathsinger> bez slowa zdejmuje z plecow mocno przesiakniety krwia tobol i rzucam w strone

zagradzajacego przejscie straznika, tkanina w locie czesciowo sie odwiazuje, a straznik instynktownie

lapie ponury pakunek...

<Telleri> - W pobliżu chaty Tarena są ślady ludzi. To nie tylko krasnoludy...

<Corvin> - My w sprawie zbójów z gościńca - mówię.

<Mannorothu> - Straże! - krzyczy ze strachem w glosie jeden z wartownikow

<Taren> - Prawdopodobnie to nie był atak ich osady, a jedynie jakichś bandytów.

<Taren> - Przynajmniej tak to wygląda.

<Mannorothu> C + D - W bramie pojawia sie bardzo szybko multum straznikow. To chyba jakas mobilizacja.

<Corvin> - Jak miło... - rzucam widząc tylu strażników. - Gdzie oni byli, kiedy trzeba było wyciąć

zbójców? - pytam ściszonym głosem towarzysza.

<Corvin> Mam do siebie żal, że nie zabrałem całych zwłok. Tam przynajmniej był stosowny napis.

<Deathsinger> - Nie straze, tylko wolaj tu zaraz waszego najlepiej wyszkolonego znawce broni miotanej,

luczarza, kupca czy kogo tam macie pod reka, a zaraz potem powiedz waszemu przywodcy, ze dwojka

zmeczonych i zirytowanych wojownikow czeka na niego przed brama bedac blokowana przez dwojke idiotow -

mowie sucho i z wyczuwalna zloscia...

<Mannorothu> - Idiota? - irytuje sie straznik - Ten idiota zaraz zamknie brame i bedziecie musieli zrobic

sobie wypoczynek na trawce! - wybucha straznik

<Corvin> - Dość.

<Deathsinger> - kiedys uwazalem, ze zycie ludzkie nie jest epopeja o bohaterach... paskudny los udowodnil

mi, iz sie mylilem. Niestety ostatnimi czasy mam wrazenie, ze bard traci talent i jego dziela sa coraz

mierniejszej jakosci - odpowiadam swemu towarzyszowi z przekasem...

<Corvin> Zwracam się do tabunu wartowników; - Gdzie byliście, kiedy trzeba było tropić rozbójników?

* Entman has joined #sesja_rpg

<Mannorothu> <ech brak wam umiejetnosci mowczych Lokkusa>

<Corvin> <Hm...>

<Corvin> <Dać mu głos?>

* Corvin sets mode: +v Entman

<Entman> <raz mnie nie ma, a tu juz sesja :)>

<Corvin> <Uwaga - jedno słowo, które nie będzie pasować i masz devoica>

<Corvin> <Czytaj forum. Grasz?>

<Mannorothu> T + T - Pójdziemy na wschód i zobaczymy w takim razie kto stał za tym atakiem!

<Entman> <a ty juz z groźbami

<Deathsinger> - prosze bardzo, to prawdopodobnie wasz pogrzeb - odpowiadam straznikowi spokojnie...

<Entman> <nieee>

<Entman> <ale posłucham>

* Corvin sets mode: -v Entman

<Deathsinger> <uwielbiam ten tekst: "okay - it's your funeral">

<Mannorothu> <jak bedziesz z nimi walczyl to cie usmierce>

* Entman has quit IRC

<Mannorothu> <nie jestes bogiem ktory walczy z cala armia>

<Corvin> <Co mówi wartownik?>

<Taren> - Myślę, że łatwiej będzie wytropic tych ludzi idąc małą grupką

<Deathsinger> <a mam zamiar? mowie im tylko w miare mozliwosci grzecznie, ze znowu ktos sie im do tylkow

dobiera i zrobiliby lepiej cos bardziej konstruktywnego nad sterczenie jak dwojka idiotow>

<Corvin> - Co się tu działo - wskazuję na mury.

<Mannorothu> - Mamy rozkaz nikogo nie wpuszczac! - odpowiada spokojniej straznik

<Corvin> - W porządku. Zabieramy się stąd.

<Taren> - Dodatkowo nikt nie zagwarantuje, iz nie odważą się zaatakować ponownie

<Mannorothu> - Ktos sobi urzadzil male ognisko...

<Corvin> Zatrzymuję się i odwracam się: - Elfy...

<Mannorothu> C+D - Przez wartownikow przepycha sie elf o wysokiej posturze: Co się tu dzieje, u licha?

Czemu zatrzymujecie tych ludzi? Nie poznajecie ich?

<Deathsinger> - nie spieszy mi sie wewnatrz, tylko poslij w koncu by ktos kompetentny przyszedl tutaj i

wysluchal wiadomosci, ktora mamy do przekazania - odpowiadam coraz bardziej zniecierpliwiony...

<Mannorothu> - Ale sir, sam pan kazał...

<Mannorothu> - Milczeć! Skoro nie macie kompetencji by stac na warcie to migiem do szorowania latryn!

<Mannorothu> C+D - Dowódca zwraca się teraz do was: - Witajcie o dostojni. Przepraszam za to małe

nieporozumienie, ale nasze miasto znowu jest w kłopotach.

<Corvin> - To widać i czuć...

<Mannorothu> T+T- -Dobrze. Pójdę z wami z dziesiątką moich najlepszych ludzi.

<Deathsinger> - zdazylismy sie o tym przekonac juz jakis czas temu - wskazuje na upuszczona przez

straznika konczyne...

<Mannorothu> - Cóż to? - elf podnosi ciało z obrzydzeniem - Po co mi to?

<Corvin> - Dowód. I to - podaję elfowi zwój.

<Mannorothu> TT - Jacyś wędrowcy na północnym gościńcu. - komunikuje dowódcy goniec

<Deathsinger> - bardziej Cie zainteresuje co "to" mialo przy sobie - wskazuje na zwoj, ktory wyciagnal

Corvin...

<Mannorothu> CD - Elf podaje Piewcy konczyne z powrotem mowiac: - Nie dziekuje. Zatrzymajcie to sobie na

pamiatke...

<Corvin> - Biorę od Piewcy ramię i rzucam je gdzieś pod mury, po czym otrzepuję ręce.

<Corvin> <Ah, bez myślnika>

<Mannorothu> CD - Elf bierze od was zwoj i czyta. Konczy z zasepiona mina: Skad to macie?

<Telleri> - Wędrowcy? Zaraz po pożarze? Dziwny zbieg okoliczności...

<Corvin> - Od zbójów.

<Deathsinger> <ej no, powiesilbym sobie je w domu nad kominkiem, obok reszty tego typu trofeow. Szkoda,

ze nie mam domu>

<Corvin> <...ani tym bardziej kominka>

<Corvin> <Besides - musiałbyś to zakonserwować>

<Taren> <a nad ogniskiem to juz nie to samo...>

<Corvin> <Wiesz jak śmierdzi rozkładające się ciało?>

<Mannorothu> TT - Sprawdzmy to. - mowi do was dowodca i wraz ze swymi zolniarzami idzie na polnoc.

<Taren> Ruszam za dowódcą

<Deathsinger> - od mocno zdekompletowanych zbojow. Dzisieciu. Osmiu malowniczo martwych i finezyjnie

ozdobionych. Dwojce udalo sie uciec. Sugeruje przyjrzec sie dokladniej tak notatce jak i ich broni -

koncze spokojnie...

<Telleri> Idę wraz z dowódcą.

<Mannorothu> TT - Szybko odgadujecie kim sa owi 'wedrowcy; - to wasi starzy znajomi - Piewca i Corvin.

<Corvin> Podaję bez słowa kuszę, sztylet i miecz. Po kolei.

<Deathsinger> <nad ogniskiem to by sie przysmazylo... no ale zawsze byloby co przegryzc noca podczas

wypadu do toalety>

<Mannorothu> CD - Hmm... To potwierdza nasze podejrzenia... - elf drapie sie po brodzie

<Corvin> Unoszę brwi w zachęcającym geście, aby elf wydusił to z siebie.

<Telleri> Wychodzę do Corvina i Piewcy - Witajcie... Dobrze się składa, że przybyliście.

<Mannorothu> - To robota krasnoludow... Nie moge uwierzyc ze nam to zrobili!

<Taren> - Wasza pomoc może sie nam przydać

<Corvin> - Byliście tu, kiedy to się stało? - wskazuję na mury.

<Taren> - Ja byłem w swojej chacie, trochę oddalonej od wioski, ale ona tez została podpalona

<Corvin> - Widzieliście sprawców?

<Telleri> - Mnie przerwano pieśń, łotry... - uśmiecham się półgębkiem.

<Telleri> - Krasnoludy, trzy sztuki, jeden martwy... I ślady ludzi koło chaty Tarena

<Corvin> - Tak, to straszne - patrzę ponuro na Telleri'ego. - Coż za strata dla sztuki.

<Deathsinger> Krasnoludy... interesujace... od kiedy ta rasa gdy chce kogos wyrznac zdaje sie na

wspolprace z najemnikami, zwlaszcza tak niekompetentnymi. Daje znak towarzyszom, ze pozniej bede chcial

z nimi przedyskutowac owe rewelacje...

<Taren> - Wniskując ze śladów zostawionych przy mojej chacie, było to dwóch ludzi

<Corvin> - Równie dobrze krasnoludy-renegaci i ludzie chcący wywołać wojnę. Jest wiele możliwości.

<Taren> - Ja również w pierwszej chwili pomyslałem o renegatach - zwracam się do Corvina

<Mannorothu> Tymczasem dwoch dowodcow rozmawia ze soba nie zwazajac na was, jeden z nich glosno

obwieszcza pozostalym elfom: - Bracia, mamy niepodwazalne dowody na to, ze krasnoludzkie bekarty staly

za atakiem na nasze miasto. Nadszedl czas by zaplacily za ta zdrade!

<Corvin> - Stać! - wołam głośno. Na tyle głośno, aby usłyszeli.

<Deathsinger> Odciagam towarzyszy nieco na bok. Przez chwile przysluchuje sie patetycznej i

nieprzemyslanej przemowie dowodcy, by po chwili zwrocic sie do druida i barda: - jak sie zachowywaly

owe krasnoludy?

<Mannorothu> - Tak, oczywiscie. - mowi uprzejmie ten ktory rozmawial z wami - Bedziemy zaszczyceni jesli

wasze ostrza beda przy tym obecne.

<Corvin> - Wolałbym, abyście nie podejmowali pochopnych decyzji pod wpływem emocji i chwili.

<Telleri> - Uciekły na widok mój i elfów, jeden padł od strzały.

<Mannorothu> - Myslelismy o zbadaniu sprawy, ale sa nowe fakty wskazujace na krasnoludy z gor na

wschodzie... Jesli ci ludzie im pomagali to napewno ich rowniez tam znajdziemy.

<Corvin> - Nowe fakty? - pytam.

<Deathsinger> Bedzie zaszczycony jesli co?! Nie wiem jak oni, ale ja jeszcze pamietam incydent z

egzekucja i fakt, ze mialem zamiar przetrzebic szeregi ich strazy w obronie towarzysza...

<Corvin> - Są jakieś stare?

<Deathsinger> - Krasnoludy - uciekly? Kiedy poprzednio widzieliscie uciekajacego krasnoluda klanowego?

Ten maly lud potrafi byc tak zawziety, ze nawet malymi garstkami stawial opor gigantom...

<Mannorothu> Elfowi dowodcy roznia sie od siebie jak ogien i woda - jeden impulsywny, gwaltowny i

wojowniczy zwany Avorem, a drugi spokojny, rozwazny, raczej powolny to Kandel.

<Taren> - Nie jestem ekspertem jesli chodzi o krasnoludy, ale nawet mnie wydaje się dziwnym fakt, iz

krasnolud wpada do miasta elfów, podpala budynki i ucieka.

<Mannorothu> - Są! - mowi wzburzony Avor - Bard widzial jak uciekali w strone lasu po tym jak podziwiali

agonie naszego miasta!

<Taren> - One chyba zwykle wolą stanąc do walki w otwartym starciu.

<Corvin> - Kandel - zwracam się do drugiego elfa - o co tu chodzi?

<Mannorothu> - Osobiscie ustrzelilem jednego z nich!

<Deathsinger> - W co byl wyposazony? - pytam uprzejmie - mam takze kilka pytan dotyczacych pozaru -

dopowiadam po chwili namyslu...

<Telleri> - Miał topór, poza tym nic szczególnego... Archetyp krasnoluda, jakby nie patrzeć...

<Mannorothu> - W to! - jeden z elfow podaje ci krasnoludzki topor

<Deathsinger> - Taren - zwracam sie do druida - pamietasz incydent pomiedzy Talosjanami, a zakonami

paladynow?

<Mannorothu> - Obcy nie beda decydowac za nas co mamy robic! - Avor wyglada na coraz bardziej wscieklego

<Corvin> Milczę, bo rozmowa wkroczyła na nowy, i zupełnie mi nieznany, temat.

<Taren> - Oczywiście. Wtedy ledwo udało nam się uniknąc rzezi.

<Deathsinger> przygladam sie uwaznie broni, oceniam jakosc jej wykonania, a takze czy nie ma na niej

widocznego herbu klanowego badz symbolu ich boga...

<Corvin> - Sądzisz, że masz kompetencje, aby wywoływać krwawą wojnę?

<Taren> - Wtedy też ślad prowadzący do świątyni Tempusa był bardzo wyraźny.

<Mannorothu> Dostrzegasz podobnie jak na kuszach symbol skrzyzowanych toporow a nad nimi tarcze

<Mannorothu> <Tempusa?>

<Taren> <tak. Bóg wojny o ilę się nie mylę>

<Corvin> <To nie był Talos?>

<Mannorothu> <chyba Talosa...>

<Deathsinger> <a jakosc wykonania broni? krasnolud predzej walczyl by golymi piesciami lub noga od

krzesla niz kiepsko wykonanym toporem czy mlotem>

<Taren> <8/>

<Taren> <ech, skleroza nie boli. a pamięc do imion nigdy nie była zbyt dobra...>

<Mannorothu> Deathsinger - topor wyglada na swietna rzemieslinicza robote

<Deathsinger> Interesujace... przygladam sie uwazniej symbolowi boga...

<Mannorothu> <to symbol klanu..>

<Mannorothu> <Skad wiesz ze to symbol boga?>

<Deathsinger> <powinien byc jeszcze symbol boga, bodaj Clangeddina gdzies na ostrzu... zreszta zaraz

sprawdze>

<Mannorothu> Deathsinger - jest tyle pomniejszych klanow krasnoludow, a kazdy ma swoj wlasny herb - nie

jestes w stanie rozpoznac akurat tego symbolu

<Mannorothu> D - wszystko wskazuje na to, że to bron krasnoludow

<Corvin> <Bard Jaskrem nie jest i na herbach się nie zna, prawda?>

<Telleri> <Ależ bard światowiec, może jednak? Mistrzu?>

<Mannorothu> <moze i sie zna>

<Mannorothu> <sprawdzmy>

<Mannorothu> <jak mu pokazecie bron to sie okaze czy zna>

<Deathsinger> podaje bron bardowi pytajac czy rozpoznaje ow symbol

<Telleri> Przyglądam się dokładnie symbolowi na broni...

<Deathsinger> <nawiasem mowiac herbem boga krasnoludow sa wlasnie dwa skrzyzowane topory... zaraz

sprawdze czy jakas tarcza tez tam jest>

<Deathsinger> <bez tarczy>

<Mannorothu> Telleri - Od razu rozpoznajesz ten symbol jako herb klanu Szerokiej Tarczy - klanu ktory swa

siedzibe ma nieopodal w gorach na wschodzie

<Telleri> - To herb klanu Szerokiej tarczy, mają swoją siedzibę w górach na wschodzie.

<Deathsinger> - co wiesz o owym klanie?

<Telleri> <mistrzu? ;]>

<Mannorothu> - Przykro mi, Piewco. - mówi wzruszając ramionami Kandel - Chyba rzeczywiscie nie ma

wyjscia. Zawsze upatrujesz we wszystkim spisku? Może tym krasnalom po prostu odbiło...

<Mannorothu> Telleri - od wielu stuleci żyli wra

<Mannorothu> wraz z elfami na tych ziemiach i oprocz kilku burd nie dochodzilo do wiekszych niesnasek

<Corvin> - I nagle zapragnęli waszej śmierci?

<Mannorothu> - To dziwne, ale wszystko wskazuje na to, że tak.

<Deathsinger> - juz raz znalezlismy sie w sytuacji, gdzie dowody wskazywaly jasno kierunek natarcia.

Gdyby nie podejrzenia tak moje, jak i mych towarzyszy Wrota Baldura zapewne do dzisiaj bylyby pelne

ruin - odpowiadam spokojnie...

<Telleri> - To nieprawdopodobne, ale być może ktoś specjalnie używa ich broni, aby spowodować konflikt...

<Mannorothu> - Wyjątek potwierdza regułę - mówi dumnie Avor

<Corvin> - A głupiec poprowadzi swój lud ku zagładzie...

<Mannorothu> - Dobrze. Zrobimy tak: Dam wam czas do rana zanim nie wyruszymy. W tym czasie wy postaracie

się dowiedzieć kto stoi za tymi podpaleniami. Jest jeszcze jedna rzecz kilku moich żołnierzy pełniących

warty na półnonym ostrkole zostało zabitych krasnoludzkimi bełtami. Mamy tu doczynienia nie tylko z

podpalaczami ale i z zabojcami. - mowi spokojnie Kandel

<Deathsinger> - zapewne wiesz, iz na przestrzeni stuleci byly istoty, ktore zapewne podobnymi slowy

usprawiedliwialy swe krwawe podboje, wojny doprowadzajace do wyniszczenia calych ras. Czy

wypowiedzialbys te slowa stojac wsrod ruin Netheril? Czy wypowiedzialbys je otoczony milczacymi

kamieniami pamietajacymi czasy Ilefarn?

<Mannorothu> - Zamknij morde, kundlu! - Avor nienawistnym wzrokiem spoglada na Corvina

<Mannorothu> <Deathsinger do kogo ta gadka?>

<Deathsinger> <do Avora zapewne>

<Mannorothu> <bo nijak sie ma do ostatniej sentencji>

<Deathsinger> <"wyjatek itd.">

<Mannorothu> <ok>

<Mannorothu> - Avor wezmie 5 naszych najlepszych zwiadowcow i pojdzie razem z wami.

<Corvin> - Bacz na język, bo możesz go stracić - mówię spokojnie do Avora.

<Mannorothu> - Alez sir... - odpowiada zmieszany Avor - Mam isc z OBCYMI?

<Deathsinger> <hmmm... tak nawiasem mowiac - obciecie jezyka zamachem kosy byloby pewnym wyzwaniem, nie

sadzicie?>

<Mannorothu> - Dość! - krzyczy wzburzony elf sięgając po klingę, na szczęście Kandel zatrzymuje jego rękę

na trzonku miecza lekko się smiejac: - Ach, dzieci, dzieci...

<Telleri> - Zważ, że ktoś chce ustrzec twój lud od wojny, zanim go napiętnujesz, Avnorze...

<Taren> <zalerzy, czy wraz z językiem chcesz pozbyć delikwenta połowy twarzy>

<Deathsinger> <no wlasnie sam jezyk... wymaga precyzji, wprawy, wiele talentu... bede musial kiedys

sprobowac>

<Corvin> - Niektórzy powinni wybiegać myślą naprzód, a nie tkwić uparcie w swej ksenofobii, ale dość o

tym.

<Mannorothu> - Dałem wam czas do 6:00 rano czyli macie jakieś 4 godziny. L

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Mannorothu> - Dałem wam czas do 6:00 rano czyli macie jakieś 4 godziny. Lepiej się spieszcie bo

marnujecie czas. - Kandel zostawia was wraz z Avorem na odchodnego dodajac - Niestety ja musze zajac

sie nasza ewentualna wyprawa.

<Deathsinger> <eee... 6 rano? oni tam maja zegarki? no chyba, ze sloneczne...>

<Mannorothu> <Ku***! Jak miales Baldurs Gate to jakos okreslali tam godziny>

<Mannorothu> <nie wpieniaj mnie swymi przemysleniami>

<Taren> <do wschodu słońca?>

<Telleri> <możemy przyjąć świt, jeśli to jesień ;]>

<Deathsinger> <no cos w ten desen "do chwili gdy slonce w pelni omiecie krainy blaskiem swej twarzy" czy

jakos tak>

<Mannorothu> <wiadomo ze to nie bedzie 6 tylko pewnie ok. 6 ale myslalem zescie madrzy i sie domyslicie>

<Corvin> - Ruszajmy, szkoda czasu.

<Deathsinger> <eee... my tam na jakichs koniach pojedziemy czy po prostu te krasnoludy zyja za drugim

pagorkiem liczac od lewej? ale spoko, to detal...>

<Mannorothu> <!!>

<Mannorothu> <przeciez przyjechaliscie na koniach!>

<Taren> <w 4 godziny to daleko nie zajdziemy...>

<Telleri> Podchodzę do Avora - Na czas wyprawy dobrze byłoby, gdybyś nam zaufał; wszystkim nam leży na

sercu dobro tej społeczności. A poza tym im naprawdę mozna zaufać.

<Corvin> <Mamy konie>

<Deathsinger> <Holy - a teraz powiedz jak bardzo Twoj brat wlasnie klnie>

<Mannorothu> <A Telleri i Taren musza o wierchowce zadbac ale mysle ze elfy wam cos udostepnia>

<Corvin> <Nie klnie>

<Corvin> <Nie teraz>

<Taren> <wali główą w scianę? :)>

<Deathsinger> <a kiedy klal?>

<Corvin> <Robi to tak, że sierżant piechoty by się zarumienił, owszem, ale jak przegrywa w jakąś grę na

przykład>

<Mannorothu> - Dobrze, bardzie. Tyś wiele razy dowiódł żeś godzien zaufania, ale ten człowiek - wskazuje

głową na Corvina - aż cuchnie złem...

<Telleri> Mówię dalej do Avora - Gdzie możemy, ja i Taren, dobyć jakis wierzchowców?

<Corvin> Dobrze, że ignorancją nie można się zarazić - myślę.

<Mannorothu> - Nie ma takiej potrzeby. Niedługo powinni przybyć stajenni z rumakami.

<Telleri> Uśmiecham się półgębkiem - Widać zło jest po naszej stronie.

<Corvin> - Mamy mało czasu, mówię do towarzyszy.

<Deathsinger> bez dalszych slow dosiadam swego wierzchowca i stepa ruszam kilka lokci przed siebie, po

czym zatrzymuje sie i unoszac glowe w strone niebios pozwalam by delikatny wiatr owiewal ma twarz.

<Mannorothu> Wkrótce wszyscy już macie konie i cała dziesiątka wyrusza na wschód w stronę siedzib klanu

Szerokiej Tarczy.

<Deathsinger> <jakim zlem? on ma przeciez tak niewielkie oczekiwania wzgledem swiata - jedynie wymarcie

wszelkich innych istot>

<Mannorothu> <jedno mnie dziwi>

<Corvin> <?>

<Mannorothu> <gramy juz 3 godziny i nie slyszalem nic o "swiecach nadziei">

<Corvin> <Co za głupoty gadasz, Mav?>

<Deathsinger> <Terry Pratchet: Sourcery - jeden z opisow bagazu>

<Taren> <jeszcze nie dotarlismy do tego etapu>

<Mannorothu> Po godzinie szybkiej jazdy jesteście już na tyle blisko by zejść z wierzchowców i

kontynuować marsz pieszo.

<Deathsinger> <Face - bo jakos na razie nie sa potrzebne, jak sie okaze, ze siedziba krepego ludu bedzie

pelna upiorow to sie skorzysta z serca>

<Mannorothu> Avor idacy na przedzie wstrzymuje pochód ruchem ręki i pokazuje na dwóch krasnoludzkich

wartowników pilnujących wejścia do jaskiń.

<Corvin> - Kto wpadł na pomysł, aby brać tego ksenofoba ze sobą? - pytam cicho Piewcy.

<Mannorothu> <zyjecie?>

* POLY has joined #sesja_rpg

<Corvin> <A jak myślisz?>

<Telleri> <hmm... kto zna krasnoludzki? chyba że to światowe krasnoludy, i szprechają we wspólnym...>

<Deathsinger> - moja kosa jest sprawiedliwa i nie ma uprzedzen - odpowiadam spokojnie. Po czym nieco

glosniej zwracam sie do elfa: - niech wasi lowcy ich uwaznie obserwuja, ja z Corvinem sprobujemy z nimi

porozmawiac, jesli dojdzie do walki - strzelajcie, ale tak by nie zabijac - wskazuje dlonia swa bron

sugerujac elfowi co zrobie jesli ktorys krasnolud zostanie niepotrzebnie usmiercony...

<Mannorothu> - Jasne - usmiecha sie szyderczo Avor

<Mannorothu> <Corvin ze strzala w szyi to jest tp xD>

<Corvin> - Idziemy, choć nie wiem czy bezpiecznie jest pozostawiać naszych towarzyszy w jego towarzystwie.

<Corvin> <Marzenia...>

<Corvin> <Ale nie od dziś wiem, że jesteś chamski i małostkowy.>

<Deathsinger> <nie no... elfy sa chude wiec przy sprzyjajacych okolicznosciach uda sie rozpolowic nawet

trzech jednym cieciem>

<Telleri> - Idźcie bez obawy...

<Mannorothu> <sam jestes cham>

<Corvin> Wzruszam ramionami i idę w kierunku krasnoludów.

<Corvin> - Bóg z wami, dla mnie nie istniał on nigdy.

<Mannorothu> <zaraz go Talos piorunem pistnie, jak bedzie mnie irytowal>

<Taren> - Mam nadzieje, że wam się uda

<Corvin> <Pffff.>

<Corvin> <To nie jest zagrywka dobrego Mistrza Gry>

<Deathsinger> <to nie wchodzi w rachube raczej - od czasow sesji z Talosjanami powinnismy byc z nim w

dobrych ukladach>

<Corvin> <To byłaby zagrywka małostkowego MG>

<Mannorothu> <jak bedziesz mnie dalej obrazal to zobaczysz>

<Deathsinger> <ale mimo wszystko przewrocenie irytujacego gracza prosto w drowie odchody potrafi

rozluznic napieta atmosfere>

<Mannorothu> <interesujace>

<Deathsinger> nie komentujac slow Corvina ide w strone krasnoludow trzymajac dlonie na widoku i z daleka

od broni...

<Corvin> <Mav - ja pamiętam twoją sesję>

<Deathsinger> <zdziebko nie wyszla...>

<Corvin> <Doradzasz, jak podlewać cudze, ale o własne nie dbasz>

<Corvin> <I się poddałeś. Ot i co.>

<Mannorothu> <Gracie czy nie?>

<Mannorothu> <THIS WAY!>

* POLY has quit IRC (Ping timeout: 180 seconds)

<Corvin> <Może napisz, co robią krasnoludy?>

<Deathsinger> <wiesz... Holy, tak sie akurat sklada, ze mam pomysly na bodaj dwie sesje - jedna krotsza i

jedna bedaca cala kampania... ale musze je dokladniej dopracowac... i zastanowic sie czy jestescie

godni>

<Mannorothu> <ja ci dam godni! <grzmoci Mavericka zardzewialymi grabiami po twarzy>>

<Corvin> <Hah>

<Corvin> <Pytanie brzmi; czy jesteś dość dobry - i cierpliwy - aby w ogóle brać się za mistrzowanie?>

<Deathsinger> <nie wiem czy jestem dobry, jakos nie mam jak sie wprawiac>

<Mannorothu> <Dobra ide ogladac mecz jak nie jestem tu juz potrzebny>

<Corvin> <I jeszcze mówisz coś o tym, że gracze nie są godni? Nawet nie znasz pułapu swoich możliwości,

ale graczy już oceniasz - i swoją przygodę przy okazji>

* Mannorothu is now known as Mannorothu|AW

<Corvin> <Trik, on dalej jest przy kompie>

<Deathsinger> <Face - to moze bys napisal w koncu co robia krasnoludy, bo tak sie sklada, ze tak ja, jak

i Holy juz odpisalismy>

* Mannorothu|AW is now known as Mannorothu

<Mannorothu> <stoja>

<Corvin> <I nie reagują na nasz widok? Niczym posągi?>

<Deathsinger> <wiesz... jak ja sie staram prowadzic ambitna sesje i prosze by gracze wczuwali sie w

postacie, a Ci nie opisuja swych przerzyc, pisza bez mala rownowaznikami itp. to jak mam ow pulap

osiagnac?>

<Mannorothu> <exactly!>

<Corvin> <Przerzyć? Wybacz, ale ty naprawdę masz problemy z ortografią. To nie jest byle literówka>

<Mannorothu> Watownicy widzac jak sie zblizacie pomrukuja cos po krasnoludzku i wyciagaja topory.

<Corvin> - Przybywamy w pokoju... - zaczynam.

<Corvin> <Wiem, co powiedzą.>

<Mannorothu> - Khazad nur akra!

<Taren> <to pewnie po ichniemu "wrócicie w kawałkach">

<Corvin> Nie brzmi to przyjemnie, oceniam przy okazji czy dałbym radę krasnoludzkim wojownikom na pięści.

<Corvin> <Taaa...>

<Deathsinger> podchodze ostroznie coraz blizej wartownikow, unosze w gore rece i staram sie wywolac na

mej twarzy przyjazny usmiech... nie idzie mi to zbyt dobrze...

<Mannorothu> - Khazad!Khazad!

<Mannorothu> Jeden z wartowników rzuca się na was z toporem, a drugi biegnie z powrotem do jaskinii.

<Corvin> - Znam się na tym na tyle, że to znaczy "Bić".

<Corvin> Próbuję wykonać unik.

<Mannorothu> Corvin - Krasnolud wykonuje skok bojowy i przewracajac cie.

<Mannorothu> I kiedy unosi topor by zadac ostateczny cios pada ze strzala miedzy oczyma.

<Corvin> Uderzam karzełka otwartymi dłońmi w uszy. To zawsze działa.

<Corvin> <Pfff. Za wolno piszę, jak widać>

<Deathsinger> widzac co sie dzieje szybko rozplatuje lancuchy i ciskam w strone uciekajacego krasnoluda

probujac go nimi oplatac...

<Mannorothu> Kolejna strzala trafia drugiego krasnoluda który probowal wbiec do jaskinii.

<Mannorothu> Po chwili na miejscu pozostaja jedynie dwa trupy

<Mannorothu> Avor i jego ludzie wychodza z ukrycia i podchodza do was. Avor wyciaga z cial swoje strzaly

i wklada z powrotem do kolczanu.

<Corvin> Zrzucam z siebie trupa. Wiem jedno - ktoś strzelał, aby zabić. Z drugiej strony; karzeł chciał

mnie posiekać.

<Taren> Podchodzę do Corvina i Piewcy

<Telleri> - To na pewno ułatwi nam zadanie...

<Mannorothu> - Lepiej wracajmy do miasta, sami widzieliscie zamiary tych pokurczow!

<Telleri> - Ty nie broniłbyś swojego miasta?

<Taren> - Godzinę temu wasi wartownicy tez prawie posiekali Corvina i Piewcę - mówię z nutka ironi w

głosie

<Mannorothu> Taren - przeczucie mowi ci zebyscie przeszukali te jaskinie a wtedy znajdziecie odpowiedzi

jakich pozadacie

<Mannorothu> - Prawie robi wielka roznice

<Deathsinger> Ledwie powstrzymuje wscieklosc i przemozna chec pozbawienia elfa kilku zebow. Po czym bez

slowa skinam w strone Inkwizytora i kieruje sie w strone jaskini, tym razem trzymajac bron w

pogotowiu...

<Taren> - Poza tym radziłbym przeszukać tą jaskinie. Mam niejasne przeczucie, że mozemy znaleźć w niej

parę odpowiedzi

<Corvin> - Idioci zdarzają się wszędzie - mówię i idę do jaskini.

<Taren> Ruszam za Piewcą

<Mannorothu> Telleri - Czy oni zawsze tak maja? - pyta się ciebie elf

<Telleri> - Ludzie - mówię z krzywym usmieszkiem - niektórzy nie lubią po prostu, gdy ktoś widzi tylko

jedną stronę medalu.

<Mannorothu> Druzyna - Idac dalej nie napotykacie na kolejnych wartownikow - jak mogloby sie wydawac -

Slyszycie jakies dziwne odglosy z korytarza na polnoc

<Corvin> Nasłuchuję uważnie, staram się przypomnieć co mogłoby wywoływać takie dźwięki.

<Mannorothu> Corvin - zdaje sie ze to jakis wiec

<Corvin> - Narada? - mówię cicho.

<Deathsinger> <tak z ciekawosci - Piewca widzi tam dumb... ekhm - to jest dead people?>

<Mannorothu> <?>

<Taren> <duchy znaczy się>

<Mannorothu> <nie ma tam duchow>

<Corvin> <Ja, w tym momencie, nie wiem o co wam chodzi>

<Deathsinger> <no... Piewca widzi cienie, a za pomoca serca ma moc ich odsylania w blasku swiatla...

cienie niby pojawiaja sie w miejscach rzezi, silnych emocji itp. od czasu do czasu tak po prostu w

drodze>

<Mannorothu> <nie ma tam nic takiego>

<Deathsinger> <acha... to spoko>

<Mannorothu> <co robicie?>

<Corvin> Ostrożnie zbliżam się w stronę, z której dochodzą dźwięki.

<Deathsinger> - byc moze madrzej byloby zostawic elfy w tyle. Ze zbrojnymi sobie poradze, ale nie

potrafie regularnie unikac strzal - zwracam sie cicho do Corvina...

<Mannorothu> Dochodzisz do wielkiej sali, która jest oswietlona przez szyb wykuty w dachu. To jest jakis

plac na którym az sie roi od deurgarow

<Taren> Ja najciszej poruszam się za Corvinem

<Corvin> - Jeśli planują strzelać nam w plecy, to może faktycznie byłoby lepiej ich zostawić. Nie nadają

się do walk w tunelach.

<Mannorothu> Corvin - Jeden z nich stoi na wzniesieniu i wykrzykuje cos w niezrozumialym dla ciebie jezyku

<Corvin> <Ciemnie krasnoludy>

<Deathsinger> na widok Szarych o malo nie potykam sie o kamien. Co na Wiezienne Plany Carceri robia tutaj

duergarzy?!

<Corvin> - To podziemne krasnoludy - mówię cicho. - Oto zagadka.

<Mannorothu> Taren - masz kolejne przeczucie zeby zboczyc korytarzem na prawo

<Taren> - Chodźmy tym korytarzem - mówiąc to pokazuje korytarz na prawo od nas

<Deathsinger> <eee... kazde krasnoludy zasadniczo sa podziemne... psikus polega na tym, ze Szarzy zyja

dosc gleboko>

<Corvin> <Does it matter?>

<Mannorothu> Oprocz duergarow na placu jest tez takze spora grupa zwyklych krasnoludow - takich jak tych

napotkanych przed wejsciem

<Corvin> Renegaci sprzymierzyli się z Duergarami. Być może w tym całym szaleństwie jednak jest odrobina

rozsądku. Dodaj mi sił...

<Deathsinger> - Niewolnicy, czy tez dobrowolni zwolennicy? Watpie by jakiekolwiek proste zaklecie byloby

zdolne przebic sie przez twarda czaszke krasnoluda i zdominowac jego wole... - zwracam sie szeptem do

towarzyszy probujac dostrzec kajdany - moze Slowo Mocy? -dodaje po chwili namyslu...

<Corvin> - Nie znam się na magii, ja tu tylko zabijam.

<Mannorothu> <jestes telleri?>

<Telleri> <bard zna tylko bardzo specyficzne rodzaje magii>

<Mannorothu> Deathsinger - w prawym korytarzu ktory wskazal Taren wyczuwasz kumulacje silnych emocji -

gniewu i strachu

<Deathsinger> - potezne zaklecia zwane Slowami Mocy potrafia dokonac wielkich zniszczen... lecz do ich

rzucenia potrzeba wprawnego i doswiadczonego czarodzieja. Byc moze istnieje Slowo Mocy zdolne

zdominowac wole istoty, lecz ktoz moglby je rzucic? - zwracam sie bardziej do samego siebie niz mych

towarzyszy, kierujac sie powoli w strone prawego tunelu...

<Corvin> - Mój stary przyjaciel? - myślę na głos.

<Deathsinger> <Tel - niezupelnie - potrafi rzucac specyficzne, lecz jako taka wiedze o innych zakleciach

powinien miec... tak mysle chyba>

<Corvin> <~^>

<Telleri> <czysto teoretyczną, owszem...>

<Telleri> - Nie mam takiej mocy... I żaden z nas, tak myślę. Chyba, że druidzi są potężniejsi, niż

myślałem.

<Mannorothu> Druzyna - oddalacie sie od Glownej Sali i trafiacie do nastepnego pomieszczenia ktore ma

chyba sluzyc za wiezienie. W scianie skalnej sa wyzlobione cele, w których siedza krasnoludy pilnowane

przez duergarów i inne krasnoludy.

<Corvin> - Chyba znajdziemy tu kogoś, kto udzieli nam odpowiedzi na nasze pytania.

<Deathsinger> ukrywajac sie w cieniu licze straznikow...

<Mannorothu> Deathsinger - przeszlo poltorej tuzina uzbrojeni w ciezkie zbroje, tarcze, topory i kusze

<Deathsinger> <ilu kusznikow, ilu szarych, ilu "zwyklych"?>

<Mannorothu> <jedna trzecia wartownikow to zaciezni kusznicy, ponad tuzin ze straznikow stanowia

duergarowie uzbrojeni w duzo lepsza bron>

<Corvin> <elfy są z nami?>

<Mannorothu> <tak>

<Deathsinger> <jezeli teraz rozpoczniemy walke to goscie z wielkiej sali uslysza?>

<Mannorothu> <nie powinni - chyba ze zaczniecie ciskac piorunami>

<Telleri> <albo śpiewać zagrzewające do walki pieśni ;]>

<Corvin> - W porządku. Myślę, że elfy powinny wkroczyć.

<Mannorothu> <nie bede az tak okrutny :D>

<Deathsinger> skinam reka w strone dowodcy elfow, a gdy ten podejdzie blizej mowie cicho: - najpierw

kusznicy, potem reszta szarych... na trzy? - ostatnie pytanie kieruje do mych towarzyszy...

<Mannorothu> - Zajmiemy sie kusznikami, a potem wchodzimy w zwarcie. - odpowiada podekscytowany

zblizajaca sie walka Avor

<Taren> pokrywam moją laskę kolcami - Na trzy - szepcę

<Telleri> Skinieniem głowy potwierdzam, dobywając rapieru

<Deathsinger> rozwijam ostroznie lancuchy i celujac w najblizszego szarego mowie cicho: - raz...

<Corvin> Wyciągam broń i przygotowuję się do szarży.

<Corvin> - Dwa...

<Deathsinger> <Corvin - Twoja kolej>

<Deathsinger> dokanczam cicho: - trzy. - Po czym ciskam swa bronia niczym oszczepem i biegne tuz za nia w

nadziei, ze elfy wyeliminuja kusznikow...

<Mannorothu> - Celujcie w szyje - tam nie sa oslonienci - komenderuje swoim lucznikom Avor

<Mannorothu> Deathsinger - z rozpedem wpadasz na pierwszego duergara przewracajac go i zadajac mu

smiertelny cios w glowe

<Corvin> Ruszan do przodu, mieczem atakuję, a gdy cel zasłoni się - poprawiam uderzając z lewej ręki.

<Mannorothu> Corvin - wpadasz na jednego z topornikow, ktory zaslania sie jednak tarcza i kasliwie

odgryza sie uderzeniami toporem

<Taren> Ruszam za Corvinem i czarem rozgrzewam broń stojącego najbliżej przeciwnika, a następnie próbuję

przebić go ostrym zakonczeniem kija

<Telleri> Ruszam za Corvinem i Piewcą - staram się wykorzystać przewagę szybkości i sztychem zaatakować

najmniej osłonięte części ciała.

<Mannorothu> Taren - krasnolud krzyczy z bolu, ale nie puszcza broni - widocznie sa przyzwyczajeni do

tego typu poparzen - ostry koniec twego kija odbija sie od jego tarczy

<Mannorothu> Telleri - w czasie kiedy Corvin i Taren zajmowali sie duergarem ty zdradzieckim sztychem w

plecy pozbawiles go zycia

<Deathsinger> szybko ciagne za lancuch by odzyskac swa bron i natychmiastowo blokuje cios kolejnego

szarego. Pozwalam mu wykonac kilka kolejnych ciosow jednoczesnie szybkimi ruchami oplatujac jego

konczyny lancuchami.

<Mannorothu> <blokuje cios? chyba sie zapominasz...>

<Corvin> Chwytam tarczę topornika i uderzam nią następnego przeciwnika. Mieczem mam zamiar zakończyć

dzieło.

<Deathsinger> <probuje zablokowac... fakt... przepraszam>

<Taren> Szukam wzrokiem nastepnego przeciwnika, lecz tym razem zamiast rozgrzać jego broń, gwaltownie ją

ochładzam

<Telleri> Odskakuję, po czym rozglądam się bacznie, aby w podobny sposób zaatakować kolejnego

przecinika...

<Mannorothu> Taren - nawet ochlodzenie nie robi wiekszego wrazenia na krasnoludzie

<Taren> <głupie, gruboskórne karzełki :)>

<Mannorothu> Deathsinger - udaje ci sie zablokowac ciosy duergara, ale jednoczesnie on unika twoich

lancuchow, kolejny duergar i krasnolud biegna w twoja strone

<Deathsinger> <sugestia - ogrzewaj im nagolennice - konkretnie ochraniacze na genitalia... to powinno

przyprawic o lzy kazdego>

<Mannorothu> <a skad wiesz co oni tam maja?>

<Taren> Próbuje laką odepchnąc jego tarczę i udezyć w odsłonięta szyje

<Deathsinger> <eee... kastrowani?>

<Taren> <laską*>

<Mannorothu> <ale ten z ktorym walczyles nie zyje>

<Corvin> <Co z moim atakiem?>

<Taren> <ale już doskoczyłem do nastepnego>

<Mannorothu> Corvin - uderzeniem tarczy ogluszasz przeciwnika by mieczem dokonczyc dzielo

<Taren> <zmroziłem bron, a teraz próbuję zaatakować>

<Corvin> Rozglądam się po polu bitwy.

<Deathsinger> odskakuje w bok jednoczesnie nadstawiajac zakonczone grotem stylisko mej kosy w strone

szarzujacego szarego... przy odrobinie szczescia jego ped wystarczy by przebic pancerz

<Mannorothu> Taren - twoje pchniecia sa z latwoscia odparowywane i wkrotce sam musisz desperacko sie

bronic przed dwoma przeciwnikami

<Mannorothu> Deathsinger - szarzujacy duergar wpada na twoja kose, ale jego truchlo blokuje twoj

smiercionosny orez co umozliwia przeciwnikowi przed toba na zadanie ciosu w podbrzusze

<Mannorothu> Telleri - widzac problemy Deathsingera spieszysz mu z pomoca i zabijas ciosem w plecy

raniacego go przeciwnika

<Corvin> <Ale, ale - nie zapominaj o mnie>

<Taren> <jak wiele jest tam miejsca?>

<Mannorothu> Corvin - nie masz czasu, rzuca sie na ciebie kolejnych dwoch duergarow

<Deathsinger> gwaltownie odskakuje puszczajac swa bron i desperacko probujac uniknac ataku, jesli mi sie

udaje pociagam za lancuchy przyciagajac bron do siebie i zapierajac sie kolanem probuje oswobodzic ja z

ciala martwego Duergara

<Taren> Rozpaczliwie bronię się przed przeciwnikami jednocześnie cofając się powoli w kierunku towarzyszy

<Corvin> Blokuję jednego tarczą, a drugiego uderzam rękojeścią między oczy.

<Mannorothu> Deathsinger - udaje ci sie na tyle by uniknac najgorszego, cios trafia cie w brzuch, czujesz

bol

<Telleri> Rozgladam sie szybko, czy jeszcze któryś z moich towarzyszy jest w niebezpieczeństwie.

<Mannorothu> Corvin - twoj cios rekojescia zostaje zablokowany

<Deathsinger> <jak bardzo powazna jest rana i ile moich flakow jest na wierzchu?>

<Corvin> Kopniakiem mam zamiar przewrócić opornego.

<Mannorothu> <rana jest z gatunku tych - "mozna walczyc ale z kazda chwila jestes coraz slabszy i bez

leczenia zginiesz">

<Mannorothu> Corvin - udaje ci sie przewrocic jednego z nich, ale wtenczas drugi oslania go furia atakow

uniemozliwiajac ci "dobitke"

<Corvin> Pcham tarczą stojącego, starając się przy tym wywrócić go na tego, który leży. Ciosy mieczem

mają mi w tym pomóc.

<Mannorothu> Telleri - widzisz rozpaczliwie broniacego sie przed atakami Tarena i rannego Deathsingera,

ktory musi walczyc z jednym krasnoludem

<Mannorothu> Corvin - nie udaje ci sie

<Mannorothu> Taren - nagle jeden z duegarow pada pod ciosem elfickiego miecza, drugiego zaskoczonego tym

faktem udaje ci sie zabic

<Deathsinger> starajac sie ignorowac bol pociagam mocno za lancuch i jak najszybciej oswobadzam swa bron,

starajac sie uniac atakow napierajacego krasnoluda staram sie oplatac go lancuchami lub w miare

mozliwosci pozbawic go glowy celnym cieciem...

<Mannorothu> Deathsinger - udaje ci sie oswobodzic bron i blokowac uderzenia jednak twoje ataki nie sa

juz tak szybkie i zabojcze co daje czas oponentowi na ich wyblokowanie

<Telleri> Wyciągam sztylet z cholewy buta i rzucam nim w krasnoluda atakującego Piewcę, po czym

błyskawicznie doskakuję do przeciwnika Tarena i wypadem atakuję go od tyłu, po czym jak najszybciej

atakuję przeciwnika Piewcy

<Taren> Podbiegam do Piewcy i atakuję od tyłu zagrażającego mu krasnoluda

<Corvin> Cofam się starając się znaleźć lukę w defensywie karzełka. Atakuję szybkimi pchnięciami,

wspierając ciosy uderzeniami tarczy.

<Mannorothu> Telleri - sztylet trafia krasnoluda w plecy i ten bezwłądnie osuwa się na ziemie

<Deathsinger> <krasnolud ma helm lub cos w tym stylu?>

<Mannorothu> <ma>

<Taren> Staram się chociaz powierzchownie uleczyć rane Piewcy za pomocą magii leczniczej

<Deathsinger> <teraz to juz nie robi roznicy... pytanie tylko jakie pancerze mieli Szarzy...>

<Mannorothu> Elficcy sprzymierzency pomagaja wam wykonczyc niedobitkow i juz wkrotce wszyscy przeciwnicy

sa martwi.

<Mannorothu> <ciezkie, dosyc solidne>

<Mannorothu> Deathsinger - czujesz sie lepiej, krew przestaje wyplywac z rany jednak nie mozesz walczyc,

jestes oslabiony i potrzebujesz odpoczynku

<Deathsinger> <to jakim cudem mozna je przebic byle rzuconym sztyletem?>

<Mannorothu> <uznaje w domysle ze Telleri rzuca w osloniete miejsce>

<Mannorothu> <poza tym to nie jest taka zwarta zbroja - sa w niej pewne miejsca w ktore mozna ugodzic

przeciwnika>

<Deathsinger> otwieram podreczne sakwy i sprawdzam czy zostaly mi jakies przydatne w tej sytuacji mikstury

<Mannorothu> <w nieosloniete tfyy!>

<Mannorothu> <jakie mikstur?>

<Telleri> <oczywiście...>

<Corvin> Sprawdzam czy w klatkach jest ktoś, kogo można uwolnić.

<Deathsinger> <ale plecy to zwykle jeden kawal blachy, no chyba, ze mamy paskowa, ale wtedy mozna by ciac

tez zwyklym mieczem, oczywiscie mozna uznac, ze trafil w szyje ktora byla nieoslonieta>

<Mannorothu> Deathsinger - nie masz nic co pozwoliloby ci przemoc oslabienie, uzycie adrenaliny mogloby

doprowadzic do oplakanych skutkow

<Mannorothu> <ten noz w plecy to cisnal w krasnoluda - a jak juz wspominalem oni maja gorsze zbroje>

<Corvin> <Jest tam kto? W tych klatkach?>

<Mannorothu> - Cholera! - podbiega do was Avor - Straciłem dwoch ludzi. Ci duergarzy sa bardzo groznymi

przeciwnikami...

<Deathsinger> <zreszta nie ma sensu sie czepiac o takie detale teraz>

<Mannorothu> Corvin - w klatkach jest kilkudziesięciu krasnoludów, przy wartowniku znajdujesz klucz

<Corvin> - Kim jesteście - pytam trzymając klucz w ręku.

<Mannorothu> - Jestem Gazlou, wodz klanu Szerokiej Tarczy. - mowi krasnolud o siwej brodzie, odziany w

jakies szmaty

<Corvin> - Nie jesteś przypadkiem po niewłaściwej stronie krat?

<Mannorothu> - To długa historia, ale mysle ze teraz nie ma czasu by na nia odpowiadac. W Głównej Sali są

ponad cztery setki duergarskich wojowników. Chyba lepiej żebyśmy czym prędzej stąd umkneli. Mam rację?

<Corvin> - Taa... - otwieram klatki.

<Deathsinger> - zaiste - odpowiadam cicho - jak niemal wszystko co przychodzi z Podmroku - mimowolnie

dotykam reka swiezo zaleczonej rany i pomiedzy przeklinaniem parszywego scierwa, w ktorym utkiwal ma

kosa, a rozmyslaniem nad wlasna nieostroznoscia, ze wzgledu na ktorej nie mam przy sobie zapasu

mikstur, zastanawiam sie jak w takim stanie dalej skutecznie walczyc...

<Mannorothu> Krasnoludy zbieraja bron pozostawiona przez poleglych. W sumie udaje sie uzbroic 20 z nich.

Udaje sie wam naliczyc 80 mezczyzn, a do tego ok 100 kobiet i dzieci.

<Corvin> - Choćby i za to Szarzy zasłużyli na śmierć - mówię.

<Mannorothu> - Nie damy rady takiej potedze! Ledwo poradzilismy sobie z dwudziestka! - mówi rozsądnie

Avor - Powinniśmy wycofać się i powiadomić Kandela.

<Corvin> - Kto mówił o walce?

<Corvin> <Panowie, radzę kończyć>

<Telleri> - Pośpieszmy się...

<Corvin> <Jutro możemy zrobić Part II>

<Deathsinger> po dlugich wahaniach podejmuje decyzje: zwracam sie tak do mych towarzyszy jak i ocalonych

krasnoludow - czy ktokolwiek z was potrafi walczyc duza bronia?

<Telleri> <popieram, jutro akt II)

<Mannorothu> <ok tylko wyjdzcie z jaskin>

<Deathsinger> <ale to moze chociaz wrocimy jeszcze do miasta zanim zrobimy przerwe?>

<Mannorothu> - Znam boczne przejscie, ktore wyprowadzi nas stad bezpiecznie. Na pewno nie wiedza o nim

nasi oprawcy. - proponuje Gazlou

<Corvin> - Nie czekajmy co się stanie.

<Telleri> - Prowadź... - mówię do wodza krasnoludów, po czym próbuję jakoś zorganizować tę masę kobiet i

dzieci, żeby ucieczka poszła sprawnie

<Deathsinger> <a co z moim pytaniem?>

<Mannorothu> Słowa wodza klanu Szerokiej Tarczy są prawdziwe. Po kolejnej godzinie wracacie na

powierzchnie i dosiadacie wierzchowców. Marsz jest opóźniany przez kobiety i dzieci, ale udaje wam się

dotrzeć do miasta przed świtem.

<Taren> pomagam bardowi opanować tłum

<Mannorothu> KONIEC CZESCI I

<Corvin> <O, dobre>

End of #sesja_rpg buffer Sat May 19 00:15:04 2007

Należy się jeszcze drobne wspomnienie, że była to pierwsza część nowej sesji, której kolejna odsłona odbędzie się w PIĄTEK 25.05 o godzinie 19:00!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W sesji uczestniczyli:

P_aul as The_Doctor w kolorze ciemnoczerwonym - tajemniczy Doktor, zwany przez niektórych Panem Czasu. Niezwykle potężny byt o niezgłębionej mocy. O szczegóły pytajcie jego samego.

Teneniel as Berenice w kolorze zielonym - studentka historii sztuki, młoda i nieufna wobec ludzi. Podobają się jej przystojni tajemniczy faceci spotykani w kawiarniach, ale to normalne.

darek_91 as Marat w kolorze pomarańczowym - tajemniczy facet (pewne źródła mówią o jego francuskim pochodzeniu), który posiada niezwykle rozległą wiedzę na temat pewnej twarzy. Przypuszczalnie para się kucharstwem, ale kogo to obchodzi?

Holy.Death as Benedykt w kolorze niebieskim - Inżynier budowlany, który wyemigrował z kraju (plotka głosi coś o kaczej pladze) i zaczął budować domy w Wielkiej Brytanii. Szybko odkrył, że nie jest to takie proste, co doprowadza jego dobre serce do rozpaczy, mądrą głowę do wrzenia, a głos do utraty tegóż. Irytujące, prawda?

<The_Doctor> Lato 2004

<The_Doctor> Wielka Brytania

<The_Doctor> Cardiff - nowoczesne, szybko rozwijajace sie miasto w Walii

<The_Doctor> Tlumy ludzi kazdego dnia przemierzajacy ulice

<The_Doctor> Wielomilonowe inwestycje

<The_Doctor> Oraz tradycje i kultura

<The_Doctor> Benedykt - Zlecenie od poczatku nie szlo dobrze. Najpierw porblemy z urzedasami, potem "dziwne" badania gruntu. To mialo byc osiedle apartamentowcow na przedmiesciach, ale w wyniku ostatnich wypadkow raczej nigdy nie powstanie.

<The_Doctor> Z kwasna mina przygladasz sie grupkom szurnietych archeologow krecacych sie po "twoim" placu

budowy

<The_Doctor> Zaczelo sie od kopania fundamentow. Nagle okazalo sie, ze pod doskonalymi terenami do

inwestycji sa jakies jaskinie, czy moze raczej... grobowce? z poczatku naszej ery

<The_Doctor> Podobno odkryto juz pare dziwnych rzeczy...

<Benedykt> Podchodzę do jednego z tych idiotów, którzy zajmują się grzebaniem w piachu. Jestem zły. Nie,

wróć. Jestem wściekły, że zamiast jechać do Egiptu czy innych Chin jajogłowi z całej Anglii postanowili

przeprowadzić się właśnie tutaj. Kazałbym im nosić kamienie, gdyby nie to że teraz nie mogę zrobić

NICZEGO. Jak ten kraj w ogóle funkcjonuje?! Dlaczego tu właściwie przyjechałem?! Tu jest nie lepiej niż

w kraju...

<The_Doctor> Berenice - Telefon od twojego promotora nieco cie zdziwil. Gdy wyjasnil ci, ze na

przedmiesciach Cardiff odkryto tajemnicze grobowce z piatego wieku, poczulas nagle zainteresowanie

<The_Doctor> Sztuka z okresu celtyckiego byla twoim konikiem...

<Benedykt> - Odkopaliście już te swoje garnki, czy teraz wreszcie zrobicie miejsce dla profesjonalistów -

akcentuję to słowo - i pozwolicie mi w końcu wybudować te domy przyszłości dla ludzi, którzy ich

potrzebują?

<The_Doctor> I dlatego wspolnie trafiliscie na ten plac budowy, czesciowo rozkopany przez maszyny,

czesciowo przez szalejacych archeologow

<Benedykt> - Chociaż nie - mówię rozdrażniony. - Teraz bardziej opłaca się inwestować w stare grobowce!

Chyba zacznę projektować cmentarze!

<The_Doctor> Doktor wyslal cie po przepustki, ktore ponoc odebrac mozna u naczelnego inzyniera, niejakiego

Benedykta...

<The_Doctor> - Alez panie inzynierze, my dopiero zaczynamy. Tam pod spodem jest tego duzo wiecej...

<Benedykt> - Cudownie! - mówię słodkim głosem i pokazuję zezwolenie na budowę. - A to niby co? Jak mam

wykończyć budynki zgodnie z planem?! Powiesz mi to wreszcie panie?

<The_Doctor> Berenice - zauwazasz pieklacego sie nad bogu ducha winnym archeologiem mezczyzne. Sadzac po

slowach, jego wlasnie szukasz

<Berenice> Ostrożnie przechodze po rozlozonych przez robotnikow kladkach, omijam tasmy wokol budynku.

Szkoda ze nie zdazylam sie przebrac... Buty na szpilkach moze i sa efektowne, ale to niezbyt wygodne

obuwie na plac budowy. W sporych pojemnikach zauwazam zebrane juz zabytki - kilka interesujacych torques

z epoki brazu, pare mis ceramicznych i jedna bardzo zniszczona rzezba. Doprawdy, powinni ostrozniej sie

z nimi obchodzic!

<Benedykt> <Coś czuję, że to będzie naprawdę fajna sesja. Rozumiem, że wszystkiego naraz nie zrobimy?>

<The_Doctor> <zobaczymy... bedzie tomb riderowa na pewno :D>

<Berenice> <:D>

<The_Doctor> <Ten - staraj sie pisac krocej, a czesciej ;) >

<Berenice> <Paul, jak sie nazywa ten doktor/profesor? ;]>

<The_Doctor> <just the doctor... zartuje, profesor, doktor habilitowany Robert Jones>

<Berenice> Unoszę brwi i staram sie mowic przekonujacym i rzeczowym tonem - Nazywam sie Berenice, przyslal

mnie profesor Jones. Miałam odebrac przepustki.

<Benedykt> - Przepustki? Jakie, do diabła przepustki? - pytam wybity z rytmu. - Czy ja wyglądam na

strażnika, a to - wskazuję dłonią plac budowy - wygląda aby na przejście graniczne?

<The_Doctor> Benedykt - niemniej ludzie wchodzacy na teren budowy musza miec przepustki i to wlansie twoim

obowiazkiem jest ich przynawanie

<Berenice> Lekko zirytowana, wykrzywiam wargi i patrzę prosto w oczy rozmowcy - Przepustki. Na plac

budowy. Obawiam sie, ze nie wpuszcza mnie tam tylko za moje ladne oczy. Jestem pewna, ze profesor Jones

pana informowal.

<Benedykt> Przypominam sobie o co chodzi. - Aaaaa... już rozumiem, co ma panienka na myśli - mówię kwaśno.

- Obawiam się, że może sobie panienka wziąć moją przepustkę i iść w cholerę! Panini koledzy panoszą się

tu do woli, więc czemu miałbym nie wpuszczać tu pań?! - zaraz się zapluję. - Wie pani gdzie ja mam

profesora Jonesa? To jest plac budowy, a nie wasza piaskownica na miłość boską! Jezu... Bierz i zejdź mi

z oczu - podaję jej przepustkę.

<Benedykt> <Oczywiście zakładam, że mam coś takiego przy sobie.>

<The_Doctor> - HEEEEJ!!!!! CHODZCIE!!!!

<The_Doctor> dobieglo gdzies od stroyn wykopow

<The_Doctor> - MUSICIE TO ZOBACZYC!

<Benedykt> - CO TAM, DO NĘDZY?! - odkrzykuję idąc w tamtym kierunku.

<The_Doctor> Kilku archeologow wybieglo z wykopanego "tunelu" i krzycza przywolujac WSZYSTKICH

<Berenice> Szybkim ruchem wrecz wyrywam kartonik z reki inzyniera, odrzucam niesforne kosmyki wlosow,

rzucam mu jeszcze jedno spojrzenie z ukosa i zwracam uwage na krzyk jednego z pracownikow. Niegrabnie

podbiegam do miejsca, skad rozlegaja sie krzyki.

<Benedykt> <Nie. To mi się zaczyna podobać coraz bardziej.>

<The_Doctor> Dlugi tunel zostal prowizorczynie zabezpieczony, schodzi powol iw dol, co kilka metrow

ustawiono zrodla swiatla...

<Berenice> <czyzby bycie marudnym inzynierem okazalo sie twoja droga zyciowa, Holy ;)>

<The_Doctor> Archeolodzy zagonili wszystkich do srodka, przez co panuje niemozebny scisk

<Benedykt> <Czy ja wiem? Tak jakoś polubiłem marudnego Benedykta już na starcie, Teneniel. *uśmiecha się*>

<The_Doctor> Na koncu tunelu znajduja sie kamienne drzwi, z wyrytymi jakimis znakami

<The_Doctor> Berenice - Rozpoznajesz pismo staroceltyckie, ale nie potrafisz go czytac

<Benedykt> - Przesuńcie się, ja tu jestem kierownikiem - mówię używając łokci w razie potrzeby.

<The_Doctor> JAkis czlowiek w okularach mamrocze cos do siebie i bazgra w nieduzym notatniku

<The_Doctor> Benedykt - ludzie niechetnie sie rozstepuja i dopuszczaja cie blizej

<Benedykt> Zbliżam się do drzwi starając się ocenić ich wytrzymałość i materiał.

<Berenice> Wpatruje sie w kamienne wrota i probuje odczytac znaki, niestety moja wiedza jest za mala, by

cos z nich zrozumiec. Dostrzegam tez wyryte postacie, jak zazwyczaj w sztuce celtyckiej, o duzych oczach

i trojkatnych obliczach. Czyzby byly to wizerunki jakis bostw?

<The_Doctor> Benedykt - to "budownictwo" sprzed poltora tysiaca lat, drzwi bedzie latwo sforsowac, choc

wygladaja na zrobione tak, by wytrzymac uplyw czasu

<Benedykt> <Berenice jest koło mnie?>

<The_Doctor> Berenice - Slyszysz mamrotanie faceta, najwyrazniej tlumacza... "Rzym... nie, to

przymiotnik... rzymski..."

<Benedykt> - Dobra, panienko. Jakieś obiekcje przed wysadzeniem tego kamiennego sejfu? - zwracam się do

Berenice otrzepując ręce z kurzu.

<The_Doctor> Berenice - Dostrzegasz tez, ze procz zwyklych dla celtow wizerunkow jest jeden inny. Twarz o

zaskakujaco "poprawnych" proporcjach. Przedstawia mezczyzne o dlugich lekko pofalowanych wlosach

<The_Doctor> - Przeprasza, czy ktos ma tu zasieg? - spytal glosno "tlumacz"

<Berenice> Prycham gniewnie w odpowiedzi na pytanie inzyniera - Oczywiscie ze tak! Pan nie zdaje sobie

sprawy jak cenny jest to zabytek?! Nawet nie ma mowy o dotykaniu go! A teraz prosze mi nie przeszkadzac,

probuje tu pracowac.

<Berenice> Podchodze do faceta z notatnikiem, nieco zdziwona chwile przygladam sie zza jego plecow

zapiskom. Patrze na swoj telefon i odpowiadam - u mnie tez nie ma zasiegu. Pan rozumie cos z tego pisma?

<The_Doctor> - Potrzebuje komorki z zasiegiem i najlepiej z aparatem!

<Benedykt> Wstrętny babsztyl! - myślę. - Kobieta! Wydaje rozkazy MNIE! Jakbym był jakimś robotnikiem!

<The_Doctor> - Ach, tak, wiekszosc... Po lstudiow sie tego uczylem

<The_Doctor> - Ale nie rozpoznaje niektorych slow i znakow, mialem nadzieje zrobic zdjecia i wyslac do

kumpla...

<The_Doctor> - Za chwile mielibysmy calosc prztlumaczona

<Berenice> - Moge zrobic zdjecia, ale aby wyslac wiadomosc, musielibysmy chyba wyjsc na powierzchnie. Tu

nie ma szans na polaczenie.

<The_Doctor> - Coz, n oto chodzmy...

<The_Doctor> Tlum zaczal sie wycofywac z tunelu i po chwil iznow oddychacie swierzym powietrzem

<Berenice> Robie kilka zdjec calych wrot, zblizenia na obszary z pismem, skupiam sie tez na nietypowej

plaskorzezbie z mezczyzna. Po chwili mowie - gotowe, bedziemy mieli co wysylac

<Benedykt> Mam niewyjaśnioną ochotę, żeby kopnąć w te "drzwi".

<The_Doctor> - to zajmie pol godzinki, moze godzinke...

<Benedykt> - A potem znowu zrobicie mi tu bajzel? - mówię.

<The_Doctor> Poczatkowe podniecenie powoli opadlo, archeolodzy wzieli sie za branie probek,

fotografowanie, tumaczenie napisu itd.

<Berenice> Wysylam zdjecia na podany przez dziwngo faceta numer. - Przy okazji, nazywam sie Berenice

<The_Doctor> - Mark, milo mi.

<Benedykt> - Nie. Muszę was przeprosić. Wy JUŻ robicie mi bajzel, cholera jasna! - wołam.

<The_Doctor> - Berenice - uslyszalas glos doktora - ty sie abrdziej na tym znasz... Taka twarz chyba jest

niezwykla w sztuce celtyckiej? Zreszta taka konstrukcja grobowca, bo chyba mzoem yzalozyc, ze to

grobowiec, jest niespotykana...

<Benedykt> - Gdzie wy, u licha, byliście podczas Drugiej Wojny?! Nadawalibyście się na dywersantów, psia

krew! - mówię do jednego z archeologów. Ja się tu chyba rozchoruję na serce...

<Berenice> - Tak, szczegolnie zastanawia mnie ten mezczyzna. Musi byc jakims pomniejszym bostwem albo

herosem, gdyz glowni bogowie przedstawiani sa w inny sposob i z konkretnymi atrybutami. Taki Dagda,

zawsze podkreslano jego nadnaturalne... przyrodzenie, twarz Luga byla rozmyta...

<The_Doctor> Benedykt - zauwazasz, ze przestali reqagowac na twoje zaczepki...

<Benedykt> Wreszcie macham ręką i idę w stronę budki głównego kierownika budowy - czyli chyba mojej. Muszę

się czegoś napić.

<The_Doctor> Minelo ze 40 minut i tlumacz przybiegl podniecony krzyczac "Mamy to!"

<Berenice> Hm.. moze ta plaskorzezbe dorobiono w innej epoce?

<Berenice> - rozmyslam

<The_Doctor> Prawie jednoczesnie pojawila sie blondwlosa kobieta w bialym kitlu i powiedziala:

<Benedykt> <Rozumiem, że ja też to widzę?>

<The_Doctor> - Skonczylam wstepne datowanie, probki pochodza z 5 wieku

<The_Doctor> <tak tak...>

<Berenice> Odwracam sie do tlumacza i pytam - Co oznaczaja zapiski?

<The_Doctor> - Wszystkl owskazuje na to, ze mamy tu jakis grobowiec z czasow tuz po odwrocie Rzymian

<Berenice> - To czasy tak obrosle legenda...

<The_Doctor> Tlumacz zaczekal spokojnie az przyciagnie dosc uwagi i w koncu z lekkim wzruszeniem w glosie

zaczal czytac ze swojego notesu:

<The_Doctor> "Tu spoczywa Arthmael, duzy (najwiekszy?) wodz rzymian i brytow, zwyciezca (tu nieco zatarty

liczebnik ale najpewniej 12) bitew"

<The_Doctor> Berenice - przypominasz sobie od razu (i nie jestes jedyna patrzac na miny paru archeologow)

ze Swiety Arthamel przez wielu naukowcow jest utozsamiany z legendarnym... Krolem Arturem

<Benedykt> - Amen - wtrącam kąśliwie.

<Berenice> - "Arthmael", czlon "Arth" uwazano za geneze imienia Artura... Grobowiec Krola Artura? To nie

moze byc prawda - krece glowa

<Benedykt> Mamroczę pod nosem, że mało mnie obchodzi ich "Król Artur", i żeby wreszcie zabrali swoje

grabki z mojego placu budowy.

<The_Doctor> Nagle czesc osob zapalala checia otworzenia grobowca, chocby i przy uzyciu dynamitu

<Berenice> - Ten teren przez wieki przeczesywali najznakomitsi archeologowie i nic nie znalezli! Byloby

bzdura myslec, ze odkrylismy cos takiego dopiero teraz!

<The_Doctor> - A jednak... wszystko tak pieknie pasuje

<The_Doctor> - Trzeba sie zastanowic, czy damy rade usunac "drzwi", bez niszczenia ich

<Berenice> Widzac entuzjazm czesci archeologow, patrze na nich kpiaco i mowie - Uspokojcie sie. Jesli nie

potraficie sami, mozecie pojsc po kilka wiader zimnej wody do pana inzyniera. Trzeba sie zastanowic

_________________________________________

* Telleri has joined #sesja_rpg

* The_Doctor sets mode: +v Telleri

_________________________________________

<Benedykt> - Kobieto! Nie zapomniaj się!

<Berenice> - Nie jestem ekspertem od materialow wybuchowych. Nie wiem o zadnym sposobie usuwania tych wrot

bez uszkodzen...

<The_Doctor> - Wlasnie, inzynier! Pan ma ludzi i sprzet, na pewno da sie wyjac ta plyte z pana pomoca!

<Berenice> <czesc, darek :D>

<Benedykt> - Jeśli wtedy sobie stąd pójdziecie, to już wołam paru gości od ciężkiego sprzętu. Najpierw

łomy, jak się nie da to młoty, a na koniec pójdzie dynamit. A panienka niech zamknie swoją śliczną buźkę

- mówię do Berenice.

<Telleri> <a cześć, cześć ;]>

<Benedykt> <Salut>

<The_Doctor> Berenice - wyglada na to, ze budowlancy nie maja zamiaru zachowywac sie "Delikatnie"

<Berenice> Oburzona komentarzami inzyniera odparowuje - Nie pan decydowal bedzie o losach zabytku. I niech

pan nawet nie liczy, ze zostawie dziedzictwo kultury na PANA lasce!

<Benedykt> - Ja tu jestem panem życia i śmierci tej cholernej kupy gruzów, laleczko!

<Benedykt> - Mam tu pracę. Pracę, w której skutecznie przeszkadzacie! Mam tego dość!

<Berenice> - Musze skontaktowac sie z uniwersytetem. Do tego czasu nie pozwole na zadne prace!

<The_Doctor> - Juz nie dlugo - wtracil sie doktor. - Wlasnie zalatwilem wyslanie oficjalnego pisma. Ten

teren ma zbyt duza wartosc, by prowadzic na nim jakiekolwike prace

<Benedykt> Wzdycham ciężko. Kobiety nadają się tylko do niańczenia dzieci. Co za idiota popierał

równouprawnienie?

<The_Doctor> *prace budowalne

<Benedykt> - To co ja tu, Jezusie, w ogóle robię?! Idę na pustynię! Będę stawiał piramidy!

<The_Doctor> - z drugiej strony, jesli udaloby sie wyjac drzwi w stanie nienaruszonym... Moglibysmy w

ciagu paru dni usunac cenne rzeczy i zajac sie nasza praca, a pan wtedy bedzie mogl sie zajac swoja

<Berenice> Zniesmaczona patrze na krzyki inzyniera. Przeczesuje wlosy i probuje strzepnac z nich kurz i

piach.

<Benedykt> Staram się uspokoić, bo zaraz mogę zrobić coś bardzo nieprzyjemnego. - Tak? W stanie

nienaruszonym? Oczywiście... Zaraz zobaczę, jak to zrobić. A potem sobie pójdziecie. Tak. To świetny

pomysł - idę na górę szukać specjalistów od otwierania kamiennych sejfów.

<The_Doctor> Wszystk oco bylo do pwoiedzenia, zostalo powiedziane.

<The_Doctor> Robotnicy zajeli sie probami otworzenia grobowca.

<The_Doctor> Berenice zostala w ty mczasie zakwaterowana w niewielkim baraku robotniczym, ktory musi

dzielic z Lauren, chemiczka. Ta ostatnia jednak i tak 90% doby spedza ponoc w polowym labratorium

<Benedykt> <Darek robi kartę?>

<The_Doctor> <indeed>

<The_Doctor> Pod wieczor pojawily sie zwabione sensacja media. Nie zostal iwpuszczeni nawet w poblize

tunelu, ale dostali swoje "relacje z miejsca zdarzenia" i pare fotek...

<Berenice> <wrocilam>

<Benedykt> <A nasz kochany wujcio słodko, słodko śpi...>

<The_Doctor> <nie, wprowadzam Darka..>

<Berenice> <stary Wujcio mocno sp... a niewazne ;]>

<The_Doctor> Minela spokojna noc, od rana przed placem znow zaroilo sie od gapiow, dziennikarzy i lowcow

sensacji

___________________________________

* Telleri is now known as Marat

___________________________________

<Berenice> <u Jacquesa Davida pewien Marat marnie skonczyl... kobieta go nozem pchnela ;]>

<The_Doctor> Berenice - Wycieczka po kawe skonczyla sie udzielenim czteech wywiadow...

<Marat> <no to tutaj będzie odwrotnie... Hi, Ten :D:D:D>

<The_Doctor> Marat - nie wiesz, jak dostac sie na teren budowy, gdy usmiechnel osie do ciebie szczescie.

Zauwazasz mloda kobiete, ktora po przebiciu sie przez kordon dziennikarzy ruszyla do kawiarni po drugiej

stronie ulicy

<The_Doctor> Benedykt - zgodnie z raportem speca od rozbiurek w ciagu godziny grobowiec powinien stanac

otworem

<Berenice> Ledwie wyszlam z przyczepy, dopadla mnie spora grupa dziennikarzy. Dziekujac losowi, ze wczoraj

udalo mi sie wziac prysznic, zrezygnowana porozmawialam z nimi chwile, odpowiadajac polslowkami na

pytania. Wyczerpana postanowilam isc na kawe.

<Marat> Również ruszam do kawiarni, myśląc w kółko o tym, że cel mojej bardzo długiej podróży jest już tak

blisko. Na wyciągnięcie ręki...

<Benedykt> Otwieram piwo, aby uczcić ten dzień.

<Benedykt> Dzień, w którym skończy się tyrania jajogłowych. A ja będę mógł się zająć robotą.

<The_Doctor> Benedykt - nagle uslyszales jakies krzyki... najwyrazniej przerazenia

<Marat> Zamawiam wodę, odmawiając sobie kawy czy innych używek...

<Benedykt> - Boże. Za co mnie tak karzesz? - pytam retorycznie i biegnę w stronę dźwięku.

<Berenice> Siadam przy najblizszym stoliku, zamawiam capuccino i przez chwile strzepuje z sukienki pyl,

ktory latwo zalapac nawet przy krotkim spacerze po budowie. Wpatruje sie w okno, mieszajac w filizance.

<Marat> Wreszcie podchodzę do kobiety. - Mogę się przysiąść?

<The_Doctor> Berenice - dostrzegasz mezczyzne... piekielnie przystojnego mezczyzne ktory zblizyl sie do

twojego stolika i zapytal o mozliwosc przysiascia sie

<Berenice> Lekko rozmarzonym wzrokiem patrze na bardzo przystojnego mezczyzne, ktory milym i glebokim

glosem zapytal, czy moze usiasc przy stoliku. Potrzasajac glowa, by wyrwac sie z resztek zamyslenia,

odpowiadam - Alez prosze...

<The_Doctor> Benedykt - Docierasz do barakow robotnikow. Z okrzykow po drodze mzoesz wywnioskowac tylko

,ze stalo sie cos strasznego. W koncu wchodzisz do baraku zajmowanego przez doktora Jonesa... i widzisz

go martwego na podlodze

<The_Doctor> Nie widac zadnych ran, jednak jego oczy ogladaja juz wiecznosc. Jedynie na policzku

dostrzegasz dziwny czarny znak... jakby tatuaz lub znamie

<Benedykt> Rozglądam się po pomieszczeniu, może morderca wciąż jeszcze tu jest?

<The_Doctor> To maly, ciasny barak, gdzie mialby sie schowac?

<Benedykt> <w mojej budce jest telefon?>

<Benedykt> <czy może mam komórkę?>

<The_Doctor> <oczywiscie>

<The_Doctor> <both ;)>

<Marat> Z uśmiechem zajmuję miejsce naprzeciwko kobiety i wyciągam dłoń nad stołem, przedstawiając się: -

Marat Gracq. Pracuje pani przy tym niesamowitym odkryciu?

<Benedykt> Otwieram telefon komórkowy, wystukuję numer policji i przeklinam w duszy we wszystkich znanych

mi językach.

<Berenice> Juz przytomniejszym wzrokiem patrze na szelmowski usmiech mezczyzny i podaje mu swoja dlon -

Berenice - tak czarujacy ludzie wzbudzaja u mnie nieufnosc, jednak odpowiadam - Jestem tylko znawca

sztuki, nieczesto schodze tam, na dol...- chce byc ostrozna

<The_Doctor> Benedykt - policja przyjela zgloszenie i wkrotce przyjada. Teraz dopiero zacznie sie polka...

<Marat> - Skoro jest pani znawcą sztuki zapewne wie pani, że twarz, umieszczona na płycie grobowca wśród

wizerunków celtyckich bóstw, nie znalazła się tam przypadkowo?

<Benedykt> Jestem wkurzony. Jak zamkną budowę, to... Nie. On już nie żyje, niech go diabli. Oglądam jego

dziwne znamię na policzku.

<The_Doctor> Benedykt - znamie nic ci nie mowi. Wczesniej jednak go tam nie bylo. Tymczasem uslyszales

inne okrzyki ,tym raze mradosci .NAjwyraznie jwiadomosc nie dotarla do ekipy na dole... i grobowiec

zostal wreszcie otwarty

<The_Doctor> Berenice - przez okno dostrzegasz, ze na budowie wybuchlo spore zamieszanie...

<Benedykt> Zostawiam zwłoki. Nikt chyba nie będzie ich ruszał. Idę do grobowca, po drodze każę pierwszemu

napotkanemu robotnikowi czekać przy ciele, aż przybędzie policja. I nikt nie może niczego dotykać. Co

oni tam znaleźli, że się tak cieszą? - zastanawiam się.

<Berenice> - Pochodzenie tej czesci wrot wciaz jest przedmiotem badan. Moze dorzezbiono ja w innej epoce,

moze sprawa wyglada jeszcze inaczej...- przerywam, slyszac entuzjastyczne okrzyki z zewnatrz. Rzucam

spojrzenie na towarzysza - Cos sie dzieje... przepraszam na chwile.

<Marat> - Pozwolisz, że pójdę z Tobą - mówię szybko, podnosząc się.

<Berenice> Jeszcze raz zatrzymuje wzrok na... Maracie? Nadal nie budzi mojego zaufania. W dodatku

nieswiadomie probowalam poprawiac wlosy, zanim zorientowalam sie, jak to musi wygladac. Musze byc

ostrozna - Hm.. dobrze, jesli pan chce.

<Berenice> Szybko wychodze z kawiarni i podbiegam do miejsca wykopalisk.

<The_Doctor> M&B - wchodzicie na budowe, na ktorej panuje dziwny nastroj. Polowa osob wrzeszczy radosnie

"cudownie, udalo sie otworzyc" inni "to takie straszne... doktor nie zyje!"

<Marat> Uśmiecham się raz jeszcze, półgębkiem - z satysfakcją. Podążam za Berenice, próbując opanować

podniecenie...

<The_Doctor> Berenice - podeszla do ciebie LAuren, jest wyraznie podniecona:

<The_Doctor> - To wszystko... sluchaj, po pierwwsze ta twarz pochodzi z piatego wieku, tak jak reszta...

po drugie robole owtorzyli grobowiec... po trzecie ten twoj doktor - tu zwolnila i obnizyla glos -

...nie zyje

<Berenice> Uwaznie slucham Lauren, aby zrozumiec cokolwiek z jej nieskladnej z emocji wypowiedzi. Drzwi od

grobowca leza pare metrow od wielkiego przejscia, zrozumialam ze cale wrota sa z 5 w., ale ostatnia

wiadomosc?

<Berenice> - Profesor Jones?! Nie zyje?!

<The_Doctor> - Znalezli go... w jego przyczepie... policja i pogotowie sa juz w drodze

<Benedykt> <Jakie pogotowie?>

<Marat> <takie na sygnale ^^>

<The_Doctor> <a myslisz, ze policja nie sciagnela lekarzy?>

<The_Doctor> <chocby po to, by zwloki przewiezc?>

<Benedykt> <Ah, sądziłem że trupami zajmuje się policja. Mój błąd.>

<The_Doctor> coz... co robicie?

<The_Doctor> :D

<Marat> Przysłuchuję się rozmowie dwóch kobiet z zainteresowanie. Ktoś zginął? Cóż, samsara...

<Benedykt> <Ja już pisałem wyżej.>

<The_Doctor> <ach, nie zauwazylem ;)>

<Berenice> Dostalam naglych krotkotrwalych zawrotow glowy. Na szczescie udaje mi sie utrzymac rownowage -

Lauen, jak? powiedz cos konkretnego!

<The_Doctor> Benedykt - Schodzisz do grobowca. W srodku jest paru archeologow, jeden zakazal ci

kategorycznie dotykania CZEGOKOLWIEK. W srodku smierdzi. W koncu ostatni raz ta komora byla otwarta

tysiac piecset lat temu...

<Marat> <i tak wszyscy zginą od nieznanych gatunków grzyba, który dostanie się przed układ oddechowy...

vide grobowce egipskie ;]>

<The_Doctor> Sciany pokryte sa malowidlami i tekstami. Na srodku na kamiennym katafalku mozna dostrzec

resztki trupa. Po jego ekwipunku tez niewiele zostalo. Co zaskakujace, miecz wydaje sie nienaruszony.

Lsni, tak jakby wykuto go wczoraj.

<The_Doctor> <gratuluje, znalezliscie excalibura :D>

<Benedykt> Oglądam wnętrze grobowca, ignorując polecenia jajogłowego. Sam wiem lepiej co mam robić, to ja

tu jestem ekspertem od budowy. Patrzę na miecz i zastanawiam się jakim cudem zachował on się tak dobrze,

w porównaniu do reszty uzbrojenia. Zatykam nos chusteczką. Śmierdzi.

<The_Doctor> Berenice: - Nic nie wiadomo... Moze to serce, albo cos?

<Berenice> Wzdycham, zajme sie tym pozniej. - Co z grobowcem? Co znalezliscie, Lauren?

<The_Doctor> - Zanim pojdziemy do grobowca... Musze ci cos pokazac...

<The_Doctor> - To jest najdziwniejsze...

<Berenice> - O co chodzi?

<The_Doctor> LAuren szybko poprowadzila cie do labolatoriu polowego. Pokazala plaska, gladka plyte.

<Marat> <rozumiem, że dalej jej towarzyszę?>

<The_Doctor> - Ta plyta... byla zespolona z drzwiami, po zewnetrzneej stronie... ale slabo, odlamala sie.

Robotnicy przyniesli do mnie, byla cala w blocie. Uznalam, ze bedzie dobra prboka...

<Berenice> - I...? Odkrylas cos dziwnego?

<The_Doctor> - Pochodzi sprzed poltora tysiaclecia, jak wszystko inne. Ale potem ja wyczyscilam...

<The_Doctor> Lauren powoli przkrecila plyte na druga strone.

<The_Doctor> U gory jest napis, pod spodem jakies linie

<Benedykt> <Lekka ta płyta.>

<Marat> <silna kobieta ;]?>

<The_Doctor> "Excalibur musi wrocic na swoje prawowi..." tu plyta sie urywa

<The_Doctor> <nieduza plyta... plytka raczej :D>

<The_Doctor> Napis jest we wspolczesnym angielskim

<Berenice> - Niesamowite... Naprawde dziwne. To jakis glupi zart?

<The_Doctor> - Nie wiem.. .zrobilam wszystkie dostepne mi tu testy. Caly ten grobowiec... Przeciez

Celtowie nie potrafili obrabiac granitu! Tak, to musi byc jakis cholerny dowcip...

<Marat> Przglądam się płytce. Myślę, czy jest na niej coś przypominającego ine grobowce, które odwiedziłem

w przeciągu ostatnich sześciu lat...

<The_Doctor> Marat - nie, to dla ciebie zupelna nowosc

<Berenice> - To pewnie robotnicy, zrobili sobie zarty. Nie ma co sie tym przejmowac, chodzmy do grobowca.

<The_Doctor> Berenice - zeszliscie do grobowca (opis powyzej...)

<The_Doctor> Oboje dostrzegacie natychmiast malowidlo na przeciwleglej do wejscia scianie

<The_Doctor> Przedstawia celtyckich bogow, trojkatne twarze, spirale i drzewa

<The_Doctor> a w samym centrum... znow TA twarz

<Marat> Podchodzę bliżej, czując szybsze bicie serca. Tak blisko tajemnicy...

<Berenice> Wpatruje sie w malowidlo, znowu widze ta dziwna twarz - A moze... ta czesc rzezby jest zrobiona

przez Rzymian? - mrucze cicho pod nosem

<The_Doctor> Druga rzecz rzucajaca sie w oczy to miecz nieboszczyka. Bedacy w doskonalym stanie

<The_Doctor> - To moze byc Excalibur... - westchnal jeden z archeologow. - Legendarny magiczny miecz...

<Berenice> Odwracam na chwile wzrok od sciany i zastaje inzyniera pochylonego nad nieboszczykiem. - Co pan tu robi?! - krzycze zdenerwowana

<Benedykt> <Widzę Marata?>

<Marat> Excalibur... Co za bajki. Ciągle przyglądam się malowidłu, badając każdy szczegół twarzy.

<Benedykt> - O co chodzi, dziewczyno? - pytam zdziwiony.

<The_Doctor> Marat - jest namalowana innymi technikami, ale ponad wszelka watpliwosc jest taka sama...

<The_Doctor> Patrzysz w Jego oczy. Pelne spokoju i madrosci... Jak zawsze...

<Benedykt> - Kto to jest? - pytam obserwując nieznajomego. - Nie wygląda mi na profesora.

<Marat> - Nie szata zdobi człowieka... - mówię cicho, zafascynowany malowidłem.

<Benedykt> <Pytam Berenice, jakby co.>

<Marat> <ale głośno, więc słyszę ;]>

<Berenice> - Nie wiem co inzynier budowy mialby tu robic... - zastanawiam sie nad drugim pytaniem.

Wlasnie, czemu, do cholery, ten facet caly czas za mna idzie? W tym zamieszaniu nie zwracalam na niego

uwagi...

<Berenice> Narzekam cicho pod nosem po francusku i wracam do ogladania malowidla. Ten Marat jest

nieszkodliwy, pozniej sie nim zajme.

<Benedykt> - Kim on jest? - pytam bardziej natarczywie.

<Berenice> Wzdycham i odwracam sie do Marata - Czy moglby pan zaspokoic ciekawosc pana inzyniera, jak i

moja? Nie powiedzial pan, czym dokladnie sie zajmuje...

<Berenice> <jakos i czestotliowsc odpowiedzi MG sie pewnie pogorszy, bo zaczal sie mecz;]>

<Marat> Z lekkim uśmiechem patrzę na nerwową reakcję inżyniera. - Marat Gracq, od sześciu lat wędruję po

świecie i badam wizerunki tej - wskazuję malowidło - twarzy. Jest niezmienna, występuje niemal we

wszystkich kulturach...

<The_Doctor> <czekam az skonczycie rozmowe... zreszta ja wam teraz dalem wszystko, poki nie zdecydujecie

sie na skok do kolejnego punktu nie mam co pisac...>

<Berenice> <sprytnie ^^>

<Benedykt> - Jest pan naukowcem? - pytam sucho i spokojnie. - Co może pan powiedzieć o tej twarzy? Chętnie

posłucham.

<Berenice> - Ja tez.

<Marat> - Z zamiłowania - tak - mówię, uśmiechając się. Szef kuchni to nie naukowy zawód - Praktycznie we

wszystkich kulturach przynajmniej tak starych, jak ta tutaj, pojawiają się wizerunki tej twarzy. Od Azji

po Bliski Wschód.

<Benedykt> - Ma pan jakąś koncepcję co do niej? To dość niezwykłe, że występuje w tak wielu zakątkach

świata, czyż nie?

<Marat> - Nie ma pomiędzy poszczególnymi wizerunkami żadnych różnic.

<Marat> - Pojawia się również w późniejszych okresach, jak choćby średniowieczne witraże, jednak na

dalszych planach, trudniej ją dostrzec.

<Benedykt> Słucham cierpliwie.

<Marat> - Najdziwniejsze jest to, że niedawno znalazłem czarno-białe zdjęcie, niestety miernej jakości,

ale przedstawia ono chyba właśnie tego mężczyznę.

<Benedykt> - To niewiarygodne - komentuję bez cienia zdumienia. - Nie ma go pan przypadkiem przy sobie?

________________________________________________________________

* Berenice has quit IRC (Read error: Connection reset by peer)

________________________________________________________________

<Benedykt> <Hm... Czekamy na Teneniel, a jeśli jej nie będzie, to koniec sesji na dziś, tak?>

<The_Doctor> <yep>

________________________________________________________________

* Berenice has joined #sesja_rpg

* Berenice is now known as Teneniel

* Karczmarz sets mode: +o Teneniel

* The_Doctor sets mode: +v Teneniel

* Teneniel is now known as Berenice

________________________________________________________________

<Berenice> <dzieki>

<Benedykt> <Witaj z powrotem, Teneniel.>

<Berenice> Przysluchuje sie wykladowi z duza dawka sceptyzmu - Twarz i wlosy nie sa na tyle

charakterystyczne, zeby rozpoznawac ja w roznych malowidlach, szczegolnie z bardzo odleglych epok

<Berenice> podobienstwa mozna dojrzec chocby i w autoportretach u Durera czy modeli Caravaggia

<The_Doctor> <Marat oficjalnie zostaje npcem :D>

<Marat> - Nie są na tyle charakterystyczne? Cóż to za bzdura?

<Benedykt> <?>

________________________________________________________________

* Marat has quit IRC

________________________________________________________________

<Berenice> <co sie dzieje? >

<The_Doctor> <Darek musial isc...>

<The_Doctor> <przejmuje jego postac>

<Berenice> <ech..>

<The_Doctor> <potem go jakos zabije...>

<Benedykt> <*uśmiecha się*>

<The_Doctor> - Badalem ta twarz przez ostatnie szesc lat. Jest wiele cech niezwykle charakterystycznych...

chocby oczy, zawsze przedstawiane tak samo...

<The_Doctor> - Ale nie musicie mi przeciez wierzyc.

<Berenice> - Pamietajmy o tym, ze artysci najczesciej dawali sie ponosic fantazji, wiele portretow jest

idealizowanych, zmienianych..

<Benedykt> - Czemu ta twarz tak bardzo pana fascynuje? - pytam, wciąż jestem chłodny.

<The_Doctor> - Bo jest w niej tajemnica. To droga, przez ktora musze przejsc...

<Benedykt> - Oczywiście. Ma pan pozwolenie na przebywanie tutaj? - uprzejmym tonem mówię do nieznajomego.

<Benedykt> Czyżby to był nasz morderca? - zastanawiam się.

<The_Doctor> - Wlasciwie... przyszedlem tu z nia.

<Benedykt> - Ona pana nie zna, sama to powiedziała. Ja nie wydałem panu pozwolenia. Chyba musi pan

wyjść... Nie chcę prosić moich chłopców o pokazanie panu wyjścia, zna je pan.

<The_Doctor> - Przepraszam, czy moglibysmy prosic tu osobe, ktora dzwonila na policje - uslyszeliscie od

wylotu korytarza

<Berenice> Zaczynam postrzegac Marata jako lekko szalonego. Dostrzeglam, jak blyszcza mu sie oczy, kiedy

mowi o twarzy, drza wargi. Jest dziwny. I nadal bardzo przystojny.

<Berenice> - Panie inzynierze, jest nieszkodliwy i ma informacje. Chce go wysluchac.

<The_Doctor> Marat nie mial wiele wiecej do dodania

<Benedykt> - Jak pani sobie życzy - wzruszam ramionami. - Tutaj jest pańskie pozwolenie - pokazuję obecmu

dokument. - Na czyje nazwisko?

<The_Doctor> Zreszta zaczela sie kolomyja z zeznaniami, badaniem miejsca zdarzenia...

<The_Doctor> <przyspieszam...>

<Benedykt> <W porządku.>

<Berenice> - Wlasnie, czy ktos wie co stalo sie profesorowi? Naprawde nie zyje?

<Benedykt> - To prawda. Miał na policzku jakiś znak, niestety, nie wiem jaki. Nie oddychał, kiedy go

znalazłem.

<The_Doctor> Trzy godziny pozniej przyszly wyniki badan. Doktor nie umarl smiercia naturalna. Jego serce,

mozg i pozostale organy dzialaly poprawnie. Nie podano mu tez zadnej latwo wykrywalnej trucizny. Po

prostu, jakby nagle przestal zyc.

<The_Doctor> Ponadto lekarze nie wiedza, jak powstalo znamie.

<Berenice> Czytam jeszcze raz dokumenty ze szpitala. To wszystko jest takie skomplikowane, czuje zamet w

glowie...

<Berenice> Odkladam dokumenty i biore sie za kolejny tom o kulturze celtow.

<Berenice> <...my sie go boimi, na palcach chodzimy, jak sie zbudzi to nas zje, jak sie zbudzi to nas

ZJE...>

<The_Doctor> PRzez reszte dnia policja skutecznie uniemozliwila jakiekolwiek prace tak wykopaliskowe, jak

i budowalne

<The_Doctor> A nastepnego dnia pojawil ysie kolejne trupy

<Benedykt> F-A-N-T-A-S-T-Y-C-Z-N-I-E! Dziękuję ci, doktorze Jones, że nawet zza grobu paskudzisz mi życie!

- mówię głośno popijając piwo.

<The_Doctor> Najpierw znaleziono Marata i Lauren w polowym laboratorium, pol godziny pozniej speca od

rozbiorek wraz z jego wspollokatorem

<The_Doctor> Na zadnym ciele nie bylo widac ran, wszystkie mialy na policzkach identyczne znamie

<Berenice> <wroce za kilka minut...>

<Benedykt> <Przyznam, że takiej sesji mi brakowało - zupełnie inne doświadczenie niż FR.>

<The_Doctor> <GOOOOL!!!!>

<The_Doctor> <Polska 1:0 Brazylia!!!!!>

<The_Doctor> <Pierwszy gol mistrzostw swiata!!!!>

<Benedykt> <Jednak zdarzają się cuda.>

<The_Doctor> <co za [wstawcie sobie jakieś podwórkowe wulgaryzmy]... wlasnie lysy [tu też] dal naszemu obroncy czerwona...>

<The_Doctor> <a nawet nie faulowal...>

<Berenice> <ehm... to sie nazywa prawdziwy kibic ;]>

<Benedykt> <Uj, potem wytnę to z tekstu, jak będę dawał loga. Czy ty dasz, doktorze?]>

<The_Doctor> <mozemy wrocic do gry?>

<Berenice> <mozemy>

<The_Doctor> <alez mozesz dac...>

<The_Doctor> <oszczedzisz mi pracy ;)>

<Benedykt> <Jaka tam praca. Czysta przyjemność.>

<The_Doctor> <let's play...>

<Berenice> <Paul - co ty ogladasz?>

<Berenice> <chyba nie siatkowke? xD>

<The_Doctor> <Polska:razylia, mistrzostwa swiata U20>

<Berenice> <bleh>

<Berenice> <kto by nozna ogladal ^^>

<The_Doctor> <ja.>

<The_Doctor> <graj lepiej...>

<Benedykt> <Na razie, to mamy tylko teksty o morderstwach.>

<The_Doctor> <jakies reakcje? cos robicie?>

<Benedykt> <Moja reakcja jest chyba u góry.>

<Berenice> Znowu zabici... Lauren, Marat. Kiedy przypomne sobie wyraz ich twarzy, kiedy ich znaleziono,

mam ochote uciekac stad jak najdalej. Zostalo tylko kilka dni badan i naprawde uciekne... Trzeba

wytrzymac. Byc silna.

<The_Doctor> Berenice - Policja meczyla cie z pol godziny, potem inspektor prowadzacy sledztwo poprosil o

mala przysluge - masz przejrzec rzeczy doktora i sprawddzic, czy nie zginelo nic cennego, lub nie ma tam

czegos, za co moznaby zamordowac

<The_Doctor> <piszcie no nieco szybcie bo sie w zyciu nie wyrobimy z wyjasnieniem tajemnicy dzisiaj ;)>

<Berenice> Wieczorem udaje sie do miejsca, gdzie przebywal doktor. Male pomieszczenie jest zawalone

papierami i woluminami, na biurku stoi nietkniety laptop. Szukam wsrod kartek i w szufladach czegos

dziwnego.

<Berenice> <as you wish, Master ;]>

<The_Doctor> Berenice - dostrzegasz nieduza kamienna tabliczke. PRzygladasz sie jej. Sa na niej wyrysowane

linie, glownie proste i przecinajace sie pod kontem prostym. NAgle przypominasz sobie, ze widzialas juz

taki wzor... u Lauren, na tej falszywej tabliczce... i gdzies wczesniej ,ale nie pamietasz gdzie

<Berenice> Zdmuchuje kilkudniowy kurz z tabliczki, wodze palcami po rysunku i wytezam pamiec...

<The_Doctor> Ta czesc wyglada jak... lewy dolny rog tej samej plytki, ktora widzialas w laboratorium

<Benedykt> <Jak będę składał loga, to błędów nie poprawiać?>

<The_Doctor> <jak wolisz>

<Berenice> Goraczkowo rozmyslam. Byc moze ta falszywa tabliczka byla wzorem... a Lauren trzymala ja w

labolatorium, gdzie zginela ona i Marat. Profesor zginal w pokoju, gdzie znajdowal sie kawalek tej

tabliczki...

<Berenice> Gdzie profesor ja znalazl? Dlaczego nic mi nie powiedzial?

<The_Doctor> <ech, zle sie wyrazilem... tabliczka w laboratorium byla niekompletna... a to wyglada jak

dolna czesc>

<Berenice> <...>

<Benedykt> <Znacząco patrzy na zegarek>

<The_Doctor> <sorry ;)>

<Berenice> <ech, Wujciu, przeciez wiesz ze nie szkodzi ;)>

<Berenice> <a Berenice jest tylko kobieta i tez moze dochodzic do falszywych wnioskow, prawda? ^^>

<Benedykt> <Wątpię, żebyśmy skończyli to dziś, Teneniel. Chyba że odłożymy przygodę na czas bliżej

nieokreślony?>

<Berenice> <damy rade>

<The_Doctor> <jedziemy panowie i panie :D>

<Berenice> <mam jeszcze godzine ^^>

<The_Doctor> <tylk oprzyspieszmy>

<Benedykt> <Tylko godzinę. To niedużo.>

<The_Doctor> <to grajcie miast gadac ;)>

<Berenice> <ale napisz co z ta tabliczka>

<The_Doctor> <chyba nastepny krok JEST logiczny?>

<Benedykt> <*rozkłada bezradnie ręce* Czekam aż ktoś da mi tekst>

<Berenice> <wracamy do grobowca i rozgladamy sie za wskazowkami do tabliczki...?>

<The_Doctor> <echh... a nie latwiej polaczyc dwie czesci i zobaczyc?>

<The_Doctor> <a tobie Holy odpisywal nie bede, bo nie chce wiecej watkow wprowadzac...>

<Berenice> <ok>

<The_Doctor> <spieszymy sie, nie? :D?

<Berenice> Poddernerwowana ide szybkim krokiem do labolatorium i szukam falszywej tabliczki, dzierzac w

dloni czesc profesora.

<Berenice> Lezy wciaz na stoliku, porownuje fragment z rysunkiem.

<Benedykt> <W porządku. Nie mam nic przeciwko, Doktorze.>

<Berenice> <mozesz przyjsc zbudzony halasem w labolatorium ;]>

<The_Doctor> Benedykt - widzisz Berenice zmierzajaca do laboratorium. Zaciekawiony idziesz za nia

<The_Doctor> Berenice - przylozylas znaleziona tabliczke do reszty plyty. Pasuje. Masz teraz polowe plyty,

sadzac jednak po urwanym napisie brakuje drugiej polowy

<Berenice> Przypominam sobie ze jeszcze jakis spec od rozbiorek zginal tego samego dnia, co Lauren

<Benedykt> Przyglądam się z ukrycia poczynaniom Berenice.

<Berenice> moze znalazl druga czesc?

<Berenice> Trzeba sprawdzic w miejscu, gdzie pracowal albo jego przyczepie

<Berenice> <wyprowadz mnie z bledu, jesli zle mysle, Wujciu ^^>

<The_Doctor> Benedykt: - Co tu pan robi?

<The_Doctor> Widzisz obok tlumacza

<The_Doctor> Berenice - uslyszalas slowa tlumacza przed laboratorium

<Benedykt> - Usiłuję budować domy dla ludzi - wskazuję plac budowy - a pan?

<Berenice> Slysze glos i odwracam sie w kierunku drzwi do labolatorium. Stoi tam dwoje mezczyzn, inzynier

i ten tlumacz z pierwszego dnia wykopalisk

<The_Doctor> - Ta, a czemu podglada pan pania Berenice?

<The_Doctor> Tlumacz podszedl zaciekawiony do stolu

<Berenice> Podchodze i pytam: - Co sie dzieje?

<The_Doctor> - O, inny kawalek tej falszywej tabliczki...

<Benedykt> - Bo zachowuje się podejrzanie, panie tłumacz - patrzę podejrzliwie na kobietę.

<The_Doctor> Na zewnatrz jest ciemno, wszyscy weszliscie do srodka...

<Berenice> - Nie wiem co ma pan na mysli, inzynierze

<Berenice> Pytam tlumacza - Wie pan cos o tych tabliczkach?!

<Benedykt> - Wszyscy są podejrzani, panienko. To wszystko.

<The_Doctor> - Tak, znalezlismy jedna pierwszego dnia, ale to byla jakas podpucha, z angielskim tekstem...

<The_Doctor> -

<The_Doctor> - Mam ja u siebie, moge przyniesc...

<Berenice> - Tak, bardzo prosze!

<Berenice> Zwracam sie do inzyniera - Pan rowniez. Kto wie, czy nie skradal sie pan aby mnie zabic...?

<Benedykt> - I zrobiłbym sobie kolejny zastój na budowie? Pani jest śmieszna - komentuję jej słowa

pogardliwym tonem.

<The_Doctor> Tlumacz oddalil sie. PRzez pare minut nie wraca

<The_Doctor> W koncu uslyszleiscie tuz za drzwiami zduszony okrzyk i odglos upadajacego ciala

<Berenice> - Smierc jednego naukowca nie bylaby powodem do zastoju, dochodzenie nie byloby dlugie -

odcinam sie - ale niewazne...

<Berenice> Wypadam z przyczepy i probuje cos dojrzec w ciemnosciach

<Benedykt> Czytam teksty na tabliczce.

<The_Doctor> Widzisz tlumacza. Lezy na ziemi. W dloni trzyma tabliczke...

<Berenice> Podchodze do tlumacza i sprawdzam puls. Nie zyje. Siegam po tabliczke i przygladam sie jej...

<The_Doctor> Benedykt - "Excalibur musi wrocic na swoje prawowi..."

<Berenice> <ja tez to widze, tak?>

<Benedykt> Wzruszam ramionami. Brednie. Wychodzę na zewnątrz rozglądając się za Berenice.

<The_Doctor> Berenice - nagle tknieta przeczuciem podnosisz wzrok. Nad toba unosi sie... istota. Wydaje

sie polprzezroczysta i srebrnobiala... Ksztalt za plecami przypomina skrzydla.

<The_Doctor> poza tym jest z grubsza humanoidalna, jednak "twarz" jest zupelnie nieludzka

<Berenice> Wydaje zduszony okrzyk, mrugam setki razy, ale ta... zjawa nadal jest widoczna...

<The_Doctor> Berenice - probujesz krzyczec, ale cos uniemozliwia ci wydanie jakiegokolwiek odglosu

<The_Doctor> Benedykt widzisz to samo

<Berenice> <hm.. Wielka, Biala, Potrojna? Gwenhwyfar? ;]>

<The_Doctor> <lol... o tym nie pomyslalem :D>

<Berenice> <:D>

<Berenice> <rusz akcje, niech ta nieszczesliwa duszyczka przemowi ;]>

<Benedykt> <Mogę coś mówić?>

<The_Doctor> Berenice - istota powoli siega do twojej twarzy. Widzisz w jej dloni jakis blysk

<The_Doctor> <tak, mowic mozesz...>

<The_Doctor> <byle nie za glosno ;)>

<Berenice> Nie mogac sie poruszyc, wpatruje sie tylko szeroko otwartymi oczami w zjawe

<Benedykt> - Boże... Jezusie... Przenajświetsza Mario Panno... Co to jest...?

<Benedykt> <miałem ochotę dodać coś na ka, ale powstrzymam się.>

<Berenice> <xD Holy taki religijny :D>

<The_Doctor> Berenice - istota dotyka twojeo policzka. Czujesz chlod rozchodzacy sie po calym ciele...

<Berenice> Przejmujacy chlod i to poczucie, ze to koniec... Przed oczami staje mi wrecz cale zycie, ale

najsilniejszy jest zapach... Zapach jablek.

<Berenice> <pamieta ktos ta legende o Avalonie? :D>

<The_Doctor> <ja...>

<The_Doctor> <a myslisz, ze czemu wybralem akurat mity arturianskie?>

<Benedykt> <Ja też... Ale mgliście.>

<The_Doctor> <niemniej - chcesz umrzec?>

<Berenice> <nie>

<Berenice> <Bebe jest piekna i mloda ^^>

<The_Doctor> <to radze zaczac walczyc>

<The_Doctor> <komus...>

<Berenice> Pragnienie poddania sie uczuciu obezwladnienia jest ogromne, ale staram sie przywolac resztki

energii. Walcze z rozchodzacym sie po ciele chlodem i rownie zimnym spojrzeniem zjawy...

<Benedykt> Jeśli mogę to podbiegam do Berenice starając się ją odciągnąć od zjawy.

<The_Doctor> Berenice - udaje ci sie rzucic w tyl. Wpadasz wprost w ramiona Benedykta, ktory odciaga cie

dalej.

<The_Doctor> Zjawa rusza na was, ale nagle zatrzymuje sie i wydaje odglos... koj

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<The_Doctor> Zjawa rusza na was, ale nagle zatrzymuje sie i wydaje odglos... kojarzacy sie wam z kaszlem.

Po chwili jednak sie opanowuje.

<Benedykt> - Miecz! Gdzie jest miecz?!

<Berenice> Jestem bardzo slaba, czuje drzenie na calym ciele, a obraz mi sie rozmazuje...

<The_Doctor> W laboratorium, wziety na badania autentycznosci

<Benedykt> Zabieram Berenice ze sobą, w razie czego przerzucam przez ramię i idę z nią do laboratorium.

<The_Doctor> Benedykt - zamkneliscie sie w laboratorium. Miecz jest schowany w przeszklonej i zmaknietej

na klucz szawce. Szklo wydaje sie bardzo grube.

<Benedykt> Staram się otrzeźwić czymś Berenice, ona wie więcej ode mnie o tych starociach.

<The_Doctor> Berenice - odzyskujesz pelnie przytomnosci

<The_Doctor> choc wciaz nieco kreci ci sie w glowie

<The_Doctor> Benedykt - dostrzegasz na policzku Berenice znamie, jednak slabo widoczne...

<Berenice> Ostroznie wstaje i pytam Benedykta: - Co sie dzieje?

<Benedykt> - Co było na tamtej tabliczce?

<The_Doctor> Berenice - dostrzegasz zjawe, przenikajaca przez drzwi...

<The_Doctor> Berenice - masz tabliczke w reku. Z jakiegos powodu nie wypuscilas jej przez ten caly czas

<Berenice> "Ekskalibur musi wrocic..." Aaaa! - krzycze widzac zjawe

<Berenice> - Miecz, wez ten cholerny miecz!

<Berenice> - Lauren trzymala klucz w pierwszej szufladzie biurka

<The_Doctor> - Walka nie ma sensu.

<Benedykt> Staram się rozbić szkło i wziąć Eskalibura.

<The_Doctor> Benedykt - szklo sie opiera, ta szafka jest przenzaczona do trzymania cennych przedmiotow

<Berenice> Dopadam szuflady, grzebie pod papierami i znajduje maly klucz. Pospiesznie wpycham go w dziurke

i przekrecam

<Berenice> <otworzylam?>

<The_Doctor> - I tak wkrotce wszystkie istoty ludzkie beda musialy zginac. Oszczedzcie sobie cierpienia i

pozwolcie mi uspic was juz teraz.

<The_Doctor> Berenice - szafka sie owtorzyla

<Berenice> - Ty tu jestes mezczyzna, staruszku, lap miecz i zrob cos! - krzycze do inzyniera

<Benedykt> Biorę miecz i przeciwstawiam go zjawie.

<The_Doctor> Zjawa lekko sie cofnela. Po chwili jednak zdecydowanie rusza na ciebie

<Berenice> Patrze na zjawe i inzyniera - "Eksalibur musi wrocic..."! Moze oddaj go jej! Rzuc go!

<Benedykt> - Czego chcesz, bestio?!

<The_Doctor> - To jedyna Obca technologia na tej planecie. Moze byc potencjalnie niebezpieczne, wiec musze

dopilnowac, zebyscie nie uzyli jej przeciw Nam.

<The_Doctor> Zjawa zblizyla sie i siegnela do policzka Benedykta

<Benedykt> - Do diabła! Odejdź! - cofam się.

<Berenice> Podbiegam do Benedykta, wyrywam mu miecz z dloni i wyciagam rece przed siebie, trzymajac

Ekskalibura - Masz, wez go, jest twoj. Oszczedz go i wez swoj miecz!

<The_Doctor> Benedykt - czujesz lodowaty dotyk na policzku

<The_Doctor> Berenice - uslyszalas tylko cos w rodzaju smiechu... ktory po chwili przeszedl w dzwiek

podobny do kaszlu

<The_Doctor> - Dosc tego. oboje umieracie. Teraz,

<Berenice> Rozpaczliwym gestem z wielkim wysilkiem rzucam ostrzem w zjawe.

<Benedykt> - A chała! - krzyczę usiłując uderzyć zjawę.

<The_Doctor> Berenice - miecz przeniknal przez istote nie czyniac jej krzywdy. Ta przez chwile wygladala

na zaskoczona takim obrotem wydarzen, potem zaczela kaszlec. wreszcie znow sie odezwala:

<The_Doctor> - Wiec to jest niegrozne... ach... mogliscie wybrac latwa smierc.

<The_Doctor> Po czym rozplynela sie w powietrzu

<Benedykt> - Musimy znaleźć resztę tych tabliczek - mówię szybko.

<The_Doctor> Berenice - przykladasz trzecia czesc. jest z napisem ,tak jak pierwsza. Calosc uklada sie w:

<The_Doctor> "Excalibur musi wrocic na swoje prawowite miejsce. Dolaczam mapke. Doktor."

<Berenice> Zdziwiona patrze sie na mapke. Gdzie ona prowadzi?

<The_Doctor> Nietesty nadal brakuje jednej czesci

<The_Doctor> Berenice - przypominasz sobie, gdzie jeszce to widzialas.

<Benedykt> - Świetnie. Brakuje najważniejszego elementu.

<The_Doctor> W twoim wlasnym muzeum wsrod staroci

<The_Doctor> bezwartosciowych

<Berenice> Patrze na zegarek - Jest 19.00, muzeum jeszcze nie jest zamkniete. Mozemy wziac taksowke i

szybko tam podjechac. Chce miec to z glowy!

<Berenice> <mam jeszcze ok 10 min ^^>

<The_Doctor> Two jzegrarek sytanal (lato i ciemno ;p)

<The_Doctor> ale masz klucze

<Berenice> <wiec nie mnoz przeciwnosci, Wujciu ;]>

<The_Doctor> Szybk odotarliscie do muzeum

<The_Doctor> Tam po dlugich poszukiwaniach odnalazlas wreszcie ostatni fragment

<Benedykt> <Miecz mamy chyba ze sobą, prawda?>

<The_Doctor> <tak>

<Berenice> Składam wszystkie czesci w calosc.

<The_Doctor> calosc uklada sie w platanine kresek z zaznaczonym jednym miejscem

<Berenice> <musi byc gdzies blisko to miejsce ;]>

<The_Doctor> Benedykt - od razu rozpoznajesz wzor. Widziles go setki razy. To plan Cardiff

<Benedykt> - To plan Cardiff.

<Benedykt> <Rozpoznaję dokładne miejsce? Mamy tylko 5 min.>

<The_Doctor> a zaznaczone miejsce to Roald Dahl Plass

<The_Doctor> <Ten - make it 15 mins ;)>

<Berenice> <:(>

<Berenice> <<Teneniel idzie zamknac pokoj na klucz>>

<The_Doctor> <wierze w ciebie>

<The_Doctor> Bez zwloki pojechaliscie na miejsce

<The_Doctor> Doraliscie na duzy plac, z fontanna. U jednego konca jest Millenium Center.

<The_Doctor> niemniej nie macie pojecia co dalej?

<The_Doctor> Nagle otoczyl was blysk swiatla i znalezliscie sie w innym miejscu.

<The_Doctor> To oswietlona jaskinia. Na srodku, na podwyzszeniu... lezy kamien. Z waska dziura na szczycie

<Berenice> <ha! moge byc dumna ze swoich umiejetnosci przekonywania xD>

<Benedykt> - Doskonale. Teraz miecz - mówię podchodząc do kamienia.

<The_Doctor> <tego teleportu mialo tam nie byc xD>

<The_Doctor> <zamiast tego normaline zafundowalbym wycieczke kanalmi :D>

<Berenice> - Tak... "Ex cale liberare", oswobodzic z kamienia. A my wrocimy Ekskalibura na miejsce.

<Berenice> <Paul - jeszcze nas kiedys wepchniesz do kanalu, nie martw sie ;]>

<The_Doctor> <jasne ;)>

<The_Doctor> W komnacie jest cos jeszcze

<The_Doctor> duza, polprzezroczysta kolumna, swiecaca lekkim zielonkawy mswiatlem

<Berenice> <Holy, darlin', zyjesz jeszcze?>

<Benedykt> <Żyję, kochana.>

<Benedykt> <Czekam na dokładniejsze opisy.>

<Benedykt> <Czy widać coś przez to światło?>

<The_Doctor> <nie mam nic do dodania, mozesz wkladac miecza :D>

<Berenice> <;]>

<Benedykt> Wkładam miecz na miejsce.

<Berenice> Kiedy Benedykt podchodzi do kamienia, ja wpatruje sie w zielonkawa kolumne. Wyglada na jeden z

tych przedmiotow ktory az krzyczy "nie podchodzic"...

<The_Doctor> Cos zajeczalo, cos zgrzytnelo... A potem kamien sie otworzyl.

<Benedykt> <I "puf", koniec świata?>

<Benedykt> <Czy może The_Doctor"?>

<The_Doctor> <nie>

<The_Doctor> <zajrzsyjcie ;)>

<Berenice> <Artie zza grobu?>

<Berenice> Ostroznie podchodze do kamienia. Nie usmiecha mi sie zagladanie do srodka, ale ciekawosc jest

silniejsza od rozsadku.

<Benedykt> Zaglądam do środka kamienia.

<The_Doctor> W srodku jest laptop, nieduze pudelko i kartka papieru.

<Berenice> <Tja.. Merlin schowal xD>

<The_Doctor> <nie, nie Merlin...>

<Benedykt> Drapię się po brodzie.

<Benedykt> - Najpierw papier.

<Benedykt> Podnoszę i czytam kartkę papieru.

<Berenice> <gdyby to byl Merlin z T.H. White'a, to byloby prawdopodobne :D>

<Benedykt> <Na pewno Doktor.>

<The_Doctor> <wiem ;p>

<Berenice> Zagldam przez ramie Benedeyktowi i czytam kartke

<The_Doctor> "Witajcie moi drodzy. Postepujcie z instrukcjami kreatora. Gdyby laptop nie dzialal uzyjcie

przedmiotu z pudelka - tryb 4, swiecic w poblizu baterii"

<Berenice> Patrze na Benedykta - Kto pierwszy?

<Benedykt> - Ja mogę.

<Benedykt> Włączam laptopa.

<The_Doctor> Nie dziala

<Berenice> - Alez prosze, nie krepuj sie..

<Berenice> Siegam po pudelko

<Benedykt> - Włącz ten "tryb 4".

<Berenice> otwieram je, zastanawiajac sie nad enigmatyczna instrukcja co do niego

<The_Doctor> W srodku jest nieduze urzadzenie, przypominajace dlugopis. Niewielkie pokretelko pozwala

ustawic tryb. Jeden z koncow ma niebieska lampke.

<Berenice> Przekrecam pokretlo na "tryb 4". Ale co z ta 'bateria'? 'Swiecic w poblizu baterii'?

<The_Doctor> Domyslasz sie, ze chodzi o zasilanie laptopa

<The_Doctor> ;p

<Benedykt> Biorę długopis z ręki Berenice i ustawiam w pobliżu zasilania laptopa.

<Berenice> <;P>

<The_Doctor> <JEEEESSSS!!!!!!>

<The_Doctor> <wygrywamy!!!!!!>

<The_Doctor> Nic sie nie dzieje

<Benedykt> <Dalej. Teneniel nie ma całego dnia.>

<The_Doctor> Czujesz, ze pokretlo da sie wcisnac

<Benedykt> Wciskam pokrętło.

<The_Doctor> Koncowka dlugopisu rozblysla blektinym swiatlem, calosc zaczela wydawac piskliwy odglos

<The_Doctor> <?>

<Berenice> Wpatruje sie zdziwiona w dlugopis

<Berenice> <o to ci chodzilo? ;p>

<The_Doctor> <nie... ale moznaby sprobowac jeszcze raz wlaczyc ;)>

<Berenice> <...>

<Berenice> <. . .>

<The_Doctor> <musze wszystko za was robic?>

<Benedykt> <Ona. Nie. Ma. Czasu.>

<The_Doctor> Benedykt - wlaczasz laptop raz jeszcze

<The_Doctor> <czyli co, mam zepsuc koncowke sesji tylk oz tego powodu?>

<Berenice> <wiesz... po takim piskaniu i swietle nawet w fantasy klasy B mialoby sie cos dziac...>

<The_Doctor> Tym razem powoli zaczal sie uruchamiac

<Benedykt> <Eh... Nie widzę radochy w utrudnianiu włączania laptopa. Zrobisz to, jak wszyscy gracze

mieliby czas.>

<Berenice> <spokojnie, mam czas, wynegocjowalam>

<Benedykt> <I tak graliśmy szybciej.>

<The_Doctor> <ja widze, bo to dla mnie klimatyczne... i nie dlugopis a srubokret ;p>

<Berenice> <po prostu pozmywam jeszcze troche naczyn i bedzie dobrze ;]>

<Berenice> <kontunuuj, doktorku>

<Benedykt> <Widzisz jak się dla ciebie (i twojej sesji) poświeca, P_aul?>

<Berenice> <bez przesady>

<The_Doctor> - To niesamowite... skad taka technologia znalazla sie na tej planecie? - podnoscicie glowy,

by dostrzec zjawe krazaca wokol kolumny

<Berenice> <zmywanie to zadne poswiecienie ;)>

<Berenice> <gdybym poswiecala swoje ulubione ponczo... kurcze, jest za pozno i plote bzdury xD>

<Benedykt> - Znowu ty?! Przepadnij!

<The_Doctor> - Ale i tak nie wiecie, jak tego uzyc. Ryft zaraz sie ustabilizuje...

<Berenice> Tym razem wydaje tylko zmeczony jek i lapie sie za glowe. Znowu te zjawy..?

<The_Doctor> - Moze powinienem was jednak zabic?

<The_Doctor> - Chcecie?

<Benedykt> Klnę brzydko podając w wątpliwość prowadzenie się matki zjawy.

<Berenice> <lol>

<Benedykt> <Co z tym laptopem?>

<The_Doctor> Laptop sie wlaczyl...

<Benedykt> Sprawdzam co w tym latpopie miał być.

<The_Doctor> Na pulpicie jest tylko jedna ikona nazwana enigamtycznie "Kreator Mostu Czasoprzestrzennego"

<Berenice> Zwracam glowe w strone laptopa i patrze co sie dzieje...

<Berenice> - Klikaj cokolwiek! - mowie Benedyktowi

<Benedykt> Wciskam w jedyną ikonę.

<Benedykt> <Zaraz przyjdzie Doktor i pozamiata.>

<The_Doctor> "Witaj w kreatorze mostu czasoprzestrzennego. Ten kreator powzoli ci w latwy sposob stworzyc

nowy lub modyfikowac stary most czasoprzestrzenny"

<The_Doctor> Widzisz przycisk "Dalej"

<Benedykt> Naciskam "Dalej".

<The_Doctor> "Trwa wczytywanie bazy danych: 1%"

<Benedykt> <Hm... to jak instalacja oprogramowania.>

<Berenice> - Szybciej, szybciej, szybciej - mrucze patrzac na krazace zjawy

<The_Doctor> <polecam pogadac ze zjawa...>

<The_Doctor> - Ta technologia... przypomina uzywana przez Wladcow Czasu.

<Benedykt> - Czym ty w ogóle jesteś?

<The_Doctor> - Ja? No tak ,nawet nie wiesz... prymitywna istota. Zwiemy sie Achaelanami i jestesmy jedna z

najstarszych ras we wszechswiecie.

<The_Doctor> - Gdy skonczyly sie mroczne czasy przybylismy na nasza rodzinna planete z daleka. A teraz

musimy ja opuscic...

<Berenice> - Dlaczego?

<The_Doctor> - Trwa wojna. Najstraszliwsza w historii wszechswiata. Tylko tu mozemy sie ukryc.

<Benedykt> <Zaraz muszę kończyć. Barbarzyńca się chce dopchać.>

<Berenice> - Ale nie mozecie robic ludziom krzywdy! To ich swiat!

<The_Doctor> <niech [brzydkie słowp]... skoro Ten moze zostac to...>

<Berenice> <Paul - ja nie moge zostac ^^>

<Berenice> <nadywrezam cierpliwosc dozorcow>

<Benedykt> - Czemu zabijacie ludzi?

<The_Doctor> - To nie wazne. Przetrwanie naszej rasy jest wazniejsze. 20 miliardow pradawnych istnien. Lub

6 miliardow prymitywnych stworzonek

<Berenice> <ciekawe kiedy linka peknie i mnie odlacza od sieci xD>

<Berenice> - Przeciez ludzie nie chca was krzywdzic! Co wam takiego zrobili?

<Benedykt> - Cóż, ja też wybrałbym własną rasę...

<The_Doctor> - Wasza plenta jest jedyna we wszechswiecie... Ktorej gwiazda nie jest dla nas zabojcza...

poza planeta, z ktorej przybywamy

<The_Doctor> - Niestety i tak chorujemy. Musimy zmienic nieco konfiguracje tej gwiazdy, co oznacza smierc

was wszystkich

<The_Doctor> - Za pare minut waszego czasu... Ryft czasoprzetsrzenny sie otworzy i da nam droge tutaj.

<The_Doctor> "Ladowanie bazy danyc hzakonczone"

<Berenice> <oni uzywaja laptopa do tego przejscia?>

<Berenice> <to moze zniszczenie go bedzie wyjsciem..>

<The_Doctor> <nie...>

<The_Doctor> - Co ty robisz z tym prymitywnym urzadzeniem?

<The_Doctor> "Prosze wybrac punkt startowy w czasoprzestrzeni i punkt docelowy"

<Benedykt> <Jakie mam opcje?>

<Berenice> <ah... mozemy przeniesc ich z powrotem na ich planete?>

<The_Doctor> <nom...>

<Benedykt> <Opcje?>

<Berenice> <to rozwin to menu w laptopie ;]>

<The_Doctor> Zjawa podleciala w poblize

<The_Doctor> - To... to niemozliwe... Nie zrobisz tego!

<Benedykt> Wybieram z "Ziemi" do... gdzieś w kosmosie. Byle daleko.

<Benedykt> <Jak pytam P_aul, to mógłbyś mi opcje opisać, a nie posuwasz akcję...>

<The_Doctor> - Zaczekaj! To cos pozwala manipulowac nie tylko przestrzenia... ale i czasem

<The_Doctor> - Moi pobratymcy sa juz w drodze, ale mozemy uratowac obie rasy

<Benedykt> - Jasne. Przed chwilą miałeś to gdzieś.

<Berenice> - Nie mam zamiaru wam wierzyc

<The_Doctor> - Posluchaj. Tak jak powiedzialem, przybylismy na nasz planete z daleka. Bylismy juz w pelni

uksztaltowana rasa. Czy teraz rozumiesZ?

<Benedykt> - Nie. Gdzieś byliście, a potem przybyliście na "waszą planetę" i tyle rozumiem. A teraz

chcecie nas zniszczyć.

<Benedykt> <s-z-y-b-c-i-e-j.>

<The_Doctor> <Ten, ratuj :D>

<Berenice> <co? ja tez niewiele rozumiem>

<The_Doctor> - Nie przybylismy z dalekiego miejsca, ale z dalekiego czasu. Ty mozesz tego nie rozumiec,

ale to mozliwe.

<The_Doctor> - Czas nie jest linia prosta, wbrew temu co wam sie wydaje. Moja rasa moze zatoczyc kolo i

wrocic do swego poczatku

<Benedykt> - Co chcesz, żebym zrobił? Dlaczego miałbym ci zaufać? Po tym, co zrobiłeś?

<The_Doctor> - Ratowalem swoich, jak powiedziales, ty zrobilbys to samo.

<Berenice> - Co nie zmienia faktu, ze przy obecnej sytuacji musielibyscie zmienic nieco wlasciwosci naszej

gwiazdy, aby przezyc, a to z kolei zniszczyloby nas

<Benedykt> - Czekaj. On mówi z sensem.

<Benedykt> - Do jakiego czasu i jakiej gwiazdy miałbym was przenieść?

<The_Doctor> - Wrocimy DO SIEBIE. Na ansza wlasna planete, jedyna, ktora daje nam zycie. Miliardy lat temu.

<Benedykt> - GDZIE?

<Berenice> - Rozumiem juz

<Benedykt> - Precyzja, duszku.

<The_Doctor> - Czy moge?

<Berenice> - niech sami sie obsluza..

<Benedykt> Przesuwam się, żeby zrobić miejsce duchowi.

<The_Doctor> Zjawa dotknela ekranu. Pojawily sie na nim symbole, jeden znacie calkiem niezle. A potem

pojawilo sie zapytanie "Czy chcesz zakonczyc kreowanie mostu?"

<The_Doctor> Pewnie klikasz "tak"

<Berenice> - Zakonczmy to, szybko

<Benedykt> <Co za maruda z tego Face'a, jest gorszy od Benedykta...>

<The_Doctor> Cos w srodku zielonej kolumny opadlo, wznioslo sie, znow opadlo...

<The_Doctor> Ziemia zaczela lekko drzec

* AVq has joined #sesja_rpg

<The_Doctor> A potem wszystko sie skonczylo. Zjawy juz nie ma.

<The_Doctor> Za to na pulpicie pojawil sie dodatkowy plik

<Benedykt> <Przez chwilę miałem przeczucie, że zostaliśmy zdradzeni.>

<The_Doctor> Wideo

<Benedykt> Klikam.

<Benedykt> <Bo P_aul będzie wymagał pozwolenia.>

<The_Doctor> Pojawi lsie filmik

<Berenice> Obserwuje wszystko przez ramie inzyniera'

<The_Doctor> To nagranie, w ktorym mezczyzna o wlosach dlugich do ramion mowi do kamery

<The_Doctor> - Witajcie, dwoje nieznanych mi z imienia ludzi.

<The_Doctor> - Mnie zwa Doktor i w czasie jednej z wypraw trafilem w bardzo daleka przeszlosc. Na planete

jednej z nastraszych ras. Przywodca tej rasy opowiedzial mi niezwykla historie

<Benedykt> <Lepiej by było, gdybyśmy następnym razem podzielili tę sesję na kawałki. Wyjdzie lepiej.>

<Berenice> <i tak jest fajnie ^^>

<Benedykt> <Wiem. Ale byłoby wygodniej.>

<The_Doctor> - Powiedzial mi dokladnie, co musze zrobic, aby uratowac jego rase. Prosil, aby przekazac wam

szczere przeprosiny.

<The_Doctor> - Umieral, gdyz zbyt dlugo wystawiony byl na promieniowanie Slonca

<Benedykt> <Początek był fajny, a potem musieliśmy się śpieszyć.>

<The_Doctor> - Ale do rzeczy, ta historie znacie chyba lepiej ode mnie... Laptop musicie zniszczyc, ludzkosc dlugo jeszcze nie bedzie gotowa na taka technologie

<Berenice> <rzucajac cytatem "biorac pod uwage wszystko co bylo zle, mysle ze bylo bardzo dobrze" :D>

<Benedykt> - Nic prostszego. Starczy młotek.

<The_Doctor]> – Dlugopis mozecie sobie zatrzymac ma zaledwie 10 podstawowych trybow.

<Berenice> - Srubokret? Bylam pewna ze to dlugopis...

<Berenice> Po raz pierwszy od dawna szczerze sie rozesmialam

<Benedykt> - Nieważne. Mam dość wrażeń na dziś...

<Benedykt> <To już koniec?>

<The_Doctor> - Jesli dobrze rozumiem, co sie stalo, to wlasnie teraz biore udzial w najstraszliwszej

wojnie w historii wszechswiata. Byc moze nie przetrwam. Jesli jednak, byc mzoe kiedys sie spotkamy.

<Berenice> - Nie moge sie doczekac - mruknelam pod nosem

<The_Doctor> - Wiec... do widzenia - rzucil i zjadl zelkowego misia. Wideo sie sonczylo

<Berenice> Wzdycham i zamykam laptopa.

<The_Doctor> KONIEC!

<The_Doctor> Epilog: )

<The_Doctor> "The last great Time War, invisible to lower beeings was destructive to higher ones"

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.


  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Utwórz nowe...