Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Black Shadow

[FATE] Device Masters: Darkworld

Polecane posty

It will begin like any other day...

erBDcQxs.jpg

Device Masters: Darkworld

Day 1

Invasion

Czy chcemy czy nie dobro nie zawsze wygrywa. I czasami nie możemy nic na to poradzić...

* * *

- Poza krótkim oświadczeniem z Ministerstwa Obrony nie udało się nam uzyskać komentarza dotyczącego niezapowiedzianych wcześniej, wspólnych manewrów japońskiej i amerykańskiej marynarki wojennej. Miały się one odbyć w przeciągu kilku minionych dni parę mil od północnych wybrzeży Hokkaido. Nie wiemy czy trwały one w bezpośredniej bliskości miasta Wakkanai, które przypomnijmy, w zeszły czwartek zostało odcięte od świata w wyniku...

Wyłączył kanał lokalnych wiadomości. Już wcześniej był pewny, że nadchodzą a teraz miał tego potwierdzenie. Trzymane w nieświadomości społeczeństwo może sobie wierzyć w bajki o manewrach wojskowych. Może będzie nawet lepiej gdyby ich nieświadomość trwała do samego końca.

- Przybyli?

- W samą porę, tak jak zostało to nam przepowiedziane. Przekaż naszym braciom i siostrom, że długa droga chyli się ku końcowi. Za siedem dni nastąpi oczyszczenie.

* * *

Lądowania opóźniło się o dwie godziny przez akurat przechodzący, gwałtowny front burzowy. Tłok w terminalu zjadł dodatkową godzinę. Dojazd do tymczasowego miejsca zamieszkania kolejne trzy. Jeżeli dorzucić do tego faktu, że jego bagaż zgubił się na głównym lotnisku, przybył dopiero następnego dnia, i zmiana strefy czasowej nie zamierzała mu ani trochę odpuścić to pierwsze wrażenie związane z Japonią można opisać jako takie sobie łagodnie mówiąc. Choć od przybycia Johna na tą obcą ziemię minęły już trzy dni nadal mógł przypomnieć sobie tą dozę irytacji oraz stresu związanego z tymi wszystkimi opóźnieniami. Mimo wszystko to teraz przeszłość. Nastawał kolejny ranek ze słoneczny, choć lekko zachmurzonym niebem oraz rześkim powietrzem.

Zaczynał się poniedziałek, początek nowego tygodnia. Zbliżała się pierwsza okazja dla Johna aby poznać tutejszych rówieśników oraz samemu zrobić dobre, pierwsze wrażenie. Na razie jednak kwestie szkolne zostały odstawione na bok. Jego umysł znalazł ciekawszy obiekt do rozmyślań. Maska. W jego torbie. Nigdy wcześniej nie widział jej na oczy i był absolutnie pewien, że to nie on ją zapakował. Była... intrygująca... może nawet odrobinę hipnotyczna?

* * *

Historia jak Kei zdołała trafić z rybackiego kontenera płynącego do Kyshu wylądować w Tokio była długa. I niezbyt przyjemna. Najchętniej wolała o wszystkich zapomnieć i znaleźć się gdzieś w bezpiecznym, ciepłym miejscu gdzie źli ludzie nie będą mogli jej znaleźć... Co się stało to się nie odstanie. Uciekła. Teraz będzie musiała uciekać przez resztę swojego życia, tak przynajmniej podejrzewała. Nie dadzą jej spokoju. Jeśli się dowiedzą gdzie jest na pewno nie dadzą. Chciała... po prostu pomocy.

Gdy w duszy błagała o pomocą dłoń coś przykuło jej uwagę w jednej z bocznych alejek. Coś leżącego w pobliżu kontenerów na śmieci. Maska przypominająca twarz zmumifikowanego człowieka. Może Kei sama chciała owinąć się w bandaże i wierzyć, że ukryją ją przed całym światem. Czuła dziwną, niezrozumiałą chęć wzięcia tej - porzuconej? - maski i nawet nie zauważyła gdy już trzymała ją w rękach. Czyżby przeznaczenie tak chciało jej pomóc? Niezależnie jak brzmiała odpowiedź na to pytanie młoda, samotna dziewczyna musiała jednak zdecydować co teraz robić w tej miejskiej dżungli.

* * *

Nie ważne jak się starał o tym jednym miejscu nie był w stanie zapomnieć, nie mógł go odciąć od swoich wspomnień i cisnąć w otchłań umysłu. Zwyczajnie nie potrafił. Raz na jakiś czas niemalże podświadomie nogi zaprowadzały go na ten feralny dach, na miejsce, w którym jedno życie zostało skończone a drugie odwrócone do góry nogami. Reiji Amano sam nie wiedział dokładnie po co tu przychodzi ani dlaczego. Po prostu tu był. Wystarczyło parę, czasami paręnaście minut aby doprowadzić swoje myśli do porządku, zdecydować, że pora zejść z tego przeklętego dachu i żyć dalej swoim odseparowanym od wszystkiego i wszystkich życiem. Dziś, w poniedziałek rano, chciał po prostu przez chwilę tu pobyć.

Niemalże natychmiast zauważył rzecz, której nigdy wcześniej tutaj nie było. Dziwna maska leżącą pośrodku a pod nią niewielki kawałek papieru. Mimowolnie Reiji podszedł do znaleziska. Na kartce znajdowało się jedno napisane karmazynową czerwienią zdanie:

MAKE THEM JUMP

Skojarzenie było natychmiastowe a Amano poczuł jak coś wykręciło jego żołądek niczym zwiniętą szmatę. Nawet nie zauważył gdy już w ręku trzymał maskę i jakoś... nie mógł zmusić się aby ją odrzucić.

* * *

- Muszę ci coś powiedzieć... - zaczęła niepewnie Fumiko.

Ranek, w drodze do szkoły. Może Yumi nie była specjalistką w dziedzinie psychologii, ale widać było już na pierwszy rzut oka, że jej przyjaciółkę coś męczy.

- Moja rodzina... myślimy nad... myślę o przeprowadzce... zmianie szkoły. - Hakiro podejrzewała o co a właściwie kogo może chodzić. Sama nie była może na szczycie klasowej drabiny społecznej, ale jednak dobry wygląd, odpowiednia rodzina i znajomość sztuk walki ograniczały liczbę różnorakich "żartów" pod jej adresem do absolutnego minimum. Jej przyjaciółka nie miała takiego luksusu a najwidoczniej znajomość z Yumi nie wytwarzała automatycznego parasola ochronnego. W każdym razie trzy zadufane w sobie, pochodzące z bogatych rodzin dziewczyny nie miały przeszkód z uczynieniem z Fumiko kozła ofiarnego. Trwało to może od tygodnia albo dwóch. Dziewczyna zaczynała nie wytrzymywać.

Nagle poczuła jakby jej torba zrobiła się odrobinę cięższa. Mimowolnie, choć nadal słuchając drżącego głosu przyjaciółki, zerknęła do środka aby ujrzeć... Maskę. Dziwne. Może ktoś ją podrzucił? W końcu ich trasa biegła przez bardzo mocno zagęszczone rejony Tokio, ale nawet jeśli... po co? Zapomniała, że zapakowała coś takiego? Niee... przecież doskonale pamięta co poczuła. Nieważne. Teraz miała ważniejszą sprawę na głowie a maska równie dobrze mogła na razie spocząć w jej torbie. Z tym kwiatem lotosu była nawet... ładna.

---

Za wszelkie błędy pardon. Zważcie jednak na godzinę posta ^_^

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziwna ta maska. Ja na pewno jej nie wrzucałem, więc kto mi ją podrzucił? W jakim celu? Wyobraźnia zaczęła mi podsuwać różne głupie wytłumaczenia, częściowo podyktowane sporą ilością filmów, które obejrzałem. Primo, ktoś ukradł starą maskę z muzeum i podrzucił ją najmniej podejrzanej osobie celem szmuglu za granicę. Nie, zauważyłbym to już na lotnisku... Przypomniał mi się film "Maska" z Jimem Carreyem. Główny bohater też znalazł taki rupieć i czekało go sporo przygód. Głupia myśl, ale co szkodzi spróbować? Podnoszę maskę na wysokość głowy, zewnętrzną stroną do siebie.

- Wkładać, czy nie wkładać, oto jest pytanie.

Maska szczerzy ogromne zębiska, jakby w zachęcającym uśmiechu. Co może się stać?

Czekaj, mama nie mówiła, że o higienę trzeba dbać? Przecieram wewnętrzną stronę maski szmatką ze spirytusem, przemywam wodą, suszę i zakładam.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Yumi Hakiro

Słowa Fumiko dosłownie mną wstrząsnęły. Jak to? Przecież gdyby nie ona byłabym tu całkiem sama. Nie licząc rodziny oczywiście... oraz mojego słodkiego robota Miko. Wiele zawdzięczam Fumiko, więc chyba nadeszła pora bym sama również jej pomogła. Te trzy wredne i wścibskie flądry pożałują, że postanowiły bawić się emocjami mojej przyjaciółki. Obejmuję dziewczynę i mówię:

- Spokojnie... Wszystko będzie dobrze. Już ja się o to postaram. Obiecuję. Wiesz ile dla mnie znaczysz, więc nie chcę cię stracić. Nawet jeśli to ja miałabym być następnym celem tych ataków nie pozwolę na to, by ci więcej dokuczano. Masz moje słowo, że postaram się temu zaradzić, a ty obiecaj mi, że spróbujesz przekonać siebie samą i rodziców do poczekania z ostateczną decyzją. Dobrze?

Mam nadzieję, że moje słowa dotrą do Fumiko i nie podejmie pochopnej decyzji w najbliższym czasie. Teraz właściwie również zaczynam się dopiero zastanawiać skąd wzięła się ta maska w mojej torbie? Może to te dziewczyny skądś ją wzięły i chcą nam zrobić głupiego i całkowicie nieśmiesznego psikusa? Nie... ta opcja raczej odpada. Przecież torba była ciągle zamknięta, a ten ciężar pojawił się nagle, jakby znikąd. Wszakże jest to dosyć istotne i dziwne zarazem. Może uda mi się coś znaleźć na jej temat w internecie? Sprawdzę to, gdy wrócę do domu. W końcu maska o tak pięknym wzorze musi gdzieś znana i opisana.

Ściągam rękę z ramienia Fumiko i chwytam ją za dłoń. Może choć to odrobinę ja uspokoi...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jedyne miejsce, które nienawidzę, i jednocześnie jedyne potrafiące mnie uspokoić. Zabawne. Nie potrafię o nim zapomnieć i przestać przychodzić. Mimo tego co mnie tu spotkało... Po prostu nie potrafię. To co straciłem. To co zyskałem, o ile cokolwiek zyskałem. Wszystko miało początek tutaj. Czemu jestem tu dziś? Nie mam pojęcia. Wiem jedno. Reiko miała niesamowity zmysł estetyczny. Widok miasta budzącego się rano do życia z tego miejsca był naprawdę piękny.

Jednak coś innego przykuwało moją uwagę. Maska. Ciemna, o złotych rombowych ozdobach wokół oczu i mniejszych trójkątnych przy krawędziach. A pod nią kawałek papieru. Karmazynowe litery mówiące...

Potrzebowałem chwili aby dojść do siebie. Trzymałem maskę w ręce. Chciałem ją wyrzucić, ale jakoś nie potrafiłem. Było w niej coś hipnotyzującego. Te wzory, faktura powierzchni, waga...

Stop. Jestem tu już za długo. Odwracam się i odchodzę. Maskę zabieram ze sobą. Przyjrzę się jej bliżej w domu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Że też ktoś wyrzucił całe pudełko pączków na śmietnik... cóż, ostatecznie i tak się nie zmarnują.

Jak długo będę tak żyć? Jak długo uda mi się tak żyć? Nie tak miało wyglądać życie w Tokio. W książkach, już pierwszego dnia można się zaaklimatyzować - zmywać podłogi w love hotelu, albo coś. Ale to tylko fikcja literacka, a ja nie mam w życiu szczęścia. Tego mi zawsze brakowało...

Jest tu jeszcze coś ciekawego? Zobaczmy: stary zegar, potłuczone talerze... jakaś manga. Hmm... zwykła nastolatka... magiczne moce i spełnianie życzeń; każdy by tak chciał. Wygląda na mało ambitny utwór. Jeszcze ten strój - cały różowy, pełny falbanek i kokardek... nawet włosy ma różowe. Trudno, z braku lepszych opcji, przeczytam to kiedyś.

A to... maska? Wygląda jak prawdziwa twarz, tylko kompletnie wysuszona. Ale nie może być prawdziwa, tak myślę. Jest odrażająca - zupełnie jak ci wszyscy ludzie... nie wykluczając mnie. Może jak podejdę do kogoś w nocy, z tym czymś na twarzy, odda mi portfel i ucieknie? O czym ja myślę...

Tak czy inaczej, robi się późno. Trzeba zaszyć się gdzieś w parku, żeby nie zwracać na siebie niepotrzebnej uwagi. To zabawne, ale mam przeczucie, że ta maska będzie mi potrzebna...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Dziewczynko? Halo? Wszystko w porządku? - Kei usłyszała zatroskany głos jakieś starszej osoby. Dopiero po chwili oprzytomniała na chwilę aby przypomnieć sobie gdzie się znajduje i co działo się z nią przez ostatnie godziny. O dniach nie chciała myśleć. Mimowolnie sprawdziła swoje rzeczy. Wszystko było na swoim miejscu, maska także nie zginęła. - Dzięki Bogu, żyjesz... już się bałem, że...

Teraz dopiero przyjrzała się rozmówcy. Jego znoszony, ubrudzony i przetarty ubiór oraz długi, siwy zarost jasno wskazywał, że jest to ktoś w podobnej pozycji do niej. Bezdomny tylko tak o kilkadziesiąt lat starszy. Miał jednak pogodny wyraz twarzy a gdy się uśmiechnął Kei zauważyła, że o dziwo miał większość zębów. I nie były żółte. Nie czuć było od niego odoru alkoholu albo papierosów. Po chwili Kei próbowała się zorientować w godzinie. Panował blady świt, Słońce dopiero powoli wyłaniało się zza horyzontu.

- Poniedziałek, dochodzi szósta rano. - odparł starszy nieznajomy. - Przepraszam, powinienem się przedstawić. Nazywam się Mori, jak zapewne możesz się domyśleć po wyglądzie jestem bezdomnym. - westchnął: - W sumie nie wiem tak naprawdę od czego zacząć, więc zacznę od najprostszego... czy mogę ci pomóc? - nim Kei zdążyła odpowiedzieć obcy głos rozbrzmiał w jej głowie. A potem znowu. Nie wiedziała skąd, ale czuła, że to głos maski.

...nadchodzą...

Oczy mimowolnie powędrowały na lekko zachmurzone niebo. Nic odstającego od normy.

...nadchodzą... zagrożenie...

-...może czegoś potrzebujesz? - dodał Mori z równie wielką troską jak na początku.

* * *

Będąc już niemalże pod samym budynkiem szkoły dało się nagle słyszeć głośny huk jakby coś z wysokości przybyło na spotkanie z ziemią. Yumi pierwsza dojrzała co to jest. Ktoś wyrzucił szkolną ławkę z chyba trzeciego piętra, tam gdzie jej i Yumiko klasa miała swoje zajęcia. I jak się okazało w istocie była to ławka jej przyjaciółki, poznała niemalże natychmiast. Yumiko wpatrywała się w zdarzenie z wyrazem szoku i niedowierzania. Gdzieś z góry dało się usłyszeć czyjeś śmiechy.

...trzy zarazy...

Oczywiście. To musiałby być te trzy cholerne...chwila, czyj był to głos?

...cierpienie...

Jakoś po prostu wiedziała, że przemawia do niej maska. Nie wiedziała czy wariuje, ale... jednak słyszała czyiś głos pobrzmiewający jak słabe echo w swojej głowie. I jeszcze coś. Czuła narastający gniew. Może nawet furię. Te trzy łajzy...

...wypalić...

* * *

Przez pierwszych kilka chwil po założeniu maski nic się nie działo. John był nawet odrobinę zawiedziony, tyle hałasu o nic, gdy jednak nagle rozbrzmiał silny, dudniący, ale jakby pusty głos w jego głowie.

...NADCHODZĄ...

Nie wiedzieć czemu jego wzrok przeniósł się na tylko lekko zachmurzonego niebo. Niczego odstającego od normy nie zauważył.

...ZAGROŻENIE...

Niczego więcej nie usłyszał. Głos powtórzył dwa wcześniejsze słowa i John stwierdził, że pora zdjąć maskę. Zrobił to bez większych problemów. Zerknął jeszcze na zegarek... do licha, jeszcze trochę i zaraz spóźniłby się pierwszego dnia! Szybko naszykował się do wyjścia, spakował potrzebne rzeczy i także wziął maskę. Nie czuł już tak silnej potrzeby jej założenia, ale z drugiej strony... "chciał" mieć ją w pobliżu. Do szkoły, lekko zdyszany, dobiegł na kilkanaście minut przed rozpoczęciem zajęć.

Z daleka już dojrzał jak coś nagle wylatuje z okna na trzecim piętrze i po krótkim locie roztrzaskuje się na ziemi. Chyba jakaś ławka. Jeden z dziewczyn wpatrywała się w zdarzenie z wyrazem szoku na twarzy. Może to była jej...

* * *

Cóż, Reji pojawił się w szkole wcześniej niż spora część pozostałych uczniów i doskonale widział całe zdarzenie. Nie zwracali jednak na niego uwagi tak jak on nie zwracał na nich i nie interesował się większością rzeczy świata zewnętrznego. Siedział sam w klasie E, jak zawsze przy oknie, gdy do klasy wparowała może czwórka męskich rówieśników. Przez jeden ułamek chwili pomyślał, że może przyszli mu dać nauczkę z jakiegokolwiek głupiego i wyimaginowanego powodu, ale nie... rozejrzeli się przez chwilę po czym chwycili jedną z ławek - Reji mgliście kojarzył, że należała do jakieś dziewczyny - i wynieśli ją z klasy. W tle Amano dał radę zauważyć sylwetki jeszcze jakieś dziewczyn, które... chyba dopingowały chłopaków. W każdym razie chwilę później usłyszał głośny trzask. Poleciało...

...nadchodzą...

Echo dudniącego głosu rozbrzmiało w jego głowie. Mimowolnie skierował wzrok ku niebu. Nie zauważył niczego dziwnego.

...nadchodzą...zagrożenie...

Jakkolwiek dziwne się to wydawało czuł, że głos podchodzi z maski. Albo od maski.

---

1 - teraz wszyscy są w poniedziałek rano wink_prosty.gif, jedynie postać Kondzia jest jeszcze parę godzin do tyłu, ale spokojnie, wszystko się wyrówna... postać Sefnira i Daedrotha jest w klasie E; brylant dopiero się dowie w jakiej jest ^_^

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co się dzieje? Dlaczego słyszę te głosy? Chyba wariuję. To niemożliwe, żeby przemawiała do mnie ta maska. A może jednak? Opanuj się Yumu... opanuj się... Nie, nie mogę tego dokonać. Muszę coś zrobić z tymi trzema wariatkami, które chcą doprowadzić moją przyjaciółkę do ruiny. Zaraz tego pożałują.

- Nie martw się Fumiko i nic nie rób. Już ja się zaraz rozprawię z tymi... łajzami. Już one pożałują, że z nami zadarły. - mówię zaciskając pięści. - Zaczekaj tu, albo chociaż nie pokazuj się chwilowo tamtym.

Jeśli mam im dać nauczkę muszę im pokazać, że nie warto z nami zadzierać, nawet jeśli trzeba będzie użyć siły. Skoro nauczyciele widzą co się dzieje i nie próbują nic z tym zrobić, to muszę tą całą sytuację rozwiązać sama. Nawet jeśli może to grozić wydaleniem ze szkoły. Wszystko dla dobra przyjaciół. Tylko oni się liczą w naszym smutnym i krótkim życiu. Pełna złości ruszam ruszam ku wejściu do szkoły, a w niej do klasy, z której wyleciała ławka Fumiko. Idąc chwytam moją torbę, otwieram ją i przyglądam się tej masce. Wydaję się, że chce ona bym ją założyła. Przyciąga mnie, woła... tak jakby chciała mi w jakiś sposób pomóc. A może to przez nią się tak zachowuję? Mam to gdzieś, to nie jest teraz ważne. Jeśli mam ją założyć, to wypadałoby nie zrobić z siebie wariatki. Ona musi mieć jakąś moc. Zwykłe maski przecież nie mówią do ludzi, nie przyciągają ich tak do siebie, a przede wszystkim nie pojawiają się nagle w ich rękach. Powoli wyciągam ją z torby i delikatnie zakładam. Jeśli nic się wtedy nie stanie będę mogła ją zdjąć zanim dojdę na miejsce. Po co jeszcze bardziej zwracać na siebie uwagę, skoro i tak zrobię zaraz coś przez będzie o mnie mówiła cała szkoła?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Niech mnie... Ci Japończycy się nie oszczędzają. Niby stereotypy krążą o tym, jacy są mądrzy, ale wyobraźni za pens. Przecież ta ławka mogła na kogoś spaść! Kręcąc z niesmakiem głową zauważam, że jedna ze stojących pod szkołą dziewczyn wbiega do szkoły. O tak, to na pewno jej ławka. Nie dziwi mnie jej reakcja.

Idę do budynku z zamiarem pójścia na trzecie piętro. Wiem, że ciekawość nie jest zwykle cnotą, ale muszę wiedzieć, jak zareaguje na to dyrekcja, co sporo powie o jej poziomie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Była ławka, nie ma ławki. Tak można podsumować to co przed chwilą tu zaszło. Do kogo ona należała? Kto tam siedział... Nie mam najmniejszego pojęcia. Dziewczyna... Tak, chyba jakaś dziewczyna. Kto dokładnie? Nie wiem. Zresztą, to i tak nie ma znaczenia. Nie obchodzi mnie to. Bo i czemu miało by obchodzić? To nie moja sprawa. I nie mam zamiaru nad tym rozmyślać. Gorzej, że ktoś na pewno widział jak wchodzę do klasy, a nie ma szans by to wszystko przeszło bez echa.

- Niech to...Co?!

Głos... Słyszę jakiś głos i mimowolnie spoglądam w niebo.

Wariuję do reszty. Zdecydowanie. I jeszcze ta maska. Po co ją w ogóle zabierałem. Wydaje mi się, że to ona do mnie przemawia.... Dobra, koniec tego dobrego. Pora zacząć się leczyć.

Trzeba było iść do domu. Lepiej bym na tym wyszedł. Na pewno.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chwilę po założeniu maski Yumi poczuła jak w odmętach jej jaźni zadudnił obcy głos, ten sam co poprzednio:

...TRZY ZARAZY...

Czerwień. Kolor miłości... ale i gniewu... również krwi. Przez moment zdawało się jej, że cały świat został oblany karmazynową farbą, ale to minęło. W przeciwieństwie do drgających rąk i szalejącej furii wypełniającej jej ciało. Wiedziała, że nie skończy na straszeniu.

...WYPALIĆ...

Pomimo szalejącej w jej wnętrzu burzy maska jakby sugerowała jej cierpliwość i wypatrywanie odpowiedniego momentu do ataku. Siedem osób, te trzy łajzy i czwórka męskich pomocników, szybko zwinęła się z korytarza słysząc od kogoś, że już nadchodzili nauczyciele. Yumi ruszyła za nimi niczym łowca. Wystarczyło tylko, że ich śledziła i sami zaprowadzili ją w odosobnione, zapewne ich specjalne miejsce na terenie szkoły, gdzie mogli poić się własnym towarzystwem, tego jacy są elitarni...

Pomiędzy tymi przemyśleniami nie zauważyła nawet jak w jej rękach znalazła się gazrurka. Otworzyła kolejne drzwi i znalazła się na zewnętrznej klatce schodowej na czwartym piętrze w tylnej części szkoły. Liderka tej bandy spojrzała na nią zdziwiona, potem się zaśmiała robiąc kilka kroków w jej stronę:

- Ciekawa maska, koleżanko... - była niemalże na odpowiedniej odległości. Jeszcze tylko krok. - Jakaż to znajoma twarz się pod nią kryje... - w tym momencie ręka Yumi na moment stała się dzikim zwierzem i bez jakiegokolwiek impulsu z mózgu rzuciła się do ataku. Jedno uderzenie z gazrurki przesunęło szczękę tej łajzy o kilka centymetrów a jej nieprzytomne ciało padło u stóp Hakiro. To co nastąpiło potem wydawało się kawałkami urwanych snów. Ktoś próbował krzyczeć, ktoś chciał ją obezwładnić, ktoś jeszcze chciał uciekać... dopadła ich wszystkich. Gdy jakoś doszła do siebie zobaczyła siedem nieprzytomnych osób dookoła niej, w paru wypadkach z widocznymi złamaniami i śladami krwi. Gazrurka była zgięta w pół i zakrwawiona.

Potrzebowała dłuższej chwili, żeby zdać sobie sprawę, że maska do niej mówi. Przynajmniej kilkanaście razy powtórzyła:

...JUŻ TU SĄ...

...nim dookoła dało się usłyszeć dźwięki syren alarmowych. Spojrzała mimowolnie w niebo. Kilka płonących obiektów, jeden duży w towarzystwie mniejszych, mknęło właśnie ku Ziemi i wyglądało na to, że wylądują w centrum Tokio, zdecydowanie za blisko jej szkoły...

* * *

Cóż, na razie Reijiemu pozostawało żyć ze skutkami swojej decyzji. Może przetrwałby tych parę lekcji, może nawet uniknął całego syfu i niewygodnych pytań związanych z tym całym wyrzuceniem ławki, ale... na wszystkich bogów dawnych i obecnych, ta maska nie chciała się zamknąć. Podejrzewał, że odezwie się tylko raz a właściwie, że to jego wyobraźnia spłatała mu pojedynczego figla. Nic z tych rzeczy... Ciągle słyszał ten sam głos, dudniący lecz w oddali...

...trzy zarazy... wypalić...

To było coś nowego, zaraz jednak powróciła znana nuta.

...nadchodzą... zagrożenie...

Przez moment chciał cisnąć tą cholerną maskę przez okno, wtedy jednak usłyszał coś nowego a kątem oka zobaczył, że jednak... coś spada z nieba...

...już tu są...

- Co do...? - paru rówieśników Reijiego z klasy zebrało się przy oknie.

- Ej, widzicie to co ja?... Co to do licha jest?

...już tu są...

Teraz nie miał wątpliwości. Z nieba mknęło właśnie kilka płonących obiektów z czego jeden był zdecydowanie większy od innych. Wyglądało na to jakby miały spaść gdzieś w centrum Tokio... w każdym razie blisko jego szkoły...

- Odsuńcie się od okien! - to akurat nauczyciel, który właśnie wpadł do klasy. Niemalże w tej samej chwili dookoła rozbrzmiały syreny alarmowe. Głos w masce zadudnił głośniej niż kiedykolwiek (*1):

...JUŻ TU SĄ...

- Ewakuować budynek!

* * *

Gdy John znalazł się na trzecim piętrze towarzystwo odpowiadające za zamieszanie już się rozpierzchło a paru nauczycieli próbowało dowiedzieć się od garstki obecnych co się stało. Nie widział też tej dziewczyny. Spotkał natomiast kogoś z administracji odpowiedzialnego za uczniów z wymiany. W końcu Barclays nadal nie wiedział w jakiej klasie się znajduje a plan zajęć, który dostał mailowo dwa dni temu okazał się przeterminowany o jakiś rok w związku z jakimś błędem w bazie danych...

- Zostajesz przydzielony do klasy D. - kilka minut później miał już wszelkie potrzebne informacje. - Mają zajęcia głównie w salach na drugim piętrze aczkolwiek z drobnymi wyjątkami. Wszystko powinno być zaznaczone na planie zajęć...

...już tu są...

Niby z oddali, ale nadal dudniący głos znów odezwał się w jego głowie. Tym razem mówił jednak coś innego.

...już tu są...

Nie minęła chwila, żeby mógł zobaczyć jak kilka płonących obiektów właśnie mknie ku Ziemi, dokładnie w centrum Tokio i intuicja - albo głos z maski - mu mówiła, że przynajmniej jeden z nich spadnie blisko szkoły...

- Hm? Czy jest coś interesującego w... - facet zamarł w pół słowa gdy zobaczył to samo co John. Rozbrzmiały syreny alarmowe. - Co do licha ciężkiego...

- Ewakuować budynek! - dobiegło z korytarza.

...JUŻ TU SĄ...

---

1 - THEY'RE HERE, to tylko dla reference, którego nie mogłem sobie odmówić tongue_prosty.gif

2 - znudziło mi się czekanie na Kondzia -_-

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przepraszam, inne światy mnie wchłonęły.

***

Szansa jedna na milion. Ekscentryczny staruszek, który udaje bezdomnego, a mieszka w ogromnej rezydencji. Osamotniony po śmierci jedynej córki, przygarnia nieoszczędzaną przez los główną bohaterkę... Tak, pamiętam taką książkę.

Moja obecna sytuacja natomiast, jest bardzo zła. Ten facet... o ile przebieranie się za bezdomnego nie jest jakoś szczególnie alarmujące, nie ma możliwości, żeby w półmroku i z paru metrów rozpoznać wiek i płeć osoby w obszernej bluzie, z kapturem naciągniętym na głowę. Może już dawno temu mnie znaleźli, czekając tylko na odpowiedni moment. A trudno o lepszy moment - jest jeszcze ciemno, a w pobliżu żywej duszy...

Nadchodzą? Co? Nie, nie ważne; muszę zebrać myśli. Może po prostu się poddać? Nie chcę dalej tak żyć... ale umierać też nie chcę, zwłaszcza z ich ręki. Zresztą nie zabiliby mnie od razu, na pewno nie... uch!

Ten człowiek mnie uważnie obserwuje, jeden fałszywy ruch i boje się pomyśleć co się stanie... A może ta maska się na coś przyda. Nie mam lepszego pomysłu. Jedną ręką powoli ściągam czapkę, drugą zakładam maskę. To go na moment zdekoncentruje. Rzucam mu w twarz czapkę i uciekam. Muszę jak najszybciej dotrzeć do jakiegoś większego skupiska ludzi.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czy... Czy to ja to wszystko zrobiłam? To niemożliwe! Przecież nigdy nie byłabym zdolna do czegoś takiego. Owszem zrobiłabym wiele dla najbliższych mi osób, ale do takich czynów z pewnością bym się nie posunęła. Nie wierzę... Tak, to chyba przez nią. Ta maska musiała w jakiś sposób nade mną zawładnąć i wyzwolić całą złość jaką miałam w sobie wobec całej tej grupy. Co ja teraz zrobię? Co zrobię, gdy ktoś zobaczy co tu się stało? Przecież Fumiko mi tego w życiu nie wybaczy i pewnie zdecyduje się na wyjazd. Nie mogę jej stracić, nie teraz... Muszę się jakoś stąd po cichu wydostać, nikt nie może mnie w tym stanie teraz zobaczyć.

...JUŻ TU SĄ...

Zamilcz! Daj mi spokój! Chwytam maskę i próbuję ją ściągnąć*. Próbuję ją wyrzucić... Gdy nagle w dookoła rozchodzi się dźwięk syren alarmowych. Co się dzieje? Dlaczego... Spoglądam w górę i znam już przyczynę. Czyżby to o tym chciała mi powiedzieć maska? Co to takie właściwie jest? Wygląda na to, że to ma "zamiar" wylądować lub uderzyć w centrum miasta. Tuż obok szkoły jeśli się nie mylę. Tym bardziej nie powinno mnie tu chyba być. Nie wiem z czym mam do czynienia, ale jestem wiem, że nie chcę zginąć w tak głupi sposób jak np. uderzenie jakiejś asteroidy, czy czegoś innego. Muszę uciekać, po drodze może uda mi się znaleźć Fumiko. Nie mogę jej teraz zostawić.

_________________________________________________

*Sądząc z opisu mam ją jeszcze na sobie. Jeśli nie, nie wykonuję tej czynności.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To się nie dzieje. Błagam, to zły sen, niech to będzie zły sen! Ledwo przyjechałem do Japonii i zaraz skończy się świat! Zginiemy równie szybko co dinozaury...

-Ewakuować budynek!

Zaczynam zwiewać, ile sił w nogach. Przerażony próbuję cokolwiek wysnuć z tego chaosu. Dziwna maska, głosy w głowie i meteoryty (a może statki) nad Tokio to zbyt dużo naraz. Zdziwiony zauważam, że kieruję się nie na zewnątrz, lecz bardziej w głąb budynku. Mam wrażenie, że teren wokół szkoły dostanie...

Człowiek czuje się najgorzej, gdy nie może nic zrobić, by poprawić sytuację. Mam dziwną nadzieję, że w moim przypadku się to zmieni.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Super, pięknie, wspaniale. Wariuje do reszty, a otoczeniu to się udziela... Litości. Naprawdę mogłem iść do domu. W sumie to nic straconego skoro zarządzono ewakuację.

Dobra, przeanalizujmy co się dzieje. Coś spada z nieba. Najsensowniejszym wyjaśnieniem będzie jakaś stacja kosmiczna, satelita czy prom. Albo deszcz meteorytów. Choć wtedy pewnie by o tym w wiadomościach trąbili. Zawsze w grę wchodzą kosmici... Starczy tego. Pora przyznać się samemu przed sobą, że zwariowałem. Choć z drugiej strony nic wcześniej nie wskazywało bym miał postradać zmysły... Nie do czasu tej maski.

Czyli mogę założyć, iż to dzieje się naprawdę, a ja na moje nieszczęście mogę być jakoś w to wplątany. Brzmi jak tania manga. Chociaż...

Może być ciekawe.

Kto by pomyślał, że dojdę do takiego wniosku. Śmieszne.

Powoli zbieram swoje rzeczy i wychodzę z klasy. Następnie kieruję się na dach. Tam będzie dobry widok na to wszystko.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Staruszek, zaskoczonym acz nadal serdecznym tonem, zawołał za uciekającą dziewczyną. Kei nie zareagowała. I tak nie miała zamiaru, ale bezdomny przestał nagle być jej problemem. Usłyszała dudniący głos w swojej głowie... dochodzący z maski.

...NADCHODZĄ...

Czy chodziło o jej oprawców? Czy gdyby naprawdę Mori miał wobec niej złe zamiary już ktoś by za nią gonił? Czy jednak chodziło jeszcze o coś innego... o coś obcego? Nawet po zdjęciu maski wciąż słyszała ostrzeżenie choć teraz brzmiało raczej jak echo potężnego głosu dochodzącego z oddali. I w końcu po dwóch czy trzech godzinach nadawana nuta uległa zmianie. Tak samo jak sytuacja na niebie. Coś nadlatywało, coś wielkiego i płonącego a co więcej to coś mknęło prosto w centrum Tokio. Kei znajdowała się w jego bliskich okolicach.

...już tu są...

Nie zdążyła się nawet zastanowić czy to o tym ostrzegała ją maska gdy meteoryt zniknął pomiędzy wieżowcami a chwilę potem powietrze rozdarł huk eksplozji. Zatrzęsła się ziemia, budynki zachwiały w posadach, ludzie upadali na ziemię, tony szkła sypały się z biurowców a powietrze zrobiło się gęste od pyłu, snopów dymu i Bóg wie czego jeszcze. Zapanował chaos. Kei nie wiedziała za bardzo, w którą stronę się udać gdy usłyszała głos maski, silniejszy niż przedtem, a z miejsca uderzenia zobaczyła formujący się, masywnych rozmiarów kształt...

* * *

W którymś momencie John usłyszał świst przeszywanego powietrza jakby ktoś wystrzelił z rewolweru. Najpierw gdzieś w oddali, w innej części Tokio. Chwilę potem znacznie bliżej, aż zadrgały szyby i w końcu coś uderzyło zaraz obok. Jeden z tych płonących obiektów, który teraz, na ziemi, przypominał Barclaysowi raczej okręt transportowy wbił się i przeorał szkolne boisko bejsbolowe. Dobra wiadomość? W momencie katastrofy było puste. Zła? Spośród wzbitego dymu i pyłu dało się dojrzeć kilka humanoidalnych sylwetek okutych w pancerze i z bronią w rękach (*1)...

John nie miał się im jak przyglądać. Nie minęła nawet chwila gdy od strony centrum Tokio powietrze rozerwała kolejna, tym razem najpotężniejsza eksplozja, która wybiła wszystkie okna w budynku i solidnie nim zachwiała. Spoglądając w tamtą stronę Barclays zobaczył chaos i destrukcję - snopy dymu przesłaniały widok, część wieżowców wydawała się mocno uszkodzona a spanikowani ludzie nie mieli pojęcia co robić... Głos z maski zadudnił ponownie i w tej samej chwili z czarnej zasłony wyłoniła się ręka machiny...

* * *

Udanie się na dach było niezłym pomysłem. Jeżeli Reiji chciał podziwiać chaos i destrukcję jakie spadły na niczego nie spodziewające się Tokio nie mógł znaleźć lepszego widoku. Jeden mniejszy obiekt spadł nawet w bezpośrednim rejonie szkoły demolując całkowicie boisko bejsbolowe i, co więcej, wyglądało na to jakby coś humanoidalnego wyłaniało się pod osłoną snopów dymu. Po chwili był nawet w stanie dojrzeć co - istoty mniej więcej ludzkiego wzrostu okute w bojowe pancerze i z bronią w rękach... Przez moment musiał je zignorować. Fala uderzeniowa czy tam podmuch wiatru od głównego uderzenia prawie ściął go z nóg. A potem nie mógł jakoś oderwać wzroku i bacznie obserwował jak spomiędzy czarnego dymu oraz zniszczonych budowli centralnego Tokio wyłania się machina bojowa.

Głos z maski zadudnił kolejny raz...

* * *

- Yumi! Yumi! - Fumiko usłyszała rozpaczliwy głos swojej przyjaciółki gdy tylko wyskoczyła z budynku szkoły. Panował chaos. Panikowali nie tylko uczniowie, ale i nauczyciele gdy słychać było kolejne świsty przedzieranego powietrza i następujące po tym huki. Niektórzy stali jak wryci ze strachu. Inni biegli po prostu przed siebie nie mając pojęcia co robić. Jeden z takich huków doszedł z drugiej strony szkoły, ale Fumiko nie była w stanie dojrzeć co. - Yumi! Co się dzieje?! Co mamy robić?!

Nie zdążyła odpowiedzieć. Kolejny, tym razem ogłuszający i rozdzierający huk doszedł od strony ścisłego centrum Tokio. Największy płonący fragment właśnie wylądował. Ziemia się zatrzęsła. Co mniej przygotowani zostali znokautowani na ziemię przez podmuch powietrza. Na ulice posypało się szkło. Kilka wieżowców wyglądało na uszkodzone. Do tego wzbite tumany kurzu i pyłu oraz sam czarny snop dymu z miejsca bezpośredniego lądowania. Nagle jednak potężna, mechaniczna łapa wszystko rozwiała a Fumiko usłyszała głośniej niż kiedykolwiek głos maski.

* * *

W jednej chwili dym się rozwiał. Przerażeni ludzie mogli podziwiać w pełnej krasie masywną, sięgającą przynajmniej kilkudziesięciu metrów biomachinę. Z jej naramienników wyleciało kilka ledwo widocznych, niewielkich, metalicznych kulek...

...WALCZCIE...

Skanery. Z zawrotną prędkością przelatywały nad miastem i przetwarzały gigantyczną ilość zdobywanych informacji. Każdy jeden z nich zatrzymał się nad posiadaczem maski (*2) na kilka sekund po czym natychmiast zawrócił nim mogli by zareagować.

...ALBO CHOWAJCIE SIĘ...

- CELE PRIORYTETOWE ODNALEZIONE. - maszyna odezwała się swoim donośnym i bezpłciowym głosem. - PRZECHODZĘ W TRYB BOJOWY. PROCES ELIMINACJI ROZPOCZĘTY. - szybciej niż ktokolwiek mógł by się spodziewać pojawiły się japońskie Siły Samoobrony.. Przynajmniej ich część. Kilka rakiet wystrzelonych w kierunku robota nie zrobiło na nim żadnego wrażenia a same helikoptery i myśliwce zamieniły się niedługo potem w płonącą kupę pozginanego i stopionego żelastwa. Posiłków nie było widać.

...ALBO GIŃCIE...

I wtedy się zobaczyli. Czas na chwilę zwolnił. Nie było miasta, zniknęły wszystkie budowle, został tylko płaski, nienaruszony teren. A na nim czterech nastolatków. Posiadacze masek. Może przekleństwa a może jedynej rzeczy zdolnej do powstrzymania inwazji. Pytaniem pozostawało czy z niej skorzystają - czy zechcą walczyć czy jednak się ukryć. Odpowiedź musieli znaleźć już sami. Nim jednak powrócili do tego atakowanego przez nieznane siły Tokio zobaczyli coś jeszcze. Sylwetka kogoś w ich wieku siedząca na skraju ciemności odwrócona plecami do nich. Nie odezwała się ani słowem. Czy był to posiadacz maski? Tylko czas może dać na to odpowiedź... o ile zostanie ktoś żyw do odkrycia prawdy...

...WALCZCIE...

...CHOWAJCIE SIĘ...

...ALBO GIŃCIE...

---

1 - spoko, to nadal 'kitowcy' czyli mooki z niskimi statami wink_prosty.gif

2 - czyli nad postaciami graczy ;]

Ostatni fragment posta jest oczywiście dla wszystkich!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co się dzieje? Co to wszystko znaczy? Kim lub czym to jest? Jeszcze ta nieznana osoba siedząca kawałek dalej. Nie wiem kto to jest. Jeśli posiada taką samą maskę jak my, lepiej aby znajdował się po naszej stronie. Jeśli jej nie posiada powinien uciekać. Zresztą sama nie wiem jak mam się teraz zachować. Jedna część mnie podpowiada mi ucieczkę, druga walkę. Nie wiem, której chcę słuchać. Ucieczka mi bardzo nie pomoże, nie jestem pewna zresztą, czy zdołałabym przed tym uciec. Natomiast walka... maska posiada wielką moc. Pozostaje tylko pytanie, czy odpowiednio wielką i czy mogę nad nią zapanować. Nie chcę, bym znów straciła nad sobą kontroli, gdyż nie wiem jak mogłabym się wtedy zachować. Mam coraz mniej czasu i muszę podjąć jakąś decyzję. Tylko jak mam zdecydować? Szkoda, że nie ma tu mojego robota. On z pewnością dałby mi teraz dobra radę. Dobra. Raz kozie śmierć. Spróbujmy walki. Wyciągam maskę i zakładając ją w pełnym przekonaniu mówię:

- Tym razem nie pozwolę ci przejąć nade mną pełnej kontroli. Nie tym razem...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pora stawić czoło rzeczywistości. Po pierwsze nie zwariowałem. Po drugie mamy inwazję obcych, albo czegoś takiego. Chyba już bym wolał zwariować...

Dobra co my tu mamy. Powoli. Maska. Nie ma wątpliwości, iż jest jakoś z tym związana. Pytanie tylko jak. Odnoszę wrażenie, że za niedługo się o tym przekonam. Co dalej?

Trzy osoby. Dwie w miarę blisko. Jedna gdzieś dalej, pomyślmy... chyba gdzieś w okolicach parku.

I jeszcze coś. Czyjaś sylwetka na skraju ciemności... Nie, to teraz nie ma znaczenia. Trzeba myśleć co zrobić teraz. A zgaduję, że jest dość źle skoro pojawiły siły Samoobrony, które zresztą zostały dość szybko zlikwidowane.

Ten tajemniczy głos zdecydowanie nie pomaga.

Uciekać?

Nie ma mowy. Uciekałem przez ostatni rok.

Zginąć?

Część mnie już dawno umarła.

Pozostało tylko jedno.

Walczyć.

Potrzebuję broni. Gdzie ją zdobyć w szkole? O dziwo, odpowiedź wcale nie jest taka trudna. W klubie łuczniczym znajdę łuk i strzały. Niestety obawiam się, iż będzie to tylko sprzęt do kyudo. Musi wystarczyć. Następny będzie klub kendo. Bokeny są całkiem wytrzymałe... Prawdziwa katana była by jednak lepsza. Trzeba będzie sprawdzić czy czasem nie ma gdzieś klubu iaido.

Heh. Właśnie odbija się na mnie rok nie interesowanie się niczym. Nawet nie wiem jakie kluby są w szkole... Dobra nie ma sensu się nad tym teraz zastanawiać. Trzeba działać, jeśli chcę przeżyć.

Ale najpierw trzeba znaleźć pozostałe osoby. Nie jestem z tego zbytnio zadowolony, nie bez powodu ograniczyłem kontakty z innymi ludźmi, ale samemu nic nie zdziałam. To, że się widzieliśmy musiało coś znaczyć.

Pora działać. Jeśli się nie mylę pierwsza osoba będzie w szkole. Druga gdzieś przed budynkiem. Potem pokoje klubowe i broń. Priorytety ustalone. Pora działać.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wyjąłem z plecaka maskę i rzuciłem go na podłogę. On, podobnie jak podręczniki, nie przyda mi się pewnie przez długi czas.

Odpowiedź na głos z maski jest banalna. Jak małe szanse może mieć taki gówniarz jak ja, z ledwie znalezionym artefaktem, którego nie zna? Wróg jednym atakiem zabił już pewnie dziesiątki tysięcy ludzi i żadne armie go nie powstrzymają. Niedługo pewnie padnie Japonia, potem cała Azja i w końcu reszta świata. Czy taki koniec ma spotkać rasę ludzką po dziesiątkach tysięcy lat rozwoju? Czy będziemy skazani na krycie się przed wrogiem i powolną agonię?

Dobrze przynajmniej, że nie zaczęło się to w Anglii i moi rodacy będą mieli czas na przygotowanie się, jeśli przygotowania mają w ogóle sens wobec takiego wroga.

Lubię startować z przegranej pozycji, ba, nawet jestem do tego przyzwyczajony od małego. Uczono mnie, że nawet jeśli masz przegrać, zrób to ze stylem. Wyszczerzyłem zęby w uśmiechu podobnym do tego z maski.

-

- mruknąłem, zakładając ją. Przez moment ujrzałem otaczające mnie iskry.

Korytarzem wstrząsnął huk, podłoga zadrżała w kolejnym wstrząsie. Fala uderzeniowa rzuciła w bok moim plecakiem, zniszczyła tynk na ścianach i rozbiła kilka nienaruszonych szyb. Czułem się, jakby ogromna dawka prądu przepłynęła przez moje ciało, które teraz pulsowało od zgromadzonej energii. Posadzka wokół mnie była osmalona, jednak mi samemu nic się nie stało. Kawałki podłogi, ściany i szkła unosiły się nisko nad ziemią, moje włosy falowały jak na wietrze. To było to... Moc. Siła do walki, do próby zmiany przeznaczenia. Wykorzystam ją dobrze.

Wyskoczyłem przez okno i zgrabnie wylądowałem na ziemi, pomagając sobie rękoma. Zacząłem powoli iść w kierunku pierwszych przeciwników, składając przed sobą dłonie jak do modlitwy. Po chwili zacząłem je od siebie odsuwać, pozwalając, by zgromadzona energia formowała broń.

Podrzuciłem łuk do góry, chwyciłem go prawą ręką, lewą wyjmując z nieistniejącego kołczana jak najprawdziwszą strzałę i w tym samym płynnym ruchu naciągając cięciwę.

- Up yours!

----

FP:5

SiM: 3 (sekwencja postów)+ 4(ostatni post) - 3(moc)= 4

Wydaję 3 SiM na stworzenie łuku z bonusem +1. Atakuję z "Celności".

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Słyszę głosy, a w centrum miasta właśnie zaczęła się "Wojna Światów"... chyba w końcu mi odbiło z tego wszystkiego.

Zakładając, że to nie dzieje się tylko w mojej głowie: Marsjanie chcą zniszczyć maski, albo ich posiadaczy, ewentualnie jedno i drugie. Rozsądnym wyjściem byłoby zostawienie tu tej maski i ucieczka... ale... jakoś ciężko mi się z nią rozstać. Na razie chce się gdzieś schować i poobserwować pozostałą trójkę. Przynajmniej nie muszę się teraz martwić wojskowymi...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czuł moc... Nie tylko w swoich żyłach, ale i w trzymanej przez niego broni. Lekko świeciły. Gotowe do użycia. John nie czekał ani chwili dłużej i rozpoczął swoją walkę z przeznaczeniem... Na dobry początek z lekko opancerzonym oddziałem obcych, który doszedł do siebie po lądowaniu, ukazał się w pełnej krasie i już był gotów do rozpoczęcia swej kanonady gdy właśnie w tej sekundzie gdy pierwsza - tak jakby zdolna do przecinania diamentu - strzała wbiła się głęboko prosto w głowę jednego z nich. Anglik widział z daleka, że wypłynęła niebieska krew. Błyskawicznie zdjął jeszcze trzech innych nim spróbowali odpowiedzieć a sam posiadacz maski nic nie robił sobie ze świszczących dookoła niego pocisków (*1). Wystrzelał ich nim mogli zrobić komukolwiek krzywdę. Zostało jednak jeszcze parę takich grup i sam robot...

- ATTACK PATTERN R - właśnie w tej chwili zobaczył jak maszyna celuje w jego stronę unosząc jedno ze swych ramion. - CEL NAMIERZONY.

* * *

Zakładając maskę poczuł się... silniejszy... szybszy. Reiji przez moment miał wrażenie jakby prąd po nim przechodził. Chyba tak odczuwał tą nową moc płynącą w jego żyłach. Nie tracąc ani chwili ruszył wgłąb szkoły i tylko przelotem zdążył zauważyć jak ktoś, w masce, wyskakuje przez okno gotów do walki. W końcu, słysząc kanonadę na zewnątrz, dopadł do klubowego pokoju i chwycił właściwe narzędzia (*2). Na jedną potyczkę już się spóźnił, obcy na szkolnym boisku byli zneutralizowani. Zostali inni.

* * *

- Yumi? - nagle jej przyjaciółka zapomniała o ogarniającej jej panice i tylko spoglądała z niedowierzaniem oraz... strachem. Nie straciła kontroli. Wciąż doskonale wiedziała co się dzieje i może nawet wiedziała co ma zrobić. Fumiko wciąż była koło niej. Jeżeli nie zrobi niczego zginie podobnie jak i masa innych ludzi w Tokio. Czuła także jak coś nowego płynie w jej żyłach. Energia zdolna do przezwyciężenia tego co rzuci na nią los. Głos się nie odezwał. W końcu podjęła decyzję. Będzie walczyć. - Co mamy...mam robić? - spytała Fumiko.

Odgłosy walki na tyłach szkoły trwały przez kilka sekund i urwały się równie nagle co zaczęły. Ktoś musiał się zająć tymi obcymi. To jednak nie był koniec. Potężna machina krocząca powoli w stronę ich szkoły zaczęła w nią celować.

* * *

Jednego była pewna - ktoś próbował walczyć. Choć przez ten cały chaos, pył i snopy dymu unoszące się w powietrzu Kei nie była w stanie dojrzeć... chyba budynku szkoły gdzie znajdowali się inni posiadacze masek, ale dobiegające do niej odgłosy nie pozostawiały wątpliwości. Chcąc ich lepiej widzieć Kei ruszyła w stronę szkoły starając się trzymać z dala od czyjegokolwiek widoku i unikając problemów...przynajmniej do momentu, w którym zza rogu wyłonił się oddział opancerzonych, uzbrojonych istot.

Jeden z nich, możliwe, że lider, krzyknął coś w niezrozumiałym dla niej języku. Czas na moment zwolnił. Kei widziała jak obcy unoszą broń celując prosto w nią.

---

1 - twój atak na +4 co efektywnie kasuje całą grupę mooków na terenie szkoły, nim jednak zginęli próbowali się odgryźć, ale cóż... z kolei ty miałeś +4 na obronę (ich staty nie powalają... no i jak rzucili -1 na atak to co się dziwić tongue_prosty.gif)

2 - nie byłem w stanie powiedzieć z twojego posta co ostatecznie bierzesz, więc zostawiam to tobie do określenia ;]

SiM:

brylant: 3 (sekwencja postów) + 4 (ostatni post) - 3 (moc) = 4

Sefnir: 3 (sekwencja postów) + 4 (ostatni post) = 7

Daedroth: 3 (j.w) + 3 (za ostatni) = 6

Kondzio: 3 (j.w) + 2 = 5

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Początek był dobry, jednak ta grupka to pikuś w porównaniu z tym robotem. Rozglądam się po okolicy, szukając drogi ucieczki.

Ludzie. Wszędzie bezbronni ludzie, potrzebujący ochrony. Gdzie nie zrobię uniku, ktoś zginie zamiast mnie. Nie dopuszczę do tego. Przyjmę to na klatę.

- DAWAJ!

Tym razem uczucie było inne. Zamiast prądu płynącego przez moje ciało poczułem rozpierającą energię, która znalazła ujście w postaci wyładowań energii i iskier przecinających powietrze wokół mnie. Instynktownie czułem, że mnie ochroni. Napiąłem łuk, celując w robota. Jeden na jednego, pojedynek w samo południe. Dawid kontra Goliat.

Nie dorwiesz mnie tak łatwo.

_____

SiM: 4-4 (Tarcza)=0

Korzystam z Celności (z bonusem +1 z łuku) do ataku, w obronie z wytrzymałości wspartej mocą Tarcza i aspektem Determinator.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Uciekaj Fumiko! Uciekaj jak najdalej stąd i od tego całego zgiełku! Znajdź jakieś bezpieczne miejsce i zostań tam dopóki nie usłyszysz, że to się skończyło lub chociaż uspokoiło.

Niewiarygodne uczucie. Teraz, gdy mam pełną świadomość, mimo założonej maski, czuję się o wiele pewniej. Wiem również na co mniej więcej teraz mnie stać. Poza tym czuję, że jestem silniejsza i sprawniejsza niż wcześniej. Dopiero teraz mogę doznać całej magii jaka znajduje się w masce, która z niewiadomych przyczyn wybrała mnie, bym walczyła. Mam nadzieję, że w przyszłości się to wyjaśni, a teraz trzeba zacząć działać. Gdy giną niewinni nie można oczekiwać na cud, trzeba samemu ruszyć do akcji. I to mam zamiar zrobić.

- Enhance - powiedziałam, właściwie sama nie wiedząc czemu. Nie wiem co to oznacza, po prostu podświadomość podpowiedziała mi to słowo i poczułam, że muszę to powiedzieć. Minęła krótka chwila i dookoła nie wydarzyło się nic, co mogłoby zostać uznane za efekt wypowiedzianego wyrazu, zaklęcia, czy jak mam to nazwać. Nagle poczułam jednak nagły przypływ mocy, a wokół mnie pojawiła się jakaś aura. Wyglądało to tak jakbym promieniowała energią. Dziwne uczucie, ale poczułam, że jestem gotowa. Ruszam do ataku, choć może się wydawać, że stoję na straconej pozycji w walce z tą maszyną. Choć panuję nad moim zachowaniem, coś w głębi duszy podpowiada mi co mam robić, jak się zachować.

Walcz. Uwierz w swoje umiejętności...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Znalazłem to co chciałem. Problem polegał na tym, że interesujące mnie kluby znajdowały się na placu z boku szkoły. Atak miał miejsce na boisku i przed budynkiem. Czyli musiałem się wracać. Trudno. Przynajmniej opłacało mi się.

Biegnąc teraz korytarzem mogłem bez problemu zauważyć, iż sytuacja na boisku była opanowana. Więc mogłem się skierować tylko w jedno miejsce.

Maska. Śmieszne. Mam ją na sobie. Nawet nie wiem kiedy ją założyłem. Jednak to co teraz dzięki niej czuję... jest dziwne. Nietypowe. Jakbym nagle stał się szybszy, silniejszy. Zdolności, których nigdy nie miałem. Wiedza, którą dawno zapomniałem. Można to było nazwać nieprzyjemnym. Ale tylko przez króciutką chwilę. Później, wszystko stawało się naturalne.

W końcu znalazłem się tam gdzie... chciałem? A może tam gdzie powinienem się znaleźć?

Kto wie. Zresztą, i tak nie ma to znaczenia.

Chcę przeżyć.

Musze walczyć.

Aby przeżyć, muszę walczyć.

Teraz tylko to się liczy.

Wychodzę przed budynek szkoły.

Inni uczniowie. Boją się? Panikują? Nie zwracam na nich uwagi, tak jak i oni nie zwracają uwagi na mnie.

W ręce trzymam boken. Zwykły drewniany. To wystarczy. Wiem o tym.

Przez ramię miałem przewieszony łuk i kołczan. Rzucam go na ziemie. Teraz mi się nie przyda. Tak naprawdę nigdy nie był mi potrzebny...

Mocniej chwytam broń. Czuję przepływającą do niej energię. Tak jakby było to dla mnie naturalne.

Wzmacniam ją. Drewno zamieniam w twardy, ostry metal.

Jestem gotowy. Ruszam przed siebie.

---

SiM: 7 - 3 = 4

Korzystam ze Wzmocnienia i (łał co za niespodzianka:) ) wzmacniam trzymany przedmiot.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gdy wielka, ważąca Bóg jeden wiedział ile-set kilogramów metalowa łapa robota wystrzeliła w stronę szkoły dla Johna czas na jeden ułamek chwili zwolnił. Poczuł jak energia otacza jego ciało a iskry przecinały powietrze. Napiął łuk. A potem czas wrócił do normy... W jednej chwili łapa maszyny znalazła się tuż przed posiadaczem maski. Okolica rozświetliła się od wyładowań elektrycznych a powietrze rozdarł huk gdy dwie siły starły się ze sobą. Maska w tym pojedynku okazała się silniejsza. John był nietknięty (*1), gotów do kontrataku nim robot mógł zorientować się co się dzieje. Jarzącą się energią strzała wyleciała z łuku niczym wystrzelony pocisk prosto w sam rdzeń biomachiny. Barclays spoglądał jak nagle jego Goliat zatrzymał się w miejscu, jakby wygiął, dało się słyszeć takie donośne, basowe *BOOOM* i górna część robota nagle przestała istnieć... (*2)

* * *

Nim Yumi zdążyła dobiec do robota, a ten znajdował się jeszcze z dobrych dwieście metrów od szkoły, zobaczyła jak jakaś świecącą się strzała poleciała w jego stronę i najpewniej trafiła w czuły punkt... machina przestała istnieć parę sekund później ogłaszając swoją śmierć potężnym hukiem, który rozniósł się po okolicy. Nie miała nawet czasu krzyknąć z radości gdy w zasięgu wzroku wyłonił się nie jeden, ale dwa oddziały opancerzonych obcych. Nie czekając ani chwili otworzyli ogień bez żadnego skutku. Posiadaczka maski była nietknięta (*3). Ich los był natomiast przypieczętowany. Nie zdążyli nawet przeładować i wypalić kolejny raz gdy demon szybkości wpadł pomiędzy nich, i w kilkunastu potężnych ciosach - które brzmiały niemalże jak uderzenia piorunów - rozgromiła każdego oponenta w zasięgu wzroku (*4). Nawet nie czuła się zmęczona.

Kilkanaście metrów dalej stał Reiji, wreszcie gotów do walki, przypatrujący się jak największy przeciwnik został zdjęty na jeden strzał a grupka kilkunastu obcych nie miała szans w starciu z innym posiadaczem maski. Podświadomie wyczuwał, że na razie to tyle...

* * *

Niemalże natychmiast po bitwie kolejna wizja. Czas staje w miejscu. Infrastruktura Tokio chowa się pod ziemię. Zostaje tylko płaski teren i blade, pozbawione znaków ulice. Błyskawiczny przelot po mieście jakby szukających pozostałych obcych. Wszystkie zneutralizowane. Dwie przy pomocy lokalnych oddziałów policji i posiłków od Sił Samoobrony, które właśnie docierały na miejsce, aczkolwiek z pewnymi stratami własnymi, a jedna... najwidoczniej w starciu z innym...inną posiadaczką maski. Jej samej nie wyczuwali. Nie widzieli. Obok ciał obcych leżało chyba jakieś ludzkie...

* * *

Znów byli z powrotem, tu i teraz, przed budynkiem swojej szkoły właśnie ocalonej przed atakiem obcych. Zdali sobie sprawę, że jakby wszystko ucichło i to chyba oni byli tego powodem. Panika ustała. Kto nie uciekł teraz wpatrywał się w nich z wyrazem absolutnego szoku.

- Tak jest! - nagle ryknął ktoś z tłumu tonem pełnym entuzjazmu. - Daliście im popalić!

W jednej chwili znów zrobiło się głośno, ale tym razem zamiast krzyków paniki i rozpaczy dało się słyszeć bojowe okrzyki, oklaski i wiwaty.

- Na cześć naszym zamaskowanym bohaterom... hip hip, hura!

* * *

Głos z maski odezwał się jeszcze jeden raz:

...TO DOPIERO POCZĄTEK...

---

1 - +3 na obronę bez wykorzystywania fp (to pójdzie na następujący zaraz kontratak ;])

2 - congratilations! Ten oponent był w sumie projektowany, że albo będziecie się z nim męczyć albo załatwicie go jednym ciosem a że miał trzy kratki życia bez konsekwencji i rzut na obronę mu nie poszedł to... +4 na atak i załatwienie "bossa" tego starcia ^.^

3 - +2 i 0 na obronie (fartowne rzuty mimo wszystko tongue_prosty.gif) na korzyść broniącego się... nadal nie masz zakreślonej kratki

4 - cóż... +8 u ciebie w ataku (5, 2, 6, 6 na kościach plus aktywowana moc) gdzie oni mieli -2 w obronie... zamieniłem łączne +10 dla ciebie na dwa +5 co efektywnie starczyło do wyeliminowania ostatnich mooków biggrin_prosty.gif

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Uśmiechnąłem się pod maską, dumny i radosny z uratowania tylu ludzi. Moje włosy i ubranie zaczęły powiewać lekko na wietrze. Wyprostowałem się i podniosłem dłoń wysoko do góry, układając palce w gest zwycięstwa. Nie chciałem nic mówić, rujnować chwili żadnymi pompatycznymi przemowami ani podziękowaniami. Obraz jest silniejszy od słów.

Walczyliśmy z niespodziewanym najeźdźcą, niesamowicie potężnym i jakoś zwyciężyliśmy. Czekały nas kolejne bitwy i ofiary, lecz wiedziałem, że ludzkość nie przegra bez walki. Nie wiedzieliśmy, kto chciał nas zniszczyć ani kto dał nam Maski, wiedziałem jedno: szansa na zwycięstwo może być w zasięgu ręki. Przyjęliśmy pierwszy cios i oddaliśmy go z nawiązką. Ponieśliśmy straty, lecz nadal staliśmy wyprostowani, gotowi na kolejną rundę i wymianę uderzeń. Mieliśmy siebie nawzajem, mieliśmy broń i mieliśmy to, co najważniejsze.

Nadzieję.

___

klik?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.


  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Utwórz nowe...