Skocz do zawartości

Postal

Forumowicze
  • Zawartość

    247
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Reputacja

1 Neutralna

O Postal

  • Ranga
    Krasnolud
    Krasnolud
  • Urodziny 25.09.1988

Dodatkowe informacje

  • Ulubione gry
    Array
  • Ulubiony gatunek gier
    Array

Sposób kontaktu

  • Strona WWW
    Array

Informacje profilowe

  • Płeć
    Array
  • Skąd
    Array
  • Zainteresowania
    Array

Ostatnio na profilu byli

6233 wyświetleń profilu
  1. Postal

    Windows 3.1

    Dzisiaj nietypowo. Nie często się zdarzy bym pisał o oprogramowaniu, ale o jednej małej perełce w mojej kolekcji warto napisać. Uważni jak dobrze pamiętają, we wpisie o Toshibie T2110 wspominałem, że warto poświęcić jeden wpis na ten system. I o to jest. Przed Wami krótkie przedstawienie Windows?a 3.1 Wejście do galerii opisywanego systemu Na początek, by wiedzieć o czym mówię, krótka metryka dotycząca wymagań systemowych. Posłużę się danymi z pudełka: - System MS-DOS w wersji 3.1 lub nowszej (rekomendowana wersja 5.0 lub nowsza), - Procesor 80286 lub nowszy (rekomendowany 80386SX lub nowszy), - 640Kb pamięci operacyjnej + 256Kb pamięci operacyjnej dodatkowej (rekomendowane 1024Kb dla procesora 80286 i 2048Kb dla procesora 80386), - stacja dyskietek 5.25?? (1,2 MB) lub 3.5?? i dysk twardy o pojemności 6MB (rekomendowane 10MB), - Karta graficzna EGA, VGA, super VGA, XGA, 8514/A, Hercules? lub w pełni kompatybilna i monitor wspierany przez system Windows (rekomendowany kolorowy VGA lub lepszy). Opcje: - Mysz Microsoft lub w pełni kompatybilna, - Modem wspierający standard Hayes? lub w pełni kompatybilny, - Karta dźwiękowa, - Napęd CD-ROM, - Media Control Interface (MCI). ?Janus?, bo tak brzmi kodowa nazwa systemu Windows 3.1, jest pierwszym multimedialnym systemem Microsoftu. Do systemu dołączone zostały programy umożliwiające nagrywanie dźwięku i odtwarzanie płyt CD z muzyką. Jest to także pierwszy system giganta z Redmond wydany w wersji polskiej. Cechami charakterystycznymi tego wydania są na pewno: - pulpit ze wszystkimi aplikacjami i folderami o nazwie ?Menadżer programów?, który otwarty jest w formie okna od razu po uruchomieniu systemu, zastępował ówczesny ?Mój komputer?, - ww. ?Menadżer programów? posiada pasek, dzięki któremu można m.in. uruchomić program za pomocą narzędzia ?Uruchom? czy zamknąć system, - przy minimalizacji programów, wędrują one na pulpit w postaci ikony, - brak menu kontekstowego pod prawym klawiszem myszy. To tyle co mi przychodzi do głowy i ?mówi? Wikipedia . Tak jak wcześniej wspomniałem, Windows 3.1 jest pierwszym systemem Microsoftu w pełni po polsku. Został wydany 18 marca 1992 roku i od razu zebrał przychylne opinie. Jest prekursorem późniejszego wydania 3.11, które przed pojawieniem się systemu Windows 95, zdobywało coraz większą popularność na świecie. Windows 3.0, który zapoczątkował linię 3.x jako zaawansowana nakładka graficzna na system MS-DOS, został wyprodukowany w liczbie ponad 10 milionów egzemplarzy. Był to poważny krok dla Microsoftu i przełomowy punkt w historii informatyki, który pozwolił Microsoftowi zdobyć pozycję monopolisty i kontynuować rozwijanie rodziny systemów Windows. Mój egzemplarz, jako jeden z wielu milionów pudełkowych wydań, znalazł się w moich rękach wraz z niedawno opisywaną Toshibą. Stąd między innymi naklejka licencyjna na tym właśnie laptopie. Całość prezentuje się wyśmienicie i poza lekko zniszczonymi brzegami pudełka, mogę rzec, że jest w stanie idealnym . Cały zestaw, przez swoją liczną zawartość, waży prawie dwa kilogramy. Po wyjęciu z pudełka tekturowej wkładki i otwarciu jej jak na zdjęciu, naszym oczom ukazują się wszystkie elementy zestawu. Są to kolejno: książeczka ?Getting Started? przedstawiająca krótki wstęp do środowiska Windows 3.1 i opisująca podstawowe funkcje systemu, krótka broszurka z licencją, wkładka z adresami dystrybutorów w wielu krajach (brak Polski), kilkustronicowy spis sprzętu kompatybilnego z systemem Windows 3.1 (jest tego naprawdę sporo) oraz karta rejestracyjna do wysłania pocztą. Ówcześnie nie było rejestracji przez Internet . Po przedarciu się przez te kilka elementów drukowanych, przechodzimy do sedna. Czyli dyskietek, bo w takiej formie sprzedawany był ten system. Aktualnie posiadam dwie wersje. Angielską i oczywiście polską. Angielska została wydana na siedmiu szarych dyskietkach z brakiem możliwości zapisu na nich czegokolwiek. Polska podobnie, tyle że na czarnych i w ośmiu sztukach, gdzie ósma przechowuje sterowniki drukarek i dodatkowe programy do obsługi ich. Na koniec, w pudełku znajduje się gruba i masywna książka zatytułowana ?User?s Guide?, która przedstawia wszystkie aspekty tego systemu. To za sprawą niej tak dużo całość waży. Odwołując się jeszcze na koniec do dyskietek, mogę tylko jedno rzec: odczyt do dnia dzisiejszego nie sprawia żadnego problemu. I oby przetrwały kolejne dwadzieścia lat . Sam system, zainstalowany na znanej Wam Toshibie, sprawuje się wyśmienicie. Właśnie tak jak Windows 3.1 pracujący na tym laptopie, powinien pracować każdy system na współczesnych komputerach. System staruje w dosłownie pięć sekund i od razu gotowy jest do użycia. W czasie pracy w samym systemie, a nie na dodatkowych aplikacjach, nie zauważyłem w ogóle żadnego spadku wydajności. Dokładnych testów nie przeprowadziłem, ale sądzę, że nie miałbym jakichkolwiek zastrzeżeń do czegokolwiek. Choć muszę o tym wspomnieć, że Toshiba na której postawiony jest ten system, znacząco przewyższa nawet rekomendowane wymagania. I pewnie w tym tkwi problem, piorunującego działania . Na zakończenie wspomnę tylko o własnych doświadczeniach z rodziną systemów 3.x. Osobiście po raz pierwszy z systemem 3.11 spotkałem się jakieś sześć lat temu. Do tego czasu nie miałem okazji na nim pracować. Oczywiście dobrze znałem i wiedziałem co się działo przed Windows?em 95 , ale właśnie jeden z komputerów w technikum które skończyłem, miał zainstalowany ten system. W domu gdy przechodziłem długą drogę z komputerami, zawsze używałem MS-DOS?a. Do pełni szczęścia z zainstalowanym Norton Commander?em. Nie było potrzeby ani pieniędzy w domu by kupić system Windows. Moja dogłębna przygoda z systemami Windows, rozpoczęła się dopiero za sprawą Windows?a 95, a skończyła przy XP, który do 2014 ma mieć pełne wsparcie i przez ten czas na pewno go nie zmienię. Co będzie potem? Zobaczymy. A by łatwiej byłoby Wam zrozumieć o czym tu była mowa, przekonajcie się sami jaki to był i jest Windows 3.1 . C:\>ver MS-DOS Version 6.22 C:\>run <== Wejście do galerii opisywanego systemu
  2. Postal

    Peugeot

    Peugeot ? francuski producent, wchodzący w skład koncernu PSA, znany przede wszystkim nam z produkcji samochodów. Zajmuje się również produkcją rowerów i skuterów, ale zajmiemy się przede wszystkim tymi pierwszymi. Peugeot jest kolejną firmą na moim blogu, która przestała produkować wspaniałe samochody i zaczęła wydziwiać ze stylistyką. Rozumiem tą francuską finezję i odmienność, ale do mnie to nie przemawia. Tak jak Citroën, o którym już pisałem i również wspominałem o tej francuskiej metamorfozie. Z tego względu nie znajdziecie tu nowym modeli. Przedstawię Wam za to sześć niezwykłych samochodów. Trochę starszych i trochę młodszych ale trafiających w mój gust i na stałe zapisujących się w kartach tego blogu Zatem zaczynajmy. 205 ? zaczynamy od najlepszego. Mój ulubiony model Peugeota. Szczególnie w wersji trzydrzwiowej i oznaczonej emblematem GTi. Moja miłość do tego samochodu rozpoczęła się od słynnej rajdowej Grupy B. Od zawsze kochałem rajdy samochodowe, a gdy bliżej zaznajomiłem się z historyczną Grupą B, odkryłem ten model. Był to 205 Turbo 16, zwany T16. Silnik o pojemności jednego i ośmiu dziesiątych litra, turbodoładowanie i napęd na cztery koła dawały szalone rezultaty. Przy tak znikomej masie i małych rozmiarach, Peugeot 205 T16 stał się legendą rajdów. Wtedy to odkryłem cywilną wersję tego potwora. Już sam podstawowy model GTi wzbudza we mnie szacunek. Znikoma masa, poniżej jednej tony i silnik o pojemności jednego i trzech dziesiątych litra osiągający moc ponad stu koni mechanicznych. To musi dawać frajdę z jazdy. Wisienką na torcie była specjalna edycja GTi, upodobniona do rajdowej edycji. Zgodnie z homologacją rajdową, powstało 200 sztuk cywilnej T16. Silnik umieszczony centralnie i wielka tylna klapa, dająca bezproblemowy dostęp do serca pojazdu. A co takiego ma w sobie jeszcze zwykły GTi? Przepiękne proporcje i charakter dawnych Peugeotów. Piękny tył z tymi małymi światłami i mocno rozstawione osie sprawiają, że uwielbiam ten samochód. Kolejny przedstawiciel małych hot hatch?ów. 405 ? uwielbiam ten styl. Styl europejskich samochodów klasy średniej w wydaniu francuskim. Prosta linia z lwem między światłami ? to musi się udać. Ale nie chcę tu pisać o zwyczajnej czterysta piątce. Wisienką na torcie tego modelu były dwie wersje. Pierwsza z nich, oznaczona symbolem Mi16 była najmocniejszą wersją dopuszczoną na drogi publiczne. Dwu litrowy, turbodoładowany silnik rozwijający moc w pobliżu dwustu koni mechanicznych oraz delikatne ospojlerowanie i obniżone zawieszenie, dawało niesamowity efekt. To właśnie ten rodzynek sprawił, że polubiłem ten samochód. Ok., ale wspomniałem o dwóch rodzynkach. Drugim modelem, a zarazem ciekawostką, była specjalna wersja T16 przeznaczona przede wszystkim do legendarnych rajdów Pikes Peak. Czyli downhill lub uphill w wydaniu samochodowym. Była to niesamowita wersja, w wersji trzydrzwiowej i ogromnymi spojlerami. W charakterystycznym malowaniu, zarezerwowanym dla francuskich rajdówek, dawał niezapomniany widok. Na koniec wspomnę także, że Peugeot 405 był ostatnim modelem oferowanym na rynku amerykańskim. Po tym modelu, firma wycofała się ze sprzedaży samochodów za oceanem. 406 ? wicie co jest najpiękniejszego w tym modelu? Nie agresywna stylistyka podstawowej wersji ani występ w kultowym już filmie ?Taxi?. To wersja coupe. Jedne z najpiękniejszych francuskich coupe jakie powstało. Ta miękka linia ciągnąca się przez całe nadwozie, te genialne przednie światła, znacząco odbiegające od wersji podstawowej i ten tyłeczek. Dosłownie tyłeczek. Niesamowity urok i elegancja. Wybitne dzieło sztuki zaprojektowane przez samego Pininfarine. Z czystym sumieniem oznajmiam, że następca nie zdołał w żaden sposób pobić protoplasty. 504 coupe ? wiecie co było przed 406 coupe? No właśnie, ten o to model. Tak jak w przypadku poprzednio opisywanego modelu, tak i tu zastosowano nowy wyraz twarzy. 504 w wydaniu coupe znacząco odbiega od swojego podstawowego brata. Jest to niesamowite coupe z francuskimi korzeniami z lat siedemdziesiątych. To właśnie to były te lata, gdzie Peugeot odnajdywał swój własny styl. Najciekawsza w tym samochodzie jest linia maski. Znacznie opadająca na przedni pas z lwem pośrodku tworzy punkt charakterystyczny tego modelu. Lekko falująca linia okien, liczne elementy z chromu i kompaktowe wymiary tworzą niesamowity samochód. Po raz kolejny Pininfarina spisał się na medal. 505 ? jeden z ostatnich modeli z agresywnym spojrzeniem, znanym z lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych wśród Peugeotów. Poprzednik modelu 405 czyli samochodu klasy średniej. Najciekawszą dla mnie wersją było nadwozie kombi. Piękny przód znany z innych modeli, wkomponowany był w długie i proste rodzinne kombi. Występował w wersji pięciomiejscowej i ośmioosobowej. Swego czasu, te właśnie modele Peugeota nazywane były francuskimi Mercedesami. Komfortowe i przestronne wnętrze, ciekawa stylistyka i prestiż marki na rodzimym rynku były czynnikami przemawiającymi za tym. Ciekawostką były prototypy w odmianie coupe i cabrio. Szczególnie prototyp kabrioletu prezentował się wyśmienicie i żałuję że nie został wprowadzony do produkcji. Byłby kolejnym francuskim samochodem na mojej liście. 605 ? na koniec, jeden z ostatnich modeli Peugeota, który zachował ten niesamowity styl i nie poddał się znanej nam dzisiaj finezji kształtów. Najwyższy model w palecie Peugeota. Miał być konkurencją dla znanych luksusowych marek, takich jak BMW czy Mercedes. Nie udało się. Peugeot swym popularnym wizerunkiem, nie zdołał wystarczająco wypromować tego modelu. Dzisiaj, patrząc z perspektywy czasu, jest to dla mnie rewelacyjny przykład wyróżnienia się w tłumie, starszych luksusowych samochodów. Genialna sylwetka z charakterystycznym przetłoczeniem biegnącym wzdłuż nadwozia. Słuszne rozmiary i nisko osadzona linia. Charakterystyczny, znany i lubiany przeze mnie przód. Kwadratowy tył z małymi lampami i czystą linią klapy bagażnika. To wszystko scala się w całość francuskiej limuzyny, którą z chęcią bym jeździł po dzisiejszych drogach. Na dodatek wrzućmy pod maskę, najmocniejszą, trzylitrową widlastą szóstkę i mamy samochód idealny. Przepiękny model.
  3. Postal

    Oldsmobile

    Sesja już tuż, tuż. Pozostał mi ostatni tydzień trzeciego semestru w moim życiu studenckim. Wiele już za mną ale i wiele przede mną. Powoli zbliżam się do półmetku moich studiów ale nie o tym chciałem pisać. Wspominam o tym, ponieważ w obliczu zbliżającej się sesji i ku mojemu zaskoczeniu, w miarę dobrym posuwaniu się do przodu w zaliczeniu tego semestru, znajduję czas by dalej pisać na tym blogu. Chcę dalej dzielić się z Wami moją pasją i pisać o niej w taki sam sposób, w jaki zaczynałem. Oddając Wam moje emocje jakimi targają mnie samochody. Jest to coś niesamowitego i wartego zapisania. Robię to dla Was ale i przede wszystkim dla siebie. By kiedyś, gdy blog przetrwa na długo, przypomnieć sobie co w danym momencie czułem pisząc kolejne linijki tekstu przygotowując wpis. Mam nadzieję, że prężnie rozwijająca się strona Cd ? Action, zachowa te teksty na zawsze i nie każe mi przenosić się na jakąkolwiek inna stronę oferującą blogi. Chciałbym tylko, by te moje słowa przetrwały na długo w czeluściach Internetu. Oldsmobile ? zacznę jak mówi Wikipedia. Jedna z najstarszych firm na świecie, produkująca samochody. Założona w ojczyźnie pierwszych, masowo produkowanych, samochodów. Jak mówi historia, Oldsmobile jako pierwszy amerykański producent, oferował samochody z automatyczną skrzynią biegów. Skrzynią, która tak bardzo kojarzy nam się z amerykańską motoryzacją i wygodą. A było to w 1940 roku. Podążając dalej, Oldsmobile wprowadza na rynek, pierwszy w historii, amerykański samochód z przednim napędem. Był to rok 1966. Oldsmobile przez całą swoją burzliwą historię, sięgająca niemal stu dziesięciu, lat musiał kiedyś przestać istnieć. W 2004 roku opuścił fabrykę ostatni samochód ze znaczkiem Oldsmobile. To był koniec. Na razie nic nie zapowiada się na wskrzeszenie marki, ale kto wie. Być może Amerykanie zatęsknią za jedną z najważniejszych amerykańskich legend i powrócą do niej. Chcę także wspomnieć jak zaczęła się moja fascynacja tymi samochodami. Gdy byłem jeszcze młody, bardzo młody i któregoś dnia, po raz kolejny odwiedzając pobliski komis samochodowy, zauważyłem bardzo dziwny samochód z jeszcze dziwniejszą nazwą. Był to Oldsmobile Aurora, pierwszej generacji. Samochód wcale mi się nie spodobał, ale dał do zrozumienia że istnieje taka marka jak Oldsmobile. Pamiętam ten dzień bardzo dobrze. To ten przedziwny samochód sprawił zainteresowanie się tą wyjątkową amerykańską marką i zachęcił do dalszego pogłębiania się w modelach tego producenta. Tym sposobem wyrobiłem sobie zdanie o tym producencie i stworzyłem listę modeli które do mnie trafiły i w wyjątkowy sposób zahipnotyzowały. To właśnie te osiem modeli niżej. Zapraszam dalej. 442 ? pierwszy muscle car Oldsmobile?a zbudowany na bazie modelu Cutlass. Chcą nie chcąc, Oldsmobile pod nagłą popularnością tych samochodów, musiał wprowadzić do swojej oferty podobny samochód by nie stracić dużej części rynku. Pierwsza czterysta czterdziestka dwójka byłą typowym przedstawicielem ?umięśnionych? samochodów. Klasyczna linia, z charakterystycznym dla producenta przodem i obowiązkowo widlasta ósemka pod maską. To wystarczyło by konkurować z najlepszymi. Ale nie ją chcę Wam przedstawić. Ostatnie wcielenie 442, również na bazie Cutlass?a, jest tym który najwięcej przyciągnął mojej uwagi. Jest to po prostu podrasowane wcielenie Cutlass?a coupe czwartej generacji. Jak dla mnie ideał. Amerykańskie coupe z lat osiemdziesiątych z pięciolitrową, widlastą ósemką. Standard dla mocnych samochodów z tamtego okresu. Ten silnik w połączeniu z typowymi liniami coupe z autorskim przodem Oldsmobile?a tworzy wspaniały samochód. Ostatnią czterysta czterdziestkę dwójkę. 88 ? zwany po prostu eighty ? eight. To jeden z najważniejszych modeli tego producenta. Produkowany przez pięćdziesiąt lat, w wielu generacjach, na stałe zadomowił się w świadomości Amerykanów. Do mnie ten samochód trafił od trzeciej generacji. Poprzednie dwie to nie moja epoka. Dlatego brak tu samochodów z tego okresu. Model z niesamowitego zdjęcia to osiemdziesiątka ósemka z 1958 roku. Zdjęcie niesamowite, musicie przyznać. Oddaje w pełni urok i wiek tego modelu. Od razu rzuca się w oczy rozmiar tego samochodu. Jest olbrzymi. Sam rozstaw osi to ponad trzy metry. Do tego ogromny tylny zwis i daję nam to ponad pięć metrów nadwozia. Pamiętając że jest to samochód dwudrzwiowy co przy tych liczbach daję obraz olbrzyma. To są właśnie uroki amerykańskiej motoryzacji. Kilogramy chromu, charakterystyczne skrzydła, zaokrąglona przednia szyba i ten niezwykły kształt na masce. To wszystko zdradza lata samochodu. Niezwykłe lata pięćdziesiąte. 98 ? kolejna liczba, kolejna historia, kolejny model. Jak można się domyśleć, wyżej postawiona seria w hierarchii Oldsmobile?a. To już były samochody segmentu full-size. Wielkie to mało powiedziane. Najbardziej przypadł mi do gustu model z czwartej generacji tej serii. Wielki, czterodrzwiowy sedan z wszystkimi elementami amerykańskiego samochodu tamtych lat. Prosta linia, niemalże karoseria szkicowana linijką z kątem prostym ale większość tych samochodów wyróżnia przód. I tak jest również i w tym przypadku. Nad okrągłymi reflektorami jest w ciekawy sposób wymodelowana maska. Spodobało mi się to do takiego stopnia, że piszę o tym modelu. Reszta samochodu to już sztandarowa myśl amerykańskich projektantów. A jak wiecie, mnie się to podoba. Custom Cruiser ? znacie moją miłość do amerykańskich kombi obłożonymi wzdłuż drewniano podobnymi okleinami. Jak ogromne kombi to i Custom Cruiser. Budowany w oparciu o popularny model Cutlass, przejął jego wszystkie najlepsze cechy zdobywając większy bagażnik. Na zdjęciu pierwsza generacja tego modelu z lat siedemdziesiątych. Jest wspaniały. Posiada wszystkie atrybuty o których nie raz wspominałem. Do tego charakterystyczny przód z podwójnymi okrągłymi reflektorami i dzielonym grillem zaprojektowany przez Oldsmobile?a. Bardzo cenię amerykańskie kombi z poprzedniego stulecia i ten model po raz kolejny to pokazuje. Cutlass ? to właśnie ten, o którym tak często wspominałem. Kolejny bardzo ważny model w dziejach tego producenta. Produkowany bardzo długo, przez sześć generacji, na stałe zapisał się w kartach historii Oldsmobile?a. Większość modeli bardzo mi się podoba ale wybrałem najbardziej rzucający mi się w oczy egzemplarz. Jest to czwarta generacja o nazwie Cutlass Supreme w nadwoziu coupe. Zauważyliście już pewnie że to co wyróżnia amerykańskie samochody z tamtych lat to ich przody. Reszta nadwozia może już być niemalże taka sama. I tu jest problem, bo albo je polubicie albo nie. Nie macie innego wyjścia. Wiele samochodów w dziejach amerykańskiej motoryzacji jest bardzo do siebie podobna, różnią się detalami. Ale to właśnie te detale je wyróżniają i dają się zróżnicować. I tym detalem jest przód tego samochodu. A dokładnie grill zachodzący mocno na maskę. Ten mały detal spowodował, że Oldsmobile Cutlass Supreme stał się kolejnym samochodem w dziejach Ameryki którym chciałbym jeździć i mieć na własność. Starfice ? krótko produkowany "średniej? wielkości model Olds?a. Na zdjęciu Starfice Holiday Coupe. Trzeba przyznać że nazwa trafiona i bardzo dobrze się kojarząca. Wyjechać takim samochodem na wakacyjną podróż, na tle Kalifornii byłoby spełnieniem moich marzeń. Coupe ale jakie. Słuszny rozmiar, ogromny tylny zwis no i te przetłoczenia. Coś niesamowite. Dzisiaj przeciw temu grzmiały by wszyscy spece od bezpieczeństwa pieszych w razie wypadku. Kiedyś to właśnie ten brak przepisów, zapewniał projektantom niezliczoną swobodę i możliwość popisania się w tak pięknym stylu. Właśnie takie marzenia przychodzą mi na myśl patrząc na tego typu samochody. Niesamowity widok. Już sobie to wyobrażam i myślę, ile bym dał, za spełnienie tego. Toronado ? jeden z najdziwniejszych samochodów swego czasu w Ameryce. Znienawidzony lub uwielbiany. Nie wiem jak był postrzegany w latach swojej świetności ale dziś jest pewnie bardzo cenionym modelem. Co świadczą o tym niezliczone rzesze ludzi uwielbiających ten model. I ja się do nich zaliczam. Właśnie takiej ekstrawagancji i ryzyka brakuje w dawnej amerykańskiej motoryzacji. Oldsmobile zaryzykował i powstało Toronado. Niesamowity samochód. Pewnie projektowany choć w minimalny sposób w uwzględnieniem aerodynamiki, co wiele modeli konkurencji pokazywało że nie zna tego pojęcia. Na zdjęciu przepiękny model pierwszej generacji utrzymany w perfekcyjnym stanie. I to się ceni. Genialny przód z chowanymi reflektorami, ostre krawędzie biegnące wzdłuż całego nadwozia, przepięknie uwypuklone błotniki i mocno opadająca tylna szyba tworzą dzieło sztuki. Numer jeden na mojej liście Oldsmobile?a. A Wam jak się podoba? Vista Cruiser ? na zakończenie tej małej wycieczki po może nie znanym Wam producencie, kolejne kombi. Na zdjęciu druga generacja, nieco custom?owa. Ale jakże genialna. Charakterystyczny grill, dzielony ?nosem? maski, podwójne reflektory nieco wgłębione dodające dynamizmu no i ten lakier. Wszystko to w całości skupia się w przepiękne kombi, którego brakowało w Europie. Znacie choć jedno europejskie kombi z takim charakterem z tamtego okresu? Ja nie, a z chęcią bym zobaczył połączenie sportowych samochodów z nadwoziem kombi. Amerykanie potrafili i tworzyli samochody z zadziornością muscle car?ów i użytkownością rodzinnym samochodów. To właśnie uwielbiam i zachęcam Was do dalszych poszukiwań i przemyśleń. Warto się zainteresować amerykańską motoryzacją, choć nieco toporną i bez tej choćby włoskiej finezji, to jednak bardzo piękną i mocno charakterystyczną.
  4. Podążając kolejnymi literami alfabetu przechodzę szybko pod N. Czemu o tym wspominam? By nie było niedomówień. Pominąłem Morgana i Moskwicza. Więcej sobie nie przypominam. Morgan, jest to mała brytyjska firma produkująca, a raczej budująca na zamówienie, klasyczne samochody o, jakby to powiedzieć, klasycznym wyglądzie. Całość upakowana najnowszą technologią. Mnie osobiście ten styl się nie podoba, z tego względu nie będzie wpisu o tej marce. Ale pomyślałem, że warto było ją Wam, choć w tych kilku słowach, przedstawić. Zainteresowanych odsyłam w czeluści Internetu. OK., a Moskwicz? Radziecki producent samochodów dla ludu, nic specjalnego. I tyle. Nissan ? początkowo Datsun. Więc niech Was nie zmylą oznaczenia na historycznych modelach. Dopiero od 1983 przemianowano markę na Nissan. Dotychczas była zarezerwowana tylko dla samochodów ciężarowych tego producenta. To tyle w kwestii formalności. Nissan przyciąga moją uwagę wieloma, wspaniałymi modelami. Będzie ich dużo, więc tradycyjnie podzielę wpis na dwie części. By dokładnie pokazać Wam o jakim modelu mowa i upiększyć nieco suchy tekst. Będzie kilka modeli europejskich, kilka japońskich. Być może nie raz Was zaskoczę jakimś modelem ale to chyba dobrze. Sam chciałbym być na Waszym miejscu i by ktoś pokazał mi jakiś samochód którego nie znam i spodobał mi się. Ale po tylu latach zainteresowania motoryzacją, ciężko mnie czymś zaskoczyć. Wspomnę także o tym, że Nissan według mnie, może się poszczycić wieloma wspaniałymi sportowymi samochodami. Jedna z nielicznych marek która produkowała tak wiele wspaniałych sportowych wozów. To właśnie ta japońska myśl technologiczna to wszystko napędza. 180SX/240SX ? dość kłopotliwy w oznaczeniu model. Kłopotliwy w tym rozumowaniu, że można się pogubić w tych oznaczenia. Czyli tak, 180SX jest to model przeznaczony na rynek japoński, 240SX na rynek amerykański, ale istniała także wersja 200SX przeznaczona na rynek europejski. Nie było by w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że 200SX to także oznaczenie modelu Silvia. Wspólnie te trzy modele dzieliły płytę podłogową i wiele elementów. Problemem więc staje się odróżnienie modelu europejskiego. Kilka generacji wyglądało jak 180SX/240SX, a kilka jak Silvia. Nie wiem, być może się mylę i jakiś miłośnik mnie poprawi, za co będę wdzięczny. Ok., czyli w tym miejscu skupię się na modelach wyglądających jak ten ze zdjęcia. Na Silvie także przyjdzie czas. To właśnie ten egzemplarz zauroczył mnie gdy po raz pierwszy go ujrzałem. I na pewno nie przyczyniła się do tego któraś część Need for Speed?a. Oj nie, poznałem ten samochód dużo wcześniej. Było to za bajtla i do dziś mam ten widok przed oczyma. Cóż mogę więcej powiedzieć. Ta przepiękna miękka linia, te chowane przednie reflektory i proporcje nadwozia. To wszystko skupiło się w idealną całość którą od razu pokochałem. Właśnie taki egzemplarz ze zdjęcia to mój ideał. 300ZX ? cudo. Bez dwóch zdań. W tym miejscu powtarza się sytuacja jak przy 180SX/240SX. Pierwszy kontakt wzrokowy, pierwsze szybsze bicie serca i od razu zauroczenie. Wiem, brzmi to jak spotkanie jakiejś dziewczyny, ale we mnie takie emocje wywołują także samochody. Przypominają mi się dwie sytuacje związane z tym samochodem. Pierwsza z nich, to gdy jakieś kilka, może nawet dziesięć, lat temu zobaczyłem ten samochód na giełdzie samochodowej u mnie w mieście. Nie mogłem przestać go podziwiać. Pomimo fatalnego stanu z zewnątrz, trzymał swoją cenę. Także silnik zrobił na mnie piorunujące wrażenie. Wtedy to właśnie poznałem co to znaczy Twin Turbo. Była to trzy litrowa, widlasta szóstka, podwójnie doładowana osiągająca moc dwustu osiemdziesięciu trzech koni mechanicznych. Dla mnie wtedy to był kosmos. Pamiętam, jak po powrocie z czystą przyjemnością opowiadałem o tym samochodzie. Drugą wspomnianą sytuacją było zauważenie tego modelu na corocznych mistrzostwach w siatkówce plażowej w moim mieście. I wiecie co, od razu wróciłem się na rowerze po aparat i zachowałem sobie ten widok na zawsze. Na dodatek był to egzemplarz na blachach z mojego miasta. Nie mogłem uwierzyć że taki samochód jeździł moim mieście. Ale nie trwało to długo. Jak szybko się pojawił tak szybko zniknął z mojego miasta. Genialny model, który zawsze pozostanie moim marzeniem wśród wszystkich Nissanów. Cedric ? to już egzotyka na naszym rynku. Oferowany tylko w Japonii więc przystosowany do ruchu lewostronnego. Produkowany od 1960 roku przez dziesięć już generacji na pewno na stałe przyjął się w świadomości Japończyków. Dla większości typowy sedan, ale siódma generacja przykuła moją uwagę. Produkowany na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych nasuwa mi mała myśl. Spójrzcie na egzemplarz ze zdjęcia. Wiadomo, eksponat muzealny. Ale zauważcie wykonanie. Już na pierwszy rzut oka stwarza wrażenie bardziej młodszego. Nie powiedziałbym że jest to samochód z tamtych lat. Chyba Japończycy trochę przeganiali resztę świata pod tym względem. Ogólnie samochód podoba mi się. Ot klasyczny sedan ale z niespotykanym charakterem. Pewnie gdyby był oferowany na naszym rynku, nie zauważyłbym go. Ale ta egzotyka, jak dla mnie europejczyka, dodaje mu tylko na plus. Jako ciekawostkę wspomnę, że w poprzednich generacjach występował także jako czterodrzwiowy kabriolet. Dość niecodzienne rozwiązanie. Gloria ? kolejny rodzynek w tym zestawieniu. Tylko i wyłącznie Japonia. Jak dobrze wyczytałem, równolegle produkowany z modelem Cedric, ale o klasę wyższy. Sądzę, po ilości generacji (11), że jeden z ważniejszych modeli na rodzimym rynku. Starsze generacje, jak by się nie przyjrzeć, przypominają typowe amerykańskie samochody z tego okresu. Później nastąpiła jednak zmiana imagu na bardziej europejski. Mnie się najbardziej spodobała piąta odmiana tego modelu. Przód tego samochodu przypomina mi kilka starszych modeli Forda. Z tyłu natomiast, zauważyć można tą słynna linię którą się wiele razy już zachwycałem. No i te lusterka. U nas rzadkość, w Japonii pewnie codzienność w przypadku starszych modeli. No i ta wdzięczna nazwa. Ciekawe czy świadomie projektanci podjęli taki wybór i czym się kierowali. GT-R ? w tym momencie rodzi się we rozpacz. Jak projektanci i inżynierowi mogli zrezygnować z legendarnej nazwy. Skyline. Te jedno słowo kojarzy się z japońskich kultem. Ten niezwykły model, produkowany przez tyle lat odszedł w niepamięć. Oczywiście nie w dosłownym tego słowa znaczeniu. Nachodzi mi tylko jedna myśl. Być może Nissan nie chciał już utożsamiać swojego super samochodu z tą nazwą. Jak wiadomo, Skyline?y to nie tylko wyczynowe wersje GT-R. To także rodzinne samochody. A nowy GT-R do tego nie pasuje. Po części ich rozumiem, ale mam cichą nadzieję że jeszcze zobaczymy nowego Skyline?a. Ale wróćmy do tego właściwego. Cóż mogę powiedzieć. Chyba majstersztyk i najwybitniejsze dzieło japońskich inżynierów. Mnie jego surowy charakter od razu przypadł do gustu. Silnie nawiązuje do wcześniej wspomnianej legendy i za to im chwała. Tylne, podwójne i okrągłe reflektory są tego żywym przykładem. Jego agresywne linie i przetłoczenia idealnie ze sobą współgrają. Technika? Pewnie już ją dobrze znacie. Godny konkurent Porsche i godnie to pokazuje. Ale jest jedno ale. W moich osobistych odczuciach, nigdy nie zastąpi legendarnych Skyline?ów. Nie jest w stanie. Być może godnie ich reprezentuje, czy to stylistycznie czy technicznie, ale to już nie to samo. Samochody idą w innym kierunku niż kiedyś i być może nigdy tego nie zrozumiem. Laurel ? na zakończenie tej pierwszej części poświęconej Nissanowi, kolejny japończyk. Druga generacja z pośród ośmiu, nie licząc dziewiątej dopiero co zapowiedzianej. Kolejny mocno utwierdzony w japońskiej świadomości samochód. Europejczykom nie znany. Na zdjęciu egzemplarz w nadwoziu coupe. I od razu co zwraca uwagę to przepięknie zaprojektowany tył tego samochodu. Nie wiem jak Wam, ale mnie do złudzenia przypomina amerykański styl tuningowania. Czyli tak zwany hot roading. Czysta i pozbawiona zbędnych przetłoczek i elementów sylwetka działa hipnotyzująco. Ciekawy przód z nieco pochylonym przednim pasem i chromowane zderzaki. Smaczku dodają charakterystyczne lusterka. Jak dla mnie bomba. Aż ciężko powiedzieć że to Nissan. Ale jednak. Jednak japończycy też potrafili projektować przepiękne samochody. No nic, do zobaczenia w części drugiej.
  5. Postal

    Mitsubishi

    Na początek kilka zdań odnośnie dwóch marek. Pominąłem dwóch ważnych brytyjskich producentów. Mianowicie MG i Mini. Długo zastanawiałem się na tą pierwszą ale doszedłem do wniosku że niczym szczególnym mnie nie zaskoczyła. Znam dobrze obydwie marki, Wy pewnie tą drugą też, ale nie zdołały trafić w mój gust. Nie żeby historyczne jak i współczesne Mini, które tak naprawdę przemianowano na MINI, nie podobały mi się ale nie mają tego czegoś. Tego o czym już wiele razy wspominałem i powodowało u mnie szybsze bicie serca. Tym krótkim wstępem zapraszam dalej. Mitsubishi ? dobrze znany mi i Wam, japoński producent nie tylko samochodów. Mitsubishi to wielki koncern, zrzeszający wiele przedsiębiorstw wspólnie działających pod marką Mitsubishi. Czyli Mitsubishi to nie tylko dobrze znane nam samochody, to także samoloty a nawet huty. Ale nie o tym chciałem tu mówić. Pewnie wielu z Was się domyśla lub to wie ale wspomnę o tym. Co dokładnie znaczy nazwa Mitsubishi? Jak mówi Wikipedia, japońska nazwa Mitsubishi znaczy po prostu trzy diamenty. Z tego powodu logo formy. Ot taka ciekawostka Wracając do Mitsubishi jako producenta samochodów. Dla mnie to przede wszystkim rajdy. Żałuję że firma wycofała się z rajdowych mistrzostw świata, ale mam cichą nadzieję że jeszcze zobaczymy słynnego Lancer?a na rajdowych odcinkach specjalnych eliminacji do mistrzostw świata. No właśnie, Lancer. Dla mnie legenda tego producenta. Ale o tym za chwilkę. Specjalnie na ten wpis przypominając sobie wszystkie modele Mitsubishi, znalazłem sześć perełek. Nie więcej, nie mniej. Jakie to samochody? Spójrzcie kilka linijek niżej i zapoznajcie się z tymi wspaniałymi samochodami. Zapraszam. 3000GT (GTO) ? znany przede wszystkim jako GTO ale częściej na naszym rynku występuje pod nazwą 3000GT. Pamiętam gdy po raz pierwszy zobaczyłem ten samochód na własne oczy. Nie pamiętam ile miałem lat ale zrobił na mnie piorunujące wrażenie. Jako miłośnik wszelkiej maści gier samochodowych, od razu skojarzył mi się z samochodami występującymi we wczesnych wersjach Need for Speed?ów. Nie wiem czemu takie skojarzenie ale niech będzie. Spotkałem się także z wersją przeznaczoną na rynek amerykański, sprzedawaną pod marką Dodge Stealth. I gdy go zobaczycie niech Was nie zmyli oznaczenie. To cały czas Mitsubishi. Wiele tego typu samochodów jest sprowadzana ze Stanów, stąd ta zbieżność. Ale wracając do 3000GT. Dla mnie, rewelacja. Prawdziwe sportowe auto lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. Sama muskularna sylwetka z ciekawymi przednimi reflektorami, przyciąga jak magnes. Nie wyobrażam sobie by nie oglądnąć się za tym samochodem, nawet dzisiaj. Jak dla mnie, ponadczasowy design. Właśnie takie samochody się nie starzeją i nadal trzymają cenę. Prawdziwy japoński sportowiec. Przepiękny. Eclipse ? cztery generacje, i cztery odmienne światy. Na przełomie już ponad dwudziestu lat od rozpoczęcia produkcji pierwszego modelu, znacząco zmieniano wygląd tego modelu. Osobiście mój podziw dla tego modelu skończył się na drugiej odmianie. A jeśli miałbym wybierać z pośród tych dwóch, to miałbym nie mały problem. Ale jak tradycja nakazuje, pokaże Wam jednego z nich. Ok., wybrałbym drugi model. Choć bardziej ciągnie mnie do pierwszego. Dobra, dość już tego mazgajstwa Kolejny przykład japońskiej inżynierii sportowej. Jakkolwiek można to nazwać. Tak jak w przypadku 3000GT, tak i tu mamy czysto sportowy samochód o bardzo opływowych kształtach. Zapewnie wielu z Was zna go z kilku gier wyścigowych ale to dobrze. Nie muszę się chyba rozpisywać o tyle tego modelu, bo jest to najczęstszy widok w wirtualnym świecie. Ciekawostką, o której muszę napisać, jest wybrzuszenie masce. Towarzyszy Eclipse od pierwszej jego generacji. Patent spodobał mi się do tego stopnia że o nim tutaj wspominam. A reszta? Reszta to już bardzo przemyślane i dobrze zaprojektowane nadwozie. Do tego stopnia że uwielbiam ten samochód. Choć jeśli miałbym wybrać pomiędzy Eclipse a 3000GT, skłaniałbym się ku drugiemu. Galant ? chyba jeden z ważniejszych modeli tego japońskiego producenta. Początki sięgają roku 1969, kiedy to ukazała się pierwsza generacja modelu. U nas, na rodzimym rynku, chyba znamy ten samochód dopiero od szóstej generacji. Nie przypominam sobie bym kiedykolwiek widział starszy model lub wiedział o tym że był dostępny u nas w Polsce. Ale wracając do konkretnego modelu. Pewnie wielu z Was będzie zaskoczonych wyborem generacji. Sądzę, że znacie ten model przede wszystkim za bardzo udaną ósmą odmianę tego japońskiego samochodu. Połączenie wygodnego sedana czy kombi z bardzo agresywnym przodem na pewno wielu z Was się podoba. I mnie również. Również osiągi najmocniejszych wersji silnikowych nie pozostawiają cienia wątpliwości. Ale co z tym widocznym na poniższym zdjęciu. Cóż, jest to trzecia odmiana Galant?a która najbardziej przypadła mi do gustu. Klasyczna japońska motoryzacja rzadko kiedy zdoła mnie czymś zaskoczyć, ale w przypadku tego samochodu może na mnie liczyć. Po prostu cudo na kołach. Może się wydawać że to najzwyklejszy sedan ale nie dla mnie. Przepiękna linia nadwozia, z dolną linią okien no i te przednie światła. Lekko wgłębione w przedni pas i kilka wstawek z chromu kojarzą mi się z kilkoma innymi samochodami. Jako perełka w garażu ? Galant Mk3, na co dzień ? Mk8. Galant ? (Lambda) ? w tym momencie pewnie nie jednego z Was zaskoczę. W Ameryce Północnej ten samochód był sprzedawany pod marką Dodge?a. A dokładnie modelu Challenger. Tak, tak nie przewidzieliście się. Dokładnie ten samochód w USA to była druga generacja Challenger?a. Nie wiem jak do tego doszło, ale niech będzie. Marka zobowiązuje. Co do właściwego czyli Lambdy. Przy okazji, dziwna nazwa jak na samochód. Myślę, że jest to jedna z wielu perełek motoryzacji. Przenigdy nie spotkałem się z tym samochodem ani nie przeczytałem w żadnym piśmie motoryzacyjnym. A szkoda. Sylwetka? Klasyczne, japońskie coupe. Z bardzo ciekawym przodem. Wgłębione reflektory w atrapie chłodnicy dobrze przypominają legendarny model Dodge?a. Ciekawostką, może dla nas, są lusterka. Jak pewnie zauważyliście, umieszczone są w dość nietypowym miejscu. Nietypowym dla nas, Europejczyków. W Japonii było to dość częste rozwiązanie swego czasu w samochodach. Nie wiem do końca jak z ergonomią takie rozwiązania, ale nie sprzeczam się z projektantami. Co do estetyki, jak dla mnie, dodaje to wyjątkowości i egzotycznego smaczku. Lancer ? jak Lancer to rajdy. Jak rajdy to Evo. Tylko i wyłącznie. Japończycy biorąc na stół operacyjny najzwyklejszy model, niczym nie wyróżniający się z pośród innych samochodów, stworzyli legendę. Legendę, która po dzień dzisiejszy konkuruje z Subaru. Osobiście jestem po stronie Mitsubishi, ale o tym drugim na pewno jeszcze wspomnę. Evo, ta magiczna nazwa wywołuję u miłośników szybsze bicie serca. I nie dziwię się. Bo jestem jednym z nich. Powiem krótko, dziesięć generacji i każda z nich niesamowita. Przepiękna, agresywna, dopracowana w każdym szczególe. Ale znacie mnie, nie wezmę pod lupę najnowszego modelu. Jest piękny, ale nie zdołał sobie wyrobić u mnie miana klasyka. Klasyka przez duże K, ponieważ wstyd nie znać początków tego modelu. A co wybrałem? Szóstkę. Bezapelacyjnie. Oczywiście to co skonstruowano przed nią, bardziej przemawia do mnie, niż późniejsze modele. Więc szósta generacja będzie swego rodzaju barierą. Zresztą sami spójrzcie na zdjęcie. Nie wymaga komentarza. Wybitny samochód. Czy to pod względem stylistyki czy technologii. To jest właśnie samochód marzeń z pod listy Mitsubishi. Agresywny do bólu. Ogromne wloty powietrza, gigantyczna lotka z tyłu, poszerzone nadwozie. A to wszystko stworzone ze zwyczajnego sedana. Kocham takie samochody. Mogą być nadal praktyczne, ale gdy najdzie ochota, potrafią być mega szybkie i brutalne. Czyli takie jakie powinny być. Spoglądając po raz setny na to zdjęcie przypomina mi się tylko słynne malowanie tego modelu gdy brał udział w rajdach. Niezapomniany widok. Napis TOMMI na przedniej masce mam do dziś przed oczyma. Dzięki Ci za niezapomniane przejazdy na OS?ach, Tommi Makinen. Starion ? na zakończenie mała perełka. Domyślam się że nie wielu z Was zna ten samochód. Być może się mylę, co by było miłym dla mnie zaskoczeniem. Jeden z pierwszych samochodów seryjnie produkowanych i wyposażonych w turbodoładowanie. Uważany za ?populyzatora? tego rozwiązania. Konkurent Mazdy MX-7. Nawet stylistycznie podobny. Piękna sylwetka z wielką tylną szybą i chowanymi przednimi reflektorami. Smaczku dodaje przedni pas padający w dół i ?zginający? owe reflektory. Poszerzone błotniki i szerokie nadwozie tworzą idealny samochód sportowy. Mnie się podoba. Z resztą przemyśleń zostawiam Was samych i standardowo zachęcam do zagłębiania się w poszukiwaniu informacji na którykolwiek z wyżej wymienionych modeli jak i komentowania i pisania swoich typów. Do następnego.
  6. No to się zaczęło. Wczoraj rozpoczął mi się nowy semestr studencki i wolne dni odeszły w niepamięć. Skończyło się bezkresne wylegiwanie w łóżku i późne chodzenie spać. Pewne wielu z Was już wie co mam na myśli od miesiąca ale i Was to czeka. Rozpoczynanie roku w październiku. Z tego powodu, ale postaram się by tak nie było, mój blog może zacząć świecić pustkami. Już nie raz się przekonaliście do dłuższych przerw ale nie zawsze mam czas na pisanie. I dlatego w tym miejscu zachęcam do zapoznania się z moimi wcześniejszymi wpisami w ramach głodu na nowe. Moje opinie wcześniej wyrażone nie zmieniły się, a chciałbym usłyszeć także Waszą opinię na temat wcześniejszych wpisów. Domyślam się że wielu z Was nie czyta mojego blogu od samego początku i może nie wie co się tu działo na początku. Dlatego powtórzę jeszcze raz, zapraszam do archiwum tego blogu, a teraz do pierwszej części tego długo oczekiwanego wpisu. Lamborghini ? druga magiczna, po Ferrari, marka dla mnie. Włoska legenda i największy konkurent samochodów z Maranello. Po słynnej sprzeczce założyciela Ferrari i Lamborghini, swego czasu produkującego traktory, ten drugi również pokazał że potrafi wyprodukować samochód sportowy godnie konkurujący z Ferrari. I tak zaczęła się drugi etap w tej firmie. Po za traktorami, które produkuje do dnia dzisiejszego, możemy podziwiać przepiękne samochody z Santa Agata. Modeli Lamborghini było bardzo wiele. Z tej całej puli wybrałem trzynaście najpiękniejszych, które uważam za wyjątkowe. Z powodu ograniczeń, które już znacie, jestem zmuszony podzielić ten wpis na dwie części. Ale na pewno poczekacie i niebawem możecie się spodziewać dokończenia tej magicznej wycieczki po samochodach tej włoskiej marki. No to zaczynamy. Countach ? od razu na początek jeden z najsławniejszych modeli tego producenta. Tak jak to miało miejsce w przypadku Ferrari F40, Countach był drugim modelem z dzieciństwa po Ferrari którym się fascynowałem i musiałem obowiązkowo posiadać model na półkę. Przepiękne kształty i historia jaką posiada sprawia że uważam go za kwintesencję włoskiego super samochodu i zasługuje na miano prawdziwego Lamborghini. Dla mnie nawet współczesne modele mu nie dorównują. Powstało wiele odmian tego samochodu różniących się nie znacznie. Co kolejne generacje Countach?a dodawano więcej spojlerów ale nie zaburzyły one w żadnym przypadku pięknej linii tego modelu. Na zdjęciu model LP500S i na nim się skupię. To co od razu zwraca uwagę to bardzo niska linia nadwozia. Niemal spłaszczona i rozciągnięta karoseria wygląda genialnie. Krótki przód i długi tył by pomieścić serce tego potwora zapoczątkowało linie na kolejne lata Lamborghini. Ogromna przednia szyba w nietypowym kształcie, otwierane przednie reflektory i obowiązkowe drzwi otwierane do góry które stały się symbolem Lamborghini. Wielkie uznania dla projektantów za dopuszczenie tego zabiegu do produkcji seryjnej. Kocham te drzwi. Ale moje oczy nie skończyły wędrówki na drzwiach, spoglądaj po raz tysięczny na model z półki. Charakterystyczne felgi, wloty powietrza w tylnych błotnikach i ten tył. Tył, ze swoimi małymi światłami który jest pewnie najczęstszym widokiem na drogach innych kierowców. Jeden z najpiękniejszych modeli Lamborghini i samochodów świata. Legenda która nadal żyje i godnie reprezentuje historię tego włoskiego producenta. Diablo ? następca poprzednio opisywanego modelu i kolejne marzenie z dzieciństwa. Tak jak poprzednik, prawdziwe Lamborghini. Długo produkowane i nieco zmieniony ostatni model po przejęciu Lamborghini przez Audi, co nie bardzo przypadł mi do gustu ale i tak jest świetny. Ale pokaże Wam pierwszą wersję tego modelu. Od razu po zaprezentowaniu w 1990 roku wiedziano że będzie to kolejny super sportowy samochód jeżdżący po publicznych drogach. Diablo, co muszę przyznać że nazwę wybrano idealną, posiada prawdziwe cechy Lamborghini. Proporcje o których wspominałem wcześniej, otwierane przednie światła i drzwi otwierane do góry. Nie mogło być piękniej. Nisko osadzona linia dachu, szerokie nadwozie i wielkie wloty powietrza za drzwiami prezentują się wyśmienicie. Za linią bocznych szyb można zauważyć wloty powietrza, które znamy z dzisiejszych modeli. Zobaczcie jak w tych małych detalach kontynuowana jest piękna linia tych samochodów. Z tyłu zmieniono nawiązanie do Countach?a. Postawiono na podwójne, okrągłe reflektory które też wyglądają nieziemsko. Na zakończenie warto wspomnieć o nietypowym rozwiązaniu z tylnym zderzakiem. Zauważcie jak wychodzi po za obrys nadwozia. Wygląda to nieziemsko i charakteryzuje ten samochód. Idealny samochód kontynuujący historię Countach?a. Espada ? niesamowity model. Espada pokazała że można produkować sportowe samochody dla czterech osób. Niesamowita sylwetka która zauroczyła mnie gdy po raz pierwszy zobaczyłem ten samochód. Żałuję że nie znalazł się żaden następnik tego modelu. Pewnie musiało tak być. Espada jest jedyna w swoim rodzaju i chyba tak już pozostanie. Przepiękne kształty, długa maska z ciekawymi wlotami. Mam na myśli te po bokach. Prosty, przedni pas z podwójnymi okrągłymi światłami pasuje idealnie. Podążając dalej, nie w sposób nie zauważyć mocno pochylonej przedniej szyby i ciekawych tylnych, bocznych okien. Tył z kolei to wybitne dzieło. Linia dachu, którą kontynuuje tylna szyba wygląda bosko. Dla lepszej widoczności zastosowano także, małą podłużną szybkę na tylnym pasie. Całość dopełniają cztery końcówki układu wydechowego z wielkim chromowanym zderzakiem. Espada powstała w trzech wersjach z czego ostatnia była przeznaczona na rynek amerykański co było spowodowane zmienionymi detalami. Zabrakło chromu i przednie światłą zostały głębiej osadzone. Dodano także większe, plastikowe zderzaki wymagane przez amerykańskie normy. Na zdjęciu za to druga odmiana Espady, czyli 400 GTE. Frua Faena ? mało znany model, bo wyprodukowany w zaledwie jednej sztuce, ale nie pozostał prototypem i stał się ozdobą muzeum, tylko został sprzedany niemieckiemu kolekcjonerowi który posiada go do dziś. Traktować go można jako ciekawostkę, ale chciałem o nim tutaj wspomnieć. Frua Faena jest dotąd jedynym samochodem Lamborghini który posiada cztery drzwi. Nie licząc oczywiście terenówek o których nieco później. Zbudowany i zaprojektowany na bazie Espady stał się nie małym zaskoczeniem w dniu swojej prezentacji. Długi, nisko opadający przód z chowanymi reflektorami i ciekawy, przeszklony tył wyglądają ciekawie. Właśnie ten tył, może wyglądać topornie ale nie zapominajmy że jest to Lamborghini i takie nadwozie jest ewenementem dla tej marki. Ciekawie jak by się dalej potoczyła historia, gdy wprowadzono by do produkcji seryjnej ten model. Przez swoje nadwozie z czterema drzwiami zasługuje na uznanie i może kiedyś doczekamy się następcy. Po zaprezentowaniu prototypowego Estoque wielu wielbicielom marki się nie spodobało. Może zapomnieli o tym modelu? Albo nie zdają sobie sprawy z jego istnienia? Gallardo ? i powracamy w teraźniejszość. Szczerze powiedziawszy, to muszę się przyznać że nie do końca podoba mi się ten samochód. Nie żeby był brzydki lub nie przedstawiał ducha Lamborghini ale nie ma tego czegoś. Ale jeśli znalazł się już na moim blogu to coś musiało sprawić że przyciągnął moją uwagę. Uważam go za mini Lamborghini. Nie jest tym mega brutalnym samochodem, nie ma otwieranych do góry drzwi i jest stosunkowo mały w porównaniu do na przykład Murciélago. Jest swego rodzaju zabawką w garażu prawdziwego miłośnika tych samochodów. Oczywiście jest ładny, ale zabrakło tej finezji co w pozostałych modelach. Przednie światła , gdy po raz pierwszy go ujrzałem w 2003 roku, spodobały mi się i nie mam do czego przyczepić się do przodu tego samochodu. Ale dalej jest już mieszanie. Wspomniane wcześniej drzwi i zabawkowa tylna linia podążająca nad tylnymi kołami trochę mi tu nie pasuję. Myślę, że wiecie co mam na myśli. Podążając dalej, tylne światła przypadły mi do gustu. Zachodzą na płaską część karoserii co wygląda ciekawie. Tylne słupki mocno zachodzące w tył nadwozia również wyglądają nieźle. Ale pozostaje kolejny niedosyt. Tył jest bardzo toporny jak dla mnie i nie bardzo pasuje do reszty. Podsumowując, Gallardo jest pięknym modelem i nie przypadkiem go tu opisuję ale nie znalazł by się w moim garażu marzeń. Nie bardzo mi tu pasuję do wizerunku tej firmy. Jalpa ? na koniec dzisiejszej części, samochód zaprojektowany w innej filozofii niż reszta modeli tamtego okresu. Jalpa miała być dostępna bardziej dla przeciętnego człowieka niż model Countach. Zastosowano w tym modelu tańszy silnik V8 ustawiony poprzecznie. Osiągi i tak były wystarczające jak na sportowy samochód, a do tego znacznie łatwiej prowadziło się ten model niż Countach?a. Jalpa wyprodukowana w zaledwie 419 sztukach uważana jest za model unikatowy. W odróżnieniu od Countacha posiada więcej elementów plastikowych, co na pozór daję wygląd samochodu znacznie młodszego. Sylwetka Jalpy ma tak zwany kształt klinu co bardzo mi się podoba. Uwypuklone błotniki, chowane przednie reflektory i mocno zabudowany tył dodają charakteru temu samochodowi. Z profilu, tył przypomina mi BMW M1 co zasługuje na ogromny plus. Tylne, małe okrągłe światła prezentują się świetnie i pas z oznaczeniami pomiędzy nimi przypomina mi Countach?a. Piękny model, którym kończę ten wpis i zapraszam do części drugiej która ukaże się niebawem. Cierpliwości i zapraszam. P.S. I bym zapomniał, pominąłem Lade z wiadomych względów.
×
×
  • Utwórz nowe...